od Hayley do Raphael'a

  Do miasta przybyłam nie tak dawno, ale szybko zdążyłam się zaadaptować. Z łatwością wtapiam się w tłum, ale śmiertelników, więc to w sumie żaden wyczyn. W opuszczonym gotyckim kościele stworzyłam sobie salę treningową, gdzie mogę wyzbyć się nadmiernych emocji przez wysiłek fizyczny, ale po części jest to też mój dom, oprócz jeszcze tego, który mam w opuszczonych magazynach, nie wiem, dlaczego, ale podoba mi się wszystko, co opuszczone...
Aby nie tworzyć zbędnych podejrzeń, ale również dla zabawy często przychodzę do niewielkiej knajpki w okolicy Pandemonium, oraz do niego samego.
  Jest środek nocy. Idę uliczkami Brooklynu, które oświetlają kolorowe bilbordy klubów nocnych, słychać tylko muzykę dobiegającą z wnętrz lokali, okrzyki ludzi będących pod wpływem alkoholu, a gdzieniegdzie nawet syreny policyjne. W powietrzu unosi się nie mdlący zapach.
  Nagle czuję coś, czego nie czułam od dłuższego czasu, to przeszywający głód... Mam wrażenie jakby moje żyły zostały wysuszone do cna, jedyne, co słyszałam to krew pulsującą w żyłach przyziemnych i to, że mój oddech robi się coraz płytszy, ponieważ głód jest tak ogromny aż pozbawia mnie oddechu.
 -Nie wytrzymam- szepnęłam zaciskając pięści. Zachwiałam się na nogach, powoli zaczynałam tracić siły. To był dość nietypowy głód, bo nie dość, że przyszedł tak nagle to był tak silny, że aż powoli pozbawiał mnie energii. Oparłam się o ścianę.
-To był świetny wieczór- usłyszałam głos dziewczyny idącej pod rękę z jakimś chłopakiem, podniosłam na nich wzrok, na mojej twarzy namalował się uśmieszek. W uliczce byłam tylko ja i dwoje śmiertelników.
-Czy moglibyście mi pomóc?- wymamrotałam, a oni stanęli, jak wryci mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując spojrzenie na moich oczach, których specyficzną barwę widzieli pewnie pierwszy raz.
-Przepraszamy, ale nie mamy drobnych...- powiedział chłopak mocniej chwytając dziewczynę za rękę i wymijając mnie.
-Sam wezmę to, czego potrzebuję- powiedziałam chwytając go za ramię. Obnażyłam moje białe kły po czym wbiłam je w jego tętniącą żyłę na szyi. Wydał tylko jeden krzyk, którego nie można było zrozumieć, ani też usłyszeć przez innych, iż został zmiażdżony przez muzykę wydobywającą się z Pandemonium. Czułam, jak jego jego spięte przed chwilą ze strachu mięśnie się rozluźniają.
 Stróżka ciepłego płynu wycieka mi kącikami ust, pozostawiając po sobie wilgotną i czerwoną ścieżkę. Spojrzałam w niebo, bo czym wzięłam głęboki oddech. Czuję się lepiej, ale nie wystarczająco dobrze. Dziewczyna była w tak ogromnym szoku, że nawet nie uciekała. Otworzyła szeroko oczy i zatkała sobie dłonią usta, słyszałam tylko jej stłumiony jęk i serce kołatające się w jej klatce, osunęła się na ziemię i zaczęła szlochać, ja na jej miejscu wybrałabym ucieczkę.
 Po chwili pozbawiłam chłopka nie tylko i krwi, ale i życia, jego ciało bezwładnie opadło na bruk. Dziewczyna ukazała swoją zapłakaną twarz, którą wcześniej schowała w rękach.
-Proszę nie rób mi krzywdy- powoli odsuwała się ode mnie na kolanach.
Przykucnęłam przy niej, po czym spojrzałam na nią lekko przekrzywiając głowę. Nie miała, gdzie uciekać, za nią była już tylko ściana, a na przeciwko? Tajemnicza istota, która najwyraźniej nie jest złotą rybką spełniającą jej trzy życzenia.
-Zrobię ci przysługę.- spojrzałam jej w oczy, dostała drgawek, zaczęła panicznie dyszeć.
- Mogłabym powiedzieć, że nie będzie bolało, ale... nie będę kłamać- zatopiłam kły w jej ciele tuż nad obojczykiem, szarpałam, rozrywając jej ścięgna. Krople krwi skapywały na ziemię. Jej krzyk pomimo pozorów i tego, jak długo milczała, był znacznie efektowniejszy niż krzyk, jej chłopaka.  Przez kolejną godzinę żywiłam się na ludziach, osuszyłam blisko piętnaście ciał, nie dbając o to, czy ktoś je odnajdzie, czy nie.
Najważniejsze dla mnie było to, że czułam się znacznie lepiej.
Kiedy kierowałam się do domu, na mojej drodze spotkałam wampiry, dosłownie, blokowały mi drogę. Chyba w oczach tych wampirów przegięłam sycąc się na tylu ciałach skoro chcą mnie "zastraszać", w dodatku niewiele czasu zajęło im znalezienie mnie, więc sprawa musi być poważna.
-Czego chcecie?-skrzyżowałam ręce na piersiach, a następnie spojrzałam na obu.
-To proste.- usłyszałam głos, był zdecydowany i w stu procentach pewny tego, co za chwile mi
powie, a nawet zrobi. Dwóch wampirów uniemożliwiających mi przejście rozstąpiło się, a zza ich pleców wystąpił jeszcze inny.
 Wampir, to oczywiste i nie podlegające dyskusji. Był podobnego wzrostu, co ja.  Przez jego ubranie wyraźnie rysowały mu się mięśnie. Miał popielatą i bladą, niemal przezroczystą karnację i kontrastujące z jego bladą twarzą kruczoczarne włosy. Nie mogłam ujrzeć jego całej twarzy, bo na jedną z jej połów padał cień.
-Musisz przejść na dietę.- odparł poprawiając rękawy swojej kurtki.- Nie masz najmniejszego prawa żywienia się na przyziemnych, na pewno nie na takiej ilości.- dodał, przypominając mi przy okazji sceny z ostatniego posiłku i fakt, że na moich ustach pozostałą krew, ale też na mojej brodzie.
Oblizałam usta z krwi moich ofiar.
-Raphael Santiago- wykrzywiłam złowieszczy uśmieszek. Obserwowałam go cały czas, pomimo tego, że nie dawał po sobie poznać niepokoju to, można było go dostrzec. Przenikając do jego myśli dowiedziałam się, że zadaje sobie jedno pytanie: "Kim do cholery ona jest?" Zapewne na pytanie: Skąd ona mnie zna? Odpowiadał sobie tym: Jestem przecież przywódcą, wszyscy o tym wiedzą.
 Santiago jednym prostym ruchem dłoni odesłał swoich kolegów, których nie było już na miejscu po mrugnięciu oka.
-Będziesz żałować swojej decyzji, tak chociaż mieliście niby przewagę liczebną.- odparłam
-O mnie się nie martw- uśmiechnął się
-Nie mam zamiaru, zresztą po co martwić się o kogoś, kto niedługo będzie martwy.- warknęłam
 Mężczyzna zrobił krok w moją stronę, teraz widziałam całą jego twarz, już nie było na niej żadnego niepotrzebnego cienia. Na jego lewym policzku dostrzegłam bliznę.
-Nie wiem, jeszcze kim jesteś, ale to nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, że nie pozwolę na nic, co łamie moje zasady.- skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Podeszłam do niego bliżej. Nasze lewe barki się o siebie stykały, on nadal spoglądał przed siebie, a ja lekko obróciłam głowę w stronę jego lewego ucha, kiedy zaczęłam mówić, on skrócił dystans istniejący pomiędzy naszymi ustami obracając lekko głowę w moją stronę. Byłam tak blisko niego, że czułam jego zapach.
-Raphael'u Santiago, musisz coś wiedzieć. Możesz rządzić kim tylko chcesz, możesz mieć kontrolę nad wszystkim, co się rusza i nie, ale nawet gdybyś faktycznie był Bogiem, to ja i tak nie spełniłabym żadnej twojej zachcianki. Nigdy, powtarzam nigdy nie będziesz dyktował mi tego, co mam robić, a co nie. Nigdy nie stanę się twoją cholerną własności.- wyszeptałam mu do ucha, po czym przymierzałam się do tego aby odejść. On jednak nagle chwycił mnie za nadgarstek po czym mocno do siebie pociągnął, co zmusiło mnie do tego abyśmy znowu stali do siebie przodem. Moje oczy spoglądały na jego odsłonięty tors, po czym powędrowały wyżej, na jego szkarłatne usta, a następnie spojrzałam w jego oczy. Jego oczy miały w sobie coś, co sprawiało, że nie chciałam w nie spojrzeć, ale nie dlatego, że mnie odpychały, nie. Wręcz przeciwnie one raczej przyciągały, nie chciałam się w nie patrzeć, ponieważ bałam się, że nie będę mogła przestać.
Lekko uchylił usta by powiedzieć mi...

