od Hayley CD Raphael

Całe moje wnętrze płonęło, płomienie wewnątrz tańczyły, jak oszalałe. Z gniewem zacisnęłam pięści, czekałam na moment, kiedy ogień sam zgaśnie, nie mogłam płynąć na niego inaczej niż w sposób, który mógłby go tylko wzniecić. Uspokoiłam się, ale niewiele mi w tej sytuacji trzeba, aby żar zaraz znowu nie przerodził się w ogień, większy niż to z przed chwili.
 Kiedy nie słyszałam już głosu Raphael'a za drzwiami, postanowiłam, jak najszybciej opuścić ten przeklęty budynek. Nadal czułam palący ból, moja prawa ręka kurczowo trzymała się szyi. Byłam osłabiona, ale i tak w lepszej sytuacji dzięki krwi Raphael'a, ale i tak nie czuję się mu wdzięczna. Nie podoba mi się sposób w jaki mnie traktuję, choć sama sobie na to zapracowałam...
 Kiedy wyszłam na korytarz, okazało się, że się myliłam, Raphael stał jeszcze w towarzystwie wampira pod moimi drzwiami, ale kiedy mnie zobaczył od razu go odesłał. 
-Dokąd idziesz?- zmierzył mnie wzrokiem, zatrzymując na chwilę wzrok na mojej ręce, która zakrywała ugryzienie.
-Jak najdalej stąd.- warknęłam, kierując się do wyjścia, on szybkim ruchem chwycił mnie za lewą, słabszą mi rękę. 
-O co ci chodzi w tym momencie?- spiorunowałam go wzrokiem- Kazałeś mi się stąd wynosić!- spojrzałam mu w oczy
-Ale Hayley! Nie pozwolę ci na pójście na pewną śmierć!-on też nie był mniej wściekły, dla nas obojga to było już zdecydowanie za dużo.- Coraz więcej wilkołaków kręci się w okolicach hotelu.- powiedział spokojniej
-Nie będziesz mi rozkazywał, już ci kiedyś powiedziałam.- syknęłam
-A więc o to ci chodzi? Nie możesz się pogodzić z tym, że w twoim życiu pojawił się ktoś, kto powstrzymuję cię od popełnienia błędu, kto czasami rozkaże ci zrobienie czegoś, ale w dobrej wierze? Nie możesz znieść tego, że ktoś ma na ciebie jakiś wpływ? Ograniczam cię?! To o to ci chodzi, o to toczy się ta cała gra?!- wykrzyczał nie spuszczając mnie z oczu.
-Nie! Wcale mi to nie przeszkadza, wręcz dziwi mnie to, że jest jeszcze ktoś, kto jest w stanie w taki sposób mnie traktować! Fakt, to czasami irytujące, ale nie widzę w tym niczego złego!- oddychałam szybciej, nie powinnam, nie powinnam na wzgląd na ugryzienie, osłabienie mojego organizmu, nie powinnam się denerwować.
-Więc o co ci chodzi?!- wrzasnął i wzruszył ramionami. Wiedziałam, co wtedy należałoby powiedzieć, ale wiedziałam, że nie mogę tego powiedzieć.
-Nie mam ochoty rozmawiać.- burknęłam pod nosem, wbijając wzrok w jeden punkt. 
-Nie obchodzi mnie to. Zostajesz w hotelu, wracaj do pokoju, później przyjdę. Musimy porozmawiać.- odpowiedział spokojnie, ale jednocześnie niezwykle stanowczo. Zadbał o to abym nie miała żadnej możliwości na opuszczenie hotelu. Raphael zniknął w towarzystwie jakiegoś wampira, pewnie przyniósł kolejne informacje na temat zaistniałej sytuacji. 

(U mnie słabe opo, ale musmiy to powoli rozkręcić ;) Tylko obecnie jak widzisz wyżej, nie miałam pomysłu /; )

Od Raphaela CD Hayley

Gdy już wszystko się uspokoiło, a wampirzyca odzyskaka siły,poszedłem do dużego pokoju, odpocząć. Ostatnio za dużo się dzieje.
Mimo tego, że byko cicho, i w sumie tak jak zawsze, coś mi mówiło ze jest nie tak, że coś nie zostało jeszcze zapięte na ostatni guzik. Chwilę potem już wiedziałem co. Plotka szybko się rozeszła a ja juz wiedziałem ze jak zwykle Hay robi coś po swojemu. Krew we mnie buzowala, poraź koejny, że złości, że ona nigdy nie może mnie posłuchać. Lecz wpienienie minęło, kiedy dowiedziałem się ze została ugryziona, w szyję.
Pokój znalazłem szybko, a idąc w tamtą stronę. Napotykwalem coraz to nowe, zahipnktuzowane wampiry. Warknąłem, próbując być spokojny.
Wszedłem do pokoju, nie pukajac, pewnie idąc w stronę łóżka na którym leżała rozplaszczona dziewczyna. Kłem rozerwakem sobie żyły na nadgarstku, i przytknalem do ust Hay, tak że nie miała innego wyboru jak pić
Moja kręw nie uzdrowi jej, ale napewno da więcej sił niż czerwony płyn z ludzkiego ciała, a ze jestem przywódca, i posiadam umiejętność dodatkową, która także płynie w mojej krwi, daje jej minimalnie większą wartość.
Gdy skończyła pić, a raczej, miała na tyle sił by mnie odepchnąć, gwałtownie usiadła na łóżku,  odpychając mnie jak najdalej.
-No i co ty kurwa robisz - nakrzyczalem na nią. Ta spojrzała się na mnie jak na idiotę.
-Wiesz o czym mówię. - Nie zwracałem juz uwagi na jej oslavienke. Byłem już zmęczony ta cała sytuacja. Tym wszystkim.
-Po co przyszlas jak cie nie prosiłem? Jakim prawm sama się wpraszasz do hotelu? - Ciagnalem.
- Sama skonczylas temat, odchodząc, wiec teraz zostaw mnie s spokoju. - Podniosłem wyżej głos. - To twoja decyzja, wiec się jej trzymaj, bo ja wypelniam ja dobrze. - Mój oddech stał się intensywnoejszy.
- Naprawdę nie rozumiem w co ty grasz, i po co, ale graj gdzie indziej i z kim innym, bo ja nie nam zamiaru się angarzowac. - dodałem, patrząc jej w oczy.
W tym momencie do pokoju wzzedl jeden z wampirów, wzywajacych mnie na pilna sprawę. Zostawiłem w pokoju zzaniemowiona dziewczynę i wuszedlem. -Podobno wilkolakow jest coraz więcej i atakują - zdał raport, poddenerwowany.
- Zobaczymy - dodałem, patrząc się na zamknięte drzwi pokoju Hay.

Kupakupakupakupa U.u

Od Aleca CD Soray

W którym miejscu przypominam ci elfa? - Popatrzyłem na nią krzywo. - Nie jestem elfem, wogóle co to za porównanie. - Oburzyłem się a Izzy zaczeła się śmiać pod nosem, klepiac mnie po ramieniu.
-No faktycznie, elf jak malowany -prychneła, prawie się ksztuszac. Zmarszczyłem brwi i w ironii przewróciłem oczami. Ona chyba nogdy nie dorośnie. Wieczne dziecko.
Podgialem rękaw do łokcia, ukazując dwie runy. Jedna przypominała skorupke z przecieciami, a druga lusterko.
-Nie sądzę, by to posiadaly elfy. -Spojrzałem na nią z ukosa, minę miała niemrawą, bardzo nieokreślona. Nie wiadomo było, czy zaraz zacznie się śmiać, czy przyzna się do błędu. Mniejsza.
-A więc. Także nie mam na imię "Pan Zagatka" - przewróciłem oczami.
- Alec Lightwood, z uniwersytetu w Nowym Jorku, a to moja siostra Izz...
-Isabelle Lightwood - wtrąciła się, nadając swojemu głosu ton rozmazenia poloczany z seksapilem.
-Ta, a to właśnie Izzy. - naburmuszylem się. -Zastanawiam się, na co ci było to przedstawienie z pajakiem - podniosłem brew. - No i z jakiego instytutu jesteś?, nie widziałem.ciebie tu nigdy.

Od Soray CD Aleca

Czy - ja - naprawdę wyglądam jak baba, która potrzebuje ratunku jak ta z wielkej wieży? Popatrzyłam na chłopaka i jego damę i panicza. Rozumiem, że nie mógł się zdecydować, ale żeby mieć też i faceta? Skarciłam go wzrokiem, ale po chwili skierowałam wzrok na jego łuk. Był dobrze zbudowany i wyglądał dbany. Stali tutaj, bo pewnie też wyczuli portal. 
- Uh-huh... Arigato? - stanęłam przed lasem.
- Jak taka mądra to pokaż gdzie je...
- Cicho, bo go obudzisz - zatkałam jej usta.
- O czym ty...
- CICHO! - puściłam jej usta i wskazałam do góry. Nad nami była wielka sieć, a na niej kokon. Na lewo spał sobie demonik w formie przerośniętego pająka. Nie powiem nie, ale gdyby można wychować demona na swojego sojusznika... Taki pająk byłby niezłym pupilkiem.
- Jak mamy do tego podejść, nie budząc? - spytał któryś tam.
- Proste. Obudzić go - rozerwałam rękaw i związałam sobie ranę - a tak poza - wzięłam sztylet w zęby - Jesftem Soliana Felenelion - wyskoczyłam na drzewo i złapałam się pajęczyny. Była tak lepka, że mogłam na niej stanąć. 
- Co ty wyprawiasz?! Sama kazałaś nam go nie budzić! - krzyknął jakiś jeden z dwóch. Bo mnie obchodzi który to który.
- A chciałbyś, by z nim walczyć, czy zabić, gdy śpi? - spytałam retorycznie i znowu zaczęłam podchodzić.
- SORIANNA ZŁAŹ STAMTĄD! - krzyk dziewczyny mnie wytracił z równowagi. Spadłam na gałąź, ale na szczęście utrzymałam na niej równowagę. Pająk padł na ziemię. Chyba się wkurzył...a? 
- BRAWO IDIOTKO! - pająk popatrzył na mnie i syknął. Skończyłam na wyższą gałąź. Pająk zaczął się za mną wspinać. Wtedy zobaczyłam portal. Był chroniony przez sieć pajęczyn. Zaskoczyłam obok "towarzyszy". 
- Dobra. Gaduła, elfie, Pan Zagadka. Potrzebujemy dużego kapcia - pająk na nas skoczył. Gwałtownie ich odepchnęłam do tyłu. Pająk wbił swoje końcówki z kłów w moją rękę. Wbiłam sztylet w jego szyję, a ten pisnął, odskakując. Wstałam i zobaczyłam, że sztylet został w jego szyi. Wtedy usłyszałam świst strzały. Przeleciała blisko mojego ucha. Dobra... Zainponował mi. Odchaczyć na liście. Wtedy wyskoczyła Gaduła razem z panem zagadką. Wstałam, trzymając się za ranę. Wtedy popatrzyłam na kokon.
- Dobra, panie Elfie - wzięłam suche kawałki drewna i rozpaliłam ogień - strzelaj w kokon. Podobno nigdy nie pudłujesz.
- Wiesz kim jestem?
- Nie, ale po twoim strzale można to wywnioskować - związałam na jego strzale kawałki swojego ubrania i podpaliłam - strzelaj - wyjęłam miecz i skończyłam najwyżej jak mogę. Stanęłam na głowie pająka i przebiłam jego głowę na wylot. Ten się rozsypał - dobra. Teraz zamknąć portal. Pan zagatka - wzięłam go i bez jego zdania wskoczyłam z nim na pajęczyne. Elf nawet nie puścił strzały, najwyraźniej chciał to zrobić po swojemu. Stanęliśmy przed portalem. On go zamykał, a ja wzięłam trochę pajęczyny. Zeskoczyliśmy, a elf strzelił płonącą strzałą. Ci popatrzyli na mnie z pogardą. Gdyby nie to, że pająk był jadowity, to bym im wyplunęła w twarz.
- Sayonara! Do kiedyś - ruszyłam przed siebie.
- Ej! - głos któregoś z tych dwóch mnie zatrzymał.

