Od Kate Cd Williama

Zrozumiałam wszystko, co chciał mi przekazać William i w tym samym momencie wyskoczyliśmy na demona. Ten oszołomiony, nie wiedział kogo zaatakować, co dało nam znaczną przewagę. Nasze ostrza zabłyszczały, a moje po chwili przebiło skrzydło, "rwąc je". Zrobiłam salto i wylądowałam po drugiej stronie. Gwałtownie się obróciłam podcinając mu nogi, a mój miecz się wydłużył. Jedną końcówkę wbiłam w jedną nogę, a drugą w drugą. Po czym przekręciłam skręcając mu nogi. Ten głośno jęknął i odepchnął mnie zdrowym skrzydłem, ale wtedy Nocny Łowca zareagował i dobił potwora zwinnie unikając jego ataku. Podniosłam się, a z mojego ramienia poleciała stróżka krwi, a potem następna i kolejna. Rana była dość głęboka, gdzieś na połowę ręki. Skrzywiłam się i porwałam koszulkę owijając wokoło "draśnięcia".
-Nic ci nie jest?-zapytał mężczyzna podchodząc.
Uniosłam brwi lekko zdziwiona.
-Nic, a tobie?-odparłam.

Will?

Od Kate CD Alec'a

Nagle drgnęłam, a światło oślepiło mnie. Nie minęła sekunda, gdy całą uwagę skupiłam na nagłym, mocnym bólu. Skuliłam się i ścisnęłam kołdrę. Nie wiem ile tak leżałam, ale każda sekunda dłużyła się w nieskończoność. W końcu mogłam uspokoić oddech, bo ból ulżył, chodź dalej nie dał mi spokoju. Rozejrzałam się lekko, jednak od razu rzucił mi się w oczy Nocny Łowca, ten sam, którego "uratowałam" i przetrzymywałam.
-G-gdzie ja j-jestem?-wyjąkałam.
-W instytucie-odparł.
Wytrzeszczyłam oczy, gwałtownie posunęłam się do góry, ale ponownie opadłam, bowiem ból nie pozwalał mi się mocno ruszać. Spojrzałam na ranę, była czarna. Zamrugałam parę razy.
-Po c-co mnie t-tu zabrałeś?-zapytałam

Alec?

Od Williama CD Nathaniela

Stałem na przy wyjściu z Instytutu czekając na Nathaniela. Byłem ubrany luźne spodnie do kolan i
bluzę z kapturem z napisem "AMSTERDAM", a na nogach miałem parę czarnych trampek.
Westchnąłem. Splotłem palce i rozprostowałem palce. Strzyknęły. W tym samym momencie zauważyłem czyjąś sylwetkę zbliżającą się do mnie. Przyjrzałem się dokładniej. Nathaniel. Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili chłopak stał już obok mnie. Otworzyłem drzwi Instytutu i gestem ręki kazałem mu wyjść. Westchnął, ale wyszedł z budynku. Ruszyłem zaraz za nim przy okazji zamykając drzwi. Stanęliśmy przed wejściem do Instytutu. Chłopak spojrzał się na mnie pytająco.
- No to na rozgrzewkę przebiegniemy może tak z... pięć kilometrów - powiedziałem i zaśmiałem się kiedy usłyszałem jęk ze strony chłopaka. - No dalej. Biegniemy, a ty mi tu już nie jęcz. To tylko rozgrzewka. A no i bym zapomniał! Nie zmęcz się za bardzo, bo przed nami jeszcze długi trening.
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc skwaszoną minę chłopaka. Ruszyliśmy przed siebie. Biegliśmy jak dla mnie dość powoli, ale widząc w jakim stanie jest kondycja Nathaniela wolałem nie przyspieszać, bo jeszcze mi tu chłopak padnie. Co chwilę zerkałem na chłopaka sprawdzając czy na pewno dalej biegnie. Cały czas panowała pomiędzy nami cisza. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi kiedy usłyszałem chłopaka.
- Stój! Daj... Daj mi chwilę - wymamrotał zdyszany.
Zaśmiałem się, ale przystanąłem.
- Tobie to serio przyda się ta poprawa kondycji. Przebiegliśmy zaledwie na oko z trzy kilometry. Nawet rozgrzewki nie skończyliśmy - powiedziałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mówiłem już. Mam dzisiaj zły dzień.
- Wmawiaj se. Wmawiaj. A teraz koniec przerwy. Ruszamy dalej już bez postojów.
Chłopak jedynie pokiwał głową, ale nie był zbytnio zadowolony z faktu, że znowu kazałem mu biegać. Zaśmiałem się cicho. Ruszyliśmy dalej. Ponownie dostosowałem się do tempa biegu chłopaka. Po jakimś czasie w końcu przebiegliśmy jeszcze te dwa kilometry. Przystanęliśmy przy jakimś opuszczonym budynku.
- Dobra. Abyś mi tutaj nie padł z przemęczenia robimy przerwę. Masz pół godziny wolnego, a potem kontynuujemy trening. Pozostało nam jeszcze pięć kilometrów, a potem dziesięć... no może osiem jeżeli pobiegniemy skrótami, aby wrócić do Instytutu - powiedziałem patrząc się na chłopaka.
Ten jedynie pokiwał twierdząco głową i opadł ciężko na trawę. Rozejrzałem się wokół. Zauważyłem nieduży sklepik całkiem niedaleko. Podszedłem do niego szybszym krokiem i wszedłem do środka. Szybko zakupiłem dwie butelki wody. Wychodząc ze sklepu otworzyłem jedną z nich i wypiłem łyka napoju. Podszedłem do Nathaniela i rzuciłem w jego stronę butelką. W ostatniej chwili zorientował się co się dzieje i złapał ją. Ma szczęście bo inaczej najprawdopodobniej dostałby nią prosto w czoło. Zaśmiałem się widząc jego zdezorientowaną minę.
- Pij - powiedziałem jedynie.
Chłopak szybko odkręcił butelkę i zaczął łapczywie pić wodę. Ponownie się zaśmiałem i spojrzałem na zegarek. Za dziesięć minut biegniemy dalej. Wypiłem resztę wody nie chcąc nieść dodatkowego balastu. Pustą butelkę wyrzuciłem na najbliższego kosza na śmieci. Po chwili i Nathaniel to zrobił. Powoli wstał i otrzepał się z ziemi.
- No to co? Koniec przerwy. Biegniemy - powiedziałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
Chłopak westchnął, ale ruszył za mną. Tak jak poprzednio biegliśmy w ciszy. Tym razem Nathaniel wytrzymywał dłużej. Pokonaliśmy już około czterech kilometrów, a on nadal nie prosił o przerwę. Uśmiechnąłem się do siebie. Może jeszcze coś będzie z tego chłopaka. Skręciliśmy w boczną uliczkę. Byliśmy na obrzeżach miasta. Akurat w tej uliczce było dość dużo opuszczonych domów. Spojrzałem na jeden z nich. Wyróżniał się od innych. Nie był taki szarawy. Trawa była równo skoszona. Najprawdopodobniej w okach wisiały nowe firanki. Czyżby ktoś tu mieszkał? Możliwe. Spojrzałem w jedno z okien. Zauważyłem tam dwie sylwetki. Jakiejś kobiety i mężczyzny. Przyjrzałem się dokładniej. Oni chyba... walczyli? Kobiety nie rozpoznawałem. Jednak przyjrzałem się temu mężczyźnie. Wydawał się dziwnie znajomy. Nagle stanąłem jak wryty. Sparaliżowało mnie. To był on. To był jeden z członków kręgu. On był jedną z osób, które zabiły moich rodziców. To właśnie on był tym, który już miał mnie zabić. Nagle przed moimi oczami zaczął pojawiać się obraz.

