Od Soray CD Aleca

Czy - ja - naprawdę wyglądam jak baba, która potrzebuje ratunku jak ta z wielkej wieży? Popatrzyłam na chłopaka i jego damę i panicza. Rozumiem, że nie mógł się zdecydować, ale żeby mieć też i faceta? Skarciłam go wzrokiem, ale po chwili skierowałam wzrok na jego łuk. Był dobrze zbudowany i wyglądał dbany. Stali tutaj, bo pewnie też wyczuli portal. 
- Uh-huh... Arigato? - stanęłam przed lasem.
- Jak taka mądra to pokaż gdzie je...
- Cicho, bo go obudzisz - zatkałam jej usta.
- O czym ty...
- CICHO! - puściłam jej usta i wskazałam do góry. Nad nami była wielka sieć, a na niej kokon. Na lewo spał sobie demonik w formie przerośniętego pająka. Nie powiem nie, ale gdyby można wychować demona na swojego sojusznika... Taki pająk byłby niezłym pupilkiem.
- Jak mamy do tego podejść, nie budząc? - spytał któryś tam.
- Proste. Obudzić go - rozerwałam rękaw i związałam sobie ranę - a tak poza - wzięłam sztylet w zęby - Jesftem Soliana Felenelion - wyskoczyłam na drzewo i złapałam się pajęczyny. Była tak lepka, że mogłam na niej stanąć. 
- Co ty wyprawiasz?! Sama kazałaś nam go nie budzić! - krzyknął jakiś jeden z dwóch. Bo mnie obchodzi który to który.
- A chciałbyś, by z nim walczyć, czy zabić, gdy śpi? - spytałam retorycznie i znowu zaczęłam podchodzić.
- SORIANNA ZŁAŹ STAMTĄD! - krzyk dziewczyny mnie wytracił z równowagi. Spadłam na gałąź, ale na szczęście utrzymałam na niej równowagę. Pająk padł na ziemię. Chyba się wkurzył...a? 
- BRAWO IDIOTKO! - pająk popatrzył na mnie i syknął. Skończyłam na wyższą gałąź. Pająk zaczął się za mną wspinać. Wtedy zobaczyłam portal. Był chroniony przez sieć pajęczyn. Zaskoczyłam obok "towarzyszy". 
- Dobra. Gaduła, elfie, Pan Zagadka. Potrzebujemy dużego kapcia - pająk na nas skoczył. Gwałtownie ich odepchnęłam do tyłu. Pająk wbił swoje końcówki z kłów w moją rękę. Wbiłam sztylet w jego szyję, a ten pisnął, odskakując. Wstałam i zobaczyłam, że sztylet został w jego szyi. Wtedy usłyszałam świst strzały. Przeleciała blisko mojego ucha. Dobra... Zainponował mi. Odchaczyć na liście. Wtedy wyskoczyła Gaduła razem z panem zagadką. Wstałam, trzymając się za ranę. Wtedy popatrzyłam na kokon.
- Dobra, panie Elfie - wzięłam suche kawałki drewna i rozpaliłam ogień - strzelaj w kokon. Podobno nigdy nie pudłujesz.
- Wiesz kim jestem?
- Nie, ale po twoim strzale można to wywnioskować - związałam na jego strzale kawałki swojego ubrania i podpaliłam - strzelaj - wyjęłam miecz i skończyłam najwyżej jak mogę. Stanęłam na głowie pająka i przebiłam jego głowę na wylot. Ten się rozsypał - dobra. Teraz zamknąć portal. Pan zagatka - wzięłam go i bez jego zdania wskoczyłam z nim na pajęczyne. Elf nawet nie puścił strzały, najwyraźniej chciał to zrobić po swojemu. Stanęliśmy przed portalem. On go zamykał, a ja wzięłam trochę pajęczyny. Zeskoczyliśmy, a elf strzelił płonącą strzałą. Ci popatrzyli na mnie z pogardą. Gdyby nie to, że pająk był jadowity, to bym im wyplunęła w twarz.
- Sayonara! Do kiedyś - ruszyłam przed siebie.
- Ej! - głos któregoś z tych dwóch mnie zatrzymał.

<Alec? Jak coś źle to nie bij (tak wiem że gorsze nisz hujowe ale nie miałam pomysłu)>