<Alec? Jak coś źle to nie bij (tak wiem że gorsze nisz hujowe ale nie miałam pomysłu)>

od Hayley CD Raphael'a

 Od mojej nietaktowej kłótni z Raphael'em minęło kilka dobrych dni. Miałam okazję to wszystko przemyśleć... To nie jest tak, że tylko ludzi charakteryzują pochopne decyzję, decyzję irracjonalne podejmowane pod wpływem obecnego stanu emocjonalnego. Raphael może myśleć, że zrobiłam to wszystko ot tak, że ja naprawdę tak sądzę. To dobrze, że on tak sądzi, taki był cel. W tej prowokacji chodziło mi o to aby odsunąć go od siebie własnym kosztem, dla jego dobra. Wiedziałam, że moja osoba u jego boku będzie mu tylko zagrożeniem, o czym świadczyłaby noc po gali, czy też sytuację mające miejsce przed nią. Tamtej nocy, kiedy udało mi się wybawić go od tego cierpienia, kiedy siedziałam obok niego bacznie mu się przyglądając zrozumiałam, jak strasznie namieszałam mu w życiu. Nie chciałam być powodem jego cierpień. Stwierdziłam więc, że wolę aby mnie nienawidził, ale był bezpieczny, niż żebyśmy trwali w innej relacji ze świadomością z tyłu głowy, że może mu się coś stać. Nigdy bym nie powiedziała, że między mną, a Raphael'em Santiago będzie coś więcej niż obojętność. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie mnie tak obchodził.
 Nie wiem też, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z naszej kłótni wynika, że wcale nie jest, kimś komu w głowie własne przyjemności, że jest skłonny do uczuć, że coś do mnie czuję. Z jednej strony  faktycznie cieszy mnie ten fakt, bo to oznacza, że moje uczucie mają jakiś sens, ale z drugiej zaś tak sądził przed kłótnią, teraz już może przecież być inaczej, zresztą to wcale nie ma znaczenia. Odepchnęłam go od siebie. Nie mogę dopuszczać do siebie nikogo, bo gdybym uzależniła się od jego obecności, ktoś mógłby wręcz mnie zabić odsuwając go ode mnie. Musiałam, więc odsunąć go od siebie, jak najszybciej z nadzieją, że nie jestem aż tak od niego zależna.
 Dostałam wiadomość od Thomasa, że coś się dzieję w hotelu. Thomas nie był moim szpiegiem, czy po prostu informatorem z własnego wyboru, przed kłótnią poprosiłam go aby od razu powiadamiał mnie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze przed pogorszeniem się kontaktów moich i Raphael'a wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, to on mi nic nie powie, bo uważa, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi.
-Wilkołak zaatakował naszego wampira.- powiedział bezkompromisowo Thomas. Bezkompromisowo, bo go zahipnotyzowałam, więc nie miał innego wyboru niż robienie tego, co mu każe.
-Gdzie ten wampir?- zapytałam, a on poprowadził mnie do jednego z pomieszczeń, w którym była grupka mających się dobrze wampirów, oprócz tej jednej sztuki.
-Nie wygląda najlepiej...- odparłam nie tracąc jej z oczu.
-I tak też nie jest.- westchnął ciężko Thomas
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam, kiedy Raphael stanął w drzwiach. Nie widziałam go, bo stałam do nich tyłem, ale widząc reakcje pozostałych, wiedziałam, że to on.
-Hayley, chodź do mnie do gabinetu. Musimy porozmawiać.- warknął, ale tak, że ktoś kto nie wiedział o naszej kłótni nie domyślił by się, że miała ona miejsce, bo potraktował mnie swoim zimnym i oficjalnym tonem, tylko, że mi się nie chciało z nim rozmawiać. Stałam niewzruszona, nawet się do niego nie odwróciłam. Słyszałam, jak jego oddech przyśpiesza, pewnie teraz zaciska pięści... Na pewno zapłonął złością, ale wcale mnie to wtedy nie martwiło. Niezwykle łatwo jest doprowadzić do tego aby ktoś cię znienawidził, gorzej aby pokochał.
-Nie mam zamiaru się powtarzać, przecedził wściekle przez zęby, po czym chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za sobą, jak niesforne dziecko.
 Kiedy byliśmy już w jego gabinecie, pewnym ruchem trzasnął drzwiami, po czym oparł się o biurko nie przestając na mnie patrzeć. Przyznaję, jego wściekłość nieco mnie niepokoiła, ale pomimo tego zachowywałam zimną krew.
-Co to do cholery było? Po co tu przyszłaś?- jego ton był nie wiele odległy od krzyku
-Dowiedziałam się, że są kłopoty...- nie pozwolił mi skończyć
-Myślisz, że to oznacza, że bez twojej obecności się ich nie rozwiążę?- zmrużył oczy- A no tak, przecież ty uważasz, że jedyne na czym się znam to rozmiar biustu!- jego oczy płonęły ze złości.
Szczerze? Nie podobało mi się to, nie chciałam doprowadzać go do takiego stanu, ale tylko w ten sposób mogłam doprowadzić do tego aby mnie nienawidził i nie chciał w swoim życiu. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że nie może być inaczej.
-Nikt nie prosił cię o pomoc!- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko
-Może jednak warto będzie poprosić, jeżeli chcesz żeby jeden z twoi ludzi dożył jutra. Jedynie moja krew będzie w stanie odtruć jej organizm, twoja jest tylko przydatna mnie, jeśli podzielę los dzisiejszej ofiary.- zaciskałam ręce skrzyżowane na piersiach.- Wiem, jednak że nie stać cię na takie słowa, więc dziś zadziałam bez magicznych słów. Mogę już iść? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
 Raphael powoli zbliżał się do mnie, z zaciekawieniem przyglądałam się mu, co za chwilę uczyni, czy powie. Wyglądał już inaczej, płomień w jego oczach, powoli wygasał, wydawał się już nad sobą panować, był już spokojny, jakby coś zrozumiał.
-Hay, w co ty grasz?- stanął obok mnie patrząc mi się w oczy i lekko unosząc kąciki ust, tak, że praktycznie nie można było stwierdzić, czy faktycznie się on uśmiecha. Lekko przekręciłam głowę, by móc lepiej na niego patrzeć, może też, że wyczytam coś z jego oczu, w których tak często znajdywałam odpowiedzi, na różne pytania.
 Miałam wrażenie, że Raphael powoli się domyśla, że zaczyna dostrzegać, że ta cała kłótnia i to, co robię teraz to jedna wielka ściema, ale to tylko moje domysły. Postanowiłam dalej udawać.
-Więc widzę, że jestem wolna, w takim razie idę uratować sytuację, czyli uratuję wampirzycę, a następnie rozprawie się z wilkołakiem.- uśmiechnęłam się sztucznie po czym opuściłam pomieszczenie.
 Kiedy już podałam krew wampirzycy, która została ugryziona przez wilkołaka, skierowałam się do sprawcy całego tego zamieszania.
-Koniec tej zabawy.- odparłam- Pieseczku chodź do nogi, bo nie mam dziś humoru bawić się z tobą w aportowanie.- skrzyżowałam ręce i czekałam w spokoju na jej reakcje.- Wiem, że to nie są święta Bożego Narodzenia, ale zróbmy wyjątek i przemów dziś do mnie ludzkim głosem, a może znajdę inne zastosowanie tej siekiery, niż posłużenie się ją aby podzielić cię na dwa kawałki.- uśmiechnęłam się złośliwie, do kobiety, która stała do mnie plecami. Czekałam aż w końcu przypomni sobie, jak to jest mówić, a w gratisie pokaże mi swoje oblicze.
-Zapomniałaś języka w gębie, czy co?- stawałam się coraz bardziej niecierpliwa, zbierała się we mnie złość, którą miałam zamiar na niej rozładować. Złość zebraną z kilku dobrych dni.
 W końcu wydała z siebie dźwięk. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy wypełniał śmiech, który wcale nie należał do tych śmieszków dzieci z reklam. Ten śmiech był przesączony negatywnymi emocjami i wzbudzał we mnie zaniepokojenie. Miałam wrażenie, że skądś kojarzę ten psychopatyczny chichot.
-Nie wiedziałam, że będziemy mogły spotkać się w tak cudownych dla mnie warunkach.- syczała niczym mityczna Charybda na swoje ofiary.
 Kiedy dowiedziałam się, że jest to wilkołaczyca, która mnie zna, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. Żaden wilkołak nie miał ze mną dobrych kontaktów, były tylko złe.
-W porządku. Właśnie straciłam nadzieję, że uda mi się z ciebie coś wyciągnąć, ale zauważyłam, że niczego oprócz pcheł nie zdobędę.
 Zacisnęłam ręce na uchwycie siekiery i już kiedy miałam zabierać się za najlepsze, kobieta odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej twarz w całej okazałości i zaczynałam żałować, że miałam taką okazję. W jednej sekundzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, co doprowadziło do tępego bólu głowy. Siekiera wyślizgnęła mi się z dłoni i runęła na ziemie, kiedy momentalnie wróciłam do siebie, z ze zdenerwowaniem stwierdziłam:
-Powinnaś nie żyć.- jeszcze raz rzuciłam spojrzeniem w jej stronę
-Tak wiem- zachichotała- powinnam być martwa, ale nie jestem. To od ciebie zaczerpnęłam chęć sprawiania niespodzianek moim wrogom.- spojrzała na mnie wzgardliwie
 Nagle kobieta przemieniła się w wilka, ogromnego zwierzaka sapiącego nad moją głową. Już byłam gotowa zaatakować, rozpocząć zabawę z psiakiem, aby finalnie powalić bestię, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, co zostało wykorzystane przez moją przeciwniczkę.
 Powaliła mnie swoim ciałem na twardą posadzkę, wbijając we mnie swoje szpony. Próbowałam zrzucić ją z siebie w każdy możliwy sposób, kiedy połamałam jej łapę, zaryczała głośno, po czym wbiła się w moją szyję. Krzyknęłam głośno, czując jak rozszarpuję moje żyły, czując, jak jej jad wrze w moim ciele. W końcu udało mi się ją z siebie rzucić.
Pchnęłam ją na ścianę, po czym chwyciłam siekierę i zaczęłam kolejno pozbawiać ją kończyn. Kiedy dzieliła się na więcej niż dwa kawałki wpadłam w taką furię, że nie potrafiłam przestać. Jeszcze wiele razy szatkowałam jej ciało, kiedy już była martwa. Byłam cała w jej krwi, ale to w tamtej chwili mi nie przeszkadzało, nie obchodziło mnie to, że właśnie bez opamiętania macham siekierą, maltretując ciało martwego już od dobrych kilku minut wroga aby wyrzucić z siebie złość i nienawiść do samej siebie. Miałam dość gierek, ale miałam też świadomość, że nie mogę z nimi skończyć.
 Nie usłyszałam nawet, jak ogromne drzwi za moimi plecami otwierają się. Po chwili usłyszałam świetnie znany mi głos.
-Hay! Hay! Uspokój się!- Raphael wyrwał mi siekierę i rzucił gdzieś w kąt.- Ona już nie żyję, słyszysz? Jest martwa.- Jego głos złagodniał, co było dziwne, bo Raphael był wściekły, wiedziałam to, że jego nienawiść tego dnia sięgała zenitu, a mimo to postanowił na chwilę o tym zapomnieć. Widział chyba w jak fatalnym jestem stanie. Stanął przede mną, chwycił za ramiona i obrócił tak, że poszatkowane ciało był po mojej lewej stronie. Nie potrafiłam oderwać od tego wzroku. Całą się trzęsłam. Moje serce miałam wrażenie, że za chwile  eksploduję. Raphael chwycił delikatnie mój podbródek i skierował w swoją stronę, tak abym musiała patrzeć na niego. Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać, serce wracać do prawidłowego rytmu, zaciśnięte pięści się rozluźniły. Wracałam do siebie.
-Chodźmy stąd- odparł i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
Znalezione obrazy dla zapytania raphael santiago angry gif-Idź umyć się z krwi.- stwierdził prawie niewidocznie się uśmiechając, na jego twarzy w tamtym momencie zwyciężał niepokój. Na obecną chwilę widziałam, jak Raphael zapomniał o naszych chłodnych stosunkach względem siebie i najzwyczajniej w świecie się o mnie troszczył, czego szczerze nie potrafiłam pojąć. Byłam pewna, że po tym wszystkim sam potraktował by mnie siekierą. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał.
 Wiedziałam, że nie mogę zostać ani chwili dłużej w hotelu. Modliłam się aby nie zauważył ugryzienia na mojej szyi, które nie było takie widoczne, kiedy byłam utytłana we krwi, a do rany przykleiły się kosmyki moich włosów.
-Nie.- przełknęłam nerwowo ślinę- Dziękuję, ale pora już na mnie.- uciekałam od niego wzrokiem, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie potrafiłam.
-Ale Hay...- przerwałam mu, a on przymknął rozchylone usta
-Nie, niepotrzebnie tu przyszłam... pewnie chciałeś się od niej czegoś dowiedzieć, a ja ją zabiłam. Jedyne, na co się dziś przydałam to danie trochę mojej krwi. Dobra, nie przeszkadzam, uciekam.- ominęłam go modląc się o brak jakiej kol wiek niespodzianki.
 Oczywiście nie było szans, że opuszczę hotel z taką dawką tojadu w moim organizmie, ale nie będę cały czas wisieć na Raphael'u. Wprosiłam się do jednego z pokoi, jakiegoś wampira, którego zahipnotyzowałam. Zdecydowałam, że kiedy odzyskam, chociaż trochę siły zadzwonię do moich braci by ci pomogli mi opuścić hotel i być jak najdalej od tego wszystkiego, nie licząc już nawet na zdobycie lekarstwa.
 Rzuciłam się na łóżko, bo w tamtej chwili tylko tyle byłam w stanie zrobić, no i jeszcze nie traciłam nadziei na to, że w jakiś cudowny sposób trucizna zniknie z mojego organizmu, a Raphael nie stanie w drzwiach.
-"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..."- pomyślałam, zaciskając palce na pościeli z powodu rosnącego bólu. Musiałam niezwykle ze sobą walczyć by nie wydać z siebie jęku.

