od Hayley CD Raphael
Od Raphaela CD Hayley
Gdy już wszystko się uspokoiło, a wampirzyca odzyskaka siły,poszedłem do dużego pokoju, odpocząć. Ostatnio za dużo się dzieje.
Mimo tego, że byko cicho, i w sumie tak jak zawsze, coś mi mówiło ze jest nie tak, że coś nie zostało jeszcze zapięte na ostatni guzik. Chwilę potem już wiedziałem co. Plotka szybko się rozeszła a ja juz wiedziałem ze jak zwykle Hay robi coś po swojemu. Krew we mnie buzowala, poraź koejny, że złości, że ona nigdy nie może mnie posłuchać. Lecz wpienienie minęło, kiedy dowiedziałem się ze została ugryziona, w szyję.
Pokój znalazłem szybko, a idąc w tamtą stronę. Napotykwalem coraz to nowe, zahipnktuzowane wampiry. Warknąłem, próbując być spokojny.
Wszedłem do pokoju, nie pukajac, pewnie idąc w stronę łóżka na którym leżała rozplaszczona dziewczyna. Kłem rozerwakem sobie żyły na nadgarstku, i przytknalem do ust Hay, tak że nie miała innego wyboru jak pić
Moja kręw nie uzdrowi jej, ale napewno da więcej sił niż czerwony płyn z ludzkiego ciała, a ze jestem przywódca, i posiadam umiejętność dodatkową, która także płynie w mojej krwi, daje jej minimalnie większą wartość.
Gdy skończyła pić, a raczej, miała na tyle sił by mnie odepchnąć, gwałtownie usiadła na łóżku, odpychając mnie jak najdalej.
-No i co ty kurwa robisz - nakrzyczalem na nią. Ta spojrzała się na mnie jak na idiotę.
-Wiesz o czym mówię. - Nie zwracałem juz uwagi na jej oslavienke. Byłem już zmęczony ta cała sytuacja. Tym wszystkim.
-Po co przyszlas jak cie nie prosiłem? Jakim prawm sama się wpraszasz do hotelu? - Ciagnalem.
- Sama skonczylas temat, odchodząc, wiec teraz zostaw mnie s spokoju. - Podniosłem wyżej głos. - To twoja decyzja, wiec się jej trzymaj, bo ja wypelniam ja dobrze. - Mój oddech stał się intensywnoejszy.
- Naprawdę nie rozumiem w co ty grasz, i po co, ale graj gdzie indziej i z kim innym, bo ja nie nam zamiaru się angarzowac. - dodałem, patrząc jej w oczy.
W tym momencie do pokoju wzzedl jeden z wampirów, wzywajacych mnie na pilna sprawę. Zostawiłem w pokoju zzaniemowiona dziewczynę i wuszedlem. -Podobno wilkolakow jest coraz więcej i atakują - zdał raport, poddenerwowany.
- Zobaczymy - dodałem, patrząc się na zamknięte drzwi pokoju Hay.
Kupakupakupakupa U.u
Od Aleca CD Soray
W którym miejscu przypominam ci elfa? - Popatrzyłem na nią krzywo. - Nie jestem elfem, wogóle co to za porównanie. - Oburzyłem się a Izzy zaczeła się śmiać pod nosem, klepiac mnie po ramieniu.
-No faktycznie, elf jak malowany -prychneła, prawie się ksztuszac. Zmarszczyłem brwi i w ironii przewróciłem oczami. Ona chyba nogdy nie dorośnie. Wieczne dziecko.
Podgialem rękaw do łokcia, ukazując dwie runy. Jedna przypominała skorupke z przecieciami, a druga lusterko.
-Nie sądzę, by to posiadaly elfy. -Spojrzałem na nią z ukosa, minę miała niemrawą, bardzo nieokreślona. Nie wiadomo było, czy zaraz zacznie się śmiać, czy przyzna się do błędu. Mniejsza.
-A więc. Także nie mam na imię "Pan Zagatka" - przewróciłem oczami.
- Alec Lightwood, z uniwersytetu w Nowym Jorku, a to moja siostra Izz...
-Isabelle Lightwood - wtrąciła się, nadając swojemu głosu ton rozmazenia poloczany z seksapilem.
-Ta, a to właśnie Izzy. - naburmuszylem się. -Zastanawiam się, na co ci było to przedstawienie z pajakiem - podniosłem brew. - No i z jakiego instytutu jesteś?, nie widziałem.ciebie tu nigdy.
