Od Aleca CD Lilianna

Przeglądając wszystkie możliwe ksiëgi które były w wielkiej bibliotecie instytuckiej, zrobiłem.taki bałagan, że ktoś  pręfzej pomyślałbt o włamaniu niż o tym źe ktoś czegos tu szukał. Były opisy demonów o których istnieniu nawer nie woedziałem, a żyły w NY. Lecz demona który zaatakował czarownicę, nie mogłem.zmaleść. Zacząłem jeszcze raz przeglądać księgi. Lecz bez skutku. Zrezygnowany wstałem.z westchnięciem, patrzęc na bałagan i kupę książek leżącuch na podłodze. Nagle, jakbym dostsł.olśnienia, przypomniałem sobie, że Hodge ma księgi strzezone. Moze w nich bëdzie cos o tym demonie? Nic nie wiadomo... Ale... Przecież ja nigdy nie sprzeciwiłem się mu. Nie oszukiwałem go... Trzymsm się prawa....
Zawsze. Bez względu na wszystko.
Przygryzłem wargi w zamyśkeniu... A gdyby tylko ominąc trochë.prawdę? Hodge mi ufa. Nie chcë tego stracić. Ale ciekawość jest silna tak sao jak chcëc pomocy nieznajomej.
***
Ręce mi się trzęsły i.pociły jak wściekłe. Suche gardło dokuczało i utrydniało.pobieranie powietrza, gdy z dudniącym sercem przeglądałem zakazaną ksiëgę Hodge. Były tam demony, o ktkrych słyszałem, ale były tak.potężne że strachem nawet było wymawianie ich imienia. JEST! Wykrzyczałem w myślach zerkając na karykaturę z podobizną stwora. Z..zan...zanzireza....? Nie.... Z...zen...zan... Jak to sië czyta! Szybko wyciągnąlem telefon j zrobiłem.zdjęcie stront z potworem. Ułożyłem wszystko tak jak było.i niepostrzezenie wymknąlem sie z pokoju nauczyciela. Mam nadzieje ze nie będzie nic podejzewal.
****
-jesteś? Słuchaj, mam coś. - jeszcze pod wpływem adrenaliny szybko wypowiadałem słowa do telefonu.
-ale zaraz! Skąd ty masz mój numer!?- wykrzyczal glos w sluchawce.
-to nie ważne. Spotkajny się przy magazynach, wiesz gdzie - zakończyłem. - Mam coś. - Dodałem.z triumfem

Od Raphaela CD Renesme

-Nie powinnaś tego robić- zmarszczyłem brwi. Saszetka krwi pomogła, i po około pół godziny czułem.się jakby nic przed chwilą się nie stało.
-Kiedy ty w końcu zrozumiesz to...  Wszystko? Miałaś mnie zostawić. - Wstałem, zły. -Wracaj do domu, jeśli nie, naślę wampiry by cię do niego odprowadziły. - Mój głos był szorstki i ostry, jak nigdy wcześniej.
-I nie pomagaj.mi. To głupie, że narażasz siebie na niebezpieczeństwo, skoro ja sam bym sobie poradził. Czułem że ktoś mnie śledził i zaareagowałbym. - Chwyciłem torbę, prostując się. - A teraz robisz tył wzwrot i gnasz do hotelu. - Pokazałem.palcem w stronę z której.przyszedłem.
-A ja jeszxze raz przepraszam.
Obróciłem.się, i po raz kolejny, zacząłem.oddalać od moejsca w którym.soędziłem.całe wampirze życie.

Takiw nijakie :((

Od Raphaela CD Hayley

-W dokumentacji to mi za wiele nie pomożesz - uśmiechnąłem się. -Niektóre są tajne, a niektóre z nich to moje prywatne rzeczy, zresztą, nie wyobrqżam sobie, ciebie śleńczącą nad papierami.
-Ah tak? - Oburzyła się.
-To tylko moje przemyślenia, adiòs - kącik moich ust drgnął.
***
Powróciłem.do swoich codziennych obowiązków. Przemierzając okolice, w poszukiwaniu wampirów, które szaleją z głodu, myślałem jeszcze raz o tym wszystkim. O tym, co ostatnio się zdarzyło. O nieufności, zaparciu i przełamaniu się. Zmarszczyłem brwi. Było już mi wszystko jedno. I tak pewnie niedługo odejdę z tąd. Strace tytuł i zagrzebie się tak, że nikt mnie nie znajdzie a w końcu, nie rozpozna. Nie mówiłem tego Hayley bo nie miałem.po co. Dzięki mojemu tytułowi ma do mnie choć odrobinę szacunku.
-Cześć, czy tam Hola... Nie wiem jak to jest po tym twoim fikaśnym języku - usłyszałem.nagle głoz zza siebie, zaskoczony tracąc dech. Błyskawicznie się odwróciłem.
-Hayley? - Co ty tu robisz?
Ta wykrzywiła twarz w okropnie zdziwioną minę. - Nie cieszysz się ze mnie widzisz żywą?
Przewróciłem.oczami, ale odpowiedziałem tylko westchnięciem.
-I jak z ciałami?