od Hayley do Raphael'a

Podniosłam ociężale powieki, a kiedy zobaczyłam, że nie jesteśmy już w klubie, szeroko otworzyłam oczy. Byłam zdezorientowana całą sytuacją. Nie wiedziałam, co się stało. Ta niewyjaśniona luka w pamięci strasznie mnie drażniła. Zerwałam głowę z oparcia, jednak kiedy poczułam ogromny ból głowy, zaczęłam masować skronie i znów oparłam głowę.
-Spało?- jęknęłam z bólu- Aż tak się upiłam? Nie musisz mnie niańczyć, pewnie świetnie się bawiłam, a ty, jako mój tatuś wyrwałeś mi pewnie trunek, ściągnąłeś z parkietu i zagroziłeś wiecznym szlabanem.- przewróciłam oczami. Oparłam głowę na mój prawy bark patrząc zza okno.
-Tak, na pewno świetnie się bawiłaś w objęciach Pierwszego.- zaśmiał się
-Co ty bredzisz?- spojrzałam na Raphael'a mrużąc oczy
-Niczego nie pamiętasz nie dlatego, że się upiłaś, ale dlatego, że jeden z Pierwszych cię zahipnotyzował. Jeszcze żarliwie całował twoją szyję.- odparł, czekając na moją reakcję
-To niemożliwe.- zaczęłam kiwać przecząco głową.
-Wiem, co widziałem.- powiedział stanowczo
 Moja dłoń delikatnie tknęła szyi, opuszkami palców wyczułam rany, jak po ugryzieniu. Rozchyliłam lekko usta i zaczęłam panicznie biegać wzrokiem.
"To niemożliwe. Przecież, ja i moi bracia jesteśmy jedynymi Pierwotnymi stąpającymi po Ziemi. Jak to możliwe, że... Nie rozumiem, jak ktoś mógł zahipnotyzować mnie? Jedynie ja i moi bracia posiadamy umiejętność hipnozy na ludziach i wampirach, a tam ten wampir? Kim on jest... Nawet nie pamiętam, jak wyglądał. Co się do cholery ze mną dzieję? Może to skutki jeszcze tej klątwy? Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć, co się ze mną dzieje i kim jest ten wampir. Pójdę do wiedźmy, ona wszystko mi wyjaśni.
A Raphael? Radzi sobie dobrze beze mnie. Nie jestem mu potrzebna, może raczej jestem wręcz zbędna."
-Zatrzymaj auto.- rozkazałam z nieobecnym wzrokiem
-Nie ma mowy. Co ty chcesz zrobić? - spojrzał na mnie pytająco, mrużąc brwi
-Zatrzymaj auto, bo inaczej wyrwę drzwi z tego twojego cacka.- w moim głosie słychać było, że nie żartuję.
Raphael niechętnie wykonał polecenie. Warknął coś pod nosem w akcie niezadowolenia. Językiem zwilżył wargi, widać było, że nie podobała mu się ta sytuacja bez innego wyjścia niż to by mi ulec. Ja nie licząc na nic otworzyłam drzwi, a jedna z moich stóp już spoczywała na mokrym od deszczu asfalcie.
-Hay!- usłyszałam głos Raphael'a. Podirytowana przewróciłam oczami, moja noga z powrotem znalazła się w aucie, trzasnęłam drzwiami.
 Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą, czekając na to co ma do powiedzenia.
-Nie rób tego, czego będziesz później żałować.- patrzył na mnie, jakby coś zgubił, ja jednak zawzięcie patrzyłam się przed siebie, nie kierując wzroku na wampira siedzącego zza kierownicą.
-Jedyne czego mogę żałować, to bezczynnego siedzenia i czekania z nadzieją, że wszystko samo się wyjaśni.- warknęłam
-Nie znajdziesz tego wampira, a nawet jeśli, to, co wtedy zrobisz? Znów zrobi z tobą, co tylko zechce.- słyszałam w jego głosie zmartwienie, ale może tylko mi się tak wydawało.
-A kim ty jesteś? Moją niańką?! Nie udawaj, że cię to obchodzi.- spojrzałam na niego gniewnie, mrużąc brwi. Milczał, był zdezorientowany.- Nie wiem w co grasz Santiago, ale jeżeli bierzesz mnie za kogoś kim możesz kierować, nad kim możesz mieć kontrole, to się rozczarujesz.- odparłam rzucając mu ostatnie spojrzenie, wysiadłam z samochodu. Złość gotowała się we mnie, nie radzę wchodzić teraz komuś na moją drogę, od razu rozerwę tego kogoś na strzępy, a głowę nadzieję na płot.
 Raphael ma rację. Nic teraz nie wskóram, znajdując tego wampira, w dodatku nie w takim stanie. Pójdę do mojej zaufanej wiedźmy i wszystkiego się dowiem.
***
-Czego chcesz?- odparła niemrawo, ziewając i rozciągając się. Bez wątpienia ją obudziłam. Ups? Nie wcale mi nie przykro.
-Ciebie też miło widzieć, D.- uśmiechnęłam się, wchodząc do środka.
***
Po kilku godzinach nie miałam już żadnych pytań, wiedziałam już wszystko, jednak informacje jakie nabyłam w posiadanie wcale mnie satysfakcjonowały. Najbardziej nie byłam zadowolona z faktu, że skutki klątwy będę odczuwać jeszcze jakiś czas i będą objawiać się tym, że będę osłabiona i bardziej ludzka. Kolejną nieprzyjemną informacją było to, że ten wampir który mnie "zauroczył" umiejętnością hipnozy, to Tristian- Pierwszy. Dobra wiadomość jest niby taka, że to jedyny taki wyjątek oprócz mnie i moich braci. Tak, na pewno się cieszę... Wolałabym aby wcale nie było takich wyjątków.
 Tristian. Na samą myśl, na brzmienie jego imienia przechodzą mnie ciarki, nie dlatego, że się go obawiam, chociaż budzi we mnie strach ze względu na wzgląd na naszą wspólną przeszłość. Tristian charakteryzował się tak ogromnym stoickim spokojem, nigdy nie pokazywał swoich faktycznych emocji, nawet w chwilach, kiedy wpadał w amok, mordując pół wioski, jego twarz można było porównać do oazy spokoju. Sprawiał wrażenie cichego i spokojnego, ta maska świetnie kryła drzemiącego w nim potwora, nie poznałam nikogo takiego, jak on, a przez blisko tysiąc lat miałam okazję poznać mnóstwo istot o rozmaitych charakterach, jednak on od zawsze budził we mnie niepokój. Tristian jest osobą niezwykle arogancką sprytną, nieobliczalną i pewną siebie, zawsze dostawał to, czego chciał, a kiedy spotkał mnie, tą która jako pierwsza sprzeciwiła się mu, nie dała mu tego czego pragnął i w dodatku nie pozwoliła mu się zabić, był bardziej sadystyczny niż wcześniej. Mogłam go nazwać wtedy jednym z nas, z moich braci, był równie przesączony złem, jak my. Jednak przed moim aktem sprzeciwu byliśmy bardzo blisko, dlatego nie wiem, jak mogłam nie zauważyć, że jest Pierwszym? To, że wrócił jest jednoznacznym znakiem, że czegoś ode mnie chcę, mam nadzieję, że nie chodzi o zamknięcie pewnych spraw, chociaż biorąc pod uwagę, to co zrobił ze mną w Pandemonium... Dziwne, Tristian, którego znałam nigdy nie pozwolił by sobie na coś takiego, z reguły nawet w złości, czy w pożądaniu nie posuwał się do takich czynów, nie wiem jednak czy to dobry znak.
Tristian nigdy nie powinien mnie już znaleźć, w ogóle Tristian miał być martwy... Na własne oczy widziałam jego śmierć, sama przecież go zabiłam. No nic, zabiłam go raz, zabiję i drugi.
Najważniejsze, że nie będzie mógł mnie ponownie zahipnotyzować, iż dostałam od mojej "magicznej koleżanki" naszyjnik, który uniemożliwi mu zahipnotyzowanie mnie.
 Mam dość wrażeń na dziś. Wracam do domu.
Kiedy cała przemoknięta przekroczyłam próg mieszkania w oczy rzuciła mi się koperta z czerwoną pieczęcią. Wzbudzała we mnie pewne obawy. Bez wahania otworzyłam kopertę. To było zaproszenia na ogromnej wielkości uroczystość, która odbędzie się jutro, a na którą zaprasza mnie nie kto inny, jak Tristian de Martel. Zobaczymy, co ciekawego ma mi do powiedzenia. Odłożyłam kopertę na komodę. Już miałam kierować się do sypialni by móc zmienić przemoczone ubrania, kiedy po mieszkaniu rozbrzmiało energiczne pukanie do drzwi. Ktoś za nimi był bardzo niecierpliwy.
 Ledwo odchyliłam drzwi, a już miałam zamiar je zamknąć kiedy ujrzałam twarz Raphael'a.
-Hayley musimy porozmawiać.- chwycił drzwi uniemożliwiając mi ich zamknięcie. Zirytowana sytuacją przewróciłam oczami i ze skrzyżowanymi rękoma odeszłam od drzwi, siadając na kanapie w salonie. Nie będę się nim szarpać. Byłam cała mokra, na zewnątrz lało, a wracałam pieszo, więc było mi cholernie zimno. Nie miałam zamiaru pokazywać tego po sobie, modliłam się tylko o to abym nie zaczęła drżeć z zimna. Raphael po chwili wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi. Zauważyłam, że koperta leżąca na komodzie wzbudziła w nim zainteresowanie, jednak nie wspomniał o niej, miał nadzieję, że nie zauważyłam, że na nią spojrzał.

(Raphael?)

