Od Hayley do Raphael'a

Bohaterka? Wcale tak nie myślę. Przez tą śmierć tylko potwierdziła swoją nieumiejętność radzenia sobie z kłopotami, przegrała ze śmiercią. Okazała się słaba, ale wcale mnie to nie dziwi, hańbiła tylko nasz gatunek, w dodatku wilkołaczy również.
 Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na Raphael'a. Upił się. Z jednej strony upojenie alkoholem po takim incydencie to najlepsze wyjście, jednak patrząc w tamtej chwili na wampira i przypominając sobie jego wyczyny po pijaku, zaczęłam mieć, co do tego pewne wątpliwości.
-Raphael?- zapytałam upewniając się, że wszystko z nim w porządku. Spojrzałam na niego, chwiał się na nogach. Rozchylił lekko usta, kąciki uniosły się, wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Z zaskoczenia upuścił butelkę, która rozbiła się w starciu ze szklaną posadzką.
-Renesme- powiedział jednym tchem, z promiennym uśmiechem na twarzy. Zamurowało mnie. Wszystko jasne, myśli, że jestem jego dziewczyną, myśli, że jestem Renesme.
-Co? Nie!- odparłam bez zastanowienia, wstając na równe nogi. Zignorował moje słowa, tak jakbym wcale ich nie wypowiedziała.
-Myślałem, że... że nie żyjesz.- jąkał się. Podszedł bliżej i chwycił moje ręce.
-"Okej. Wczuję się w rolę, jaką mi przypisuje"- pomyślałam. Uwolniłam jedną z moich dłoni z jego uścisku. Spojrzał na mnie pytająco, jednak kiedy spoczęła na jego policzku, westchnął spokojnie.
Gładziłam jego policzek opuszkiem mojego kciuka. Chciałam aby ochłoną, chciałam też wykorzystać jego halucynacje w pożyteczny dla niego sposób.
-Raphael, posłuchaj ja, ja nie żyję.- mój wzrok spoczywał na jego torsie, nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
-Ale przecież ty tu jesteś- usłyszałam załamanie w jego głosie
-Jestem tu aby się z tobą pożegnać, abyś mógł żyć swoim życiem, nie chcę być temu wszystkiemu przeszkodą. Chcę abyś był szczęśliwy Ja już nie wrócę, musisz się z tym pogodzić.- powiedziałam to tak delikatnie, jak tylko mogłam, chciałam aby Raphael w końcu ruszył do przodu. Poczułam, jak jedna z jego dłoni głaszcze mnie po włosach.
-Nie możesz mi tego zrobić- wyszeptał błagalnie.
-Przecież wiesz, że to nie zależy ode mnie.- podniosłam wzrok, spojrzałam głęboko w jego oczy. Jego twarz zatonęła w moich dłoniach.- Nie pozwól by moja śmierć była daremna. Nie umarłam po to abyś mnie opłakiwał, ale po to abyś mógł żyć i jeśli ci na mnie zależy, jeśli mnie kochasz ruszysz do przodu, będziesz żyć pełnią życia, zapomnisz o mnie.
-Oczywiście, że cię kocham Renesme.
- jego usta rozchyliły się do pocałunku, dystans pomiędzy naszymi wargami był już niezauważalny.
-Żegnaj Raphaelu Santiago- wyszeptałam
Kiedy nasze usta się spotkały, bez wahania skręciłam mu kark.
-Po pierwsze: Nie mam zamiaru całować się z tobą, kiedy bierzesz mnie za swoją okropną i martwą dziewczynę. Po drugie: Jeżeli po alkoholu widzisz mnie jako Renatkę, to go ograniczysz. Fuj.- powiedziałam jakby z nadzieją, że mnie usłyszał, ale Raphael chwilowo stracił przytomność.
Nie bawiłam się w jego ukochaną dla jakiejś rozrywki, ale po to aby dał sobie jakoś radę, aby stawił czoła prawdzie, nie zrobiłam tego dla siebie, ale dla niego.
 Kiedy się obudzi nie dowie się, że tak na prawdę Renesme nie odwiedziła go zza światów. Dla osoby, która straciła kogoś bliskiego, pożegnanie z nią i danie przez nią jasno do zrozumienia aby szedł dalej w życie jest najlepszym wyjściem. Te "schizy" dały świetną okazję, aby Raphael zyskał spokój. Nie będzie się dzielił ze mną faktem, że się z nią widział, jego zdaniem pewnie w śnie, bo to jego prywatna sprawa, która doda mu sił do możliwości prawidłowego funkcjonowania.
***Następnego dnia***
-Ładnie się załatwiłeś.- odparłam siedząc obok niego na łóżku, zauważając, że niechętnie unosi powieki. Raphael przeczesał włosy, a wcześniej podniósł się do pozycji siedzącej.
-Szybko odpadłem?- jęknął
-Licząc po butelkach? Kiedy opróżniłeś swój barek, więc czas masz nawet niezły.- zaśmiałam się.
Nie wydawał się zmartwiony, jak wczoraj. Wczorajsze "spotkanie z dziewczyną zza światów", zdecydowanie pomogło.
-Ale pomimo wszystko, jeszcze tu jesteś- stwierdził
-Tak, ale to nie było nic trudnego, kiedy spałeś, jak niemowlę. A jak się czujesz Santiago?- zapytałam faktycznie przejęta

(Raphael?)