Od Isaaca CD Lii

Nieszczęśliwym trafem , była to akurat sala Hodge'a. Szybko się podniosłem, zażenowany i wynamrorałem przeprosiny, po czym wybiegłem z pokoju nie czekając na odpowiedź.
-Zabiję cię!- wykrzyczałem w ko!cu gdy ta zaczeła uciekać przez duży korytarz. Nie trwało to nawet sekundę gdy byłem już przy niej. Otwierała akurat drzwi boczne, które były teleportem. Nie zdążyłem tego zauważuć gdy żuciłem się na dziweczynę. Przelecieliśny przez drzwi spdając na miękką trawę, turlając się w śmiechu po małym zboczu.
***
S)ońce powoli chyliło się ku zachodowi gdy przemieżaliśny  obrzeża lasu. Wifok był piękny. Pomarańczowo-czerwone promienie malowały jezioro., które znajdowało się po drugiej stronie szerokiego pasa miękkiej, aksamitnej trawy.  -Chcę ci coś pokazać- uśmiechnąłem się po czym moje oczy zmieniły kolor na żółty a już po chwili stałem na czterech potężnych łapach. Moje delikatne, czaro granatowe futro połyskiwało w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca. Jak na wilkołaka przystało, byłem wielki, wielkości konia. Warknąłem przyjaźnie po czym położyłem się na ziemi, wskazując na swój grzbiet. Dziewczyba krzywo na to spojrzała,najwyraźnoej jeszcze zszokowana transformacją. Po chwili jednak wdrapała się na grzbiet i chwyciła kilku kłębków delikatnej sierści. Ruszyłem biegiem przez polanę, czując wiatr w każdym włosu bujnego futra, słysząc śmiech Lii.
-

Od Raphaela CD Cole

-Nie masz nic innego do roboty?- chłopak najwyraźniej był zły. Zaciskał pięści, tak że knykcie mu pobielały. Założyłem ręce na pierś i oparłem się o jedną z ozdobnych ścian, rozglądając się.
-Właściwie teraz nie - powiedziałem z arogancją, pobłażliwym wzrokiem patrząc na chłopaka. Ten warknął, mówiąc coś pod nosem po czym poszedł odłożyć broń.
-Ale nie musisz gapić się na mnie cały dzień!- wykrzyczał z drugiego końca sali. W tym momencie wyrosła przedemną Maryse, chwytając mnie za ramię, chcąc prowadzić do pokoju, w którym w ciszy omóilibyśmy ważne sprawy, i problemt jakie dotkneły ostatnio obu ras.
-Powinieneś jednak nauczyć się trochę szacunku.... - mruknąłem, gdy ten zaskoczony widokiem Maryse chciał wydusić słowa wytłumaczenia. W końcu zmarszczył brwi i przybrał wyprostowaną postawę.
-Z jakiej raci w ogóle ten wampir jest tu, pani Maryse?- zwrócił się do matki Alec'a i Izzy. Maryse była twardą osobą, która nigdy nie cackała się z żadnym z nocnych łowców. Była bardzo surowa i w przeciwieństwie do pana Lightwooda 'miała jaja'.
-Jest tu w sprawach 'państwowych'- wynaśniła chrząknięciem.
-Zwykły wampir?- wyrzeszczył oczy, machając rękoma oburzony.
-To Przywódca - przewróciła oczami. Nocny Łowca zrobił zdziwioną minę jakby przed chwilą zobaczył ducha. Pokręcikem w ironnu głową. -Więc... Do zobaczenia, Nocny Łowco- kiwnąłem głow@ zmierzając do głównego korytarza.