Od Raphaela CD Hayley

Możesz zdjąć, tylko uważaj na nią - kiwnąłem, wzrokiem wskazując marynarkę, która jeszcze chwila a spadłaby na ziemię. Hayley przytrzymała ją palcami i krzywo na mnie spojrzała. Skwitowałem wzrokiem spod byka, rozluźniając się. Dziewczyna nie była zadowolona że zwracam jej uwagę. Ani trochę. Ja natomiast mam już to zapisane we krwi, że lubię się droczyć. Gra gestów.
Po chwili Hay odpuściła, warcząc. Uśmiechnąłem się rozbawiony. - Żartowałem.
Dziewczyna tylko burkneła coś pod nosem, w wyrazie niezadowolenia i podirytowania moim zachowaniem. Traktowała to jako dziecinną grę. Ruszyła do przodu. Miałem niezły ubaw z jej reakcji. Zawsze była opryskliwa i myślała jak mi dopieść, ale od chwili gdy straciłem Renesme jest potulna, i mam takie wrażenie, że walczy sama ze sobą starając się opanować by nie palnąć czegoś głupiego
 . Będę musiał z nią o tym.pomówić, ale to później. Szybkim krokiem dogoniłem dziewczynę i staneliśmy przed strażnikami. Ci uśmiechneli się tylko do Hay, a ja się skrzywiłem.
-Raphael! Dawno ciebie tu nie było! - mniej więcej tego samego wzrostu facet o zielonych oczach i brąz włosach, poklepał mnie po męsku po plecach. I to wcale nie tak delikatnie. - Słyszałem co się stało - zaczął. Odwróciłem się do Hayley. Stała z założonymi na klatkę piersiową rękoma, lekko speszona.
-Jest ze mną - rzekłem do drugiego strażnika blokującego drogę. Dziewczyna momentalnie weszła do klubu, nie czekając na mnie.
-A co dokładniej?- wróciłem myślami do zdania kolegi, odchrząkując.
- o Renesme - powiedział to tak cicho, że gdyby nie wyostrzone zmysły, pewnie bym tego nie usłyszał. Z pandemonium grała muzyka, a właśnie spokojna piosenka zmieniła się w szalony, taneczny rytm. -
-To już nieważe , okey?- kiwnąłem głową, wymuszając uśmiech. Gdy wszedłem do klubu zostałem ogłuszony natężeniem muzyki. Nigdy nie lubiłem imprez. Podszedłem do baru, i zamówiłem whiskey- jak zawsze gdy przychodziłem tu obserwować albo spotkać się z Magnusem. Wychował mnie, nauczył jak być krwiopijcą, chyba wypadałoby utrzymywać kontakty?
Zacząłem rozglądać się za Hayley, przemierzając kilkadziesiąt tańczących, pianych osób. Stała w drugim końcu sali, rozmawiając z jakimś człowiekiem. Widziałem.ich przez tańczących ludzi, więc miałem utrudniony widok, ale nie chciałem się wtrącać, podchodzić bliżej. Upiłem.trochę alkoholu, dalej przyglądając się rozmowie. Z tak daleka nie mogłem usłyszeć co mówią, zakłócenia spowodowane muzyką były zbyt duże ale rozmowa wyglądała na intensywną.
-Hey, Raphael!-  dosiadł się do mnie Thomas. W sumie mieszkamy w tym samym miejscu, ale juz chyba od 2 tygodni nie rozmawialiśmy, a nawet siebie nie widzieliśmy.- Jak tam?- skwitowałem. Modliłem się (powiedzmy, chociaż wampirom dziwnie się modlić) że nie zacznie tematu Rene jak reszta. Miałem już dość.
-Wyjechałem przyglądać się rodzinie, byłem ciekawy czy sobie radzą i czy tęsknią- uśmiechnął się. -I jak?- upiłem łyka bursztynowego trunku. Nigdy nie bałem się jezdzić po pijaku. Jedna czy dwie szklanki to była norma w przeszłości. Zawsze wracałem cały. Samochód również. Byłem pewnym kierowcą.
- Już mnie nie opłakują, ale mój pokój nie został nawet ruszony, wszystko jest takie same jak w dniu ugryzienia -
W sumie nie wiedziałem czy to dobrze,  nie umiałem.rozszyfrować miny Thomasa.
Nagle przypomniało mi się o dziewczynie. Lecz gdy spojrzałem w kąt w którym prędzej prowadzili żwawą rozmowę, ujrzałem tylko.pusty stolik. Zmarszczyłem brwi namiętnie szukając charakterystycznej twarzy po sali. Na nic. Coś mi nie pasowało.
-Stary, ja spadam - zbyłem go szybko, uderzając się barkami jak to mieliśmy w zwyczaju.
Gdy tylko przyjaciel.odszedł wytężyłem jeszcze bardziej słuch, myśląc o sarkastycznym brzmieniu strun Hayley. Wyszedłem w mniej zaludnione miejsce, tu było raczej spokojnie,  tylko kilka osób spokojnie rozmawiających przy stolikach. Podświadomość zaprowadziła mnie przed kuchnię baru, a raczej jej bok. Przeszedłem ledwo oświetlony korytarz, marszcząc brwi w skupieniu. Miałem.wrażenie że jestem blisko dziewczyny. Na końcu korytarza były tylko jedne drzwi. Teraz słyszałem już wyraźnie głos dziewczyny, jednak wydawał mi się nieco dziwny. Chwyciłem za klamkę i z impetem otworzyłem drzwi, a raczej wyrwałem zamek,  ponieważ były zakluczone. Oniemiałem.
Moim oczom ukazała się rozochocona para, w pogniecionych od dotyku ubraniach. Facet prztrzymywał dziewczynę przy ścianie a ta odchylała głowę do tyłu czekając na kolejną dawkę pocałunków. Nie mogłem uwierzyć że to Hayley, tego bym się po niej nie spodziewał. Ogrom myśli przelał się przez mój umysł, lecz wszystko zatrzymało się gdy zobaczyłem.oczy mężczyzny. To wampir. Pierwszy. Jeden z pierwszych wampirów jakie istniały. Odchrząknąłem, udając zmieszanego. Nie byłem.pewny czy dziewczyna robi to z własnej woli.  Wszystko przez hipnozę. To pierwszy. Wyróżnia ich to, że mogą hipnotyzować wampiry, nie tylko ludzi...
- Muszę odwieść siostrę do domu- odchrząknąłem przepraszającym tonem, udając że nie widziałem.całego zajścia.
Nie czekając na odpowiedź chwyciłem Hayley za rękę i zacząłem.ciągnąć, zmuszając do szybkiego kroku. Ta, jak w amoku, majaczyła. Byłem.ciekaw jaki zasięg ma jego moc...
Prawie że wybiegłem.z klubu, ciągnąc za sobą Hay. Ludzie przed klubem zaczeli patrzeć się na mnie krzywo, a ja przewróciłem oczami w geście podirytowania. Wsadziłem.dziewczynę na siedzenie pasażera.
-Hey!! -  wziąłem jej twarz w ręce. - Otrząśnij się!  Dziewczyna majaczyła jeszcze przez chwilę, potem usnęła. Oparłem głowę o siedzenie ciężko wzdychając. Byleby Pierwszy nas nie zapamiętał, lub był bardzo napity... Moglibyśmy mieć problemy. Oblizałem spierzchnięte od szybkiego oddech usta i włączyłem radio, by grało w tle. Nie widziałem.sensu by zostać jeszcze w klubie, lepiej sić stąd wynieść, choć jest młoda godzina. Przekręciłem kluczyk w stacyjce a dźwięk silnika rozbrzmiał, dajac przyjemne wibracje. Jechałem przez miasto, okrężną drogą. Lepiej być ubezpieczonym, gdyby Pierwszemu nie spodobało się to co zrobiłem. Chociaż wątpię że nas śledzi. To bardzo mało prawdopodobne. W sumie prawdziwy powód tego, była moja miłość do tego auta. Uwielbiałem nim jezdzić. Skręciłem gwałtownie w uliczkę.
 http://www.thenug.com/sites/default/pub/011514/thenug-mz09qmZN78.gif
 Zawsze lubiłem odrobinę adrenaliny, a szczególnie szybką jazdę. W dodatku dziewczyna spała więc to tak, jak bym sobie zrobił samotną, nocną przejażdżkę.
W środku burzy myśli o tym, jak kocham samochód, usłyszałem jęknięcie jak zza światów, a oczy Hay lekko się uchyliły. Musiałem ją obudzić piskiem opon. Zerknąłem.to tu, to na drogę, z ukosa
- I jak się spało?- rzuciłem od niechcenia. Byłem ciekaw czy pamięta swój.wyczyn sprzed godziny.
(rozpisałam się xD)

od Hayley do Raphael'a

Raphael kiedy w końcu odnalazł zgubę wyszedł z mieszkania, nie wiem czy był jeszcze świadomy, że ja jestem w środku.
 Jak ja mogłam się tak zachować? Jestem tak nieprzewidywalna, że chwilami zaskakuję nawet siebie. Miałam się opanować, chociaż ten jeden jedyny raz. Czasami nie mam kontroli nad sobą, nad tym co robię, czasami boję się, że stracę kontrolę nad moimi demonami, które kryją się w moim wnętrzu...
 Pomimo wszystko wzięłam jakąś czarną skórzaną kurtkę Raphael'a i zarzuciłam ją sobie na ramiona, była na mnie sporo za duża. Kiedy wyszłam na zewnątrz uderzył mnie chłodny powiew wiatru. Rzeczywiście jest zimno. W oczy rzucił mi się Chevrolet Chevelle za którego kierownicą siedział Santiago. Złość malowała mi się na twarzy. Miałam lekko zmarszczone brwi i ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Wsiadłam z przodu na miejsce pasażera. Raphael przekręcił kluczyk w stacyjce, rozbrzmiał dźwięk silnika. Czekał na mnie.
