OD Soray CD Aleca

- Nie twoja sprawa - mruknęłam. Popatrzyłam na wodę, biorąc głęboki wdech - nie straszy się ludzi. 
- Wystraszyłem Cię? - uniósł brew.
- Tak się mówi - warknęłam cicho - w ogóle po co tu przylazłeś?
- Wyczułem niedaleko po...
- Portal z innego wymiaru - przerwałam mu chamsko - niech zgadnę... Chcesz się tego pozbyć? - popatrzyłam na niego kątem oka.
- Ale na pewno nie z tobą - mruknął. 
- No to bez łaski.
- Alec! - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Popatrzyłam za niego, a tam biegła jakaś dziewczyna.
- Isabelle? - Alec odwrócił się, by popatrzeć na dziewczynę.
- Też wyczułeś portal? - spytała. W tym czasie, gdy rozmawiali, schowałam się w koronie drzew.
- Właśnie miałem po was iść. Chodźmy - wyjął łuk i poszedł gdzieś w jakąś stronę. Cicho i bez szelestu skakałam po drzewach, śledząc ich.

<Alec?>

od Hayley CD Raphael'a

Kiedy Raphael złożył pocałunek na moim czole, a następnie objął mnie, moje ciało przeszyła gęsia skórka. Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, nie wiedziałam, jakie może to przynieść konsekwencje, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Raphael odsunął się kawałek ode mnie, czułam na sobie jego spojrzenie, on delikatnie chwycił mój podbródek i skierował go do góry, doprowadzając do tego czego się obawiałam. Kiedy spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły płomyki znów przeszła mnie fala dreszczy. Moje oczy stały się szkliste i powstrzymywałam się z całych sił, aby nie wyglądać na pełną obaw. Ogromnie pragnęłam jego zapachu, jego dotyku jego głosu, jego pocałunku, nie pragnęłam niczego bardziej niż Raphael'a Santiago, jednak wiedziałam, że nie powinnam tego ukazywać, a tym bardziej tego czuć.
-Co się dzieje?- wyszeptał, po czym moja twarz zanurzyła się w jego dłoniach, westchnęłam głośno zabierając jego ręce i zachodząc Raphael'a. Byłam za jego plecami, jednak nie na długo, bo za chwilę obrócił się w moją stronę, czułam jego przeszywające spojrzenie na moich plecach.
-Musimy porozmawiać o...- urwałam myśl, szukając innych słów do sklejenia, jakieś sensownej wypowiedzi- Czy wcześniej przed tym, jak podałam ci moją krew... czy podawali ci coś innego do picia?- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej
-Do czego zmierzasz?- stanął przede mną mrużąc oczy
-Do niczego po prostu...- ściszyłam głos
-Sugerujesz, że przyczyną tego, do czego doszło wczoraj jest moje pragnienie twojej krwi?- czułam jak na mnie patrzy, słyszałam w głosie niedowiarę-Na prawdę tak sądzisz?-warknął
-Ja po prostu chcę być pewna, co ci podali i jakie mają na ciebie wpływy, albo nie daj Boże moja krew...- spojrzałam na niego, po czym poczułam jakby ktoś uderzył mnie ciężkim tępym przedmiotem w głowę, kiedy w oczy rzuciła mi się blizna rozciągająca się po jego klatce piersiowej
-Raphael...-  podeszłam do wampira usadzając go na łóżku.
-Blizna...-wymamrotałam- twoje rany nie zagoiły się całkowicie.- ze strachem w oczach spojrzałam na złego Raphael'a. Ignorował w mnie, dał mi to wyraźnie do zrozumienia. Jego twarz była odwrócona w stronę ściany, czyli tak, że widziałam tylko jego oburzony profil, wzrok zamarł mu na jednym z martwych przedmiotów. Nie zwracał uwagi na to, co mu przed chwilą powiedziałam, bo przecież uraziłam go chwilę przed tym, oskarżając go pośrednio o nadzwyczajne pragnienie mojej krwi.
 Jego nogi były rozstawione szeroko, stanęłam więc pomiędzy nimi, a moje dłonie delikatnie opadły na jego torsie, wędrując po ścieżce blizny. Spojrzałam mu w oczy, podejmując próbę odczytania z nich czego kol wiek.
-Czujesz coś?- zapytałam cicho
-Oprócz twojego dotyku?- spojrzał mi na chwilę w oczy, po czym znowu wrócił wzrokiem do martwego punktu, przypominając sobie, że jest na mnie zły- Nic.- syknął
