Spojrzałem się na czarownika, lekko zakłopotany. Byłem jakby w innym świecie. Ocknąłem się.
- Tak, oczywiście - przytaknąłem, nie słysząc nawet pytania. Straciłem na chwilę dech, po czym spojrzałem się na Babe'a. Ten uśmiechnął się lekko, kiwając głową po czym wyjął swój telefon.
-Więc...?- ponaglił. Ocknąłem się i momentalnie, zagryzając usta wyciągnąłem telefon z kieszeni i podałem czarownikowi. Przełknąłem ślinę. Ten wpisał numer do swojego telefonu, po czym oddał mi mój, lekko się uśmiechając.
-Alec! Chodź już - ponaglała Izzy, łapiąc mnie za ramię i lekko cisgnąc w stronę wyjścia. Zdążyłem tylko przeprosić wzrokiem gdy zniknąłem za podwóknymi drzwiami.
Od Aleca CD Magnus
Od Williama CD Lzzy
Od Williama CD Kate
Od Magnusa CD Alec'a
Oliver Sykes
Imię: Chciałby zwalić cię z nóg samym brzmieniem jego imienia, albo opowiedzieć całą historię swojego życia zawartą w tych kilku literach, szczycić się tym że na dźwięk tego imienia wszystkie stworzenia w różnych zakamarkach świata drżą ze strachu. Jednak, nie może. Powiedzmy, że posiada dwa imiona wraz z osobowościami. Jest to raczej na co dzień Oliver. Drugie imię brzmi Scott. Wszyscy mówią na niego Oli, widocznie są zbyt leniwi aby wymówić te trzy dodatkowe literki. Posiada też przezwisko Olober, które można przyjąć jako jest przezwisko.
Osoba która jest doskonałym aktorem. O wielu maskach, twarzach, podglądach i myśli. Każda ma swoją własną rolę w życiu Olivera.Do osób, których nienawidzi. Do tych, których kocha. I do rzeczy których nie rozumie i próbuje sobie lub innym wyjaśnić. Wkrótce jednak z biegiem czasu stały się jego częścią, od której nie sposób się uwolnić. Każda rana nas kształtuje. Każda blizna zbuduje nasz tron. A patyki i kamienie które w nas rzucali, zbudują nasze imperium. Rzuć go wilkom na pożarcie a jutro wróci jako przywódca watahy. Po prostu bij go, aż będzie silny. Postać bardzo... Kontrowersyjna. Wyróżnia tą wyjątkowe oraz niezrozumiane spostrzeżenie na świat i otoczenie. Jakie są pozory co do niego? Nieprawdziwe i łatwo w nie uwierzyć, nie odkrywając tego innego Olivera. Jest twardym, zimnym kryształem lodu pod którym kryje się miękki i ciepły puch. Gdy się go jednak chociażby troszeczkę zniszczy, od razu w jego ślepiach zobaczy się żałosny smutek, czy też obojętność. Ma ochotę podciąć sobie żyły, aby bawić się w własnej krwi. Zabić się dla pieprzonej zabawy. Jedyne co go od tego powstrzymuje, to spora dawka narkotyków które wstrzykuje sobie po nocach. Może właśnie dlatego ma tak zmienny nastrój?Nie przejmuje się wszystkim. Na pewno. W sumie, ich życie, niech robią co chcą. Decydują o sobie, o własnym niszczeniu ciała i psychiki. A w środku bierze ich problemy jako swoje. To cholerny zazdrośnik, zazdroszczący nawet lepszych relacji innej osoby z... Tą, którą się pokłócił. Mimo takiego wstępu charakteru, od zawsze jest nienaturalnie nieśmiały. Niby nie boi się zbytnio innych,, czy też pomóc przy pierwszym spotkaniu, ale.... Wstydzi się mówić. Rozmawiać. Że przestanie myśleć, jak to typowe u niego i palnie jakieś głupstwo, które wcale nie jest prawdziwe. I skłamie. To jakby jego fobia i słabość. Może to dziwne, lecz wiele osób, w tym płci pięknej wręcz rzuca się mu na szyje. Niby jest przystojny, ma wielkie powodzenie, nie AŻ tak złą przeszłość (No dobra, to było kłamliwe) i osoby czy rzeczy przy sobie które kocha (czyt. przyjaciele, muzyka, tatuaże) jednak... Ciągle mu czegoś brakuje. Bije od niego chamstwem i buntem, jednak to tylko przyzwyczajenie innych. Może i jest to buntownik. Opinia ludzi o nim jest przeciągnięta. Czasem jest tak, iż tylko nie odezwie się żadnym słowem, a wszyscy od razu zaczną mówić ,,Oli ma dziś zły dzień. Zostawmy go." i spojrzą na niego ze współczuciem, co załatwia mu spokój na cały dzień. Jest po prostu.... Naprawdę wpływowy. Szybko zdobywa zaufanie innych, lecz... Zniewalająco prędko je straci. Wystarczy że będzie chciał jak najlepiej, a to sprawia, iż od razu to psuje. Zazwyczaj nie rusza go widok smutku czy łez głównie z jego powodu, damskie. Miliony razy je widział i sam posiadał. Jednak w środku jego organizmu coś krzyczało, że powinien działać. Jest pieprzonym hipokrytą. Zdecydowanie jest fałszywy. Niby aniołek. Przecież każdy ocenia po jego ,,boskim" wyglądzie. Jest małomówny. Czasem nie odzywa się w ogóle, czasem tylko jak jest potrzeba lub krótko odpowiada. To zdecydowanie nie ten typ, co zakochuje się od razu. Na jego zaufanie pracuje się co najmniej rok, Dla ciebie, 11 miesięcy. Zazwyczaj, jeśli chodzi o jego byłe partnerki, były jego miłością na jedną noc i chwilowym zauroczeniem. Z każdą tak było, jest i będzie. Więc nie warto liczyć na coś więcej niż se*s. Nie jest żadną ciotą, babą ale ma w środku trochę wrażliwą osobowość. Nie przepada za nowymi znajomościami, wystarczą mu osoby które ma w tej chwili przy sobie. Lub jak nie, to sam sobie. Aczkolwiek to nie znaczy, że zawsze ich odrzuca. jeśli zobaczy swoją ,,bratnią duszę" w oczach drugiej osoby, może ,,porozmawiać" chociaż przez... 5, 10 minut? Tak. To jak na niego bardzo dużo. Cóż, trudno określić jego podglądy. Czasem, zachowuje się jak optymista - musiał albo się na ćpać, albo nachlać lub coś wziąć. Na ogół wydaje się być pesymistą. Lecz to zdecydowanie realista.
Mogę wyglądać na szczęśliwego, ale szczerze, kochanie,
uśmiechałbym się tylko wtedy gdybyś przecięła mnie od ucha do ucha.
Ta.... Uśmiech u niego jest rzadkością. Wiele osób mówi, że ten szczery i prawdziwy jest naprawdę piękny. Ale mało rzeczy go u niego wywołuje. Czasem uniesie jeden kącik ust niepostrzeżenie. Może wtedy, kiedy podśpiewuje, lub po prostu będzie to... Smutne, fałszywe? O tak. Jest raczej niewiernym osobnikiem, lubiącym, się czasem zabawić. Jest to ciemna strona naszego Olivera. Lecz to pewnie ze zdrady ważnej dla niego osoby teraz stał się kochliwy i kłamliwy. Zawsze miał cierpliwość i zachowywał się normalnie, aż miał dość niesprawiedliwości na tym świecie. Teraz wierzy tylko w prawa pięści i kłów. Mimo, iż czasem ma ochotę pozabijać siebie i innych, uważa iż każdy ma prawo do życia. Dlatego nie skrzywdziłby nawet muchy. W środku bardzo cierpi, a jak każdy chyba tego nie okazuje. Jest neutralny, traktuje cię tak samo jak ty jego. Szacunek za szacunek, chamstwo za chamstwo. Nigdy już nie daje drugiej szansy, po prostu... Zamiast tego daje w mordę. Jest bardzo mściwy, a w połączeniu tego z jego doskonałą pamięcią każdy kto chociażby złymi manierami zajdzie mu za skórę ma przesrane przez najbliższe dziesięć lat. Chociażby miał niedowład kończyn. Ma wiele leków, a swoich demonów nie może utopić. One wiedzą... Jak pływać. Co dzień w nocy jest budzony przez ten sam, lub inny koszmar. Z imadłem lub innym przekleństwem... To główny powód jego obaw. Typowa oaza