(Raphael?)

Od Cole'a do Ariki (CD)

W snach, ciągle widziałem to co zrobiłem. Zabiłem. Zabiłem Marcusa, tego który właściwie mnie wychował. Chciałem otworzyć oczy, jednak nie mogłem. Coś nie pozwalało mi, na wybudzenie się z tego koszmaru. Nagle przed oczami stanęła mi Arika. Uspokoiłem się, w miarę możliwości i patrzyłem. Zawsze była ze mną, broniła mnie przed Jace'm, narażała się na to, że gniew jakim chłopak darzył mnie, zwróci się na nią. Poczułem czyjąś obecność. Dotyk ciepłej, dłoni na czole. Powoli otworzyłem oczy, i dostrzegłem ją. Arika. Znów była, ze mną. Nawet tu.
-Jesteś -mój głos, był ochrypnięty. Bolało mnie, gardło a gdy chciałem się, podnieść syknąłem z bólu. Dziewczyna, delikatnie popchnęła mnie, z powrotem na poduszkę.
-Oczywiście że, jestem. A czego, się spodziewałeś? -zapytała. Spojrzałem jej, w oczy i dostrzegłem w nich blask. Uśmiechnąłem się, i wetknąłem kosmyk włosów dziewczyny, za ucho.
-Powinnaś, odpocząć. -znów się poruszyłem, znów ból, zacisnąłem zęby. Arika, patrzyła na mnie. -Posłuchaj, wiem że to co ci powiedziałem, to tylko to co ja czuję. Nie zmuszę, cię do niczego. Ale nie dam, rady być twoim przyjacielem. Bardzo bym chciał, ale to co do ciebie czuję jest zbyt silne. Jeśli powiesz, mi teraz że nie czujesz do mnie nic, pogodzę się z tym. Pogodzę, i odejdę. Ale to nie zmieni moich uczuć -dodałem z zamkniętymi oczami. Dziewczyna milczała. Westchnąłem, i otworzyłem oczy. Patrzyłem na ścianę, nie chcąc krępować dziewczyny swoim spojrzeniem.