od Hayley CD Raphael'a

 Od mojej nietaktowej kłótni z Raphael'em minęło kilka dobrych dni. Miałam okazję to wszystko przemyśleć... To nie jest tak, że tylko ludzi charakteryzują pochopne decyzję, decyzję irracjonalne podejmowane pod wpływem obecnego stanu emocjonalnego. Raphael może myśleć, że zrobiłam to wszystko ot tak, że ja naprawdę tak sądzę. To dobrze, że on tak sądzi, taki był cel. W tej prowokacji chodziło mi o to aby odsunąć go od siebie własnym kosztem, dla jego dobra. Wiedziałam, że moja osoba u jego boku będzie mu tylko zagrożeniem, o czym świadczyłaby noc po gali, czy też sytuację mające miejsce przed nią. Tamtej nocy, kiedy udało mi się wybawić go od tego cierpienia, kiedy siedziałam obok niego bacznie mu się przyglądając zrozumiałam, jak strasznie namieszałam mu w życiu. Nie chciałam być powodem jego cierpień. Stwierdziłam więc, że wolę aby mnie nienawidził, ale był bezpieczny, niż żebyśmy trwali w innej relacji ze świadomością z tyłu głowy, że może mu się coś stać. Nigdy bym nie powiedziała, że między mną, a Raphael'em Santiago będzie coś więcej niż obojętność. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie mnie tak obchodził.
 Nie wiem też, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z naszej kłótni wynika, że wcale nie jest, kimś komu w głowie własne przyjemności, że jest skłonny do uczuć, że coś do mnie czuję. Z jednej strony  faktycznie cieszy mnie ten fakt, bo to oznacza, że moje uczucie mają jakiś sens, ale z drugiej zaś tak sądził przed kłótnią, teraz już może przecież być inaczej, zresztą to wcale nie ma znaczenia. Odepchnęłam go od siebie. Nie mogę dopuszczać do siebie nikogo, bo gdybym uzależniła się od jego obecności, ktoś mógłby wręcz mnie zabić odsuwając go ode mnie. Musiałam, więc odsunąć go od siebie, jak najszybciej z nadzieją, że nie jestem aż tak od niego zależna.
 Dostałam wiadomość od Thomasa, że coś się dzieję w hotelu. Thomas nie był moim szpiegiem, czy po prostu informatorem z własnego wyboru, przed kłótnią poprosiłam go aby od razu powiadamiał mnie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze przed pogorszeniem się kontaktów moich i Raphael'a wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, to on mi nic nie powie, bo uważa, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi.
-Wilkołak zaatakował naszego wampira.- powiedział bezkompromisowo Thomas. Bezkompromisowo, bo go zahipnotyzowałam, więc nie miał innego wyboru niż robienie tego, co mu każe.
-Gdzie ten wampir?- zapytałam, a on poprowadził mnie do jednego z pomieszczeń, w którym była grupka mających się dobrze wampirów, oprócz tej jednej sztuki.
-Nie wygląda najlepiej...- odparłam nie tracąc jej z oczu.
-I tak też nie jest.- westchnął ciężko Thomas
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam, kiedy Raphael stanął w drzwiach. Nie widziałam go, bo stałam do nich tyłem, ale widząc reakcje pozostałych, wiedziałam, że to on.
-Hayley, chodź do mnie do gabinetu. Musimy porozmawiać.- warknął, ale tak, że ktoś kto nie wiedział o naszej kłótni nie domyślił by się, że miała ona miejsce, bo potraktował mnie swoim zimnym i oficjalnym tonem, tylko, że mi się nie chciało z nim rozmawiać. Stałam niewzruszona, nawet się do niego nie odwróciłam. Słyszałam, jak jego oddech przyśpiesza, pewnie teraz zaciska pięści... Na pewno zapłonął złością, ale wcale mnie to wtedy nie martwiło. Niezwykle łatwo jest doprowadzić do tego aby ktoś cię znienawidził, gorzej aby pokochał.
-Nie mam zamiaru się powtarzać, przecedził wściekle przez zęby, po czym chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za sobą, jak niesforne dziecko.
 Kiedy byliśmy już w jego gabinecie, pewnym ruchem trzasnął drzwiami, po czym oparł się o biurko nie przestając na mnie patrzeć. Przyznaję, jego wściekłość nieco mnie niepokoiła, ale pomimo tego zachowywałam zimną krew.
-Co to do cholery było? Po co tu przyszłaś?- jego ton był nie wiele odległy od krzyku
-Dowiedziałam się, że są kłopoty...- nie pozwolił mi skończyć
-Myślisz, że to oznacza, że bez twojej obecności się ich nie rozwiążę?- zmrużył oczy- A no tak, przecież ty uważasz, że jedyne na czym się znam to rozmiar biustu!- jego oczy płonęły ze złości.
Szczerze? Nie podobało mi się to, nie chciałam doprowadzać go do takiego stanu, ale tylko w ten sposób mogłam doprowadzić do tego aby mnie nienawidził i nie chciał w swoim życiu. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że nie może być inaczej.
-Nikt nie prosił cię o pomoc!- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko
-Może jednak warto będzie poprosić, jeżeli chcesz żeby jeden z twoi ludzi dożył jutra. Jedynie moja krew będzie w stanie odtruć jej organizm, twoja jest tylko przydatna mnie, jeśli podzielę los dzisiejszej ofiary.- zaciskałam ręce skrzyżowane na piersiach.- Wiem, jednak że nie stać cię na takie słowa, więc dziś zadziałam bez magicznych słów. Mogę już iść? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
 Raphael powoli zbliżał się do mnie, z zaciekawieniem przyglądałam się mu, co za chwilę uczyni, czy powie. Wyglądał już inaczej, płomień w jego oczach, powoli wygasał, wydawał się już nad sobą panować, był już spokojny, jakby coś zrozumiał.
-Hay, w co ty grasz?- stanął obok mnie patrząc mi się w oczy i lekko unosząc kąciki ust, tak, że praktycznie nie można było stwierdzić, czy faktycznie się on uśmiecha. Lekko przekręciłam głowę, by móc lepiej na niego patrzeć, może też, że wyczytam coś z jego oczu, w których tak często znajdywałam odpowiedzi, na różne pytania.
 Miałam wrażenie, że Raphael powoli się domyśla, że zaczyna dostrzegać, że ta cała kłótnia i to, co robię teraz to jedna wielka ściema, ale to tylko moje domysły. Postanowiłam dalej udawać.
-Więc widzę, że jestem wolna, w takim razie idę uratować sytuację, czyli uratuję wampirzycę, a następnie rozprawie się z wilkołakiem.- uśmiechnęłam się sztucznie po czym opuściłam pomieszczenie.
 Kiedy już podałam krew wampirzycy, która została ugryziona przez wilkołaka, skierowałam się do sprawcy całego tego zamieszania.