Od Raphaela CD Hayley

-Dobrze, jak chcesz, fajnie że tak myślisz - zagryzłem zęby tak, że odznaczyło się to na mojej szczęse. - Jeśli myślisz że wszystko robię dla seksu, to brawo, proszę, możesz iść - wskazałem na drzwi wiodnące do długiego korytarzu z kilkunastoma drzwiami, na któych końcu znajdowało się wyjście z hotelu. Hayley zdębiała, nie mogac wydusić z siebie ani słowa,
Ominąłem ją, wychodząc z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Nigdy bym nie pomyślał, że ona może tak sądzić. Nie jestem jakimś popaprańcem, żeby spełniać swoje seksualne marzenia z osobami które tego nie chcą. W sumie wogóle tego nie potrzebuję. Dziwki? Burdel?
Za takie coś mogłem się ostro wkurzyć. Jestem dowódcą, za takie słowa mogłaby zostać zabita. Niech się cieszy że uszła z życiem.
Szczerze? Sam czułem się wykorzystany. Manipulatorka.
Najpierw kłóci z drugą połówką, któa później umiera, a ta, próbujeusilnie pocieszyć. A tak naprawdę co? Zdobyć zaufanie by się zbliżyć. Od co. Nie wiem jaki sens ta dziewczyna widzi w tym wszystkim, ale nie będę sięnad tym rozwodził, bo nie muszę i nawet nie chcę. Jestem po prostu zły. Ale bynajmniej teraz wiem, i mam nauczkę by nie ufać takim wampirzycom. Renesme była inna.
Gdy pierwsza wyszła z hotelu, nakazałem natychmiastowe wysprzątanie pokoju, i zmienienie pościeli, a sam, noc spędziłem w biurze.
*** kilka dni później***

Obudził mnie alarm, jaki wzniósł Thomas na cały hotel. Dopiero się ściemniało, a słońce było jeszcze na horyzoncie, na szczęście nie brakowało mu dużo do całkowitego zachodu i pogrązenia DuMortu i okolic w ciemnościach. W końcu krzyk i alarmowanie stały się głośniejszce, a już po kilku sekundach wampir stał przedemną, zdyszany, nie mogac nic powiedzieć. Wysapywał tylko pojedyńcze niezrozumiałe słowa. Udało mi się wyłapać pojedyńcze frazy, ale ten bełkot niewiele mi mówił. Chwyiłem chłopaka za ramiona i kilka razy potrząsnąłem, by się skupił.
- Mówi wyraźnie, uspokój się! - podniosłem głos.
- Ja...wilk...wilkołak - tyle zdołałem zrozumieć. Puściłem przyjaciela z dośc dużą siłą przez co przewrócil się, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi,
Wybiegłem z pokoju, próbując sam wbadać co się dzieje, jednak nikogo nie było. Totalka cisza, jak makiem zasiał. Już chciałem wracać, uznać to za fałszywy alarm i kolejne przewidzenia chłopaka gdy usłyszałem krzyk sprzed hotelu. Momentalnie znalazłem się przy wyjściu. Zgraja wampirów gromadząca się w wielkie koło, wokół czegoś, czego nie byłem w stanie ujrzeć, nawet nie zauważyła, że tu jestem. Odchrząknąłem głeboko, i kazałem się rozsunąć, jednocześnie pytając co się stało.
Na ziemii, krwawiąc leżała jedna z młodych wampirzy, z wielką infekcią na udzie. Suknię miała rozerwaną, poplamioną od krwi, a kawałki materiału przykleiły się do paskudnej rany. Przeklnąłem w myślach. Cholerne wilkołaki. Kiedyś trzeba będzie je doszczętnie wybić, już za daleko się psuwają. Już fakt że istnieją, że żyją tu, w pobliżu nas, jest odrażający. A czyny jakich się dopuszczają są karygodne. Kątem oka ujrzałem parę świecących, młodych ślepi na skraju lasu. Wiedziałem że to sprawca ugryzienia. Bez dwóch zdań. Prawdopodobnie samotny wilk, wygnaniec, ale nie odpuszcze mu tego. Krzyknąłem donośnie, rozkazując złapać sprawcę. Żywego. Niech odpłaci za swoją rasę.
Ja się już z nim policzę.
W trakcie łapanki, kobietę przeniesion do najbradziej sterylnego pokoju w hotelu, i starano jak zwykły człowiek, przemywać rany. Podobno to trochę pomagało, chociaż sam patrzyłem na to sceptycznie.
- Przywódco! - usłyszałem nagle w środku gwar i zamieszania wokół dziewczyny. Nagle zrobiło się cicho. Podszedłem bliżej, gdy okazało się że dźwiek ten wydała ukąszona dziewczyna.
- Ten wilk nie chciał, to moja wina.... - wysapała. Uśmiechnąłme  się półgębkiem na myśl o głupiutkiej wampirzycy.
- Nic nie jest przypadkowe, a wilkołak który to zrobił poniesie karę - mój głos był srogi, taki, jaki powinien posiadać przywódca. W międzyczasie doszła do mnie wiadomość że wilk został uwięziony w lochach. Pochwaliłem Thomasa za jego oddział, choć on nie brał w tym udziału - dla zasady, w głebi duszy już widziałem te tortury kundla. Ostrzegano mnie, że mogę zostać ugryziony, oraz to, że łapanie go nie było dobrym pomysłem, bo jest tylko zagrożeniem dla nas, dla całego hotelu. Natychmiast kazałem wszystkim się zamknąć.
Im odbija, doszczętnie! Będą bronić kundla!
~~
Gdy wszedłęm do lochów byłem zly bardzo zły. Wgapiając się prosto w oczy wilka wkroczyłem do lochu w którym się znajdował.
http://66.media.tumblr.com/ec9396d17b0aba88afcbf962434ad7ac/tumblr_o1b4q2XIkV1s1lvwyo4_r1_250.gif
Co te kundle sobie wyobrażają? I nie chodzi mi tu o jednego osobnika. Całe zgraje. Uważają się za lepsze, silniejsze. Uważają się za wspaniałe stworzenie, a zmiennokształtność za dar, i wyjątkową moc. Właśnie. Moc. Jaką? Ja wolałbym się zabić, niż być kundlem. Co to za wyróżnienie, zmieniać się w pchlarza i wyć do księzya jak jakiś chory psychicznie idota?. Debilizm.
My jesteśmy rasą królewską. Pożywiamy się krwią, prosto z żyły, a nie padliną. Umiemy się zachować, mieszkamy w normalnych warunkach, jak nasi gorsi podrabiańcy - ludzie. A psy? W budach. W norach, Jaskiniach. Jak nierozwinięte przygłupy. Moja złośc sięgała zeniitu, gdy jeszcze sam się napędzałem i nienawiścą do tych cuchnących stworzeń. Nie interesowało mnie już to, jakie konsekwencje mogą powstać wskutek ugryzienia, czy wypuszczenia kreatury na wolność, do hotelu. Interesowała mnie zemsta. Na całym gatunku.
W jednej chwili pies przemienił się wbrudną, prawie nagą kobietę, która zaczeła śmiać się jak psychopatka. Nie zwróciłem na to uwagi, Podszedłem do szafki, na której leżało multum sztyletów. Zza swoich pleców słyszałem tylko bełkot. Może i bym coś ztego zrozumiał, ale psów się nie słucha, ani z psami się nie gada. Przejechałem palecm po kilku sztyletach, aż w końcu zatrzymałem się na jednym - średniej wielkości, wykonanym ze srebra, dwustronnnym, naostrzonym jak brzytwa cackiem. W sumie dopiero teraz zorientowałem się, że przemiana, jakiej dokonał kundel była bezsensowna, gdyż pod postacią człowieka nie jest groźna. Tylko dlaczego nie została w wilczej postaci? Zastanawiało mnie to. No nic, moze po prostu jest głupia.
Podszedłem do dziewczyny, przewracając ją na ziemię, jednym ruchem ręki. Przejechałem sztyletem po jej ramieniu, aż ta wydała z siebie pisk bólu. Satysfakcionowało mnie to. Nie mineła chwila, gdy poczułem strzał bólu w głowie. W tym momencie też usłyszałem głos już mi znany. Głębsze skupienie pozwoliło określić mi, że rozmawia z Thomasem, a znajdują się w pokoju ugryzionej. Hayley.

KUPA TROCHEXDDDDDDDD

od Hayley CD Alec'a

 Ostanie nie miałam humoru na schadzki po jakiś większych klubach, gdzie odbywają się ogromne potańcówki, niby lepiej byłoby się pożywić, ale jeśli jestem głodna to wcale nie muszę się z tym maskować, chcę się pożywić? To się pożywię, nie ma nikogo kogo mogę się obawiać w tej kwestii, czy też jakiejkolwiek innej. Lokal był stosunkową małą knajpą z kilkoma wydzielonymi miejscami do siedzenia, barem i stołem do bilardu. Wystrój był prosty jakoś szczególnie nie przyciągający, wszędzie drewniana boazeria. Prawdopodobnie nigdy więcej bym tutaj nie przyszła, gdyby nie fakt, że był to jedyny lokal osunięty od większych gromad drących się i pianych ludzi, których dziś byłabym w stanie wszystkich powybijać. Byłam naprawdę wściekła, że nie wiele wystarczyło aby urwała komuś łeb.
Powoli sączyłam drinka, niemo patrząc się na giboczącą się jedną parę na niewielkim parkiecie, a następnie na inną grupkę pianych nastolatków, nieskąpiących w alkoholu. Z czasem zaczęłam żałować, że wybrałam tak nudne miejsce. Postanowiłam, że jeżeli nic ciekawego się za chwilę nie stanie, nadzieję śliniącego się na mój widok osiłka, siedzącego w drugim końcu sali na kij od bilarda.Oparłam się łokciami o blat i obserwowałam cały lokal odliczając;
-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery...- 
-Co pani robi?- zapytał barman stojący z drugiej strony lady i przecierający szklankę
-Cii...- przytknęłam palec do ust- Odliczam ostatnie chwilę życia pewnego człowieka, proszę nie przeszkadzać, bo pana czas będę liczyć, jako następnego.- odparłam całkowicie poważnie. Barman wzruszył tylko ramionami i wrócił do swoich zajęć, a ja do swoich.
-Trzy, dwa...- odliczanie do czynności związanej z czystą przyjemnością zabicia jakiegoś napuszonego goryla znów zostało przerwane, ale tym razem nie przez wścibskiego barmana. Przez mój wyostrzony słuch usłyszałam skomlenie kundla, a tak naprawdę wycie. Oznaczało to nie mniej, jednak że gdzieś niedaleko zbiera się wataha, która nie oszukujmy się nie przepada za wampirami, a w szczególności za mną, patrząc co kiedyś tu im wyczyniłam. Podsumowując mam przesrane i spokojnie poradziłabym sobie z tą całą zakichaną psiarnią, gdyby nie fakt, że jest pełnia, co oznacza: silniejsze wilkołaki, słabsze wampiry.
-"Zachciało mi się odpoczynku od zapijaczonych ludzi"-pomyślałam wychodząc szybkim krokiem z lokalu
Wilkołaki w takim miejscu z łatwością mnie wyczują, ja ich zresztą też, ale zapach mokrego kundla to ostatni, który chce dziś poczuć. Kiedy przekroczyłam próg knajpy od razu poczułam uderzenie chłodnego powietrza, które zaczęło plątać kosmyki moich włosów. 
-"Mogłam się chociaż pożywić na tych ludziach w tej knajpie i tak prowadzili bezsensowny żywot, tak chociaż nosili by tytuł mojego jedzenia"- pomyślałam, żałując, że nie skorzystałam z możliwości pożywienia się, a przy okazji zwiększenia moich szans przy spotkaniu psiaczków.
 Przemierzałam wąskie uliczki z nadzieją, że oddalam się od watahy wilkołaków, które już miałam pewność, że szukają mnie. Nawet jeśli wilkołaki mają tutaj pakt pokoju z wampirami, to ja się w niego nie wliczam, przez to jak w poprzednich latach zmniejszyłam ich liczebność. Chociaż było zabawnie. Zemsta zawsze jest dobra, a w szczególności ta najokrutniejsza.
 Idąc zaczęłam analizować beznadziejność mojej obecnej sytuacji, która faktycznie okazała się jedną wielką sumą nieszczęść. 
-Chyba gorszego pecha mieć nie mogłam- westchnęłam cicho pod nosem, po czym za chwilę poczułam przeszywający, dosłownie przeszywający ból tuż nad sercem. Zostałam przebita strzałą, która uniemożliwiała mi ruch przytwierdzając do chłodnej ściany, w którą zresztą też się wbiła.
Znalezione obrazy dla zapytania alec shadowhunters gif-Co do cholery- syknęłam z bólu mierząc strzałę wzrokiem, a następnie zaczęłam poszukiwać jej właściciela.
-Mówiłaś coś o pechu- usłyszałam drwiący ton
-Świetnie, nie masz co robić? Więc postanowiłeś się zabawić w Robin Hood'a? - zaczęłam wyciągać z mojego ciała strzałę z grymasem, będącym skutkiem bólu towarzyszącego mi podczas wykonywania tamtej czynności.
Kiedy wyciągnęłam już to cholerstwo ze swojego ciała, rzuciłam je na bruk.
-Wiesz prawie przebiłeś mi serce- zaśmiał się z ironią obserwując łowcę. Chyba jeszcze nie wiedziałam, co właśnie dzieje się z moim organizmem. Bacznie przyglądałam się mężczyźnie, który stał niewzruszony. Nie byłam w stanie dokładnie określić jego wyglądu, było zbyt ciemno, a w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby widziany przeze mnie obraz zaczął się rozmazywać, później przekonałam się, że to nie jest wyobrażenie, a fakt. Czułam, jak miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą gościła strzała płonie żywym ogniem, dostałam zawrotów głowy, miałam wrażenie, że to jakiś koszmar.
-Trucizna. Sprytne.- odparłam resztkami sił
-Nie jest to tojad, na twoje szczęście, ale zadaję jeszcze ciekawsze cierpienia.- nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że właśnie się uśmiecha.
-Tylko po co? Przecież wy "kolekcjonujecie" demony, a nie atrakcyjne wampirzyce- zaśmiałam się pomimo bólu ogarniającego moją głowę
-Mamy w tym mały interes, aby nie doprowadzić do złamania paktu między wampirami, a wilkołakami, a pomimo faktu, że on cię nie zobowiązuję, to gdybyś miała nawet umrzeć wybiłabyś całą populację tej rasy,- czułam, że za mną stoi pomimo całej tej dezorientacji przez ból, czułam jego obecność.
 Nie miałam już sił na żadny opryskliwy komentarz, padłam na kolana, bezsilna i nie pewna tego, co ze mną będzie. 

