Od Lillianny cd. Aleca
Od Aleca CD Lilianna
Przewracając się z boku na bok, z każdą sekundą robiło mi się coraz goręcej. Ciepła, duszna noc nie pozwalała mi na spoczynek. Odetchnąłem, otwierając oczy. Chwilę wpatrywałem się w sufit. Nie chciało mi się wstać, sle nie usiedziałbym dłużej w tym gorącym.pomieszczeniu. Ociągając się, wstałem i zażuciłem.najbliżej leżące ubrania. Gdy wychodziłem z pokoju przez długi korytarz przebiegło echo pisku drzwi. Zastczałem.w obawie że kogoś obudzę. No bo kto o tej porze nie spi? Chyba tylko ja. Juz po kilki minutach stresu, i prób cichego przemieszczania się na skrzypiacych panelach, byłem.w zbrojowmi. Wziąłem.łuk i kilka najzwyklejszych strzał, no może ze dwie zatrute. Przezorny zawsze ubezpoeczony. Nawet na spacerze może pojawć się demon,prawda? Gdy wychodziłem z pomieszczenia, chwuciłem.jeszcze szybko skorzane rękawiczki, przeznaczone do łuku. Lubiłem je, były wygodne i praktyczne, a to najwazniejsze. Wychodzac z instytutu narobiłem niezmiemskiego hałasu przez co mama się obudziła. Zaspanym krokiem wyszła z pokoju i rozglądneła się. Na szczęście zdązylem się schować. Modliłem.się jedynie by nie próbowała dociekiwać kto lub co było przyczyną jej przebudzenia. Miałbym.kłopoty.
~~~~~~
Drzewa szumiały pośród granatowego nieba na którym kontrastował prawie biały księżyc, a lampy oświetlały chodnik którym właśnie szedłem. Wiatr rozwiewał moje krótkie, czarne włosy. Było przyjemnie. Nawet bardzo. Moje ciało po chwili przestało się zagrzewać i w końcu nie było mi gorąco. Przechodząc koło mostu manhattańskiego, oparłem.się o barierkę i podziwiałem widoki. Spokój i cisza którymi mogłem delektować się w te piękne chwile. Zamkmąłem.oczy, by oddać się przemyśleniom. Nie mineła chwila gdy zerwała się nagła ulewa. Jak grom z jasnego nieba. Zaczeło grzmieć, a niebo przysłoniły czarne chmury. Co się dzieje? Podbiegłem pod jeden z dachów, na uliczce pełnej markowych sklepów. Mimo tego, że deszxz padał dopiero od kilku minut, byłem.przemoczony. Po t-shircie spływała woda, kapiąc raz po raz z jej rogów. Kołczan był zalany,a pióra strzał posklejane. Przexzesałem nasiąknięte wodę włosy, kaszląc.przestało być przyjemnie. Nagle, z oddali zauważyłem.coś dziwnego. Nie był to pies, ani kot. Było to id nich większe, i pełzało niczym ślimak, tyle że o wiele szybciej. Zmarszczyłem brwi, ostrorznie idąc w stronę niewiadomej, trzymajęc za łuk. Jednak już po chwili musiałem biec, gdyz kreatura znikneła mi z oczu. Gdy biegłem, moj wzrok napotkał.plamę krwi, zmieszanej z wodą. Coś jest nie tak. Nagke usłyszałem.krzyk. Gwałtownie skręciłem w emwąską alejkę, na skróty. Już wiedziałem.że coś jesr nie tak. Byłem.prawie pewny źe to monstrum to demon. Silny demon. A ja mam tylko kilka zatrutych strzał. Gdy wybiegłem zza budybku moim oczom ukazała się dziewczyna. Leżała pod stertą śmieci, przygnirciona koszem. Syczała, a na jej twarzy malowało się znartwienie połączone ze strachem. Zanjemówiłem, cofajłc się o krok. Po drugiej stronie, kilkaset metrów dalej, powolnym krokiem zblizał się demon. Na mojej skórze pojawoła się gęsia skórka. Przełknąłem.ślinę, nie do końca woedząc co mam zrobią. Gdy wyouszczę strzałę w stronę potwora, zuci soe na mnie. Rozwscieczony. Jesli jednak tego nie zrobie, zabije tę dziewczybe.widzoałem to w jego pysku. Nie miałem czasu na decyzje. Złapalem dziewczybę, z całej siły ciągnac. Ta tylko krzykneła gdy noga ulozyla sie w nienaturalnym krztalcie. Co teraz? Co mam robic? Szybko rozgladnalem sie po okolicy. Przy jednym.z sklepów kilka mwtrow dalej były mosierzne kraty. Kanały. Z tego co pamoetalem mielismy kilka tajnych przejsc. Byle to byl jeden z nich. Pociagnalem niedbale dziewczynę, nie wiedzac nawet jak pozniej wytlumacze sie z zaistnialej sytuacji. No bo co moze robic facet ubrany na czarno, z lukiem, w srodku nowoczesnego miasta? Demon zaczal biec, a ja nie majac wybory wypuscilem jeda ze strzal. Na szczescie trafilem, przez co potwor zostal na chwike unieruchomiony. Ten czas starczyl na wyhecie ciezkich krat. Szybko zaciagbalem dziewczybe do srodka, katem oka zerkajac na bestie. Strzala nie podzialala dlugo, juz po kilku sekundach poczulem przeszywajac bol w ramieniu. Potwor zasyczal, probujac uderzyc mnie jeszcze raz, lecz zrobilwm unik, przysuwajac krate blizej dzury. Jednym ruchem zeskoczylem na dół, zamykajac odwór. Padłem, przygworzdzajac sie do ściany, mocno dyszac. Udało się. Jesteśmy bezpieczni. Adrebalina puloowała w moich zylach, nie pozwalahac poczuc bolu zranionego ramienia. Przelknalem sline, patrzac ba lezaca dziewczyne. Nie wiem czy byla przytomna. Nie widzialem jej twarzy bo garsc srebrnych wlosow spadala jej na twarz. Z gory dobiehaly jeszcze odglosy syczenia i wsciekle wrzaski lecz z czasen umilkly. Demon odsszedl
Od Lilliany
Różowe i żółte neony kawiarni przykro raziły mnie w oczy, a smakowity zapach dobiegający ze środka przypominał żołądkowi o tym, jak bardzo jest pusty. Stwierdziłam, że lepiej jednak będzie zjeść coś na mieście. Skręciłam więc w opustoszałą uliczkę, zajmowaną tylko przez stado kotów, ptaków i rozmaitych odpadków. Zamierzałam przejść na skróty w kierunku centrum, gdzie jadłodajnie wyglądały nieco bardziej zachęcająco niż w owym miejscu. Kiedy usłyszałam chrzęst i ciche powarkiwanie, stwierdziłam, że to pewnie jakieś dzikie zwierzę polujące na mysz znajdującą się za kontenerem ze śmieciami. Uśmiechnęłam się pod nosem, wciąż zmierzając w coraz gęściejszy mrok. Jednak te dziwne odgłosy były coraz głośniejsze, jakby się zbliżały, jednocześnie pojawiało się niepokojące bulgotanie. Wciąż idąc, zarzuciłam włosy za ramię, próbując dyskretnie rzucić okiem na scenę, która rozgrywała się za mną. Nic nie zauważyłam, odgłosy przypominały teraz syk połączony z kilkoma szeptami, co wprowadziło mnie w osłupienie.
