Liia Gramer

 
Imię: Liia
Nazwisko: Gramer
Rasa: Choć jej rodzina, to w większości wampiry ona jedyna jest Nocnym Łowcą. Przez co, została wydziedziczona za spadku, oraz jej rodzina się do niej nie przyznaje.
Płeć: Jest kobietą.
Wiek: Liia, ma 20 lat. Za miesiąc 21.
Głos: klik
Orientacja: Heteroseksualna.
Partner: Dziewczyna jest, dość nieśmiała i nawet przed sobą samą udaje że, nikt z Nocnych Łowców jej się nie podoba. Jednak to nie prawda. Zauroczyła się, w jednym z chłopaków jest jednak pewna że nigdy nic z tego, nie wyjdzie ponieważ jest za brzydka aby kogoś znaleźć, i być szczęśliwą.
Moc: Jej mocą, jest unieruchamianie. Gdy na kogoś, spojrzy i pomyśli o tym że chcę aby, on się nie ruszał automatycznie ten traci funkcję ruchu. Może jedynie mówić, i oddychać. Działa to na każdą rasę. Ludzi, Nocnych Łowców, Wampiry, Wilkołaki, i Pół Anioły pół demony.
Charakter: Liia jest odważna, rozsądna, zawsze skupia się na wyzwaniu. Jednak, z powodu że jej ojciec jest ważną osobistością w Mieście, jest też rozpoznawalna. Nie znosi, być w centrum uwagi oraz stara się być samo wystarczalna ale to nie zawsze jej się udaję.
Aparycja: Liia ma, średniej długości blond włosy, jasną karnację skóry, piękne szare oczy, jest wysoka. Ma 160 cm wzrostu. Jej twarz jest bez najmniejszej skazy. Ubiera się sportowo, jednak w razie potrzeby potrafi zrobić się na bóstwo.
Inne:
-Jej tęczówki zmieniają barwę w zależności od nastroju.
-Jest Wegetarianką.
-Czasem można zauważyć u niej, oznaki zachowania godnego Wampira.
Doświadczenie; 0
Historia: Liia od lat, była wychowywana w rodzinie wampirów. Jako że nie była, ich biologiczną córką, ona nie była zarażona wampiryzmem. W wieku, 11 lat rysowała tajemniczy znak, który wywoływał u jej rodziców straszliwy gniew. Gdy chcieli przemienić, dziewczynę w Wampirzycę ta uciekła i do tej pory się ukrywała. W dniu swoich 20 urodzin, dowiedziała się o Instytucie. Miejscu gdzie może dowiedzieć się dlaczego rysowała znak. Nie dotarła jednak, i nie wiedziała kim jest. Została napadnięta przez stworzenia których ta nie potrafiła rozpoznać. W momencie, gdy jeden ze stworów zbliżył się do niej usłyszała tylko odgłos ostrza i ujrzała przed sobą chłopaka. Nie miała siły, wydusić z siebie ani słowa. Tydzień potem, obudziła się w dziwnym miejscu. Ona natomiast, rozmyślała o tym wszystkim co ją spotkało. Gdy wstała i spojrzała na rękę, widziała stary ślad ugryzienia i znak który rysowała.
Kontakt:
liia.jons@onet.pl -E-Mail
magicdiamond -Howrse.

Od Lzzy - C.D Nathaniela

-nie irytuje-odpowiedziałam. Skrzywiłam się gdy dostalam zastrzyk.
Wyszliśmy ze szpitala.
-dlaczego?-zapytał się chłopak gdy zamknęły się za nami drzwi.
-mnie nie zależy na życiu. -wzruszyłam ramionami.-no bo spójrz. Jestem sama, nie ma rodziny... Nawet przyjaciela, a parabatai którego miałam nie żyje z mojej winy -dokończyłam.
I bylo to prawdą. Nie szanowałam swojego życia. Bylo dla mnie tylko kolejną przygodą która i tak zakończy się śmiercią, pewnie nie naturalną bo w końcu i tak jakiś demon mnie zabije.
-nie rozumiem cię.-przyznal chłopak .
-nie musisz. W końcu to tylko życie. I zawsze kończy się tak samo. Nie jesteśmy niezniszczalni ani nieśmiertelni -odparłam.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojej kwatery.
-dzięki za polowanie-powiedziałam i otworzyłam drzwi. Chciałam wejść do pokoju, ale Nathaniel zlapal mnie za nadgarstek.
-Lzzy...-zaczął
-tak?-odwróciłam się.

(Nathaniel?)

Od Delli do Nathaniel'a (CD)

- Doprawdy? Aby mnie zabić, musi ci się to przyśnić? - prychnęłam - Doceniam to, że musisz sobie wymarzyć, że mnie zabijasz, bo w rzeczywistości sobie nie poradzisz.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale tak to wygląda. To miło z twojej strony. - uśmiechnęłam się, na co chłopak się skrzywił. - Masz ochotę podziwiać mnie w dalszej części kolacji?
- I tak nic nie mam do roboty - wzruszył ramionami.
- Doprawdy? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, że tak.
Pokręciłam głową. Nocni Łowcy... kto by ich zrozumiał.
- A więc zapraszam na wycieczkę. Tylko żebyś nadążył - uśmiechnęłam się szyderczo i pobiegłam w stronę miasta, wyszukując kolejnej ofiary.

< Nathaniel ? >

Od Rosaline do Nathaniela

-Rosaline co to było?! -Hodge powtarzał to raz, za razem. W pewnym momencie straciłam cierpliwość.
-Myśli że wiem? -zapytałam lodowatym głosem, patrząc na Hodge'a za kurtyny włosów -Że wiem, jaki cudem widziałam to Monstrum zanim znalazło się tu?
Nathaniel który stał teraz obok, próbując uspokoić mnie i sprawić abym przestała się trząść patrzył na mnie z szokiem na twarzy. Kurdę czy oni tego nie widzieli?!
Ruszyłam w stronę, okna a gdy Nathaniel próbował mnie zatrzymać strzepnęłam jego dłoń z ramienia. Stanęłam przy oknie, czując na sobie wiele spojrzeń. Co ja im powiem? Że mój ojciec, przeprowadzał na mnie eksperymenty? Że chciał sprawić abym była, alarmem na Demony? Że przez to co, zrobiłam teraz dawniej zginęła moje matka? Że jestem odmieńcem, dziwadłem, mutantem? Że jako dziecko, moje dłonie rozświetlały się każdego dnia sprawiając mi ból? Że Valentine, cały czas przesiadywał u nas w domu, planując jak wykorzystać małą dziewczynkę, która nie potrafiłaby się obronić? To jak, się wtedy bałam że coś mi się stanie? Poczułam dłoń na ramieniu.
-Rose, proszę. Powiedz.. co widziałaś -jego głos. Słyszałam normalnie, jednak nie mogłam się odezwać. Ciągle przed oczami, miałam potwora.
-Nathaniel.. ja.. nie potrafię tego wyjaśnić. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Ja.. tak się bałam.. -zacisnęłam powieki, nie pozwalając aby piekące łzy spłynęły na moje policzki. Tym razem, pod moimi powiekami pojawił się ojciec i Valentine, który siedział obok. Jak kazali siadać mi, na krześle i wszczepiali coś w rękę. Jak Valentine patrzył na mnie, jak na swoją własność. Jak mój ojciec nie reagował na mój, płacz i krzyk. Jak bił mnie za każdym razem. Nie dałam rady powstrzymywać, łez które uparcie cisnęły mi się do oczu.
-Powiem, ci. Ale tylko tobie. Nikt inny, nie może przebywać w tym samym pomieszczeniu co my. Inaczej nic, nie powiem. -Nathaniel zastanawiał się przez chwilę, i skinął mi głową.
Poszliśmy, do jednego z pokoi w których bywa bardzo mało osób.
-Nathaniel... Wiele lat temu, zabiłam moją matkę tą moją zdolnością. Cały czas, do nas do domu przychodził niejaki Valentine. On zawsze, powtarzał że za nic nie mogę trafić, w ręce Nocnych Łowców. Wszczepiali mi coś pod skórę, on i mój ojciec... ja... -znów się rozpłakałam i niewiele myśląc przytuliłam się do Nathaniela. Po czym dodałam -Nathaniel, ja jestem kimś kto nie powinien istnieć. Jestem dziwadłem, które przyciąga kłopoty jak magnez..
Nathaniel patrzył na mnie, z lekki uśmiechem na twarzy ale współczuciem w oczach. Odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
(Nathaniel?)

Od Nathaniela - C.D Delli

- Chcesz spróbować? - prychnęła, no co się skrzywiłem.
Zawsze zastanawiałem się jak wampirom smakuje krew. Jednakże musi być na tyle dobra, że ją piją. Ciekawe czy naprawdę krew zwierząt i ludzi aż tak się różni, przecież z biologicznego punktu widzenia człowiek też jest zwierzęciem.
- To chyba działka krwiopijców - odparowałem po chwili.
- Przyszedłeś znów mnie denerwować i przeszkadzać w kolacji? - warknęła.
- Oczywiście. O niczym innym nie marzyłem. - uśmiechnąłem się sztucznie.
Przewróciła oczami i pokręciła  głową.  Zaśmiałem się i podszedłem bliżej. Spojrzałem na jej ofiarę. Była bardzo młoda. Na szczęście żyła. Nie robiło mi to jednak żadnej różnicy. Nie troszczyłem się aż tak bardzo o Przyziemnych. Jedyne co to tylko wykonywałem swoje obowiązki jako nocny łowca. Zabijałem demony.
- Więc aż tak bardzo ci się spodobałam, iż usychałeś z tęsknoty i postanowiłeś mnie poszukać? - zaśmiała się z lekkim rozbawieniem.
 Spojrzałem na nią z lekkim grymasem. Westchnąłem i zlustrowałem wzrokiem.
- Oczywiście - odpowiedziałem - Całą noc tylko o tobie śniłem - kontynuowałem siląc się na łagodny, przyjemny głos.
- Niezwykłe - zakpiła, nie dała się podejść, lecz postanowiła posłuchać do końca.
- Nie wierzysz mi? - zapytałem po chwili dokańczając  - Śniłaś mi się naprawdę. Stałaś otoczona przez watahę wilkołaków . Byłaś bezradna, nie wiedziałaś co zrobić. Już miałem cię zabić, wiesz z litości - zaśmiałem się - Ale obudził mnie dźwięk budzika - prychnąłem oczekując jej reakcji.
(Della?)

Od Nathaniela - C.D Lzzy

Walka była bardzo udana. Nasi przeciwnicy nie byli jakoś specjalnie mocni, ale ich liczebność trochę dała nam się we znaki. Gdy walczyłem z czwartym z rzędu Wyklętym oberwałem w rękę. Miałem przecięcie biegnące od  ramienia  po łokieć. Nie przejmowałem się tym aż tak bardzo. Jedna runa i załatwiłaby sprawę, lecz nie mieliśmy nawet chwili wytchnienia. Gdy zabijaliśmy jednych, drudzy zajmowali ich miejsce. Walka trwała z dwie godziny. Z ranami odetchnęliśmy gdy unicestwiliśmy wszystkie demony. Dopiero teraz spojrzałem na Lzzy. Była lekko ranna, ale to nic poważnego. Sam też miałem drobne zadrapania.
- Co zrobimy z tym ciałem?- zapytała
- Musimy zadzwonić po karetkę, anonimowo i uciec- powiedział - Nie możemy go ze sobą zabrać jest Przyziemny
- Rozumiem.
Lzzy oddaliła się a ja wyciągnąłem telefon. Zadzwoniłem po pogotowie i zerknąłem na plac bitwy. Przyziemni na pewno nic podejrzanego nie zauważą. Po rozejrzeniu się poszukałem dziewczyny. Siedziała plecami  oparta o mur starego budynku.
- Chodźmy stąd-  pomogłem jej wstać.- Na dziś koniec.
Poszliśmy do instytutu. Droga powrotna trochę nam zajęła. Najpierw Maryse i raport, później szpital.
- Żal mi tego który tam leżał- powiedziała Lzzy po chwili, gdy byliśmy opatrywani
 - Chodzi ci o Przyziemnego? - zapytałem
- Tak - odpowiedziała
- Mi nie - mruknąłem wpatrując się w podłogę - Mógł się nie włóczyć o tej porze w takim miejscu.
- My Nocni Łowcy mamy zadanie...
- Tak, tak, chronić Przyziemnych - dokończyłem za nią - Ale my ryzykujemy dla nich swoim życiem a oni i tak pchają się w kłopoty - westchnąłem - Nie męczy cię to, że a każdym razem musimy wypełniać zadania zlecone przez Clave? Że to obcy Przyziemni są ważniejsi niż twoja własna rodzina i tylko oni się liczą?
(Lzzy?)

Od Nathaniela - C.D Rosaline

Gdy Hodge wezwał mnie na rozmowę, trochę się zdziwiłem. Nie wiedziałem o co mogło chodzić. Jednak już po pierwszym jego zdaniu dowiedziałem się, że czeka mnie nagana. Zaczął coś mówić o wymykaniu się z instytutu i nie stawianiu się na zebrania. Zaczął swój wykład, gdy usłyszeliśmy krzyk. Hodge rozejrzał się wokół a ja zrobiłem to samo. Spojrzeliśmy w stronę dochodzącego dźwięku. To Rose krzyczała, lecz nie wiedziałem jaki był ku temu powód. Ruszyliśmy biegiem w jej stronę.
- Rose, co się stało? Rose słyszysz? - zapytałem stojąc obok niej.
Dziewczyna nic nie odpowiedział, lecz po chwili znów krzyknęła.
- Rose?
- Wszyscy muszą opuścić Bibliotekę! Natychmiast! - zawołała głośno i złapała mnie za nadgarstek. Zdziwiłem się, lecz po chwili poczułem szarpnięcie i zacząłem biec za dziewczyną. Nie widziałem gdzie był Hodge. Straciłem go z oczu kiedy znaleźliśmy się przy dziewczynie. Nadal nie znałem powodu dziwnego zachowania u dziewczyny. Widać było, że czegoś panicznie się boi. Wyprzedziłem ją i próbowałem zatrzymać i uspokoić, lecz ona cofnęła się pod ścianę. Widziałem jakiś cień przed nią, coś niewyraźnego. Chciałem coś powiedzieć ale wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Nagle  dłonie Rose , rozświetlił biały blask. Na jej ramionach, pojawiły się znaki nie runy tylko znaki. Dziewczyna zaczęła się uspokajać i  wyciągnęła dłoń przed siebie. Po chwili Monstrum znikło, a jej dłonie traciły blask. Rozejrzała się dookoła, napotykając mój zaciekawiony i zdziwiony  wzrok.
-Właśnie to, się stało. Tylko że pierwszym razem, to coś napadło mnie w pokoju. - powiedziała.
Wciąż nie rozumiałem całej tej sytuacji. Skąd to monstrum się wzięło i jakim cudem przeniknęło do instytutu. Do miejsca chronionego czarami. Po chwili przybiegł Hodge.
- Co to było? - zapytał zdezorientowany spoglądając na Rose oczekując odpowiedzi.
(Rose?)