"Siedziałem na górze w swoim pokoju. Miałem z niego nie wychodzić dopóki rodzice mi nie pozwolą. Znowu zrobiłem coś nie tak, a to miała być moja kara. Siedzenie w samotności. Westchnąłem i wziąłem z półki jedną z niewielu książek jakie posiadam. No nie licząc tych związanych z prawem i historią. Tych posiadałem od groma. Rodzice cały czas przynosili mi ich coraz więcej. Nagle usłyszałem dźwięk rozwalanego drewna. Co się dzieje? Chciałem iść sprawdzić jednak wolałem nie narażać się rodzicom. Po chwili usłyszałem czyjeś krzyki i odgłosy walki. Tym razem ciekawość zwyciężyła. Powoli podszedłem do drzwi i uchyliłem je. Wychyliłem głowę za drzwi. Odgłosy się nasiliły. Wyraźnie dochodziły z dołu. Niepewnie wyszedłem z pokoju i skierowałem się w kierunku, z którego słychać było krzyki. Kiedy byłem już na dole wmurowało mnie. Byli tam moi rodzice, ale nie sami... Walczyli z jakimiś nieznanymi mi czterema Nocnymi Łowcami. Co się dzieje? Po chwili pod wpływem impulsu podbiegłem do rodziców. Zasłoniłem mamę własnym ciałem.
- Zostawcie moich rodziców! - krzyknąłem.
Napastnicy jedynie się zaśmiali. Co było takiego śmiesznego w tym, że chciałem aby zostawili moją mamę i tatę? Nagle jeden z mocarnych mężczyzn podszedł i chwycił mnie w pasie odciągając od rodziców. Zacząłem się szarpać jednak byłem za słaby. Mężczyzna trzymał mnie mocno stojąc z boku. Chcąc czy nie chcąc byłem zmuszony aby widzieć wszystko co się działo. Mama walczyła z jednym Nocnym Łowcom, a tata natomiast z dwoma. Nagle jeden z nich zaszedł od tyłu moich rodziców. Jednym sprawnym ruchem wbił ostrze w mojego tatę. Krzyknąłem z przerażenia.
- Nie! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem.
W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które zaraz zaczęły spływać po policzkach. Z moich ust wydostał się szloch. Miałem zamazany obraz jednak widziałem mamę walczącą z trzema Nocnymi Łowcami na raz. Wynik był przesądzony. Po chwili mama podzieliła los taty. Czułem jakby ktoś wbijał mi nóż od środka. Nie chciałem tego widzieć. W ogóle nie chciałem aby to się wydarzyło. Z moich ust wydostał się krzyk rozpaczy. Z oczu zaczęło płynąć jeszcze więcej łez. Zacząłem się szarpać chcąc do mamy. Nagle jeden z Nocnych Łowców podszedł do mnie.
- Teraz czas na ciebie smarkaczu. I po coś się wychylał z pokoju? Teraz podzielisz los swoich kochanych rodziców - usłyszałem jego paskudny głos. Uśmiechnął się do mnie przerażająco i skierował ostrze w moją stronę..."

