Od Raphaela CD Renesme

Znalazwsxy sztylety zamienilem sie w nietoperxa, i przylecialem niepostrzezenie do klatki. Po czyn zamienilem sie w czlowireka. Zdyszany, stanoszy przed Renesme, zanienowilem. Byla cala poraniona. Zerwałem )ańcuchy a ta upadła, jak niezywa, coś majaczac. Pierwszt raz nie do konca wiedzialem co zrobic. Zamknalem oczy. Po czym chwycilem sztylety. Nocni lowcy zbiegli sie do klatki. Było ciezko, lecz wszystkich zabilem. Niewiele myślac chwycilem Renesne na ręce i zakrawioną, wyniosłem uzywajac supersilu z instytutu. Po czym skierowalem sie do najblizszego bezpiecznego miejsca - lasu. Polozylem delikatnie dziewczyne na mchu. Ta zaczela sie ksztusic  krwią którą zwymitowała. Uchyliła lekko oczy a ja odetchnalem.

Od Aleca CD Kate

Bo?- dyszałem ze zmęczenia. Dziewczyna przewroci)a oczami.
Nie odpowiedziała, tylko gapiła się na mnie z pogardą. Nie dość, że by)em pó)goły to dodatkowo nie mogłem się bronić. Podbieglem do szafy i uderzylem w nia noga. Gdy ta spadała, podlozyle rece, by przeciely line. Niestety nie udalo sie. Warknalem, dyszac. Katem oka zauwazylem ze dziewczyna ma przy sobie sztylet. Niewiele myslac spokojnie do niej podszedlem, udajac ze sie poddalem, po czym scialem ja z nog.ta upadla i zajeczala. Szybko cheycilem sztylet lecz nim zdazylem rozciac linę, dziewczyna stala nadelna z nogą n moim brzuchu. Warknąłem i zmarszczylem brwii.

Od Aleca CD Arika

Zrobiłem skrzywioną minę. Nie miałem zamiaru się dalej zastanawiac o co chodzilo Hodgeowi. Usmiechnalem sie do Ariki i wyszedlem z biblioteki. Nie mialem pomyslu co moglem dalej robic. Zawsze caly moj cAs byl poswoecony na raporty i inne wazne sprawy,wiec nigdy nie zastanawialem sie jak zajac sobie wolny czas. Poszedlem do swojegi pokoju, i nie majac co robic, przyzwyczajony do ruchu, zaczalem cwiczyc.

Od Ariki c.d Alec'a

Spoglądałam to na Alec'a, to na Hodg'a, nie wiedząc do końca o co chodzi. Gdy spojrzenia obydwu skierowały się na mnie, szybko spuściłam wzrok na książce.
- Nie będę wam przeszkadzam - powiedział Hodge i zanim którekolwiek z nas zdążyło coś powiedzieć, opuścił bibliotekę.
Alec odprowadził go wzrokiem i westchnął ciężko.
- Rany.... o co mu mogło chodzić? - spytał.
Nie byłam pewna, czy to pytanie było skierowane do mnie, czy było to jedno z tych retorycznych.
Stwierdziłam, że może lepiej będzie, jeżeli nie będę udzielała głosu. Wróciłam więc do czytania mojej lektury.
<Alec?>

Od Raphaela CD Roxanne

Rozmawiałem z kilkoma innymi wampirami, przed ceremonią, ubrany w czarny, skurzany garnitur i spodnie. Kątem oka dostrzegłem Roxanne. Stała oparta przy drzewie, wbijając we mnie wzrok i obserwując każdy ruch. Odetchnąłem i po chwili zakończyłem rozmowę.
***
Pogrzeb się zaczął. Wszystkie wampiry zebrały się przy wykopanym dole, wyłożonyn płatkami  róż. Zebrałem ciało i z kamiennym wzrokiem, majestatycznie podszedłem do grobu. Czułem na sobie wzrok Roxanne. delikatnie  polozylem  ciało. Wyszedwszy z grobu, przemówiłem oficialnie i wyraziłem wyrazy współczucia dla wampirow jej bliskich. Gdy juz wszyscy sie rozeszli, ponownie wszedlem do grobu i usiadlem w rogu grobowca, patrzac na Natalie. Pogłaslałem jej policzek, po czym niemrawo się usmiechnalem i ciezko westchnalem.
Nagle nad grobem ujrzalem postac w dlugiej sukni. Byla to Roxanne.

