Od Lii do Lzzy (CD)

-Hej, Lizzy -weszłam do jej pokoju, i stanęłam w drzwiach -Hogde, woła każdego Nocnego Łowcę.
-Wiesz o co chodzi? -zapytała podnosząc się z łóżka.
-Nie, powiedział tylko że to bardzo pilne.
Szłyśmy w milczeniu do Biblioteki, gdy dotarliśmy byli tam już wszyscy. Ja stanęłam, przy ścianie a Lizzy na przeciwko. Po chwili Hodge, zaczął wykład.
-Moi mili, jest to okropna wiadomość dla naszego Instytutu. Valentine, rośnie w siłę a wraz z nim jego sługi. Jeden został nakryty, jak chciał się tu włamać. Musicie, być czujni. Ogłaszam tydzień treningu. Każdy z was, ma trenować przynajmniej 5-6 godzin dziennie.
Po tym, wszystkim wracaliśmy do pokojów. Wracałam z Lizzy.
-Oszalał, aż tyle? -powiedziałam.
-Hodg, się o nas martwi ale czasem przesadza -akurat doszliśmy do naszych pokoi -Ok, do zobaczenia.
-Do zobaczenia -weszłam do pokoju, i upadłam na łóżko. Myślałam tylko o śnie.
Lzzy?

Od Lii do Isaac'a

-Nie trzeba. Więc wilkołak? -musiałam zdusić śmiech. Isaac był całkowicie zaskoczony.
-Co cię tak, śmieszy?
-Wiesz mi bardziej wyglądasz, na jakiegoś szczeniaka niż na Wilkołaka -powiedziałam po czym jak nigdy nic, ruszyłam w kierunku drzwi. Słyszałam że idzie za mną, Nie przejmowałam się tym. Jedynie przyśpieszyłam, a wchodząc do pokoju zostawiłam jedynie torbę a sama ruszyłam do kuchni. W drzwiach złapał mnie Isaac, lekko zdyszany.
-Szybko chodzisz... ok... Liia więc jakiej jesteś rasy? -patrzyła na mnie, tak jakby myślał że się go boję.
-Nocny Łowca. A co? Wilczek boi się, Nocnych Łowców?
-Skąd! Po prostu chciałem wiedzieć -patrzył mi w oczy. Jakiś czas, potem odrzucił głowę w tył i przecierał oczy. Posłałam mu triumfalny uśmiech, i weszłam do kuchni.
Zrobiłam sobie kanapkę z serem i pomidorem, jednak gdy sięgałam po coś jeszcze okazało się, że znów trafiłam na Isaac'a. Kurdę, czy serio nie może być tak że, na kogoś trafię?! Mój wzrok, powędrował do jego dłoni która aktualnie leżała na mojej. Z uśmiecham zabrał, ją a ja sfrustrowana zabrałam kanapkę i popędziłam do pokoju.
Siedząc na parapecie, i patrząc w miasto do moich oczu zakradły się łzy. Gdzieś tam, jest moja przybrana rodzina, i morduje każdego lepszego przyziemnego. Jak na potwierdzenie moich obaw, usłyszałam krzyk kobiety. Zacisnęłam powieki, aby uniemożliwić łzom wypłynięcie na policzki.
<Isaac?>