-Koniec tej zabawy.- odparłam- Pieseczku chodź do nogi, bo nie mam dziś humoru bawić się z tobą w aportowanie.- skrzyżowałam ręce i czekałam w spokoju na jej reakcje.- Wiem, że to nie są święta Bożego Narodzenia, ale zróbmy wyjątek i przemów dziś do mnie ludzkim głosem, a może znajdę inne zastosowanie tej siekiery, niż posłużenie się ją aby podzielić cię na dwa kawałki.- uśmiechnęłam się złośliwie, do kobiety, która stała do mnie plecami. Czekałam aż w końcu przypomni sobie, jak to jest mówić, a w gratisie pokaże mi swoje oblicze.
-Zapomniałaś języka w gębie, czy co?- stawałam się coraz bardziej niecierpliwa, zbierała się we mnie złość, którą miałam zamiar na niej rozładować. Złość zebraną z kilku dobrych dni.
 W końcu wydała z siebie dźwięk. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy wypełniał śmiech, który wcale nie należał do tych śmieszków dzieci z reklam. Ten śmiech był przesączony negatywnymi emocjami i wzbudzał we mnie zaniepokojenie. Miałam wrażenie, że skądś kojarzę ten psychopatyczny chichot.
-Nie wiedziałam, że będziemy mogły spotkać się w tak cudownych dla mnie warunkach.- syczała niczym mityczna Charybda na swoje ofiary.
 Kiedy dowiedziałam się, że jest to wilkołaczyca, która mnie zna, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. Żaden wilkołak nie miał ze mną dobrych kontaktów, były tylko złe.
-W porządku. Właśnie straciłam nadzieję, że uda mi się z ciebie coś wyciągnąć, ale zauważyłam, że niczego oprócz pcheł nie zdobędę.
 Zacisnęłam ręce na uchwycie siekiery i już kiedy miałam zabierać się za najlepsze, kobieta odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej twarz w całej okazałości i zaczynałam żałować, że miałam taką okazję. W jednej sekundzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, co doprowadziło do tępego bólu głowy. Siekiera wyślizgnęła mi się z dłoni i runęła na ziemie, kiedy momentalnie wróciłam do siebie, z ze zdenerwowaniem stwierdziłam:
-Powinnaś nie żyć.- jeszcze raz rzuciłam spojrzeniem w jej stronę
-Tak wiem- zachichotała- powinnam być martwa, ale nie jestem. To od ciebie zaczerpnęłam chęć sprawiania niespodzianek moim wrogom.- spojrzała na mnie wzgardliwie
 Nagle kobieta przemieniła się w wilka, ogromnego zwierzaka sapiącego nad moją głową. Już byłam gotowa zaatakować, rozpocząć zabawę z psiakiem, aby finalnie powalić bestię, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, co zostało wykorzystane przez moją przeciwniczkę.
 Powaliła mnie swoim ciałem na twardą posadzkę, wbijając we mnie swoje szpony. Próbowałam zrzucić ją z siebie w każdy możliwy sposób, kiedy połamałam jej łapę, zaryczała głośno, po czym wbiła się w moją szyję. Krzyknęłam głośno, czując jak rozszarpuję moje żyły, czując, jak jej jad wrze w moim ciele. W końcu udało mi się ją z siebie rzucić.
Pchnęłam ją na ścianę, po czym chwyciłam siekierę i zaczęłam kolejno pozbawiać ją kończyn. Kiedy dzieliła się na więcej niż dwa kawałki wpadłam w taką furię, że nie potrafiłam przestać. Jeszcze wiele razy szatkowałam jej ciało, kiedy już była martwa. Byłam cała w jej krwi, ale to w tamtej chwili mi nie przeszkadzało, nie obchodziło mnie to, że właśnie bez opamiętania macham siekierą, maltretując ciało martwego już od dobrych kilku minut wroga aby wyrzucić z siebie złość i nienawiść do samej siebie. Miałam dość gierek, ale miałam też świadomość, że nie mogę z nimi skończyć.
 Nie usłyszałam nawet, jak ogromne drzwi za moimi plecami otwierają się. Po chwili usłyszałam świetnie znany mi głos.
-Hay! Hay! Uspokój się!- Raphael wyrwał mi siekierę i rzucił gdzieś w kąt.- Ona już nie żyję, słyszysz? Jest martwa.- Jego głos złagodniał, co było dziwne, bo Raphael był wściekły, wiedziałam to, że jego nienawiść tego dnia sięgała zenitu, a mimo to postanowił na chwilę o tym zapomnieć. Widział chyba w jak fatalnym jestem stanie. Stanął przede mną, chwycił za ramiona i obrócił tak, że poszatkowane ciało był po mojej lewej stronie. Nie potrafiłam oderwać od tego wzroku. Całą się trzęsłam. Moje serce miałam wrażenie, że za chwile  eksploduję. Raphael chwycił delikatnie mój podbródek i skierował w swoją stronę, tak abym musiała patrzeć na niego. Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać, serce wracać do prawidłowego rytmu, zaciśnięte pięści się rozluźniły. Wracałam do siebie.
-Chodźmy stąd- odparł i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
Znalezione obrazy dla zapytania raphael santiago angry gif-Idź umyć się z krwi.- stwierdził prawie niewidocznie się uśmiechając, na jego twarzy w tamtym momencie zwyciężał niepokój. Na obecną chwilę widziałam, jak Raphael zapomniał o naszych chłodnych stosunkach względem siebie i najzwyczajniej w świecie się o mnie troszczył, czego szczerze nie potrafiłam pojąć. Byłam pewna, że po tym wszystkim sam potraktował by mnie siekierą. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał.
 Wiedziałam, że nie mogę zostać ani chwili dłużej w hotelu. Modliłam się aby nie zauważył ugryzienia na mojej szyi, które nie było takie widoczne, kiedy byłam utytłana we krwi, a do rany przykleiły się kosmyki moich włosów.
-Nie.- przełknęłam nerwowo ślinę- Dziękuję, ale pora już na mnie.- uciekałam od niego wzrokiem, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie potrafiłam.
-Ale Hay...- przerwałam mu, a on przymknął rozchylone usta
-Nie, niepotrzebnie tu przyszłam... pewnie chciałeś się od niej czegoś dowiedzieć, a ja ją zabiłam. Jedyne, na co się dziś przydałam to danie trochę mojej krwi. Dobra, nie przeszkadzam, uciekam.- ominęłam go modląc się o brak jakiej kol wiek niespodzianki.
 Oczywiście nie było szans, że opuszczę hotel z taką dawką tojadu w moim organizmie, ale nie będę cały czas wisieć na Raphael'u. Wprosiłam się do jednego z pokoi, jakiegoś wampira, którego zahipnotyzowałam. Zdecydowałam, że kiedy odzyskam, chociaż trochę siły zadzwonię do moich braci by ci pomogli mi opuścić hotel i być jak najdalej od tego wszystkiego, nie licząc już nawet na zdobycie lekarstwa.
 Rzuciłam się na łóżko, bo w tamtej chwili tylko tyle byłam w stanie zrobić, no i jeszcze nie traciłam nadziei na to, że w jakiś cudowny sposób trucizna zniknie z mojego organizmu, a Raphael nie stanie w drzwiach.
-"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..."- pomyślałam, zaciskając palce na pościeli z powodu rosnącego bólu. Musiałam niezwykle ze sobą walczyć by nie wydać z siebie jęku.