Od Lzzy - C.D Nathaniela

-no to w drogę-powiedziałam i dałam znak chłopakowi żeby za mna poszedł.
Już czułam odór demonów. Mój towarzysz raczej też, bo się skrzywił.
No dobra, czas się zabawić.
Odwinęłam bat z dłoni i zakradłam się.
Porozumiałam się z Nathanielem.
Obszedł z drugiej strony budynek.
-nocni łowcy-wysyczały demony w punkcie.
Zobaczyłam go. Odrywał macki od martwego ciała śmiertelnika.
Powstrzymałam się od konwulsji.
Nathaniel wiedział co robić. Naraz natarliśmy na demona, który próbował atakować, a później uciekać. Było za późno. Zaraz po nim pojawiły się następne.
Walczyliśmy, zostaliśmy poranieni, lecz adrenalina nie pozwoliła nam się wycofać, dopóki nie znikną wszystkie.
Z ranami odetchnęliśmy gdy unicestwilismy wszystkie.
-co zrobimy z tym ciałem?-zapytałam
-musimy zadzwonic po karetkę. anonimowo i uciec-powiedział.
Zrozumiałam. Bo jak mamy wytłumaczyć te rany i ciało bez duszy.
Nathaniel zadzwonił, a ja się oddaliłam.
Teraz dopadły mnie torsje, gdy przypomniałam sobie widok macek i ciała.
-chodźmy stąd-chłopak pomógł mi wstać.-na dziś koniec.
Poszliśmy do instytutu.
Najpierw Maryse i raport, później szpital.
-żal mi tego który tam leżał-powiedziałam, gdy byliśmy opatrywani

[Nathaniel?]

Od Renesme - c.d Raphael

W tym momencie coś we mnie pękło. Nie da się określić to słowami co czułam. Ale ja nie odpuszczę. Oni się tam zabiją bez mojej pomocy! Muszę coś zrobić inaczej umrą. Szykują się na wojnę... to dla mnie szansa!
Natychmiast pobiegłam w stronę sali konferencyjnej i podsłuchiwałam ich plan działa. Był taki jak podejrzewałam. Nie martwili się o to, czy wpadną w pułapkę. Taka pułapka może zabrać połowę ludzi na tyle czasu, że spokojnie powybijają wszystkich. Nie mam zamiaru odpuszczać. Nie tym razem. Nie zrobię tego błędu. Kiedy miałam okazję go zabić nie zrobiłam tego... tym razem... Tym razem nie odpuszczę.
Poszłam za wojskiem. Składał się z wielu ludzi, a Raphael stał z nimi w szeregu. Skakałam po drzewach niezauważalna i odcinałam pułapki na które mogliby wpaść prawie od razu. Niestety nie dałam rady wszystkich i niektórzy weszli do pułapek. Siatki metalowe, pułapki na niedźwiedzie... czemu nikt nigdy nie słucha kobiety?! Natychmiast skoczyłam przed siebie niszcząc pułapki. Wnet źli łowcy skoczyli na wojsko. Zaczęła się rzeź. Większość wpadała w pułapki, ale nawet sobie nieźle radzili. Zaczęłam potajemnie zabijać nadchodzących łowców. Widziałam jak Raphael walczy razem z nimi. Byłam w szoku, bo pięknie tańczył ze swoją bronią. Mimo to, że walczył z trzema łowcami dawał radę. Postanowiłam się ujawnić i skoczyłam na jednego łowcę odcinając mu głowę.
- Renesme?! - krzyknął Raphael zaskoczony, ale i wściekły. Czy mnie wszystko bolało? Tak, ale poświęcę się. Mój ból jest nie porównuje z tym, co się dzieje. Przybliżyłam się plecami do Raphaela i osłanialiśmy się.
- Miałaś zostać! - krzyknął odparowując atak.
- Nie słucham takich poleceń pamiętasz? - odcięłam łowcu rękę i zaparowałam na niego. Przeszyłam go na wylot. Odwróciłam się w stronę Raphaela i zobaczyłam jak łowca celuje w niego pistoletem... pistoletem ze srebrnymi kulkami!
- Raphael nie! - szybko powaliłam swojego przeciwnika i pobiegłam w stronę Raphaela bardzo szybko. Odepchnęłam go w ostatniej chwili. Kulka trafiła we mnie. Przy klatce piersiowej dosłownie pod sercem. Złapałam się za miejsce strzału. Po chwili wzięłam rękę i była cała we krwi. Dyszałam, byłam przerażona, ale i uspokojona... Popatrzyłam na Raphaela. Zaczęłam się krztusić własną krwią.
- Renesme! - podbiegł do mnie Raphael łapiąc mnie, kiedy upadłam.

Od Raphaela CD Renesmr

Zmarszczyłem brwi.
-Dość - odsuną)em renesme killa kroków do tyłu.  Po czym spojrzałem za siebie na wampira. Stał, obserwując bacnie sytuację ze skrzywieniem.
-Zbierz wojsko, niech powoli się przygotowują - kiwnąłem głową, po czym ten odszedł, przytakując -Tak jest. Skręcił za schodami wbiegając w kolejny korytarz.
-Nie!!!; Renesme zaczeła krzyczeć, bijąc mnie w plecy. Odwróciłem się i złapałem ją za nadgarstki. Przybli*yłem się, a ta lekko uspokoiła.
-Chociaż raz nie wtrącaj się w moje sprawy - mój wzrok był gniewny. Renesme przesadziła. Coś we mnie pękło. Spojrzała na mnie z niezrozumieniem.  Zamknalem oczy, xagryzając zeby. - po prostu się nie wtrącaj - puścilen jej nadgarstku które trzymałem naorawfę mocno.   Po czym odszedem, nadal zły.

Od Renesme - c.d Raphael

Nie ma mowy. Jak są nocni łowcy, to ja też muszę tam być. Zaczęłam wstawać.
- Nie wolno ci wstawać!
- Ja łamie zasady... - wyprostowałam się mimo bólu jaki mnie przeszywał.
- Masz zostać. Tak ci kazał... - przewróciłam oczami i zdjęłam bandaż z głowy. Oparzenia wyglądały lepiej niż ostatnio. Wzięłam jakąś laskę i poszłam w stronę w którą szedł Raphael. Czułam się  jak staruszka, bo używałam laski, by chodzić... Zobaczyłam, że Raphael z kimś rozmawia. Poszłam w jego stronę. Najwyraźniej ten ktosiek mnie zobaczył, bo Raphael się odwrócił w moją stronę. Podszedł do mnie.
- Co ty tur robisz?! Miałaś le...
- Be ze mnie ich nie pokonasz - przerwałam mu i się wyprostowałam - znam łowców na wylot. Znam ich ruchy i pułapki. Znam ich siedziby i także plany ataków jakie mogliby wykonać - wyrzuciłam laskę.
- Jesteś osłabiona...
- Nie aż tak, by wam nie pomóc - popatrzyłam na niego prosto w oczy - walczyć nie muszę. Chce tylko wam pomóc objąć strategie, plan. Be ze mnie możecie popełnić podstawowe błędy jak na przykład, czy teren ataku nie jest zaminowany atakami, albo czy dane miejsce nie jest już pułapką! - ścisnęłam ręce w pięści przez ból głowy. Nie mogę się denerwować...
- Damy sobie radę.
- NIE DACIE! - krzyknęłam - Oni są chytrzy bardziej od lisów! Wpadniecie w pułapkę bez znajomości wroga muszę wam pomóc inaczej przegramy! - zaczęłam dyszeć zdenerwowana. Coraz bardziej bolała mnie głowa, ale nie pokazywałam tego po sobie.
- Mamy wielu wyszkolonych ludzi...
- Wpadną w pułapkę jak nic. Mają o wiele zaawansowane pułapki niż ta w którą mnie złapałeś. Jeśli chcesz, by twoi ludzie nie wpadli w pułapkę, a jak wpadną, by się szybko wydostali muszą przejść szkolenie, a w tym tylko ja mogę pomóc. Znam ich pułapki jak własną kieszeń, style walki. Nie bądź uparty i pozwól mi pomóc! - nie powinnam się denerwować, ale nie mam na to za bardzo wpływu.

Od Delli do Nathaniel'a (CD)

- Chcesz spróbować? - prychnęłam, no co chłopak skrzywił się.
- To chyba działka krwiopijców - odparował.
- Przyszedłeś znów mnie denerwować i przeszkadzać w kolacji? - warknęłam. Naprawdę był wyjątkowo wkurzający. Nawet jak na Nefilim.
- Oczywiście. O niczym innym nie marzyłem. - uśmiechnął się sztucznie.
Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Mogłam spodziewać się takiej odpowiedzi.
- Więc aż tak bardzo ci się spodobałam, iż usychałeś z tęsknoty i postanowiłeś mnie poszukać? - zaśmiałam się z lekkim rozbawieniem.

<Nathaniel?>

Od Sebastiana CD Renesme

MTa dziewczyna zaczeła już mnie naprawdę mocno irytować. Żądziła się i mówiła słowa za które zapewne odciąłbym język. Gdy pojawili#my się w naszym wymiarze wszystko było po staremu. Zrespawnowałem się stojąc przy biórku a dziewczyna kawałek dalej. Rozprostowałem skrzydła by sprawdzić czy są całe, a po chwili je złożyłem.
-No i odzyskales swojje skrxydla i debilizm - przewrocia oczami i przeszla kilka centymetroe przy mnie. Złapa)em się za koeszeń sppdni chcąc wyciągnac sztylet lecz dziewczyna zniknela za drzwiami. Warknąłem sam do siebie przekleństwa. Chwuciłem miecz i przełożyłem przez pas. Gdy wuszedlem z jaskini rozgladajac sie, jej juz mie było. Wiadomo.. Wampiry są szybkie.
***
Szedłem przez las z kamienną miną obsewując z daleka jak dziewczyns spokojnie idzie ścieżką, zamyślona. Gdy znalazłem trochę wi3cej moejsca , rozpostarłem skrzydła majestarycznie po czym z duzą siłą wzbiłem się w powietrze. Leciałem cicho, zbytnio nie poruszając skrzydłami by nie zdradzić swojej obecności. Zleciałem na niższe 'piętro' szybuj@c zardzo blisko drzew. Tak że gdybym wyci@gnąłrękę z pewno#cią pocharatałbym ją w gałeziach. Gdy dziewczyna wysz)a na małą polanę, staneła, rozglądając się. Jej brązowo rude włosy powiewały na lekkim wietrze. Wyglądała na spokojną, zamyśloną.  Zamkneła oczy i odetchneła pełną piersią. W tym momencie zrobiłem obrót i jak orzeł leciałem wprost na plecy dziewczyny. W locie wyciągbąłem miecz i przygotowałem się do ataku. Musiałem się zemścić za takoe traktowanie mnie, a ponadto pokazać z kim ma do czynienia, z kim nie warto zadzierać.  Zanim zdążyłem się zorientować, dziewczyna odwróviła się i z impetem zamachneła swoim sztyletem. Gwałtownie wstrzynałem lot, próbując wzbi' się wyżej, lecz podniesione ręce ze sztylerem były za wysoko. Wbiły się na kilka centynetrów w moje żebro, robiąc pręgę przez połowę brzucha, przevinaj@c koszulkę. Czułem ból? Nie, to raczzej było zdezorientowanie. Następnie złość. Zatoczyłem koło i wylądowałem kawałek dalej od dziewczyny. Ta podbiegła i zaczeliśny walczyć. Mimo to, że miałrm i wiele większą przewagę w uniejętnościach operoeania mieczem, dziewczyba była w tym naprawdę dobra. Godny przeciwnik. Wybiłem brom z jej ręki i korzystając z chwili mocno przygwoździłem do wysokieho strzelostego drzewa, przykładająciecz do szyi, rwczej z przyzwyczajenia. Drugą ręk# zaś wyh#łrm z kieszeni mały sztylet i przyłożyłem do serca. Spojrzakem na dziewczynę, dysząc ciężko.
- Zaszłaś za daleko - powiedzisłem przez zęby, patrząc na nią spod byka, mocniej przyciskając bron do gardła. Nikomu nie pozwalałem nawet na siebie spojrzeć, a ci któży to zrobili, zabiłem. Nazywała mnie debilem, choć mnie to bardziej bawiło. Niż sir tym przejąłem. Odcieła mi skrzydła co było samobójczym posunięciem a dodatkowo była irytująco zarozumiała. Wniosek był jeden. Chcę ją zabić. Chcę?? Ja to zrobię.