(CHUJOWE XD)

od Hayley CD Raphael'a

 Nie lubiłam go do czegokolwiek zmuszać, ale to wcale nie znaczyło, że przestawałam stawiać na swoim. Wcale nie byłam zadowolona z faktu, że musiałam zmuszać go do wypicia tej durnej mikstury, ale jeżeli zahipnotyzowanie go aby to wypił, czy po prostu wlanie mu tej substancji do ust miałoby zniwelować cierpienie, które zafundują mu blizny naznaczone przez przeklęty sztylet, to oczywiście, oczywiście, że to zrobię, już to zrobiłam.
 Raphael nie był zadowolony, to oczywiste. Chciał udawać bohatera do końca, chciał do końca sprawiać wrażenie niezniszczalnego, a przynajmniej odpornego na ból. Nie wiem, czy może chciał mi zaimponować swoją zdeterminowaną postawą, ale chyba wolałabym aby w tamtej chwili schował swoją dumę do kieszeni i z lwa, przemienił się w potulnego baranka. Ile razy miałam mu tłumaczyć na to, że nie mam zamiaru patrzeć na to, jak cierpi? Przecież nawet my wampiry posiadamy słabości, a największą jest to, że wszystko czujemy mocniej. Wszystko. Dlatego moim zdaniem świetną sprawą jest wyzbycie się wszelkich uczuć. Zresztą brak uczuć sprawia też, że wróg nie ma gdzie uderzyć, nie znajdzie twoich słabych stron, bo owszem Raph ma rację na własny ból fizyczny możemy jeszcze zagryżć zęby, możemy wytrzymać, ale też te cierpienie w końcu wygra z naszą odpornością, bo ile można zagryzać zęby? Jeżeli chodzi o cierpienie bliskich? Tu jesteśmy już bardziej ograniczeni.
 Santiago leżał na łóżku, ale jego głowa spoczywała na moich kolanach. Spał, jak dziecko dopóki jego stan nie zaczął się pogarszać. Zaczęły go zalewać poty, miał gorączkę, zmieniałam mu w związku z tym, co chwilę okład, chwilami dostawał potężnych drgawek, wtedy delikatnie przytrzymywałam go dłonią na swoim miejscu. Wstrzymałam oddech, kiedy jego zabliźnione rany zaczęły się otwierać, tamta chwila oznaczała najgorszy moment, kulminacyjny wręcz moment wobec całego cierpienia. Nieprzytomny Raphael wygiął się w łuk, byłam przerażona całą tą sytuacją, pomimo tego, że wiedziałam, że przez wypicie mikstury Raph czuję tylko ułamek tego, co mógł czuć, ale coś co jeszcze mnie martwiło to to, o czym Santiago może właśnie śnić, bo raczej nie będzie to sen, gdzie jeździ na jednorożcu...
 Przyklękłam przy łóżku i delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka. Raphael cały się trząsł, wzięłam głęboki oddech i z zaniepokojeniem przyglądałam się mu.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptałam, zmuszając się jednocześnie do uśmiechu- Musi.- dodałam, odsłaniając jego czoło przeczesując palcami jego włosy do tyłu.
Nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam obok niego. z głową opartą na jego torsie. Nawet nie śniło mi się spanie tej nocy, nie wyobrażałam sobie odpoczynku w tej sytuacji, ale zmęczenie wygrało.
 Obudził mnie jego głos.
-Dzień dobry Hay.- kiedy uniosłam powieki zrozumiałam, że znajdują się teraz w nieodpowiednim miejscu i sytuacji. Raphael patrzył mi w oczy, nasze usta dzieliły milimetry. Sparaliżowało mnie. Jego oczy, jego uśmieszek pewny siebie.
-Cieszę się, że z tobą wszystko dobrze.- odparłam starając się nie ukazywać mojej faktycznej radości z tego powodu. 
-Niespecjalnie odczytać można twoją radość.- zaśmiał się, wtedy, ja okrakiem siadłam na jego biodrach, pochyliłam się nad nim, nie odrywając wzroku od jego oczu, po czym zachłannie wbiłam się w jego usta, łącząc je w namiętnym pocałunku. Moje piersi ocierały się o jego tors, a moje ręce bawiły się kosmykami jego włosów. Poczułam, jak jedna z jego rąk zaciska  na moich pośladkach, przy czym lubieżnie się uśmiecha. Wtedy przerwałam pocałunek i zeszłam z niego wstając na proste nogi. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, a na mojej twarzy zwycięski uśmiech.
-Może gdybyś z własnej woli wypił miksturę byłoby inaczej, może więcej.- mruknęłam
-Może uda mi się to jakoś nadrobić? Trzeba powtórzyć pewne rzeczy.- zaśmiał się.
 Wtedy coś mnie uderzyło. Zaczęłam toczyć ze sobą wewnętrzną walkę. Między tym, co powinnam zrobić, a tym, co czuję, a czuć nie powinnam.
-Nie.- mój ton od razu się zmienił, a Raphael był zdezorientowany
- Nie wiem za kogo mnie masz, ale na pewno nie będziesz używał mnie za środek do zaspokajania swoich seksualnych potrzeb. Chcesz dziwki? Idź do burdelu. Weź sobie ludzką, jeżeli będziesz się obawiać, że może wydać twój występek, to ją zahipnotyzujesz albo zjesz. Nie wiem, twoja sprawa, ale nie traktuj mnie w ten sposób.- Santiago nie wiedział, co się dzieje, wstał z łóżka i stanął za moimi plecami, odgarniając włosy z mojego lewego ramienia.
-Hay uspokój się...
-Żadne uspokój się! Nie rozumiesz? Czy ty naprawdę tego nie widzisz?- odwróciłam się do niego twarzą, tak że patrzyliśmy sobie w oczy.- Jestem słaba! Słaba przez ciebie!- desperacko go od siebie odepchnęłam- Od kilkuset lat tego nie zrobiłam. Od kilkuset lat nie martwiłam się o kogoś tak, jak o ciebie, nikim się tak nie opiekowałam, przy nikim nie przesiedziałam tylu nieprzespanych nocy, jak przy tobie.- mój głos powoli zaczął się załamywać, łzy zaczęły napływać do oczu. Co się do cholery ze mną dzieje?-Od kilkuset lat nie pojawił się nikt, kogo mogłabym darzyć innym uczuciem niż nienawiść, czy obojętność. Od kilkuset cholernych lat na liście moich bliskich nie było nikogo więcej, niż moi bracia. To wszystko trwało do momentu dopóki ty się nie pojawiłeś.- jedna z łez uwolniła się i spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam.- Widzisz, co się dzieje kiedy jestem obok ciebie?-zmrużyłam oczy-Pękam.- szepnęłam, mięśnie mojej twarzy się napięły, zagryzłam zęby, żeby nie wydać z siebie zbędnego szlochu.-Ale wiem również, że ja też jestem nieproszoną osobą, tylko, że akurat w twoim życiu. Spokojnie, zniknę z niego, jak najprędzej.- powoli zaczęłam wracać do siebie. Wydusiłam z siebie sztuczny uśmieszek.- Miło było cię poznać, Raphael'u Santiago.- rzuciłam ostatnim spojrzeniem w jego głębokie oczy. Czułam się tak jakbym miała wyzionąć ducha. Nogi miałam, jak z waty, mój oddech był nienaturalnie przyśpieszony, trzęsły mi się ręce. Właśnie tego się obawiałam, że się od niego uzależniłam. Nawet w tamtej chwili, kiedy decydowałam się usunąć z jego życia raz na zawsze pragnęłam go.
 Jeszcze przed chwilą rozkoszowałam się smakiem jego ust, cieszyłam się, że nic mu nie jest i nadal się cieszę, ale muszę w jakiś sposób go od siebie odsunąć, dla naszego dobra, dla jego dobra, jeżeli nawet będę musiała przejść emocjonalne katusze,usunę się z jego życia. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, spoglądając sobie w oczy.

(Raphael?)

Od Sebastiana CD Soray

Przemierzając las myślałem nad dalszymi krokami w planie mojego ojca. Dotarłem nad strumień, gdzie usiadłem pod drzewem, w cieniu, przyglądając się szumięcej wodzie.  Widziałem w niej swoje odbicie. Białe włosy, lśniąca skóra, i czarne jak bez spodki oczu. Żuciłem kamieniem w swoje odbicie, po czym wstałem. Jak ja nienawidzę słońca i ciepła. Dwie najgorsze wartości jakie mogą istnieć, a których nie mogę zmienić.
Rozłożyłem skrzydła i zacząłem biec w stronę lasu. Trochę zabawy nie zaszkodzi.  Wbiłem się w powietrze, i szybując kilkanaście centymetrów nad gruntem, prawie zapomniałem o swoim planie i kolejnym kroku, gdy poczułem przeciłżenie na lewym skrzydle, a już po chwili ostro runąłem na ziemię. Poturbowany zatrzymałem się kilka metrów dalej. Odrazu wbiłem wzrok w skrzydło i miejsce z którego prawdopodobnie otrzymałem strzał.
Stała tam dziewczyna, ta sama która prędzej uprzykrzała mi życie. Byłem wściekły. Wstałem mimo lekkiego bólu, i wydałem sztylet, ciskając go o ziemię. Zagryzłem zęby i już z daleka, idąc w stronę dziewczyny, wykrzyczałem kilka zdań, ostrym, wściekłym tonem. Nagle, jak spod ziemii przedemną wyrosła inna, prawie rudowłosa dziewczyna. Nawet nie zdażyżrm zareagować gdy ten sam sztylet, wbił mi się w miejsce, powyżej serca.  Adrenalina zadziałała, i chwyciłem dziewczynę za nadgarstki, mając na celu je zmiażdżyć. Lecz zacząłem opadać z sił. Jeszcze przed straceniem świadomości, zrozumiałem, że pomyliłem się co do osób, które mnoe zaatakowały. Potem już tylko jak we mgle,  widziałem czarną krew spływającą po ramieniu i wilgotność bluzki.

Soray? ;p Reni atakuje!

Od Aleca CD Soray

Gdy rozmawiałem z Isabelle całkowicie zapomniałem o przybyszce. Mijalismy kolejne drzewa, i złączenia dróg aż sygnał portalu zrobił się silniejszy a moc było już czuć w powietrzu. Zacząłem czuć niepokój, oglądając się na Izzy, próbując rozgrysc jej minę. Nie widzieliśmy portalu, choć czuliśmy się tak, jakbyśmy stali przed nim, a powiewy wiatru tylko sprzyjały temu wrażeniu. Nagle usłyszałem dźwięk zza siebie. Przypominał jęk. Zacząłem.szybko szukać źródła hałasu.To prędzej spotkania dziewczyna nadeszła na ostrą gałąź, rozcinając sobie nogę. Była w "bezpiecznej odległości)" od nas, jednak dało się to zauważyć. Gdy tylko się schyliła, niemal natychmiast miałem strzałę w napiętym łuku. Demon, który stał za nią właśnie planował wbić swoje ohydne, brudne, i nasączone jadem zęby w ranną. Celnie wypuściłem strzałę w stronę kreatury, która ze świstem musneła moje palce, a po kilku sekundach wybiła się w demona, sprawiając że ten rozprysł się w pyle i dymie. Nastała chwilowa cisza, której towarzyszył porozumiewawcza wymiana skinień z siostrą, by po chwili trafić kolejne kreatury które przybywało ze strony z której przyszliśmy. Dziewczyna, która prędzej została ranną, wspiąła się na drzewo, ukrywając przed nami, a bynajmniej tak to wyglądało. Napieralismy na demony, przesuwając sië odważnie a przód,  Izzy radziła sobie świetnie, wymachując swoim biczem. Oddając ostatni strzał, jednym ruchem zciągnalem dziewczynę z drzewa, nadal nabierają na resztki kreatur. Czułem jej wzrok na sobie, jak karciła mnie oczyma, paląc mnie w myślach z wściekłości.

Wymyślaj ;p

Od Raphaela CD Hayley

Coś wyrwało mnie ze snu tak że poderwalem się siadając na łóżko, z szybkim i głośnym oddechem. Byłem chroniczne zmęczony. Zaległości które powstały na skutek mojej nieobecności w hotelu mnie przerosły, a papierów było tyle, jakbym nie uzupełniał ich conajmniej przez rok. Siedzenie w biurze dzień i noc przez kilka dob nie było dobrym pomysłem. Czułem niepokój, świsty powietrza wypełniały moje płuca a ja czułem się jakby nadal brakowało mi powietrza. Przypomniały mi się chwilę sprzed przemiany, kiedy jako mały chłopiec miewałem koszmary. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, znajdującego się po drugiej stronie pokoju. Dotknąłem dłońmi zimnego parapetu. Przeszedł mnie dreszcz. Znowu głośno odetchnąłem. Ciągle czułem ten niewyjaśniony niepokój, jaki mnie zbudził. Nagle, patrząc się w pusta przestrzeń zauważyłem przełykając cień gdzieś na obrzeżach lasu, niedaleko hotelu. W głowie zapaliła mi się lampka. Przecież już tak dawno nie rozdawane krwi... Wampiry brakujące się po nocach nie zawsze coś upoluja, a to był najwyraźniej jeden z nich, oceniając po sylwetce, która wydawała się podobna do sylwetki Pisklaka który kilka dni temu dołączył do grupy. Nawet nie miałem czasu go poznać. Ani niczego nauczyć.
Przemierzając ciemny korytarz z minimalistyczny świecami po bokach które zdarzyły  się  nikim światłem wstawiłem po kilka torebek krwii do salonu.
Na dworze było cicho. Swierszcze powoli kończyły swoje wieczorne koncerty kładąc się spać, a na niebie można było zaobserwować nietoperza który usilnie próbował upolować ćmę. Odetchnąłem, stawiając kolejne kroki w stronę obrzeży lasu. Zawołałem Pisklaka kilka razy lecz odpowiedziało mi echo. Pewnie podążał za ofiarą w głąb lasu. Mimo wszystko skoro tu jestem dam mu ta krew, niech się wysiłe... Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, zapomniałem częściowo o tym co zdążyło się przed kilkunastoma minutami i stałem się mniej śpiący. W lesie były chaszcze przez które nie szło się najlepiej, ale po chwili wyszedłem na w miarę oczyszczoną drogę.  Szedłem przez chwile rozglądając się w poszukiwaniu Pisklaka nawołujący go. Lecz znowu odpowiedziało mi echo. Może się obraził? Różnie to bywa po przemianie. Takie osoby mają wahania nastrojów wiec nie zdziwiłbym się gdyby mu coś nie pasowało i walnął by typowego focha.  w sumie nawet nie wiem czy to chłopak czy dziewczyna. Wołam po prosty pisklak. Nagle dotarła do mnie woń, której nie da się zignorować. Zapach, którego nienawidziłem najbardziej na swiecie. Drażnił moje zmysły, ładowal wściekłość i chęć zabicia. Pies. Mokry śmierdzący kundel. Oni nazywają siebie wilkołakami bodajże. Zabawne. Woń była coraz silniejsza mimo iż stałem w miejscu. Zaśmiałem się na myśl o tym ze pies chciałby mnie zaatakować. W tej chwili usłyszałem potężne wycie. Ziemia zatrzasla się a drzewa poruszyły. Moje rozmawianie zniknęło w jednej chwili. Takiego Ryku nie słyszałem nigdzie. Jakby sto psów z alfą na czele zawylo w tym samym momencie. Momentalnie zdałem sobie sprawę dlaczego księżyc świecił tak jasno. Pełnią. Punkt kulminacyjny Wilczej mocy dla wampirow chwile osłabienia. Cofnąlem się, zaczynając biec. Słyszałem łamanie gałęzi, szczęki i powykiwania łączące się w jeden wielki loskot za biegnący mną. Jak z pod ziemi przedemną wyrósł średniej wielkości wilk zasłaniając mi drogę do wyjścia z lasu. Zrobiłem szybki unik od pozorów drapieżnika, tym samy skręcając w chaszcze. Biegłem co sił, zdawajac sobie sprawę ze gdy mnie dogonia , zginę. Miałem wrażenie że to kolejny koszmar, że to wszystko fikcja. Biegłem szybko, lecz przez osłabionie spowodowane księżycem nie tak szybko jak zazwyczaj, dodatkowo szybciej się meczylem, a złapanie tchu bylo jak wbijając szpilek w gardło.

