Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Zmęczony wydarzeniami z dzisiejszego dnia wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i runąłem jak zabity na łóżko. Usnąłem kamiennym snem, wydawałoby się, że nic nie może mnie obudzić. Jednak w środku nocy, pośród ciemności i ciszy uśpionego Instytutu, usłyszałem krzyk, a potem stłumiony płacz. Od razu wiedziałem, do kogo należy ten głos. Bez zastanowienia cicho wyszedłem z pokoju i przyszedłem do sypialni obok. Zapukałem. Płacz został gwałtownie przerwany, i słychać było kroki w stronę drzwi, które uchyliły się, a zza nich wyłoniła się znajoma postać.
- Jace... Co ty tu... - wyjąkała, próbując ukryć zapłakaną twarz.
- Nie martw się, słyszałem. Masz pokój tuż obok mojego. - delikatnie się uśmiechnąłem. - Mogę wejść? - dodałem, unosząc prawą brew. Dziewczyna pokiwała głową i wpuściła mnie do środka. Próbowała ukryć to, że płakała, lecz słyszałem już swoje.
- Znowu to samo? - zapytałem znienacka, na co lekko się zdziwiła.
- Ty... - spuściła głowę i pociągnęła nosem. Widząc, jak kolejna łza leci po jej policzku, przyciągnąłem ją delikatnie do siebie i przytuliłem.
- To moja wina... - powiedziała stłumionym przez szloch, głosem. Poklepałem ją po plecach, starając się jakoś załagodzić sytuację.
- To nie jest twoja wina... Nic nie dzieje się bez powodu. To już przeszłość. Nie warto rozdrapywać ran z przeszłości. Nie poradzisz nic na to... - odpowiedziałem cicho.

Arika?

Od Ariki do Jace'a (CD)

- Chyba, że sam się czegoś obawia - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Co masz na myśli? - zainteresował się
- To jest przywódca klanu nowojorskiego. Fakt, jest sprytny i nigdy nie robi dla nikogo nic za darmo. Ale żądanie ochrony? I to od Nefilim? Wampiry nas nie znoszą. Myślę, że chodzi o coś więcej. 
- A o co dokładnie?
- Tego nie wiem. 
Wszyscy czworo wróciliśmy do Instytutu. Dzisiaj i tak nic już nie zdziałamy. No może nie do końca nic... Zanim rozeszliśmy się do swoich pokoi, poszukaliśmy informacji na temat tego całego Harry'ego Cumpbella. Niewiele znaleźliśmy. Kilka zdjęć, adres. Nic, co tak bardzo pomogło by nam w śledztwie. 
- Dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy. - powiedziała Izzy - Ale jutro czeka nas podróż do Los Angeles.
- Naprawdę chcesz się tam udać? - zdziwił się Jace
- A mamy jakiś wybór? To nasz jedyny trop w tej sprawie - odparowała - Jutro o świcie przed bramą Instytutu - zarządziła i nie czekając na żadne słowa czy to protestu, czy potwierdzenia, udała się do wyjścia. 
- Lepiej odpocznijmy przed jutrzejszą wyprawą - powiedział Alec i poszedł w ślad za siostrą. 
Spojrzeliśmy po sobie z Jace'em i bez słowa oboje wyszliśmy z Sali Głównej. Udałam się do siebie. W końcu jutro czeka nas podróż do Los Angeles...

