Od Ariki do Kastela (CD)

Spojrzałam na chłopaka lekko zaskoczona, ale i zmieszana. Zazwyczaj inni traktują mnie jak wiatr. Jest, idzie sobie, to nic nie znaczy. 
- Ogłuchłaś? - spytał z nutą sarkazmu w głosie. Lekko się speszyłam. Nie lubiłam zbyt długich rozmów. A zwłaszcza o tej porze.
- J.. Jestem Arika - odpowiedziałam - Arika Fairlight.
Chłopak tylko prychnął w odpowiedzi, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym stad uciekła, zaszyła się w jakimś ciemnym i oddalonym pomieszczeniu. Na drodze do mojego celu stoi tylko jedna przeszkoda. Chłopak między mną a drzwiami do "wolności".
- Co tutaj robisz o tak późnej porze? - pyta, niby od niechcenia.
Spoglądam przez chwilę na niego i zaraz odwracam wzrok. Co mam powiedzieć? Na pewno nie prawdę. Koszmary znów mnie męczyły. Znów obudziłam się z krzykiem. Znów nie mogę zasnąć. Przyszłam tutaj, ponieważ to jest jedno z miejsc, które mnie uspokaja. A obecnie jedyne, do którego mogłam się udać. Niestety nie mogłam iść do pokoju muzycznego, gdyż swoim wyciem obudziłabym cały Instytut. Nie mogłam iść do Sali Treningowej, ponieważ wątpię, że nikt nie usłyszał by tego, że ktoś walczy. Jedynym spokojnym miejscem wydawała się biblioteka. Udałam się więc tutaj, znajdując jedną z moich ulubionych książek - "Opowieść o dwóch miastach" - i dałam się pochłonąć jej słowom, jej fabule i bohaterom. 
- Nie miałam co robić - odpowiadam zamiast tego. Odwracając głowę.
- Coś czuję, że kłamiesz. - uśmiecha się ironicznie.
- Wydaje ci się.
- Wcale nie. Normalni ludzi nie chodzą do biblioteki o tej godzinie.
- Więc nie jestem normalna. - odpowiadam lekko, ziewając przy okazji. Dzisiejsza noc dłuży się i dłuży. - A ty w takim razie, co tutaj robisz?

<Kastel?>

Od Cole'a do Ariki (CD)

Biegłem, trzymając się za ramię. Czułem jak, koszulkę przesiąka krew. Jak jestem coraz, słabszy. Teraz żałowałem, że nie powiedziałem Arice, wszystkiego. Już nie będę, miał okazji. Nie będę już, Nocnym Łowcą tylko wilkołakiem. Szedłem jakąś, uliczką w labiryncie budynków. Jednak, było mnie widać z ulicy. Żałowałem, ze nie mam sił aby odejść dalej od Instytutu. Usiadłem w nagłym, przypływie bólu przy ścianie budynku. Niedługo, zostanę wilkołakiem i wtedy już nigdy nie zobaczę Ariki. Będę zbyt, nie bezpieczny. Nagle usłyszałem krzyk.
-Cole! Cole, gdzie jesteś? -Arika?! Nie, nie nie! Chciałem, się podnieść. Nie mogłem, nie miałem sił, ani ochoty. Zobaczyła mnie, i podbiegła.
-Odejdź. Już, bo jeszcze coś ci zrobię -odwróciłem, od niej głowę wpatrując się w ulicę oświetloną, latarniami oraz przemykające nią samochody.
-Odejść? Nie zostawię, cię w takim stanie. Jesteś moim przyjacielem -powiedziała z łamiącym się głosem.
-Już nie. Przestałem, nim być gdy, pozwoliłem ci iść ze mną do Valentina. Przepraszam. -szepnąłem na końcu.
-Przestań, przestań! Nadal jesteś, moim przyjacielem! Nic tego nie zmieni! -siła odwróciła, moją głowę w swoją stronę. Nie mogłem, się opierać. Brakło mi sił.
-Nawet, po tym co teraz powiem? -zapytałem z uśmiechem, który i tak wyglądał jak grymas.
-A co chcesz, mi powiedzieć? -była zdumiona. Skoro mam się stać, wilkołakiem a potem zostać zabity przez Jace'a najprawdopodobniej, musiałem, jej powiedzieć.
-Naprawdę się starałem, naprawdę. Ale nie potrafiłem, nie mogłem. Arika, od samego początku, od chwili gdy pierwszy ras cię zobaczyłem byłaś całym moim światem. Nie chciałem, nawet pomyśleć że coś ci się stanie, wtedy gdy Marcus do ciebie celował, wiedziałem gdybyś zginęła poszedłbym, do Valentina i poprosił o śmieć. Arika, chcę przez to powiedzieć że cię kocham, kochałem i zawszę będę kochał, nie ważne czy stanę się wilkołakiem. Moje uczucie do ciebie, zawsze będzie wypełniało moje serce.
Arika?