-Dobry wybór.- stwierdził patrząc na swoją kurtkę ogrzewającą moje ciało. Już miałam coś powiedzieć, rozchyliłam lekko usta, ale po chwili znów się zamknęły. Nie przerwałam mojego milczenia.
-Chyba to ja powinienem być z lekka zdenerwowany- odparł ze stoicki spokojem, to zerkając na mnie, a następnie patrząc na drogę. Powtarzał tę czynność, jak słowa: "módl się za nami" w litanii.
-Nie, nie powinieneś być wściekły.- odparłam spokojnie, ale później mój ton drastycznie się zmienił, jednak do histerycznego krzyku miałam jeszcze kawałek drogi- Powinieneś być wściekły, powinieneś kazać zejść mi z oczu, bo... - mój głos lekko się załamał- Ja powinnam dać ci wsparcie, a zamiast tego przysparzam ci jeszcze więcej kłopotów. Dlaczego tego nie zrobisz? Dlaczego nie każesz mi spieprzać?- pytałam patrząc na Raphael'a, który już jakby bał się na mnie patrzeć.- Bo jeśli zawdzięczam to tylko i wyłącznie twej cierpliwości to jest ona naprawdę zadziwiająca.- szepnęłam pod nosem. Raphael językiem zwilżył wargi, ze skupieniem obserwowałam każdy jego ruch, chciałam wiedzieć, co powie i czy powie prawdę.
 Raphael gwałtownie zahamował. Ściągnęłam z niego wzrok i spojrzałam na drogę, szukając powodu trwającego postoju. Na drodze oświetlonej jedynie przez światłą reflektorów auta był jakiś pijany człowiek, ja to bym na niego nie patrzyła.
-Dokończymy tą rozmowę.- odparł siedzący za kierownicą wampir- Jesteśmy na miejscu.
"Pandemonium"- ten rażący napis drażnił swoim światłem, jednak pomimo to przyciągał do środka budynku.
Bez słowa wysiadłam z samochodu nie czekając na Raphael'a. Delikatnie dłonią przejechałam po tapicerce auta, podziwiając cudo, jednak nie wyrażałam głośno mojego zachwytu.
-Wchodzimy?- zapytał Raphael kręcąc kluczykami na palcu. Ja bez słowa stanęłam obok niego i lekko skinęłam głową. Jeszcze chwile staliśmy przed wejściem, Raphael wlepił wzrok w świecący napis, więc i ja postanowiłam unieść na niego wzrok, skrzyżowałam ręce, a kurtka będąca na moich ramionach zaczęła powoli się osuwać.

(Raphael?)

Od Raphaaela CD Hayley

-Może być... - Odpowiedziałem niechętnie. Czułem się dziwnie, nieswojo. - W sumie...- zmarszczyłem brwi. - Poszedłbym do Pandemonium - za dawnych czasów czasami tam chodziłem, by posprawdzać jak zachowujć się wampiry. Hayley tylko się uśmiechneła, odwzajemniłem to niemrawym grymasem.
~~~
Te kilka godzin mineły szybciej niż mógłbym się tego spodziewać. Nie byłem pewny czy zasnąłem, czy tak pochłoneły mnie myśli. Zarzuciłem na siebie skórzaną kurtkę z czerwonymi wzorami i popatrzyłem na Hayley prawie usypiającą na fotelu.  Wyglądała dość zabawnie. Złapałem ją za udo i lekko potrząsnąłem by sie wybudziła. Popatrzyła na mnie krzywo, karcąc wzrokiem, na co odpowiedziałem jej ironią w oczach.
- Wybierz coś z szafy, jest zimno. - Była to prawda. Lato, którego juź w sumie nie było widać, zamieniło się w wietrzystę zawieruchę z okropną ppgodą. Na szczęście nie padało.
- Ty chyba żartujesz- spojrzała na mnie jsk na przybysza z kosmosu.
- Ubieraj, bo wyjdę na dupka, który dba tylko o siebie. - kiwnąłem na szafę. Ludzie na pewno zwróviliby uwagę na mężczyznę dobrze ubranego z dygoczącą kobietą u boku, w sumie wampiry też by gadały. W Hayley włączył się bunt. Bo przecież ona jest niezniszczalna i wogóle... Zacząłem jej mówić że musi, lecz nie dawała za swoje.
- Nie będę znowu ubierać twoich cióchow bo renatka będzie gadała!- wykrzyczała.
Nastała cisza, a mi zrobiło się ciężko na sercu,  a jednocześnie głupio.
- Dobra, jak chcesz. - Machnąłem ręką, i zacząłem poszukiwać kluczy od swojego Chevelle.

Od Isaaca CD Rochelle

Miotały mną emocje. Twarz ojca ciągle pojawiała się przed twarzą, nękała mnie, mówiła że jestem sierotą. Widziałem naczynia lecące w moją stronę, a ja nie mogłem się przed nimi uchronić. Byłem bezsilny. Zamknięcie oczu było dla mnie koszmarem, a sen... Wolałbym umrzeć. Jedyne wytchnienie dawał mi ból. To on pozwalał opanować w sobie złość, chęć zabicia ojca,  rozszarpania go, choć i tak nie żyje. Bruzdę, jaką zostawiła we mnie przeszłość, nie da się zaszyć ani wyleczyć, ona po prostu będzie. Do końca mojego istnienia.
-Miłej śmierci - zdążylem usłyszeć przez natłok myśli. Chwilę zajeło mi zrozumienie, co dziewczyna powiedziała, lecz już po chwili znikneła, a ja poczułem delikatną woń psa. Przemiemiła się. Zapewne by szybciej być w domu. Nie widziałem sensu jej goni?. Wolałem być sam. Osunąłem się po ścianie i głęboko odetchnąłem. Było.już późno, zbliżała się północ, a ja siedziałem na środku ciemnej uliczki jak bezdomny. Prawie usypiałem, oczy mi się zamykały. Do momentu gdy usłyszałem warknięcie. Spłoszony rozejrzałem się dookoła lecz nikogo nie było. Dla pewności skupiłem się i przemieniłem w wilka. Wiedziałem, że może być to niebezpoeczne dla mnie jak i innych, ale czułem się bezpieczniejszy jako monstrum. Nagle, zza rogu wyskoczył na mnie większy odemnie wilk. Miał żółte, idenczynie jak ja oczy i był kluczocxarny z kilkoma pasmami siwych włosów. Tylko tyle zdążyłem zauważyc gdy żucił się na mnie. Chwycił za kark, i mocno potrząsnął, próbował zabić. Drapłem go w gardło, i gdy mnie puścił zaczłlem.uciekać. Walka nie miała sensu, był silniejszy. Gorączkowo szukałem miejsca do które mógóbym.pobiec aż poczułem.znajomy mi już zapach. Jak ścieżka, zaprowadził mnie pod drzwi bloku. Wpadłem na schody zmieniajac się w człowieka i ruszyłem.czym.prędzej robiac wielkie kroki. Gdy dopadłem.drzwi mieszkania nieznajomej  zacxąlem s nie mocno uderzać modlłc sią, by otworzyła.

od Hayley do Raphael'a

-Jasne.- odparłam lekko sparaliżowana. Nie wierzyłam w to, co słyszałam, ale nie dałam poznać po sobie zszokowania. Wiedziałam, że w końcu się podniesie, nie było innego wyjścia, ale zrobił to szybciej niż się spodziewałam. Raphael coraz bardziej zaczyna mnie intrygować. W ten sposób udowodnił, że jest silny, pomimo wszystko. Chociaż akurat ta sytuacja, nie powinna go specjalnie osłabiać. Żaden wampir... Eh. Chodzi o to, że wampiry są profesjonalistami jeżeli chodzi o zabawę cudzymi uczuciami, pomimo tego, że nie lubię się w to bawić, to nasz gatunek jest w tym świetny, często pozwalamy ofiarom się w nas zakochać przez co łatwiej się nam na nich żywić. Rzadko wampirom przychodzi się zakochać, a przez to, że czujemy wszystko mocniej miłość jest wyjątkowo... jakby to powiedzieć uciążliwa, Santiago jest tego najlepszym przykładem.
-Albo wiesz co? Sama to posprzątam.- lekko się uśmiechnęłam, prawie niewidocznie. Raphael jednak wyczuł, że obawiam się, że jeśli on będzie miał styczność z jej rzeczami może być z nim nieciekawie. Postanowił więc pokazać mi, że się mylę.
-Nie, zrobimy to razem.- odparł stanowczo
Po jakimś czasie posprzątaliśmy wszystko co należało do Renesme, pokój wyglądał tak jakby nigdy jej tu nie było, nie można było znaleźć już nic, co było jej. Raphael pozbył się na dobre jej rzeczy, o których ja nie miałam pojęcia, bo były gdzieś pochowane po pokoju.
-To już chyba wszystko.- odparłam zagryzając niepewnie wargi i rozglądając się po pokoju. Ręce miałam skrzyżowane na klatce piersiowej. Raphael usiadł wygodnie na łóżku, patrzył gdzieś przed siebie. Był trochę jakby nieobecny, nie wiedziałam, jak się z nim obchodzić. Niby był silny, pokazał mi to, ale jednak bałam się o niego, bo nie wiedziałam, co siedzi w jego głowie. Nie chciałam już wchodzić mu do głowy, wolałabym aby sam mi to powiedział, jednak jeśli będzie trzeba zrobię to. Sama jestem osaczona tym wszystkim wbrew pozorom, uczciwie powiem martwiłam się o niego, co już by się nie działo, czuję się zobowiązana do tego aby w jakiś sposób go chronić, pomimo mojego cholernego zmęczenia, które wcale nie pomagało.