Od Renesme - c.d Sebastian

Gdy się obudziłam zobaczyłam, że go przygwoździłam do ziemi. Natychmiast wzięłam sztylet i wbiłam mu w skrzydło, by nie wstał. Krzyknął z bólu.
- Taki jesteś cwany he? - popatrzyłam na niego i nogą unieruchomiłam jego drugie skrzydło - uważasz się za króla świata, że nikt ci nie podskoczy i nikt ci nie zrobi krzywdy - wyjęłam drugi sztylet - tak naprawdę jesteś zwykłym de***em, który nie znaczy nic. Jesteś słaby... - przyłożyłam sztylet przy zaczęciu skrzydła - zobaczymy co zrobisz, gdy twoja duma zostanie odcięta! - jednym ruchem odcięłam jego skrzydło - kiedy wrócimy do naszego świata twoje kochaniutkie skrzydełka wrócą na miejsce - odcięłam mu drugie i go podniosłam nie zwarzając na jego krzyki. Skułam go kajdankami przy drzewie.
- Jesteś zwykłym samolubem... może to Cię przekona, byś ze mną współpracował... chociaż w sumie po tym co ci zrobiłam... - krwią jego skrzydeł zrobiłam krąg - w tym świecie istnieje inna magia. A portali stąd są dwa. Jeden został zniszczony. Więc... trzeba odprawić ofiarę z twoich skrzydeł.
- Zapłacisz mi za...
- Czym? Życiem? Przepraszam a jak? - zaśmiałam się i zaczęłam mówić zaklęcie. Skrzydła zmieniły się w portal. Popchnęłam go do niego i skoczyłam za nim. Obudziliśmy się w jego domu. Byłam przywiązania i wszystko wyglądało jakby nic się nie stało. Popatrzyłam na niego. A więc zaklęcie działa... jesteśmy u niego, on ma skrzydła, a ja jestem uwolniona.
- No... więc odzyskałeś swoją dumę jak i debilizm. Ale... w razie czego mogę ci ponownie pokazać, że nie jesteś pępkiem świata - wyszłam idąc parę milimetrów przy nim. Poszłam w stronę lasu na polowanie.

Od Rapahela CD Renesme

-Trzy! - przewróciłem oczami.
- Byłaś w złym stanie - pokręciłem głową - teraz leż.
- A ty? - zmarszczyła przebiege brwi. 
- Ja? - prychnąłem. Jak widzisz, mam jeszcze bandaże, ale przez te 3 dni najgorsze poparzenia sę zregenerowały, lecz twoje napewno będą potrzebowały więcej czasu - wytłumaczyłem. Ta usiadła na łóżku. Wyglądała jakby sobie coś próbowała przypomnieć. Może jej sięcoś śniło? Lub po prostu boli ją głowa.
- Chcesz krew? Nie jadłaś nic przez trzy dni, a my nie mogliśmy cię karmić, w pewnym sensie to cud że nie zwariowałaś - oblizałem usta które spierzchły się od wysiłku mówienia. - I nawet nie myśl że schudłaś - dodałem, żartem. Ta skarciła mnie wzrokiem. Kąciki moich ust drgenły  w rozbawieniu.
- Nie dzięki.... - wymamrotałą, niezadowolona.
- Lepiej leż, muszę załatwić kilka spraw, zebrać wojsko.... i przygotować się do bitwy - myślałem głośno.
- Bitwy? - wytrzeszczyłą oczy. 
- Cóż, dużo się wydażyło przez te kilka dni.
- Z kim zamierzacie walczyć? - dodała szybko, gdy zobaczyla ze wychodzę.
- Z Złą stoną nocnych łowców.  Wszczeliśmy wojnę. - mimowlonie odpowiedziałem, wychodząc s pokoju,

Od Sebasiana CD Rachel

Zrobiłem parę uników, i walczyłem z dziewczyną. Była dość dobra, a raczej nie były to umiejętności tylko szczęście - musiałem być rozkojarzony....
Robiąc uniki, i próbując wbić w serce wampira sztylet - przez co bym uśmiercił tą wściekłą pijawkę, niespodziewanie upadłem. Nie zauważyłem stołu, będącego za mną, i z impetem przewróciłem się na plecy. Dziewczyna momentalnie to wykorzystała i już w kilka sekund była przy mnie, mieżąć we mnie mieczem. Uklękneła, przykładając mi miecz do gardła i przyciskając.
-Lepiej stąd znikaj, i wracaj tam skąd przyszedłeś, bo inaczej możesz pożegnać się z życiem...! - wykrzyczła. Nic nie odpowiedziałem, bo po co? Strzępić język dla pijawki?
- Ruchy! Chyba że chcesz pozbyć się twarzy!-  ponagliła zniecierpliwiona. W czasie, w którym dziewczyna w pełni była skupiona na trzymnaniu miecza i celowaniu w przełyk, powoli wyciągnąłem sztylet z paska przy spodniach.
- Niesądzę - w końcu się odezwałem, w tym samym momencie mocno wbijając sztylet w brzuch wampira. Ta krzykneła, a ja szybko odepchnąłem ją na bok, wstając. Chwyciłem swój miecz, który leżał na podłodze, koło komody i włożyłem za pas. Dziewczyna drzymałą się za brzuch zwijając z bólu. Podrzedłem do niej i nogą przeturlałem na wznak, chyliłem się i wyjąłem swój sztylet z rany, którą przed chwilą dokonałem. Ta syczała i pojękiwała z bólu. Przewróciłem oczami, zakłądając kaptur na głowę, wycierając sztylet w spodnie dziewczyny. Wszytsko trwało zalediwe minutę. Dobrze wiedziałem że wampir niedługo się zregeneruje. Po tej całej akcji straciłem humor na szukanie broni, obszedłem stół i spojrzałem w okno, z którego przyleiałem. Nadal była noc. Około 2.
Z tyłu dobiegły mnie odgłosy, odwróciłem się a dziewczyna już stała na nogach, posapują z wściekłości. Oparłem się o framugę okna i przejechałem palcami po swoim mieczu.
- I tak zaraz wychodzę, nie musiszz mnie wypraszać- powiedziałem z ironią. Wzrok miałem wbity w świecący miecz.

Edward Kageyama

Edward, ale nie pozwala do siebie tak mówić. Akceptuje jedynie zdrobnienia swojego imienia i swój oficjalny pseudonim – Ewcia.
https://zapodaj.net/images/751453c05d4a1.jpg
~ 19 lat ~ Głos ~ Hostiaseksualizm~
  Edek odczuwa pociąg tylko do osób, które go w pełni rozumieją i akceptują lub przeżyły to samo, co on. Płeć nie ma większego znaczenia, choć… może jednak ma?
~
 Kiedyś… dawno temu w liceum, ale pewne incydenty sprawiły, że teraz ucieka od takich spraw, jak od ognia. Poza tym… z jego orientacją trudno znaleźć kogoś odpowiedniego. Nie ma chyba na świecie osoby, która by z nim długo wytrzymała.
~
M O C
 Alchemia - pradawna magia run pochodząca z terenów Galii, czyli dzisiejszej Francji. Używana była już za czasów druidów. Pozwala ona na niszczenie przedmiotów, organizmów i obiektów, a także na tworzenie i ulepszanie głównie przedmiotów, rzadko kiedy organizmów. Jej trzema podstawowymi zasadami jest
,, zrozumienie, dekonstrukcja i ponowna synteza ''. Opiera się głównie na wiedzy związanej z chemią, fizyką i matematyką, a także wymaga znania wielu starożytnych języków, umiejętności perfekcyjnego rysowania figur geometrycznych, a także znajomości ludzkiej i zwierzęcej anatomii. Wiele niewykształconych osób uważa Alchemię za magię, ale tak naprawdę jest to nauka i wiedza, zależne od posiadacza owych umiejętności – alchemika. Jest wiele rodzajów i gatunków Alchemii, którą ludzie posługują się w różnych częściach świata, ale takich ludzi zapewne jest bardzo nie wiele.
Alchemia jest niezwykle skomplikowaną sztuką. Wymaga bardzo wiele pracy, obserwacji i oczywiście ciągłej nauki, gdyż jest ona bardzo obszerna. Za to pozwala na naprawdę nieziemskie ,, sztuczki '' np.: wzrost roślin w samym środku zimy, zmiany sztabek złota w monety, tworzenie z kwiatów nici, burzenie ścian, łączenie ze sobą dwóch gatunków zwierząt, regenerację ran ciętych i wiele wiele innych cudów. Jednak nic za darmo – najważniejszą zasadą Alchemii jest równorzędna wymiana, czyli coś za coś. Musimy dać rzecz o tej samej wartości, co rzecz, którą chcemy otrzymać. Inaczej alchemik płaci z własnej kieszeni, czyli ubywa mu krwi, znika mu nerka itp.
~
C H A R A K T E R
 Edek to osoba, którą niezwykle trudno jednoznacznie scharakteryzować. Jest po prostu… dziwny, inny niż wszyscy. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, iż jest typowym zbuntowanym nastolatkiem. To po części prawda. Jest cholernie nieusłuchany. Robi to, co on uważa za słuszne i nie przyjmuje zbytnio do wiadomości zdania innych… przynajmniej tak stara się postępować lub chociaż wyglądać, jakby miał w dupie to, co inni do niego mówią. Nienawidzi, kiedy inni go pouczają i wypominają mu błędy, które jakimś cudem wyszły na jaw, dlatego lepiej ugryźć się w język i mu pewnych rzeczy nie mówić. Kiedy jest na kogoś cięty, nie da mu żyć dopóki nie wsadzi mu głowy do kibla lub nie narysuje mu karnego kutasa na czole. Ed potrafi być naprawdę mściwy, kiedy ktoś zrobi mu na złość lub narobi wstydu. Należy do tej nielicznej grupy osób, które nie lubią poznawać nowych ludzi ani wchodzić z nimi w jakieś relacje, więc tym bardziej unika pokazywania im swoich słabości. Ukrywa się w swoich własnych myślach i fortecach, w których może czuć się bezpiecznie. Nie wpuszcza tam nikogo, szczególnie zwykłych ludzi, wśród których musiał tak długo żyć. Można z łatwością rzecz, że lata jego dzieciństwa nie należały do najlepszych. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Obecnie jest wulgarny do tego stopnia, że potrafi na głos obgadywać ludzi, którzy stoją tuż obok niego. Kocha ich wkurwiać i się z nimi wykłócać. Robi przy tym niezły przypał, ale przeważnie spędza czas samotnie, więc zaczyna sobie zupełnie bez żadnego wsparcia. Kończy się zwykle na bójce, gonitwie lub spazmach śmiechu bruneta. Z tego też powodu nie posiada żadnych znajomych...przynajmniej odpowiednich. W większości zna się z chuliganami, kryminalistami lub wariatami, ale dogaduje się z nimi na tyle dobrze, że i oni nie mają nic do jego osoby. Jednak dla innych jest zupełnie chamski… no, pomijając dzieci do 10 roku życia. No i… bywa też dość agresywny, a trzeba przyznać, że umie dobrze przywalić. Częściej jednak ucieka niż używa siły, ponieważ szybkość i zwinność to jego silniejsze strony.