Od Kastiela - Do Ariki

 Mrok zaczął ogarniać moją sypialnię. Po zgaszeniu światła wydawała się być inna, niż zazwyczaj ją widywałem. Bezbronna, przyjazna, przewidywalna. No bo co mogłoby się stać w niezwykle jasnej, spokojnej sypialni, w której nikt nie mógłby dobrze się skryć, bez wcześniejszego odkrycia? 
 Inną rzeczą jest ciemność i jednocześnie mrok, który wypełnia ją całą. Nie widzisz nawet własnej dłoni, a co dopiero mordercę, który w każdej chwili może cię zaatakować, gdy ty, niczego nie świadomy pójdziesz spać? 
 Powoli zaczynałem mieć dość siedzenia w bezruchu, z usilną chęcią zobaczenia w tej ciemności czegokolwiek. Wstać... Czy nie wstać? Oto jest pytanie. 
 Cały Instytut był już dawno uśpiony, a wychodzenie ze swoich pokoi nocą, było surowo zabronione, chyba, że w nagłych wypadkach. A takowego w obecnej chwili nie było.
 Długo zajęło mi rozmyślanie, co mógłbym zrobić, jednak najbardziej sensowną opcją było udanie się do biblioteki.
 Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin, lecz ja nie miałem zamiaru iść tam dla książek. Po prostu dla zabicia nudy. Biblioteka mieściła się praktycznie najdalej od wszystkich pokoi i miejsc, gdzie mógłbym zostać przez kogoś przyłapany, więc wydawało mi się to najrozsądniejszym wyjściem z mojej obecnej sytuacji. 
 Ubrałem jakieś świeże ciuchy, i cicho niczym ninja wymknąłem się ze swojego pokoju, szczelnie zamykając go na klucz. Do kieszeni bluzy z kapturem włożyłem klucze, a później ręce, nadal starając się iść jak najciszej.
- ''Boże, ten korytarz chyba nie ma końca...'' - jęknąłem w myślach, niecierpliwiąc się. Zawsze wydawało mi się, że Instytut jest mały, teraz jednak to wszystko wydawało się tak... duże, kręte i zupełnie bez wyjścia. 
 Po jakimś czasie wydostałem się z korytarza prowadzącego do pokoi, później szybko przemknąłem się przez Salę Główną, i wszedłem w kolejny korytarz - na jego końcu znajdowała się biblioteka, a wcześniej jadalnia i kuchnia. 
 Powoli i cicho otworzyłem wielkie ''wrota'' do raju książek. Na każdej najmniejszej półce była książka, nigdzie nie zostawiono nawet skrawka wolnego miejsca. Przez wielkie okna znajdujące się na drugim jej końcu wpadało światło rzucane przez księżyc w pełni, który był całkowicie widoczny z mojej obecnej pozycji. Jak najciszej się dało zszedłem po kilku drewnianych stopniach i odwróciłem się, oraz przez pewien czas szedłem tyłem, wszystko dokładnie oglądając, dopóki na coś nie wpadłem. 
 Dosyć mocno przywaliłem plecami w półkę z książkami. Kilka z nich wysypało się na ziemię. Przeklnąłem pod nosem kilka razy i szybko włożyłem je z powrotem na półkę. Nagle usłyszałem czyjeś prawie niesłyszalne kroki.
- Kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i przed sobą ujrzałem długowłosą, o połowę niższą ode mnie dziewczynę. Podszedłem do niej, zdejmując kaptur.
- Kastiel. - odparłem, z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Założyłem ręce na piersi i zacząłem dokładnie ją oglądać.
- Mhm. Ten nowy... Głośniej się nie dało, co? - rzuciła ironicznie, z dość poważną miną na twarzy. Wzruszyłem ramionami, opierając się o ścianę. 
 Ani ja, ani dziewczyna, nie odezwaliśmy się. Przez chwilę panowała przenikliwa cisza, dopóki nieznajoma nie odwróciła się, chcąc wyjść. Zareagowałem momentalnie, używając zwiększonej szybkości. Zagrodziłem jej wyjście, opierając się o drzwi.
- Nie skończyliśmy rozmowy. - przypomniałem z ironią w głosie. Kiedy ta przewróciła oczyma, na mojej twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. - Wciąż mi się nie przedstawiłaś. - dodałem, unosząc prawą brew.

Arika?
 

Przeprosiny

Chcialabym wszystkoch przeprosić że nie odpiduję ale moja wena padła. Nie wiem co pisać... Nawet komu odpisać.

Stopniowo postaram się poodpisywać a jeśli Alec, Isaac, Sebastian lub Raphael ci nie odpisali po dłuższym czasie, napisz mi na poczte (Owilent@o2.pl lub Suicide.)

Pozdrawiam