Gwałtownie odwróciłam się, rozglądając czujnie na wszystkie strony, jednak wciąż nic podejrzanego nie znajdowało sie w moim polu widzenia. Jak na zawołanie, wraz z moim rosnącym strachem, zerwał się gwałtowny wicher, roztrzepując białe włosy na wszystkie strony. Z przerażeniem odwróciłam się z powrotem, szukając źródła dźwięku.
Wrzasnęłam.
Centymetr przed moją twarzą znajdował się ryj ogromnej bestii przypominającej mieszankę człowieka, szczura i byka. W słabym oświetleniu widziałam tylko jej uśmiech, jakby zapożyczony od rekina, rogi, krwistoczerwone usta i czarne oczy. Gwałtownie cofnęłam się, odwracając i uciekając ile sił w nogach, jednak nie minęła nawet sekunda, a jakaś macka oplotła mnie w pasie i przyciągnęła do twardej piersi wiadomego osobnika. Czułam spływający po karku zimny pot, niczym zapowiedź rychłej katastrofy. Wbiłam długie paznokcie w to obrzydliwe odnóże i wysłałam w jej kierunku tyle wiązek elektrycznych, ile mogłam w strachu z siebie wykrzesać. Ciemny zaułek rozświetlił się, jakby trafił tam prawdziwy piorun, a karykatura została odrzucona kilka metrów w tył. Wiedziałam jednak, że moja przewaga nie potrwa długo.
W strachu niechcący rozpętałam ulewę, więc teraz, uciekając, ślizgałam się na błocie i pozostawionych odpadkach. Szepty poszły za mną w pościg, z sekundy na sekundę coraz bardziej niecierpliwe, głośniejsze. Wydawało mi się, że raz po raz słyszę wściekłe, wysyczane "Seraphina, Seraphina" i modliłam się do wszystkich możliwych bogów, żeby to były tylko moje urojenia. Skąd demon miałby znać moje imię?
Właśnie, demon.
Uświadomienie sobie, przez co jestem ścigana, kosztowało mnie sporo nerwów, a co dopiero przyswojenie tej informacji. Z przeraźliwego strachu moje kończyny wypełniły się jakby piaskiem, przez co ucieczka wydawała się być pobożnym życzeniem. Co chwilę wpadałam w poślizg i przewracałam się, zdzierając sobie do krwi kolana, łokcie i dłonie. Niedobrze. Demon jeszcze łatwiej mnie wywęszy po zapachu krwi.
Kiedy upadałam po raz kolejny, chwyciłam się niefortunnie kontenera na śmieci i poleciałam na ziemię razem z nim, strasząc na śmierć mieszkające za nim zwierzęta. Wielkie metalowe podło przygniotło mi nogę. Usłyszałam tylko potworny chrzęst, zanim zalała mnie fala bólu nie do opisania, zupełnie jakby coś żywcem paliło mi skórę. Tymczasem potwór spokojnym, niemal nonszalanckim krokiem zmierzał w moją stronę, w ogóle się nie spiesząc, oblizując się. Przez niesamowicie długie nogi pokonywał dystans w zastraszającej prędkości. Przyzywając burzę z całych sił, jakie tylko miałam i wykorzystując całą jej energię do rychłej obrony, puściłam w noc jedno, ciche, błagalne słowo;
- P o m o c y.
<Ktoś chciałby uratować niezdarną czarownicę z opresji?>
Od Miyu
Lilliana Seraphina Dally
herondale.lilly@gmail.com
Miyu Golddragon
M O C
~
C H A R A K T E R
~
A P A R Y C J A
~
I N N E
~
H I S T O R I A
~
Doświadczenie: 0 / Kontakt: moonhorse [H]
moonhorse777@gmail.com
Od Logana CD Rachel
- Em... - nie wiedziałem, jak przerwać ciszę, podczaś której byliśmy wpatrzeni w siebie jak w obrazki. Było to dla mnie niezręczne. W końcu nowo poznana dziewczyna się ocknęła, pomachała głową, zamykała oczy co jakiś czas i wróciła do żywych.
- To... Co właściwie robiłeś pod gałęziami? - zapytała, a ja próbowałem sobie przypomnieć co właściwie się stało. Sensowniejsze pytanie by było takie, co ja praktycznie robiłem wczoraj. Nie miałem pojęcia, dlaczego niczego nie pamiętałem z poprzedniego dnia, dlatego oznajmiłem Rachel, że po prostu nie wiem. - Pomóc ci wyjść z lasu? - pokiwałem twierdząco głową i trochę kulejąc zacząłem iść wraz z dziewczyną w stronę wyjścia. Albo przynajmniej tak myślałem, bo skąd mogłem wiedzieć, czy zna kierunek wyjścia? Dopiero teraz moje zmysły zaczęły wracać do siebie, dzięki czemu mogłem wyczuć, że brunetka także jest wilkołakiem. Sam nie wiem czy mi to odpowiadało. Z jednej strony nienawidzę tych stworzeń, chociaż sam nim jestem, ale z drugiej strony chyba lepiej trafić na swojego, niż na przykład na jakiegoś łowcę czy wampira czy cokolwiek innego. Poczułem kolejny ból, ale tym razem ból brzucha. Po sekundzie do moich uszu doszło burczenie brzucha. Złapałem się jedną ręką za miejsce bólu i zacisnąłem zęby.
- Daleko do miasta? - zapytałem patrząc na nią kątem oka.
<Rachel?
Od Sebastiana CD Renesme
Zdumiony wytrzeszczyłem.oczy. Powiedzieć coś o sobie? Jasne. Czemu nie. Oparłem się o drzewo, zakładając ręce na piersi, po czym.spojrzałem w niebo mrurzac oczy.