-Tak, a przynajmniej mam taką nadzieję.- wstał i stanął do mnie przodem
-Wiesz pomyślałam, że może chciałbyś zaczerpnąć powietrza, proponuję, jak tylko Słońce schowa się za horyzontem wyjść na miasto, trochę oczyścić myśli, w prawdzie jest jeszcze sporo czasu do tego momentu, ale co ty na to?- zapytałam maskując całe moje zmęczenie, i świadomość tego, że w ten czas muszę schować moje zgryźliwe teksty, sarkazm i całą ironię w kieszeń, bo nie mogę nimi potraktować nimi Raphael'a jak bardzo zwyrodniałabym nie była, nie zrobię mu tego.

( Raphel? Wybacz, że dopiero. :C )

Od Raphaela CD Hayley

-Czuję? A dobrze...- zmarszczyłem brwi rozglądając się przutłumiony po pokoju. Wszystko było jak zawsze. Ciemne, brunatno czerwone kotary były zasunięte, a w pokoju panował spokój. Kredens i kilka szafek stały niewzruszone. Moją uwagę jednak przykuła rozbita butelka, rozbita w drobny mak niedaleko otwartego, z pustymi butelkami kredensu. Dopiero po chwili w powietrzu poczułem zapach whiskey.
- A co tu się stało?- kiwnąłem głową wskazując wzrokiem na szkło. Dziewczyna przechyliła głowę tak, że jej włosy były tylko po jednej stronie - A, to?- machnęła ręką. - Byłeś tak pijany... - Pokiwała głową - to nic - po chwili dodała sztuczny uśmiech.  Zignorowałem to. Czułem.się otumaniony, jak prawdziwy człowiek, który ma kaca po wczorajszej imprezie.
- Pójdę pod prysznic-pokiwałem głową przejeżdżając językiem.po spierzchniętych ustach. Czułem.suchość w gardle, która była strasznie uciążliwa. Zabrałem z szafy ubrania i zerknąłem na Hayley przeciągającą się na łóżku. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego że przeciez śleczała całą noc w pozycji siedzącej. Wyszedłem.z pokoju burkając pod nosem ciche "zaraz wracam".
Woda była ciepła, co przez chwilë dawało ukojenie, piana spływała swobodnie po moim ciele, a pomarańczowo-cynamonowy zapach unosił się w całym pomieszczeniu. Zmoczyłem włosy, przeczesujłc je lekko, wzbijając pianę, szamponem do włosów. Po krótkiej chwili, ciepła woda zaczynała mnie nużyć, a ból głowy kwitnac w skroniach. Przekręciłem kran, tak że gdy zostażem ścięty lodowatą wodą cicho jęknąłem. Dyszałem, ożeźwiony i pobudzony, próbujóc znieść temperaturę lodowatej wody, która z jednej strony była cudownie pobudzająca, lecz z drugiej, aż bolało po niej ciało.
Okryłem się ręcznikiem, stając przed lustrem patrząc w odbicie i ciężko wzfychając nałożyłem na szczoteczkë pasttę. Niektóre zachowania  z czasów gdy byłem człowiekiem nadal praktykuje, lecz więszość całkowicie się zmieniła.
Ubrałem się w dość obcisłą, szarawą bluzkę z długim rękawem, z wcięciem na torsie, oraz rurki o nieco ciemniejszym kolorze. Wychodząc z łazienki rozglądnąlem.się po pokoju w poszukiwaniu dziewczyny. Zamiast tego, w oczy wpadły mi kosmetyki Renesme leżące poustawiane na etnażerce, z pięknie ozdobionym lustrem - elementem dodanym do pokoju przez dziewczynę, której chciałem się oświadczyć.
- Co, księciuniu? - Usłyszałem głos zza siebie. Przez zamyślenie, nawet nie wyczułem jej obecności, przez co drgnąłem lekko przestraszonty, lecz nie dałem po sobie tego poznać. Westchnąłem i podszedłem do etnażerki chwytając niedbale pierwszy lepszy perfum, zaciskając go w dłoni.
- Pomożesz mi to posprzątać?

Od Hayley do Raphael'a

Bohaterka? Wcale tak nie myślę. Przez tą śmierć tylko potwierdziła swoją nieumiejętność radzenia sobie z kłopotami, przegrała ze śmiercią. Okazała się słaba, ale wcale mnie to nie dziwi, hańbiła tylko nasz gatunek, w dodatku wilkołaczy również.
 Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na Raphael'a. Upił się. Z jednej strony upojenie alkoholem po takim incydencie to najlepsze wyjście, jednak patrząc w tamtej chwili na wampira i przypominając sobie jego wyczyny po pijaku, zaczęłam mieć, co do tego pewne wątpliwości.
-Raphael?- zapytałam upewniając się, że wszystko z nim w porządku. Spojrzałam na niego, chwiał się na nogach. Rozchylił lekko usta, kąciki uniosły się, wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Z zaskoczenia upuścił butelkę, która rozbiła się w starciu ze szklaną posadzką.
-Renesme- powiedział jednym tchem, z promiennym uśmiechem na twarzy. Zamurowało mnie. Wszystko jasne, myśli, że jestem jego dziewczyną, myśli, że jestem Renesme.
-Co? Nie!- odparłam bez zastanowienia, wstając na równe nogi. Zignorował moje słowa, tak jakbym wcale ich nie wypowiedziała.
-Myślałem, że... że nie żyjesz.- jąkał się. Podszedł bliżej i chwycił moje ręce.
-"Okej. Wczuję się w rolę, jaką mi przypisuje"- pomyślałam. Uwolniłam jedną z moich dłoni z jego uścisku. Spojrzał na mnie pytająco, jednak kiedy spoczęła na jego policzku, westchnął spokojnie.
Gładziłam jego policzek opuszkiem mojego kciuka. Chciałam aby ochłoną, chciałam też wykorzystać jego halucynacje w pożyteczny dla niego sposób.
-Raphael, posłuchaj ja, ja nie żyję.- mój wzrok spoczywał na jego torsie, nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
-Ale przecież ty tu jesteś- usłyszałam załamanie w jego głosie
-Jestem tu aby się z tobą pożegnać, abyś mógł żyć swoim życiem, nie chcę być temu wszystkiemu przeszkodą. Chcę abyś był szczęśliwy Ja już nie wrócę, musisz się z tym pogodzić.- powiedziałam to tak delikatnie, jak tylko mogłam, chciałam aby Raphael w końcu ruszył do przodu. Poczułam, jak jedna z jego dłoni głaszcze mnie po włosach.
-Nie możesz mi tego zrobić- wyszeptał błagalnie.
-Przecież wiesz, że to nie zależy ode mnie.- podniosłam wzrok, spojrzałam głęboko w jego oczy. Jego twarz zatonęła w moich dłoniach.- Nie pozwól by moja śmierć była daremna. Nie umarłam po to abyś mnie opłakiwał, ale po to abyś mógł żyć i jeśli ci na mnie zależy, jeśli mnie kochasz ruszysz do przodu, będziesz żyć pełnią życia, zapomnisz o mnie.
-Oczywiście, że cię kocham Renesme.
- jego usta rozchyliły się do pocałunku, dystans pomiędzy naszymi wargami był już niezauważalny.
-Żegnaj Raphaelu Santiago- wyszeptałam
Kiedy nasze usta się spotkały, bez wahania skręciłam mu kark.
-Po pierwsze: Nie mam zamiaru całować się z tobą, kiedy bierzesz mnie za swoją okropną i martwą dziewczynę. Po drugie: Jeżeli po alkoholu widzisz mnie jako Renatkę, to go ograniczysz. Fuj.- powiedziałam jakby z nadzieją, że mnie usłyszał, ale Raphael chwilowo stracił przytomność.
Nie bawiłam się w jego ukochaną dla jakiejś rozrywki, ale po to aby dał sobie jakoś radę, aby stawił czoła prawdzie, nie zrobiłam tego dla siebie, ale dla niego.
 Kiedy się obudzi nie dowie się, że tak na prawdę Renesme nie odwiedziła go zza światów. Dla osoby, która straciła kogoś bliskiego, pożegnanie z nią i danie przez nią jasno do zrozumienia aby szedł dalej w życie jest najlepszym wyjściem. Te "schizy" dały świetną okazję, aby Raphael zyskał spokój. Nie będzie się dzielił ze mną faktem, że się z nią widział, jego zdaniem pewnie w śnie, bo to jego prywatna sprawa, która doda mu sił do możliwości prawidłowego funkcjonowania.
***Następnego dnia***
-Ładnie się załatwiłeś.- odparłam siedząc obok niego na łóżku, zauważając, że niechętnie unosi powieki. Raphael przeczesał włosy, a wcześniej podniósł się do pozycji siedzącej.
-Szybko odpadłem?- jęknął
-Licząc po butelkach? Kiedy opróżniłeś swój barek, więc czas masz nawet niezły.- zaśmiałam się.
Nie wydawał się zmartwiony, jak wczoraj. Wczorajsze "spotkanie z dziewczyną zza światów", zdecydowanie pomogło.
-Ale pomimo wszystko, jeszcze tu jesteś- stwierdził
-Tak, ale to nie było nic trudnego, kiedy spałeś, jak niemowlę. A jak się czujesz Santiago?- zapytałam faktycznie przejęta

(Raphael?)