Ed jednak nie jest taki. Nigdy nie był. Po prostu… stwierdził, że gdyby był sobą, nikt by go nie akceptował ani nie szanował, dlatego też postanowił odizolować się od ludzi, których w głębi serca tak ogromnie nienawidzi. W głębi swojego delikatnego serduszka jest dobrą osobę… wręcz aniołem. Bardzo mocno przywiązuje się do ludzi i pragnie ich szczęścia, przez co potrafi być nadopiekuńczy i jednocześnie wkurwiający. Przez to właśnie stracił swoich przyjaciół… przez nadmierną troskę, dlatego stara się o nikogo zbytnio nie martwić, ale nie umie. Jest pomocną osobą, dlatego jeśli widzi, że ktoś potrzebuje pomocy, to pomaga… tylko tak, aby to wyglądało bardziej na przejaw łaski niż miękkiego serduszka.
Jeśli Edzio się do kogoś przywiąże, to od razu można powiedzieć, że się wygrało życie. Chłopak będzie w stanie oddać wszystko, by jego przyjaciel był z nim szczęśliwy, jeśli takowy się znajdzie. Zrobi wszystko, by ten nigdy go nie opuścił. Zmieni się o 360 stopni, byleby go przy sobie zatrzymać. Ale miejmy nadzieję, że taki śmiałek się nie znajdzie, bo jeśli plan zaprzyjaźnienia się z chłopakiem będzie tylko na żarty, to może się to bardzo źle skończyć. Może tego nie widać, ale Ed jest niewiarygodnie wrażliwy, dlatego też stara się unikać sytuacji, w których jego kruchość mogłaby być wystawiona na próbę. Jednak… jak długo można uciekać przed miłością, bliskością drugiej osoby czy zwykłą przyjaźnią?
Ed jest osobą, której przyjaźń jest niezwykle cenną rzeczą. Nie łatwo ją zdobyć. Trzeba ogromnej cierpliwości, by dać chłopakowi do zrozumienia, że jednak komuś na nim zależy. Jednak on potrafi w cudowny sposób odwdzięczać się za dobro.
~
 W Y G L Ą D
 Edek jest osobą drobnej postury. Ma zaledwie 168,8 cm wzrostu i waży niecałe 58 kg, jednak to nie znaczy, że jest słaby. Umie nieźle przywalić, jeśli taka jest potrzeba, ale o wiele bardziej sprawdza się u niego szybkość oraz zwinność. Widząc go z daleka można stwierdzić, iż jest to jakiś młody chuligan. Jego rozczochrane brązowe włosy idealnie pokazują podejście chłopaka do otaczającego go świata. Ma gdzieś, jak wygląda i czy komuś się to podoba czy nie. Jego twarzyczka jest owalna, zaś cerę ma w kolorze pudrowego różu. Skórę ma wręcz nieskazitelną. Nie można dopatrzyć się tam żadnych wągrów, pieprzyków, piegów ani żadnych specjalnie widocznych blizn. Jeszcze, co do figury… ma nieco szersze bioderka od przeciętnego faceta i duże stopy. Tych dwóch cech nie widać pod dużym ubraniem, ale są to cechy, które Edzio chce ukryć, mimo że pomagają mu w szybkim poruszaniu się.
Jego niewinną twarzyczkę zdobią wypukłe, brązowe oczka, malinowe usteczka i wielki, prosty nochal, który jest jednym z jego największych kompleksów. Jego uszy są przyległe, zaś jego ząbki śnieżnobiałe. Górne jedynki posiadają między sobą lekki odstęp, co wygląda niezwykle uroczo.
Co do stylu ubierania się… najważniejsze, by ubranie było wygodne. Najczęściej można go zobaczyć w za dużych T-shirt'ach, dresowych spodniach i skate'ówkach, ale nigdy nie pogardzi dżinsami ani koszulami w wymyślne wzorki. Można jednak łatwo powiedzieć, że ubiera się stosownie do pogody i zależnie od nastroju. Wygoda jednak jest u niego na pierwszy miejscu. W końcu… jak niby miałby uciekać w ciasnych rurkach?
Pod ubraniem skrywa wiele tajemnic. Nie bez powodu chodzi w za dużych ubraniach, nie rozbiera się bez bardzo ważnego powodu, ani nie chodzi często do lekarza. Na udach ma liczne blizny po cięciu się. Ma też kilka na brzuchu i biodrach. Na klatce piersiowej ma dwie niezwykle szpetne blizny po pewnej bijatyce, a także bliznę po ranie postrzałowej na obojczyku. Wstyd przyznać, ale ma jeszcze jedną, wyjątkowo widoczną brzydotę. Mianowicie jego prawe kolano jest wyżej położone niż lewe i ma większą masę. Jest to rzecz, której się chyba najbardziej wstydzi. Jedynie na plecach znajduje się coś, czym może się pochwalić. Jest to tatuaż przedstawiający krąg transmutacyjny, który miał na plecach od kiedy pamięta.
https://zapodaj.net/images/57091855c52a7.jpg
 Prawdopodobnie jest to odziedziczone znamię identyfikujące go, jako alchemika
~
I N N E
- Od lat cierpi na depresję. Nie leczył się dotychczas i nie ma zamiaru. Uważa, że jak od czasu do czasu się potnie, to nie znaczy, że jest wariatem.
- Ma liczne problemy ze snem. Bardzo często lunatykuje lub dopada go paraliż senny. Rzadko kiedy się wysypia, więc często śpi za dnia lub robi sobie drzemki.
- Jego ojciec był wilkołakiem, a matka zwykłym człowiekiem. Również brat ojca, a stryj Ed'a jest wilkołakiem.
- Kiedy jest w dołku słucha muzyki klasycznej, szczególnie lubi pianino i wiolonczele.
- Zawsze jak je żelki albo pianki, to ciamka ( mlaska ).
- Jest wielkim zmarźluchem i trudno znosi niskie temperatury.
- Nie lubi kawy ani energetyków.
- Zwykle szaleje w swoim mieszkaniu. Wystarczy, że leci w radiu jego kawałek lub puści swoje hity i już się ziemia trzęsie.
- Kocha animu i mango ( anime i mangę ).
- Śmieszkuje ze swojej znajomości polskiego. Mówi czasami łamanym polskim.
- Nienawidzi psów, ale lubi pozostałe zwierzęta.
- Boi się oglądać horrory, bo po nich zwykle ma straszne zwidy i zdziwia ( czyt. widzi ducha na suficie ).
- Nie lubi rozbierać się u lekarza… ani nigdzie indziej.
- Zawsze ma przy sobie kredę.
- Jest oburęczny.
- Ma fobię przed osami, bąkami i szerszeniami. Pszczółki fajne ^^
~
H I S T O R I A
 Nic wartego czyjejkolwiek uwagi. Jest w połowie Japończykiem, w połowie Francuzem, co tłumaczy jego azjatycką urodę. Matka była Japonką, a ojciec Francuzem. Ed urodził się we Francji na osiedlowych obrzeżach miasta Fouras. Jego dzieciństwo nie należało do najlepszych. Praktycznie ciągle przesiadywał u swoich kolegów z osiedla. W jego domu niestety nie było warunków do tego, aby młody Ed mógł tam spędzać czas. Już od najmłodszych lat zadawał się z miejscowym chuligaństwem. Można rzecz, że jego starsi koledzy go wychowywali. Grał z nimi w piłę, rozbijał butelki wieczorami, chodził na grandę na ogórki… to były czasy! To akurat Edek wspomina wesoło. Wtedy jeszcze nie znał ludzi z tej gorszej strony. Niestety… wystarczy, że wrócił zbyt późno do domu, to dostał wpierdol od ojca, który tak na marginesie był wilkołakiem. Tydzień przed przemianą dostawał świra i potrafił być nie do zniesienia. Demolował pokój chłopaka, przypalał jego skórę papierosami lub kazał mu pić z nim alkohol. Raz to mu tak dołożył, że mu przetrącił kolano, które teraz szpeci chłopaka, jak jasna cholera. Zapewne zapytasz, gdzie była matka? Dupcyła się na prawo i lewo. Mówiła, że pracuje. Tak, jako tania prostytutka. Przyjechała do Francji tylko po to, aby zostać dziwką. Polecam! Miała swoje dziecko kompletnie w dupie. Nie potrafiła mu nawet załatwić kompletnej wyprawki do szkoły. Edzio jednak był do tego przyzwyczajony i po czasie miał to gdzieś. Dawał sobie jakoś radę. Wsparciem byli dla niego koledzy, którzy czasami przyjmowali go na noce do siebie, ale czasami brunet musiał spędzać noce pod mostem lub nad brzegiem morza. Właśnie na jednej z taki wypraw odkrył, że ma jakąś dziwną umiejętność. Znalazł na brzegu chorą mewę. Kiedy ją delikatnie dotknął, ta nagle zaczęła się świecić na niebiesko i po chwili odleciała, wdzięcznie zataczają koło nad brunetem. Chłopak nikomu o tym nie powiedział. Uznał to za coś, co nie jest zbytnio istotne. Tak czy siak… to przecież nie zmieniłoby jego sytuacji w domu. I tak to było aż do 10 roku życia.

Później to już było tylko gorzej. Matka uciekła z jakimś fagasem, ojciec się załamał i oddał chłopca do domu dziecka. Tam dopiero zaczęła się prawdziwa szkoła życia. Tam właśnie Ed dostał porządnego plaszczaka od życia. Żeby jakoś przeżyć, musiał słuchać się starszych, czyli najgorszej hołoty. Że miał śliczne licka i wyglądał, jak aniołek, zrobili z niego złodziejaszka. Kradł od personelu papierosy, pieniądze, drobną biżuterię, a wszystko po to, by móc spokojnie zmrużyć oczy.

Po dwóch latach skończyła się jego męka. Niestety, był już dosyć mocno skrzywiony psychicznie. Postanowiło go adoptować pewne małżeństwo pochodzące z Polski. Wybrali go bez zastanowienia, bo wyglądał tak niewinnie. To był ich błąd. Pomińmy fakt, że zaraz po ich wizycie, bruneta pocięli koledzy. Oczywiście z zazdrości. Zrobili mu dwie piękne szramy na klatce piersiowej. Fajnie, nie? Mimo to, został adoptowany… i przesiedział miesiąc w szpitalu. Ed z każdym dniem stawał się coraz bardziej nieznośny. W domu dziecka kilka osób „ otworzyło mu oczy „. Zrozumiał, że na świecie, ludziom zależy tylko na własnym interesie. Wmówili mu, że był tylko rodzicielską wpadką i tak naprawdę nikt nie chciał, aby się kiedykolwiek urodził. Z wiekiem zaczął to coraz lepiej rozumieć. Przestało mu zależeć na życiu. Uznał, że wszyscy uważają go za problem, więc zaczął się ciąć w wieku lat 14. Nikt tego nie zauważył, że chłopiec chodzi wiecznie blady, smutny, z podkrążonymi oczami… że wiecznie myśli o swojej śmierci. Niebawem zaczął palić, potem pić alkohol, a na końcu zabrał się za narkotyki, ale to, na szczęście, zostało w porę zauważone. Chłopak rok spędził na odwyku, gdzie zmienił się o 360 stopni. Poznał ludzi, którym pozytywnie lub mniej pozytywnie biło z głodu. Można rzecz, że po części oszalał. Stał się cyniczny, ironiczny i chuliganił jeszcze bardziej. Za to rzucił palenie, picie i ćpanie. Przerzucił się na słodycze, rumianek i marker. Kiedy wrócił poprawił się w nauce, ale wariował. Podkurwiał swoje rodzeństwo. Farbował im ciuchy, sadził w ogródku papierowe kwiatki, rozwalał skrzynki na listy i kosze na śmieci. Tak nagrabił sobie i swoim rodzicom, że musieli zrobić przeprowadzkę do Polski. Tam już nie było tak wesoło. Na dzień dobry dostał kulkę w obojczyk. Było zabawnie. Kolejny miech w szpitalu. Dopiero wtedy się wydało, że się ciął, ale były blizny, więc wielkiej afery nie było. No… chodził do psychologa, ale jak tam przychodził to pykał na telefonie lub śpiewał jak nienormalny. Terapia nic nie dała. W wieku 17 lat zaczął się izolować. To było zaraz po tym, jak zerwał ze swoją dziewczyną-zdzirą, która, jak się okazało, robiła to, co chciała, a Ed ślepo jej we wszystko wierzył. Parę osób powiedziało mu, co nieco, co spowodowało, że ludzi znienawidził do szpiku kości. Coraz więcej czasu spędzał sam i stwierdził, że tak jest mu lepiej. Skoro wszyscy próbowali zrobić z niego debila, to dlaczego miał się na to zgadzać, skoro mógł żyć po swojemu w swoim własnym towarzystwie? Tak też zaczął żyć. Od czasu do czasu się pouczył, czasami się spotkał z jakimiś znajomymi, a tak to siedział w domku. Wtedy, na jednej z lekcji chemii usłyszał o starożytnej alchemicznej sztuce. Przypominały mu się zdarzenia z dzieciństwa, kiedy to naprawiał różne przedmioty dotykiem lub uzdrawiał chore zwierzęta. Z ciekawości, spróbował w domu naprawić rozbity talerz za pomocą kręgu transmutacji i próba powiodła się. Zaczął się tym bardziej interesować, aż w końcu zrozumiał, że ma niesamowitą moc korzystania z tej starożytnej nauki. Nie poświęcał się już szkole ani znajomym. Zaczął poznawać alchemiczny kunszt. Zaraz po osiemnastce zwiał z domu, w którym i tak nie czuł się dobrze. Zamieszkał w małym mieszkaniu, które sobie wynajął. Skąd wziął pieniądze? Kiedy odkrył swoje alchemiczne zdolności, zaczął reperować różne rzeczy począwszy od drogich kolczyków, przez domki na drzewach, aż po ściany kamienic. Tyle mu do szczęścia zupełnie wystarczyło. I tak żył dopóki jego wuj, od siedmiu boleści, nie dopadł go w jakiś sposób. Gadał, że instynkt i w ogóle. Biadolenie bez ładu i składu. No i… tak to się właśnie ma.
~
Doświadczenie: 0
~
Kontakt:
Lunativ, kucyk39627@gmail.com

Od Nathaniela - C.D Lzzy

- Czemu nie - odparłem.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę.
Po rozmowie wyszliśmy z pokoju Lzzy.
Na korytarzu spotkaliśmy Maryse udzielając jej informacji na temat zamierzonych łowów.
Sprawdziłem jeszcze raz swój ekwipunek, sztylety po czym opuściliśmy instytut.
- Gdzie idziemy?  - zapytałem rudowłosą dziewczynę, która szła cały czas najprzód
- Już ci mówiłam - odparła - Miejsce zwane piątym punktem. Skupisko...
- ...demonów. Ale nie takich arcy. Zwykłych - dokończyłem za nią wypowiedz.
Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
Idąc do celu rozmawialiśmy między sobą o różnych błahostkach.
- Długo się tam idzie? - zapytałem
- Już jesteśmy na miejscu - odparła zatrzymując się obok opuszczonego budynku.
(Lzzy?)

Od Nathaniela - C.D Delli

- Kolacyjka - prychnąłem stojąc oparty o ścianę budynku
Już od kilku minut obserwowałem Delle.
 Jak widać wybrała się na polowanie.
 Dziś jej się udało i nie musiała długo szukać swojej ofiary.
Nie odzywałem się nie chcąc jej wypłoszyć.
Lubiłem obserwować ludzi zawsze intrygowało mnie ich zachowanie.
Wampiry szczególnie  mnie interesowały ze względu na ich charakterystyczną dietę.
- To znowu ty - mruknęła odsuwając się od chłopaka.
Musiała mnie przed chwilą zauważyć, stała teraz i wycierała usta z krwi.
- Smakowała kolacja? - zapytałem z wrednym uśmiechem wymalowanym na twarzy
(Della?)

Od Rachel CD Sebastiana

-Witam ~ powiedział tajemniczy głos. Mroczna, zakapturzona postać wynurzyła się z cienia drzwi.
Trzymany wcześniej odłamek szkła ze świstem poleciał w stronę przeciwnika. Ten sprytny uniknął ataku i nie został mi dłużny. Jego atak był jednak nietrafiony- ogromna szybkość wampira chyba go zaskoczyła.
Odwróciłam się napięcie i zza siebie wyciągnęłam miecz samurajski, który zawsze niedostrzegalnie spoczywał w swym tajemniczym ukryciu.
Zamachnęłam się zawzięcie, aż zakapturzony odskoczył do tylu, zrzucając kaptur, który ukrywał śnieżnobiałe włosy i bladą cerę chłopaka.
Wycelowałam mieczem w jego nos, mówiąc.
- Lepiej stąd znikaj, i wracaj tam skąd przyszedłeś, bo inaczej możesz pożegnać się z życiem...
Chłopach leżał tak, dalej  nie podnosząc głowy do góry. Gapił się tępo w moje czarne skórzane buty.
- Ruchy! Chyba że chcesz pozbyć się twarzy!- popędziłam postać.

Sebastian??

Od Renesme - c.d Raphael

W moich snach często są rzeczy niemożliwe. Ale tym razem moje sny były szybkim skrótem mojej histori... Widziałam wszystkie elementy mojego życia od początku do teraz mimo tego, że leciałam po wspomnieniach jakby martwa. Widziałam, kiedy Raphael mnie wspierał pierwszy raz... kiedy pomógł mi opanować swoje emocje, kiedy znalazłam swój dom... Wtedy, kiedy zabiłam Denera. Siatka, pułapka. Wtedy pierwszy raz się tak bałam. Pierwszy raz byłam tak załamana. Pierwszy raz chciałam, by ktoś mnie wspierał... by ktoś mnie przytulił z czułością...
- Kochasz go prawda? - obiło mi się o uszy pytanie Magnusa. Czy ja znam na to pytanie odpowiedź? Czy ja wiem w ogóle co to "kochać" albo co to "miłość"? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? W sumie tak... osoby, które to odczuwają bądź odczuwały.
- Thomas! - usłyszałam ledwo głos mężczyzny - pomóż mi! - krzyknął ponownie. Poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce. Zaczęłam syczeć z bólu. Usłyszałam drzwi. Słyszałam głosy osób których nigdy nie słyszałam. W sumie... skąd mam to wiedzieć skoro słyszę wszystko jak przez mgłę. Poczułam jak ląduje na czymś miękkim. Poruszyłam palcem próbując wstać. Próbowałam otworzyć oczy, przepudzić się z tego świadomego snu. Lecz znowu pogrążyłam się w pustce swoich snów.

