Od Aleca CD Katheirne

Przez to całe zamieszanie i atak demona na dziewczynę z Idrysu mój plan dnia ogromnie się przesunął. Musiałem zrezygnować z treningu, ażeby zaoszczędzić na czasie, nie zjadłem kolacji tylko od razu poszedłem do biura pisać raporty.
Gdy skończyłem, było już naprawdę późno.Zegae wybił.23.30. Spakowałem papiery do torby, i wyszedłem na korytarz z zamiarem udania się do Hodge. Gdy wychodzułem zza rogu, nagle udeżyka we mnie jakas dziewczyns. Widzac że leci w dół, szybko ją złaoałem i oparłem o sciane.
-Co ty tu robisz?- zmarszczylem brwi, widzac ze to nijaka Ifrysowa dziewczyna
-No.. Idę...- jąkała się.
-A gdzie niby?- założyłem ręce na pierś.
-Do toalety - odpowiedziała szynko kiwajac glową. Podniosłem brew.
-Toaleta jest w drugą stronę, a miesądzę byś tam naprawdę szła - odpowiedxialem szorstko. Gdy dziewczyna machnela ręką na to wszystko, chcav przehsc kolo mnie, zatrzynałem ją.
-Nie przestrzehasz zasad. - powiedxialem prosto w oczy. Dla mnie zasada byla rzecza swieta-... zasady

Od Raphaela CD Renesme

Czułem się jakbym był w śpiączce. Moje ciało kompletnie się mnie nie słuchało, nie mogłem nawet nic powiedxieć ani ruszyć żadná z kończyn. Jakbym był sparaliżowany. Słyszałem.szum, głowa mnie okropnie bolała i nie miałem siły. Co chwila czułem czyjeś ręce na swoim ciele i twarzy, głos słyszałem jak przez mgłę. Nie byłem nawet w stanie zidentyfikować czy była to kobieta czy mężczyzna. Po dłuższym czasie tuaczki w tym bezkresnym stanie,zaczeły nawracać mi siły. Uchyliłem lekko oczy, bo na tyle miałem siłę, chociaż i tak wszystko było pokryte białą mleczną pokrywą. Lecz poznałem.w tym Renesne. Siedziała, wyrywając kępkitrawy z ziemii, wyraźnie zdenerwowana. Nic więcej nie udało mi się zobavzyć. Chciałem coś powoedxieć , lecz nie miałem siły. Mozolnie  wyciągnąłem rękę do dziewczyby i złapałęm ją delikatnie, próbując uspoloić. Mimo tego że sam czułem się fatalnie.

Od Lary - C.D Mirco

Wstałam dziś bardzo wcześnie z myślą ze zapoluje z samego rana ,
dzień jak co dzień jak dla mnie , nic nowego .
Miałam już dosyć tego ciągłego koła i postanowiłam się rozerwać i pójść na koncert który miał się odbyć całkiem blisko mojego miejsca zamieszkania .
Zjadłam śniadanie , wzięłam gorący prysznic i ubrałam się , po czym wyszłam z domu . Po drodze przypomniało mi się że umiem całkiem dobrze występować na scenie i coś mnie pchnęło żeby zajść do sklepu muzycznego , nie wiem co mnie tam popchnęło może jakaś siła wyższa której nie rozumiałam .

W ostatniej chwili zdążyłam się zapisać na występ , trochę się denerwowałam ale to było nic zbytnio się tym nie przejęłam , po chwili usłyszałam dźwięk motocyklu który własnie wjechał przed scenę , miał kask na głowie więc nie widziałam kto to był .
Nie wiem jakim cudem ale mnie zauważył , i podszedł do mnie i spytał :
-jesteś łowczynią ?
-Tak jestem , odparłam
-Dobrze czyli się co do ciebie nie pomyliłem kim jesteś
-Może i tak a teraz radzę ci iść na występ bo widzę że publika już na ciebie czeka .
-Pogadamy potem po występie ? , kiedy ty występujesz ?
-To chyba nie twoja sprawa co ? , odparłam nieuprzejmie bo coś mi w tym gościu nie pasowało , miałam nadzieję że się od mnie odwali . Odwróciłam się i poszłam ćwiczyć przed swoim występem