(powoli wracam z takim hujowy opem xd msm nadzieje ze się nie gniewem ze tak długo to trwało, nauka i te sprawy jak juz mowilam z matma mi ciężko xd możesz to zinterpretować jako nową historie ale też jako sen nawiązujący do poprzedniego opa)

OD Soray CD Aleca

- Nie twoja sprawa - mruknęłam. Popatrzyłam na wodę, biorąc głęboki wdech - nie straszy się ludzi. 
- Wystraszyłem Cię? - uniósł brew.
- Tak się mówi - warknęłam cicho - w ogóle po co tu przylazłeś?
- Wyczułem niedaleko po...
- Portal z innego wymiaru - przerwałam mu chamsko - niech zgadnę... Chcesz się tego pozbyć? - popatrzyłam na niego kątem oka.
- Ale na pewno nie z tobą - mruknął. 
- No to bez łaski.
- Alec! - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Popatrzyłam za niego, a tam biegła jakaś dziewczyna.
- Isabelle? - Alec odwrócił się, by popatrzeć na dziewczynę.
- Też wyczułeś portal? - spytała. W tym czasie, gdy rozmawiali, schowałam się w koronie drzew.
- Właśnie miałem po was iść. Chodźmy - wyjął łuk i poszedł gdzieś w jakąś stronę. Cicho i bez szelestu skakałam po drzewach, śledząc ich.

<Alec?>

od Hayley CD Raphael'a

Kiedy Raphael złożył pocałunek na moim czole, a następnie objął mnie, moje ciało przeszyła gęsia skórka. Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, nie wiedziałam, jakie może to przynieść konsekwencje, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Raphael odsunął się kawałek ode mnie, czułam na sobie jego spojrzenie, on delikatnie chwycił mój podbródek i skierował go do góry, doprowadzając do tego czego się obawiałam. Kiedy spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły płomyki znów przeszła mnie fala dreszczy. Moje oczy stały się szkliste i powstrzymywałam się z całych sił, aby nie wyglądać na pełną obaw. Ogromnie pragnęłam jego zapachu, jego dotyku jego głosu, jego pocałunku, nie pragnęłam niczego bardziej niż Raphael'a Santiago, jednak wiedziałam, że nie powinnam tego ukazywać, a tym bardziej tego czuć.
-Co się dzieje?- wyszeptał, po czym moja twarz zanurzyła się w jego dłoniach, westchnęłam głośno zabierając jego ręce i zachodząc Raphael'a. Byłam za jego plecami, jednak nie na długo, bo za chwilę obrócił się w moją stronę, czułam jego przeszywające spojrzenie na moich plecach.
-Musimy porozmawiać o...- urwałam myśl, szukając innych słów do sklejenia, jakieś sensownej wypowiedzi- Czy wcześniej przed tym, jak podałam ci moją krew... czy podawali ci coś innego do picia?- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej
-Do czego zmierzasz?- stanął przede mną mrużąc oczy
-Do niczego po prostu...- ściszyłam głos
-Sugerujesz, że przyczyną tego, do czego doszło wczoraj jest moje pragnienie twojej krwi?- czułam jak na mnie patrzy, słyszałam w głosie niedowiarę-Na prawdę tak sądzisz?-warknął
-Ja po prostu chcę być pewna, co ci podali i jakie mają na ciebie wpływy, albo nie daj Boże moja krew...- spojrzałam na niego, po czym poczułam jakby ktoś uderzył mnie ciężkim tępym przedmiotem w głowę, kiedy w oczy rzuciła mi się blizna rozciągająca się po jego klatce piersiowej
-Raphael...-  podeszłam do wampira usadzając go na łóżku.
-Blizna...-wymamrotałam- twoje rany nie zagoiły się całkowicie.- ze strachem w oczach spojrzałam na złego Raphael'a. Ignorował w mnie, dał mi to wyraźnie do zrozumienia. Jego twarz była odwrócona w stronę ściany, czyli tak, że widziałam tylko jego oburzony profil, wzrok zamarł mu na jednym z martwych przedmiotów. Nie zwracał uwagi na to, co mu przed chwilą powiedziałam, bo przecież uraziłam go chwilę przed tym, oskarżając go pośrednio o nadzwyczajne pragnienie mojej krwi.
 Jego nogi były rozstawione szeroko, stanęłam więc pomiędzy nimi, a moje dłonie delikatnie opadły na jego torsie, wędrując po ścieżce blizny. Spojrzałam mu w oczy, podejmując próbę odczytania z nich czego kol wiek.
-Czujesz coś?- zapytałam cicho
-Oprócz twojego dotyku?- spojrzał mi na chwilę w oczy, po czym znowu wrócił wzrokiem do martwego punktu, przypominając sobie, że jest na mnie zły- Nic.- syknął
Zachowywał się, jak dziecko, ale wcale mi to nie przeszkadzało, każde dziecko wymaga opieki, chyba dziś jestem niańką rozwydrzonego bachora.
Z zachowania Raphael'a zdążyłam wywnioskować jedno, że jest zbyt zacięty i utwardzony w swoim zdaniu. W dodatku jego niezwykła upartość, będzie chciał mi udowodnić, że z łatwością panuję nad żądzą krwi. W tam tej chwili, jednak nie obchodziło mnie, czy ma niepohamowane pragnienie mojej krwi, czy nie, bo dopóki nie wypije mojej krwi, ja nie dowiem się, jakiego rodzaju jest jego blizna.  Bardziej martwiły mnie właśnie ona, choć pierwsza kwestia też jest istotna. Wiedziałam, że muszę sprawdzić, czy blizna jest śladem po jakimś przeklętym ostrzu, czy po zwyczajnym i tylko potrzebuje, jakiegoś "pomocnika" (w tym przypadku mojej krwi) aby się całkowicie zregenerować. Postanowiłam powtórzyć wcześniej zastosowaną sztuczkę. Stojąc pomiędzy nogami, siedzącego na łóżku Raphael'a delikatnie obróciłam jego głowę, tak aby skazać go na mój wzrok. To była tylko kwestia czasu, kiedy nasze muskające się już usta w końcu się połączą. Nie potrafiliśmy nieskończenie trwać w tej dręczącej ciszy, w której odzywał się tylko dźwięk tykającego zegarka, przypominający nam o upływającym czasie. Nagle Raphael zmiażdżył moje usta z wyraźnym pożądaniem, przez co lekko odsunęłam się do tyłu, jednak za moment, kiedy gorączkowo odwzajemniłam pocałunek, zaczęłam napierać na jego ciało. Raphael uległ temu bez żadnego słowa sprzeciwu, tylko mruknął cicho z zadowolenia. Oboje runęliśmy na łóżko, tylko tyle, że jego umięśnione plecy znajdowały się na pogniecionej pościeli, a ja na nim nie odrywając się od jego warg. Czułam, jak uśmiecha się podczas pocałunku. Objęłam go za szyję, kiedy ssał moją dolną wargę. W końcu wsunął mi język do ust, odpłaciłam mu więc pięknym za nadobne, odszukując koniuszkiem języka jego kłów. W najmniej spodziewanym momencie oderwałam od jego ust, moje. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, rozchylił delikatnie usta, licząc, że znów zatonął w pocałunku i pomimo tego, że ja również tego pragnęłam, to pomimo tego z powodu własnych zasad musiałam zrezygnować. Usiadłam na jego podbrzuszu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Kciukiem wytarłam krew z kącików moich ust, po czym oblizałam go na jego oczach, on tylko uśmiechnął się lubieżnie przeczesując włosy. Myślałam, że raczej będzie zły, bo trochę oszukałam go podczas pocałunku.
-Ta sama sztuczka, co na gali, prawda? Przegryzłaś wargę abym napił się twojej krwi- uniósł brew, a ja zeszłam z niego stając na równe nogi, odwzajemniając uśmiech.
-Zauważyłam, że chętniej ssiesz krew z moich ust, niż bezpośrednio z żył.- odparłam
-Ciekawe dlaczego...- pomimo tego, że nie widziałam go w tamtym momencie, to z łatwością mogłam wyobrazić sobie, że na jego twarzy maluję się ten specyficzny uśmieszek.
-Wiesz, właśnie zaczęłam zastanawiać się, czy mówisz to samo swoim ludzkim ofiarom? Kiedy upajasz się w ich ustach, też całujesz się z języczkiem?- zaczęłam się z nim droczyć, a on tylko przecząco pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
-Dobra, pokaż te blizny, księciuniu... -westchnęłam podchodząc do wampira
-Sukinsyn.- warknęłam, a uśmiech, który przed chwilą był na mojej twarzy znikł w przeciągu jednej sekundy.
-Myślałem, że uważasz mnie raczej za boga- zaśmiał się, nie zwracając uwagi na moją powagę, a ja przewróciłam oczami na jego słowa.
-Nie, ty Tristian. Sukinsyn poranił cię tym samym cholerstwem, co mnie.
-To tylko blizny.- prychnął
-Nie, ty niczego nie rozumiesz. Ostrze, którym poranił twoją klatkę piersiową, należy do grupy tzw. "czarnych obiektów", co oznacza, że ostrze ma nadzwyczajne właściwości do zadawania bólu. Ja osobiście, przez całe moje życie nie spotkałam się z cierpieniem na taką skalę, a ta noc przedstawi cię właśnie temu cierpieniu, ale ja nie mam zamiaru do tego dopuścić.
-Jak masz zamiar zlikwidować te bliznę?-zmrużył oczy
-Z tego, co wiem, nie da się ich zlikwidować, ale mogę spróbować doprowadzić do sytuacji, że niczego nie poczujesz.
-Słucham dalej, więc jak to będzie wyglądać?
-Wybiorę się do wiedźmy, poproszę o jakieś zaklęcie, które ulula cię do na prawdę kamiennego snu, albo wypijesz jakieś świństwo, które przyniesie identyczny rezultat, a w czasie kiedy ty będziesz unikał tego parszywego bólu, będę nad tobą czuwać, nie powiem, że jak anioł stróż, ale coś w tym stylu.
-Nie zgadzam się.- stwierdził pewnie, wtedy poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował, ale nie dałam po sobie tego poznać. Chciałam mu pomóc, a on moim zdaniem bez żadnego istotnego powodu odrzucał ofertę mojej pomocy.
-Nie pytam cię o pozwolenie, a niby co widzisz złego w tym, że w tak neutralny sposób unikniesz ogromu cierpienia?
 -Nie jestem żadnym słabeuszem, który..- przerwałam mu myśl
-Tak, jesteś skończonym idiotą. Musisz mi uwierzyć na słowo, że nie chcesz tego czuć, blizna jeszcze będzie się odzywać, przypominać o sobie przez całe twoje życie, jeszcze nie raz pokażesz, że nie straszny jest ci ból, ale tego z dzisiejszej nocy, uwierz mi, nie chcesz poczuć, a ja nie chcę patrzeć na twoje cierpienie, rozumiesz?- spojrzałam mu w oczy. Santiago milczał, odebrałam to za dobry znak, może zrozumiał, że chociaż raz dobrze jest schować dumę do kieszeni. To było by nierozważne aby na rzecz ukazania swojej odporności przed cierpieniem za cenę uczucia, które nie jest równe momentowi, kiedy całe twoje ciało płonie, jakby ktoś wrzucił je w kilku metrowe płomienie ogniska, a serce jest jakby wyrywane przez kogoś z klatki piersiowej, a temu wszystkiemu towarzyszy jeszcze więcej nieprzyjemnych uczuć, a pomieszczenie wypełniają krzyki z bólu ofiary naznaczonej ostrzem. Jest jeszcze gorzej.
 W tym milczeniu wyszłam z hotelu, w celu spotkania się z czarownicą.
***
Kiedy wróciłam od razu rzuciłam spojrzenie na Raphael'a. Siedział nie ruchomo na łóżku, po jego czole spływał pot, w dodatku miał dreszcze. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się niemrawo.
-Mam nadzieję, że twoja czarownica, akurat dziś miała zjazd mioteł- zaśmiał się, ale jego wzrok wydawał się nieobecny
 Nie reagowałam na jego teksty, które jego zdaniem są świetnym sposobem na odwrócenie mojej uwagi, abym nie zauważyła tego w jak fatalnym jest stanie.
-Nadal masz zamiar zgrywać bohatera?- zapytałam dotykając jego czoła- Z gorączką i dreszczami świata nie uratujesz.- odparłam obejmując go za szyję i patrząc mu w oczy.
-Nie chcę grać tu twojej matki, ale zaczyna się objawiać to cholerstwo, bądź grzeczny i się kładź. Ja zaraz podam ci to lekarstwo, mam nadzieję, że zadziała.- miałam ogromne obawy, co do tego, czy Raphel na pewno uniknie możliwie najgorszej nocy w jego życiu.
-Niestety, po ostatniej nocy powinnaś zauważyć, że wcale nie jestem grzeczny- zachichotał, pomimo tego, że pewnie czuł się już nie najlepiej.
-Zamknij się już- zaśmiałam się wyciągając z kieszeni kurtki fikuśną fiolkę, której zawartość tej nocy miała być wybawieniem dla Raphael'a. Miksturka w tym naczyniu wyglądała komicznie, przelałam ją do kieliszka na wino, a następnie usiadłam obok siedzącego pod kołdrą Raphael'a i podałam mu lekarstwo, nie odrywając od niego wzroku. W myślach modliłam się oto, że nie uderzy mu nic do głowy i uprzejmie opróżni kieliszek, ale również ogromnie zależało mi na tym, aby ta mikstura pomogła i jakoś ujarzmiła czekający go ból, lub pozbawiła go całkowicie.