Od Raphaela CD Hayley

-Dobrze, jak chcesz, fajnie że tak myślisz - zagryzłem zęby tak, że odznaczyło się to na mojej szczęse. - Jeśli myślisz że wszystko robię dla seksu, to brawo, proszę, możesz iść - wskazałem na drzwi wiodnące do długiego korytarzu z kilkunastoma drzwiami, na któych końcu znajdowało się wyjście z hotelu. Hayley zdębiała, nie mogac wydusić z siebie ani słowa,
Ominąłem ją, wychodząc z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Nigdy bym nie pomyślał, że ona może tak sądzić. Nie jestem jakimś popaprańcem, żeby spełniać swoje seksualne marzenia z osobami które tego nie chcą. W sumie wogóle tego nie potrzebuję. Dziwki? Burdel?
Za takie coś mogłem się ostro wkurzyć. Jestem dowódcą, za takie słowa mogłaby zostać zabita. Niech się cieszy że uszła z życiem.
Szczerze? Sam czułem się wykorzystany. Manipulatorka.
Najpierw kłóci z drugą połówką, któa później umiera, a ta, próbujeusilnie pocieszyć. A tak naprawdę co? Zdobyć zaufanie by się zbliżyć. Od co. Nie wiem jaki sens ta dziewczyna widzi w tym wszystkim, ale nie będę sięnad tym rozwodził, bo nie muszę i nawet nie chcę. Jestem po prostu zły. Ale bynajmniej teraz wiem, i mam nauczkę by nie ufać takim wampirzycom. Renesme była inna.
Gdy pierwsza wyszła z hotelu, nakazałem natychmiastowe wysprzątanie pokoju, i zmienienie pościeli, a sam, noc spędziłem w biurze.
*** kilka dni później***

Obudził mnie alarm, jaki wzniósł Thomas na cały hotel. Dopiero się ściemniało, a słońce było jeszcze na horyzoncie, na szczęście nie brakowało mu dużo do całkowitego zachodu i pogrązenia DuMortu i okolic w ciemnościach. W końcu krzyk i alarmowanie stały się głośniejszce, a już po kilku sekundach wampir stał przedemną, zdyszany, nie mogac nic powiedzieć. Wysapywał tylko pojedyńcze niezrozumiałe słowa. Udało mi się wyłapać pojedyńcze frazy, ale ten bełkot niewiele mi mówił. Chwyiłem chłopaka za ramiona i kilka razy potrząsnąłem, by się skupił.
- Mówi wyraźnie, uspokój się! - podniosłem głos.
- Ja...wilk...wilkołak - tyle zdołałem zrozumieć. Puściłem przyjaciela z dośc dużą siłą przez co przewrócil się, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi,
Wybiegłem z pokoju, próbując sam wbadać co się dzieje, jednak nikogo nie było. Totalka cisza, jak makiem zasiał. Już chciałem wracać, uznać to za fałszywy alarm i kolejne przewidzenia chłopaka gdy usłyszałem krzyk sprzed hotelu. Momentalnie znalazłem się przy wyjściu. Zgraja wampirów gromadząca się w wielkie koło, wokół czegoś, czego nie byłem w stanie ujrzeć, nawet nie zauważyła, że tu jestem. Odchrząknąłem głeboko, i kazałem się rozsunąć, jednocześnie pytając co się stało.
Na ziemii, krwawiąc leżała jedna z młodych wampirzy, z wielką infekcią na udzie. Suknię miała rozerwaną, poplamioną od krwi, a kawałki materiału przykleiły się do paskudnej rany. Przeklnąłem w myślach. Cholerne wilkołaki. Kiedyś trzeba będzie je doszczętnie wybić, już za daleko się psuwają. Już fakt że istnieją, że żyją tu, w pobliżu nas, jest odrażający. A czyny jakich się dopuszczają są karygodne. Kątem oka ujrzałem parę świecących, młodych ślepi na skraju lasu. Wiedziałem że to sprawca ugryzienia. Bez dwóch zdań. Prawdopodobnie samotny wilk, wygnaniec, ale nie odpuszcze mu tego. Krzyknąłem donośnie, rozkazując złapać sprawcę. Żywego. Niech odpłaci za swoją rasę.
Ja się już z nim policzę.
W trakcie łapanki, kobietę przeniesion do najbradziej sterylnego pokoju w hotelu, i starano jak zwykły człowiek, przemywać rany. Podobno to trochę pomagało, chociaż sam patrzyłem na to sceptycznie.
- Przywódco! - usłyszałem nagle w środku gwar i zamieszania wokół dziewczyny. Nagle zrobiło się cicho. Podszedłem bliżej, gdy okazało się że dźwiek ten wydała ukąszona dziewczyna.
- Ten wilk nie chciał, to moja wina.... - wysapała. Uśmiechnąłme  się półgębkiem na myśl o głupiutkiej wampirzycy.
- Nic nie jest przypadkowe, a wilkołak który to zrobił poniesie karę - mój głos był srogi, taki, jaki powinien posiadać przywódca. W międzyczasie doszła do mnie wiadomość że wilk został uwięziony w lochach. Pochwaliłem Thomasa za jego oddział, choć on nie brał w tym udziału - dla zasady, w głebi duszy już widziałem te tortury kundla. Ostrzegano mnie, że mogę zostać ugryziony, oraz to, że łapanie go nie było dobrym pomysłem, bo jest tylko zagrożeniem dla nas, dla całego hotelu. Natychmiast kazałem wszystkim się zamknąć.
Im odbija, doszczętnie! Będą bronić kundla!
~~
Gdy wszedłęm do lochów byłem zly bardzo zły. Wgapiając się prosto w oczy wilka wkroczyłem do lochu w którym się znajdował.
http://66.media.tumblr.com/ec9396d17b0aba88afcbf962434ad7ac/tumblr_o1b4q2XIkV1s1lvwyo4_r1_250.gif
Co te kundle sobie wyobrażają? I nie chodzi mi tu o jednego osobnika. Całe zgraje. Uważają się za lepsze, silniejsze. Uważają się za wspaniałe stworzenie, a zmiennokształtność za dar, i wyjątkową moc. Właśnie. Moc. Jaką? Ja wolałbym się zabić, niż być kundlem. Co to za wyróżnienie, zmieniać się w pchlarza i wyć do księzya jak jakiś chory psychicznie idota?. Debilizm.
My jesteśmy rasą królewską. Pożywiamy się krwią, prosto z żyły, a nie padliną. Umiemy się zachować, mieszkamy w normalnych warunkach, jak nasi gorsi podrabiańcy - ludzie. A psy? W budach. W norach, Jaskiniach. Jak nierozwinięte przygłupy. Moja złośc sięgała zeniitu, gdy jeszcze sam się napędzałem i nienawiścą do tych cuchnących stworzeń. Nie interesowało mnie już to, jakie konsekwencje mogą powstać wskutek ugryzienia, czy wypuszczenia kreatury na wolność, do hotelu. Interesowała mnie zemsta. Na całym gatunku.
W jednej chwili pies przemienił się wbrudną, prawie nagą kobietę, która zaczeła śmiać się jak psychopatka. Nie zwróciłem na to uwagi, Podszedłem do szafki, na której leżało multum sztyletów. Zza swoich pleców słyszałem tylko bełkot. Może i bym coś ztego zrozumiał, ale psów się nie słucha, ani z psami się nie gada. Przejechałem palecm po kilku sztyletach, aż w końcu zatrzymałem się na jednym - średniej wielkości, wykonanym ze srebra, dwustronnnym, naostrzonym jak brzytwa cackiem. W sumie dopiero teraz zorientowałem się, że przemiana, jakiej dokonał kundel była bezsensowna, gdyż pod postacią człowieka nie jest groźna. Tylko dlaczego nie została w wilczej postaci? Zastanawiało mnie to. No nic, moze po prostu jest głupia.
Podszedłem do dziewczyny, przewracając ją na ziemię, jednym ruchem ręki. Przejechałem sztyletem po jej ramieniu, aż ta wydała z siebie pisk bólu. Satysfakcionowało mnie to. Nie mineła chwila, gdy poczułem strzał bólu w głowie. W tym momencie też usłyszałem głos już mi znany. Głębsze skupienie pozwoliło określić mi, że rozmawia z Thomasem, a znajdują się w pokoju ugryzionej. Hayley.