Od Raphaela CD Hayley

Spojrzałem na Hayley. Widziałem jak przez mgłę, lecz nie trudno było zauważyć usilną powagę dziewczyny. Przeczesałem włosy, a kilka kosmyków uwoliło się z pasma i opadło mi na czoło. Głęboko westchnąłem. Czułem pustkę, bolącą pustkę, jakby ktoś wyrwał mi serce. Wszystko mnie bolało, a każdy oddech sprawiał cierpienie. Jęknąłem dość głośno, przez co dziewczyna lekko się spieła. Czułem to po zaciskanej dłoni na pościeli. Przemierzyłem wzrokiem cały pokój próbując odzyskać dobry wzrok.
- To jak?- Hayley chrypneła, wbijając wzrok w lewy profil mojej twarzy. Wychyliłem kolejną szklankę i podstawiłem dziewczynie, by nalała kolejną. Oczy dawały coraz bardziej we znaki. Szczypały i piekły jednocześnie. Były przekrwione.
-Umarła, by nas chronić - zacząłem, cichym, prawie szepczącym głosem.
Czułem że ledwo mogę oddychać, a z każdym słowem dusiłem się przez gulę w gardle. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zapewne w myśli śmiejąc się z tego.
- Chronić mnie - wychyliłem kolejną szklankę alkoholu.
- Jak to się stało?- usłyszałem brzdęknięcue butelki o szklankę - kolejne promile.
- Wydała się Koranowi. - Jęknąłem.
Było mi ciężko, ból który czułem niszczyl mnie. Już po chwili wszystko zaczeło się rozmazywać. Zmarszczyćem bwi i gwałtownie wstałem. Tyle wiedzieć jej starczy. Zresztą. Po co ja jej to mówie? Nie potrzebuję się spowiadać. Chwiejnym od promili krokiem, podszedlem do duzej etnarzerki i wyciagnałem zza szyby ulubione whiskey. Otworzyłem kurek i zucilem go w kąt, zaczynając pić z gwinta. Moje ciało było nasycone alkoholem, a ja zacząłem mieć dziwne schizy.

od Hayley do Raphael'a

 Po kilku moich delikatnych uderzeniach po długim korytarzy rozeszło się głośne pukanie do drzwi. Zstąpiłam z nogi na nogę, czekając na dźwięk naciskającej się klamki, a następnie otwarcie "wrót", jednak nic. Powtórzyłam czynność, jednak tym razem pukałam z większym impetem oraz rozgłosem nadając większą wyrazistość mojej obecności.
-Dobra, Raphaelu Santiago. Liczę do trzech i wyważam drzwi.- odparłam obojętnie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Raz. Dwa.- już kiedy moje usta miały wypowiedzieć to magiczne słowo po którym wyważyłabym drzwi, one delikatnie się uchyliły. - Świetnie.- powiedziałam pod nosem, po czym wparowałam do środka, zamykając za sobą drzwi. 
-Ciebie też miło widzieć Raphaelu.- odparłam z nutą sarkazmu, krzyżując ręce na klatce piersiowej i spoglądając na wampira, zastanawiając się jednocześnie, co go trapi. Zmrużyłam oczy i siadłam obok niego. Wpatrywał się w jeden punkt przed sobą.
-Stało się coś?- wymamrotałam, patrząc na Raphael'a. Widziałam, że coś jest nie tak, tego nie było trudno nie zauważyć, jednak nie znałam powodu. 
-Nie żyje.- odpowiedział cicho
-Kto?- zmarszczyłam brwi, patrząc przenikliwiej na Raphaela
-Renesme... Renesme nie żyje.- stwierdził, jednak tak jakby sam jeszcze w to nie wierzył
 Nie lubiłam jej, ale co by się nie działo, Raphael ją kochał, więc nie będę skakać z radości, chociaż w sumie wcale nie mam takiego zamiaru. Żyje- Raphael załamany, umiera- to samo. Dobra, czas zacisnąć zęby i jakoś mu pomóc, pomimo tego, że moim zdaniem nie ma po kim płakać... ale to moim zdaniem, ja w sumie się w niej nie zakochałam także no... Powstrzymam już się nawet od opryskliwych i złośliwych morałów przesączonych ironią, postaram się go jakoś podnieś aby normalnie funkcjonował, to przecież przywódca, i poniekąd, co ważniejsze ktoś kogo traktuję, jak przyjaciela.
-Tak mi przykro.- spoważniałam i delikatnie przejechałam dłonią po silnych ramionach Santiago. Był spięty.
-Nie będę prawić ci żadnych kazań, bo nie chcę bardziej się pogrążał w tym bólu, więc proponuję pogrążyć się w alkoholu.- w ułamek sekundy odnalazłam najlepszy alkohol i nalałam nam go do szklanek. Podsunęłam szklankę do Raphael'a, on bez słowa sprzeciwu ją chwycił i umoczył usta. Umoczył tak, że znów musiałam mu ją zapełniać, a to jednak mocny trunek, ale w takich chwilach alkohol się często najlepszym rozwiązaniem. 
-Chcesz o tym porozmawiać?- zapytałam patrząc na pijącego Raphael'a. Usiadłam obok niego, oczekując na odpowiedź. 

(Raphael?)

Od Raphaaela CD Hayley

Jak będziesz tyle gadać i lamentować to sam ci odrąbię łeb. - Odparłem szorstko.
-Byś się zamknąl - odgryzła. Zacisnąłem zęby by się uspokoić. Najpierw prosi mnie o pomoc a teraz robi problemy. Niech się zastanowi robi.
Hayley była słaba to fakt, ale w jej żyłach nadal pulsowało dużo krwi. Złapałem ją za nadgarstek i rozciąłem drugą rękę. Jękneła a ja tylko przewróciłem oczami. Chcę już to skończyć, wywiązać się z prośby i wrócić do hotelu.
Chwilę trwało by u dziewczynt znowu włączyła się chęć mordu. Lecz byłem juź na to przygotowany a dodatkowo Hayley była już całkiem osłabiona. Przytrzynałem ją na łóżku choć próbowała sięwyrwać z całych sił. Przeklinała, groziła mi a jej twarz była nie do poznania, cała w przekrwionych naczynkach.
Nagle szarpanie ustało, a dziewczyba straciła przytomność. Dokończyłem dzieła spuszczając ostatki krwi z jej ciała,by napewno to wszystko nie poszło na marne.
***
Nie myślałem że wybudzenie osuszonego wampira będzie aż tak trudne. Łapałem zwierzęta, duże a nawet te większe, przyniosłem krwi ludzkiej, lecz nic nie pomagało. Nie było żadnej różnicy, żadnwgo bodźca od jej strony. W pewnej chwiliprztpomniało mi się, gdy wbiłem się w szyję dziewczybt. Jej krew dodała mi sił. Niewiele myśląc podwinąłem rękaw marynarki i szarpnąłem jedną z żył na nadfarstku, przykładając do ust dziewczyny. Gdy tylko krew zetkneła się z jej ustami, poruszyła się, nagle wbijając w rękę zaczeła łapczywie pić. Trwało to trochę, lecz gdy tylko odzyskała świadomość wyrwałem się z jej uścisku żucajac niechetnie paczuszki krwi. Było ich kilkanaście.
- pij, ja już zrobilem co mialem - burknalem na odchodne.
-Adiós

*** kilka dni pozniej***

Nadal nie mogę uwieżyć że to się stało. Może to zły sen? Najgorszy koszmar, nocna maszkara? Odwróciłem głowę. Pustka. Lodowate, przepełnione głuchą pustką łóżko tylko przypominało o tym, iż to nie sen. Przełknąłem ślinę i zacisnąłem zęby. Nie ma jej. Nie ma Renesme. I nigdy już nie będzie.

od Hayley do Raphael'a

-Nigdy nie pozwalałam sączyć komuś mojej krwi, z reguły role były odwrotne.- odparłam pamiętając o fakcie, że jestem pierwszym wampirem i picie mojej krwi przez wampiry może dać im na jakiś okres czasu większą siłę i bardziej wyostrzy zmysły, jednak wolałam o tym nie wspominać.- Gotowa aby pozbyć się tego cholerstwa.- powiedziałam wyciągając sztylet zza paska, po czym jednym ruchem po drugiej ręce przecięłam lśniącym ostrzem swoje żyły, prędzej się wykrwawię. Raphael spojrzał na mnie pytająco.
-Nie jesteś masochistką, tak?- na jego słowa przewróciłam oczami
-Chcę szybciej się od tego uwolnić. A i lepiej, żebyś pił krew z mojej szyi, tak też będzie szybciej.-Santiago odłożył moją rękę, z którą po chwili zrobiłam to samo.- Jeszcze jedno, nie przyzwyczajaj się.- odparłam zanim zatopił swoje kły w mojej szyi, cicho jęknęłam z bólu. Po chwili wyciągnął swoje kły z mojego ciała, oblizał usta z krwi, jednak w kącikach jego ust była jeszcze czerwona maź.
Jego ręce trzymające mnie za szyję powędrowały na głowę, po czym szybkim ruchem odwrócił moją twarz aby moje oczy spojrzały na niego. Przyjrzałam się mu dokładnie zaniepokojona. Pozbawiał mnie sił, czułam, jak zaczynam drżeć, czułam ogromny głód, nie do pokonania. A w dodatku widziałam, że on chcę więcej mojej krwi, chyba zauważył, że jest po niej potężniejszy. Chyba spodobała mu się dominacja nade mną.
 Znów gwałtownie zatopił zakrwawione kły, wcześniej rzucając mi niezrozumiane spojrzenie. Po chwili czułam, że moje umiejętności regeneracyjne znacznie osłabły, a Raphael pozwalał sobie na więcej niż mu pozwoliłam, zaczął szarpać moje żyły, co w połączeniu z tym, że wysycham nieco mnie rozdrażniło, jednak byłam słabsza przez te fakty, więc każdy akt obronny, był praktycznie niezauważalny. Po woli miałam wrażenie, że jestem w karuzeli.