Od Roxanne - Do Raphael'a (CD)

 Kiedy Raphael wyszedł, zamknęłam za nim solidnie drzwi, ale też poczułam ogromną ulgę, że w końcu mogłam wyrazić swoje zdanie i po prostu wybuchnąć, wyrzucając to wszystko z siebie, ale i byłam zła na samą siebie, bo mogłam mieć z tego niezłe konsekwencje. Od dawna nikogo tak nie wkurzyłam, lecz jedyne, czego teraz chciałam to położyć się spać i zapomnieć o problemach. Jednak tak się nie dało... Przez cały czas nie mogłam spać, bolał mnie brzuch i miałam wyrzuty sumienia, że naskoczyłam tak na niego. Z resztą, gdyby tak się zastanowić, wyszło mi to na dobre. Zerwałam się z łóżka po południu i wyszłam niepostrzeżenie z hotelu, kiedy to wszyscy byli u siebie, spali lub odpoczywali w trumnach. Zmierzyłam do Instytutu, gdzie chciałam spotkać się z Izzy oraz porozmawiać, bardzo dobrze się z nią dogadywałam. Trafiłam na moment, w którym nie miała żadnych misji i wyżaliłam się jej, czego od dawna nie robiłam. Po wszystkim, wieczorem wróciłam do DuMortu, aby się ogarnąć na pogrzeb tej Natalie, której nawet nie znałam. Szli wszyscy, nie będę więc gorsza. Ubrałam czarną, długą suknię wysadzaną diamencikami i udałam się w miejsce, gdzie miał się odbyć pogrzeb. Z daleka zobaczyłam Raphael'a, zdaje się, że on również mnie dostrzegł, ale odwracał wzrok, podczas gdy ja patrzyłam na niego z pewnością siebie, chłodem i nutką nienawiści, jak mogłoby się zdawać.

Raphael? Nima weny

Od Jace'a - Do Mai (CD)

- Ahm... Tak tylko z ciekawości pytałem. - powiedziałem, wzruszając ramionami. Spojrzałem w ziemię i włożyłem ręce do kieszeni, cicho chrząkając.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - zaśmiała się dziewczyna, patrząc na mnie spode łba. Odwzajemniłem zdziwione spojrzenie, mrużąc brwi.
- Żartujesz sobie? Jestem nocnym łowcą, nie przyziemnym. - odpowiedziałem, rzucając jej lekko rozbawione spojrzenie, może z nutką pogardy, lecz to była norma. Nim Maia zdążyła cośkolwiek powiedzieć, mój telefon zaczął dzwonić. Popatrzyłem na ekran i odebrałem, widząc, że to Izzy i zapewne ma coś ważnego do powiedzenia. Dziewczyna odeszła kawałek. Kiedy zakończyłem rozmowę podszedłem do niej z bardziej poważną miną.
- Muszę wracać do Instytutu. - odparłem, chowając telefon do kieszeni. Ta uniosła jedną brew i pokiwała głową. - To coś ważnego. Do kiedyś. - dodałem, wyciągając stelę z wewnętrznej części kurtki. Narysowałem sobie runę szybkości i zniknąłem w cieniu nocy, a raczej wieczoru.
***
 Siedziałem z telefonem w ręku przy monitorach w głównej sali w Instytucie. Próbowałem znaleźć jednego czarownika, a raczej jego profil. Lubił towarzystwo różnych istot podziemnych równie, jak Magnus, a może nawet bardziej. Rzadko bywał w tych stronach, a jeśli już bywał, to dla jakiegoś konkretnego celu. Jak na razie nie znalazłem nic interesującego, kiedy przeszkodził mi dźwięk urządzeń monitorujących teren Instytutu. Oznaczało to, że ktoś naruszył nasz teren i należało pilnie sprawdzić, kto to. Nie czekając na nikogo, wyruszyłem, by to sprawdzić. Chowałem się między drzewami, zasłaniając głowę kapturem przed deszczem. Mimo dnia, było czarno, ponuro i chłodno, przez nieładną pogodę. W końcu ujrzałem ''włamywacza''. Była nim Maia. Zaśmiałem się i podszedłem bliżej niej, ukazując jej moją twarz.

