Od Lillianny cd. Aleca

Chyba wolałabym już zginąć w mackach tego obrzydliwego potwora, niż przeżywać obecny koszmar.
Chłopak, właściwie już mężczyzna, traktował mnie jak szmacianą lalkę, w ogóle nie zważając na ryki bólu i próśb o pozostawienie mnie w spokoju. W pewnym momencie miałam wrażenie, że całkowicie zapomniał o mojej obecności i skupił się po prostu na ucieczce. Jednak teraz leżeliśmy zmęczeni w kanałach, a ich obrzydliwy smród utrzymywał mnie przy zachowaniu przytomności. Nie, nie czułam się bezpiecznie. Na pewno nie w obecności psychopaty bawiącego się w ninję w środku nocy.
Delikatnie uniosłam się na łokciach, by dokładniej przyjrzeć się mojemu wybawcy. Ostre rysy twarzy zalewała tylko wiązka światła księżycowego, przez co wyglądał jak istota z innego wymiaru. Jednak w związku z tym, iż miałam na dzisiaj zdecydowanie dość przybyszów pozaziemskich, odchrząknęłam, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Kim jesteś? - zapytałam podejrzliwie.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie - odparł, wciąż zdyszany, może też lekko wystraszony. Z minuty na minutę wydawał się tracić siły i jakby blednąć, dlatego mimowolnie zlustrowałam go wzrokiem. Na ramieniu koszula była podarta, a krew wypływająca z rozległej rany mieszała się z czymś czarnym, oleistym. Posoka. Prawdopodobnie trująca.
- Tyle, że to nie ja biegam po nocy z łukiem niczym męska wersja Katniss Everdeen.
- Mnie z kolei nie ganiają jakieś dziwne stworzenia - chyba nie zamierzał odpuszczać, postanowiłam więc podejść go z innej strony.
- A co to jest? - wskazałam palcem na kołnierzyk jego koszuli. Nieustannie starałam się ignorować pulsujący ból w nodze, wciąż narastający. Nie chciałam nawet patrzeć w tamtym kierunku z obawą, że po zobaczeniu uszkodzenia zemdleję.
Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.
- Doskonale, teraz przynajmniej mam pewność, że nie jesteś cywilem. Zwykły człowiek nawet nie zauważyłby tych blizn.
Uniosłam wyniośle brew, z każdą chwilą czując się coraz bardziej niepewnie. Nie podobała mi się ta wymiana zdań, a tym bardziej moja obecna bezbronność.
- A czy ja w ogóle powiedziałam, że jestem cywilem? Mogę posiadać Wzrok.
- A posiadasz?
- Na to wygląda.
- Od kiedy?
- Od urodzenia.
- Jak dużo wiesz o Świecie Cieni?
- Czuję się jak na jakimś przesłuchaniu, przestań.
- W takim razie powiedz, jak się nazywasz - zdecydowanie nie zamierzał odpuszczać. Chwilę się namyślałam, czy nie podać mu zmyślonego nazwiska, wciąż przecież istniała opcja, że to jakiś psychopatyczny morderca. Mężczyzna jednak zauważył moje wahanie i uniósł ostrzegająco palec. - Nie okłamuj mnie. Pragnę przypomnieć, że jesteś teraz praktycznie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, a ja równie dobrze mogę cię tu zostawić na pewną śmierć.
Uśmiechnęłam się, czując nadchodzącą wygraną.
- Nie zrobiłbyś tego, Nefilim. Jaki miałbyś interes w tym, żeby mnie ratować, a następnie pozwalać umrzeć? Czy ochrona słabszych nie jest jednym z twoich świętych praw?
Wyraźnie się wycofał, zacisnął nawet wargi w pełnej skupienia minie.
- W porządku. Alec Lightwood, mieszkam w nowojorskim Instytucie.
Fantastycznie. Wolałabym się mylić co do jego pochodzenia.
- Lillianna Seraphina Dally - w chwili, gdy skończyłam zdanie, zobaczyłam, jak otworzył już usta, prawdopodobnie żeby zapytać o mój gatunek. Na nic zdały się próby kłamstw o byciu cywilem, najwyraźniej miał zbyt duże doświadczenie. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choć słowo, skierowałam wiązki elektryczne na dłoń i wypuściłam kilka z nich pod powierzchnię skóry, by zrobić z niej eko-latareczkę, i przy okazji nikogo nie skrzywdzić. Usłyszałam z boku cichy wdech wiadomego osobnika i zaległa między nami niezręczna cisza. Skierowałam dłoń na pokiereszowaną nogę i gwałtownie wciągnęłam powietrze, niemal zwracając obiad. Nogawka spodni była rozerwana, a na rozcięciu materiału pieniła się krew. Nieco niżej zauważyłam wystającą z rany kość. Niespodziewanie, mimo własnej woli, odłączyłam prąd od ręki i aż zadrżałam, kiedy brutalnie wdarł się w układ krwionośny.