-Raphael...- wyszeptałam, moje powieki stawały się ciężkie, dłonie były strasznie blade.
Raphael powoli wynurzył kły i spojrzał na mnie pytająco, ale kiedy ujrzał mój stan, wszystko było jasne. Do kompletnego wysuszenia, jeszcze trochę mi brakowało, miałam jeszcze w sobie krew i to wcale nie mało. Wykorzystałam moje aktorstwo i udając niemrawą...
Straciłam nad sobą panowanie.
W momencie, kiedy Raphael się nie spodziewał wgryzłam mu się w szyję, ten sparaliżowany odwrotem sytuacji nie zdążył zareagować, ja podjęłam próbę ucieczki, aby następnie móc zasmakować ludzkiej krwi. Jednak ktoś przyparł mnie do ściany.
-Nie będziemy się bawić Hayley- usłyszałam głos Raphael'a wypełniony pewnością. Byłam wściekła, na wszystko, a powodem była żądza krwi, wszystko, co powstrzymywało mnie przed wysuszeniem ludzkiego ciała byłam gotowa wyeliminować. Nie byłam sobą, tak działa wampirzy głód. Zanim odepchnęłam Raphael'a na ziemię, trochę się poszarpaliśmy, jednak moje pchnięcie nie wyglądało tak, jak chciałam, iż na ziemię runęłam razem z nim. Miałam o tyle przewagę, że to ja byłam na górze. Chwyciłam sztylet, którym wcześniej rozcięłam sobie ręce, chciałam go wbić w Raphael'a jednak, w ostatnim momencie wychwycił nóż i skierował go mi w prosto w brzuch. Miał więcej sił dzięki upojeniu się moją krwią.
-Wybacz, nie tak miało być- usłyszałam.
Kiedy mnie dźgnął z moich ust wydobył się bezdźwięczny jęk. Moje oczy spojrzały w oczy Raphael'a, jednak spojrzenie nie miało żadnego wyrazu. Ból był gorszy niż zwykle, nie regenerowałam się już praktycznie wcale. Opadłam na wampira, który po chwili wziął mnie na ręce i podniósł z podłogi, kładąc z powrotem na łóżko. Chwycił za uchwyt ostrza wbitego w moje ciało i spojrzał na mnie. Zagryzłam zęby. Czułam się okropnie. Oby chociaż to cierpienie nie poszło na marne i abym mogła powiedzieć tej klątwie w końcu "pa pa!"
-Najpierw mnie dźgasz, a później wyciągasz? Już było chociaż nie wyciągać- odparłam pod nosem, straciłam siły całkowicie. Raphael cicho usiadł obok mnie.

(Raphael?)

Od Rochelle do Isaac'a

Spojrzałam na ciemną, szklaną powierzchnię okna, gdzie uwidaczniało się moje odbicie z tłem rozmazanych świateł miasta. Minęło tak parę sekund, po czym moje stopy poczuły puszyste włókna dywanu i sięgnęłam po szklankę z wodą, stojącą na drewnianej ławie o kremowym odcieniu. Wzięłam do ust parę łyków, odstawiłam naczynie i opadłam na poduszkę, zakładając nogi z powrotem na kanapę. Teraz mój wzrok utkwił na suficie, który lekko był oświetlony przez ciepłe światło lampki. Trochę przypominało to  walkę mroku z blaskiem, ostatecznie nikt nie wygrał. Większość powiedziałoby, że to blask wygra. Ja, pewnie stanęłabym za tym, że to mrok będzie triumfował, jednak teraz myślę, że nikt. „Wszyscy zginiecie”- ot moja odpowiedź. Właściwie nikt nie chciałby jej usłyszeć, ale to prawda. Zresztą, po cholerę im to i mi. Znam odpowiedź, to wystarcza. Jednak z czasem dochodzisz do wniosku, że to może twa pierwsza myśl jest słuszna, bo cóż zostaje gdy nie ma nic? On- odpowiedź mrok. Blask to tchórz zgrywający bohatera, gdy plujesz ostatkiem krwi on „umiera”- bierze nogi za pas i nara, zostawia cię na pastwę losu, na pastwę jego przeciwnika, który to już dotyka twego policzka, a twe oczy zatapiają się w nim aż po nicość. Po co mi to? Koniec.
Przymknęłam oczy, mimo tego, że nie jestem zmęczona. Wsłuchałam się w ciszę, którą zakłóca szmer krwi płynącej w moim ciele i dudnienie serca wydobywające się z mojej piersi.
-Mam na imię Rochelle Cameron, mam 20 lat, czuję się wolna. Jestem wolna.- Moje struny zadrżały z obawy przed tym, że nie wiem. Jednak ja wiem to. Potem powróciła ta sama znana mi „cisza”. Melodia dla uszu. Nie twierdzę, że nie przepadam za dźwiękami o wyższym tonie, lecz cisza ma swoją specyficzną melodyjność, która tworzy się tylko za pomocą umysłu każdego konkretnego istnienia. W takim przypadku może mieć dowolne tempo, dowolne dźwięki, dowolne pauzy i dowolne nuty. Lecz zazwyczaj znajdzie się coś, co zafałszuje i przerwie piękną melodię.
Do mojego znieruchomiałego ciała doszło lekkie drżenie. Przesunęłam opuszkami palców po skórzanej powierzchni mebla w poszukiwaniu telefonu. Gdy już go sięgnęłam, wyświetlacz zajaśniał i wyświetliła się godzina- 2.13- a pod tym symbol nowej wiadomości.  Musnęłam ekran po czym ukazały się moim oczom dwa słowa- „Znajdę cię.”. Zamknęłam wiadomość i otworzyłam ją od nowa. Skupiska liter nie zmieniły swojego położenia i nadal układały się w te dwa słowa.
-Jeremi.-Wyszeptałam sama do siebie.- Ty kochany braciszku! Przeklęty skur…-Nie dokończyłam. W mojej głowie pojawił się obraz, który trwał tyle co błysk pioruna podczas burzy. Ujrzałam rosłego wilka, który z wielkim impetem przedzierał się przez miejskie terytorium. Zaraz wszystko znikło. Rozejrzałam się po salonie.  Chwyciłam kurtkę i pospiesznie wsunęłam stopy w czarne buty.  Zgasiłam lampkę, po czym w pomieszczeniu zapanował mrok. Nadusiłam klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Wyszłam na klatkę schodową, przekręcając klucz w zamku, który przenikliwie zazgrzytał. Zbiegłam schodami w dół, aż moją twarz musnął chłodny powiew nocy. Wiedziałam, w które miejsce mam się udać i wiedziałam w większej mierze czego on chce. Czułam jak serce bije się w mojej klatce piersiowej, a oczy rozszerzyły się, by zbadać kawałki otaczającej mnie przestrzeni. Nie czułam jednak strachu. Skręciłam w boczną uliczkę oświetloną niewielką liczbą latarni. Prowadziła obok wielkiego parku, w którego progi weszłam. Już zaczęłam czuć palące pieczenie na powierzchni mojego ciała, nie zatrzymywałam się, a ból z każdą sekundą narastał. Było to takie uczucie jakbym znalazła się w żywym ogniu. Zaciskałam pięści, by jakoś zapanowywać nad ogarniającą mnie katorgą. Duszności dawały górę nad moim normalnym oddechem. W końcu moje marne ciągnięcie nogi za nogą ustało i zatrzymałam się całkiem w miejscu. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, do którego nigdy nie mogłam się przyzwyczaić. Czujesz, że jednocześnie opuszczają cię wszystkie siły i ich ogrom dociera do twojego ciała. Potem poczułam ostrze bólu, wbijające mi się w kark. Moje ciało zostało zalane paląca falą bólu.   Sama kontrolowanie się na to skazałam, gdybym wyszła Mu dzisiaj na spotkanie pod ludzką odsłoną, tym samym skazałabym się na szybką śmierć. Gdy podniosłam wzrok ujrzałam znajome mi oczy. W tym samym momencie mych uszu dobiegł dźwięk pękającej kości lewej ręki, aż z mojego gardła wydobył się przeraźliwy jęk. Osunęłam się na ziemię, która była wilgotna od wieczornej rosy. Minęły ułamki sekund, a dla mnie to jak cała wieczność. Kiedy podniosłam się, widziałam już inaczej.  Wszystko mimo ciemności było bardziej wyraziste, a wszelkie dźwięki, nawet te bardzo ciche docierały do moich uszu z większą siłą. Byłam już tą Inną, przeklętym „darem życia”.  
https://66.media.tumblr.com/ab1cfd974a819bf9d6ffff863eb28e11/tumblr_nv1qnrL7711rdekj2o2_r1_400.gif 
Teraz uważniej przyjrzałam się swojemu bratu, który stał w rogu pomiędzy starymi drzewami o rozłożystych koronach. Targał nim cały zbiór emocjonalny i widać było, że nie zachowywał się tak, jak zawsze. Tak samo jego wzrok wskazywał na wściekłość, jak i na niepokój. Wyszczerzyłam zęby, a z mojego gardła wydobył się pomruk. Z naprzeciwka  też zadudnił pomruk. Stanęłam twardo gotowa do ruchu, cały czas wpatrując się w jego oczy.
-Masz zamiar zaatakować własnego brata?- Zabrzmiało coś podobnego ironicznego śmiechu.
-Ty tak wyglądasz. Jednak gotów jestem do zadania ci mojej odpowiedzi na twój ruch.- Czułam jak moje mięśnie samowolnie napinają się.
-Dlaczego znikłaś nic mi nie mówiąc?- Prychnęłam.
-Serialowe pytanie. Nie musiałeś wiedzieć, tak było najlepiej dla mnie i dla ciebie.