Zakryłem usta ręką. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Jednak nie pozwoliłem się im wydostać. Oni... Oni wrócili... Nie mogłem w to uwierzyć. Minęło tyle lat, ale ja pamiętam ich nadal. Pamiętam tamte wydarzenia jakby wydarzyły się zaledwie wczoraj. Odwróciłem się w przeciwną stronę.
- Nathaniel. Koniec treningu. Wracamy - powiedziałem jedynie.
Rzuciłem się biegiem przed siebie. Nie zwracałem najmniejszej uwagi na to czy chłopak jest gdzieś za mną czy nie. Chciałem.... Nie. Ja musiałem dostać się jak najszybciej do Instytutu. Do swojego pokoju. Bałem się. Miałem nadzieję, że tamten człowiek mnie nie zauważył. Biegłem coraz szybciej i szybciej. Wykorzystywałem maksymalnie swoje możliwość. Po jakimś czasie w końcu dotarłem do Instytutu. Wszedłem do niego i szybkim krokiem przemierzyłem korytarze nie zwracając najmniejszej uwagi na nikogo po drodze. Po chwili znalazłem się przed drzwiami mojego pokoju. Szybko wszedłem do niego. Zamknąłem drzwi i zsunąłem się po nich. Przycisnąłem kolana do klatki piersiowej i oplotłem je rękami. Schowałem w nich głowę. W końcu pozwoliłem wydostać się łzom. Zacząłem płakać. Przez wspomnienia tamtej chwili... Przez wspomnienia rodziców... Przez to, że boję się co będzie dalej skoro oni wrócili... Nie wiedziałem co teraz mam począć... Byłem całkowicie zagubiony...

Nathaniel? 

Od Magnusa CD Alec'a

Widziałem jedynie jak chłopak patrzy na mnie przepraszająco, a potem znika za podwójnymi drzwiami. Westchnąłem. Jednak jest jakiś plus. Mam jego numer. Uśmiechnąłem się pod nosem. Odwróciłem się na pięcie i wróciłem na swoje poprzednie miejsce. Usiadłem pomiędzy ludźmi i wziąłem kieliszek od kobiety, która mi go podała. Ten wieczór wcale nie był taki zły...
~*~
Następnego dnia siedziałem w swojej kryjówce. Jak zazwyczaj popijałem drinka. Cały czas moje myśli zaprzątał tamten chłopak. Alec. Próbowałem czytać książkę, jednak i tak co chwile prze moimi oczami stawał on. Westchnąłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i odblokowałem go. Spojrzałem na listę kontaktów. Jego numer był praktycznie na samej górze. Patrzyłem na niego nie wiedząc czy coś zrobić czy może nie. Dobra. Raz kozie śmierć. Wykręciłem numer chłopaka. Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci syg...
- Halo? - usłyszałem głos chłopaka.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Witaj Alec'u. Z tej strony Magnus. Może zechciałbyś iść kiedyś na drinka? - zapytałem, wstając i odkładając książkę na półkę.

Alec?

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

- Wyglądasz jakbyś nie spała cały tydzień. - powiedziałem, opierając się o ścianę. Dziewczyna zrobiła lekko obrażoną minę, a ja uświadomiłem sobie, że nie śpi, przez koszmary. Zacząłem żałować swoich słów. - Okej, to był taki żart. - burknąłem od niechęci, widząc coraz większe oburzenie na jej twarzy.
- Szkoda, bo było to akurat prawdą. - odparła cicho, odwracając ode mnie wzrok. Spojrzałem na swój telefon i uświadomiłem sobie, że muszę jeszcze napisać raport. Spojrzałem na Arikę, przełknąłem ślinę, chciałem odejść bez słowa, ale coś zmusiło mnie do zadania pytania.
- Napisałaś już raport? - zapytałem, podchodząc trochę bliżej. Większość łowców już była na nogach, co łączyło się z dużą krzątaniną i hałasem. Wszyscy mieli coś do załatwienia, dziwne. Ta pokiwała głową, zakładając ręce na piersi.
- Zdaje się, że mnie też to czeka. - uśmiechnąłem się pod nosem i odwróciłem na pięcie, nie czekając na reakcję dziewczyny. Nie była zbyt gadatliwa. Po kilku chwilach dotarłem do swojego pokoju. Opadłem na krzesło i głęboko westchnąłem, patrząc na pustą kartkę leżącą przede mną, na biurku pełnym zapisanych papierów i raportów. Podjąłem się kilku prób, z czego tylko jedna wyszła czytelnie i na temat. Każdą dokładnie przeczytałem, a te nieudane wyrzuciłem do kosza, trafiając z daleka, dla zabawy i zabicia nudy. Zrobiłem nawet papierowy samolot, i rzucałem nim aż nie dostałem wezwania. Przyszedłem do sali głównej, po drodze zakładając skórzane rękawiczki. Czekała tam na mnie Arika, Izzy oraz Alec.
- O co chodzi? - stanąłem przed nimi oraz monitorem, na którym Isabelle zawzięcie czegoś szukała. Założyłem ręce na piersi, czekając na odpowiedź.
- W Pandemonium pojawił się kolejny handlarz krwią przyziemnych. Tym razem to wampir. Musimy go namierzyć i dowiedzieć się, po co to robi. - odpowiedział Alec, opierając się o ścianę. Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Kiedy Isabelle zakończyła sprawdzanie informacji, udaliśmy się do magazynku. Spojrzałem badawczo na Arikę, która cały czas siedziała cicho. Dlaczego miała iść z nami? Do tej pory radziliśmy sobie dobrze we trójkę. Uświadomiłem sobie to, kiedy byliśmy już na miejscu. Celów było kilka, toteż podzieliliśmy się na grupy - Alec i Izzy, oraz ja i Arika. Przydzielono nam do omamienia wampira. Przemyślałem plan.
- Musisz go uwieść. - powiedziałem, zaciągając dziewczynę z dala od innych. Wytrzeszczyła na mnie oczy i zmrużyła brwi w niedowierzaniu.
- ...