-No więc tak - odchrząknalem. - kiedys mieszkalem w malym domku w wiosce na zachodzie. Jako maly chlopiec lubilem bawic sie patykami i udawqć ze walczę jak prawdziwy wojownik. Mialem kilku przyjaciół, ale pozarł ich niedźwiedź, w dodatku matka była prostytutką. - Dziewczyna niespokojnie się poruszyła. -Serio?
Spojrzałem na nią z ironią po czym zacząłem.się śmiać. -Myślałem, że skapniesz się na samym początku historii - przewróciłem.oczami po czym oblizałem spierzchnięte usta. Muszę wocic do kryjowki... Zostawilem tam za duzo waznych rzeczy. Ale w to słońce nie dam rady.
- Jak to jest być albinosem? Zapyrała nagle dziewczyna. Spojrzałem na nią, jakby urwała się z księżyca, po czym wzruszyłem ramionami. - Normalnie
Od Raphaela CD Hayley
-Dobra już dobra, i tak nie mam ochoty już z tobą gadać - machneła ręką, odwracając się w stronę lasu. Jej brąz włosy połyskiwaływ blasku księżyca a tali zlewała się z odchłanią ciemności.
-adiós - odporowadziłęm ją wzrokiem.
Od Cole'a do Raven (CD)
-O Cole, to ty -powiedział Raphael, z aroganckim uśmiechem.
-Chyba kogoś, zgubiłeś -powiedziałem patrząc na niego, przyjaźnie, z uśmiechem.
-Że co? Nie znam, tej dziewczyny -powiedział lekko, zaskoczony -Ale jest, wampirem. Chodźcie. Oboje -powiedział, gdy zobaczył że się oddalam. Zaprowadził dziewczynę, do jednego z pokoi a potem przyszedł do swojego gabinetu, w którym siedziałem ja. Nic nie powiedział. Po chwili, dziewczyna weszła do środka.
-Wiec, mój znajomy cię znalazł tak? -dziewczyna kiwnęła, głową patrząc na mnie -Więc, zanim porozmawiamy o czymś konkretnym, pozwól że się przedstawimy. Jestem Raphael Santiago.
-Ja jestem, Cole Carter. Chciałaś i masz, znasz moje imię -powiedziałem z uśmiechem.
-Cole, powiedz proszę czym się zajmujesz? -powiedział Raphael.
-Jestem, Nocnym Łowcą. Niszczę demony, które atakują przyziemnych -powiedziałem bawiąc, się palcami.
-Wiesz, o nas już prawie wszystko. Teraz ty. Kim jesteś? -zapytał trochę ostrzejszym tonem.
Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na Raphael'a.
Raven?
Od Raven CD Ktoś?
Był wtedy dzień. Jedyne co pamiętam to słoneczny dzień i jakieś miasteczko.
Nie było tam nikogo oprócz mnie. A teraz? Noc. Jakieś dziwne miejsce. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Porozrzucane meble, podrapane ściany. Wybite okna. Cały pokój wyglądał jakby przeszedł tędy huragan. Nie wiedziałam skąd się tu wzięłam. To miejsce, jakby opuszczone od wieków. Wychyliłam się przez okno. Puste, ciemne uliczki. Latarnie nie świeciły. We wszystkich oknach ciemno. Widać tylko budynki z rozbitymi oknami i księżyc na niebie.
-Dziwniejszego miejsca to już nie było...-wymamrotałam.
Znowu odwróciłam się do dziwnego pomieszczenia.
-Drzwi wyłamane z zawiasów. Zupełnie normalne jak na dzisiejsze czasy...
Za drzwiami były schody. Zeszłam na dół i wyszłam na ulicę. Pusto.
Weszłam do kolejnego budynku. Opuszczony szpital psychiatryczny. Drzwi się za mną zatrzasnęły.
-No super...
Podeszłam do okna. Skoczyć, nie skoczyć? Nie wiem. Znowu spróbowałam otworzyć drzwi. Wypadły z zawiasów.
-To już wiem czemu nigdzie nie ma normalnych drzwi...
Znowu wyszłam na ulicę. Po drugiej stronie leżał jakiś świecący kamyk. Podniosłam go. Zgasł, a po chwili znowu się zaświecił.
Popatrzyłam na budynek przed którym leżał. Był inny niż wszystkie. Dużo większy, i bardziej zniszczony. Weszłam do środka. Nie było żadnych schodów ani korytarza. Tylko drzwi. Powoli je otworzyłam i weszłam do środka. Wielki pokój. Z tyłu pod ścianą była wielka skrzynia. Podeszłam do niej i ją otworzyłam. W środku Było pełno starych ubrań. Wyciągnęłam wszystkie i znalazłam zawinięty w kawałek papieru taki sam kamyk ja ten, który leżał przed budynkiem.
-Co ty tu robisz?- usłyszałam czyjś głos za sobą.
-Eee... nic.- odpowiedziałam.
-Skąd się tu wzięłaś?
-Ja... Nie mam pojęcia. Obudziłam się w jakimś budynku i wyszłam na ulicę. Nikogo nie było więc poszłam kogoś poszukać.
-To znalazłaś.
-Kim ty jesteś?- spytałam.
-...
<ktoś?>
Od Cole'a do Ariki (CD)
-Co ty, wyprawiasz? -zapytała zaskoczona, i jednocześnie odwracając lekko lecz nie do końca wzrok. Przewróciłem lekko oczami. Czy każda, dosłownie każda dziewczyna musi tak reagować gdy, widzi mnie bez koszuli? A z resztą, mam to gdzieś. Uśmiechnąłem się, do Ariki.
-Czyżbyś się, wstydziła że chodzę do połowy rozebrany? -zapytałem, próbując powstrzymać śmiech.
-Nie! Ale, sądzie że nie powinieneś wstawać -powiedziała. Jej głowa, obróciła się trochę w moją stronę.
-Nawet, nie myśl że do czegoś mnie zmusisz -powiedziałem i natychmiast wstałem z łóżka, jednym szybkim ruchem. Dziewczyna patrzyła, jak podchodzę do szafki i biorę koszulę. Tak. Tą samą, którą miałem na sobie wcześniej. Była cała we krwi. Spojrzałem na dziewczynę.
-Co? Mam zostać, bez koszuli czy co? -zapytałem z podniesioną, jedną brwią.
Arika?