KUPA TROCHEXDDDDDDDD

od Hayley CD Alec'a

 Ostanie nie miałam humoru na schadzki po jakiś większych klubach, gdzie odbywają się ogromne potańcówki, niby lepiej byłoby się pożywić, ale jeśli jestem głodna to wcale nie muszę się z tym maskować, chcę się pożywić? To się pożywię, nie ma nikogo kogo mogę się obawiać w tej kwestii, czy też jakiejkolwiek innej. Lokal był stosunkową małą knajpą z kilkoma wydzielonymi miejscami do siedzenia, barem i stołem do bilardu. Wystrój był prosty jakoś szczególnie nie przyciągający, wszędzie drewniana boazeria. Prawdopodobnie nigdy więcej bym tutaj nie przyszła, gdyby nie fakt, że był to jedyny lokal osunięty od większych gromad drących się i pianych ludzi, których dziś byłabym w stanie wszystkich powybijać. Byłam naprawdę wściekła, że nie wiele wystarczyło aby urwała komuś łeb.
Powoli sączyłam drinka, niemo patrząc się na giboczącą się jedną parę na niewielkim parkiecie, a następnie na inną grupkę pianych nastolatków, nieskąpiących w alkoholu. Z czasem zaczęłam żałować, że wybrałam tak nudne miejsce. Postanowiłam, że jeżeli nic ciekawego się za chwilę nie stanie, nadzieję śliniącego się na mój widok osiłka, siedzącego w drugim końcu sali na kij od bilarda.Oparłam się łokciami o blat i obserwowałam cały lokal odliczając;
-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery...- 
-Co pani robi?- zapytał barman stojący z drugiej strony lady i przecierający szklankę
-Cii...- przytknęłam palec do ust- Odliczam ostatnie chwilę życia pewnego człowieka, proszę nie przeszkadzać, bo pana czas będę liczyć, jako następnego.- odparłam całkowicie poważnie. Barman wzruszył tylko ramionami i wrócił do swoich zajęć, a ja do swoich.
-Trzy, dwa...- odliczanie do czynności związanej z czystą przyjemnością zabicia jakiegoś napuszonego goryla znów zostało przerwane, ale tym razem nie przez wścibskiego barmana. Przez mój wyostrzony słuch usłyszałam skomlenie kundla, a tak naprawdę wycie. Oznaczało to nie mniej, jednak że gdzieś niedaleko zbiera się wataha, która nie oszukujmy się nie przepada za wampirami, a w szczególności za mną, patrząc co kiedyś tu im wyczyniłam. Podsumowując mam przesrane i spokojnie poradziłabym sobie z tą całą zakichaną psiarnią, gdyby nie fakt, że jest pełnia, co oznacza: silniejsze wilkołaki, słabsze wampiry.
-"Zachciało mi się odpoczynku od zapijaczonych ludzi"-pomyślałam wychodząc szybkim krokiem z lokalu
Wilkołaki w takim miejscu z łatwością mnie wyczują, ja ich zresztą też, ale zapach mokrego kundla to ostatni, który chce dziś poczuć. Kiedy przekroczyłam próg knajpy od razu poczułam uderzenie chłodnego powietrza, które zaczęło plątać kosmyki moich włosów. 
-"Mogłam się chociaż pożywić na tych ludziach w tej knajpie i tak prowadzili bezsensowny żywot, tak chociaż nosili by tytuł mojego jedzenia"- pomyślałam, żałując, że nie skorzystałam z możliwości pożywienia się, a przy okazji zwiększenia moich szans przy spotkaniu psiaczków.
 Przemierzałam wąskie uliczki z nadzieją, że oddalam się od watahy wilkołaków, które już miałam pewność, że szukają mnie. Nawet jeśli wilkołaki mają tutaj pakt pokoju z wampirami, to ja się w niego nie wliczam, przez to jak w poprzednich latach zmniejszyłam ich liczebność. Chociaż było zabawnie. Zemsta zawsze jest dobra, a w szczególności ta najokrutniejsza.
 Idąc zaczęłam analizować beznadziejność mojej obecnej sytuacji, która faktycznie okazała się jedną wielką sumą nieszczęść. 
-Chyba gorszego pecha mieć nie mogłam- westchnęłam cicho pod nosem, po czym za chwilę poczułam przeszywający, dosłownie przeszywający ból tuż nad sercem. Zostałam przebita strzałą, która uniemożliwiała mi ruch przytwierdzając do chłodnej ściany, w którą zresztą też się wbiła.
Znalezione obrazy dla zapytania alec shadowhunters gif-Co do cholery- syknęłam z bólu mierząc strzałę wzrokiem, a następnie zaczęłam poszukiwać jej właściciela.
-Mówiłaś coś o pechu- usłyszałam drwiący ton
-Świetnie, nie masz co robić? Więc postanowiłeś się zabawić w Robin Hood'a? - zaczęłam wyciągać z mojego ciała strzałę z grymasem, będącym skutkiem bólu towarzyszącego mi podczas wykonywania tamtej czynności.
Kiedy wyciągnęłam już to cholerstwo ze swojego ciała, rzuciłam je na bruk.
-Wiesz prawie przebiłeś mi serce- zaśmiał się z ironią obserwując łowcę. Chyba jeszcze nie wiedziałam, co właśnie dzieje się z moim organizmem. Bacznie przyglądałam się mężczyźnie, który stał niewzruszony. Nie byłam w stanie dokładnie określić jego wyglądu, było zbyt ciemno, a w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby widziany przeze mnie obraz zaczął się rozmazywać, później przekonałam się, że to nie jest wyobrażenie, a fakt. Czułam, jak miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą gościła strzała płonie żywym ogniem, dostałam zawrotów głowy, miałam wrażenie, że to jakiś koszmar.
-Trucizna. Sprytne.- odparłam resztkami sił
-Nie jest to tojad, na twoje szczęście, ale zadaję jeszcze ciekawsze cierpienia.- nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że właśnie się uśmiecha.
-Tylko po co? Przecież wy "kolekcjonujecie" demony, a nie atrakcyjne wampirzyce- zaśmiałam się pomimo bólu ogarniającego moją głowę
-Mamy w tym mały interes, aby nie doprowadzić do złamania paktu między wampirami, a wilkołakami, a pomimo faktu, że on cię nie zobowiązuję, to gdybyś miała nawet umrzeć wybiłabyś całą populację tej rasy,- czułam, że za mną stoi pomimo całej tej dezorientacji przez ból, czułam jego obecność.
 Nie miałam już sił na żadny opryskliwy komentarz, padłam na kolana, bezsilna i nie pewna tego, co ze mną będzie. 