Arika?

Od Williama CD Katherine

Nie miałem zamiaru odpuszczać dziewczynie mimo, że ona stwierdziła, że nie będzie tracić czasu na kłótnie. Samotnie wróciłem do Instytutu. Po drodze wstąpiłem jeszcze do pobliskiego sklepu gdzie zakupiłem sobie z pięć paczek papierosów i trzy zapalniczki. Powinno mi to starczyć na jakiś czas.
~*~
Po powrocie do Instytutu na początku skierowałem się do swojego pokoju. Ignorowałem kobietę, która krzyczała coś do mnie. Pewnie chodziło o to, że bez zgody poszedłem zbadać tamtą sprawę. Boże... Niech się ode mnie odczepią. To, że jestem Nocnym Łowcom to jedno. Jednak także chce podejmować swoje wybory, a oni nic na to nie poradzą. Pewnie myślą sobie, że przez to, że kiedyś rodzice wychowywali mnie ściśle z zasadami teraz będę grzeczny i posłuszny. No cóż... Mają pecha, bo jestem inny. Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem niedaleko biura Maryse kiedy zauważyłem tamtą dziewczynę, z którą się prawie pokłóciłem. Nie mogłem przepuścić takiej okazji.
- To tak wymigujesz się od rozmów? - zaśmiałem się, zakładając ręce na piersi.
Dziewczyna przewróciła oczyma i zrobiła zażenowaną minę.
- A więc słucham, o czym chcesz porozmawiać? Jeżeli jest to coś ważniejszego niż to, co mam do załatwienia, to mów - powiedziała szorstko.
Katherine schowała telefon do kieszeni spodni, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- Boże... A ty tylko praca i praca... Jesteś nudna wiesz? W tym momencie cieszę się, że moi rodzice zmarli, a dokładniej zostali zabici. Jakby dalej mnie wychowywali pewnie byłbym taki jak ty, albo i gorszy. Właśnie! W końcu odnalazłem chociaż jeden plus tego, że już ich nie ma - powiedziałem obojętnym tonem.
Dziewczyna patrzyła na mnie niepewnie.
- No cóż. Żegnam. A no i radzę ci najpierw kogoś dokładnie poznać wraz z jego historią zanim zaczniesz mówić jakieś rzeczy o kimś! Przy okazji wspomnę, że każdy popełnia błędy nawet ty... nawet ja! - krzyknąłem i odwróciłem się na pięcie odchodząc.

Katherine?