spokoju, prowokuje bez zaciskania pazurów. Zazwyczaj ostrożny i ryzykuje tylko jeśli jest ogromna potrzeba. Jest ostry, namiętny i bezlitosny. Jego orężem są zwykle cięte i dobrze wymierzone odzywki, chociaż swój potencjał ukazuje również w walce pod czas, której bacznie obserwuje własnego przeciwnika i nie czyni żadnych, zbędnych czy pochopnych ruchów. Jest wybitnym strategiem, a bynajmniej dobrze planuje każdy swój dalszy krok i ma świadomość, iż jednym, złym posunięciem może wszystko zniszczyć i zacząć swą ciężką pracę od samego początku. Tylko cel trzyma go jeszcze przy życiu i gdyby ten go nie znał, już dawno zdecydowałby się skończyć ze swą szarą egzystencją. Wydaje się być typowym bad boy'em któremu wszystko można. Nie uważa się za takiego. Raczej ma tajemniczy, skryty charakter i wszystko zamyka w sobie, jak również - własny ból. Nikomu nie wyżala się, uważa to za lekko żałosne. Czy też... Nie ma komu. Mimo że jest seksoholikiem i masochistą nie jest jednym z tych zboków jarających się erotyką. To dla niego... Jakby pewien rodzaj zabawy i naturalna rzecz. Wiele osób bierze go za Oliver'a Scott'a Pierdolonego Sykesa. Znaczy to, że go nienawidzą. A on pokochał patrzące na niego z goryczą wzroki. A nie te kochające i podziwiające. No wiecie, tak było...
Wszystko co kochałem stało się tym co straciłem
Czasem niektórzy mogą spotkać go samego nad mostem. Smutnego, czy też płaczącego. Nie licz na to że odpowie ci co się stało. Ucieknie, zostawi cię, a potem już nigdy nie pokaże... No chyba, że jakimś dziwnym trafem go znowu napotkasz. A to mało możliwe. Stara się cieszyć z życia. Czasem mu to wychodzi, raz trochę mniej... Młody łotr, którego żadna śmierć nie ruszy. Chuligan.
Rzadko przeklina i jest wulgarny, wyjątkiem jest gdy... Krzyczy lub się naprawdę zdenerwuje, a go trudno wyprowadzić z równowagi. Nie przedstawia się byle komu, wpierw trzeba zdobyć jego zaufanie, a to jest nie lada wyczyn. Gdy ktoś choćby próbuje to osiągnąć, Olober bez trudu to wyczuwa i robi wszystko, by mu to uniemożliwić. Zazwyczaj udaje mu się to osiągnąć, zaś innej osobie nie. Chyba, że pojawi się ktoś wyjątkowo wspaniałomyślny, cierpliwy i uparty… to jest szansa, ale przeważnie taka osoba umie się wykazać i stracić jego zaufanie po przynajmniej kilku minutach, maksymalnie po kilku dniach. Czasem patrząc w jego oczy czuje się zupełne zmieszanie, gdyż te pokazują odwrotność jego charakteru, który ukazuje. Nie jest specjalnie pomysłowy, przynajmniej nie wtedy, gdy nic się nie dzieje. Gdy pojawi się niespodziewana sytuacja, umie z niej szybko wybrnąć w miarę bezpieczny sposób. Inteligentny. Cudze tajemnice są u niego bezpiecznie, nie wygaduje ich, nawet, jeśli dowiedział się o nich od kogoś, kogo nie cierpi. Dyskrecja to jedna z jego naprawdę niewielu zalet. Umie doskonale tłumić w sobie emocje. Psychicznie jest już wyczerpany, pewnie dlatego... Posiada ogromne poczucie humoru, które rzadko komu udaje się zauważyć. Jest nadpobudliwy i kocha głośne imprezy. Uwielbia się droczyć ze wszystkim co się porusza. Zazwyczaj wieczorem zamiast leżeć w łóżku włóczy się po ulicach byle tylko nie zacząć następnego dnia. Nie, nie dlatego że się go boi. Robi to wtedy kiedy zdaje sobie sprawę że nie zrobiła niczego pożytecznego w tych dwunastu godzinach. Owszem, nie należy do optymistów za to nie myśli o życiu jako o czymś złym. Ma jednak wielce rozbudowaną