<Jace?>

Od Ariki do Cole'a (CD)

Weszłam do pokoju, zamknęła za sobą odrzwi, oparłam się o nie i westchnęłam ciężko. Patrole w parach? Zazwyczaj przebywam z dala od ludzi. A jednak chodzi o demony i choć wiem, że nie powinnam działać na własną rękę i ten podział na pary jest najlepszy, to jednak nie mogę się pozbyć tego dziwnego uczucia, męczącego mnie, odkąd puściliśmy bibliotekę.
Potrząsnęłam głową. I tak nie jest źle. Mogłam trafić na kogoś, kogo nie znam...
Odeszłam od drzwi i podeszłam do okna. Było wcześnie, dochodziła dwunasta, a patrole mieliśmy zacząć dopiero od następnego wieczora. Demony wychodzą zawsze na noc. Nienawidzą światła.
Może dlatego, że je zabija - pomyślałam ponuro.
To i tak nie ma znaczenia, dlatego, że jest przede mną jeszcze cały dzień, a ja kompletnie nie wiem, co ze sobą zrobić. W sali treningowej będzie teraz pewnie motłoch. Zawsze tak jest przed jakąś większą misją. W bibliotece raczej dziś również nie znajdę miejsca dla siebie. Nie mogę niestety również wyjść na zewnątrz, dlatego, że chmurzyło się i najprawdopodobniej za jakąś godzinę zacznie padać. Mam jeszcze Pokój Muzyczny, ale.... chyba po raz pierwszy w życiu nie mam ochoty tam iść.
Położyłam się na łóżku i wyjęłam swój szkicownik. Nie rysowałam od... od śmierci rodziców. Zaczęłam przeglądać stare, i już trochę wyblakłe. szkice sprzed lat. Były tam portrety moich rodziców, kilka szkiców krajobrazu... nic wielkiego, a jednak poczułam ukucie w sercu. Pokręciłam głową i otworzyłam na pustej stronie. Wyjęłam jakiś ołówek i zaczęłam rysować. Zajęłam się tym do wieczora, do godziny, kiedy mieliśmy zaczynać patrole.

<Cole?>

Od Katherine - Do Alec'a (CD)

- Co to za ważna sprawa? - zapytałam, zakładając ręce na piersi. Isabelle uśmiechnęła się i spojrzała to na mnie, to na Alec'a, po czym wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Nasi rodzice zdecydowali, że weźmiecie ślub. - powiedziała, na co straciłam zupełne panowanie nad swoim ciałem. Moje źrenice wyraźnie się powiększyły a w mózgu zaczęły rodzić się myśli gorsze od wszystkiego, o czym kiedykolwiek pomyśleliście.
- CO?! - razem z chłopakiem krzyknęliśmy to w tym samym momencie, tuż po tym, kiedy to do nas dotarło.
- Ale będzie z was piękna para... - uśmiechnęła się zalotnie w stronę brata, po czym wyszła z pomieszczenia.
- Znaczy... Nie żeby coś, ale Cię nie znam... - odpowiedziałam, gdy już powróciłam na ziemię po tym, co usłyszałam. Chłopak widocznie nadal był w szoku. W sumie to już drugie małżeństwo, które rodzice mi aranżują, ale nie spodziewałam się, że zrobią to tak szybko, szczególnie, że mój poprzedni kandydat na męża zmarł zaledwie pół roku temu...
- Ta... Czyli mówili na poważnie... - wycedził Alec, stojąc w bezruchu. Spojrzałam na niego zrezygnowana i oparłam się o ścianę.
- Mnie już raz próbowali ożenić. - burknęłam niezadowolona.
- I jak to się skończyło? - zapytał z widocznym zainteresowaniem. Uniosłam prawą brew, patrząc na chłopaka widząc jego zainteresowanie.
- Jakoś się pogodziłam. Tyle, że był ode mnie 15 lat starszy, i zmarł na misji. - wzruszyłam ramionami. - Nie mogłam się sprzeciwić woli moich rodziców. Chociaż szczerze mówiąc bardzo chciałam. - dodałam i cicho westchnęłam.

Alec?