Od Lii do Cole'a
-Cześć Liia, co tam? Dość często, na mnie wpadasz -zaśmiał się.
-Cóż, to nie moja wina że zawsze jesteś tak, gdzie ja -również się zaśmiałam -Gdzie się wybierasz?
-Idę, na zwiad z Ariką, a ty? -zapytał patrząc, na bramę gdzie stała już Arika.
-Wrócę, do siebie. Nie będę cię, zatrzymać. Do zobaczenia -powiedziałam i ruszyłam w swoją stronę. Siedziałam jakiś, czas w oknie. Zastanawiałam się, czy moja rodzina dalej morduje niewinnych przyziemnych.
Cole?
Od Rosaline do Nathaniela (CD)
-Rose! -Nathaniel... nie, on nie może mnie znaleźć! Nie wiem, jak to zrobiłam ale, moje ramiona się rozpaliły tym samym, blaskiem co w bibliotece. Wyciągnęłam dłoń, i potwór znikł.
Zakręciło mi się, w głowie i upadłam na ziemię. Potem słyszałam, tylko nie wyraźne głosy. Jednak jeden rozpoznałam. Nathaniel.
-Rose! Znalazłem ją! -chwil potem, usłyszałam że ktoś do mnie podbiega. A potem, nie było już nic. Żadnego dźwięku, żadnego obrazu. Nic.
Nathaniel?
Od Nathaniela - C.D Rosaline
,, - Nic nie rozumiesz. I wątpię czy kiedykolwiek zrozumiesz - po tych słowach, wybiegła z Instytut''
Ona nikomu nie wytłumaczyła o co w tym wszystkim chodzi. Chciałbym jej pomóc, ale nie wiem jak. Na zewnątrz było już ciemno. Zapadła noc. Na niebie świeciły jedynie gwiazdy i księżyc.
- Rose! - nawoływałem ją kiedy przeszukiwaliśmy zaułki ulicy.
Wszędzie cisza, żadnego odzewu. Ruszyliśmy teraz grupą w stronę opuszczonych magazynów.
- Rose! - zawołałem po raz kolejny rozglądając się po terenie.
(Rose?)
Od Nathaniel'a - C.D Delli
- Żebyś wiedział - powiedziała gwałtownie po czym rzuciłam się na mnie.
Tylko na to czekałem. Uwielbiałem, jak komuś puszczały nerwy. Walka z wampirem to już coś. Ogromna adrenalina, dreszczyk emocji...
- No proszę... jaka zadziorna - powiedziałem unikając jej ataku.
Wściekła spróbowała ponownie , tym razem nie uskoczyłem, lecz złapałem ją za ręce i odepchnąłem do tyłu, tak ,że walnęła w ścianę. Słychać było charakterystyczny dźwięk i po chwili tylk budynku lekko odpadł.
- Mam jedną radę - powiedziałem powoli zbliżając się do dziewczyny.
- Jak już atakujesz to rób to szybciej, jesteś strasznie powolna - zaśmiałem się stając kilka kroków od niej. - Zawsze chętnie z tobą potrenuje - powiedziałem dobitnie ostatnie słowo i uśmiechnąłem się odchodząc trochę od podnoszącej się z ziemi wampirzycy. Teraz to już chyba jest wściekła.
(Della)
Od Nathaniela - C.D Lzzy
- Auć - powiedziała osoba stojąca przede mną
- Lzzy? - zaśmiałem się rozpoznając dziewczynę - Co robisz o takiej porze na dworze?
- Mogłabym spytać cię o to samo - powiedziała rozmasowując sobie czoło
- Niech będzie - westchnąłem - Lubię biegać rano - wyjaśniłem.
- Ja dziś w tym samym celu - uśmiechnęła się.
- Masz problemy ze snem? - spytałem ruszając spacerem w stronę bramy - Ja to najchętniej w ogóle bym się nie kład.
- Dlaczego?
- Koszmary - westchnąłem - Pewnie będziesz się śmiać, uważasz, że tylko dzieci je mają...
- Nie - zaprzeczyła od razu - Śnił mi się Castio...
- Kto to jest? - zapytałem
- Był... moim Parabatai - posmutniała nagle i się zatrzymała.
(Lzzy?)
Od Rachel CD Logana
- Jeszcze... Żyje... - westchnął załamany, obcy mi głos chłopaka. Pomogłam wstać na nogi osłabionemu.
- Jak się nazywasz? - zapytałam, podtrzymując chłopaka. Był upaćkany błotem i krwią. Swoim wyostrzonym węchem wyczułam, że to wilkołak.
- Logan - odparł trochę nipewnie.- A ty? - spojrzał mi prosto w oczy. Mój wzrok utkwił w czekoladowych, hipnotyzujących oczach chłopaka o kruczoczarnych włosach. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Jestem Rachel...-odpowiedziałam na pytanie Logana, wciąż wpatrując się w niego. Wyglądał jak mój ideał.
Staliśmy tak w totalnej ciszy wpatrując się siebie nawzajem.
Logan?
Od Ariki do Cole'a (CD)
Patrzyłam oszołomiona na chłopaka. Po tym wszystkim, brakowało mi słów. Czułam się tak, jakby wewnątrz mnie zalała burza sprzecznych emocji. Jakby chaos mnie zalewał, wciągał w ciemność, kusił i prosił. Nigdy się tak nie czułam. Nie umiałam zinterpretować tego, jak się czułam.
Oczywiście zmęczenie po ostatnich wydarzeniach również mi nie pomagało.
- Cole...ja... - nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słów. Chciałam ich wypowiedzieć miliony, a wszystkie ciążyły mi w gardle. Ściskały w klatce piersiowej, tańczyły przed oczami.
- Zrozumiem, jeżeli tego nie odwzajemniasz - wyszeptał, a przez jego głos przezierał ból. Nie byłam pewna czy było to spowodowane walką, czy obecną rozmową.
- To nie o to chodzi. - odpowiedziałam w końcu - Bo... Rany.... Nie wiem, jak ubrać to w słowa.
- Najlepiej prosto - zaśmiał się lekko, a ja uśmiechnęłam się na tę uwagę.
- Posłuchaj... To jest dla mnie nowa sytuacja. Dopiero się znamy, a ja... a ja jeszcze nie znam swojego serca. To nie tak, że nie odwzajemniam twojego uczucia. Czuję coś, ale nie potrafię tego nazwać. Jest to dla mnie nowość. Całe moje życie spędziłam w samotności, ignorowana i wyśmiewana przez innych. Nie wiem, jak powinnam się czuć, co odpowiedzieć. Ja.. Ja... - zaczęłam się plątać we własnych słowach.