(CHUJOWE XD)

od Hayley CD Raphael'a

 Nie lubiłam go do czegokolwiek zmuszać, ale to wcale nie znaczyło, że przestawałam stawiać na swoim. Wcale nie byłam zadowolona z faktu, że musiałam zmuszać go do wypicia tej durnej mikstury, ale jeżeli zahipnotyzowanie go aby to wypił, czy po prostu wlanie mu tej substancji do ust miałoby zniwelować cierpienie, które zafundują mu blizny naznaczone przez przeklęty sztylet, to oczywiście, oczywiście, że to zrobię, już to zrobiłam.
 Raphael nie był zadowolony, to oczywiste. Chciał udawać bohatera do końca, chciał do końca sprawiać wrażenie niezniszczalnego, a przynajmniej odpornego na ból. Nie wiem, czy może chciał mi zaimponować swoją zdeterminowaną postawą, ale chyba wolałabym aby w tamtej chwili schował swoją dumę do kieszeni i z lwa, przemienił się w potulnego baranka. Ile razy miałam mu tłumaczyć na to, że nie mam zamiaru patrzeć na to, jak cierpi? Przecież nawet my wampiry posiadamy słabości, a największą jest to, że wszystko czujemy mocniej. Wszystko. Dlatego moim zdaniem świetną sprawą jest wyzbycie się wszelkich uczuć. Zresztą brak uczuć sprawia też, że wróg nie ma gdzie uderzyć, nie znajdzie twoich słabych stron, bo owszem Raph ma rację na własny ból fizyczny możemy jeszcze zagryżć zęby, możemy wytrzymać, ale też te cierpienie w końcu wygra z naszą odpornością, bo ile można zagryzać zęby? Jeżeli chodzi o cierpienie bliskich? Tu jesteśmy już bardziej ograniczeni.
 Santiago leżał na łóżku, ale jego głowa spoczywała na moich kolanach. Spał, jak dziecko dopóki jego stan nie zaczął się pogarszać. Zaczęły go zalewać poty, miał gorączkę, zmieniałam mu w związku z tym, co chwilę okład, chwilami dostawał potężnych drgawek, wtedy delikatnie przytrzymywałam go dłonią na swoim miejscu. Wstrzymałam oddech, kiedy jego zabliźnione rany zaczęły się otwierać, tamta chwila oznaczała najgorszy moment, kulminacyjny wręcz moment wobec całego cierpienia. Nieprzytomny Raphael wygiął się w łuk, byłam przerażona całą tą sytuacją, pomimo tego, że wiedziałam, że przez wypicie mikstury Raph czuję tylko ułamek tego, co mógł czuć, ale coś co jeszcze mnie martwiło to to, o czym Santiago może właśnie śnić, bo raczej nie będzie to sen, gdzie jeździ na jednorożcu...
 Przyklękłam przy łóżku i delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka. Raphael cały się trząsł, wzięłam głęboki oddech i z zaniepokojeniem przyglądałam się mu.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptałam, zmuszając się jednocześnie do uśmiechu- Musi.- dodałam, odsłaniając jego czoło przeczesując palcami jego włosy do tyłu.
Nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam obok niego. z głową opartą na jego torsie. Nawet nie śniło mi się spanie tej nocy, nie wyobrażałam sobie odpoczynku w tej sytuacji, ale zmęczenie wygrało.
 Obudził mnie jego głos.
-Dzień dobry Hay.- kiedy uniosłam powieki zrozumiałam, że znajdują się teraz w nieodpowiednim miejscu i sytuacji. Raphael patrzył mi w oczy, nasze usta dzieliły milimetry. Sparaliżowało mnie. Jego oczy, jego uśmieszek pewny siebie.
-Cieszę się, że z tobą wszystko dobrze.- odparłam starając się nie ukazywać mojej faktycznej radości z tego powodu. 
-Niespecjalnie odczytać można twoją radość.- zaśmiał się, wtedy, ja okrakiem siadłam na jego biodrach, pochyliłam się nad nim, nie odrywając wzroku od jego oczu, po czym zachłannie wbiłam się w jego usta, łącząc je w namiętnym pocałunku. Moje piersi ocierały się o jego tors, a moje ręce bawiły się kosmykami jego włosów. Poczułam, jak jedna z jego rąk zaciska  na moich pośladkach, przy czym lubieżnie się uśmiecha. Wtedy przerwałam pocałunek i zeszłam z niego wstając na proste nogi. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, a na mojej twarzy zwycięski uśmiech.
-Może gdybyś z własnej woli wypił miksturę byłoby inaczej, może więcej.- mruknęłam
-Może uda mi się to jakoś nadrobić? Trzeba powtórzyć pewne rzeczy.- zaśmiał się.
 Wtedy coś mnie uderzyło. Zaczęłam toczyć ze sobą wewnętrzną walkę. Między tym, co powinnam zrobić, a tym, co czuję, a czuć nie powinnam.
-Nie.- mój ton od razu się zmienił, a Raphael był zdezorientowany
- Nie wiem za kogo mnie masz, ale na pewno nie będziesz używał mnie za środek do zaspokajania swoich seksualnych potrzeb. Chcesz dziwki? Idź do burdelu. Weź sobie ludzką, jeżeli będziesz się obawiać, że może wydać twój występek, to ją zahipnotyzujesz albo zjesz. Nie wiem, twoja sprawa, ale nie traktuj mnie w ten sposób.- Santiago nie wiedział, co się dzieje, wstał z łóżka i stanął za moimi plecami, odgarniając włosy z mojego lewego ramienia.
-Hay uspokój się...
-Żadne uspokój się! Nie rozumiesz? Czy ty naprawdę tego nie widzisz?- odwróciłam się do niego twarzą, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.- Jestem słaba! Słaba przez ciebie!- desperacko go od siebie odepchnęłam- Od kilkuset lat tego nie zrobiłam. Od kilkuset lat nie martwiłam się o kogoś tak, jak o ciebie, nikim się tak nie opiekowałam, przy nikim nie przesiedziałam tylu nieprzespanych nocy, jak przy tobie.- mój głos powoli zaczął się załamywać, łzy zaczęły napływać do oczu. Co się do cholery ze mną dzieje?-Od kilkuset lat nie pojawił się nikt, kogo mogłabym darzyć innym uczuciem niż nienawiść, czy obojętność. Od kilkuset cholernych lat na liście moich bliskich nie było nikogo więcej, niż moi bracia. To wszystko trwało do momentu dopóki ty się nie pojawiłeś.- jedna z łez uwolniła się i spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam.- Widzisz, co się dzieje kiedy jestem obok ciebie?-zmrużyłam oczy-Pękam.- szepnęłam, mięśnie mojej twarzy się napięły, zagryzłam zęby, żeby nie wydać z siebie zbędnego szlochu.-Ale wiem również, że ja też jestem nieproszoną osobą, tylko, że akurat w twoim życiu. Spokojnie, zniknę z niego, jak najprędzej.- powoli zaczęłam wracać do siebie. Wydusiłam z siebie sztuczny uśmieszek.- Miło było cię poznać, Raphael'u Santiago.- rzuciłam ostatnim spojrzeniem w jego głębokie oczy. Czułam się tak jakbym miała wyzionąć ducha. Nogi miałam, jak z waty, mój oddech był nienaturalnie przyśpieszony, trzęsły mi się ręce. Właśnie tego się obawiałam, że się od niego uzależniłam. Nawet w tamtej chwili, kiedy decydowałam się usunąć z jego życia raz na zawsze pragnęłam go.
 Jeszcze przed chwilą rozkoszowałam się smakiem jego ust, cieszyłam się, że nic mu nie jest i nadal się cieszę, ale muszę w jakiś sposób go od siebie odsunąć, dla naszego dobra, dla jego dobra, jeżeli nawet będę musiała przejść emocjonalne katusze,usunę się z jego życia. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, spoglądając sobie w oczy.