Maia?

Od Raphaela CD Roxanne

 Westchnąłem.
Jej pytanie, zamurowało mnie. 
- Kimś ważnym? Była wojowniczką. Nie mam osób które są dla mnie "ważne - podszedłem bliżej do dziewczyny, prawie stykając się.
- To są tylko moje obowiązki , które próbuję wykonać z honorem. - powiedzałem jej prosto w twarz, patrząc w oczy w emocjach, po czym odwróciłem się gwałtownie w stronę wyjścia, zamierzając opuścić pokój. Nie lubiłem takich sytuacji, dyskutować, jakieś uczucia, czy poważne rozmowy na sprawy prywatne. Nagle poczułem rękę na ramieniu, która silnie mnie odwróciła. Zachwiałem się.
- A pomyślałeś kiedyś o mnie?! - krzyczałą, prosto w oczy.
Westchnąłem, kwiając głową w lekkiej ironii. Ta patrzyła na mnie pełna emocji, jakby zaraz miała wybuchnąc, czekając na odpowiedź. Po dłuższej chwili, dodala:
- Tak, źle mi tu, źle mi w twoim towarzystwie! - krzyczała. Otworzyłem ista, chcąc wydobyć dźwięki i szorstko jej odpowiedzieć lecz mi przerwała.
- Jeśli myślisz że jetteś wielki bo masz wszytsko co chciałeś, wychowałeś się w bogactwie jak król, byłeś synkiem mamusi i tatusia, a teraz jesteś jakimś atrapą przywódcy, to się grubo mylisz!!!!!! Jedynie kim jetsteś to hybrydą wampira, który nie wie co to  życie, i chce żądzić wszystkimi, bo JEST NAJWAŻNIEJSZY! i każdy musi latać koło jego dupy!! Usługiwać i przypodobywać się!!! Idiota, i ohydny samolub - wykrzyczłą ostatnie słowa i zmierzyła mnie wzrokiem, wyrażając obrzydzenie. 
Przełknąłem ślinę i odwróciłem wzrok.
d
Po czym lekko uchyliłem usta:
-No juzgue a un hombre si no sabe su pasado, y no se sabe lo que pasó. - odpowiedziałem prawie szeptem, ponieważ głos mi się załamywał. Odwróiłem sięgwałtownie, i wychodząc, mocno trzasnąłem drzwiami.


Od Roxanne - Do Raphael'a (CD)

- Ta, jasne... - odpowiedziałam, spuszczając wzrok i uśmiechając się z pogardą. Chłopak odwrócił się i miał wychodzić, ale mój głos go zatrzymał. - Ciągle paplasz tylko o tej Natalie. - dodałam, na co odwrócił się i zmrużył brwi. - Mogła być dla ciebie kimś ważnym, ale to się robi nudne, kiedy przychodzisz do mnie tylko po to, żebym pomogła ci dla niej coś zrobić. Wiem, co o mnie myślisz. Szczerze, nawet mnie to nie obchodzi. Przecież i tak jestem głupia, skoro mówię takie rzeczy, co? - powiedziałam, wpatrzona jak w obrazek w ścianę. Nawet nie mrugałam, mówiłam to, co miałam na sercu. Westchnęłam cicho i spojrzałam mu prosto w oczy. Chciałam usłyszeć od niego prawdę, co sądzi na mój temat. Patrzyłam prosto w niego, on spuścił jednak wzrok. Moje spojrzenie było teraz zarówno chłodne, jak i poważne, groźne. Widać było, że poczuł się zakłopotany. Oblizał wargę i otworzył usta, by coś powiedzieć.
- ...

Raphael?

Od Ariki do Christopher'a (CD)

Rozglądałam się dookoła wspaniałego krajobrazu, chłonąc każdy, choćby najmniejszy fragment go tworzący. Chciałam zapamiętać wszystko, od najmniejszej skały do linii brzegowej. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu. Choć nie za wiele tych miejsc widziałam. A jednak ta plaża..... ten widok, to coś cudownego.
- Tu jest przepięknie - wyszeptałam.
Słońce właśnie chowało się za horyzont barwiąc i niebo, i wodę na złoto, pomarańcz i fiolet.
- Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu - powiedziałam. Podeszłam do brzegu. Piasek był miękki, a woda krystalicznie czysta. Wiatr wiał lekko, marszcząc powierzchnię wody. Odwróciłam się w stronę Christopher'a.
 - Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? - spytałam