Nic chciałam go w żaden sposób zranić. Był dla mnie ważny. Był pierwszą osobą, która się do mnie odezwała. Pierwszą osobą, która była gotowa mnie bronić. Byłam mu za to wszystko wdzięczna. Na samą myśl, że mogłoby mu się coś stać, bolało mnie serce.
I wiem, że czułam coś więcej.
Na razie nie potrafiłam tego nazwać.
Jednak wiem, że niedługo się tego dowiem.
A wtedy będzie lepiej.
<Cole?>
Od Logana
Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
A w rzeczywistości to spadłem z drzewa. Tak, z drzewa. Gałąź się połamała, a ja wylądowałem na twardej ziemi, która była pokryta suchą trawą. Gdy spadałem uderzyłem ciałem o parę gałęzi, co spowodowało ogromny ból na ciele. Przez chwilę leżałem na ziemi jęcząc z bólu, próbując sobie uświadomić co się właśnie stało. Gdy mój umysł przyswoił już upadek z drzewa, trzeba było sobie odpowiedzieć na nowe pytanie. Skąd się tu wziąłem? Otworzyłem oczy i się podniosłem. Było już jasno, a ja miałem podarte ubranie i cały w błocie. Do tego byłem podrapany i miałem rany, z których już na szczęście krew nie leciała.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem jakiś głos, jednak strasznie stłumiony. Normalnie to bym się już połamał, ale dzięki wilkołakowi w tej chwili odczuwam ogromny ból. Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na rozmówce, ale w tej chwili kilka gałezi spadło na moją głowę. Usłyszałem tupot stóp, a po chwili ktoś zaczął zdejmować ze mnie drewno,
- Jeszcze... Żyje... - wesytchnąłem, a mój głos się strasznie łamał. Osoba pomogła mi wstać, chociaż nie czułem swoich nóg.
- Jak się nazywasz? - głos nadal był stłumiony, przez co nie mogłem odróżnić płci, do tego widziałem jak przez mgłe. Na szczęście osoba była blisko i pomagała mi się utrzymać na nogach, dzięki czemu zrozumiałem jej pytanie.
- Logan - odparłem, chociaż nie byłem pewny tego, aby wydawać swoje imię. - A ty? - spojrzałem w oczy tego kogoś.
<Ktoś?>
od Hayley do Raphael'a
Aby nie tworzyć zbędnych podejrzeń, ale również dla zabawy często przychodzę do niewielkiej knajpki w okolicy Pandemonium, oraz do niego samego.
Jest środek nocy. Idę uliczkami Brooklynu, które oświetlają kolorowe bilbordy klubów nocnych, słychać tylko muzykę dobiegającą z wnętrz lokali, okrzyki ludzi będących pod wpływem alkoholu, a gdzieniegdzie nawet syreny policyjne. W powietrzu unosi się nie mdlący zapach.
Nagle czuję coś, czego nie czułam od dłuższego czasu, to przeszywający głód... Mam wrażenie jakby moje żyły zostały wysuszone do cna, jedyne, co słyszałam to krew pulsującą w żyłach przyziemnych i to, że mój oddech robi się coraz płytszy, ponieważ głód jest tak ogromny aż pozbawia mnie oddechu.
-Nie wytrzymam- szepnęłam zaciskając pięści. Zachwiałam się na nogach, powoli zaczynałam tracić siły. To był dość nietypowy głód, bo nie dość, że przyszedł tak nagle to był tak silny, że aż powoli pozbawiał mnie energii. Oparłam się o ścianę.
-To był świetny wieczór- usłyszałam głos dziewczyny idącej pod rękę z jakimś chłopakiem, podniosłam na nich wzrok, na mojej twarzy namalował się uśmieszek. W uliczce byłam tylko ja i dwoje śmiertelników.
-Czy moglibyście mi pomóc?- wymamrotałam, a oni stanęli, jak wryci mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując spojrzenie na moich oczach, których specyficzną barwę widzieli pewnie pierwszy raz.
-Przepraszamy, ale nie mamy drobnych...- powiedział chłopak mocniej chwytając dziewczynę za rękę i wymijając mnie.
-Sam wezmę to, czego potrzebuję- powiedziałam chwytając go za ramię. Obnażyłam moje białe kły po czym wbiłam je w jego tętniącą żyłę na szyi. Wydał tylko jeden krzyk, którego nie można było zrozumieć, ani też usłyszeć przez innych, iż został zmiażdżony przez muzykę wydobywającą się z Pandemonium. Czułam, jak jego jego spięte przed chwilą ze strachu mięśnie się rozluźniają.
Stróżka ciepłego płynu wycieka mi kącikami ust, pozostawiając po sobie wilgotną i czerwoną ścieżkę. Spojrzałam w niebo, bo czym wzięłam głęboki oddech. Czuję się lepiej, ale nie wystarczająco dobrze. Dziewczyna była w tak ogromnym szoku, że nawet nie uciekała. Otworzyła szeroko oczy i zatkała sobie dłonią usta, słyszałam tylko jej stłumiony jęk i serce kołatające się w jej klatce, osunęła się na ziemię i zaczęła szlochać, ja na jej miejscu wybrałabym ucieczkę.
Po chwili pozbawiłam chłopka nie tylko i krwi, ale i życia, jego ciało bezwładnie opadło na bruk. Dziewczyna ukazała swoją zapłakaną twarz, którą wcześniej schowała w rękach.
-Proszę nie rób mi krzywdy- powoli odsuwała się ode mnie na kolanach.
Przykucnęłam przy niej, po czym spojrzałam na nią lekko przekrzywiając głowę. Nie miała, gdzie uciekać, za nią była już tylko ściana, a na przeciwko? Tajemnicza istota, która najwyraźniej nie jest złotą rybką spełniającą jej trzy życzenia.
-Zrobię ci przysługę.- spojrzałam jej w oczy, dostała drgawek, zaczęła panicznie dyszeć.
- Mogłabym powiedzieć, że nie będzie bolało, ale... nie będę kłamać- zatopiłam kły w jej ciele tuż nad obojczykiem, szarpałam, rozrywając jej ścięgna. Krople krwi skapywały na ziemię. Jej krzyk pomimo pozorów i tego, jak długo milczała, był znacznie efektowniejszy niż krzyk, jej chłopaka. Przez kolejną godzinę żywiłam się na ludziach, osuszyłam blisko piętnaście ciał, nie dbając o to, czy ktoś je odnajdzie, czy nie.
