Gdy wybiła odpowiednia godzina udałem się na spotkanie z Magnusem. W sumie nie byłem zbyt przekonany co do mojej decyzju, ale jednak potwierdziłem przybycie więc nie mogę się wycofać. Zapukałem w drzwi, lekko spięty
Już po chwili Magnus uchylił je, uśmiechając się.
-Wejdź - powiedxiał, a ja wykonałem jego polecenie. Poszedłem za nim i zatrzymałem się na środlu pokoju. Bane pstryknął, a w naszych rękach pojawił się niebieski napój. Ten upił trochę, zachęcając mnie do spróbowania. Przyłożyłem lampkę do ust po czym upiłem łyk i mocno się skrzywiłem. Drink był piekielnie mocny, z słodko gożkim posmakiem. Magnus uśmiechną) się pod nosem po czym odłożył swoj napój na mały drewniany stolik, rozsiadając się w fotelu. Przełknąłem ślinę, lekko się prostując.
-Czego odemnie chcesz?- spytałem, podnosząc brew. Wiedziałem, że czarownicy nie zaprosilibt kogoś, gdyby nie mieli do tej osobt jakiegoś interesu.
Od Aleca CD Magnus
Od Magnusa CD Alec'a
Od Raphaela CD Rachel
Od Aleca CD Arika
Obserwowałem drzewa, przez łuk. Było cicho, tylko słychać było śpiew ptaków i szumienie drzew. Wypuściłem strzałę. Jak zwykle trafiłem tam, gdzie planowałem, mianowicie w dość duże, dębowe drzewo. Podszedłem blzej. Strzala wbiła się głęboko. Chwyciłem ją i probowałem wyciągnąć, przyglądając się bliżej, próbując ocenić to, ile centymeteów jest w drzewie. Nagle usłyszałem niepokojący szelest. Znieruchomiałem. Powoli cofnąłem rękę, i sięgnąłem do kołczanu po strzałę, lecz nie było żadnej. Przełknąłem.ślinę. Bez gwałtownych ruvhow, powoli przeszedłem na środek prześwitu między drzewami, obserwując teren. Coś znowu wydało tem dźwięk. Nie zdążyłem.się obrócić, gdy z zaskoczenia skoczył na mnie demon-wysłannik. Wbił mi się w bok, wgryzając się głęboko w ciało. Krzyknąłem z bólu, panicznie próbując uwolnić się od demona. Upadłem, pod naporem kolejnego wgryzienia. Gorączkowo zeskanowałem oczami teren. Chwyciłem najblizszy,duzy kamien i tyle ile mialem sil, przywalilem demonowi. Ten zawyl i chyba go to zabolało bo juz po chwili uciekł. Jęczałem z bólu, wijąc się na ściółce. Na szczescie do instytutu nie było daleko. Gdy ból trochę osłavł złapsłem się drzewa i powoli , wspomagajac sie kazdtm kolejnym drzewem wloklem sie do instytutu. Po chwili bylem juz na miejscu, lecz nie mialem sil. Opatlem sie o drzwi, otwierając je, gwaltownie upadlem na korytarz przed salą treningową , jęcząc z bolu ktore sir nasilil.
Od Raphaela CD Renesme
Wróciłem do swojego biura. Gdy zobaczyłem ilość papierów którę musze wypełnic, mialem ochotę rzucic wszystko. Zagryzlem zęby tak, że o mało nie wgryzłem kłów w wargę. Usiadłem przy biurku i zaczalem przegladac papiery. Niestety tym razem nie byly to durne zaproszenia. Prawie wszystkoe z nich to ważne raporty. Zabrałem się do odpisywania na to wszystko, byłem temu obojętny, była to nużąca praca która wymagała skupienia, a w takowym jestem dobry. Niestety już po pół godziny zmęczenie dało o sobie znać. Dzielnie walczykem, lecz w ostatkiu, przegrałem, zamtkając oczy, opadając na biórko, pogrążont w śnie.
***
-Jeszcze cię zniszczę!- ostatwcznie wykrzyczała, wbikając sztylet w moją szyję. Gwałtownie się przebudxiłem, i westchnąłem głośno. Camille....