(Raphael?)

Od Sebastiana CD Soray

Przemierzając las myślałem nad dalszymi krokami w planie mojego ojca. Dotarłem nad strumień, gdzie usiadłem pod drzewem, w cieniu, przyglądając się szumięcej wodzie.  Widziałem w niej swoje odbicie. Białe włosy, lśniąca skóra, i czarne jak bez spodki oczu. Żuciłem kamieniem w swoje odbicie, po czym wstałem. Jak ja nienawidzę słońca i ciepła. Dwie najgorsze wartości jakie mogą istnieć, a których nie mogę zmienić.
Rozłożyłem skrzydła i zacząłem biec w stronę lasu. Trochę zabawy nie zaszkodzi.  Wbiłem się w powietrze, i szybując kilkanaście centymetrów nad gruntem, prawie zapomniałem o swoim planie i kolejnym kroku, gdy poczułem przeciłżenie na lewym skrzydle, a już po chwili ostro runąłem na ziemię. Poturbowany zatrzymałem się kilka metrów dalej. Odrazu wbiłem wzrok w skrzydło i miejsce z którego prawdopodobnie otrzymałem strzał.
Stała tam dziewczyna, ta sama która prędzej uprzykrzała mi życie. Byłem wściekły. Wstałem mimo lekkiego bólu, i wydałem sztylet, ciskając go o ziemię. Zagryzłem zęby i już z daleka, idąc w stronę dziewczyny, wykrzyczałem kilka zdań, ostrym, wściekłym tonem. Nagle, jak spod ziemii przedemną wyrosła inna, prawie rudowłosa dziewczyna. Nawet nie zdażyżrm zareagować gdy ten sam sztylet, wbił mi się w miejsce, powyżej serca.  Adrenalina zadziałała, i chwyciłem dziewczynę za nadgarstki, mając na celu je zmiażdżyć. Lecz zacząłem opadać z sił. Jeszcze przed straceniem świadomości, zrozumiałem, że pomyliłem się co do osób, które mnoe zaatakowały. Potem już tylko jak we mgle,  widziałem czarną krew spływającą po ramieniu i wilgotność bluzki.

Soray? ;p Reni atakuje!