*******

Gdy się ocknęłam złapałam się za głowę czując ból. Poczułam bandarze na głowie. Położyłam znowu rękę na łóżku i otworzyłam oczy. Przez chwilę byłam zdezorientowana.
- Dowódco obudziła się! - krzyknął jakiś mężczyzna.
- Ciszej... - wymamrotałam i się powoli zaczęłam podciągać, by usiąść, ale zatrzymała mnie jakaś ręka.
- Leż... - powiedział Raphael patrząc na mnie.
- Jak się czujesz? - spytałam cichym tonem.
- To ja powinienem o to spytać - odparł.
- Nic mi nie jest... tylko na chwilę zasnęłam...
- Byłaś nieprzytomna przez trzy dni - spoważniał. Zrobiłam wielkie oczy niedowierzając.
- Ile? - spytałam, by się upewnić, że dobrze usłyszałam.


Od Sebastiana CD Renesne

Zmrużyłem oczy patrząc na dziewczynę. Cała sytuacja bardzo mnie zdenerwowała.nie pozwolę sobą pomiatać, a tym bardziej kazać mi wykonywać różne rzeczy na łaskę, lub traktować jak kogoś kto nikt nie znaczy. Mimo to iż nie mam tu mocy, nadal mogę używqć mojego miecza, i latać. Mam umiejętność, do któryvh moce nie są pptrzebne lub są tylko dodatkiem. Zagryzłem zęby i spojrza)em na dziewczynę.
-Nie - powiedzia)em bardzo stwnowczo lodowatym głosem. Ta odwróviła się i spojrzała z niezrozumieniem. Chwyciłem mocno płachtę  i cisnąłem ją kawałek dalej, rozprostpwując duże, kluczoczarne skrzydła.
-CO TY ROBISZ!!!- wykrzyczała, biegnąc w moją stronę. Uśmiechn@łem się pod nosem widząc reakcję dziewczybt po czym wzburzając drobiny piachu wzbiłem się w powietrze. Ta staneła i spojrzała w górę coś krzycząc, ale jej nie słuchałem. Przelevia)em nad miastem. Ludzie krzyczeli i dziwili się. Niektórzy żucali tym ci popadnie, myśląc że do mnie doleci. Głupcy. Podemną pojawiło się jezioro a później gęsty las. Szukanie miejsca na ktorym moglbym wyladawac troche mi potrwalo.
Wyl@dowałem na  średniej wielkosxi polanie. Zaczałem się rozglądać. Musi być jakiieś inne wyjście. Czy cokolwiek. Każdy wymiar ma conajmniej 3 bramy doprowadzające spowrotem do mojego wymiaru, a ja nie zamierzam nikomu odprawoać przysług i rwać sobie piórq ze skrzydeł jak idiora. Szmer wyrwał mnie z zamyślenia. Zamarłem, rozglądając się, kładąc rękę na moim mieczu, powoli go wyciagajac. Nagle zza drzew wybiegła renesne żucajac się na mnie, i przewracając. Nie miałem czasu nawet wyciagnąc broń do końca. Upadłem z imperem i dużą siłą przeweócony przez dziewczynę która także upadła.. Poturlaliśmy się kilka metrów. Błyskawicznie oprzytomniałem i spojrzalem w strone z ktorej przybyla. Podziemne tunele... Warknąłem, próbując wstać, lecz dziewczyna leżała mi na skrzydle.  Siłowałem się chwilę lecz jej ciężar nie pozwalal mi ich dźwignąc. Leżaem na plecach, lekko oparty, gotowy do zerwania się na równe nogi. Gdyvy tylko zeszła mi ze skrzydła.
. ale ta długo próbowała zyskać świadomość.

Od Raphaela CD Renesme

Przestrzeń, głosy. Najpierw damski, a później mieszane. Czułem dotyk na swoim ciele, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Nie mogłem się poruszyć, ani wydać najmniejszego odgłosu. Czułem krew e ustach, ale nie taką jaką się żywimiy.... Moją krew. W głowie mi szumiało. Uchyliłem oczy. Ciemny sufit pełen pajęczyn wygląda) na zmeczonego czasem. Nademną pojawiła się twarz. Męska, z brązowymi włosami zrobionymi na żel.
-Budzi się!- usłyszałrm jak zza światów. Poruszyłem się lekko, po czym przeszył mnie ból. Jęknąłem.
-Proszę się nie ruszac!
Znarszczyłem brwi, próbując ścisnac pięść. Właśnie, probojujac bo mi sie to nie udalo. Mimo wampirzej regeneracji gojenie trwalo dlugo.  Niewieke myślac, tyle ile mialem sil sykorzystalem , i usiadlem na lozku z wielkim bólem, prawie się przewracając, lecz jedna z wampirzyc wsparła mnie, chroniąc od upadku. Odetchnąłem głęboko, od wysiłku. Dopiero teraz popatrzyłem na siebie. Ręce miałem w opatrunkach, razem z obojczykiem i szyją. Obejrzałem swoje dłonie. Na części z mich też były bandaże, lecz w miejsvach w których nie był możliwy opatrunek poważne oparzenia. Zamknąłem oczy, i jakbym dostał z miecza w serce nagle tchnięto we mnie pamięć.
-Renesme - wyszeptałem pp cichu na głos. Wstałem, chwiejąc się i idąc praktycznie jak człowiek który wypił o wiele za dużo alkocholu, doszedłem do drzwi korytarza. Za mną żucilly sie inne wampiry.
-Dowdoco!! Nie może pan iść! Rany są zbyt poważne!!- krzyczał jeden, a parę wampirów mu potakiwało.
-Admus!- odwróviłem się i wykrzyknąłem dysząc. Ten momentalnie sko!czył mówić.
-Tak, panie?-
Wyprostowałem się.
-Zbierz wampiry, i zacznij szukać wampirzycy Renesme. Jest popażona - odwróciłem się i spojrzałem na drzwi, odetchnąłem a po chwili pokuśtukałem szukać dziewczyny.
***
Renesne!- wykrzyczalem, tyle ile moglem, i na tyle ile mi sie to udalo, podsxedlem do niej. Lezala na trawie obok hotelu.
-Thomas!!- zawołalem glosno, widzac w oddali wampira - pomoz mi!

Od Renesme - c.d Sebastian

- Witaj Renesme - powiedział Ren patrząc na mnie - masz to o co prosiłem? - natychmiast wyrwałam z jego skrzydeł pióro.
- Świeżo wyrwane - podałam mu, a Sebastian na mnie pobiegł. Jedną ręką zaczęłam go dusić.
- Tutaj jesteś słaby... - wymamrotałam - przez najbliższy czas jesteś ze mną czy tego chcesz czy nie - przestałam go dusić i zwróciłam się do Rena - Masz co chciałeś. Teraz prowadź do portalu.
- A-a-a - pomachał palcem jakbym była małą dziewczynką - umowa nie dobiegła końca - zaśmiał się - jeszcze musisz mi przynieść ostrze na 5 alei.
- Umawialiśmy się, że...
- Umowa została zmieniona - przerwał mi - przynieś, a nie zdradzę twojego chłopaka łowcom - przyłożyłam sztylety do jego szyi.
- On NIE jest MOIM chłopakiem - warknęłam. Puściłam go i popatrzyłam na Sebastiana.
- Zabije cię...
- Wybacz, ale jest kolejka - założyłam na niego płaszcz - nie zdejmuj go i NIE pokazuj skrzydeł.
- Twoja dzie... znaczy towarzyszka dobrze ci mówi - zaśmiał się - jak Cię zobaczą zabiją na miejscu.
- Prędzej ja to... - przywaliłam mu w twarz.
- Ogarnij się! - krzyknęłam na niego - Mówiłam tutaj NASZE moce NIE działają! Tutaj jesteś SŁABY! Tutaj nie masz takich zdolności jak TAM! - Sebastian się wkurzył i zrobił zamach, by mnie uderzyć, ale ominęłam jego atak i obezwładniłam.
- Mogę Cię im wydać... ale tego nie zrobię. Wiesz czemu? Bo w tamtym świecie jesteś dla mnie godnym przeciwnikiem... ale tu nie - puściłam go, a ten wyglądał jakby dostał pomidorem w twarz.
- A teraz chodź... - odwróciłam się i popatrzyłam na niego kątem oka - ptaszku.

Od Ariki do Jace'a (CD)

- Ja... - spojrzałam na niego i spuściłam wzrok
- Tak? - spytał, unosząc brew
- Nieważne. - odsuwam się lekko
Łatwo jest powiedzieć: "Nie przejmuj się", "To nie twoja wina", "Powinnaś o tym zapomnieć". Co noc męczą mnie koszmary. Co noc widzę śmierć moich rodziców. Noc w noc nic nie mogę zrobić. Widzę twarze rodziny w ich ostatnich chwilach. Wyrażające ból, cierpienie i smutek.
Od tamtego czasu trenuję i trenuję. Nie chcę pozwolić na to, aby w przyszłości zdarzyła się podobna sytuacja. Bo jeżeli coś takiego się wydarzy, chcę być przygotowana. I potoczyć losy tej historii inaczej. 
- Wszystko w porządku? - spyta
- Tak.
- Na pewno? - przegląda mi się bacznie.
- Tak - mówię - Jutro czeka nas długa podróż. Lepiej odpocząć. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Poradzisz sobie? - spyta, kiedy staje w progu mojego pokoju i po raz ostatni spogląda na mnie. 
Kiwam głową, a chłopak znika za drzwiami.
Do końca nocy nie zmrużyłam oka. A jednak, kiedy rano wszyscy zebraliśmy się przed bramą Instytutu, nie dałam po sobie poznać, iż jestem zmęczona.

<Jace?>

Od Renesme - c.d Raphael

Spojrzałam na niego i usiadłam. Siedzieliśmy w ciszy, a słońce miało zachodzić za... dwie godziny? Coś około. Zobaczyłam, jak Raphael zaczął kaszleć krwią. Zamarłam.
- Musimy iść - odparłam szybko i założyłam mu bluzę, a ja zostałam w krótkim rękawku. Dałam jego rękę za moją szyję, złapałam go w pasie i powoli zaczęłam z nim wstawać. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić z siebie nic poza krwią. Szłam jak najbliżej drzew, by słońce mnie nie dotknęło. Pociłam się. Wszystko mnie piekło i miałam ochotę upaść na ziemię i krzyczeć z bólu. Nie zrobiłam tego. Moja twarz była poważna i zmartwiona zarazem. Kiedy byłam w ostatnim miejscu przed lasem i widziałam ulicę jak i słońce... przeszył mnie strach. Najbliższy cień był około dziesięciu metrów stąd. Zacisnęłam zęby i zaczęłam biec ściskając bardziej Raphaela do siebie. Ludzie nie zauważyli mnie, bo biegłam szybko na tyle ile mogłam. Gdy dotarłam do cienia byłam czerwona od gorąca na twarzy, a po moich rękach leciała krew. Zaczęłam znowu iść. Po długiej chwili byłam przed hotelem. Odstawiłam Raphaela przed drzwiami i popatrzyłam na niego. Był ledwo przytomny.
- Byłeś na polowaniu i trafiłeś na stado dzikich zwierząt. Podrapali Cię, zrzucili na słońce i doznałeś ran wewnętrznych - wiedziałam, że to nie zadziała, ale nie chciałam mieć tysiąc pytań... - mnie tutaj nie było... tak będzie lepiej. Nie będziesz miał tysięcy pytań, a mnie nie oskarżą za próbę zabójstwa dowódcy - delikatnie go puściłam i opadł na ziemię w stronę drzwi. Wyglądał jakby sam tu doszedł. Zapukałam do drzwi i się schowałam. Od razu otworzyło dwóch facetów.
- Dowódco! - krzyknął jeden i go wzięli na ręce - lekarza! - zamknęli drzwi. Wspiełam się ledwo na okno, gdzie była lecznica. Od razu zajęli się nim. Ulżyło mi. Zeskoczyłam i wywaliłam się na ziemię. Patrzyłam w górę. Dach zakrywał słońce, a ja czułam się gorzej niż fatalnie. Ledwo wstałam trzymając się za lewe biodro. Próbowałam iść, ale upadłam na kolana. Całą energię jaka mi została zmarnowałam, by pomóc Raphael'owi. Upadłam nieprzytomna na trawę. Przez chwilę czułam jak szumi, a potem pustka...

Od Aleca CD Katherine

Zmarszczyłem brwi. Dlaczego akurat ona? Dlaczego wogole wybrali mi żonę? Wspomniałem kiedyś że chcę sie ustatkowac, ale powiedzialem to nie majac na mysli najblizszego czasu.... Zmarszczylem brwi.
-Czym podpadlas moim rodzicom?- wyprostowalem sie, ake nadal stakem oparty i blat, na ktorym wczesniej zatruwalem strzaly. Przeciez musi byc jakas przyczyna takiej decyzji moich rodzicow...  Ta spojrzama sie na mnie krzywo. Nie wiedzac o co mi chodzu.
-No nie wiem.....Oni znaja cie chociaz? Jakikolwiek kontakt??- wzruszylem ramionamu beznamiętnie.
-Oczywiscie ze tak. Przeciez dla nich pracuje - usmiechnela sie, a slowa wtpowiedxiane przez nia brzmialy jak cos czyscie prostego. Zmarszcxylem brwi.
-Naorawde?- niediwierzalem
-Jestem ich doradca - wzruszyla ramionami po czym zaczela rozgladac sie po pokoju, a ja nadal bylem w tym samym miejscu, gleboko pograzony w myslach.