<Christopher?>

Od Kate CD Williama

Próbowałam się wyrwać, ale ten jedynie się uśmiechnął. Spojrzałam na niego wrogo i użyłam pirokinezy, a łańcuch się zapalił i stopił. Moja koszulka zdążyła zapłonąć. Przysunęłam kolana, kładąc stopy na krzesło i się nimi odepchnęłam. Zrobiłam salto nad mężczyzną i wylądowałam za nim. Otrzepałam koszulkę, gasząc ogień i skrzywiłam się. Siłą umysłu przysunęłam do siebie nieroztopioną część łańcucha, po czym skoczyłam. Gdy przelatywałam nad mężczyzną zarzuciłam łańcuch za jego kark, a pod wpływem ciągnięcia, ten się do niego przysunął. Przyrzuciłam przez siebie oba końce łańcucha i ścisnęłam. Ten zacisnął się na szyi Nocnego Łowca. Nie patrzyłam się w jego oczy, nie chciałam aby znowu mnie zahipnotyzował. Ten zaczął łapać za łańcuch, aby go rozluźnić. Padł na kolana, a ja puściłam. Pomieszczenie wypełnił odgłos jego oddechów.
-Stanowczo się nie polubimy-powiedziałam.
Usiadłam na krzesłu, które stało prawie nie uszkodzone i założyłam nogę na nogę. Znowu przysunęłam łańcuch i zaczęłam nim machać jak biczem. Trzeba było się niedługo zmywać, nie powinnam go tak ignorować. Już sama hipnotyzacja mogła mi zaszkodzić.

William?

Od Kate Cd Alec'a

Zanim mężczyzna się do końca ocknął wyszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i pochyliłam się, aby do niej zerknąć. Otworzyłam zamrażarkę i wyciągnęłam kubeł lodów. Wzięłam wielką łychę i wróciłam do pokoju. Mężczyzna próbował rozciąć sznur o rant. Przekręciłam oczami i wzięłam łyżkę z słodkościami do buzi. Odłożyłam oba przedmioty i stanęłam obok kanapy.
-Daj sobie spokój-mruknęłam.

Alec?
(Ale jednym z rodzajów psychokinezy jest witokineza pozwalająca na to)

Rosaline Reed

 https://laurenandchiffon.files.wordpress.com/2013/02/b5f2047b0acead81206e73f7b011b8e4.jpg
 Imię: Rosalie
 Nazwisko: Reed
 Rasa: Nefilim
 Płeć:Kobieta 
 Wiek:19 Lat
 Głos:klik
 Orientacja: Heteroseksualna
 Partner: Nie myśli o partnerze, woli zgłębiać tajemnicę Nocnych Łowców. Ale chcę w przyszłości, znaleźć kogoś kto będzie ją akceptował i nie wymagał zmiany jej zachowania czy charakteru. 
Moc: Potrafi znikać bez pomocy, run. Nie wie skąd to potrafi. Po prostu w wieku 17, lat znikła podczas wizyty ciotki.
 Charakter: Rosalie jest miłą, spokojną i cichą dziewczyną jednak w czasie, zagrożenia zmienia się w maszynę do zabijania demonów. W razie potrzeby, może oddać życie za innych. Jednak ma wahania nastroju, w jednej chwili jest uśmiechnięta i wesoła a w drugiej, wredna i zamknięta w sobie. Nigdy nie jest wrogo nastawiona od razu, ale jest nieufna dopóki nie pozna nowego członka społeczności. Ros, jak chcę aby na nią mówić jest nieśmiała i często zamyka się w sobie ale to z powodu wielu przeciwności, które spotkały ją w przeszłości. Jest samowystarczalna, ale często potrzebuje pomocy jako początkująca Łowczyni. Jest dumna, z tego kim jest i nie wstydzi się swojej odmienności, wśród swoich Przyziemnych znajomych którzy gdy tylko zauważyli jak Ros się od nich różni, odstawili ją na bok i nie interesowali się nią. Ros jest samotniczką i woli pracować sama, wie jednak że praca w grupie jest bezpieczniejsza i nie ma z tym problemu.
 Aparycja: Rosalie ma długie, brąz włosy, ciemne brązowe oczy w których nieraz można dostrzec trochę czerwieni i lekko opaloną cerę. Jest wysoka, i zawsze była najwyższa w klasie. Odróżniała się z swoimi 170 centymetrami wzrostu.
 Inne: Ros, samym wzrokiem nieraz przekonuje do siebie innych. Nie zawsze się to sprawdza, w świecie Nocnych Łowców ale w świecie Przyziemnych dawało jej to, ogromną przewagę gdy zamierzała sprawdzić tego komu nie zaufała od razu, co jest u niej rzadko spotykane.
 Historia: Ros urodziła się, w swoim rodzinnym domu. Jej ojciec miał, niezwykłą paranoję na temat bezpieczeństwa córki. Rosalie z każdym dniem coraz bardziej, interesowała się znakiem który znalazła na jego ręce. W wieku 2 lat, jej mama zginęła w tragicznym wypadku, a ojciec całkowicie zwariował. Zamykał ją w pokoju, zabraniał jej wszystkiego. Ros miała dość, w wieku 13 lat uciekła z domu. Szwendała się po ulicach, jak bezdomna. W każdym calu wiedziała jednak że, tak było. Była bezdomna, i nie mogła wrócić do domu bo ojciec zamknął by ją na zawsze w domu. I już nigdy by nikogo nie spotkała. Pewnej nocy, gdy szła opustoszałą już ulicą zauważyła że jest śledzona, przyśpieszyła kroku. Mężczyźni zaczęli ją gonić, a ta wbiegła do ciemnego zaułka. Nie mogła, się od nich uwolnić więc postanowiła się poddać. Jednak po chwili obaj nie żyli, zostały z nich tylko nikłe ślady ich obecności. A Ros obudziła się w obcym miejscu z runą na ręku...
Kontakt: Ladia Wolf- Howrse