(Mirco ? )

Od Katherine - Do Alec'a (CD)

 Nie wiem ile czasu minęło, nim się obudziłam. Przede mną klęczała Isabelle, a w oddali dostrzegłam zarys sylwetki, której nie potrafiłam rozpoznać, wszystko widziałam jakby we mgle. Mrugnęłam kilka razy, do tej pory nie czułam zupełnie nic. Dopiero po chwili na prawej ręce poczułam przeszywający ból. Czułam, jad w mojej krwi, z każdą sekundą bolało coraz bardziej. Podniosłam głowę, na co nieznajoma postać stanęła nade mną. Rozpoznałam w niej chłopaka, z którym wcześniej miałam przyjemność się spotkać.
- Isabelle, ona się budzi. - usłyszałam, niedokładnie. Dopiero po chwili zaczęłam normalnie widzieć, a dźwięki nie były słyszalne jak w pustym pomieszczeniu, po którym głos się odbija. 
- Widzę. - odparła dziewczyna, ze wzrokiem ukrytym w ranie. Dopiero teraz ją dostrzegłam. Ohydna, cała zaropiała, we krwi rana, maksymalnie największa, jaką miałam na moim ciele, kiedykolwiek. Syknęłam cicho z bólu, kiedy ta przyłożyła do niej opatrunek.
- Jest źle? - spytałam, lekko się podnosząc. Izzy oraz Alec spojrzeli po sobie, a potem dziewczyna pokiwała głową. Przygryzłam wargę, i podniosłam się.
- Dasz radę iść? - Isabelle pomogła mi utrzymać równowagę. Niepewnie pokiwałam głową, ale czułam, że nie będzie łatwo. Chwiejąc się, i co chwilę potykając, doszłam z towarzyszami do Instytutu. Trochę dziwnie się czułam, kiedy kazano mi leżeć i nic nie robić. Leżałam w sali chorych, ręka już praktycznie mnie nie bolała, przez jakieś leki. Przysięgłabym, że zanudziłabym się tam na śmierć gdyby nie fakt, że przyszedł do mnie brat.
- Co ci się stało? - zapytał, po czym usiadł na rogu łóżka. Westchnęłam i zaczęłam oglądać ranę, następnie wzruszyłam ramionami.
- Zaatakował mnie demon. - zakryłam ranę i zamknęłam na chwilę oczy. - Rodzice z tobą rozmawiali, kiedy byłeś w Idrysie? - dodałam, gwałtownie otwierając oczy. Chciałam za wszelką cenę usłyszeć odpowiedź. Posłał mi niepewne spojrzenie.
- Tylko o sprawach Clave. - odparł, wzruszając ramionami. Przełknął ślinę i wyjął z kieszeni telefon, z którego dobiegał dzwonek. Spojrzał na mnie pytająco, na co pokiwałam głową. Wyszedł z sali, jego rozmowę mogłam jednak niewyraźnie słychać. Poznałam, że była to mama. Spuściłam spojrzenie i przełknęłam ślinę. Prawie uroniłabym łzę, ale się powstrzymałam. Po kilku minutach Kastiel wrócił do pokoju.
- Wiesz... Ja muszę... iść... - powiedział niepewnie i cicho westchnął.
- Tak, jasne, idź. - wymusiłam najdelikatniejszy uśmiech w historii, lecz dzięki mojej mimice dość widoczny. Bratu wyraźnie coś nie pasowało, ale zmuszony był iść. Zostałam sama. Przez resztę wieczoru strasznie się nudziłam. Kiedy praktycznie wszyscy byli już w swoich pokojach, postanowiłam się wymknąć. Założyłam świeże ciuchy i wyszłam na korytarz. Prawie zostałam przyłapana przez jednego z łowców, lecz schowałam się za ścianą. Gdy uznałam teren za bezpieczny, wyruszyłam, tym samym wpadając wprost na Alec'a. No to już po mnie... - przemknęło mi przez głowę. Zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się, jednak przed całkowitym spadnięciem na ziemię powstrzymał mnie chłopak.
-...

Alec?