Od Raphaela CD Renesme

Siedziałem w swoim biurze, zmęczony, przygnębiony i bez chęci do życia. Straciliśmy dużo naszych, walczyli dzielnie, jak prawdziwi wojownicy. Należy im się hołd i pełen szacunek, a ich ciała spoczną w godziwym miejscu. Prze)knąłem ślinę i westchnąłem głęboko, bawiąc się piórem, które zręcznie przekładałem w palcach, wprawiając w ruch. Byłem przemęczony, moje ciało dawało jeszcze we znaki po pobycie w podziemiach nocnych łowców. Oczy miałem podkrążone, a usta sine, jak od lodowatej wody. Przexzesałem włosy opierając głowę o rękę, przełykając ślinę. Dokumentów nie ubywało, a każdy z nich odstrasza) ilością regułek.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Momentalnie się ocknąłem, stawiając na baczność. Drzwi gabinetu uchyliły się, a zza nich wychylił się Thomas.
-Emm....- wyjąkał zamykając za sobą drzwi. -C-co jest? Źle wyglądasz - zrobił duże oczy, i zamrugał. Zmarszczyłem brwi i ostro skarciłem go wzrokiem.
-Nie tobie to oceniać- mój głos jednak bardziej przypominał szum liści niż potężny męski głos, którym zawsze karcę wampiry. -Co chciałeś?
-Wampirzyca się obudzila, wyglada dobrze, szybko wyzdrowieje - streścił.

***
-I jak się czujesz?- rzuciłem, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Renesme skarciła mnie wzrokiem.
-No dobrze, nie odpowiadaj - prychbąłem śmiechem.
-Jak to się stało?- odsłoniłem grzywkę, odkrywając białe oko.

Od Cole'a do Raphael'a

Jak można się domyślić, wstałem dość wcześnie. Wziąłem, szybki prysznic, zarzuciłem na siebie bordową podkoszulkę i czarne dresy. Zbiegając do, kuchni wpadłem na kogoś. Chłopak miał bladą cerę i czarne kręcone włosy. Patrzył na mnie. W końcu znudziło mi się, gapienie na chłopaka.
-Będziesz tak stał? Serio? Myślisz, że przestraszysz kogoś kto miał do czynienia z Valentinem? -popchnąłem go, a tan tylko zmierzył mnie wzrokiem i ruszył przed siebie.
Wbiegłem do kuchni, złapałem kromkę chleba i szklankę soku pomarańczowego. Szybko opróżniłem, szklankę zjadłem kromkę chleba i popędziłem do sali treningowej. Nikogo tam nie było.
Po godzinie treningu, poczułem że ktoś się na mnie patrzy. Teleportowałem, się za niego.
-Dlaczego, mnie obserwujesz? -powiedziałem głębokim głosem. Odwrócił się. Wampir.
-A nie mogę? zapytał z uśmiechem. Arogancja, aż od niego biła.
Raphael?

Od Rosaline do Nathaniela (CD)

Patrzyłam na niego, przez chwilę po czym przybrałam maskę poważnej Rosaline.
-Nic nie rozumiesz. I wątpię czy kiedykolwiek zrozumiesz -po tych słowach, wybiegłam z Instytutu.
Byłam już poza bramami. Było ciemno. W pewnym, momencie znów poczułam ból głowy, i upadłam na kolana. Znów potwory! Wrócą. Po mnie. Chyba że, mnie nie będzie w Instytucie...
Pobiegłam do opuszczonego, magazynu.
-Ok, tu mnie nie znajdą...-szepnęłam do siebie - mam taką nadzieję.
Nathaniel?