Zachowywał się, jak dziecko, ale wcale mi to nie przeszkadzało, każde dziecko wymaga opieki, chyba dziś jestem niańką rozwydrzonego bachora.
Z zachowania Raphael'a zdążyłam wywnioskować jedno, że jest zbyt zacięty i utwardzony w swoim zdaniu. W dodatku jego niezwykła upartość, będzie chciał mi udowodnić, że z łatwością panuję nad żądzą krwi. W tam tej chwili, jednak nie obchodziło mnie, czy ma niepohamowane pragnienie mojej krwi, czy nie, bo dopóki nie wypije mojej krwi, ja nie dowiem się, jakiego rodzaju jest jego blizna.  Bardziej martwiły mnie właśnie ona, choć pierwsza kwestia też jest istotna. Wiedziałam, że muszę sprawdzić, czy blizna jest śladem po jakimś przeklętym ostrzu, czy po zwyczajnym i tylko potrzebuje, jakiegoś "pomocnika" (w tym przypadku mojej krwi) aby się całkowicie zregenerować. Postanowiłam powtórzyć wcześniej zastosowaną sztuczkę. Stojąc pomiędzy nogami, siedzącego na łóżku Raphael'a delikatnie obróciłam jego głowę, tak aby skazać go na mój wzrok. To była tylko kwestia czasu, kiedy nasze muskające się już usta w końcu się połączą. Nie potrafiliśmy nieskończenie trwać w tej dręczącej ciszy, w której odzywał się tylko dźwięk tykającego zegarka, przypominający nam o upływającym czasie. Nagle Raphael zmiażdżył moje usta z wyraźnym pożądaniem, przez co lekko odsunęłam się do tyłu, jednak za moment, kiedy gorączkowo odwzajemniłam pocałunek, zaczęłam napierać na jego ciało. Raphael uległ temu bez żadnego słowa sprzeciwu, tylko mruknął cicho z zadowolenia. Oboje runęliśmy na łóżko, tylko tyle, że jego umięśnione plecy znajdowały się na pogniecionej pościeli, a ja na nim nie odrywając się od jego warg. Czułam, jak uśmiecha się podczas pocałunku. Objęłam go za szyję, kiedy ssał moją dolną wargę. W końcu wsunął mi język do ust, odpłaciłam mu więc pięknym za nadobne, odszukując koniuszkiem języka jego kłów. W najmniej spodziewanym momencie oderwałam od jego ust, moje. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, rozchylił delikatnie usta, licząc, że znów zatonął w pocałunku i pomimo tego, że ja również tego pragnęłam, to pomimo tego z powodu własnych zasad musiałam zrezygnować. Usiadłam na jego podbrzuszu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Kciukiem wytarłam krew z kącików moich ust, po czym oblizałam go na jego oczach, on tylko uśmiechnął się lubieżnie przeczesując włosy. Myślałam, że raczej będzie zły, bo trochę oszukałam go podczas pocałunku.
-Ta sama sztuczka, co na gali, prawda? Przegryzłaś wargę abym napił się twojej krwi- uniósł brew, a ja zeszłam z niego stając na równe nogi, odwzajemniając uśmiech.
-Zauważyłam, że chętniej ssiesz krew z moich ust, niż bezpośrednio z żył.- odparłam
-Ciekawe dlaczego...- pomimo tego, że nie widziałam go w tamtym momencie, to z łatwością mogłam wyobrazić sobie, że na jego twarzy maluję się ten specyficzny uśmieszek.
-Wiesz, właśnie zaczęłam zastanawiać się, czy mówisz to samo swoim ludzkim ofiarom? Kiedy upajasz się w ich ustach, też całujesz się z języczkiem?- zaczęłam się z nim droczyć, a on tylko przecząco pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
-Dobra, pokaż te blizny, księciuniu... -westchnęłam podchodząc do wampira
-Sukinsyn.- warknęłam, a uśmiech, który przed chwilą był na mojej twarzy znikł w przeciągu jednej sekundy.
-Myślałem, że uważasz mnie raczej za boga- zaśmiał się, nie zwracając uwagi na moją powagę, a ja przewróciłam oczami na jego słowa.
-Nie, ty Tristian. Sukinsyn poranił cię tym samym cholerstwem, co mnie.
-To tylko blizny.- prychnął
-Nie, ty niczego nie rozumiesz. Ostrze, którym poranił twoją klatkę piersiową, należy do grupy tzw. "czarnych obiektów", co oznacza, że ostrze ma nadzwyczajne właściwości do zadawania bólu. Ja osobiście, przez całe moje życie nie spotkałam się z cierpieniem na taką skalę, a ta noc przedstawi cię właśnie temu cierpieniu, ale ja nie mam zamiaru do tego dopuścić.