Przypomnienie

Mam zaszczyt przypomnieć naszym członkom, że do dnia 20.04.16r. można zgłaszać prace konkursowe odnośnie balu. Dotąd jest ich tylko trzy, więc oczekujemy, że ich jeszcze trochę przybędzie. Jeżeli prac będzie zbyt mało, przedłużymy termin o kilka dni. Wyniki ukażą się 21.04 lub 26.04. Liczę na was!!!

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Przywódca wampirów zaczął się zastanawiać, przez co traciliśmy cenny czas. Przewróciłem oczyma i spojrzałem na towarzyszy.
- Słuchaj. James Chapman, dowodził tym wszystkim. Znasz go? - zapytałem, tracąc już powoli cierpliwość. Wyjąłem ręce z kieszeni i podszedłem bliżej.
- Chapman? Nie ma osoby, która by go nie znała. Jest wampirem, to normalne, że pije krew przyziemnych, nie sądzisz? - zaśmiał się sarkastycznie, potem spojrzał na nas z pogardą. - Coś ci łowcy niedoinformowani... - dodał i odwrócił się na pięcie. Z trudem powstrzymywałem się od walnięcia go, lecz Izzy zareagowała szybciej ode mnie.
- Raphael, stój. - warknęła, łapiąc go za ramię, następnie odwracając z powrotem w naszą stronę. Ten zrobił niezwykle niezadowoloną minę, widoczne było w niej też lekka pogarda.
- Czego? - wystawił kły, mierząc nas wszystkim pogardliwym wzrokiem. Założyłem ręce na piersi i przestąpiłem z nogi na nogę, patrząc na mojego parabatai.
- Wampiry nie używają do tego maszyn, osuszających przyziemnych ZUPEŁNIE z krwi. I robią to raczej dla siebie, a Chapman robił zupełnie coś innego. - powiedział Alec, z kamienną, prawie zresztą jak zawsze, miną. Raphael przewrócił oczyma, i oparł się o ścianę.
- To dlaczego sami do niego nie pójdziecie? - zapytał, unosząc na nas lekko rozśmieszone spojrzenie. Postanowiłem nadal milczeć.
- On nie żyje. - wypaliła znienacka Arika. Wampir widocznie strasznie się zdziwił, i aż wstał ze zdziwienia.
- Popełnił samobójstwo. - dodał szybko Alec, chcąc przynajmniej trochę odratować sytuację.
- Znasz jego zastępce, jakichś zwolenników, cokolwiek? Nie sądzę, żeby zakończyli swoją działalność, tym bardziej, że Chapman zrobił to z impetem. - powiedziałem, zainteresowany reakcją krwiopijcy. Zmrużyłem brwi widząc, jak ten się śmieje.
- Nic za darmo. - wyszczerzył się sarkastycznie. Arika zmierzyła mnie oraz naszych towarzyszy lekko zniecierpliwionym wzrokiem. Zgadzałem się z nią i podzielałem jej reakcję. Traciliśmy czas, podczas którego mogło zginąć kilku przyziemnych. Ta rozmowa dłużyła się w nieskończoność, a my na razie niczego się nie dowiedzieliśmy. Jak na razie, to tylko poinformowaliśmy przywódcę wampirów o tym, że jeden z nich popełnił samobójstwo. Super. Zadowalający wynik, szczególnie, że mogliśmy podzielić się na grupy i szybciej to zrobić.
- Czego więc chcesz? - zapytała Izzy, najwyraźniej również zmęczona rozmową nie dającą żadnych rezultatów w naszej sprawie.

Arika?