Od Renesme - c.d Raphael

Gdy usłyszałam głos Raphaela wyrwałam się jak oparzona i próbowałam złapać oddech. Grzywka zakrywała mój opatrunek na lewym oku.
- Zostaw ją! - warknął ponownie.
- Nie tak prędko - za nim stanęli łowcy i go przetrzymali. Raphael się wyrywał, ale w końcu go skuli.
- Nie... - wyszeptałam nie mogąc krzyczeć.
- Poddaj się albo ją zabijemy - przybliżył bardziej sztylet do mojej szyi. Czułam jego bicie serca. Głód przeszywał mnie, a ręce zaczęły sięgać w stronę buta gdzie miałam zapasowy sztylet.
- N... Nie rób tego - powiedziała nadal sięgając po sztylet. Vampir patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Gdy udało mi się chwycić rękojeść sztyletu, chwiejną ręką wbiłam kapitanowi łowców sztylet w miednice. Ten się skrzywił puszczając sztylet. Zaczęłam normalnie oddychać, ale na krótko, bo rzucił mną o ścianę.
- NIE! - Raphael zaczął się siłować z łowcami, którzy go trzymali. Zaczęła lecieć mi krew z głowy. Kapitan ponownie do mnie podszedł.
- Spryciula... - rzucił mną na podłogę i wylądowałam obok sztyletu, który upuścił. Mężczyzna skłonił się nade mną i przybliżył sztylet do mojej twarzy. Byłam przerażona. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, a ja próbowałam sięgnąć po sztylet.
- Czas na twoją śmierć... - zrobił wielki zamach i zaczął kierować sztylet z wielkim impetem w stronę mojej klatki piersiowej. W ostatniej chwili dałam sztylet przy brzuchu ostrzem na górę. Jego ręka razem ze sztyletem była parę milimetrów ode mnie. Dyszałam przerażona. a łowca upadł na mnie martwy. Zobaczyłam jak spływa krew po jego szyi. Wyciągnęłam kły chcąc się napić. Byłam tak głodna, że mnie nie obchodziło czyją krew wypije. Miałam właśnie go ugryźć, ale Raphael odepchnął martwego ode mnie i mnie przytulił. Byłam sparaliżowana... jedynie co robiłam to płakałam. Moje łzy jak i krew wypływająca z mojej głowy powoli spływała bo jego garniturze. 
- Dowódco! - usłyszałam krzyki naszych. Raphael mnie puścił i popatrzył na mnie. Odgarnął grzywkę i zobaczył opatrunek na moim oku. Drżącą ręką powoli zaczęłam zdejmować opatrunek. Gdy go zdjęłam moje lewe oko straciło swój niebieski kolor. Było białe, ale mimo tego przez nie widziałam. Raphael zakrył moje prawe oko ręką.
- Widzę... - zmusiłam się na lekki uśmiech. Do nas podbiegli inne wampiry. Popatrzyłam na nich i chciałam wstać, ale gdy byłam na nogach straciłam przytomność. 

*******

Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Nie miałam ran, a moje oczy były normalne. Byłam najwyraźniej w śnie. Wstałam z łóżka i zaczęłam iść przed siebie. Obok mnie zaczęły się pojawiać wszystkie wspomnienia. Kiedy dołączyłam do łowców, kiedy od nich uciekłam. Stanęłam przed ekranem od telewizora. Zobaczyłam pierwsze dni jak poznałam Raphaela. Kiedy mnie przemienił w Vampira i pokazał mój nowy dom. Kiedy sądziłam, że jestem pół wilkołakiem, pół wampirem. Kiedy pierwszy raz pomógł mi dowiedzieć się kim jestem. Kiedy spotkaliśmy Magnusa, wtedy gdy o mało nie zginęłam.
- Kochasz go prawda? - w filmie obiły mi się o uszy te słowa. Zawiesiłam się. Zobaczyłam potem tylko urywki, gdy byliśmy u łowców i prawie nie zginęliśmy. Dzień kiedy opiekowałam się Raphaelem. Czas w którym byłam koło niego i walczyliśmy dla dobra innych. Ekran zniknął. Zaczęłam się cofać. Zaczęłam czuć ból i szczypanie. Poczułam jak zaczyna piec mnie oko. Zamknęłam oczy. Zaczęłam ruszać palcami i przez zamknięte powieki widziałam światło. Lekko otworzyłam oczy. Byłam w hotelu... a przynajmniej tak mi się wydawało.