-Serialowa odpowiedź.- Jego ton głosu był ciężki i nadal wściekły.-Myślisz, że jesteś już dość silna by bronić się przed swoją chęcią mordu i krwiopijcami?
-Krwiopijcy.-Zaśmiałam się.- Instynkt dzieci księżyca chyba jest wystarczający? Druga sprawa, czy jestem dość silna?
-To pierwsza sprawa.- Szybko mi się wtrącił.
-Nie mów mi jak mam żyć.- Wyszczerzyłam się w uśmiechu. W ułamku sekundy Jeremi rzucił mi się do gardła i przycisnął do ziemi.- Według ciebie nie dość silna to znaczy słaba?- Powiedziałam przez zęby, usiłując go odepchnąć. On zwiększył swój nacisk nie odpowiadając mi.- Zgadłam?- Odepchnęłam go wreszcie z dużo siłą na średniej wielkości drzewo, które trzasnęło i złamało się w pół.
-Nie wyzbyłaś się pragnienia ofiar.- Sykną.
-Nie zaprzeczysz. Teraz wątpisz we własną szkołę?
-Uczyłem cię, jednak nie potrafię bezgranicznie ci zaufać.-Podniósł się z ziemi.
-Masz rację.-Zaczęłam go okrążać.
-Powinnaś wrócić do domu.- Zadziwiło mnie to, z jaką łatwością w głosie umie to powiedzieć.
-A więc po to tu ty. –Siadłam na wprost niego.-Już się tutaj zadomowiłam.
-Powinnaś.
-Powinnam, powinnam.- Znów się zaśmiałam.- Ty powinieneś już wracać do domu. Zajmij się Venatrix.- Zamilkłam na chwilę.- A właściwie kto ci powiedział gdzie się udałam? Hmm?
-Venatrix.
-Dziwne. Mówiłam tylko Marion, ale twój szpieg pewnie podsłuchał.
-Nie wiem.- Teraz przypominał mi małego dzieciaka przyłapanego na gorącym uczynku.
-Szkoda, że tamtej nocy nie dałeś mi dokończyć.
-Jest naszą siostrą.- Rzucił, jakbyśmy rozmawiali wogle na dwa różne tematy, ale wyraźnie podkreślił słowo „siostrą”.
-Dla mnie nigdy nie była i nią nie będzie.- Wstałam, wkuwając wzrok w ciemność za nim.- Idź już.
-Przeklęta, tylko spróbuj zrobić coś. Znajdę cię.- Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę.
-Dzięki.- Powiedziałam za nim. Stojąc w miejscu, wpatrywałam się w wielka istotę znikającą w ciemności. Głośny, ciężki świst wydobył się z moich płuc. Rozejrzałam się dookoła i powlekłam swoimi rosłymi czterema kończynami po ziemi, odchodząc z miejsca spotkania. Kroczyłam powoli, ale nie ospale, wręcz z lekkością i gracją, przemierzając gąszcz roślin pokrytych blaskiem nocy. Chwilowe ukojenie przychodziło z każdym krokiem i każdym momentem bezgłosu. Gdy dochodziłam już do parkowego jeziora nazywanego przez niektórych błękitną łatą, choć teraz było skąpane w szarości, okalających go drzew, poczułam dreszcze na karku i rozlewanie się ich po całym ciele. Skupiałam się by jakoś zrobić lukę w moim odczuwaniu aktualnej chwili w celu ograniczenia nasilającego się bólu, jednak on był zbyt przenikliwy. To co się ze mną działo to kolejny urywek, puzelek mojej „bajki”. Starałam się nie wypowiedzieć ani jednego słowa, ani jednej bluzgi. Powiedziałam tylko to przeklęte „dziękuje”, które przypomniało mi się i cały czas tkwiło we mnie z pożegnania brata.  Wycie i skomlenie, odruch słabo kontrolowany towarzyszył mojemu powrotowi.
Dźwignęłam się na dłoniach i usiadłam na piaszczystym brzegu jeziora. Oddychałam jeszcze ciężko i nieregularnie, przeczekując chwilę zamotania. Podniosłam prawą rękę i przygładziłam brązowe kosmyki włosów, które opadły mi na twarz. Spojrzałam na niebo, wypatrując jaśniejącej łuny oznajmiającej przyjście dnia i zaczęłam szurać zębami po dolnej wardze, jakbym chciałam tym przywrócić w niej krążenie krwi. Kilkukrotnie przybliżyłam i oddaliłam od siebie moje stopy, który stykały się piętami, po czym rozprostowałam kręgosłup przybierając pionową postawę ciała i wkroczyłam do alejki wychodzącej już na uliczkę, obok tej, którą przybyłam. Będąc już u jej kresu i mijając bramy parku usłyszałam odgłos tłuczenia szkła z zaułka, oddalonego o parę metrów. Coś dziwnego mnie do niego przyciągało. Spokojnie, kryjąc się w zacienieniu podeszłam do tego miejsca. Mym oczom ukazał się chłopak, który siedział na niewysokim murku, a w dłoni trzymał resztki szkła. Widziałam, że szarpały nim emocje. Oparłam się bokiem o ściankę budynku, założyłam ręce na siebie, zmarszczyłam brwi, a usta ułożyłam w uśmiech.
-Cześć kundlu!- Wyczułam prawie, ze po chwili z kim mam do czynienia. Większość powiedziałaby, że znalazło jednego z naszych, ale dla mnie nie był to żaden nasz i żaden mój. Jakoś nie mam zwyczaju przypisywania się i kogoś do mnie z racji na gatunek.
Chłopak podniósł na mnie swoje oczy.
-Kolejna pijawka?- Powiedział przez zęby.
-Nie… zgaduj dalej.
-Zaraz ja zacznę swoją gierkę.- Wyrzucił z drżących dłoni, przedtem mocno zduszone przez siebie szkło, które w  kontakcie z betonem rozsypało się w jeszcze mniejszy mak.- Jesteś tym kim ja.
-No uważałabym z tą sugestią. Nidy nie będę tobą, a ty raczej nigdy nie chciałbyś być mną.- Chłopak o lekko kręconych włosach zmarszczył brwi i obrócił się do mnie plecami wbijając swój wzrok w ścianę. Widziałam jego ciało, całe drżało. – Opanuj się, chyba nie chcesz się ujawniać i zrobić komuś krzywdy, bo twój kochany samiec alpha cię skarci.- Zaśmiałam się.- Jak się wabisz?
-Isaac.-Rzucił jakby sam do siebie. Krople krwi z jego pokaleczonej dłoni skapywały na bruk, roznosząc w powietrzu jej metaliczny zapach.
- Powiem ci, że niezły sposób na ściągniecie tu grona chłodnych przyjaciół, chociaż raczej nie przepadają za tym zapachem psa. No, ale różne są gusty. Aaa… właściwie dlaczego rozwaliłeś te szkło?- Zapadła cisza i nie usłyszałam odpowiedzi.- Yhm.- Odwróciłam się plecami robiąc krok w przód.- Miłej śmierci.
<Isaac?>

Od Raphaela CD Hayley

-Niby waleczna, a tak szybko się poddaje...  - Uśmiechnąłem.się do siebie na myśl o ciętej ripoście.
- Mógłbyś odpuścić, laski mi nie robisz. Gdyby był tu ktoś inny mógłbyś być pewny że to go poprosiłabym o pomoc, Santiago - jej głos był odrobinę znudzony, a może to było zmęczenie? Słychać też było ppdirytowanie.
- Ale jednak prosisz mnie - prychnąłem. - Wiesz ja mogę iść, do swojego kundla jak to nazwałaś Reni, no i zająć się papierkową robotą. Ah, no i uprzątnąć szafkę po ostatnim incydencie. W sumie a pokoju tez nie jest idealnie.... Nie wspominając już o..... - Nie dokończyłem, gdyż przerwał mi donośny okrzyk. A przed moimi oczyma wyrosła wściekła dziewczyna. Jej oczy przybierały kolor czerwony, a białe kły wyszrzeżyły się groźnie. Z pewnością śmiertelnik po takim widoku dostałby zawału lub po prostu zemdlał ze strachu. Istnieje też możliwość że połamałby nogi biegnąc co sił by się schronić. Głupota przyziemnych nie zna granic. Chcą uciec przed wampirem? Istotą kilkanaście razy silniejszą i szybszą od nich samych? A w dodatku nieśmiertelną... Zły pomysł.
Patrząc na rozwścieczoną dziewczybę uśmiechnąłem się szyderczo i przejechałem palcem po jej tętnicy, szczerząc kły, przymierzając się jak do ugryzienia. Ta zesztywniała jak posąg.
- Bo ci "żyłka" pęknie - zaśmiałem się, odpychając dziewczybę na łóżko by się uspokoiła.
-To przestań być taki.... Ugh - zawarczała a ja tylko przewróciłem oczami. - Idealny? - Dodałem. Momentalnie popadłem w śmiech gdy ujrzałem minę Hayley na ten komentarz. - No wiem - dorzuciłem próbując się uspokoić.
- Skończ już - przewróciła oczami. Spoważniałem.
- To jak ty niby chcesz się osuszyć z krwi, przecież i tak wyjdziesz na masochistkę. - Wzruszyłem ramionami w ironii.
-Ale to nie znaczy że będzie mi to sprawiać przyjemność - dodała szybciej niź zdążyłem skończyć. Najwyraźniej bardzo jej się spieszyło.
Złapałem ją za nadgarstek, odwracając rękę w stronę żył. Gdy tylko ją dotknąłem spieła się, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Uspokój się, jak będziesz spięra nigdy nie spuścimi krwi - popatrzyłem na nią, przekręcając lekko głowę w bok. Ta zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
- Testowałem na królikach - wykręciłem twarz w grymas ironii. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały uśmiech.
- Gotowa?