Od Aleca CD Soray

Gdy rozmawiałem z Isabelle całkowicie zapomniałem o przybyszce. Mijalismy kolejne drzewa, i złączenia dróg aż sygnał portalu zrobił się silniejszy a moc było już czuć w powietrzu. Zacząłem czuć niepokój, oglądając się na Izzy, próbując rozgrysc jej minę. Nie widzieliśmy portalu, choć czuliśmy się tak, jakbyśmy stali przed nim, a powiewy wiatru tylko sprzyjały temu wrażeniu. Nagle usłyszałem dźwięk zza siebie. Przypominał jęk. Zacząłem.szybko szukać źródła hałasu.To prędzej spotkania dziewczyna nadeszła na ostrą gałąź, rozcinając sobie nogę. Była w "bezpiecznej odległości)" od nas, jednak dało się to zauważyć. Gdy tylko się schyliła, niemal natychmiast miałem strzałę w napiętym łuku. Demon, który stał za nią właśnie planował wbić swoje ohydne, brudne, i nasączone jadem zęby w ranną. Celnie wypuściłem strzałę w stronę kreatury, która ze świstem musneła moje palce, a po kilku sekundach wybiła się w demona, sprawiając że ten rozprysł się w pyle i dymie. Nastała chwilowa cisza, której towarzyszył porozumiewawcza wymiana skinień z siostrą, by po chwili trafić kolejne kreatury które przybywało ze strony z której przyszliśmy. Dziewczyna, która prędzej została ranną, wspiąła się na drzewo, ukrywając przed nami, a bynajmniej tak to wyglądało. Napieralismy na demony, przesuwając sië odważnie a przód,  Izzy radziła sobie świetnie, wymachując swoim biczem. Oddając ostatni strzał, jednym ruchem zciągnalem dziewczynę z drzewa, nadal nabierają na resztki kreatur. Czułem jej wzrok na sobie, jak karciła mnie oczyma, paląc mnie w myślach z wściekłości.

Wymyślaj ;p

Od Raphaela CD Hayley

Coś wyrwało mnie ze snu tak że poderwalem się siadając na łóżko, z szybkim i głośnym oddechem. Byłem chroniczne zmęczony. Zaległości które powstały na skutek mojej nieobecności w hotelu mnie przerosły, a papierów było tyle, jakbym nie uzupełniał ich conajmniej przez rok. Siedzenie w biurze dzień i noc przez kilka dob nie było dobrym pomysłem. Czułem niepokój, świsty powietrza wypełniały moje płuca a ja czułem się jakby nadal brakowało mi powietrza. Przypomniały mi się chwilę sprzed przemiany, kiedy jako mały chłopiec miewałem koszmary. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, znajdującego się po drugiej stronie pokoju. Dotknąłem dłońmi zimnego parapetu. Przeszedł mnie dreszcz. Znowu głośno odetchnąłem. Ciągle czułem ten niewyjaśniony niepokój, jaki mnie zbudził. Nagle, patrząc się w pusta przestrzeń zauważyłem przełykając cień gdzieś na obrzeżach lasu, niedaleko hotelu. W głowie zapaliła mi się lampka. Przecież już tak dawno nie rozdawane krwi... Wampiry brakujące się po nocach nie zawsze coś upoluja, a to był najwyraźniej jeden z nich, oceniając po sylwetce, która wydawała się podobna do sylwetki Pisklaka który kilka dni temu dołączył do grupy. Nawet nie miałem czasu go poznać. Ani niczego nauczyć.
Przemierzając ciemny korytarz z minimalistyczny świecami po bokach które zdarzyły  się  nikim światłem wstawiłem po kilka torebek krwii do salonu.
Na dworze było cicho. Swierszcze powoli kończyły swoje wieczorne koncerty kładąc się spać, a na niebie można było zaobserwować nietoperza który usilnie próbował upolować ćmę. Odetchnąłem, stawiając kolejne kroki w stronę obrzeży lasu. Zawołałem Pisklaka kilka razy lecz odpowiedziało mi echo. Pewnie podążał za ofiarą w głąb lasu. Mimo wszystko skoro tu jestem dam mu ta krew, niech się wysiłe... Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, zapomniałem częściowo o tym co zdążyło się przed kilkunastoma minutami i stałem się mniej śpiący. W lesie były chaszcze przez które nie szło się najlepiej, ale po chwili wyszedłem na w miarę oczyszczoną drogę.  Szedłem przez chwile rozglądając się w poszukiwaniu Pisklaka nawołujący go. Lecz znowu odpowiedziało mi echo. Może się obraził? Różnie to bywa po przemianie. Takie osoby mają wahania nastrojów wiec nie zdziwiłbym się gdyby mu coś nie pasowało i walnął by typowego focha.  w sumie nawet nie wiem czy to chłopak czy dziewczyna. Wołam po prosty pisklak. Nagle dotarła do mnie woń, której nie da się zignorować. Zapach, którego nienawidziłem najbardziej na swiecie. Drażnił moje zmysły, ładowal wściekłość i chęć zabicia. Pies. Mokry śmierdzący kundel. Oni nazywają siebie wilkołakami bodajże. Zabawne. Woń była coraz silniejsza mimo iż stałem w miejscu. Zaśmiałem się na myśl o tym ze pies chciałby mnie zaatakować. W tej chwili usłyszałem potężne wycie. Ziemia zatrzasla się a drzewa poruszyły. Moje rozmawianie zniknęło w jednej chwili. Takiego Ryku nie słyszałem nigdzie. Jakby sto psów z alfą na czele zawylo w tym samym momencie. Momentalnie zdałem sobie sprawę dlaczego księżyc świecił tak jasno. Pełnią. Punkt kulminacyjny Wilczej mocy dla wampirow chwile osłabienia. Cofnąlem się, zaczynając biec. Słyszałem łamanie gałęzi, szczęki i powykiwania łączące się w jeden wielki loskot za biegnący mną. Jak z pod ziemi przedemną wyrósł średniej wielkości wilk zasłaniając mi drogę do wyjścia z lasu. Zrobiłem szybki unik od pozorów drapieżnika, tym samy skręcając w chaszcze. Biegłem co sił, zdawajac sobie sprawę ze gdy mnie dogonia , zginę. Miałem wrażenie że to kolejny koszmar, że to wszystko fikcja. Biegłem szybko, lecz przez osłabionie spowodowane księżycem nie tak szybko jak zazwyczaj, dodatkowo szybciej się meczylem, a złapanie tchu bylo jak wbijając szpilek w gardło.

(powoli wracam z takim hujowy opem xd msm nadzieje ze się nie gniewem ze tak długo to trwało, nauka i te sprawy jak juz mowilam z matma mi ciężko xd możesz to zinterpretować jako nową historie ale też jako sen nawiązujący do poprzedniego opa)