Najważniejsze dla mnie było to, że czułam się znacznie lepiej.
Kiedy kierowałam się do domu, na mojej drodze spotkałam wampiry, dosłownie, blokowały mi drogę. Chyba w oczach tych wampirów przegięłam sycąc się na tylu ciałach skoro chcą mnie "zastraszać", w dodatku niewiele czasu zajęło im znalezienie mnie, więc sprawa musi być poważna.
-Czego chcecie?-skrzyżowałam ręce na piersiach, a następnie spojrzałam na obu.
-To proste.- usłyszałam głos, był zdecydowany i w stu procentach pewny tego, co za chwile mi
powie, a nawet zrobi. Dwóch wampirów uniemożliwiających mi przejście rozstąpiło się, a zza ich pleców wystąpił jeszcze inny.
Wampir, to oczywiste i nie podlegające dyskusji. Był podobnego wzrostu, co ja. Przez jego ubranie wyraźnie rysowały mu się mięśnie. Miał popielatą i bladą, niemal przezroczystą karnację i kontrastujące z jego bladą twarzą kruczoczarne włosy. Nie mogłam ujrzeć jego całej twarzy, bo na jedną z jej połów padał cień.
-Musisz przejść na dietę.- odparł poprawiając rękawy swojej kurtki.- Nie masz najmniejszego prawa żywienia się na przyziemnych, na pewno nie na takiej ilości.- dodał, przypominając mi przy okazji sceny z ostatniego posiłku i fakt, że na moich ustach pozostałą krew, ale też na mojej brodzie.
Oblizałam usta z krwi moich ofiar.
-Raphael Santiago- wykrzywiłam złowieszczy uśmieszek. Obserwowałam go cały czas, pomimo tego, że nie dawał po sobie poznać niepokoju to, można było go dostrzec. Przenikając do jego myśli dowiedziałam się, że zadaje sobie jedno pytanie: "Kim do cholery ona jest?" Zapewne na pytanie: Skąd ona mnie zna? Odpowiadał sobie tym: Jestem przecież przywódcą, wszyscy o tym wiedzą.
Santiago jednym prostym ruchem dłoni odesłał swoich kolegów, których nie było już na miejscu po mrugnięciu oka.
-Będziesz żałować swojej decyzji, tak chociaż mieliście niby przewagę liczebną.- odparłam
-O mnie się nie martw- uśmiechnął się
-Nie mam zamiaru, zresztą po co martwić się o kogoś, kto niedługo będzie martwy.- warknęłam
Mężczyzna zrobił krok w moją stronę, teraz widziałam całą jego twarz, już nie było na niej żadnego niepotrzebnego cienia. Na jego lewym policzku dostrzegłam bliznę.
-Nie wiem, jeszcze kim jesteś, ale to nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, że nie pozwolę na nic, co łamie moje zasady.- skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Podeszłam do niego bliżej. Nasze lewe barki się o siebie stykały, on nadal spoglądał przed siebie, a ja lekko obróciłam głowę w stronę jego lewego ucha, kiedy zaczęłam mówić, on skrócił dystans istniejący pomiędzy naszymi ustami obracając lekko głowę w moją stronę. Byłam tak blisko niego, że czułam jego zapach.
-Raphael'u Santiago, musisz coś wiedzieć. Możesz rządzić kim tylko chcesz, możesz mieć kontrolę nad wszystkim, co się rusza i nie, ale nawet gdybyś faktycznie był Bogiem, to ja i tak nie spełniłabym żadnej twojej zachcianki. Nigdy, powtarzam nigdy nie będziesz dyktował mi tego, co mam robić, a co nie. Nigdy nie stanę się twoją cholerną własności.- wyszeptałam mu do ucha, po czym przymierzałam się do tego aby odejść. On jednak nagle chwycił mnie za nadgarstek po czym mocno do siebie pociągnął, co zmusiło mnie do tego abyśmy znowu stali do siebie przodem. Moje oczy spoglądały na jego odsłonięty tors, po czym powędrowały wyżej, na jego szkarłatne usta, a następnie spojrzałam w jego oczy. Jego oczy miały w sobie coś, co sprawiało, że nie chciałam w nie spojrzeć, ale nie dlatego, że mnie odpychały, nie. Wręcz przeciwnie one raczej przyciągały, nie chciałam się w nie patrzeć, ponieważ bałam się, że nie będę mogła przestać.
Lekko uchylił usta by powiedzieć mi...
(Raphael?)
Od Cole'a do Ariki (CD)
-Jesteś -mój głos, był ochrypnięty. Bolało mnie, gardło a gdy chciałem się, podnieść syknąłem z bólu. Dziewczyna, delikatnie popchnęła mnie, z powrotem na poduszkę.
-Oczywiście że, jestem. A czego, się spodziewałeś? -zapytała. Spojrzałem jej, w oczy i dostrzegłem w nich blask. Uśmiechnąłem się, i wetknąłem kosmyk włosów dziewczyny, za ucho.
-Powinnaś, odpocząć. -znów się poruszyłem, znów ból, zacisnąłem zęby. Arika, patrzyła na mnie. -Posłuchaj, wiem że to co ci powiedziałem, to tylko to co ja czuję. Nie zmuszę, cię do niczego. Ale nie dam, rady być twoim przyjacielem. Bardzo bym chciał, ale to co do ciebie czuję jest zbyt silne. Jeśli powiesz, mi teraz że nie czujesz do mnie nic, pogodzę się z tym. Pogodzę, i odejdę. Ale to nie zmieni moich uczuć -dodałem z zamkniętymi oczami. Dziewczyna milczała. Westchnąłem, i otworzyłem oczy. Patrzyłem na ścianę, nie chcąc krępować dziewczyny swoim spojrzeniem.
Od Ariki do Cole'a (CD)
Dopiero po jakiejś godzinie pozwolili mi do niego wejść. Tylko on tutaj był, więc od razu do niego podeszłam. Spał. Jednak niespokojnie. Jego oddech był nierówny, a klatka piersiowa unosiła się szybko i opadała. Lekko drżał. Obawiałam się o niego.
- Nic mu nie będzie? - spytałam Brata Jeremiasza.
Jego stan jest stabilny - odpowiedział, po czym bezszelestnie wyszedł.
Muszę przyznać, że aż mi ciarki po plecach przeszły. Zawsze czułam się jakoś dziwnie nieswojo w obecności Cichych Braci.
Odetchnęłam dla uspokojenia i tak, jak poprzednio, usiadłam w fotelu obok jego łóżka, czekając, aż się obudzi.