Od Katherine - Do Alec'a

 Mając chwilę odpoczynku, cały ten czas przeleżałam. Nie znaczyło to oczywiście, że go zmarnowałam, bo przy tym, pisałam raport na temat ostatnich ataków Demonów. Po kilku godzinach wytężania umysłu i przypominania sobie wszystkiego dokładnie, od kropki do przecinka tego, jak wszystko się działo, skończyłam. Przeczytałam swoje dzieło, lecz, szczerze powiedziawszy, bywało lepiej. Cóż, w końcu nie chodziło tu o długość, staranność czy inne czynniki wchodzące w skład lekcji polskiego, a o opisanie każdego możliwego szczegółu.
Raport - Katherine Isabelle Marshall
 Na początku dnia w Instytucie nie działo się nic szczególnego. Każdy zajmował się swoimi sprawami, parę osób wysłano na misje oraz zwiady, jednak wszyscy powrócili z tym samym raportem - żadnych demonów, podejrzanych spraw, tereny czyste. Uznano to za normalne, Łowcom pozwolono na załatwianie swoich spraw. Mała garstka osób miała się na baczności, w tym ja, ponieważ na tym polegała moja praca. Dokładnie sprawdziłam kamery monitoringu z pomocą Isabelle, na pierwszy rzut oka czysto, a jednak. Zauważyłam coś, czego nie mógł wykryć żaden skaner, czy kamera, i razem ze wspomnianą wyżej łowczynią poszłyśmy to sprawdzić. Aczkolwiek, na miejscu zupełnie nic nie znaleziono. Zadzwoniłyśmy po wsparcie, dostałam nakaz przeszukania tego miejsca i terenów w pobliżu Instytutu jak najdokładniej, co zrobiłam. W czasie, kiedy wszyscy zajmowali się odnalezieniem źródła dziwnej energii, ja wróciłam do Instytutu po sprzęt. Wtedy zostałam zaatakowana przez Wyklętego, z runą Kręgu na karku. Wzięto Demona na sekcje, w której wykryto anielską krew wstrzykniętą do jego żył. Był to drugi taki przypadek, odkąd byłam w Instytucie. Na szyi również miał on naszyjnik po którego zbadaniu nic nie wykryto. Lecz po nocy zniknął on z szyi Wyklętego... [...]
 Włożyłam raport do teczki, a następnie udałam się do biura Maryse. Złożyłam raport oraz kilka innych, napisanych przez łowców uczestniczących w całym zajściu. Znów nie działo się nic szczególnego, było to dla mnie co najmniej bardzo podejrzane, zupełnie jak kilka tygodni wcześniej, po ataku dwóch Wyklętych - na Jade Wolf oraz na Instytut. Na razie mogłam tylko czekać w gotowości, lub ewentualnie sprawdzić informacje od Clave. Postanowiłam wybrać drugą opcję, aby się nie zanudzić. Podjechałam krzesłem do jednego z monitorów, a następnie zaczęłam wyszukiwać wszystkie możliwe informacje o Wyklętych. Nie znalazłam tam nic szczególnego, czego jeszcze nie wiedziałam. Nagle dostałam telefon od Alec'a, aby przyjść do Jade Wolf. Czyżby powtarzała się sytuacja sprzed kilku tygodni? Lecz wcześniej było na odwrót - najpierw wilkołaki, potem Instytut. Wzięłam łuk oraz nóż seraficki, i jak najszybciej skierowałam swoje kroki do siedziby wilkołaków. Po niedługiej chwili byłam na miejscu. Drzwi do restauracji były rozwalone, jedna z szyb na przedzie budynku rozbita jakąś dużą kulą. Wyciągnęłam łuk, cichym i pewnym krokiem weszłam do opustoszałego pomieszczenia, gotowa w każdej chwili wypuścić strzałę. Kiedy usłyszałam szelest, gwałtownie odwróciłam się w drugą stronę. Zza drzwi do toalet dostrzegłam czyjąś dłoń, pomarszczoną i lekko szarawą. W niej to coś trzymało solidny topór. Nadepnęłam na rozbity na małe kawałki porcelanowy talerz, wtem Wyklęty spojrzał na mnie. Zaczął biec w moją stronę, a ja bez zastanowienia wypuściłam strzałę. Padł na ziemię, jednak dla pewności wbiłam w niego jeszcze nóż seraficki. Stanęłam jedną nogą na trupie i poruszałam go. Coś jednak uderzyło mnie od tyłu i odciągnęło na bok. Był to kolejny Wyklęty. Chciałam wyciągnąć ostrze, lecz wyrwał mi je, i rzucił na ziemię, daleko ode mnie. Nagle jego głowę przebiła strzała. Odwróciłam się, aby spojrzeć, kto uratował mi życie. Kilka metrów dalej stał Alec, spuszczający łuk w dół.

Alec?

Lzzy CD Nathaniel

.-no jasne. Prędkość to moje trzecie imię -zażartowałam
Nathaniel uśmiechnął się.
-a jakie jest drugie ?-zapytal
-ryzyko-odparlam wzruszając ramionami.-przepraszam, musze iść sie przygotować -dodałam po czym wyszlam.
Lowy przebiegły pomyślnie, raport też.
Nie chciałam,iść jeszcze spać.
Wspięłam się po schodach i otworzyłam,klapę w suficie. To jest to.
Weszłam na dach instytutu.
Stąd widok byl piękny, na cale miasto. Usiadłam na kominie i wsłuchałam się w odgłosy dochodzące zewsząd.
Uwielbialam tu przychodzić, odprężyć się i oderwać od tego wszystkiego.
Nagle usłyszałam jak ktos idzie.
Zeskoczylam i stanęłam w gotowości nasłuchując.
Klapa sie otworzyla a przez nią wszed Nathaniel.
-napędziłeś mi strachu-powiedziałam.
Serce biło mi jak oszalałe

(Nathaniel?)

Od Lzzy CD Wiliama

.Spojrzałam na Willa.
-no jasne. Nie ma tej frajdy gdy są aż takie posłuszne -powiedziałam bawiąc się biczem-no ale cóż, lepszy taki niż żaden. -dodałam.
Gwiazdy świeciły nad naszymi glowami w konstelacjach, a lekki wiatr mierzwil włosy.
Przed nami majaczyl zarys Instytutu.
-piękna noc-powiedziałam nagle.
-mhm-mruknął mój towarzysz
Wywróciłam oczami.
Mijaliśmy budynek za budynkiem.
Otworzyłam bramę i skierowalam sie do wejścia.
Musieliśmy zdać raport łowcy.
Trwało to jakieś pól godziny i mogliśmy wyjść.
Zamiast do skrzydła mieszkalnego, poszlam na górę.
-gdzie idziesz?-zapytam William.
-na dach. Muszę odetchnąć
Wzruszylam ramionami i zaczęłam się wspinać po schodach.
Na dachu spotkałam Nathaniela.
Milo nam się gawedzilo.
Kolo drugiej poszlam spać, by znów rano iść na trening.
-w związku że widziałem wasza współpracę, zostaniecie w tych parach do końca następnego miesiaca-oznajmił łowca, ku mojemu rozczarowaniu i poszlam ��wiczyć z Willem.
Po treningu postanowiłam się przejść.
Wybrałam ścieżkę wiodącą do lasu.