Od Renesme - c.d Raphael

Patrzyłam wokół starając się nie myśleć o kewi. Słyszałam wiele bić serca i czułam mnóstwo Krwi. Głód mnie przeszywał tak bardzo, że wpadłam na pomysł.
- Czasem bycie głodnym pomaga... mam plan. Chodź - powiedziałam i poszłam w stronę strażnika. Złapałam go od tyłu za usta, by nikt nie słyszał jak krzyczy i zaczęłam się nim żywić.
- Skończyłaś? - spytał. Wstałam i zaczęłam się rozglądać.
- Mam pomysł... ale ci się nie spodoba... - popatrzyłam na niego.
- Jaki?
- Musiałbyś zmienić się w szczura. A ja musiałabym dać się złapać. Jeśli dobrze pójdzie zamkną mnie w przedziale dla wilkołaków. Weźmiesz ze zbrojowni moje sztylety i przyjdziesz do mnie z kluczami. Tam jest tajemne przejście i powinniśmy uciec zanim zauważą. Lecz... 
- Lecz? - ciągnął dalej Raphael.
- Lecz musiałabym się dać oszołomić. - skłamałam. Gdyby wiedział, że będę tortutowana na bank, by się nie zgodził - Żebyś mógł jako szczur spokojnie przemknąć. Inaczej oboje tu zginiemy - odparłam.
- Jestem nieśmiertelny.
- Ale mają tutaj przy sobie jad który zadaje vampirom ciosy tak mocne, że czasami trzeba ludzkich środków, by się rana zasklepiła - odparłam pokazując mu drzwi do magazynu - w czasie gdy będę przesłuchiwana musisz spalić tamten magazym. Tam będą zapasowe klucze. To jedyny sposób byśmy wyszli stąd żywi -odparłam. Popatrzył na mnie niechętnie.
- Nie sądzę, by to zadziałało, ale znasz lepiej to miejsce - zmienił się w szczura i schował mi się w kieszeni. Zaczęłam udawać, że przemykam korytarzami. Gdy miałam biec do wyjścia, ale złapali mnie od tyłu.
- Puszczać! - zaczęłam się szarpać. Dener poszedł i popatrzył na moją wściekłą twarz którą zakrywały kosmyki moich włosów. Uśmiechnął się szyderczo.
- Zabrać ją do celi dla takich jak ona... - dyszałam wściekła, ale wszystko szło zgodnie z planem. Czułam jak Raphael wybiegł z mojej kieszeni niezauważalne.