-Jak masz zamiar zlikwidować te bliznę?-zmrużył oczy
-Z tego, co wiem, nie da się ich zlikwidować, ale mogę spróbować doprowadzić do sytuacji, że niczego nie poczujesz.
-Słucham dalej, więc jak to będzie wyglądać?
-Wybiorę się do wiedźmy, poproszę o jakieś zaklęcie, które ulula cię do na prawdę kamiennego snu, albo wypijesz jakieś świństwo, które przyniesie identyczny rezultat, a w czasie kiedy ty będziesz unikał tego parszywego bólu, będę nad tobą czuwać, nie powiem, że jak anioł stróż, ale coś w tym stylu.
-Nie zgadzam się.- stwierdził pewnie, wtedy poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował, ale nie dałam po sobie tego poznać. Chciałam mu pomóc, a on moim zdaniem bez żadnego istotnego powodu odrzucał ofertę mojej pomocy.
-Nie pytam cię o pozwolenie, a niby co widzisz złego w tym, że w tak neutralny sposób unikniesz ogromu cierpienia?
 -Nie jestem żadnym słabeuszem, który..- przerwałam mu myśl
-Tak, jesteś skończonym idiotą. Musisz mi uwierzyć na słowo, że nie chcesz tego czuć, blizna jeszcze będzie się odzywać, przypominać o sobie przez całe twoje życie, jeszcze nie raz pokażesz, że nie straszny jest ci ból, ale tego z dzisiejszej nocy, uwierz mi, nie chcesz poczuć, a ja nie chcę patrzeć na twoje cierpienie, rozumiesz?- spojrzałam mu w oczy. Santiago milczał, odebrałam to za dobry znak, może zrozumiał, że chociaż raz dobrze jest schować dumę do kieszeni. To było by nierozważne aby na rzecz ukazania swojej odporności przed cierpieniem za cenę uczucia, które nie jest równe momentowi, kiedy całe twoje ciało płonie, jakby ktoś wrzucił je w kilku metrowe płomienie ogniska, a serce jest jakby wyrywane przez kogoś z klatki piersiowej, a temu wszystkiemu towarzyszy jeszcze więcej nieprzyjemnych uczuć, a pomieszczenie wypełniają krzyki z bólu ofiary naznaczonej ostrzem. Jest jeszcze gorzej.
 W tym milczeniu wyszłam z hotelu, w celu spotkania się z czarownicą.
***
Kiedy wróciłam od razu rzuciłam spojrzenie na Raphael'a. Siedział nie ruchomo na łóżku, po jego czole spływał pot, w dodatku miał dreszcze. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się niemrawo.
-Mam nadzieję, że twoja czarownica, akurat dziś miała zjazd mioteł- zaśmiał się, ale jego wzrok wydawał się nieobecny
 Nie reagowałam na jego teksty, które jego zdaniem są świetnym sposobem na odwrócenie mojej uwagi, abym nie zauważyła tego w jak fatalnym jest stanie.
-Nadal masz zamiar zgrywać bohatera?- zapytałam dotykając jego czoła- Z gorączką i dreszczami świata nie uratujesz.- odparłam obejmując go za szyję i patrząc mu w oczy.
-Nie chcę grać tu twojej matki, ale zaczyna się objawiać to cholerstwo, bądź grzeczny i się kładź. Ja zaraz podam ci to lekarstwo, mam nadzieję, że zadziała.- miałam ogromne obawy, co do tego, czy Raphel na pewno uniknie możliwie najgorszej nocy w jego życiu.
-Niestety, po ostatniej nocy powinnaś zauważyć, że wcale nie jestem grzeczny- zachichotał, pomimo tego, że pewnie czuł się już nie najlepiej.
-Zamknij się już- zaśmiałam się wyciągając z kieszeni kurtki fikuśną fiolkę, której zawartość tej nocy miała być wybawieniem dla Raphael'a. Miksturka w tym naczyniu wyglądała komicznie, przelałam ją do kieliszka na wino, a następnie usiadłam obok siedzącego pod kołdrą Raphael'a i podałam mu lekarstwo, nie odrywając od niego wzroku. W myślach modliłam się oto, że nie uderzy mu nic do głowy i uprzejmie opróżni kieliszek, ale również ogromnie zależało mi na tym, aby ta mikstura pomogła i jakoś ujarzmiła czekający go ból, lub pozbawiła go całkowicie.

(BAM BAM BAM. I CO? I G****. Wybacz. : / )

Zamknięcie Bloga.

Blog zostaje zamkniętys powodu braku zainteresowania piszących.