(will?)
Dziś, 12:45 Zgłoś

Od Ariki do Alec'a (CD)

Spojrzałam na kanapkę i uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki - powiedziałam i ze smakiem szybko ją zjadłam.
Dotąd nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka jestem głodna. Choć w sumie, to nie miałam czasu, aby nad tym pomyśleć. Cały dzień nie robiłam nic innego, niż skupienie uwagi na treningu. Dlatego teraz z burczącym brzuchem robiłam sobie kolejne, lekkie danie.
- Naprawdę zgłodniałaś - zaśmiał się chłopak.
- Tak. - powiedziałam, pałaszując kolejną przygotowaną kanapkę.

<Alec?>

Od Delli do Nathanlel'a (CD)

- Lepiej uważaj, co robisz - warknęłam ukazując kły. - Mimo, iż lubisz łamać prawo, nadal jesteś zobowiązany je przestrzegać. Zrób mi coś, a.....
- A co? Pożałuję tego? Myślisz, że jakiś Nefilim przejmie się tym, że jest o jednego wampira mniej?
- Wiem, jacy jesteście. Aroganccy i macie przerośnięte mniemanie o sobie. A jednak te Porozumienia zostały po coś zawarte.
- Jak już mówiłem, dla mnie są bez sensu. Podziemnych powinno się zabijać.
- Demony powinno się zabijać. - prychnęłam - A wy, Nefilim, ciągle zapominacie, że czasem też wam się przydajemy.
- Nie rób mi tutaj nudnych wykładów. Jesteś tylko wampirem. - zaśmiał się i wycelował we mnie ostrzem.
Obserwowałam go uważnie, czekając na jego kolejny krok. Lepiej niech nie próbuje.
- Naprawdę myślisz, że masz ze mną jakąś szansę? - spytał z rozbawieniem.
- Jestem znacznie szybsza, niż ty, czy jakikolwiek wampir, więc tak. Dodając, że jesteś sam....
- Tak, tak. Mam się bać. Już uciekam - zaśmiał się.
Prychnęłam. Nefilim. Uważają się za ponów świata. Odwróciłam się do niego plecami.
- Uważaj, bo kiedyś trawisz na kogoś, to będzie od ciebie lepszy i nie będzie się wahał zaatakować.