Od Valentiny do Isaac'a

Siedziałam w najrzadziej odwiedzanym, miejscu w Instytucie. Pokoju muzycznym. Grałam właśnie na swojej gitarze akustycznej, gdy do pokoju ktoś wszedł. Gwałtownie urwałam, melodię.
-Kim jesteś? -zapytałam bez emocji w głosie.
-Isaac a ty? Nigdy cię nie widziałem -zwrócił uwagę na moja gitarę i dodał -Grasz?
-A jeśli tak, to co? -zaczynał mnie już Irytować. Nagle coś przyszło mi do głowy, i odwróciłam się do Isaac'a -Nie łatwo, jest być wilkołakiem co?
Tym pytaniem, zbiłam go z tropu. Popatrzył na mnie, a ja zaczęłam się bawić strunami, mojej gitary.
-Skąd wiesz, jakiej asy jestem? -był zaciekawiony, a jednocześnie trochę zły.
Nic nie powiedziałam. Bez słowa, schowałam gitarę, założyłam ją na plecy a przechodząc obok, Isaac'a powiedziałam.
-Mam swoje źródła, piesku -uśmiechnęłam się do niego słodko i podążyłam do swojego pokoju.
Zamykając drzwi, rozejrzałam się po pokoju. Żadnych zdjęć rodziny, żadnych pamiątek. Nic. Mój pokój był równie, pusty jak ja. Z mojego gardła, wydobyło się głębokie westchnięcie.
Postawiłam, gitarę w kącie i upadłam na łóżko z zamiarem drzemki. Nagle ktoś, zapukał do drzwi,
niezadowolona podeszłam do nich i szarpnęłam klamką. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stał, ów Pan Wilkołak. Chwilę na mnie popatrzył, i powiedział.
-Ty znasz, moją rasę. Znasz moje imię. A ja, nie doczekałem się odpowiedzi na temat twojego Imienia -posłał mi łobuzerski uśmiech.
-Valentina. Czy to wszystko? -chciał coś jeszcze jednak przerwałam mu -Nie? A to szkoda, bo właśnie gdzieś się wybieram -złapałam swoją torbę, która stała zaraz przy wejściu -Żegnam pana.
Wyminęłam go, nawet się do niego nie dotykając. Val, musisz się zmienić inaczej Hodge, się na ciebie wkurzy i wywali z Instytutu. Zmierzając, do innego korytarza, czułam na sobie palący wzrok Isaac'a
Isaac?

Od Cole'a do Ariki (CD)

Leżałem. Nie mogłem poruszyć, nawet palcem. Przed oczami, przemykało całe moje życie. Życie.. kurde co ja wyprawiam?! Wziąłem, głęboki oddech. Z trudem, otworzyłem oczy i podniosłem się. Nie myślałem o tym że Arika patzy na mnie, z szokiem. Że Jace i inni mnie zaatakowali, że jestem ranny. Chciałem jednego. Bólu tego, który odebrał mi brata, tego przez którego Arika i inni są w niebezpieczeństwie.
-Valentine -niski gardłowy pomruk wydobył się z mojego gardła. Arika, już stała na równych nogach.
Ruszyłem przed siebie, w kierunku Jace'a i Valentina. Jak i zarówno mojego brata, którego poznałem w jednym z wilków. Stanowczo tarasowałem sobie drogę, do Valentina. Jace, stał mi na drodze. Popchnąłem go,a ten upadł na ziemie.
-Sorry -powiedziałem cicho.
Usłyszałem, jak jeden z wilków warczy. No tak. W mgnieniu oka, znalazłem się za wilkiem i jednym celnym ciosem, sprawiłem że uderzył w sąsiednią ścianę. Nawet nie spojrzałem na dziewczynę, poczułem gwałtowne ukucie. Substancja, powoli rozpływała się w moim krwiobiegu. Traciłem ostrość, obrazu przed oczami. Zrobiłem trzy kroki, w stronę Ariki jednak dalej nie doszedłem. Kolana się pode mną ugięły, nie mogłem się na nich utrzymać. Upadając, złapałem się Ariki. Gdy pomogła mi wstać, okazało się że nasze twarze dzieliły centymetry. Choć dziewczyna jest twarda, to takie gwałtowne zbliżenie przyprawiło ją o rumieńce na twarzy.
-Arika... -szepnąłem, niespecjalnie zbliżając się do niej aby nie upaść. Patrzyła na mnie, z szokiem w oczach. A jednocześnie, z uśmiechem na twarzy.
-Nie pozwolę ci, zginąć Carter. Słyszysz? Ty chciałeś, mi uratować życie, ale tym razem to ja uratuje ciebie. -zaśmiałem się cicho.
-Nie zdążysz. Idź, z Jace'm i pozostałymi -poczułem jak ktoś, zachodzi mnie od tyłu a potem usłyszałem jak ktoś biegnie. Nagle ktoś mnie popchnął na Arikę. Nasze twarze, dzieliły milimetry, popatrzyłem jej chwilę, w oczy i odsunąłem się, zbyt szybko. Upadłem. Krew w moich żyłach, zaczęła się gotować. Nagle wszystko miało ciemne barwy. Moim ciałem, wstrząsały silne dreszcze.
Gdy Arika usiadła obok, zauważyłem medalion który wisiał na jej szyi.
-Cięgle go masz? -zapytałem słabym głosem, czułem jak krew z mojej rany rozlewa się dookoła.
Arika?