(BAM BAM BAM. I CO? I G****. Wybacz. : / )

Zamknięcie Bloga.

Blog zostaje zamkniętys powodu braku zainteresowania piszących.

Od Raphaela CD Hayley

Gdy się przebudziłem, poczułem zmęczenie, spełnienie i... Pustkę. Nie zdążyłem nawet zorientować się gdzie jest Hay, gdy dzwięk charakterystycznych kroków, a chwilę potem, odgłos zardzewiałej, kilkuwiecznej klamki zadźwieczał mi w głowie, przeszywając ją na wylot. Jeszcze wszystko jest wzmocnione, od wczoraj.  Szybko wstałem i ubrałem bokserki. Wszystko trwało chyba sekundę, gdy byłem już przy dziewczynie. Stała przy drzwiach i majstrowała coś przy nich. Ubrana była w moją koszulkę, która na niej wyglądała prawie jak krótka sukienka.
-Nie zostaniesz dłużej?- oparłem się o ścianę, która okazała się lodowatą, przez co zdałem sobie sprawę że od kilku dnu pogoda się zmieniła, a stary hotel nie ma ogrzewania- bo po co vampirom?
-Nie zostanę, i tak już za długo tu przesiedziałam - chrząkneła, błądząc wzrokiem, po chwili skupiając się na klamce. Spojrzałem przed siebie, zamyślony, w sumie nawet nie wiem czym.  Nie wiedziałem co powiedzieć, podobało mi się to, co wczoraj zrobiśmy, a Hay udaje że tego nie było.
-Będziesz chciała mnie unikać?- palnąłem prosto z mostu. Dziewczyna wyprostowała się, przełykając ślinę.
-Nie, nie mam takiego zamiaru- wydusiła sztuczny uśmiech. Nie wiedziałem czy czuje się skrępowana, tym co było wczoraj, czy może czymś innym. Bo widać było po niej że się stresuje. Lecz chyba mówiła prawdę.
Uśmiechnąłem się z ognikami w oczach, po czym podszedłem do dziewczyny, ucałowałem w czoło i objąłem.
Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, ale poczułem że robie słusznie, nawet gdy to nie ma sensu.

(jezuu hujowszego opo nie moglam napisac...)

Od Aleca CD Soray

-Spokojnie... - Wysapałem. Zżuciłem dziewczynę z siebie, przytrzymując sztylet w powietrzu, by nie zostać zranionym.
-Ładnie to tak rzucać się na obcych?- zmarszczyłem brwi. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem, chowając sztylet. Spojrzała najezioro. Byłem akurat na zwiadzie, a niedaleko wykryłem demoniczną moc,wiëc lepiej się tego pozbyć teraz, niż jak się powiększy. Kro wie może w okolicy jest portal. To by źle wróżyło. Demony  z innych wymiarów mogłyby się tu przenieść, i narobić niezłego rabanu i krzywdy niewinnym ludziom.
-Już ci przeszło rzucanie się na obcych? - Kątem oka zauważyłem wypaloną runę, araczej jej część pod rękawem uzki dziewczyny. Podszedłem bliżej i bez zapytania, po prosty podwinąłem rękaw.-Runa blokady? -Skomentowałem. Ta w tym czasie zdązyła mnie już odepchnąć i zacząć puszyć się jak kot na widok psa. -Po co ci ona? Ukrywasz się przed kimś?

Soy?

Od Soray

Poszłam nad jakąś sadzawkę i usiadłam blisko wody. Woda była spokojna. Dzień jak to dzień, był cichy. Powietrzem zawiałam lekki wiatr, który poukładał moje spięte włosy. Z nudów zaczęłam puszczać kaczki. Za każdym razem przyglądałam się pierścieniom na tafli. Popatrzyłam w bok widząc wspomnienie...
- Soy chcesz to Cię nauczę puszczać kaczki.
- Od dzieciństwa nie potrafię i pewnie nie będę. I miałeś nie nazywać mnie Soy!
- Lubisz to zdrobnienie. Ja potrafię wszystko. Na początek rozpuść włosy.
- A co to ma do rzeczy?
- To działa jak metafora. Jak masz spięte to jesteś w sobie zamknięta, a kocham moją ryzykantkę.

Rozwiałam wspomnienia, opierając głowę o ręce, które były położone na nogach. Wtedy usłyszałam nadepnięcie na gałąź. Wskoczyłam na jedno z drzew i się przyczaiłam. Zobaczyłam mężczyznę, który się rozglądał wokół. Cicho skoczyłam za niego i końcem miecza.
- Jeden ruch, a zginiesz.

<Alec?>


od Hayley cd Raphael'a

Nasze serca pompowały ogromne ilości adrenaliny, co w połączeniu z innymi uczuciami płynącymi z naszej aktualnej sytuacji było mieszanką wybuchową. Trudno nazwać uczucie, które nami zawładnęło. Moje całe ciało niezwykle go pragnęło, czułam, że nie tylko ja mam takie uczucia. Zadawany mi ból rósł, ale razem z nim ogromna przyjemność, co wszystko sumowało się w niewyobrażalną rozkosz. Raphael pochylił się nade mną zamykając zachłannym pocałunkiem moje rozchylone usta, które podczas intensywnych doznać nie były w stanie złapać tchu.
Korzystając z sytuacji zepchnęłam go z siebie przejmując inicjatywę. 
-Teraz to ja jestem górą- wyszeptałam ze zwycięskim uśmieszkiem, mierząc wzrokiem nagiego Raphael'a, który w ubraniu niezwykle mnie pociągał, ale jego nagość była nieporównywalna. Widziałam zdziwienie wymalowane na jego twarzy. Podniósł się, tak, że siedziałam mu wygodnie na kolanach, uniósł mój podbródek i szybkim ruchem przywarł do moich warg. Kiedy zasmakowałam jego ust i pragnęłam większej ilości pocałunków, od się od nich odkleił. Chwycił mnie mocno za biodra i spojrzał mi z tryumfalnym spojrzeniem w oczy, po czym nachylił się do mojego ucha, ja cierpliwie czekałam na jego kolejny ruch. 
-Wybacz, ale tutaj rządzę ja- wyszeptał mi do ucha, po czym delikatnie je przegryzł, po moim ciele rozeszły się dreszcze. Przy okazji zdążyłam ujrzeć jego chytry uśmieszek, który wysłał mi patrząc w oczy, W jego oczach, które już podczas naszego pierwszego spotkania mnie zahipnotyzowały widziałam dwie tańczące iskry, iskry nie zaspokojonego pożądania. W tamtej chwili nie wiedziałam, co za chwile postanowi zrobić. Wydaję mi się, że byłam tak zajęta tą całą sytuacją, że nawet nie słuchałam tego, co do mnie mówi. 
Jak obiecał tak się stało, znowu przejął nade mną władzę. Nawet nie zauważyłam, kiedy ściągnął mnie z łóżka przytrzaskując mnie do chłodnej ściany plecami, naciskał na mnie całym swoim ciałem. Nie byłam świadoma tego, że to ten moment zapoczątkował jego powtórną dominację nad moim ciałem, nade mną. Mógł zrobić ze mną co tylko chciał, w dodatku sama mu na to pozwalałam. Nie miałam nic przeciwko jego brutalności, jeszcze bardziej mnie ona podniecała. Czułam jego oddech na mojej szyi, czekałam na moment kiedy zacznie ją całować i po chwili tak się stało. Zagubiliśmy się w pocałunkach, nasze ręce wędrowały wszędzie, po całym ciele. Niespodziewanie Raphael chwycił mnie pewnym ruchem za biodra i posadził na biurku aby następnie brutalnie rozchylić moje nogi. Szybkim i agresywnym ruchem wszedł we mnie. Nie spodziewałam się tego, z moich ust wymknął się jęk rozkoszy, który od razu zdecydowałam się stłumić. Ruchy Raphael'a były tak energiczne, że po chwili nóżki biurka się załamały, jednak nie zwracaliśmy na to uwagi. Nie przywiązywaliśmy też wagi do tego, że całe pomieszczenie wypełniają nasze jęki, nie było niczego poza nami. Byliśmy tak pochłonięci sobą, że nie akceptowaliśmy informacji o obecności, czego kol wiek niż nas samych. 
Odchyliłam lekko głowę do tyłu zamykając oczy, cała ta sytuacja doprowadzała do tego, że przy otwartych oczach, czułam się tak, jakby były zamknięte, ja po prostu odpływałam pod wpływem doznań. Nagle poczułam, jak jego dłoń łapię mnie za tył głowy i przyciąga do siebie, jednocześnie kciukiem rozchylając dolną wargę. Chwycił mnie mocniej za włosy, pod wpływem czego podniosłam się z łokci, a następnie, kiedy dał mi więcej przestrzeni odsuwając się od biurka, stanęłam na proste nogi. Nie stałam długo, Raphael nie miał zamiaru, czekać na to aż nasze rozpalone ciała ostygną, nie miał zamiaru dawać mi chwili wytchnienia. Z powrotem pchnął mnie na łóżko.Powoli przejechał po mojej szyi językiem, od podstawy aż do linii żuchwy. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz przyjemności.
Przywarł do moich ust, nasze języki omijały ostre kły w tym erotycznym tańcu. Nagle rozproszona pocałunkami, oderwałam się od jego ust aby wybrzmiał z nich cichy jęk, spowodowany tym, że Raphael, znów rozproszył mnie falą pocałunków, aby wykorzystując element zaskoczenia wejść we mnie, po czym za chwilę wyjść. Na jego twarzy pojawił się bezwstydny uśmieszek, na widok mojej reakcji, na którą za pewne jakże liczył. Jego usta zmieniły położenie zeszły niżej na szyję, którą zaczął pieścić robiąc okrężne ruchy językiem, nagle poczułam ugryzienie, które wybawiło z mojego gardła cichy jęk. Cały czas się ze mną droczył, za każdym razem, kiedy pragnęłam więcej, on przestawał. Spojrzał mi w oczy, po czym, jego wzrok zaczął wędrować niżej za jego ręką. Na jego twarzy pojawił się lubieżnym uśmieszek. Czułam, jak twardnieją mi sutki, kiedy na nie patrzy. Zaczął delikatnie muskać moje piersi językiem, by za chwilę zacisnąć na nich kły lub po prostu nie zrobić nic. Kiedy ujrzał moją bliznę rozciągającą się pod sercem, delikatnie przejechał po niej palcem kilka razy. Czasami zadawał mi ból, mocno ściskając całe moje piersi, czy gryząc je. Kiedy znów zaczął je namiętnie całować z moich ust wyrwało się ciche mruknięcie.
Nagle chwycił mnie za nogi i przyciągnął bliżej siebie, nadziewając mnie na swoją męskość, zacisnęłam wargi, aby nie wydać z siebie okrzyku. Całym moim ciałem wstrząsną dreszcz bólu wymieszanego z przyjemnością. Jego ręce zaciskały się na udach, nie pozwalając mojemu ciału oddalić się od niego na milimetr. Jego ruchy stawały się szybsze i bardziej agresywne, każda część mojego ciała płonęła z podniecenia. Zacisnęłam pięści na po ścieli, a kiedy wyraźniej przyśpieszył wygięłam się w łuk uwydatniając mój biust. Położył dłoń między moimi piersiami i przesunął nią w dół, jakby chciał jeszcze bardziej zbliżyć nasze ciała. Próbowałam jakoś powstrzymać jęki wydzierając się z moich ust, jednak to nie podlegało już mojej kontroli, miałam wrażenie, że nie mam już kontroli nad niczym, nawet nad własnym ciałem. Roskosz, którą zadawał mi Raphael była tak ogromna, że jednocześnie pragnęłam aby nigdy się nie zakończyła, a z drugiej strony chciałam odepchnąć go do siebie . Raphael wbijając się w moją szyję, przydusił mnie jednocześnie całym swoim ciałem w materac łóżka. Jego ruchy nabrały takiej siły i brutalności, że aby to wszystko odreagować, przez czysty przypadek, moje ręce powędrowały na jego plecy pozostawiając za sobą ślady krwi.
Po paru chwilach, dla nas jednocześnie tak długie i krótkie, doszłam, a niewiele później on. Z mojego gardła wydobył się chrapliwy okrzyk, który w połowie został ujarzmiony pocałunkiem, podczas którego czułam, że Raphael się uśmiecha. Moje nogi drżały mi od przyjemności, jaką przed chwilą jeszcze odczuwałam. Oboje zaczęliśmy opanowywać swoje spazmatyczne oddechy, jednak jak się oboje przekonaliśmy, nie jest to wcale takie proste. 
-Musimy kiedyś to powtórzyć- odparł maltretując moją dolną wargę. Ja zaczęłam bawić się kosmykami jego włosów. Oparł się o moje czoło i spojrzał mi w oczy, nie wiem, co sobie pomyślał w tam tej chwili, ale ja byłam przerażona, czego w żadnym stopniu nie pozwoliłam po sobie poznać. 
Zaczęło przerażać mnie to, jak on na mnie działa. Byłam wygłodniała, pragnęłam jego dotyku, ust, ciała tak bardzo, niczym narkoman pragnie ulubionego narkotyku, miałam wrażenie, że się od niego uzależniłam.
Miałam gęsią skórkę, kompletnie nie wiedziałam, czego chcę. Cudownie byłoby pozostać obok niego, aby rano obudzić się w jego ramionach, jednak nie mogę, definitywnie nie mam do tego prawa. Nie mogę pozwolić sobie na żadne uczucia, w dodatku on musiałby, jakieś posiadać. Dla niego to po prostu zabawa, też chyba będę musiała to zignorować. Moje uczucia do niego są równoznaczne z niebezpieczeństwem skierowanym w jego stronę- ten argument uważam za najważniejszy. Zaczęłam zastanawiać się, co ja właśnie do cholery zrobiłam. 
Wzięłam zimny prysznic, po czym w jego koszulce przekroczyłam drzwi pokoju. Skierowałam się do drzwi prowadzących na korytarz, z myślą, że już śpi, bo wyraźnie sprawiał takie wrażenie, jednak tylko kiedy, nadusiłam klamkę usłyszałam jego głos.
(?)