*Parę minut potem*

Byłam przykuta do ściany łańcuchami. Do celi wszedł nie jak kto inny jak Dener. Położył na stole sztylety zaączone jadem
- Cóż... albo będziesz współpracować, albo... - podniósł sztylet i wbił mi go w obojczyk. Syknęłam - albo ból. Więc... kto Cię zmienił w Vampira? Giermek? Nieudacznik?
- Dowódca - plunęłam na niego, a ten wbił mi drugi sztylet w rękę. Zagryzłam wargi.
- Nie kłam. Drugie pytanie... gdzie jest twoja siedziba? - Spytał.
- Prędzej umrę niż ci AAA! - przejechał mi wbitym sztyletem w nogę.
- To umieraj! Albo powiedz, gdzie jest twoja paczka?! - przestał, a ja przestałam krzyczeć z bólu.
- Myślisz, że ich uratujesz? Sądzisz, że nikt już nie zginie przez Ciebie? -  przybliżył sztylet do mojej szyi - sądzisz, że ich uratujesz? Wyciągniemy z Ciebie informacje tak jak z Korana - zaczęłam się szarpać, ale wbite sztylety mnie zatrzymały.
- Kłamiesz! On by mnie nie zdradził!
- Jesteś pewna? - Wbił mi sztylet w drugą rękę i wyszedł. Zaczęłam płakać. Nikomu nie mogłam ufać. Zaczęłam ciężko oddychać i opuściłam głowę. 
- Dlaczego oni mi to zrobili...? - zapytałam samą siebie cichym tonem.

Raphael?

Od Lzzy CD Wiliam

Ledwo przyszłam i pojawił się ten chłopak. Przygotowałam się na arogancję.
-kazali min tu przyjść i sprawdzić co z Tobą -powiedzial nie siląc się na uprzejmość.
-ta mnie też milo Cię widzieć nieznajomy.
Odkręciłam się od niego.
-dobrze się czuję. Możesz już iść i mnie już nie oglądać skoro ci to tak nie pasuje-odpowiedziałam i zeszlam z lóżka.
-dzięki.-zawolalam do łowczyni i wyszlam sama widząc że on nie zamierza się stąd ruszać.
Poszlam do kuchni by cos wszamać. Te polowania wykańczają.
Pol godziny później poszlam do siebie.
Prosty pokój. Lóżko szafa i stolik. Nie potrzebowałam więcej.
Od razu usnęłam.
Nazajutrz obudziłam się w dobrym humorze. Trening. To jest to.
Zeszlam ubrana w odpowiedni strój do sali. W odleglym końcu zauwazylam tego wiecznie nie zadowolonego typa który musiał mnie odeskortować do instytutu.
Dziś ćwiczyliśmy koedukacyjnie, co znaczylo, że dobiorą nas w pary z chłopcami.
Ustawiłam się w. Dwu szeregu. Trener łowca zaczął wyczytywać nazwiska.
-Lzzy, Ty będziesz trenować z Williamem..-powiedzial łowca.
-odwrocilam sie,by odejść do partnera i mnie zatkało.
-To Ty-powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

(William?)

Od Christopher'a c.d Arika

 - Będziesz jeszcze trenowała? - spytałem.
- Nie a co? - odparła.
- Chce ci coś pokazać. Choć! - powiedziałem i zacząłem ją prowadzić. Dziewczyna zawahała się i poszła za mną. Cała droga upłynęła w milczeniu.
- Zamknij oczy. - uśmiechnąłem się. Arika wykonała moje polecenie, złapałem ją za nadgarstek i prowadziłem dalej, aż dotarliśmy na miejsce. Pozwoliłem dziewczynie otworzyć oczy, a w tedy zobaczyła plażę.
http://www.tapeta-niebo-morze-plaza-kamienie-rozowe.na-pulpit.com/zdjecia/niebo-morze-plaza-kamienie-rozowe.jpeg
Słońce zachodziło, a niebo przybrało liliowy kolor. Ari stała z szeroko otwartymi oczami.
- Ładnie tu prawda. - powiedziałem z uśmiechem.