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Zmęczony wydarzeniami z dzisiejszego dnia wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i runąłem jak zabity na łóżko. Usnąłem kamiennym snem, wydawałoby się, że nic nie może mnie obudzić. Jednak w środku nocy, pośród ciemności i ciszy uśpionego Instytutu, usłyszałem krzyk, a potem stłumiony płacz. Od razu wiedziałem, do kogo należy ten głos. Bez zastanowienia cicho wyszedłem z pokoju i przyszedłem do sypialni obok. Zapukałem. Płacz został gwałtownie przerwany, i słychać było kroki w stronę drzwi, które uchyliły się, a zza nich wyłoniła się znajoma postać.
- Jace... Co ty tu... - wyjąkała, próbując ukryć zapłakaną twarz.
- Nie martw się, słyszałem. Masz pokój tuż obok mojego. - delikatnie się uśmiechnąłem. - Mogę wejść? - dodałem, unosząc prawą brew. Dziewczyna pokiwała głową i wpuściła mnie do środka. Próbowała ukryć to, że płakała, lecz słyszałem już swoje.
- Znowu to samo? - zapytałem znienacka, na co lekko się zdziwiła.
- Ty... - spuściła głowę i pociągnęła nosem. Widząc, jak kolejna łza leci po jej policzku, przyciągnąłem ją delikatnie do siebie i przytuliłem.
- To moja wina... - powiedziała stłumionym przez szloch, głosem. Poklepałem ją po plecach, starając się jakoś załagodzić sytuację.
- To nie jest twoja wina... Nic nie dzieje się bez powodu. To już przeszłość. Nie warto rozdrapywać ran z przeszłości. Nie poradzisz nic na to... - odpowiedziałem cicho.

Arika?

Od Ariki do Jace'a (CD)

- Chyba, że sam się czegoś obawia - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Co masz na myśli? - zainteresował się
- To jest przywódca klanu nowojorskiego. Fakt, jest sprytny i nigdy nie robi dla nikogo nic za darmo. Ale żądanie ochrony? I to od Nefilim? Wampiry nas nie znoszą. Myślę, że chodzi o coś więcej. 
- A o co dokładnie?
- Tego nie wiem. 
Wszyscy czworo wróciliśmy do Instytutu. Dzisiaj i tak nic już nie zdziałamy. No może nie do końca nic... Zanim rozeszliśmy się do swoich pokoi, poszukaliśmy informacji na temat tego całego Harry'ego Cumpbella. Niewiele znaleźliśmy. Kilka zdjęć, adres. Nic, co tak bardzo pomogło by nam w śledztwie. 
- Dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy. - powiedziała Izzy - Ale jutro czeka nas podróż do Los Angeles.
- Naprawdę chcesz się tam udać? - zdziwił się Jace
- A mamy jakiś wybór? To nasz jedyny trop w tej sprawie - odparowała - Jutro o świcie przed bramą Instytutu - zarządziła i nie czekając na żadne słowa czy to protestu, czy potwierdzenia, udała się do wyjścia. 
- Lepiej odpocznijmy przed jutrzejszą wyprawą - powiedział Alec i poszedł w ślad za siostrą. 
Spojrzeliśmy po sobie z Jace'em i bez słowa oboje wyszliśmy z Sali Głównej. Udałam się do siebie. W końcu jutro czeka nas podróż do Los Angeles...

<Jace?>

Od Ariki do Cole'a (CD)

Weszłam do pokoju, zamknęła za sobą odrzwi, oparłam się o nie i westchnęłam ciężko. Patrole w parach? Zazwyczaj przebywam z dala od ludzi. A jednak chodzi o demony i choć wiem, że nie powinnam działać na własną rękę i ten podział na pary jest najlepszy, to jednak nie mogę się pozbyć tego dziwnego uczucia, męczącego mnie, odkąd puściliśmy bibliotekę.
Potrząsnęłam głową. I tak nie jest źle. Mogłam trafić na kogoś, kogo nie znam...
Odeszłam od drzwi i podeszłam do okna. Było wcześnie, dochodziła dwunasta, a patrole mieliśmy zacząć dopiero od następnego wieczora. Demony wychodzą zawsze na noc. Nienawidzą światła.
Może dlatego, że je zabija - pomyślałam ponuro.
To i tak nie ma znaczenia, dlatego, że jest przede mną jeszcze cały dzień, a ja kompletnie nie wiem, co ze sobą zrobić. W sali treningowej będzie teraz pewnie motłoch. Zawsze tak jest przed jakąś większą misją. W bibliotece raczej dziś również nie znajdę miejsca dla siebie. Nie mogę niestety również wyjść na zewnątrz, dlatego, że chmurzyło się i najprawdopodobniej za jakąś godzinę zacznie padać. Mam jeszcze Pokój Muzyczny, ale.... chyba po raz pierwszy w życiu nie mam ochoty tam iść.
Położyłam się na łóżku i wyjęłam swój szkicownik. Nie rysowałam od... od śmierci rodziców. Zaczęłam przeglądać stare, i już trochę wyblakłe. szkice sprzed lat. Były tam portrety moich rodziców, kilka szkiców krajobrazu... nic wielkiego, a jednak poczułam ukucie w sercu. Pokręciłam głową i otworzyłam na pustej stronie. Wyjęłam jakiś ołówek i zaczęłam rysować. Zajęłam się tym do wieczora, do godziny, kiedy mieliśmy zaczynać patrole.

<Cole?>

Od Katherine - Do Alec'a (CD)

- Co to za ważna sprawa? - zapytałam, zakładając ręce na piersi. Isabelle uśmiechnęła się i spojrzała to na mnie, to na Alec'a, po czym wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Nasi rodzice zdecydowali, że weźmiecie ślub. - powiedziała, na co straciłam zupełne panowanie nad swoim ciałem. Moje źrenice wyraźnie się powiększyły a w mózgu zaczęły rodzić się myśli gorsze od wszystkiego, o czym kiedykolwiek pomyśleliście.
- CO?! - razem z chłopakiem krzyknęliśmy to w tym samym momencie, tuż po tym, kiedy to do nas dotarło.
- Ale będzie z was piękna para... - uśmiechnęła się zalotnie w stronę brata, po czym wyszła z pomieszczenia.
- Znaczy... Nie żeby coś, ale Cię nie znam... - odpowiedziałam, gdy już powróciłam na ziemię po tym, co usłyszałam. Chłopak widocznie nadal był w szoku. W sumie to już drugie małżeństwo, które rodzice mi aranżują, ale nie spodziewałam się, że zrobią to tak szybko, szczególnie, że mój poprzedni kandydat na męża zmarł zaledwie pół roku temu...
- Ta... Czyli mówili na poważnie... - wycedził Alec, stojąc w bezruchu. Spojrzałam na niego zrezygnowana i oparłam się o ścianę.
- Mnie już raz próbowali ożenić. - burknęłam niezadowolona.
- I jak to się skończyło? - zapytał z widocznym zainteresowaniem. Uniosłam prawą brew, patrząc na chłopaka widząc jego zainteresowanie.
- Jakoś się pogodziłam. Tyle, że był ode mnie 15 lat starszy, i zmarł na misji. - wzruszyłam ramionami. - Nie mogłam się sprzeciwić woli moich rodziców. Chociaż szczerze mówiąc bardzo chciałam. - dodałam i cicho westchnęłam.

Alec?

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

- Puszczaj mnie. - warknął, lecz nadal się nie ruszył. Przystawiłem miecz bliżej do jego serca, skłonny w każdej chwili przebić mu pierś i odebrać życie. Poczułem na sobie karcące spojrzenie Isabelle, więc nieco oddaliłem sztylet od ciała wampira.
- Z kim współpracował Chapman i gdzie go znajdziemy? - zapytał Alec, stając obok mnie, tuż przy Raphael'u. Założył ręce na piersi, po czym uniósł głowę lekko w górę, oczekując odpowiedzi. 
- Dotrzymacie umowy? - syknął tylko, patrząc na sztylet znajdujący się przy jego piersi. Uniósł na nas głowę i pewnie gdyby nie fakt, że możemy go zabić, już rozkazałby swoim rozerwać nas na strzępy. Arika stała z tyłu, jednocześnie nas ubezpieczając. Widać było, że krwiopijce są tak zdesperowane, aby w każdej chwili nas zabić.
- Zawsze dotrzymujemy umowy, złotko. - zaśmiała się Izzy, mierząc go lekko rozbawionym spojrzeniem. Uniosłem prawą brew.
- Gadaj. Inaczej wiesz, jak skończysz. - burknąłem wyraźnie zniecierpliwiony całym zajściem. Byliśmy tu od godziny, a zupełnie niczego się nie dowiedzieliśmy. Poza tym, to wszystko dłużyło się jakbyśmy byli tu cały dzień.
- Jego zastępcą był Harry Cumpbell. Mieli siedzibę w Los Angeles. - powiedział po dłuższej chwili zastanawiania się. Puściłem go z szyderczym uśmiechem na twarzy. Raphael otrzepał się i wystawił kły w niezadowoleniu.
- Masz tę twoją ''ochronę''. Zaczynamy, jak skończymy z tą sprawą. - odparł Alec, mierząc nas pytającym wzrokiem. Równo z Izzy pokiwaliśmy głowami.
- Grzeczny chłopiec. - Isabelle poklepała go po ramieniu, zalotnie się uśmiechając. Odwróciliśmy się i bez słowa wyszliśmy z Hotelu DuMort. Alec oraz Izzy poszli przodem, nam z Ariką się nie spieszyło i szliśmy na tyłach. Woleliśmy przejść przez tunele, niż otwarcie wystawiać się na ulicach Nowego Yorku. 
- Co o tym myślisz? - zapytała znienacka Arika, patrząc na mnie pytająco. Odwzajemniłem spojrzenie i przerzuciłem sztylet z jednej ręki do drugiej.
- O tej misji? - zacząłem, wzruszając ramionami. - Kompletna strata czasu. Jakby nie mógł od razu powiedzieć tego, co wie. - dodałem, unosząc prawą brew.

Arika?

Od Raphaela CD Renesne

Śniło mi się wiele rzeczy. Niektoee sny byly bardzo nieyzasadnione ale realne. Widzialem twarzwe, ktorycg nigdy wczesniej nigdzie nie spptkalem, snily mi sie urywki z dziecinstwa, i to, jak trudno mi byli byc wampirem. Czulem wewnetrzny bol. To takie do mnie nie podobne... Gdy wspomnialem monent, w ktorym zosralem zakarzony krwia wampira poruszylem sie. W tym momencue poczulem przeszywajacy cialo bol. A to juz nie był sen. Jak oparzony gwaltownie otworzykem oczy i zaczalem sie ksztusic. Najwyrazniej musze miec jakies urazy wewnetrze, bo pluję krwia. Gdy sie juz uspokoilem, spojrzalem w bok. Lezala tam Renesne. Była nieprzytomna. Dopiero teraz zobaczylem w jakim jest stanie. Poparzone ręce, noga, której dużo nie brakowało do spalenia, brud i ślady przemęczenia. Probowalem wstac. Bylo to bardzo trudbe, nie mialem jeszxze dosc duzo sil i kleknalem nad dziewczyna, lekko, na tyle ile moglem, potrzacsnalem ja by sie obudzila. Gdy ta otworzyla oczy. Odetchbalem i osunalem sie vardziej na trawnik

Od Raphaela CD Della

Byłrm zly. Cholernie zly. Tak lekcewazacej przywodce wampirzycy jeszcze nigdy nie widzialem. Jak tak dalej pojdzie bez skrupolow, wygnam ja z klanu. Lecz jak na razie nie moge, zawinila za malo wygnanie. Obnarzylem zeby mowiac.
-Jak nauczysz sie szacunku, przyjdz - zawrocilem, poprawiajac kurtke, powoli oddalajac sie od  zsezoruentowanej moja reakcia dziewczyny. Najwyrazniej nie sppdziewala sie takiej reakcji z mojej strony i chciala nadal prowadzic ra klotnie prowadzaca do niczego.

Od Sebasiana CD Renesme

Zasmialem sie pod nosem.  Ja mam jej niby wiezyc? Zawsze polegam na sobie, nie bede latal jak pies za koscia, za ta dziewczyna. Nie ma mowy. Zacisnalem piesci i poprawilem kaptur, ktory dziewczyna przed chwila szybko zalozyla. Przeczesalem wlosy, a gdy spojrzalem na reke, ta byla czarna od sprayu.
-Mogłas sobie darowac z tymi wlosami - przewrocilem oczami, probojac wytrzec rece w trawe. Nagle Renesme szybko mnie pociagnela w ciemny zaulek. Chcialem juz się odezwać lecz zatkala mi dlania usta. Niemalze odrazu chwycilem ja za nadgarstek i odepchnalem, przykladajac miecz do szyi, warczac..-Żaden człowiek nie będzie mnie doty...- rozwscieczony, nie zdazylem dokonczyc, kiedy ciemny zaulek nagle zajasnial pomaranczowym swiatlem. Stal tam facet w szarym ubraniu, z rozdzawioná miná. Wpatrujacy sie w moje skrzydla, naprzemiennie z polyskujacym miexzem przy szyi dziewxzyby. Jakby czas się zatrzymał na kilka sekund

Od Cole'a do Ariki (CD)