<Nathaniel?>

Od Renesme - konkursowe opowiadanie

Siedziałam w swoim pokoju. Bawiłam się kosmykami włosów oplatając je wokół swojego palca. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Tia... najwyraźniej mi się nudzi co nie? A do tego jest ta cała impreza wiosenna... róż, tęcza, kwiatki! Nienawidzę tego... gdyby nie było takich rzeczy na pewno, bym poszła na tą imprezę... nie wróć. Można tam chyba pójść tylko z jakimś towarzyszem przeciwnej płci... Ach... jakie ja mam szczęście, że...
Kto puka mi do drzwi o tej porze? Wstałam i otworzyłam drzwi. Prze de mną stał Raphael.
- Hej... - powiedziałam opierając się o werandę drzwi krzyżując ręce.
- Pewnie wiesz już o balu - powiedział też krzyżując ręce.
- Owszem wiem - wzięłam głęboki wdech - i co w związku z tym?
- W związku z tym... może chciałabyś ze mną pójść na bal? - spytał. Podniosłam brew.
- Żartujesz?
- Nie. Pytam poważnie - lekko się uśmiechnął. Popatrzyłam na niego.
- W sumie... - wzruszyłam ramionami - i tak nie mam co robić... - wzięłam ponownie głęboki wdech.
- Przyjdę po Ciebie - wyszedł z pokoju. Po pięciu minutach sama wyszłam z pokoju z nudów. Poszłam na salę główną gdzie wieszali dekorację.
- Ej Renesme! - krzyknął jakiś wampir - pomożesz rozwieszać ozdoby? - wzruszyłam ramionami i zaczęłam podawać potrzebne przedmioty.
- W ogóle - zaczął - jak długo tutaj jesteś? - spytał.
- Od niedawna... - podałam mu kawałek taśmy klejącej i poprawiłam włosy po czym zmieniłam się w nietoperza. Natychmiast złapałam za drugi koniec dekoracji i podleciałam na miejsce w którym mieli przytwierdzić drugi koniec tęczy. Gdy przyczepili wylądowałam na ziemi i zmieniłam się z powrotem w formę ludzką i związałam włosy w kitę.
- Ktoś Cię zaprosił na bal? - spytała jakaś dziewczyna.
- Tak... owszem - mówiąc to zaczęłam przywieszać plakaty.
- Kto? - zaczęła się dopytywać.
- Nie ważne... - gdyby ktoś się dowiedział pewnie, by zaczęli mieć jakiekolwiek skojarzenia, że chodzimy ze sobą.
- No powiedz! Nie powiem nikomu - ciągnęła dalej.
- Nie ważne... zobaczysz na balu - powiedziałam doklejając plakat.
- Pewnie mówi, że została przez kogoś zaproszona, by nie było siary - powiedział jeden vampir. Ścisnęłam ręce i miałam ochotę się na niego rzucić, ale się rozluźniłam. Nie będę psuć atmosfery przed imprezą. Chociaż w sumie byłoby ciekawie, gdyby ktoś "przypadkowo" zniszczył dekorację...
- Wiesz... zastanawia mnie twoja mina jak zobaczysz z kim idę - uśmiechnęłam się ciepło z nutką grozy.
- Z szczurem? - zaczęli się śmiać. Zignorowałam ich, ale miałam ochotę na nich się rzucić. Lekko posmutniałam, gdy nie patrzyli i dokańczałam wieszanie dekoracji. Z każdą dekoracją sala nabierała coraz więcej kolorów. Każdy zaczął mnie obgadywać, że niby żartuje, że ktokolwiek mnie zaprosił na ten bal. I w większości przypadków mieliby rację... ale jakimś cudem ktoś mnie zaprosił. I to ktoś kogo, bym się niespodziewała. W sali były króliki, tęcza, kwiatki... Chciałam jak najszybciej stąd uciec, ale musiałam się przyzwyczaić do tego otoczenia. W końcu mam tutaj spędzić dobre parę godzin... Jak ja nienawidzę takich imprez. Ale cóż. Mówi się trudno i idzie się dalej nie? Gdy skończyliśmy sala była... kolorowa.
- Skończone. Jeszcze tylko udekorować scenę - powiedział jeden i wszedł na scenę zawieszając nowe kurtyny.
- Je też trzeba obkleić tęczą? - spytałam sarkastycznie.
- Owszem - powiedział jakiś nie rozumiejąc mojego sarkazmu. Przewróciłam oczami i zmieniłam się w nietoperza ponownie przywieszając dekorację. Odleciałam na lampy i ponownie zmieniłam się w formę ludzką i podłączyłam kable do projektorów po czym pokazałam, że mogą włączać. Zeskoczyłam bez problemu i poszłam do pokoju. Popatrzyłam na swoją szafę. Niestety za dużo sukienek tam nie miałam. Popatrzyłam w lewo i wzięłam głęboki wdech patrząc na niebieską sukienkę z jednym ramiączkiem.


- Naprawdę nienawidzę sukienek... - sięgnęłam po nią i założyłam na siebie sprawdzając, czy na mnie pasuje. Była jak ulał. Ułożyłam jakoś włosy, by sprawdzić jakie ułożenie będzie pasować. Usiadłam przy lustrze i przygotowałam sobie odpowiednie przybory do makijażu. Nie lubię mocnych, więc jedynie podkreślę oczy i pomaluję usta błyszczykiem. Dodam jeszcze niebieskie cienie na powiekach. Przygotowałam buty i położyłam obok. Były niebieskie i idealnie pasowały do mojej sukienki.


Zdjęłam sukienkę i poszłam się szybko umyć. Kąpiel była dla mnie czasem w którym mogłam się zastanowić, czy jest sens iść na ten bal... Nigdy nie byłam na takiej uroczystości. Zawsze siedziałam w kącie i słuchałam muzyki... A może po prostu się denerwuję...
Gdy wyszłam z kąpieli i się podsuszyłam zaczęłam się ubierać, czesać i malować. Patrząc na efekt byłam z siebie zadowolona.
Nagle ktoś mi zapukał do drzwi.
- Już idę! - wzięłam swoją torebkę z komody i poszłam w stronę drzwi.