(hayley? Przeoraszam ze tak dlugo ale miałam.odcięcie od netu :/
I jak opo? Chyba przerwa dobrze zrobila bo swietnie mi je sie pisalo)  

OD Renesme CD Raphael

Popatrzyłam na niego.
- Wiem kto to jest - powiedziałam.
- Kto?
- Przyjaciel Korana. Wiem...
- Renesme - zatkałam jego usta.
- Raphael... Wiem, że mnie kochasz. Ja też. Ale nie chce, by cierpieli prze ze mnie.
- Renesme! - odepchnął moją rękę - nie rób tego! Proszę.
- NIE MAM WYJŚCIA! - podniosłam głos. Zapadła cisza. Patrzyłam na niego.
- Raphael... Jesteś fajnym, opiekuńczym i dorosłym mężczyzną, jaki widział od dawna ten świat. Kocham wszystko co jest w tobie. Mimo to, że... - opuściłam głowę - rozumiesz. Będę bardziej potrzebna... Pójdę tam i dam mu to, co chce.
- Renesme...
- Żegnaj Raphael - pocałowałam go na pożegnanie i odbiegłam do drzwi.

****

Zatrzymałam się tam, gdzie ostatnio go widziałam.
- No - podszedł - a więc jednak - odpowiedział i mnie związali przed tarczą słońca.
- Kończ to - warknęłam.
- Według umowy. Przestanę ich gnębić - odpowiedział i pstryknął palcami. Zaczęli mnie unosić do góry i zaczęło mnie palić słońce. Zaczęłam krzyczeć z bólu. Czułam jak się moja skóra spala. Wtedy przypomniałam sobie całe życie. Raphaela... moich rodziców. Otworzyłam ledwo oczy i zobaczyłam jak Raphael do mnie biegnie.
- Raphael... - wyszeptałam - kocham Cię... - zamknęłam oczy i poczułam... nic. Umarłam. Jako duch zobaczyłam wściekłego Raphaela. Nie zważał na słońce. Zabił wszystkich.

****

Zapadła noc. Rodzice pozwolili pójść do Raphaela. Widział mnie, siedząc przed morzem.
- Renesme...
- Cii... - przytuliłam go, a potem pocałowałam, a na samym końcu...
- Pamiętaj o mnie... - zniknęłam. Dołączyłam do umarłych.

<Raphael? Napisz epilog czy coś, a potem nie dawaj odpiski>

od Hayley do Raphael'a

 Usłyszałam stukot zasuwanych kotar- tak głośny jak stukot kół pociągu na rozjeździe. Z sypialni znikło bladożółte światło poranka. Raphael przecież nie znosił słońca, a jego na przekór było mnóstwo w moim domu. Poczułam drzazgę w moim ciele, jęknęłam z bólu, ale po chwili uśmiechnęłam się, że w końcu jestem w domu.
-I tobie dzień dobry, dziewczynko.- usłyszałam
-Szczerze nie wiem, co cię tu sprowadza, bo jeżeli liczysz na "dziękuję"- przerwał mi
-Nie, nie liczę.
-Więc nie wiem... a no tak uwielbiasz przyglądać się mojemu cierpieniu- zrzuciłam z siebie kołdrę. W swoim domu czułam większą swobodę, chociaż ja wszędzie potrafię rozgościć się, jak u siebie. Moje zakrwawione stopy delikatnie spoczęły na podłodze.
-Wszystko w porządku?- powiedział Raphael
-Nie udawaj, że cię to interesuje- zmierzyłam go wzrokiem, po czym skierowałam się do garderoby z której wzięłam swoje ubrania. 
-Możesz już iść do domu.- odparłam, stojąc do niego plecami
-Chyba dziewczynka nie jest dzisiaj w humorze, pomyślałrm, że chciałabyś w tym fatalnym stanie się nacieszyć i dać przyjemności swoim oczom patrząc na mnie.- zaśmiał się, a ja milczałam zawzięcie. Odwróciłam się do niego ze skrzyżowanymi rękoma i wrogo zmierzyłam go wzrokiem, kiwając przecząco głową.
-No co?- rozłożył bezradnie ręce, nadal na twarzy mając wymalowany uśmieszek.
-Pasami, przypiąłeś mnie pasami? Jak jakiegoś psychola?- podniosłam głos i opuściłam ręce wzdłuż tułowia. Jego uśmieszek zniknął
-Przestań.- przewrócił oczami- Poza tym zachowałaś się, jak psychol więc podjąłem odpowiednie do tego środki- z powrotem skrzyżowałam ręce słuchając jego wytłumaczeń, jednak nie miały one większego sensu, bo pomimo mojego zirytowania to, jednak nie była główna przyczyna mojej złości. Kontynuował- Powinnaś się cieszyć, w ten sposób zapobiegłem oszpeceniu twojej buźki.- odparł, a ja uniosłam brwi i uśmiechnęłam się.
-Czasami Raphaelu mam cię szczerze dość, mam cię ochotę wręcz zabić, ale za chwilę przypomina mi się, że bez ciebie nie ma zabawy.- uśmiechnęłam się, po czym zniknęłam za drzwiami łazienki.
 Postanowiłam pozbyć się drzazg na zawsze z mojego organizmu. Wyciągnęłam ostrze zza paska spodni, po czym rozcięłam sobie nim brzuch. 
-"Zaczynamy zabawę"- pomyślałam, biorąc głęboki wdech, a następnie włożyłam rękę w otwartą ranę w poszukiwaniu drzazgi, która siedziała cholernie głęboko. Syknęłam z bólu, zaciskając zęby. W końcu po grzebaniu w moich wnętrznościach znalazłam to czego szukałam, co za ulga pozbyć się tego cholerstwa, mogłam spokojnie wziąć prysznic. Kiedy się orzeźwiłam ubrałam się w czyste ubrania i wróciłam do sypialni.
-Dobra, kończmy tą dziadowską klątwę.- stwierdziłam szybko, ścieląc łóżko.-Mam jej szczerze dość. Muszę, więc osuszyć się z krwi, czyli wyzbyć się jej całkowicie z mojego organizmu, a następnie wypić to- wyciągnęłam niewielkiej wielkości fiolkę z szuflady szafki nocnej- Wracając, nie mam jednak żadnych urządzeń odsączających krew.- skrzywiłam się
-Myślałem, że jak torturujesz wampiry, czy nawet inne stworzenia to pozbywasz się ich krwi.- spojrzał na mnie, a ja z powrotem schowałam fiolkę.
-No tak, ale to na przykład przez nie wiem... podcinanie głównych tętnic, gardeł, sobie nie będę tego robić, nie jestem masochistką, bardziej sadystką- uśmiechnęłam się- więc Santiago, - przełknęłam ślinę i z trudnością wypowiedziałam kolejne słowa- czy mógłbyś mi pomóc pozbyć się klątwy?- spojrzałam pytająco na Raphaela po czym sama sobie odpowiedziałam- Nie, dobra to bez sensu- pokiwałam przecząco głową i opadłam na łóżko.

Od Raphaela CD Hayley

Bardzo łatwe było znalezienie dziewczyny. Zwarzając na krople krwi i jęki dochodzące z jeden z ciemnych uliczek Manhatanu. Nie wiedziałem co się dzieje, a ta kląywa doprowadzała mnie do szału. Przyspieszyłem biegu, rozglądając się i śledząc głos bólu. Przy okazji wpadłem na kilka chłopców, nastolatków którzy wracali napici z imprezy. Zaczeli mnie podburzać i próbować wymusić walkę, lecz w sumie miałem.ich gdzieś. Bardziej interesowało mnie położenie dziewczyny. Aż do momentu gdy poczułem uderzenie. Silny, pożądny cios prawie mnie przewrócił. W tym momencie się wkurzyłem. Wyszxzerzyłem kły, grożąc im. O mało co nie żuciłem się "oprawcy" do gardła. Szczeniaki...

Warknąłem przez zęby sam do siebie. W tym momencie usłyszałem krzyk. Szybko zlokalizowałem z której strony pochodził i co sił w nogach zacząłem biec w tamtą stronę. Niedaleko stała kobieta, przestraszona, krzycząc coś o złodzieju. Znowu pudło... Zastanawiałem.się co tu robi tyle ludzi w nocy. A no tak. To manhattan....

Wspiałem.się na dach jednego z domów, przyklęknąłem na krańcu i jsk tylko mogłem.się skupiłem. Musiałem wyczulić zmysły... Inaczej wogole jej nie znajdę....
Gdy otworzyłem.umysł, zaczałem.słyszeć nawet najmniejszy szmer. A głośniejsze dźwięki drażniły mnie. W tym jarmarku hałasów filtrowałem oddechy i głosy. W końcu poczułem krew. Błyskawicznie otworzyłem.oczy i zeskoczyłem z budynku. W labiryncie ciemnych uliczrk ktktymi wlasnie biegłem znajdoeałem kolejne slady. W końcu doprowadziły mnie do ofiary. Leżała skulona w kłębek, nieruchomo, w kałuży krwi.
Decyzja byża szybka bo nawet nie było czasu na zastanowienie. A zresztą było bliżej do domu Hayley. Dodatkowo wydaje mi się, źe bardziej jej się spodoba pobudka w swoim domu....

Wziąłem ją na ręce. Szczerze mówiąc myślałem że jest cięższa. A moze po prostu dla mnie wszystko było lekkie przez adrenalinę. Użyłem.superszybkosci i juz po kilki sekundach stałem przed do.em dziewczyby. Niestety musialem wywazuc drzwi. Nie będę grzebał w jej rzeczach a drzwi.... Można naprawić.
Położyłem ją w swoim łóżku i przykryłem. Do rana wszystko.powinno się zregenerować.