Od siódmej rano siedziałem w pokoju, z wzrokiem wlepionym w sufit. Słyszałem tylko swój, własny oddech i bicie mojego serca. Rozmyślałem, a na zewnątrz świat budził się do życia. Leniwe promienie, słońca oświetlały niewielki pokój. Przy ścianach, w rogu ciągle stały nierozpakowane pudła. A ja? Byłem nieczuły na wspaniałe, widoki z okna, na to że kolejny dzień, mojego niesamowitego życia się zaczął. Na to że dane mi jest przeżyć, kolejny dzień. Nagle ktoś, zaczął dobijać się do drzwi.
-Proszę -powiedziałem cicho, jednak to wystarczyło. Jace, wszedł do pokoju rzucając mi krótkie, spojrzenie.
-Hodge, chce aby wszyscy łowcy, stawili się w bibliotece za 10 minut. Chciałem wiedzieć czy... -odrobine się zmieszał. No tak. Od kilku dni, daje im do zrozumienia że wolę pracować sam.
-Będę. A o co dokładniej chodzi? -zapytałem podnosząc się z łóżka. -Znów napaści, na niewinnych Przyziemnych?
-Tak, demony znów atakują. A było tak spokojnie, co nie Carver?
Niemal się uśmiechnąłem. No ale Jace miał rację. Było spokojnie, ciekawe co znów się stało. Zwykle Hodge, prosił tylko najlepszych Łowców. A co jeśli... nie. Arika nie mogła powiedzieć o mojej zdolności teleportacji.
-Idziesz, czy będziesz tak stał? -zapomniałem że ciągle tu stoi.
-Idę. -szybko ominąłem Jace'a i ruszyłem w stronę Biblioteki. Słyszałem tylko, głuchy odgłos wydawany przez, przez moje ciężkie buty.
Wchodząc do wielkiego, pomieszczenia zwróciłem na siebie uwagę wszystkich Łowców. Arika, posunęła się trochę a ja oparłem się o ścianę obok niej. Posłała mi uśmiech, wiec odwzajemniłem gest. Chwile po Jace'sie wszedł Hodge.
-Demony, znów atakują tyle że z ogromną siłą. Potrzebujemy pomocy, każdego z was. -jego wzrok przebiegł po twarzach zebranych, i gdy napotkał moje spojrzenie coś go sparaliżowało. Patrzył, na mnie. Nagle odwróciłem wzrok, nie cierpię gdy ktoś się na mnie gapi.
-Dobiorę was w pary. Każdy pójdzie w innym kierunku, jednak za wrócić na noc. Wiec, Cole jesteś z Ariką. Jace ty jesteś...
Dalszy, ciąg tej ,,rozmowy" mi umknął ponieważ, ja i Arika już wychodziliśmy z sali.
Szliśmy, jakiś czas i dopiero po drzwiami zorientowałem się że, cały czas nieświadomie odprowadzałem ją do pokoju.
-Wiec... jesteśmy partnerami w tej misji. Nie dziwi cię to? -zapytałem.
-Co? Nie, dlaczego miało by mnie to dziwić? -patrzyła na mnie, zaciekawiona.
-Ciągle, dawałem znać Hodge'wi że nie chcę pracować z kimś. -zauważyłem że Arice mina zrzedła więc dodałem -Ale ok. Dla ciebie zrobię wyjątek.
Chciała coś, powiedzieć ale mnie już nie było. Szedłem już korytarzem, a na odchodne rzuciłem przez ramię.
-Do jutra. Partnerko -po chwili zniknąłem za rogiem. A szkoda, bo chętnie zobaczył bym jej minę.
Arika?

Od Renesme - c.d Sebastian

- Palant! - krzyknęłam wystraszona jego widokiem i natychmiast do niego pobiegłam i złapałam za jego kaptur po czym dałam mu go na głowę.
- Renesme bronisz biało włosego?! - krzyknęła kobieta.
- On jest ze mną. A ty idioto idziesz ze mną - pociągnęłam go do swojego domu. Kretyn poszedł za mną do wymiaru Kerona! Co za kretyn!
- Odbiło Ci?! - krzyknęłam rzucając go o ścianę. Ten rzucił się na mnie z mieczem, a ja ominęłam jego ataka i wyrwałam mu miec po czym przygwoździłam do ściany.
- Jak?! - warknął.
- Tutaj tacy jak ty i ja tracą moce - popatrzyłam na jego skrzydła - najlepiej będzie, jak schowasz swoje skrzydła.
- A czemu mam ci ufać? - warknął.
- Bo znam to miejsce lepiej od Ciebie. Nie przeżyjesz tu be ze mnie - oddałam mu miecz i puściłam - na początek - wzięłam spray na włosy i spryskałam jego włosy na czarno - tak lepiej... I lepiej nie pokazuj sowich skrzydeł... Tutaj nie lubią skrzydlatych.
- Dlaczego? - wymamrotał niechętnie.
- Bo tutaj są demony, anioły i upadłe anioły. Ty wyglądasz jak demon. Jak Cię zobaczą zabiją na miejscu - udałam, że nie wiem o tym, że jest pół demonem. Niech myśli, że jest nieodkryty.
- Nie boje się ich...
- Bój się. Bo skończysz jak oni - wskazałam na górę, a tam leżały martwe demony i upadłe anioły z wyciętymi skrzydłami - Jak chcesz wrócić to mi pomóż. Tylko ja znam miejsce gdzie kryje się portal do wyjścia.
- Nie wracamy jaskinią?
- Tamtędy wchodzisz. A wychodzisz gdzie inndziej - pokazałam mu dziennik w mojej ręce - pomóż mi schwycać kopiarza ciał, a zaprowadzę Cię do portalu i dam dziennik.
- Masz mi go oddać teraz! - rzucił się na mnie, a ja zrobiłam mu kopa i obezwładniłam.
- Jesteś bezsilny... w tym świecie jesteś jak człowiek. Bez mocy i bez swojej nadludzkiej siły. Masz tylko skrzydła, ale jak je ujawnisz zabiją Cię. Masz wybór. Albo mi pomożesz, albo Cię wydam.

Od Delli do Raphael'a (CD)

- Nie strasz - uśmiechnęłam się szeroko - Poza tym, jak sam powiedziałeś, jesteś przywódcą. Jesteś od tego, aby się do ciebie odzywać.
- Ale nie w taki sposób! - warknął
- Tak, tak. Jesteś wielki i silny. Już to słyszałam.
- Jak śmiesz! - krzyknął
Wampir ruszył na mnie z obnażonymi kłami. Już miał na mnie wpaść, kiedy, z uśmiechem, uniknęłam go. Ten pobiegł kawałek dalej, lekko zdezorientowany.
- Jesteś za wolny - zaśmiałam się
- Ty....
- Tak, tak. Wiem. Posłuchaj. To ty tu jesteś przywódcą. Z nas dwojga to ty powinieneś mieć więcej rozumu i rozsądku. A to właśnie ty narażasz się Nefilim, nie ja. Pamiętaj. Nie narażasz tylko siebie, ale cały klan.

<Raphael?>

Od Ariki do Jace'a (CD)

- Nie taka była umowa - warknął wampir
- Mów, co z Chapmanem - odpowiedziałam niewzruszona Isabelle
- Mów, albo....
- Albo co? Przypominam, że jesteście u mnie. A skoro nie chcecie przestrzegać moich zasad możecie już sobie iść Łowcy - uśmiechnął się Raphael.
Jace w mgnieniu oka znalazł się przy wampirze i chwycił go za poły kurtki.
- Nigdzie stąd nie pójdziemy, dopóki nie wyśpiewasz nam wszystkiego, co wiesz - syknął - A jeśli nie będziesz współpracować, skończysz jako kupka popiołu.
- Nie byłbym tego taki pewien - uśmiechnął się - Spójrzcie w górę.
Wszyscy unieśliśmy głowy w górę. Balkony hotelowe, niegdyś pewnie pięknych, teraz już zniszczonych i starych, były pełne wampirów o śmiertelnie bladych twarzach. Wszystkie uśmiechały się w wyrazie szczerego rozbawienia.
- Pora na was - powiedział niczym nie wzruszony Raphael.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Jest nas zbyt wielu. Nawet wy sobie nie poradzicie.
Jace jednym ruchem odkręcił Raphaela i przyłożył mu czubem miecza do piersi, tam gdzie znajdowało się jego serce.
- Nawet nie drgnij, no chyba, że chcesz mieć ostrze w piersi.
Wampir momentalnie znieruchomiał.
- Stójcie! Albo wasz przywódca skończy jako kupka popiołu! - krzyknął do wampirów, które w jednej chwili zatrzymały się - A teraz mów, co wiesz.

<Jace?>

Od Aleca CD Katherine

Gdy ta poszłq do izby chorych, udałem się do swojego pokoju. Wziąłem stelę i zacząłem czarowac strzały, myślac. Tego wszystkiego bylo za duzo. Nadal nie rozumiakem, dlaczego nie poznalem tego demona.... nigdy nie przemiwbialy sie w ludzu,a w dodatku byky bardzi silne. Nie wiadomo jakie szkodt mogly narobic.... i jeszxze ta dziewczyna która nie chce mnie sie sluchac... i Magnus... ktory ciagle proboje sie dodzwonic... odlozylem strzalem z trzaskiem na szudlade i oparlem si o nia tylem, zakladajac rece na piers. Nagle uslyszalem pukanie do drzwi. Wyprostowalem się a do pokoju weszla Izzy. Odetchnalem. Ta zgrabnym krokiem opadla na lozko naprzeciw mnie.
-Hej braciszku!*- poslala promienny usmiech. Kiwnalem glowa w grymasie.
-Co chciałas?- spytalem prosto z mostu. Izzy zasmiala sie, jak zwykle zreszta. Zawsze byla rozweswlona i lubila sie smiac.
-Chodzi o Katherine - chrzaknela.
Wyprostowalem sue bardziej, poprawiajac rece na piersi.
-Coś nie tak? Jad demona za silny na leki? Trzeba wezwaç Cichych Bracj? Pogorszyło się? Jak coś to ja....-orzerwała mi smiechem.
-Nie braciszku - wyszczerzyla sie. - Chodzi o sprawy prywarne. - orzekrwcila glowe w bok.  Podnioslem brew..-Przyszlas do zkej osoby, ja tylko wiem ze ma na imie Katherine....-Izzy wstala i podeszla do mnie, stajac naorzeciwko i stajac w takiej samej pozie co ja. Pokręciła głowá i poczuchrała mi włosy.
W tym momencie drzwi orworzyly sie ponownie a zza nich wychykila sie Kath.
-O wilku mowa!-wyjrzyknela zadowolona Izzy.

Od Logana CD Drake

Problemy w stadzie? Jestem wilkołakiem i powinienem mieć stado, być w jakimś, mieć wsparcie, jednak owego nie mam. Może dlatego, że bardzo rzadko spotykam jakieś wilkołaki? A gdy już spotykam, nie chce mieć znnimi nic wspólnego. Wszystko przed tego cholernego dupka. To przez niego stałem się potworem, nie chciałem tego. Ciągle czuje nie smak, strach, nienawiść, żal, gdy spotkam na swej drodze wilka. Od razu mi się wszystko przypomina. To jest jedyny powód, dla którego nie mam stada. Nie miałem, nie mam i mieć nie będę. Chociaż przydałoby się owe...
- Nie - odpowiadam, nie zdradzając mi, że owego stada nie posiadam. Po co mu to do wiedzy? Przecież nie mogę zaufać osobie, którą znam kilka minut, bo mi pomag. Równie dobrze może go tu nie być, może mi nie pomagać.
Znowu cisza, która jest przerywana łamaniem gałęzi pod moimi stopami oraz szelestem liśćmi przez wiatr. Las jest jakby opustoszały, zero jakichkolwiek ptaków, co dawało tym zaroślom mrocznego charakteru. Znowu idziemy w ciszy, która dłuży się niemiłosiernie. Koniec lasu jest już blisko, zaraz pojawi się miasto.
- Może odprowadzić cię dalej? - proponuje chłopak, a ja patrzę na niego kątem oka.
- Dam sobię radę. Chyba - ostatnie słowo dodaje ciszej. Nie jestem pewien tego co mówie, że dam radę? W takim stanie sam w to wątpię, ale nie jestem przyzwyczajony do czyjejś pomocy. Chociaż w tej chwili by się ona przydała. I tak od jakiegoś czasu na mnie polują, bo wiedzą, że jestem bez stada i jestem bardzo łatwym celem. Zawsze tak było, chyba, że jakimś cudem zamieniłem się w wilka, co bardzo rzadko się zdarzało. Przemienić się można pod wpływem pełni, albo wielkiego gniewu. Ja zamiast nienawodzić, boję się, czego w sobie wręcz nienawidzę.

<Drake? Brak weny>

Od Raphaela CD Della

Zezłościłem się tym, co powiedziała. Jestem przywódcą, a jedna czy dwie osoby to nic takiego. Zresztą, ona nawet nie powinna próbować zwróić mi uwagi. Jestem od niej wyżej postawiony, a dodatkowo - potężniejszy, nie zgadzam się by zwraała mi uwagę. Zmarszczyłem groźnie brwi i podszedłem do dziewczyny.
Słuchaj, nie będziesz mówiła mi co mam robić - nie powinnaś nawet do mnie się odezwać - warknąłem, pokazując okazałe, ostre kły.

Od Delli do Raphael'a (CD)

Kiedy skończyłam swój posiłek, zauważyłam Raphaela.
- No,no -powiedział z rękoma skrzyżowanymi na piersi
- Nie rozumiem o co Ci chodzi - odparłam zaskoczona
- Jak możesz nie wiedzieć o co mi chodzi ?
- Normalnie - powiedziałam od niechcenia
-No więc ,naszą wielką obrończyni nie obowiązują już reguły podane przez nią - prychnął w moją stronę
- Nie , ja nie zabijam Przyziemnych. Och przepraszam , lekko wysysam z nich krew w przeciwieństwie do Ciebie .
- No i co z tego, to normalne -jestem wampirem
- To, że jesteś wampirem nie znaczy, że musisz zachowywać się jak jakieś zwierzę wypuszczone z buszu. Przecież ten Przyziemny mógłby jeszcze żyć,  gdyby nie twój fetysz - Powiedziałam ostro , odchodząc od ściany

Od Mirco - C.D Lary

Nie zdążyłem odpowiedzieć. Wredna dziewczyna. Ale to mi nie przeszkodzi w dowiedzeniu się, kim jest.
Wyszedłem na scenę. Publiczność mnie znala, więc nie było większego problemu. Pilnowalem się, by nie zaśpiewać jednej jedynej piosenki.
Mój koncert zakończyła solówka na basie.
Skłoniłem się i odszedłem.
Autografy mnie dziś nie obchodzily.
-Mirco, czekaj -usłyszałem.
Odwróciłem się.
-Zairo.. Nie widziałem Cię.
-dopiero wróciłam z Kolumbii -wyjaśniła moja przyjaciółka od setek lat.
Porozmawiałem z nią chwilę, oglądając występ nocnej łowczyni.
Nie miała tego głosu, no ale ta scena należała dziś również i do amatorów.
Pożegnałem się z Zaira i podszedłem do dziewczyn, która stała akurat przy moim motocyklu.
-trochę by ci się przydało lekcji śpiewu. -zakpiłem wkładając kask i siadając na maszynę. Odpaliłem i już mnie nie bylo.
Pognalem anonimowy do baru.