OD Soray CD Sebastian

Odwróciłam się i poszłam przed siebie na polanę. Tam zobaczyłam jakieś spalone i pokiereszowane... I chyba oddychało. Pobiegłam do ciała. Sprawdziłam puls... Oddycha...
- P... Pomóż mi... - wychrypiała dziewczyna. Zasłoniłam ją od słońca i pobiegłam po różne zioła lecznicze. Paprociami zakryłam skórę. Po chwili dziewczyna wyrwała się, biorąc głęboki wdech.
- Nic ci nie jest...?
- Nie...
 - Kim jesteś? - spytałam.
- Wampirzyca. Renesme Darkline... Uznana za zmarłą... - jej rany się zabliźniały, a twarz miała pokiereszowaną. Połowa była spalona.
- Dzięki za pomoc... - pobiegła w stronę miasta. Wstałam i pozbierałam rzeczy.Biorąc głęboki wdech ruszyłam przed siebie. Zastanawiał mnie ten mężczyzna... Kto to był? Nie dowiem się... Nie interesuje mnie to...

Od Renesme CD Raphael

Poszłam w głąb lasu... Głód... Pali... Muszę się pożywić...
Znalazłam człowieka... Jego krew kusiła. Minął moment, a moje kły już były w jego karku, a ja czułam jak pragnienie maleje. Uspokoiłam oddech i rzuciłam martwe ciało. Założyłam kaptur i poszłam do miasta. W sklepie była maska... Kupiłam ją i założyłam na siebie.
Nikt mnie nie może poznać...
Dead Star.
Martwa gwiazda. Idealnie...

***

Minęło sporo czasu... Cały czas go śledziłam, poznawałam. Jak rozmawiał z Hayley, poszedł z nią... Jak miała za cel zabicia mnie... Wredna.
Włamałam się do biura Raphaela i dokładnie przestudiowałam jego dziennik. Nic... Zapomniał o mnie... Od tak. Nawet nie sprawdził czy przeżyłam...bUdało mi się... Będzie z kimś kto jest dla niego. Ja nie jestem... Mimo to chowam do niego urazę...
Niegdyś osoba, którą kochałam. Dzisiaj powód, dla którego mam ochotę go zabić.
Otwieranie drzwi...
- Ej! - po jego tonie wybiegłam z jego pokoju przez okno. Zaczął biec za mną. Przyspieszyłam i zniknęłam w krzakach.
- Gdzie jesteś?! - warknął. Zaczęłam się śmiać uwodzicielsko.
- Tu... Tam... Wszędzie...
- Pokaż się!
- I tak nie ujrzysz tego co chcesz - odpowiedziałam, siedząc na drzewie - na górze - moja maska ujawniała tylko moje oczy. Włosy były obcięte na krótko, a kaptur zasłaniał ich kolor.
- Kim jesteś?
- Dead Star - bawiłam się sztyletem.
- Kto Cię wysłał?! Valentine?!
- Pudło.
- Ostrzegam Cię...
- Tak, tak jesteś dowódcą wampirów, potężny i wrażliwy na słońce, a dodatkowo zakochany w Hayley.
- Skąd wiesz o...
- Szpieguje Cię... Od zawsze...
- Osz ty mała... - wskoczył w moją stronę, a ja skoczyłam dalej, a potem zdjęłam kaptur. Rzuciłam w niego płaszczem, zakrywając mu pole widzenia i uciekłam do kryjówki w lesie. Założyłam drugi płaszcz, zdjęłam maskę i popatrzyłam w lustro. Niegdyś piękna, gładka skóra... Teraz zniszczona i spalona...
Oko na zdjęcie... Ja i Raphael...
Rzuciłam w zdjęcie sztyletem.

<Raphael? Nie dowiesz się, że to ona, a przynajmniej nie teraz ;3>

Od Isaaca CD Rochelle

-Co jest grane? CO JEST GRANE!? - Wydarłem się dysząc na cały dom. - rzucił się na mnie jakiś wielki alpha!!!  Bez powodu tak o, chciał rozszarpać mi gardło!- zacząłem dyszeć, zaczynając ciężko oddychać, przeczesałem włosy. - Czy ja komuś coś złego zrobiłem?- zagryzłem zęby w rozpaczy i zamyśleniu. - Nikogo... Nigdy nie skrzywdziłem. Nawet jako człowiek. - Zawsze jestem tym poniżanym, tym nieważnym, śmieciem, w którego można rzucać wszystkim- moje ręce zacząły się trząść a przed oczyma stanął rozwścieczony zmarły ojciec. Zacząłem krzyczeć by dał mi spokój, rzucać się na kanapie. Halucynacje. Widzisłem wszystko co złe,czego się bałem, co wyowoływało u mnie przerażenje - tak działa jad alfy w ranie.

Od Sebastiana CD Soray

-A powinno- uśmiechnąłem się jadowicie. -No nic... - Ominąłem dziewczynę, popychając ją barkiem. Powoli zacząłem rozwijać skrzydła. Dziewczyna prychneła,jakby niezadowolona z mojej niewdzięczności. Momentalnie się odwróciłem.
-A więc chcesz podziękowań?- uniosła brodę w zadumie. - To ich nie dostaniesz- zaśmiałem się - kto wie może współpracujesz z tymi śmieciami próbującymi mnie zabić.
Poruszalem się swobodnie z ogromem pewności siebie, co dodawało jeszcze większej intrygi. Okrążyłem kilka razy dziewczybę, która się lekko zestresowała.
-to do widzenia, pani 'nie" - wydyszałem jej do ucha śmiejśc się. Wzbiłem się w powietrze, wzniecając kurz który na moment zajmował połowe polany, lecz gdy opadł po dziewczynie nie było już śladu.

Od Raphaela CD Hayley

Poczułem tępy ból przeszywający moje ciało jak trzynaście sztyletów regularnie wbijających się we mnie. Wydałem z siebie głośny jęk i lekko się wygiąłem jakby chcąc uniknąc wrażenia wbijajżcego się w plecy noża. Momentalnie poczułem na swojej klatce piersiowej zimną rękę, która przytrzymała mnie ma swoim miejscu. Pod naporem zimna, przeszył mnie dreszcz skutkujący gęsią skórką. Byłem półgoły. Gdy szmery w głowie lekko ucichły a ja mogłem się skupić, rozpoznałem właściciela zimnych palców. To Hayley siedziała na fotelu, z kamienną miną wpatrując się w jeden punkt zaraz za  leżącym mną.  Odruchowo spojrzałem w tamtą stronę lecz ujrzałem nic innego jak pustkę. Nie było tam nic interesującego.
Zmarszczyłem brwi. Jest obrażona? Przecież wie że chciałem dobrze. A może coż się stało na gali? Kogoś straciła? Tristan coś jej powiedział? Momentalnie przypomniałem sobie o pocałunku na gali.  Instynktownie przygryzłem wargę ale tuż po chwili się opanowałem, a zamiast podniecenia tym co się stało, zalała mnie fala wstydu i pytań.