Gdy je otworzyłam prze de mną stał Raphael w niebieskim garniturze i białej koszulce z zielonym krawatem. Vampir zaczął patrzeć na mnie rozmarzonym wzrokiem
- A ty co szpiegujesz mnie? - spytałam z lekkim uśmiechem. 
- Miałem o to samo spytać - też się uśmiechnął i wyciągnął w moją stronę rękę. Renesme to jedyna okazja, by zawrócić... potem nie będzie odwrotu. Wzięłam głęboki wdech i podałam mu rękę. Poszliśmy w stronę sali głównej. Gdy wszyscy zobaczyli z kim jestem opadła im szczęka. Lekko się zaśmiałam.
- Aż tak są w szoku? Nie powiedziałaś im? - spytał.
- Zwariowałeś? Chyba nikt, by na moim miejscu nie powiedział - podeszliśmy do stolików na których było dużo jedzenia, picia, a na misce do ponczu była krew. Raphael nalał wina do dwóch kieliszków i podał mi jeden.
- Za udany bal - podniósł lekko kieliszek mówiąc te słowa.
- Za udany bal - powtórzyłam i stuknęliśmy się kieliszkami po czym napiliśmy się parę łyków i odstawiliśmy kieliszki. Usiedliśmy gdzieś obok i zaczęliśmy rozmawiać.
- To Twój pierwszy bal? - spytał Raphael.
- Ta... w sumie to pierwsza impreza na której jestem - odpowiedziałam.
- Jak to?
- Zawsze siedziałam w kącie i słuchałam muzyki na MP3 - odpowiedziałam na jego "pytanie".
- Nikt poza mną nie zaprosił Cię na jakąś imprezę? 
- Nie.
- Nawet na urodziny? - spytał lekko zszokowany.
- Tak - posmutniałam trochę. Wnet ucichła muzyka, a na scenie pojawiła się vampirzyca kierująca imprezą.
- Witajcie wszyscy! Dziękujemy, że przyszliście na dzisiejszą uroczystość - mówiła trzymając mikrofon - widzę, że dobrze się bawicie, a żeby doprawić dzisiejszy bal zrobimy konkurs - zatkało mnie - każdy z was będzie musiał tańczyć w rytm muzyki. Ten kto ostatni zostanie na sali wygrywa! Uwaga! Muzyka będzie co jakiś czas zmieniona! - uśmiechnęła się - macie pięć minut, by się zapisać! - wyszła zza kulisy i znowu się puściła muzyka.
- Idziemy? - spytał patrząc na mnie.
- Po co? I tak przegramy - popatrzyłam na niego.
- Czemu? - spytał.
- Bo nie umiem tańczyć - posmutniałam. Wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Też nie umiem - uśmiechnął się. Podałam mu rękę i poszliśmy się zapisać. W czasie stania kolejki zaczęłam opowiadać żarty. Śmialiśmy się z tego, ale ja się denerwowałam. A jeśli go niechcący nadepnę? Gdy Raphael zapisał nasze nazwiska od razu muzyka ucichła. Na scenę weszła ponownie kierowniczka imprezy.
- Konkursowicze gotowi na imprezę?! - stanęliśmy na miejscach.
- Gotowi? Start! - od razu puścili energetyczną muzykę. Wszyscy zaczęli tańczyć. Jakimś cudem nie tańczyłam jak pokraka. Tańczyłam nawet dobrze. Wnet muzyka zmieniła się na baletową. W tym momencie połowa zawodników straciła swój rytm. Jakimś cudem nie straciliśmy rytmu. Mało tego zmieniliśmy go prawie od razu. Z wolnej zmienił się na hiszpańskie rytmy. Kolejne pary odpadły, a ja i Raphael tańczyliśmy, jakbyśmy tańczyli od zawsze.
- A podobno tańczyć nie umiałaś - uśmiechnął się i muzyka zmieniła się na hip-hop. 
- Zostały tylko dwie pary! - powiedziała prowadząca - kto wygra?! Kto zdobędzie swój własny taniec?! - napięcie rosło.
- Mam pomysł - pirułetem odeszłam od niego. Zaczęłam biec w jego stronę, a ten złapał mnie w biodrach i zaczął szybko mną obracać. Wyglądało to tak tak, że wyglądałam jakbym obracała się lecąc. Opuścił mnie i schyleni zakończyliśmy taniec. Wszystkim opadła szczęka.
- Chyba każdy już wie kto jest zwycięzcą naszego konkursu! - krzyknęła - zwycięzcami, są Renesme i Raphael! - reflektory oświetliły naszą dwójkę. Ukłoniliśmy się. 
- Czas na wolny kawałek - wyszła zza kulisy i zaczęła lecieć wolna muzyka. 
- Renesme - Skłonił się i wyciągnął w moją stronę rękę - zatańczysz ze mną ten ostatni raz? - uśmiechnęłam się i ukłoniłam jak na kobiete przystało.
- Z wielką chęcią dowódco - podałam mu rękę i zaczęliśmy tańczyć. Wszyscy patrzyli na nas, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. 
- Nie umiesz tańczyć co? - uśmiechnął się ciepło.
- Nigdy nie tańczyłam. Po prostu... tak jakoś to wyszło - popatrzyłam na niego.
- Musisz częściej nosić sukienki.
- Nie.
- Dlaczego?
- Będę je ubierać tylko na uroczystości, byś się nie przyzwyczaił do tego wyglądu - lekko się zaśmialiśmy. Muzyka ucichła wyszła kierowniczka w sweterku na sobie.
- Pod koniec czeka nas pokaz fajerwerków - wszyscy poszli na dwór. Stałam koło swojego partnera tanecznego i patrzyłam na kolorowe płomyki iskrzące na niebie. Miałam skrzyżowane ręce, bo było mi zimno.
- Zimno ci? - zdjął marynarkę i założył na mnie.
- Dzięki... - popatrzyłam na niego.
- Pewnie chcesz wrócić do pokoju.
- Nawet nie wiesz jak te obcasy obcierają - zaśmialiśmy się i poszliśmy w stronę pokoi. Gdy staliśmy przed moim oddałam mu marynarkę.
- Dziękuję za towarzystwo - powiedział otwierając mi drzwi.
- Nawzajem. Dobranoc dowódco - weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Zdjęłam obcasy, sukienkę po czym odłożyłam torebkę na komodzie. Poszłam się umyć. Po umyciu się ubrałam w piżame i poszłam spać. Nie wierzę, że to mówię ale...
To był jeden z najlepszych dni w moim życiu..