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

- Puszczaj mnie. - warknął, lecz nadal się nie ruszył. Przystawiłem miecz bliżej do jego serca, skłonny w każdej chwili przebić mu pierś i odebrać życie. Poczułem na sobie karcące spojrzenie Isabelle, więc nieco oddaliłem sztylet od ciała wampira.
- Z kim współpracował Chapman i gdzie go znajdziemy? - zapytał Alec, stając obok mnie, tuż przy Raphael'u. Założył ręce na piersi, po czym uniósł głowę lekko w górę, oczekując odpowiedzi. 
- Dotrzymacie umowy? - syknął tylko, patrząc na sztylet znajdujący się przy jego piersi. Uniósł na nas głowę i pewnie gdyby nie fakt, że możemy go zabić, już rozkazałby swoim rozerwać nas na strzępy. Arika stała z tyłu, jednocześnie nas ubezpieczając. Widać było, że krwiopijce są tak zdesperowane, aby w każdej chwili nas zabić.
- Zawsze dotrzymujemy umowy, złotko. - zaśmiała się Izzy, mierząc go lekko rozbawionym spojrzeniem. Uniosłem prawą brew.
- Gadaj. Inaczej wiesz, jak skończysz. - burknąłem wyraźnie zniecierpliwiony całym zajściem. Byliśmy tu od godziny, a zupełnie niczego się nie dowiedzieliśmy. Poza tym, to wszystko dłużyło się jakbyśmy byli tu cały dzień.
- Jego zastępcą był Harry Cumpbell. Mieli siedzibę w Los Angeles. - powiedział po dłuższej chwili zastanawiania się. Puściłem go z szyderczym uśmiechem na twarzy. Raphael otrzepał się i wystawił kły w niezadowoleniu.
- Masz tę twoją ''ochronę''. Zaczynamy, jak skończymy z tą sprawą. - odparł Alec, mierząc nas pytającym wzrokiem. Równo z Izzy pokiwaliśmy głowami.
- Grzeczny chłopiec. - Isabelle poklepała go po ramieniu, zalotnie się uśmiechając. Odwróciliśmy się i bez słowa wyszliśmy z Hotelu DuMort. Alec oraz Izzy poszli przodem, nam z Ariką się nie spieszyło i szliśmy na tyłach. Woleliśmy przejść przez tunele, niż otwarcie wystawiać się na ulicach Nowego Yorku. 
- Co o tym myślisz? - zapytała znienacka Arika, patrząc na mnie pytająco. Odwzajemniłem spojrzenie i przerzuciłem sztylet z jednej ręki do drugiej.
- O tej misji? - zacząłem, wzruszając ramionami. - Kompletna strata czasu. Jakby nie mógł od razu powiedzieć tego, co wie. - dodałem, unosząc prawą brew.

Arika?

Od Raphaela CD Renesne

Śniło mi się wiele rzeczy. Niektoee sny byly bardzo nieyzasadnione ale realne. Widzialem twarzwe, ktorycg nigdy wczesniej nigdzie nie spptkalem, snily mi sie urywki z dziecinstwa, i to, jak trudno mi byli byc wampirem. Czulem wewnetrzny bol. To takie do mnie nie podobne... Gdy wspomnialem monent, w ktorym zosralem zakarzony krwia wampira poruszylem sie. W tym momencue poczulem przeszywajacy cialo bol. A to juz nie był sen. Jak oparzony gwaltownie otworzykem oczy i zaczalem sie ksztusic. Najwyrazniej musze miec jakies urazy wewnetrze, bo pluję krwia. Gdy sie juz uspokoilem, spojrzalem w bok. Lezala tam Renesne. Była nieprzytomna. Dopiero teraz zobaczylem w jakim jest stanie. Poparzone ręce, noga, której dużo nie brakowało do spalenia, brud i ślady przemęczenia. Probowalem wstac. Bylo to bardzo trudbe, nie mialem jeszxze dosc duzo sil i kleknalem nad dziewczyna, lekko, na tyle ile moglem, potrzacsnalem ja by sie obudzila. Gdy ta otworzyla oczy. Odetchbalem i osunalem sie vardziej na trawnik