wyobraźnię i kiedy tylko zechce może utworzyć w swoim umyśle naprawdę nadzwyczajne rzeczy. Nie znosi gdy ktoś mu rozkazuje - zazwyczaj w taki momencie rzuca pierwszym, lepszym przedmiotem o ścianę (w większości ofiarą jest krzesło). Zależy to od osoby z którą rozmawia. Dla bliskich zrobiłby wyjątek i nie rozwaliłaby nieszczęsnego mebla. To jedna wielka niewiadoma. Nikt jeszcze nie zdołał pojąć jego skomplikowanej osobowości, należy bowiem do osób nieprzewidywalnych, po których nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Niezależnie od sytuacji, zawsze ma do wyciągnięcia jakiegoś "asa", którego na pewno nie będziesz w stanie przewidzieć, zaś swoje zdanie potrafi zmienić szybciej niż byś zdołał pstryknąć palcami, zazwyczaj jednak trzyma się jednej myśli. Każdy, kto zna Scott'a twierdzi, iż ma bardzo trudny charakter, lecz słowa te nie są w stanie opisać jego prawdziwej natury. Jest nieugięty oraz nieustępliwy, dlatego nie wchodzi się z nim w jakiekolwiek konflikty, gdyż i tak postawi na swoim. Chyba, że twój pomysł okaże się naprawdę dobry - wtedy możliwe, że go wykorzysta, lecz i tak w pewien sposób przekształci, mając też coś własnego na podorędziu. Nie znaczy to, iż nie można dojść z nim do porozumienia, wręcz przeciwnie - jeśli jest w dobrych humorze, szansa na to, że dopniesz swego jest całkiem możliwa. Przeważnie, co raczej łatwo można zauważyć, nie odzywa się bez wyraźnej ku temu przyczyny, lecz jeżeli zajdzie taka potrzeba - mówi krótko, zwięźle i wyraźnie, niekiedy tylko walnie jakąś niezrozumiałą metaforą bądź cytatem, doprowadzając tym samym do szału swojego rozmówcę. Również sarkazm i cynizm stoją u nim na porządku dziennym - potrafi dobrać je adekwatnie do sytuacji i wystrzelić perfekcyjnie niczym z karabinu maszynowego tak, że kompletnie nie będziesz wiedział, co odpowiedzieć. Nie raz też rzuci w twoją stronę jakąś kąśliwą uwagą wraz ze swym zadziornym, prowokującym uśmieszkiem. Boi się zbliżenia, lecz nienawidzi być sam. Udaje że lubi samotność i cię nienawidzi, a tak naprawdę czuje się dobrze z tobą. W swoim istnieniu kieruje się kilkoma, ważnymi przymiotami. Jedna z nich to przede wszystkim wolność , czyli to, co mu kiedyś odebrano. Uparcie wierzy w to, iż my sami decydujemy o swojej wolności, a nie inni. Możliwe, że to wszystko, co nas otacza nie istnieje, lecz jest tylko nader przypominającą rzeczywistość ułudą. Bowiem nikt nie zna całej prawdy o tym świecie, wszędzie zakamarkach kryje się jakaś tajemnica, której prawdopodobnie żadna istota nigdy nie pozna. Niezależnie jednak od tego, czy uniwersum, w jakim żyjemy jest autentyczne, czy też nie, tylko my powinniśmy wyznaczać granice swojej rzeczywistości. Niestety, prędzej czy później zawsze stajemy się jedynie pionkami w czyjejś grze… Może czasem to nawet i lepiej? Pamiętaj, że odpowiedzi kryją się w każdym z nas, z osobna - musimy tylko je odkryć w odpowiednim czasie. Czego zaś "nie lubi", o ile można by tak to nazwać? Gnojków bez uczuć, którzy wywyższają się ponad innych i myślą, że wszystko im wolno. Stara się za wszelką cenę naprostować ich na właściwą drogę, oczywiście wedle własnych, niecodziennych sposobów.
Inne zdjęcia:
Kontakt: кℓαυ∂ιυℓα
Od Nathaniela - C.D Delli
- Ale i tak musisz ich przestrzegać - zauważyła uśmiechając się
- Dla mnie zawieranie porozumień jest bez sensu - powiedziałem
- A co ci w nich nie pasuje?