Od Aleca CD Katherine

Gwałtownie się odwróciłem słysząc krzyk.  Spokojny jak dotąd kot zaczął się przeobrqżać w demona,  a Katherine miotała się na kolanach. Zrobiłem unik kiedy ten rzucił się na mnie, klękając na kolano. Błyskawicznie wyciągnąłem łuk, kątem oka łypnąłem na dziewczynę. Była blada i leżała nieruchomo. Zmarszczyłem brwi. W tym momencie demon naparł ponownie. Wyszczerzył okazałe zębiska w mackach , a z jego pyska rozlegl sie ohydby odór. Był za blisko by w niego strzelić z łuku. Uderzyłem go w obślizglą mordę i odepchniąłem kopniakem. Blyskawicznie zlapalem.swoja  broń i napiąłem strzałe, ktora trafiła w brzuch, w łuku ulokowałem kolejną, która z impetem powaliła odobnila. Odetchnąłem i podbiegłem do dziewczyby sprawdzając puls. Żyje. Wyciągnąłem telefon, który miałem w tylniej kieszzeni swoich spodni i zadzwoniłem po Izzy.
-Halo? -
-To ja Alec!- krzyknałem, lekko zdezorientowany.
-Wiem brqciszku - zaśmiała się. Zmarszczyłem brwi.
-Przyjedź szybko do magazynow kolo Jade Wolf, dziewczyba z Idrysu zostala zaatakowana przez demona, wyglada to groźnie, możemy mieć problemy....-  nie zdążyłem do końcxyć kiedy ta rozlączyła się.
Po kilkunastu minutach stała już kolo dziewczyny, robiac oględziny i opatrunek a jq stalem oparty o jeden z magaxynow, z zaloxonymi rekoma na piersi.

Od Aleca CD Arika

-Podejżewam że to ma związek z Valentine- zmarszczyłem brwi, po czym głęboko odetchnąłem. Jęknąłem z bólu. - Muszę więcej ćwiczyć - dopowiedziałem, napinając mięśnie.
-Po co?- spytała zdziwiona.
-Jak to po co? - spytałem retorycznie. Wydawało mi się oczywiste  dlaczego. -
-Zaatakował mnie demon, a ja nie umiałrm się obronić!- wykrzyczałem i próbowałem wstać.
-Spokojnie -... Odsuneła się lekko.
przewróciłem oczami. 
- Jutro długi trening - powiedziałem sam do siebie.

Od Logana CD Drake

. Drake jest chłopakiem nieco niższym ode mnie, może tylko jeden centymetr. Oprócz tego wygląda po prostu jak trup. Ma prawie że trupią cerę, a pod oczami niewielkie czarne wory, jakby tuż do rzęs mu się rozmazał, albo kretka pod oczami, albo wysmarował się jakimś węglem dla odznaczenia się. Ma czarne włosy, nad którymi najwidoczniej nie panuje, ale jednak pasuje do niego taka fryzura nieogarniętego dzika. Jest bardzo szczupły, a gdy dotykałem jego skóry, gdy pomagał mi wstać, poczułem coś dziwnego. Twardą skóre, jakby łuski.
Mój nos zaczyna węszyć, wyczuwa coś, a raczej kogoś. Po zapachy poznaje, że ten oto chłopak jest czarownikiem. Nie zbyt mi to pasuje, ostatnimi czasy gdy trafiałem na jakiegoś czarodzieja, chciał mi coś odciąć czy wyrwać, bo było mu potrzebne do mikstury. Najwidoczniej chłopak nie czuje do mnie jakiegoś respektu, jest spokojny i wyluzowany. Nie boi się mnie, co mi trochę przeszkadza. Skąd mam wiedzieć, że jednak nie chce mnie zabić?
Jednak mi pomaga, ofiaruje pomoc, więc wszystkie myśli trącam na bok i wracam do rzeczywistości.
Próbuje przypomnieć sobie co się stało. Jakim cudem znalazłem się na drzewie. Dlaczego? Po co? Ktoś mnie gonił, a ja chciałem się skryć? Czy może byłem tak pijany, że nie wiedziałem co robię? Wdałem się po pojanemu w bójkę, gdzie wylała się krew i uciekłem na drzewo? Jest wiele możliwości, a moja pamięć znowu zawodzi.
- Wystarczy do ulicy. Dalej powinienem sobie dać radę - w końcu się odzywam nabierając spokoju. Drake kiwa głowa i prowadzi mnie do wyjścia z tego lasu. Co jakiś czas potykam się nie tylko o wystające kamienie czy gałęzie, ale i o własne nogi. Po kilometrzem siły zaczynały wracać, tak jak równowaga. Mogę w końcu puścić chłopaka i iść dalej. Jednak tego robię. Boję się, że wyrżnę się i znowu spadnę twarzą w ziemię rozbijając sobie coś. Tak, Logan jest tchórzem i nie będę tego ukrywał.

<Drake?>