(Lara?)

Od Lzzy - C.D Nathaniela

-jak najszybciej-powiedziałam pelna gotowości do działania.
-no to... Idę do Maryse-odparł chłopak -do zobaczenia później.
Nathaniel odszedł a ja wpatrzyłam się w niebo. Zaczynalo sie chmurzyć a po paru sekundach się rozpadało.
Schowałam się w instytucie.
Poszlam do swojego pokoju. Może mnie znajdzie.
Położyłam się nie wiedząc co począć
W końcu usnęłam.
Parę godzin później, obudziło mnie ciche pukanie do drzwi.
Wstalam i przygladzilam włosy.
Za drzwiami stal Nathaniel.
-wejdź -przesunelam sie by go wpuścić.
Chłopak wszedł do środka.
-co powiedziała Maryse?-zapytałam od razu.
-noo... Możemy iść, ale gdzieś tu blisko-powiedzial z lekkim uśmiechem.
Na mojej twarzy zagościł lobuzerski rumieniec.
-nawet wiem gdzie pójdziemy -odparlam tajemniczo.
-gdzie?-zainteresował się.
-miejsce zwane piątym punktem. Skupisko demonów. Ale nie takich arcy. Zwykłych -wyjaśniłam, zaglądając do szafy i owijając wokół nadgarstka bicz i wyciągając sztylety ważąc je w dłoniach. W końcu się zdecydowałam na konkretny a resztę odłożyłam.
-to co, zapolujemy jeszcze przed kolacją?-zapytałam.


(Nathaniel?)

Od Katherine - Do Alec'a (CD)

 Rozglądnęłam się, czy nikogo nie ma w pobliżu, a następnie siłą woli ''zrobiłam'' nas nadal widzialnych dla innych.
- Mówili coś o Valentin'ie i o tym, że nikt nie może się dowiedzieć. - powiedziałam. Dziwnie się czułam, gdy chłopak musiał się tak zniżać do mojego poziomu, ale w sumie byłam przyzwyczajona, bo mój brat często tak robił.
- No i co? Chcesz, żeby ci się coś stało? - burknął. Przewróciłam oczyma i westchnęłam zrezygnowana.
- Serio? Nie widzisz tego? Mogą być spiskowcami. - powiedziałam dość poważnym tonem.
- Dobra, pójdę i pogadam z nimi. - odpowiedział od niechcenia. Powoli zaczynał mnie irytować swoim podejściem do tej sprawy. W naszej obecnej sytuacji z Kręgiem i Valentin'em, powinniśmy być czujni na dosłownie wszystko, niebezpieczeństwa mogą kryć się na każdym kroku. Dziwiło mnie to, że uważali to za normalne. Chłopak odwrócił się, lecz zatrzymałam go.
- Słyszeli twój głos. Nie możesz tego zrobić. Poza tym, domyślą się. Nie o to nam chodzi. Zostaw to mi. - powiedziałam nadzwyczaj spokojnie.
- Tobie? Masz poważną ranę i uważasz to za zupełnie nic. Jeśli dalej tak pójdzie, nie przeżyjesz tego. Twoja rana nie jest niczym. - odparł, zakładając ręce na piersi. Westchnęłam.
- I co z tego? Mam robić z tego wielkie halo? - odpowiedziałam zirytowanym tonem, widocznym również w moich oczach.
- Okej. Jeśli nie ja, powiem Izzy, by to zrobiła. Wracaj do sali chorych, już. - ponaglił mnie wzrokiem i lekko popchnął w tamtą stronę. Mruknęłam coś pod nosem, ale nie chciałam sprawiać więcej kłopotów. Usiadłam na łóżku i mimowolnie, po chwili usnęłam.

Alec?

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Spojrzałem po wszystkich moich towarzyszach. Alec kiwnął głową, lecz niechętnie. Isabelle również, na co się trochę zdziwiłem. Tylko Arika cały czas pozostała z kamienną miną, najwyraźniej nie chciała się wtrącać i decyzję dać do podjęcia nam. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
- Jeżeli twoje informacje w czymś nam pomogą, będziesz miał tę twoją ochronę. - burknąłem, a na mojej twarzy zagościł sarkastyczny uśmiech, kiedy zobaczyłem jego niezadowoloną minę.
- Niech będzie. Ale nie tutaj. - rozglądnął się. Dopiero teraz dostrzegłem, że częściowo ukrywa się przed słońcem, zasłaniając się drzwiami. Przewróciłem oczyma i dałem znak głową reszcie towarzyszy, żeby poszli za nim. Raphael prawie niepostrzeżenie się uśmiechnął. Otworzył wielkie wrota do hotelu DuMort, przed którym staliśmy dobre kilkanaście minut. Weszliśmy do środka, szczerze mówiąc pierwszy raz byłem tutaj, od środka. Wampir usiadł na fotelu i wygodnie się rozsiadł, mierząc nas rozbawionym wzrokiem, z takim samym wyrazem twarzy.
- Więc, słucham, czego chcecie wiedzieć, łowcy? - zapytał, patrząc kolejno na każde z nas. Wymieniłem spojrzenie z Alec'em.
- Słuchaj, gościu. Nie mamy czasu na negocjacje. - burknąłem, bo moja cierpliwość skończyła się już przed tym durnowatym hotelem. Szarpnąłem go, aby wstał.
- Kto może wiedzieć o zamiarach Chapmana? - spytała spokojnie Izzy, karcąc mnie wzrokiem. Przewróciłem oczyma i postanowiłem zostawić to rodzeństwu. Razem z Ariką stanęliśmy z tyłu i tylko słuchaliśmy. 

Arika?

Od Aleca CD Katherine

Byłem zły, lecz próbowałem się opanować. Nie tylko na to, że Kathernie chodziła sobie swobodnie po instytucie gdy była chora, z wielką, groźną raną, ale i na to, że to ja byłem za nią odpowiedialny. Gdyby coś jej się stało, ja podnoszę całą odpowiedzialność, i to mnie mogą naprawdę surowo ukara, tak więc to mi zaeży na tym by ta dzieczyna była cała i zdrowa. Chwyciłem ją za nadgarstek i cicho pprowadziłem przez długi korytarz, zostawiając za sobą, zdezorientowanych Nocnych Łowców którzy jeszcze rozglądali się, upewniając że nikt ich nie podsłuchiwał, lecz po chwili wrócili do rozmowy, zamykając drzwi. Odetchnąłem i ścisnąłem ocniej jej nadgarstek. Wprowadziłem do mojego pokoju i usadziłem na łóżku. Wyjąłem stelę i nakreśliłem runę. Od razu obaj staliśmy się widzialni.
- Co ty robisz? - nachyliłem się do poziomu dziewczyny, stojąc nad nią jakiś metr, zły.

Wyniki konkursu

Witam drogich członków naszego bloga. Pragnę ogłosić, że są już wyniki eventu, jakim jest bal zorganizowany ponad tydzień temu na naszym blogu. Prac było 3, więc będą tylko 3 pierwsze miejsca. Oto wyniki:

1 miejsce - Arika [Link do opowiadania]
Słowa: 3670
Wygrana: 6 punktów doświadczenia (za I miejsce) 

II miejsce - Nathaniel [Link do opowiadania]
Słowa: 1749
Wygrana: 4 punkty doświadczenia (za II miejsce)

III miejsce - Renesme [Link do opowiadania]
Słowa: 1594
Wygrana: 2 punkty doświadczenia (za II miejsce)

Wszystkim biorącym udział serdecznie dziękuję za zaangażowanie w życie bloga oraz gratuluję nagród! 

Od Sebasiana CD Renesme

Gdy ta zaczeła skakać po drzewach, tylko przewróciłem oczami, i rozpostarłem skrzydła. Ona naprawdę myśli że jest silniejsza? Że może więcej? Prychnąłem sam do siebie. To jest śmieszne. Bawienie się w gonianego. Gdyby nie to, że dziewczyna ma dziennik, nasłałym demony na nią, a nóż by ją zabiły. Wzbiłem się w powietrze, maszcząć brwi. Black księżyca rzucał cień na drzewa, w którym szybowałą moja postać. Zamyśliłem się, i po chwili zauważyłem że dziewczyna znikneła. Warknąłem ze złości. Jest sprytniejsza niż się wydawało. Nagle zauważyłem postać dość daleko, wbiegającą do jaskini, lecz przed wbiegnięciem do niej, postać zatrzymała się i rozglądneła. Błyskawicznie, okryłem się skrzydłami. Wyglądałem jak kamień, a conamjniej jak coś zlewającego się z naturalnym krajobrazem. Gdy ta wbugeła do jaskini, wyprostowałem się i atrzepotałem lekkko skrzydłami ukłądając je za sobą. Poprawiłem kaptur i szedłem między drzewami. W moich długich szatach, z kapturem, podobych do tych co noszą Cisi Bracia.
Rozejrzałem się, lecz dziewczyna znowu znikneła. Wszedłem do jaskini i szedłem długim korytarzem, owa wampirzyca pozostawiła ślady na piasku, za którymi podążałem. Gdy wyszedłem z ciemnego miejsca, światło księżyca mnie oślepiło, przez co zmrurzyłem sooje czarne oczy. Spojrzałem przed siebie, i prawie się cofnąłem o krok, chowając w cieniu jaskini. Na jednej z uliczek miasta, akurat w miejscu gdzie jest wyjście jaskini, było pełno ludzi. Ale co oni robią w środku nocy? Wiem że są dziwni, mają swoje rytuały, a najwyraźniej jaskinia była przejściem do innego wymiaru.... ludzie nie byli typowymi z New York. Ubrani w długie staromodne szaty, i z piórami w kapeluszu, trzymających świece i mamrotająych coś pod nosem. Wyciągnąłem stelę i nakreśliłem runę niewidzialności. Na nie szczęście runy nie działały w tym wymiarze.byłem pewny że zadziałają.... coś jest nie tak, spróbowałem rozprostować skrzydła... nadal nic. Jaby moce mnie opuściły. Chwyciłem mocniej miecz i zagryzłem zęby, Skoro nie moge używać swoich nadnaturalnych sił, mam jeszcze niezwykłe umiejętności. Przewiesiłem miecz przez bodro i ruszyłem w tłum, przepychając się lekko, i obijając o ludzi, barując ich.
- Uważajże jak leziesz!! - zaczeła krzyczeć młoda dziewczyna o jasnych oczach i brązowyh włosach, gdy upuściła świecę. Nie zwróciłem na nią uwagi tylko szedłem dalej, wypatrując wampirzycy. W pewnym momencie zauważyłem ją stojącą za jednym z wyskoch i otyłych mężczyzn, majaczących coś do księżyca, wyraźnie pijanych.Gdy chciałem już podejść w jej stronę, coś pociąeło mnie za ubranie. 
- Ej! -  usłyszałem z tyłu.
Odwróciłem się gwałtownie. Stała tam ta sama dziecwzyna której zżuciłem świecę.
- Czemuż się tak dziwie ubrałeś?- zaczeła dotykać mojego ubrania. Złapałem ją za nadgarstek i odepchnąłem rękę.Ta zamrzczyła brwi i spojrzałą na mnie, wybałuszając oczy.
- Jesteś chory! - dotkneła mojego policzka, lecz natychmiats się cofnąłem, nic nie mówiąc, rozglądając się za vampirzycą. Nadal tam stała, nahwyraźniej nie zanotowała że tu jestem. I bardzo dobrze. 
- Nie widziałam tu jeszcze człoieka o białych włosach...,. - mamrotała pod nosem
- Jesteś taki blady! Nigdy nie widziałam człowieka tak baldego jak ty, napewno jesteś bardzo poważnie chory- wkykrzyczała już młoda, ciemnowłosa kobieta. Przewróiłem oczami, chcąc odejść. Ominąłęm kobietę, i wyciągnąłem miecz idąc w stronę złodziejki dziennika.
- Białowłosy!!! - wykrzyczyczała już na całe gardło. W tym momencie Vampirzyca odwróciła się, wyglądała jakby nieomal dostała zawału.

Cole CD Arika

W pewnym, momencie posłałem jej śmiały uśmiech. Arika patrzyła na mnie, jak na wariata po czym sama się uśmiechnęła. Musiałem wyglądać komicznie, z wielkim uśmiechem na twarzy. Uderzyłem delikatnie w struny, patrząc na nią wyczekująco. Pokręciła głową, i skierowała się w stronę drzwi. Jednak, moja zdolność się do czegoś przydała! Teleportowałem, się tuż przed nią. Odskoczyła jak oparzona.
-Jak ty...byłeś...co... -jąkała się. Parsknąłem śmiechem, złapałem ją za ramię i teleportowałem się obok, mojej gitary.
Znów na nią popatrzyłem. Widziałem jak szok, ustępuje zdumieniu a potem intensywnemu myśleniu. Chwyciłem gitarę, po czym włożyłem do futerału. Złapałem za uchwyt i powoli zmierzałem, do wyjścia. Byłem ciekaw czy spyta jak to zrobiłem. I gdy otwierałem drzwi, podbiegła i chwyciła za klamkę patrząc na mnie.
-Jak ty to zrobiłeś? -zapytała. W końcu, choć nie lubię opowiadać o swoich zdolnościach bo jednocześnie muszę wspominać o mojej przeszłości. Nie uśmiechało mi się to. Jednak z westchnieniem, odpowiedziałem.
-Teleportowałem się. I o nic, więcej nie pytaj bo na żadne inne pytanie nie odpowiem -spojrzałem na nią ostro, po czym westchnąłem i dodałem -zrobiłem dla ciebie wyjątek. Każdy musi się sam domyślić jak to robię.
Nie śpieszyłem, się do pokoju. Jednak... czułem na sobie czyjś wzrok. Odwróciłem się na chwilę i zauważyłem Arikę. Uśmiechnęła się, i pomachała mi. Powtórzyłem gest, i skręciłem w inny korytarz. Myślami błądziłem, wokół Ariki. Jako jedyna traktuje mnie normalnie... Ciekawe jak długo...
Arika?