- Wszyscy wiedzą, że nasza rasa jest najsilniejsza, nie potrzebuję z nikim się bratać - odparłem - A już na pewno nie z krwiopijcami, którzy są jak karaluchy wyłażące w nocy a za dnia chowające się w zakamarkach.
- Powinieneś się bardziej pilnować - podeszła bliżej i spojrzałem na nią z zaciekawieniem - Nie radzę sobie z nas żartować
Zaśmiałem się i wstałem ze schodka. Rozejrzałem się po okolicy. Nikogo wokół nie było, byliśmy sami.
- Nie sądzisz chyba, że byłabyś w stanie mnie pokonać. Jesteś tylko ty. Tak sama i słaba...
- Nie prowokuj - powiedziała ukazując ostre kły - Wiem co planujesz, nie dam się sobą bawić.
- Kiedyś, gdy zabiło się Podziemnego zagarniało się jego majątek jako łup - kontynuowałem ignorując jej wypowiedź - Ale teraz Prawo tego zakazuje, szkoda...
Zeskoczyłem ze schodka na którym stałem i podszedłem do dziewczyny stając bardzo blisko niej.
- Tylko, że ja nie przestrzegam Prawa, zakazy są po to, aby je łamać - dodałem próbując ją ugodzić ostrzem, ale ta dzięki wampirzym zdolnością odskoczyła kilka metrów dalej.
(Della?)
Od Delli do Nathaniel'a (CD)
- Jesteś wampirem, niczym się nie różnisz od pozostałych Podziemnych - odparował.
- Żebyś się nie zdziwił. Radziłam sobie już z niejednym Nefilim. Czym się różnisz od tamtych?
- Jestem znacznie lepszy - uśmiechnął się złośliwie.
Zaśmiałam się, przy okazji błyszcząc białymi i ostrymi kłami.
- A do tego jaki skromy - śmiałam się dalej.
- Zaraz na prawdę rzucie w ciebie tym ostrzem.
- Nie zrobisz tego - powiedziałam rozbawiona
- Skąd możesz być tego taka pewna?
- Bo nie pozwalają wam na to Porozumienia. A Nefilim wariują na punkcie przestrzegania Praw.
<Nathaniel?>
Od Raphaela CD Renesme
Renesme uciekła w głąb lasu. Była rozpłaka i kompletnie załamana. Pokręviłem głową i usiadłem na jednym z pni. Na rqzie bez sensu było gonienie jej, była zbyt załamana na rozmowę, a tylko mógłbym pogorszyć sprawę. Urwałem kępek trawy i zaczełem się nim bawić. Było cicho, słychać było tylko szelest drzew i szum, który był typowy w tej części lasu. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Było to bardzo niepokojące. Coś, jakby przemieszczało się pomiędzy krzakami, i zaraz znikało. Rozglądnąłem się , wypatrując czegoś co byłoby podejrzane. Wstałem i obszedłem dookoła kilka drzew, dolładmie im się przypatrując. Stając przy jednym, wydawało mi się dziwne, jakby oddychało, a jego kora poruszała się. Chwyciłem mocno za jedno z gałęzi i pociągnąłem.
-Kim jesteś?- wydarłem się groźnie, pokazując kły do próbującego wstać podziemnego.
Ten szybko się otrząsnął a potem wstał. Otworzyłem szeroko oczy, a moja szczęka rozluźnika się.
- Magnus Bane - podniosłem brew, zakłafając ręce na pierś.
- We własnej osobie - ukłonił się , wykonując charakterystyczne dla niego ruchy.
- Nie uważasz że to dziecinne? - Podsłuchiwanie?- przeweóciłem oczami. Ten tylko pokiwał sarkasyucznie głową.
-Interesuje mnie ta dziewczyna.... - wskazał palcem za mnie. Spojrzałem przez ramię. A potem się odwróciłem.stała tam zapłakana Renesne, z rozmaxanym makijarzem który spłynął po jej policzkach.
Od Renesme - c.d Raphael
- Wstawaj - wyciągnęłam do niego rękę - chyba, że chcesz nadal mieć twarz w tej ziemi - podał mi rękę i pomogłam mu wstać. Wzięłam swoje rzeczy leżące na ziemi i popatrzyłam na niego.