<Cole?>
Od Isaaca CD Della
Dziewczyna była arogancka i miałem wrqżenoe że nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Jednym ruchem łapy mogłem rozpruć jej brzuch. Zawarczałem głośno, obnarzając długie, ostre kły, po których skapywał jad, pomoeszany ze śliną.
-nie jestem udomowiony!
Dziewczyna zasmiała się przeżucajac obroże z ręki fo ręki
Uważnie śledziłem każdy jej ruch, przez co ta jeszcze bardziej się śmiała.
-Zamknij w końcu tą jape, bo irytujasz - warknąłem, bez sjrópułuw podvhodzac do niej. Dziewczyna momentalnie przestala się śmiac, zgaszona tekstem. Była niska, wiec wydawakem sie jeszxze większy, pysk sięgał twarzy, a masywne cielsko bylo kolilkanascie razy wieksze od ciala wampira.
-Nie bede sie prosil - obszedlem ja dookola, warczac
Della? Brak pomyslu
Hayley Marshall
~ 980 lat ~ Głos ~ Hetero ~
Nie ma Partnera.
Krew pulsująca w tętnicach, przyśpieszony oddech i serce kołatające się w klatce piersiowej
Słabe strony?
Beczka Pandory- to właśnie w niej zostały zawarte wszelkie nieszczęścia, smutki, żale, choroby i mrok całego świata. Wszystko to zostało, jak widać rozproszone już dawno na świecie. Mówi się, że Hayley właśnie się z niej wyślizgnęła, że to zło wcielone, prawdziwy diabeł i takie tam... Fakt, dziewczyna jest dość specyficzna, naprawdę, ale że od razu szatan? Ludzie!
"Suka!"
- usłyszała przez drzwi. Nie zaprzeczy, ale po tym określeniu skierowanym do jej osoby możesz grzać łóżko w szpitalu przez dość długi okres czasu, albo twoi bliscy będą się głowić nad tym, jaki wybrać ci kolor trumny. Lubi słuchać o sobie ciekawych bajek, ale jeszcze bardziej lubi spełniać skutki takich opowiadań. Śmiało można też powiedzieć, że w pewnym stopniu jest egoistką, ale szczerze uważa, że w obecnym świecie jest to cecha niezbędna do przetrwania.
Często patrząc na czyjś wygląd przypisujemy mu dany charakter, w jej przypadku taka taktyka nie wypali, przykro mi. No, bo jeśli spojrzysz na ten jej niby ciepły uśmiech i już widzisz milutką, delikatną dziewczynę, która nie ośmieliłaby się kogoś zabić, to tkwisz po pas w gównie.
Pozory, pozory och, jak ona je uwielbia! Często zdarza jej się manipulować innymi, a jej wygląd ogromnie jej w tym pomaga. Przyjemność daje jej również oddanie w pysk napuszonemu gorylowi w barze, który nie spodziewał się, że zaczepiając i śląc pewne zdania do tej cichej, bezbronnej brunetki, może wrócić do domu z nieco siną twarzą. Poprzez jej wygląd zdarza się, że przeciwnik nie docenia Hayley. Raz ją to niebiańsko śmieszy,
a innym razem dolewasz tylko oliwy do ognia.
Jak będziesz miał/a ten zaszczyć aby lepiej ją poznać ujrzysz jej niewyobrażalne zasoby cynizmu. Nieliczne są rzeczy, które potrafią ją wzruszyć, o ile jest cokolwiek takiego. Świetnie opanowała dziedzinę znaną jako sarkazm. Wampiry posiadają umiejętność wyłączania tak zwanego człowieczeństwa, czyli zdolności do okazywania uczuć, Hayley z chęcią skorzystała z tej możliwości, więc całkowicie się ich wyzbyła (oprócz negatywnych). Między innymi uważa, że są zbędę i dodają tylko i wyłącznie problemów.
Często gęsto zdarza się jej milczeć. Czasami właśnie woli darować sobie kilka słów, ale niech cię to nie zwiedzie, bo kiedy już się odezwie, może myć niemiło. Ma niewyparzoną gębę.
Atakuje równie dobrze językiem, jak i swoimi umiejętnościami, nie oznacza to, że lubi bójki, mimo tego, że najczęściej wychodzi z nich zwycięsko, (dziwne, no nie? A jednak.) Stara się ich unikać za wszelką cenę, zwykle ogranicza się do przygniecenia przeciwnika do ziemi, no może jeszcze kilku uderzeń w pysk, ale to już tylko z troski, licząc na to, że ofiara będzie lepiej wyglądać, bo o to, że zanim zadrze z nią drugi raz, poważnie się zastanowi, nie musi się martwić, jak już wiesz nie pozwala sobie pluć w kaszę.
Ostrzegam jest strasznie porywcza, agresywna i nieprzewidywalna. Najpierw robi później żałuję, jednak często się zdarza, że nie żałuję wcale, więc może cię zabić nie zważając na konsekwencje. Zabijanie daje jej ogromną przyjemność. Zabija otwarcie, ale też niepostrzeżenie. Mordowanie jest dziedziną, której zna każdą tajemnicę, otwarcie twierdzi się, że jest matką jej powstania. Stosunkowo łatwo się nakręca, chętnie się uczy, jeżeli tylko widzi w czymś głębszy sens.
"Zasłuchana w szum własnej krwi, bicie własnego serca(...)"
Hayley jest w pełni świadoma swoich możliwości. Bardziej ufa swoim instynktom, niż raczej rozsądkowi. Mimo jednak swojej porywczości, która ma wyraźny wpływ na jej decyzje, są i takie, przed którymi podjęciem potrafi się zastanowić, przemyśleć, ale analizowanie sytuacji zajmuję jej tak niewiele czasu, że nie wiadomo, czy myślała o tym, czy poszła na żywioł. Umysł dziewczyny jest dla niektórych dość zaplątany i nie do odgadnięcie, ale dzięki temu nie musi się obawiać, że ktoś ją przechytrzy, jednak stara się mimo to dmuchać na zimne, rozważając każdy scenariusz.
Jeśli chodzi o strefę miłości. Od pewnego okresu w jej życiu, nie uznaje takiego uczucia, stanu zauroczenia. Stała się typem samotniczki. Jeżeli zdecyduję się być z chłopakiem, to tylko i wyłącznie dla zabawy. Znudzi jej się, rzuci w kąt, jak zabawkę. Niech cię nie zwiedzie, bo dobra z niej aktorka. Może jednak znaleźć się ktoś, kto przebije się przez jej chłodną powłokę i dotrze do serca i jej uczucia do drugiej osoby, będą całkowicie szczere, ale to dość trudne zadanie. Powodzenia.