Gdy się uspokoiłem, wyprostowałem się, przeciągając. Z moich ramion spadł średniej wielkości koc w specyficznym kolorze. Podniosłem go i się mu przyjrzałem. Nie widxiałem tego tutaj wcześniej. Odwróciłem nakrycie na drugą stronę. W jednym z rogów wyszysy był napis. Renesme. Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu. Jak to się tu znalazło? Przeczesałem włosy, przez co moja zawsze idealna fryzura została lekko naruszona, a włosy ułożyły się w niepodobnym do mnie nieładzie. Niewiele myśląc wyszedłem na korytarz, z zamiarem odwiedzenia dziewczybnt i oddania jej własności. Przechodzsc przez hol, kątem oka zauważyłem postać siedzącą na fotelu. Prawie natychmiast się zatrzymałem i wyjrzałem przez futrynę. Na fotelu siedxiała pogrążoną w myśli Renesme. Przygryzłem.wargę i wszedłem do pomieszxzenia.
-To chyba twoje- podałem jej złoxony w kostkę koc, wybudzając ją z przemyśleń.
Od Raphaela CD Della
Od Lzzy CD Nathaniel
-tak, doskonale Cię rozumiem -odpowiedziałam. Zgasiłam peta i schowałam do kieszeni.
-dlaczego to chowasz? Zbierasz jako pamiątki?-zaśmiał się.
-hm... Nie lubię śmiecić.
-to się chwali.
-no pewnie.
-nie zapytałem wcześniej, ale jak dlugo juz tu jesteś?-Nathaniel ponownie zwrócił do mnie twarz.
Pomyślałam chwilę.
-jakieś dwa lata.chyba.
Przypomniało mi się, jak znalazłam się tutaj. Pod drzwiami instytutu, poraniona i brudna. Ten ból, gdy jad demonów rozprzestrzenial się w mojej krwi.
-Lzzy, wszystko okay?
Twarz chłopaka wyrażała niepokój.
Otrząsnęłam się.
-jasne, tylko na chwilę się zamyśliłam.
Wstałam.
-mam ochotę na pizzę.-powiedziałam -idziesz ze mną? Niedaleko jest knajpa-zapytałam, nie chcąc być nieuprzejma a i cieszylo mnie towarzystwo chłopaka.
Doskonale mi się z nim rozmawialo.
(Nathaniel?)
Od Rachel Cd Raphael'a
Poszłam pod szybki prysznic. Zajrzałam do szafy, i po chwilowym patrzeniu się na wciąż czarne, granatowe lub krwistoczerwone ubrania wyszukałam ciekawy strój na zwiedzanie okolicy wraz z Raphael'em.
~*~
Błądząc po całym tym świecie i pytając innych o miejsce, gdzie wampiry najczęściej przebywając, dowiedziałam się, że w hotelu DuMort mieszka Raphael, więc udałam się tam.
Podeszłam do mosiężnych drzwi i zapukałam. Moją ręką sterowały emocje. Pukanie było dość mocne i regularne.
Nagle przede mną stanął Raphael, który wyglądał jakby dopiero wstał.
- Coś się stało? - zapytaliśmy w tym samym czasie, ja trzeźwym i sympatycznym, a on zaspanym i zdezorientowanym głosem.
- Nie miałam aż takich trudności- uśmiechnęłam się- To... - przeskanowałam wzrokiem wampira- Gotowy na moją oprowadzkę? Nie martw się, mogę chwilę poczekać na Ciebie.
Chłopak zamrugał.
- Okey..- odparł zaspany i zamknął drzwi, a ja opadłam na jeden ze złotych foteli.
Po dłuższej chwili drzwi się otwarły, a na progu stanął już ułożony do porządku dziennego Raphael z uśmiechem na twarzy. Ja podniosłam się i odwzajemniłam uśmiech.
Raphael?
Od Ariki do Cole’a (CD)
Dziś, jak zwykle wstałam o świcie. Do mojego pokoju wpadały pierwsze promienienie budzącego się do życia Słońca. Wzięłam szybki prysznic i założyłam na siebie strój treningowy, postanawiając, że dzisiejszy dzień poświęcę treningowi. Po przygotowaniu się, wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Tam spotkałam nieznajomym chłopakiem. O ile dobrze kojarzę, był nowy w Instytucie. Choć nie byłam tego pewna. Z całego Instytutu znam może ze dwie osoby. Mijając się, chłopak kiwnął mi głową na przywitanie. Trochę niepewnie odwzajemniłam ten gest i szybko weszłam do kuchni. Na moje szczęście nie było tam nikogo, także mogłam w spokoju przygotować sobie śniadanie. Zrobiłam sobie ze trzy kanapki. Nie za dużo i nie za mało.