- Wracamy - odparł szybko.
- Nie - powiedziałam poważnym tonem. Odwrócił się w moją stronę.
- Nie możesz iść do łowców rozumiesz? A teraz wracamy.
- Nie chce iść do... - zobaczyłam za nim spalony dom - do łowców... - poszłam w stronę domu. Raphael niechętnie poszedł za mną. Zobaczyłam wokół spalone domy. Zaczęłam słyszeć krzyki i złapałam się gwałtownie za głowę.
- Renesme? - spytał podchodząc. Otworzyłam oczy i zobaczyłam na drzewie znak nieskończoności. Dotknęłam go i znalazłam się jakby w innym planie. Wszystko płonęło, słyszałam krzyki. Gdy opuściłam rękę wszystko było normalne.
- Renesme? - spytał zaniepokojony.
- To tutaj... - wzięłam go za nadgarstek i jego ręką dotknęłam znaku. Byliśmy znowu w palącej się wiosce. Krzyki bólu, strachu i śmiechu obijały nam się o uszy. Wnet pokazała nam się scena z dwoma osobami.
- Shira... - powiedział wilkołak - Zabierz Reni... - zacisnął zęby - nie pozwól, by ktoś zabił naszą córkę... - po tych słowach umarł. Kobieta popatrzyła na mnie przytulającą się do misia.
- Renesme! - wzięła mnie na ręce i uciekła z domu. Kobieta dała małą mnie mężczyźnie, a sama wyciągnęła miecz.
- John nie żyje... poświęcił się dla niej... - powiedziała Shira ściskając rękojeść miecza.
- Oddaj ją po dobroci - wyciągnął sztylet. Słyszałam mój płacz.
- Ona nie jest moim dzieckiem! - krzyknął - to pomyłka! Jej prawdziwy ojciec zginął! właśnie przed chwilą!
- Kłamiesz! - nagle na łowców wyskoczyło jakieś stado wampirów, które żuciło się z kłami na łowców.
- Zabierz ją - warknął jeden wampir. Gregory natychmiast ze mną uciekł i schował gdzieś w kartonie. Uspokajał mnie i z łzami przytulił do siebie. Odbiegł i przed swoimi oczami zobaczyłam śmierć Gregory'ego. Puściłam znak, a moje oczy były szkliste.
- Renesme... - Raphael wyciągnął do mnie rękę.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam z łzami w oczach odpychając go. Uciekłam gdzieś wgłab lasu i usiadłam nad rzeką. Zaczęłam płakać. Pierwszy raz tak się rozbeczałam... wszyscy z mojej rodziny zginęli prze ze mnie... dlaczego...
Od Rosaline
. Może zaczniemy, od początku mojej dziwnej historii. Jako mała dziewczynka, interesowałam się zjawiskami paranormalnymi, wierzyłam w duchy i demony, wampiry i wilkołaki. W dniu moich 6 urodzin, zaczęłam rysować dziwny znak. Mój ojciec zachowywał się jak histeryk, zabierał mnie do dziwnych ludzi którzy patrzyli na mnie, jak na rzeźbę w Muzeum, nie pozwalał wychodzić mi na podwórko i bawić się z przyjaciółmi. Jednak jako naiwna dziewczynka myślałam że robi to dla mojego dobra. Tak więc spędzałam, czas. Bawiłam się z Pufim naszym Yorkiem, śpiewałam, tańczyłam, i ciągle rysowałam ów dziwny znak. Pewnej nocy usłyszałam jak tata obija się po kuchni. Poszłam aby poprosić go, o trochę ciszy i wtedy to zobaczyłam. Znak... ten sam który nieprzerwanie rysowałam, ten sam który teraz widniał na jego ramieniu.
-Tato, co to? Czy to to samo co rysuję? - podeszłam i dokładnie obejrzałam jego ramię i zauważyłam dziwną szkatułkę. Tata nie pozwalał mi jej dotykać, ponoć to należało do mamy. Ciekawa sięgnęłam, po szkatułkę i wtedy tata złapał mnie za rękę, szarpiąc mnie jednocześnie prowadząc do pokoju.