Rodzina? Jeżeli mowa o rodzinie...
Rodzina ma dla niej ogromną wartość. Posiada dość liczne wampirze rodzeństwo, łącznie z nią są nazywani "Siedmioma diabłami", przez wieki nieśli za sobą ogromne przerażenie i za plecami pozostawiali stosy wysuszonych z krwi ciał, jednak pomimo to darzą siebie ogromną miłością i wsparciem "Zawsze i na zawsze". Wbrew jej wręcz diabelskiego charakteru czerpie siłę ze swojej rodziny, która jest dla niej głównym wsparciem.
Umiłowała sobie ryzyko. Zawsze jest gotowa do poświęcenia własnego życia, ale spokojnie nie dla byle czego. Dreszczyk i adrenalina- oto ważniejsze elementy jej życiowej układanki.
Nienawidzi systemu hierarchii, jak bardzo działa ona jej na nerwach. Niezależność odgrywa znaczące miejsce w jego życiu. Nie przepada za faktem, że jest zależna od czyjejś pomocy, decyzji, zachcianki, dlatego przestrzegam, nie jest posłuszna. Nie ukrywa tego, przez co ma później wiele kłopotów. Jej życie jest wypełnione żelaznymi zasadami, które dla innych mogą zostać podsumowane, jako zbiór bezsensownych paradoksów. Chodzi własnymi ścieżkami, rzadko bierze kogoś ze sobą, tak samo nie podoba jej się życie w grupie, ale jednak wie, że nie ma zbytnio wyboru i czasami musi oddać się współpracy, co jednak nie czyni jej uległą.
No i co? Taki diabeł straszny?
~
W Y G L Ą D
Dziewczyna należy do wysokich, jednak nie najwyższych. Jest szczupła, ale kobiecych atutów zazdrości jej nie jedna pani. Posiada również jedną sporych rozmiarów bliznę rozciągającą się na żebrach mającą swój początek tuż pod sercem. Jej oczy to nie tylko instrumenty wzroku, ale też coś wyjątkowego od czego trudno się oderwać. Kolor zależy od światła, ale nie zważając, są zielone z lekkimi pasami bursztynu, jednak w nocy wyglądają, jak dwa rozżarzone kawałki węgla. Włosy są przeważnie brązowe, ale gdzieniegdzie mienią się na różne barwy, sięgają jej do łopatek i są lekko pokręcone.
~I N N E
* pod sercem posiada bliznę rozciągającą się po żebrach, która nie znika pomimo jej
"wampirzych" zdolności regeneracyjnych i ponadto zadaje jej momentami niewyjaśniony ból
* w jednym z opustoszałych kościołów stworzyła miejsce, gdzie sparuję się z innymi wampirami, które są chętne z nią walczyć
*czasami możesz ją znaleźć śpiewającą na scenie w niewielkiej knajpce, znajdującej się niedaleko klubu "Pandemonium"
* z łatwością włada wszelką bronią
* jak na wampira przystało nie przepada za wilkołakami
~
H I S T O R I A
"Najpierw też myślałam, że to nienawiść.
Znałam tylko ją, tworzyła mój świat, więziła, uczyła jeść, pić, oddychać...
Myślałam, że umrę z tą nienawiścią w żyłach"
Przez zmienne koleje losu obsadzona zarówno jako ofiara i oprawca. Ku początków swojego nędznego i nieśmiertelnego żywota niebyła do końca świadoma, jaką bestią jest, jednak kiedy przyszła potrzeba pierwszego pożywienia się, pierwszy głód, pierwsza żądza krwi i pierwsza sytuacja, kiedy trzymała w rękach cudze życie, po czym za chwile rozerwała
je na strzępy, jak i ciało, wtedy dopiero uzyskała tą okropną świadomość własnej tożsamości. Nienawidziła tego, szczerze tego nienawidziła. Nie mogła się pogodzić z tym, kim jest i pomimo ogromnego wsparcia rodziny, która tak strasznie jej pomagała nie pogodziła się z tym do dziś w znaczącej części, jednak to ukrywa. Rodzina ślepo wierzy, że jest już z nią w porządku, że się z tym wszystkim pogodziła, przynajmniej część rodzeństwa daje takie wrażenie, bo są wśród jej rodzeństwa i tacy, którzy znają ją zbyt dobrze by uwierzyć w taką bujdę, jednak ci, którzy poznali ją dość nie dawno nigdy nie uwierzą w to, że nie podoba jej się bycie wampirem, bo od kiedy wyłączyła człowieczeństwo to pojęcie: "prawdziwy wampir"- kojarzy się z Hayley.
Właśnie, jeżeli chodzi o moment, kiedy przestała nienawidzić siebie jako wampira. Kluczem do tego było wyłączenie człowieczeństwa, wyzbycie się wszystkich uczuć, a stanie się niezwykle obojętnym na praktycznie wszystko. Razem z tym pojawiła się u niej ogromna żądza krwi, bezlitosność, zabijała bez opamiętania, w tak okropne sposoby, które nikomu nie mieściły się w głowie, nawet jej rodzeństwu, które też nie należało do delikatnych.
Ich rodzina należała do tych najgorszych, byli tymi dla których sianie chaosu było niczym. Palili całe wioski, mordowali wszystkich na swojej drodze, mścili się na swoich wrogach, jak nikt inny, byli tym czego boją się najsilniejsi, byli, jak najgorszy koszmar na jawie, jednak dla siebie nawzajem byli wszystkim. Łączy ich przysięga "Zawsze i na zawsze", która nie pozwala im odwrócić się od siebie i jest niczym pieczęć, której nic nie naruszy.
Hayley tu, jednak przybyła sama, pomimo sprzeciwów niektórych członków rodziny, finalnie jednak dostała zgodę, pomimo to, raz na jakiś czas jedno, no może więcej osób z jej rodzeństwa przybywa do niej na tzw. "wizytę kontrolną", chcą sprawdzić, jak daję sobie radę i czy nie sieje ogromnego spustoszenia, ponieważ jej rodzina obiecała zaprzestać zbędnego przelewu krwi. Nie będę opowiadać jej historii ze szczegółami, pomimo tego, że jest jeszcze jeden ważny szczegół dotyczący jej ojca, który tak okropnie jej nienawidził, jednak o tym może kiedyś opowie dokładniej...
~
~