- Jesteś czarownicą.
Pomimo tego, że nie było to pytanie, tylko stwierdzenie oczywistego faktu, i tak postanowiłam odpowiedzieć;
- Tak. Ale nie martw się, nie umiem wiele ponad to, co przed chwilą zaprezentowałam - wściekła na siebie, że powiedziałam zbyt wiele, odwróciłam wzrok w dalszą stronę tunelu. Chłopak jednak musiał wyczuć moje zawstydzenie i zakłopotanie, ponieważ położył dłoń na moim zdrowym kolanie, co jednak wprowadziło mnie w jeszcze większe rozwścieczenie. W oddali cicho zagrzmiało. Alec tym razem niepoprawnie musiał zinterpretować moje emocje, bo kojącym głosem powiedział;
- Chodź, zabiorę cię do zaprzyjaźnionej czarownicy. Ma na imię Catherina i jest uzdrowicielką, szybko doprowadzi cię do porządku - następnie dodał nieco ciszej. - Spokojnie, później od razu odstawię cię do domu i będziemy mogli zapomnieć o całej sytuacji.
Nie chciałam iść prosić o pomoc żadnej innej czarownicy, szczególnie, że przecież sama byłam z tego gatunku i mogłabym nauczyć się nieco samodzielności. Jednak, jak przed chwilą zauważyłam, w obecności tego konkretnego Dziecka Anioła nie miałam zbyt wiele do powiedzenia na temat własnego losu. Ze spuszczoną więc głową przełknęłam więc nadchodzącą falę wstydu.
Czarnowłosy przez chwilę zastanawiał się, jak mnie przenieść, a kiedy już zaczęłam się denerwować, postanowił znów zabawić się w traktowanie mnie niczym zabawkę i przerzucił sobie nieformalnie przez ramię. Zasyczałam wściekle, a na moje okrzyki, odpowiedział tylko, jakby rozbawiony;
- Przepraszam. Niestety nie mam jak ci usztywnić nogi, a to chyba najmniej bolesny sposób. Nie martw się, to niedaleko, szczególnie, jeśli pójdziemy na skróty.
- Grabisz sobie, Aleku Lightwood. Niech tylko będę zdrowa, to wytropię cię chociażby po zapachu i powieszę za jaja na najbliższych schodach.
- Uratowałem ci życie, a ty jeszcze tam mi marudzisz? - jęknął, wyczułam u niego jednak delikatny, nieśmiały uśmiech samozadowolenia. Pewnie nieczęsto zdarzały się mu takie akcje.
- Zaraz mi to życie odbierzesz.
< Alec? Nie przesadziłam z długością? ;D >

Od Aleca CD Lilianna

Przewracając się z boku na bok, z każdą sekundą robiło mi się coraz goręcej. Ciepła, duszna noc nie pozwalała mi na spoczynek. Odetchnąłem, otwierając oczy. Chwilę wpatrywałem się w sufit. Nie chciało mi się wstać, sle nie usiedziałbym dłużej w tym gorącym.pomieszczeniu. Ociągając się, wstałem i zażuciłem.najbliżej leżące ubrania. Gdy wychodziłem z pokoju przez długi korytarz przebiegło echo pisku drzwi. Zastczałem.w obawie że kogoś obudzę. No bo kto o tej porze nie spi? Chyba tylko ja.  Juz po kilki minutach stresu, i prób cichego przemieszczania się na skrzypiacych panelach, byłem.w zbrojowmi. Wziąłem.łuk i kilka najzwyklejszych strzał, no może ze dwie zatrute. Przezorny zawsze ubezpoeczony. Nawet na spacerze może pojawć się demon,prawda? Gdy wychodziłem z pomieszczenia, chwuciłem.jeszcze szybko skorzane rękawiczki, przeznaczone do łuku. Lubiłem je, były wygodne i praktyczne, a to najwazniejsze. Wychodzac z instytutu narobiłem niezmiemskiego hałasu przez co mama się obudziła. Zaspanym krokiem wyszła z pokoju i rozglądneła się. Na szczęście zdązylem się schować. Modliłem.się jedynie by nie próbowała dociekiwać kto lub co było przyczyną jej przebudzenia. Miałbym.kłopoty.