-I masz nie wychodzić! Zrozumiałaś?! - ten krzyk. On tak przeraźliwie krzyczał, pierwszy raz widziałam go tak wściekłego. Zalewając się łzami, pokiwałam głową. Jego szare oczy się zamknęły, a on wyszedł i zamknął drzwi.
Dziesięć lat potem, w dniu moich 16 urodzin nic się nie zmieniło. No może oprócz tego, że ojciec pozwolił mi wyjść z przyjaciółmi do klubu. Szykowałam się niecałą godzinę, z pomocą przyjaciółek. Miał iść z nami Zayn, który podobno się we mnie zadurzył. Nie wierzyłam w to, ale im nie da się niczego wytłumaczyć co chwilę wybuchałam cichym śmiechem, czy przewracałam oczami. Około 19:30 do moich drzwi ktoś zapukał, poprawiłam moje długie włosy i podbiegłam, aby otworzyć. Wszyscy byli w komplecie, jednak ja nie byłam całkowicie w nastroju do świętowania. Mój ojciec wyszedł o świcie i nawet nie zostawił mi kartki, z życzeniami. Ja jednak, miałam plan. Chciałam uciec z domu, dlatego w torebce miałam ubrania na zmianę bo w sukience trudno byłoby uciekać przed glinami. Bawiłam się jak nigdy, jednak czułam się obserwowana i gdy się odwróciłam, potwierdziły się moje obawy. Cholernie blady chłopak, o czarnych włosach i zielonych oczach patrzył na mnie. Miałam wrażenie że nawet nie mrugał, nie spuszczał ze mnie wzroku. W pewnym momencie, do chłopaka podeszli inni. Moją uwagę, zwrócił chłopak ubrany na styl Bad Boya o blond włosach. Obserwowałam ich, i w pewnym momencie dziewczyna która stała na uboczu, spiorunowała mnie wzrokiem. Blondyn siłą zaciągnął chłopaka do jakiegoś korytarza a reszta podążyła za nim. Po około 20 minutach, usłyszałam przeraźliwe wycie, strzały i krzyki. Nie myśląc pobiegłam do korytarza z którego dochodziły wrzaski. Nasłuchiwałam. Nic nie było słychać, krzyki ucichły a ja czułam że ktoś mnie obserwuję. Nagle mgła otaczająca mój umysł, opadła i weszłam do toalety, założyłam podarte jeansy, czarną bluzę z kapturem i adidasy.
Wybiegłam tylnymi drzwiami, na plac na którym stało kilka samochodów. Parking dla pracowników. Nałożyłam kaptur na głowę, chowając włosy i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Ulice były opustoszałe, światła w mieszkaniach pogaszone. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, miałam 100 nieodebranych połączeń od ojca ale zignorowałam je. Spojrzałam na zegarek i z zdziwieniem, spostrzegłam że było już po północy. Gdy szłam najbardziej oddalonym chodnikiem gdzie, nie było nawet kawałka światła usłyszałam przyciszone głosy i tupot stóp na których były ciężkie buty. Powoli odwróciłam głowę, i spostrzegłam dwóch mężczyzn. Mieli około 30 lat, i patrzyli na mnie. W przypływie paniki, przyśpieszyłam kroku po czym zerwałam się biegiem i wbiegłam do najbliższej uliczki. Jednak na jej końcu, była ceglana ściana. Usłyszałam śmiech i odwróciłam się, przodem do mężczyzn.
Jeden z nich, wyciągnął rękę a ja zacisnęłam powieki. Nagle usłyszałam krzyk i wycie, natychmiast otworzyłam oczy i dostrzegłam owego blondyna z klubu. Zerknęłam, na ciała mężczyzn które w kilka sekund zniknęły.
-Spokojnie, nic ci nie zrobimy - odezwał się blondyn tym samym zwracając moją uwagę - Jestem Jace.
Patrzyłam chwilę, na chłopaka a potem na jego towarzyszy i cichym drżącym głosem powiedziałam.
-Jestem Rosalie. Rosalie Reed. Co im zrobiliście?
-Nic takiego. Spokojnie, to nie byli ludzie.
Pokiwałam głową, a potem widziałam tylko ciemność, słyszałam jak Jace podchodzi do mnie, czułam jak się unoszę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że to spotkanie odmieni moje, życie raz na zawsze...