Po skończonym posiłku udałam się na salę treningową. I gdy tylko weszłam, stanęłam jak wmurowana. Sala była pełna Nocnych Łowców. Wszyscy coś trenowali i ćwiczyli. Uczyli się, jak używać nową broń, bądź szlifowali swoje umiejętności ze znajomym już orężem. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby sala była aż tak przepełniona. Szybko i po cichu wymknęłam się stamtąd. I co ja mam teraz zrobić? Nastawiłam się na to, że działy dzień spędzę w Sali Treningowej. Choć brzmi to niedorzecznie, to miejsce było moim zdaniem najbezpieczniejsze. Zawsze, gdy miałam kłopot czy jakiekolwiek zmartwienie przychodziłam tutaj i poświęcałam się godzinom ćwiczeń. Nie wiedząc, co mogę uczynić, udałam się do biblioteki, aby tam spędzić czas na przyjemnej lekturze. Niestety o tu nie miałam szczęścia. Część Nefilim wpadło na ten sam pomysł. Siedzieli nad różnymi książkami, od przyjemnych lektur na czas wolny, poprzez książkę z różnymi ziołami, aż do książek o demonologii. Westchnęłam sfrustrowana. Najwidoczniej to nie był mój dzień. W akcie ostatniej nadziei udałam się do pokoju muzycznego. I tam wreszcie mi się poszczęściło. W sumie ten pokój był rzadko odwiedzany. Niektórzy Nefilim wierzyli, że nasza rasa nie ma w sobie iskierki artystycznej, iż jest to przeznaczone tylko dla Przyziemnych. Może to była prawda, a może i nie. Trudno mi to określić. Ale ja uwielbiałam śpiewać, mimo iż, moim zdaniem, bardziej wyłam, niż śpiewałam.
Spędziłam niecałe dwie godziny, wygrywając moje ulubione utwory na fortepianie i przyśpiewując do tego wesoło. Kiedy gardło zaczynało mnie już boleć. Opuściłam pokój muzyczny i skierowałam się do Sali Treningowej, w nadziej, że może teraz będzie pusta. Po drodze wstąpiłam jeszcze do swojego pokoju, aby zabrać stamtąd swój łuk.
Była pusta, no cóż…. Prawie pusta. Trenował tam wcześniej przeze mnie spotkany, nieznajomy chłopak. Ćwiczył. Ze zdumieniem muszę przyznać, że szło mu świetnie. Zaczęłam powoli wycofywać się do drzwi. Nie chciałam mu przeszkadzać. A jednak coś mnie zatrzymało. Oparłam się o futrynę drzwi i przyglądałam nieznajomemu. Dopiero kiedy skończył i podszedł do ławki, gdzie znajdowały się jego rzeczy, odezwałam się:
- Cześć. Niezłe triki. – uśmiechnęłam się niepewnie. Nie byłam pewna, jak to zabrzmiało. Spojrzałam lekko spłoszona na chłopaka.
- Cześć. Jestem Cole Carver, ale mów mi Carver – również się uśmiechnął.
- Arika Fairlight. – przedstawiłam się
- Co tutaj robisz? – spytał trochę niepewny. Chyba również trudno mu było zaczynać rozmowy.
Spojrzałam lekko zmieszana na łuk, który trzymałam w ręce.
- Chciałam trochę poćwiczyć.
Chłopak spojrzał na łuk, jakby dopiero teraz zauważył. Może tak było.
- No tak… - odpowiedział.
Staliśmy tak chwilę, w niezręcznej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. W końcu westchnęłam i powiedziałam:
- Może nie będę ci przeszkadzać. Lepiej, jeżeli pójdę.
Odwróciłam się, aby wyjść, jednak zatrzymał mnie głos chłopaka.
<Cole?>
Od Renesme - c.d Raphael
- Nie. Znaczy... - wyprostowałam się - można tak to ująć... - zamknęłam oczy - Znaczy... tak jakby - popatrzyłam na niego - jak się czujesz? - próbowałam zmienić temat.
- W porządku. O czym rozmawialiście gdy spałem?
- O niczym - powiedziałam szybko - nic o przeszłości...
- Renesme...
-Wracamy do hotelu - popatrzyłam na niego.
- Dobry pomysł - odparł.
- Magnus my idziemy - powiedziałam machając mu na pożegnanie i poszliśmy do hotelu.
Gdy poszliśmy do swoich pokoi zastanawiałam się co robi Raphael. Poszłam do niego i zapukałam.
- Raphael? - otworzyłam drzwi, a na biurku leżał Raphael. Musiał usnąć w trakcie podpisywania. Cicho się zaśmiałam. Poszłam na chwilę do siebie i wzięłam swój koc. Wróciłam do śpiącego Raphaela i go przykryłam.
- Dobranoc dowódco... - wyszłam z jego pokoju i usiadłam w salonie. I tak nie zasnę... za wiele mam w głowie. Za dużo emocji...