~~~~~~
Drzewa szumiały pośród granatowego nieba na którym kontrastował prawie biały księżyc, a lampy oświetlały chodnik którym właśnie szedłem. Wiatr rozwiewał moje krótkie, czarne włosy. Było przyjemnie. Nawet bardzo. Moje ciało po chwili przestało się zagrzewać i w końcu nie było mi gorąco. Przechodząc koło mostu manhattańskiego, oparłem.się o barierkę i podziwiałem widoki. Spokój i cisza którymi mogłem delektować się w te piękne chwile. Zamkmąłem.oczy, by oddać się przemyśleniom. Nie mineła chwila gdy zerwała się nagła ulewa. Jak grom z jasnego nieba. Zaczeło grzmieć, a niebo przysłoniły czarne chmury. Co się dzieje? Podbiegłem pod jeden z dachów, na uliczce pełnej markowych sklepów. Mimo tego, że deszxz padał dopiero od kilku minut, byłem.przemoczony. Po t-shircie spływała woda, kapiąc raz po raz z jej rogów. Kołczan był zalany,a pióra strzał posklejane. Przexzesałem nasiąknięte wodę włosy, kaszląc.przestało być przyjemnie. Nagle, z oddali zauważyłem.coś dziwnego. Nie był to pies, ani kot. Było to id nich większe, i pełzało niczym ślimak, tyle że o wiele szybciej. Zmarszczyłem brwi, ostrorznie idąc w stronę niewiadomej, trzymajęc za łuk. Jednak już po chwili musiałem biec, gdyz kreatura znikneła mi z oczu. Gdy biegłem, moj wzrok napotkał.plamę krwi, zmieszanej z wodą. Coś jest nie tak. Nagke usłyszałem.krzyk. Gwałtownie skręciłem w emwąską alejkę, na skróty. Już wiedziałem.że coś jesr nie tak. Byłem.prawie pewny źe to monstrum to demon. Silny demon. A ja mam tylko kilka zatrutych strzał. Gdy wybiegłem zza budybku moim oczom ukazała się dziewczyna. Leżała pod stertą śmieci, przygnirciona koszem. Syczała, a na jej twarzy malowało się znartwienie połączone ze strachem. Zanjemówiłem, cofajłc się o krok. Po drugiej stronie, kilkaset metrów dalej, powolnym krokiem zblizał się demon. Na mojej skórze pojawoła się gęsia skórka. Przełknąłem.ślinę, nie do końca woedząc co mam zrobią. Gdy wyouszczę strzałę w stronę potwora, zuci soe na mnie. Rozwscieczony. Jesli jednak tego nie zrobie, zabije tę dziewczybe.widzoałem to w jego pysku. Nie miałem czasu na decyzje. Złapalem dziewczybę, z całej siły ciągnac. Ta tylko krzykneła gdy noga ulozyla sie w nienaturalnym krztalcie. Co teraz? Co mam robic? Szybko rozgladnalem sie po okolicy. Przy jednym.z sklepów kilka mwtrow dalej były mosierzne kraty. Kanały. Z tego co pamoetalem mielismy kilka tajnych przejsc. Byle to byl jeden z nich. Pociagnalem niedbale dziewczynę, nie wiedzac nawet jak pozniej wytlumacze sie z zaistnialej sytuacji. No bo co moze robic facet ubrany na czarno, z lukiem, w srodku nowoczesnego miasta? Demon zaczal biec, a ja nie majac wybory wypuscilem jeda ze strzal. Na szczescie trafilem, przez co potwor zostal na chwike unieruchomiony. Ten czas starczyl na wyhecie ciezkich krat. Szybko zaciagbalem dziewczybe do srodka, katem oka zerkajac na bestie. Strzala nie podzialala dlugo, juz po kilku sekundach poczulem przeszywajac bol w ramieniu. Potwor zasyczal, probujac uderzyc mnie jeszcze raz, lecz zrobilwm unik, przysuwajac krate blizej dzury. Jednym ruchem zeskoczylem na dół, zamykajac odwór. Padłem, przygworzdzajac sie do ściany, mocno dyszac. Udało się. Jesteśmy bezpieczni. Adrebalina puloowała w moich zylach, nie pozwalahac poczuc bolu zranionego ramienia. Przelknalem sline, patrzac ba lezaca dziewczyne. Nie wiem czy byla przytomna. Nie widzialem jej twarzy  bo garsc srebrnych wlosow spadala jej na twarz. Z gory dobiehaly jeszcze odglosy syczenia i wsciekle wrzaski lecz z czasen umilkly. Demon odsszedl