<Arika?>

Od Raven Cz. 1

Że jak ?! - Raven
- To pa !- powiedziałam do koleżanek wychodząc z urodzin.
- Paa !- odpowiedziały i weszły do środka.
Była godzina 1:00 (w nocy) a ja szłam ciemnymi uliczkami miasta.
- Dobrze że chociaż księżyc świeci.- powiedziałam.
Szłam już 20 minut.
-Jeszcze kawałek i będę w domu. Jeszcze tylko wymyślić co powiedzieć rodzicom...
Nagle coś przede mną przebiegło. Zatrzymałam się i zawołałam:
- Kto tu jest ?- odpowiedziało mi głuche echo śpiącego miasta.
- Pewnie mi się zdawało.
Szłam dalej. I znowu coś przede mną przebiegło. Potem za mną, i znowu przede mną. Stałam na środku ciemnej uliczki i patrzyłam to tu, to tam. Nie miałam pojęcia co to mogło być. Znowu zaczęło biegać dookoła mnie. Zaczęłam uciekać w stronę domu, ale nie zdążyłam. To 'coś' uderzyło we mnie. Odrzuciło mnie na drugą stronę uliczki. Ledwo się podniosłam i zaczęłam rozglądać się przestraszona. Było pusto i cicho, jak wcześniej. Wstałam i zaczęłam biec do domu. Znowu we mnie uderzyło. Popatrzyłam się jeszcze na uliczkę. Widziałam tylko długi cień, i straciłam przytomność. Następnej nocy obudziłam się na kanapie. Nie wiedziałam gdzie jestem, co się stało i jak się tu znalazłam. Drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich nieznajomy mężczyzna. Natychmiast wstałam i zapytałam:
- Kim jesteś ?
- Co się stało ?
- Jak się tu znalazłam ?
- Spokojnie, zaraz ci wszystko wytłumaczę.- powiedział spokojnym tonem.
- Jak mam być spokojna ? Nie wiem co się stało, gdzie jestem i co tu robię !
- Dobrze, jeśli musisz wiedzieć teraz, to proszę bardzo. Jesteś wampirem. Znaleźliśmy cię w miasteczku i zabraliśmy tutaj.- powiedział poważnym tonem.
- Hahaha bardzo śmieszne! Ale ty wiesz że primaaprilis jest 1 kwietnia ? - zaśmiałam się.
- Co ? Myślisz że sobie żartuję ? - powiedział nieznajomy zaskoczony tym co powiedziałam.
- Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Wampiry nie istnieją, więc jak mogę być jednym z nich ?
- Dobrze, jeśli mi nie wierzysz to wyjdź na słońce.
- Już idę. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Otworzyłam drzwi. Dzień był ciepły i słoneczny. Nieznajomy poszedł ze mną.
- Wyjdź na słońce.- powiedział
Pewna siebie wyszłam z budynku i stanęłam w słońcu.
- Aaaaa ! Nic nie widzę !- krzyknęłam i cofnęłam się w cień budynku.
- Co się stało ? Przecież wampiry nie istnieją !- powiedział nieznajomy ze złością.
- Dobra, dobra już ci wierzę! Ale jak to możliwe ? -krzyknęłam za nim.
- Jakiś inny wampir cię przemienił. Ale dlaczego akurat ciebie ?
- Że jak ?!
- W tą noc ktoś cię przemienił. -Powiedział i zamknął drzwi.
- Hah, no pięknie -powiedziałam i usiadłam na schodach w cieniu jakiegoś domu.

Od Raphaela CD Magnus

Niesądzębym miał więcej problemłwo - podniosłem brew. Magnus podszedł do swojego "kącika" z różnymi dziwnymi jak dla mnie eliksirami i odłożył tam jad, po czym wyczarował sobie drinka, z niebieską otoczką wokół. Przewróciłem oczami w irytacji, po czym rozsiadłem się w fotelu.
- Masz jakieś wieści? - spytałem. 
-Czy nudno jak zwykle? - przejechałem palcem po wiktoriańskim stole. Podobał mi się, nie wiem skąd był, ale całkiem w moim stylu, tak samo jak noszenie garnitórów, i koszul.
- U mnie zawsze się coś dzieje - odwrócił się.
- No ale ostatnio... rzadziej - dodał, machając rękoma.
Nagle Bane pstryknął, a przedemną pojawiło się coś niezidentyfikowanego, w wysokiej lampce.