od Hayley do Raphael'a

Wyjście Raphael'a było, co najmniej dziwne. Nie spodziewałam się tego, że ot tak bez żadnego "ale", czy co najmniej małej sprzeczki opuści moje mieszkanie wygłaszając tyrady na temat tego, że nie mam prawa mówić mu, co ma robić. Miałam obawy, co do prawdy jego deklaracji związanej z faktem, że nie ukażę się na gali, oficjalnie jednak zachowywałam spokój, bo przecież nie jest skończonym idiotą, nie zdecyduje się na pójście na pewną śmierć.
 Idę na galę po to aby między innymi zagrać Tristianowi na nerwach, a on nie potrafi pogodzić się z tym, że mnie stracił. Muszę więc wykorzystać moje wszelkie atuty myśląc o tym, jak będę wyglądać. O tym jak mój wygląd podkreśli to, jak wiele stracił oprócz potężnej pierwszej wampirzycy.
 Tristian zawsze organizował eleganckie "imprezy", były w pełni kontrolowane i nie łamały żadnych praw, nawet ludzkich, jednak fakt, że tym razem miejsce gali jest mniej, że tak to powiem w znanym i mniej skrytym miejscu nieźle mnie zaniepokoił, to wcale dobrze nie wróżyło.
Stanęłam przed dwoma gorylami obstawiającymi wejście. Świetnie ich znałam przemieniłam ich w XI wieku. Już jako ludzie byli niezwykle bystrzy i skorzy do zabójstw, wampiryzm tylko u nich to wzmożył. Trisek wiedział, kogo gdzie ustawić.
Zaproszenie było kluczem do tego aby wejść, było identyfikatorem osób zaproszonych. Tych którzy liczyli na wejście bez zaproszenia albo prowadzono do Tristiana, aby sprawdzić, czy faktycznie ktoś został zaproszony, jeśli tak- brał udział w gali, jeżeli nie, wiadomo: jeżeli nie to zostawał bezpośrednio zabity. Tristian dbał o to aby wszystko, co robi było dokładnie przemyślane, aby nie było jakiś nie chcianych momentów, czy gości. Dlatego tak ważne były w tym wypadku zaproszenia.
 Wobec tego niezwykle zdziwiło mnie to, że mi nie pozwolono nawet wyciągnąć zaproszenia, a od razu zostałam zaproszona do środka. To dlatego, że wszyscy wiedzieli o mojej obecności i świetnie mnie znali, dlaczego? Ludzie Tristiana, wszyscy zostali przemienieni w wampiry przeze mnie, wspólnie tworzą jedną z najsilniejszych elit wampirów na świecie. Są niezwykle uzdolnieni w mordowaniu, przecież to oczywiste, że nie przemieniałam byle kogo. Pomimo ich brutalności Tristian doprowadził do tego, że stali się wyrachowani i nadzwyczaj kulturalni, co nie wzbudzało żadnych podejrzeń w ich stronę.
 Jeden z obstawiających miejsce zaproponował mi zaprowadzenie na salę główną, a może raczej nie dawał wyboru. Kiedy przemierzałam wąski korytarz pełen wampirów, ci rozstawiali się przede mną tworząc szpaler.
W moją dłoń została wepchnięta maska, a zastanawiałam się, gdzie właśnie jest dla mnie, kiedy patrzyłam, że wszyscy obecni je posiadali. Jednak w chwili, kiedy weszłam na salę byłam za bardzo zaskoczona by ukryć swoje oblicze pod maską.
 Tristian, jak zawsze przeszedł samego siebie. Sala cechowała elegancja i luksus. On zawsze charakteryzował się tym, że wszystkiemu nadawał wysoki poziom. Starożytne wampiry, szykownie ubrane wypełniały salę, było ich mnóstwo, po między nimi spacerowali kelnerzy ze srebrnym tacami na których gościły kieliszki z szampanem. Pomimo obskurnej powłoki, wnętrze budynku powalało na kolana, takiego wystroju wnętrza nie spodziewałabym się nawet, gdyby urządził tę uroczystość w najbardziej prestiżowym hotelu w Nowym Yorku, a nie oszukujmy się trochę ich jest, a poziom tego miasta nie należy do najniższych.
 W powietrzu unosił się delikatny zapach róż, róże to moje ulubione kwiaty. W dodatku, gdzie mój wzrok nie spoczął widziałam je w szkarłatnej barwie. W tle wampirzych rozmów słychać było muzykę, za którą odpowiedzialna była orkiestra.
 Kiedy pojawiłam się na sali wszyscy zamilkli, orkiestra przestała grać, a każde spojrzenia było skierowane na mnie.
"Co? nie widzieliście tak wyjątkowo pięknej Pierwszej?"
Pomimo faktu, że jestem w obecnej chwili w centrum uwagi, wcale mnie to nie peszyło, nie widziałam ku temu powodów. Jestem otoczona, jakby moimi "dziećmi", jednak obawiałam się jednego, że w ich głowach niczego mi nie zawdzięczają, że zapomnieli o tym, że mnie zawdzięczają nieśmiertelność. Są w pełni oddani Tristianowi, jakby to on był ich stwórcą. Muszę być ostrożna.
 Zaczęłam biegać wzrokiem w nadziei, że odnajdę kogoś kogo znam, albo że jednak przynajmniej jeden z moich braci, złamał obietnicę dotyczącą tego, że się tu nie pokażą, bo przecież kategorycznie im tego zabroniłam. Kiedy odwróciłam się przed moimi oczami znalazł się Tristian, jakby wyrósł spod Ziemi. Na jego twarzy malował się ten sam złowieszczy uśmieszek. Jego oczy płonęły pewnością siebie, ja również miałam wrażenie, że wznieca się we mnie ogień, ogień pogardy.
-Witaj, wyglądasz dziś nadzwyczaj olśniewająco, Hayley.- chwycił moją dłoń w celu dżentelmeńskiego gestu ucałowania jej. W chwili, kiedy poczułam, że jego usta musnęły moją rękę wyrwałam ją. Może i Tristian, pomimo upływu czasu nadal mnie pociągał, to i tak nie miałam zamiaru się z nim zabawiać.
-Ciebie również miło widzieć.- uśmiechnął się ironicznie, nieco zdziwiony. Powstrzymywałam się od komentarzy zaciskając zęby.
-Niestety, ale po tak długiej przerwie, pomimo dzisiejszego spotkanie, jak wiem również mieliśmy okazję się spotkać wcześniej. W nieco innych okolicznościach z tego, co się dowiedziałam. Tylko dowiedziałam, bo jakoś nie dane było mi to zapamiętać. - odparłam z wyraźnym sarkazmem, w odpowiedzi otrzymałam jego śmiech. Wyobrażając sobie, jak mogła wyglądać sytuacja, która wtedy w Pandemonium miała miejsce.
Na jego twarzy wymalował się tryumfalny uśmieszek- Nie pytałem cię o zgodę, bo wierzę, że również tego chciałaś, ale nie tylko zrobiłem to by znów zasmakować twoich ust, ale by wyjaśnić pewne sprawy. Teraz mam niezwykłe pragnienie pocałunkami zedrzeć z twoich warg tą szkarłatną szminkę.- powiedział to niezwykle pewnie. Ja poczułam uderzenie gorąca, chciałam go rozszarpać, stał się bezczelny. Co było jednak najdziwniejsze, jego twarz nie wyjawiała żadnych emocji.
Obok nas pojawił się kelner. Tristian z tacy zabrał dwa kieliszki, jeden wręczył mi, jednak ja odmówiłam, wtedy Tristian z powrotem  odłożył na tacę dwa nietknięte kieliszki.
-Jeden taniec?- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zmierzyłam go wzrokiem- Proszę, to tylko jeden niewinny taniec.- przewróciłam oczami i wyciągnęłam moją rękę, którą subtelnie chwycił. Kiedy kierowaliśmy się na parkiet, powtórzyła się sytuacja, kiedy to nie musiałam wraz z Tristianem przepychać się przez tłum, iż tłum sam robił nam miejsce do przejścia.
 Tańczyliśmy na parkiecie pośród mnóstwa innych par, które co chwilę na nas zerkały. Moja prawa dłoń była więźniem uchwytu  lewej ręki Tristiana. Lewa zaś spoczywała na jego barku, jeżeli chodzi o jego prawą dłoń, ta obejmowała mnie w tali i za każdym razem, kiedy zwiększałam niewielką odległość między mną, a Tristianem ona na to nie pozwalała i jeszcze bardziej zbliżała mnie do niego. Byłam skazana na jego wzrok i może gdybym nie wiedziała, że te głębokie zielone oczy należą do Tristiana de Martel'a nie widziałabym w tym najmniejszego problemu.
-Słyszałem, że nie najlepiej przyjęłaś informację, że jestem Pierwszym, że jestem na równym poziomie z tobą i twoją rodziną- powiedział, prowadząc w tańcu. Bez przerwy unosił się dumą, jednak nie charakteryzował się tym, że puszył się, jak paw bez powodu, jego powody nie były bezpodstawne, zawsze zachowywały sens.
-Nigdy nie będziesz na naszym poziomie.- spojrzałam mu w oczy z pogardą- Zawsze będziesz tym gorszym. Kiedy to powiedziałam, nie zauważyłam, że się złości, ale poczułam. Mocniej chwycił moją rękę i przyciągnął bliżej siebie.
-Nie bądź śmieszna, kochana jeżeli uważasz, że ranga twych słów nie straciła na wartości, po tym, co mi zrobiłaś, bo jeśli masz tą złudną na dzieję, to się mylisz. Nie obchodzi mnie twoje zdanie, zresztą niedługo i tak je zmienisz, kiedy zobaczysz jaką potęgą się stałem.- usłyszałam groźbę w jego głosie. Przestałam patrzeć mu w oczy, spojrzałam w zdobiony sufit i ogromny kryształowy żyrandol unosząc głowę.
-Ty również ujrzysz moją potęgę, kiedy z mojego powodu znowu poniesiesz śmierć.- z pewnością siebie wyszeptałam mu te słowa do ucha, a on z uśmiechem unosił brodę, jakby pokazując tym mi, że nic sobie z tego nie robi. -Może przejdziemy do punktu kulminacyjnego, którym będzie pozbawienie cię życia?- warknęłam, w bonusie wysłałam mu sztuczny uśmieszek. Tristian nic sobie z tego nie robił, prychnął tylko cicho.
-Skoro mówimy o punkcie kulminacyjnym, gdzie jest twój partner?- zaczął teatralnie rozglądać się po pomieszczeniu. Ja przewróciłam oczami, zagryzając wargi.
-Nie wiem, o czym mówisz.- odparłam obojętnie
-Doskonale wiesz, o czym mówię. Nic się nie zmieniłaś, nadal pociągają cię mężczyźni, którzy dzierżą władzę.- uśmiechnął się. Tristian, kiedy go poznałam był synem króla, a później sam objął władzę zastępując ojca, teraz też wcale nie utracił władzy, a teraz sugeruje, że jestem z Raphael'em- przywódcą wampirów tutejszych wampirów. Jednak mam cichą nadzieję, że nie chodzi mu o Raphael'a, bo wtedy mógłby być w niebezpieczeństwie.
-Raphael Santiago, coś ci to mówi?- wyszeptał mi to do ucha, przerywając chwilę ciszy pomiędzy nami. Poczułam, jak przeszywają mnie dreszcze. Niewiele oddaliłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Coś ty mu zrobił?- rzuciłam mu przeszywające spojrzenie, on tylko pokazał mi wszystkie swoje zęby w złowieszczym uśmieszku.- Tristian, jeżeli coś mu zrobiłeś, wiedz, że umrzesz w niesamowitych męczarniach.- znów usłyszałam jego śmiech
-Tak się akurat złożyło, że mam do niego sprawę, chciałem się z nim spotkać, ale cóż... Sam do mnie przyszedł, nie spodziewałem się jednak, że przybędziecie osobno.- uśmiechnął się.
 Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. To niemożliwe, że Raphael tu przyszedł, przecież Tristian mu nie odpuści. Co on najlepszego zrobił...
-Gdzie on jest?- chciałam wyrwać się już z uścisku Tristiana, aby móc chociaż odszukać Raphael'a wzrokiem, jednak Tristian, nie chciał mnie puścić. -Przecież nie wpuszczacie nikogo kto nie ma zaproszenia!
-Wiesz... szkoda mi było na niego papieru, oczywiste było, że pokaże się tu bez zaproszenia, kazałem chłopakom udawać idiotów i go wpuścić. Dałem mu chwilę zabawy, a później się nim zajęto.- zaśmiał się
-Jeśli coś mu się stanie...- przerwał mi
-To co? Co mi zrobisz?!- podniósł głos, pierwszy raz widziałam na jego twarzy złość- Nie zabijesz mnie, bo jestem taki, jak ty, nieśmiertelny, a jeśli zechciałabyś coś zrobić, zanim byś tknęła mnie palcem wszyscy twoi bliscy byli by w kawałkach, więc nie rób rzeczy, których będziesz żałować- jeszcze bardziej skrócił dystans pomiędzy nami, jego usta delikatnie muskały moje. Byłam zaniepokojona, Tristian doskonale wiedział, co robi i że dobrze to robi, świetnie mną manipuluje.
Czułam, jak łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Nerwowo przełknęłam ślinę. Naprawdę czułam strach przed tym, co za chwilę się stanie, Tristian był nieobliczalny, nie wiedziałam, czego się dopuści. Gościł we mnie strach przed tym, co mnie czeka, a co raczej dane będzie mi przeżyć, jeżeli coś się stanie moim bliskim, złość na Raphael'a, że pomimo moich ostrzeżeń i tak je zlekceważył i oczywiście złość na Tristiana. Nie mogłam, jednak pokazać po sobie tych słabości, bo Tristian jeszcze lepiej  by je wykorzystał.
-Pewnie zechciałabyś go w końcu ujrzeć. Przejdźmy więc, do głównego punktu gali- puścił moją rękę, jednak jego druga ręka nadal obejmowała mnie w talii, co uniemożliwiało mi odsunięcie się od niego nawet na odległość kroku.
-Opuścić kurtynę!- rozkazał. Wtedy dopiero dostrzegłam ogromną kurtynę na końcu sali, która opadła, ukazując moim oczom ostatnią rzecz, którą chciałam widzieć dzisiejszego wieczoru. Raphael wisiał bezwładnie na łańcuchach, które kończyły się jakby pułapkami nieniedźwiedzie, a te zaciskały ostrza na jego nadgarstkach, co uniemożliwiało mu możliwość uwolnienia się. Jego głowa opierała się o jego tors. Jego szara koszula, była rozpięta, przez co dostrzegłam, że jego klatka piersiowa była cała we krwi, pełna otwartych ran, które się nie regenerowały. Lekko uniosłam brodę do góry, ale nie aby ukazać moją siłę, ale raczej żeby powstrzymać moment ukazania moich słabości. Musiałam unieść lekko głowę, aby łzy nie uciekły z moich oczu, aby następnie dać znak swojej obecności spływając po policzkach. Miałam rzucić Tristianowi wrogie spojrzenie, bo moje oczy żarzyły się, jak dwa węgle, jednak pamiętałam o łzach, które mogą je zgasić. Poza tym, nie to jest teraz najważniejsze.
 Wyrwałam się z uścisku Tristiana, a następnie pobiegłam do Raphael'a. Chciałam go uwolnić aby przerwać jego cierpienie, ale kilku wampirów zajęło mi drogę i już kiedy miałam zakończyć ich nędzny żywot, usłyszałam krzyk Tristiana:
-Nie rób tego. Tkniesz jednego z moich ludzi, a inny zabiję twego kochanka.- jego ton był nie do zniesienia
Odwróciłam się w stronę głosu Tristiana, który już był za mną i mierzył w moją klatkę piersiową ostrzem znajomego mi sztyletu.
-Pamiętasz?- Tristian przyglądał się to ostrzu, to spoglądał mi w oczy, wymiennie- To to ostrze, które pozostawiło bliznę pod twoim sercem i pomimo wampirzych umiejętności, nie pozwala o sobie zapomnieć, bo wciąż zadaję ci ból.- delikatnie przejechał mim ostrzem po klatce piersiowej, wędrując w górę, przemierzając obojczyk, szyję i zatrzymując się na brodzie, która uniosła się do góry.
-Mam dość tych zabaw. Nie unikniesz cierpień, które dla ciebie zaplanuję.- w niezwykle krótkim czasie, uniknęłam ostrza i pozbawiłam Tristiana przytomności, skręcając mu kark. A trzy wampiry, które uniemożliwiały mi dojście do Raphael'a zginęły z moich "latających noży".
-Uważam, że nie mądrym działaniem byłoby rzucać się na mnie, bo jeżeli mnie zabijecie, to zadziała, jak efekt domina, zginiecie razem ze mną, więc nie wiem... opróżnijcie barek- skierowałam się do pozostałych.
-Raphael?- chwyciłam jego twarz w ręce- Co oni ci zrobili?-zapytałam siebie, bo myślałam, że on jest już całkowicie nieprzytomny.
-Jad wilkołaka.- wymamrotał. Jad wilkołaka?- sprytnie. Jakoś się go pozbędziemy, najważniejsze jest go stąd zabrać.
-Będzie dobrze, już cię stąd zabieram- pogładziłam dłonią jego policzek.
Z grymasem spojrzałam na nadgarstki, które były zaciskane przez coś właśnie na wzór pułapek na niedźwiedzie. Wyobraziłam sobie ten ból.
Otworzyłam jedną pułapkę, przez co Raphael opadł na kolana, po chwili uwolniłam również i jego drugą rękę, przez co runął na ziemię. Podniosłam go na kolana, sama jednocześnie klęcząc, objęłam go aby mógł się również o mnie oprzeć, bo sam nie miał wystarczająco na to sił.
Zauważyłam, że wampiry obecne na całej tej cholernej zabawie, nie korciły się do tego aby schwytać mnie, ale Raphael'a, widocznie Tristian wydał im taki rozkaz, a oni pomimo tego, że doskonale wiedzieli, że z tego powodu również ich zabiję to pomimo to zbliżali się do Raphael'a, bo to jednak święty rozkaz. Tristian doskonale wiedział, że zniewolenie mnie nic nie da, ale krzywdzenie bliskich to już, co innego.
 Znów, kiedy miałam się rzucić na sługusów Tristiana, ten mi to przerwał. Wróciła mu przytomność po tym, jak przed chwilą skręciłam mu kark. Spojrzałam na niego, trzymając nadal półprzytomnego Raphael'a, Tristian podniósł się z ziemi, wytrzepał z kurzu swój garniturek i jednym ruchem zatrzymał swoje pieski przy nodze.
-Cóż za żałosny widok, a jednocześnie jaki zabawny.- zaśmiał się i zaczął zmierzać w naszą stronę- Dam ci teraz tę szansę- przykucnął przed nami nawiązując ze mną kontakt wzrokowy- abyś mogła poczuć, że niby możesz wiecznie skrywać swych bliskich przez niebezpieczeństwem.- odparł oschle
Płonęłam cała od wewnątrz. Jaką ogromną ochotę go wtedy zabić, jednak to było by dla niego za dobre. Postanowiłam zrobić coś innego, poza tą całą jego idiotyczną intrygą.
 Chwyciłam ponownie twarz Raphael'a w dłonie po czym postanowiłam zasmakować jego ust.
Nasze usta połączyły się w namiętnym zachłannym pocałunku. Poczułam, że Raphael jest bardziej wszystkiego świadomy, odzyskuje siły, nie całkowicie, ale każda nawet mała ich część się liczy, ale stało się tak nie dlatego, że moje pocałunki uzdrawiają, a moja krew. Wcześniej przegryzłam swoją wargę, tak aby Raphael mógł zasmakować nie tylko moich ust, ale i krwi.
 Wiedziałam, że Tristian tego nie zniesie. Krzykiem wygonił nas z budynku obiecując, że jeszcze się spotkamy.
 ***
Raphael był nadal nieprzytomny. Zdjęłam z niego zakrwawioną koszulę, delikatnie obmyłam jego rany na klatce piersiowej i nadgarstkach, po czym je opatrzyłam ponieważ jad wilkołaka, który jeszcze nie wyszedł z jego krwiobiegu spowalniał regenerację. Nie zdążyłam się nawet przebrać, czy wziąć prysznicu, bez przerwy siedziałam przy Raphael'u czekając aż się obudzi.