Od Soray CD Aleca
od Hayley CD Raphael'a
Nie wiem też, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z naszej kłótni wynika, że wcale nie jest, kimś komu w głowie własne przyjemności, że jest skłonny do uczuć, że coś do mnie czuję. Z jednej strony faktycznie cieszy mnie ten fakt, bo to oznacza, że moje uczucie mają jakiś sens, ale z drugiej zaś tak sądził przed kłótnią, teraz już może przecież być inaczej, zresztą to wcale nie ma znaczenia. Odepchnęłam go od siebie. Nie mogę dopuszczać do siebie nikogo, bo gdybym uzależniła się od jego obecności, ktoś mógłby wręcz mnie zabić odsuwając go ode mnie. Musiałam, więc odsunąć go od siebie, jak najszybciej z nadzieją, że nie jestem aż tak od niego zależna.
Dostałam wiadomość od Thomasa, że coś się dzieję w hotelu. Thomas nie był moim szpiegiem, czy po prostu informatorem z własnego wyboru, przed kłótnią poprosiłam go aby od razu powiadamiał mnie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze przed pogorszeniem się kontaktów moich i Raphael'a wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, to on mi nic nie powie, bo uważa, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi.
-Wilkołak zaatakował naszego wampira.- powiedział bezkompromisowo Thomas. Bezkompromisowo, bo go zahipnotyzowałam, więc nie miał innego wyboru niż robienie tego, co mu każe.
-Gdzie ten wampir?- zapytałam, a on poprowadził mnie do jednego z pomieszczeń, w którym była grupka mających się dobrze wampirów, oprócz tej jednej sztuki.
-Nie wygląda najlepiej...- odparłam nie tracąc jej z oczu.
-I tak też nie jest.- westchnął ciężko Thomas
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam, kiedy Raphael stanął w drzwiach. Nie widziałam go, bo stałam do nich tyłem, ale widząc reakcje pozostałych, wiedziałam, że to on.
-Hayley, chodź do mnie do gabinetu. Musimy porozmawiać.- warknął, ale tak, że ktoś kto nie wiedział o naszej kłótni nie domyślił by się, że miała ona miejsce, bo potraktował mnie swoim zimnym i oficjalnym tonem, tylko, że mi się nie chciało z nim rozmawiać. Stałam niewzruszona, nawet się do niego nie odwróciłam. Słyszałam, jak jego oddech przyśpiesza, pewnie teraz zaciska pięści... Na pewno zapłonął złością, ale wcale mnie to wtedy nie martwiło. Niezwykle łatwo jest doprowadzić do tego aby ktoś cię znienawidził, gorzej aby pokochał.
-Nie mam zamiaru się powtarzać, przecedził wściekle przez zęby, po czym chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za sobą, jak niesforne dziecko.
Kiedy byliśmy już w jego gabinecie, pewnym ruchem trzasnął drzwiami, po czym oparł się o biurko nie przestając na mnie patrzeć. Przyznaję, jego wściekłość nieco mnie niepokoiła, ale pomimo tego zachowywałam zimną krew.
-Co to do cholery było? Po co tu przyszłaś?- jego ton był nie wiele odległy od krzyku
-Dowiedziałam się, że są kłopoty...- nie pozwolił mi skończyć
-Myślisz, że to oznacza, że bez twojej obecności się ich nie rozwiążę?- zmrużył oczy- A no tak, przecież ty uważasz, że jedyne na czym się znam to rozmiar biustu!- jego oczy płonęły ze złości.
Szczerze? Nie podobało mi się to, nie chciałam doprowadzać go do takiego stanu, ale tylko w ten sposób mogłam doprowadzić do tego aby mnie nienawidził i nie chciał w swoim życiu. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że nie może być inaczej.
-Nikt nie prosił cię o pomoc!- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko
-Może jednak warto będzie poprosić, jeżeli chcesz żeby jeden z twoi ludzi dożył jutra. Jedynie moja krew będzie w stanie odtruć jej organizm, twoja jest tylko przydatna mnie, jeśli podzielę los dzisiejszej ofiary.- zaciskałam ręce skrzyżowane na piersiach.- Wiem, jednak że nie stać cię na takie słowa, więc dziś zadziałam bez magicznych słów. Mogę już iść? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
Raphael powoli zbliżał się do mnie, z zaciekawieniem przyglądałam się mu, co za chwilę uczyni, czy powie. Wyglądał już inaczej, płomień w jego oczach, powoli wygasał, wydawał się już nad sobą panować, był już spokojny, jakby coś zrozumiał.
-Hay, w co ty grasz?- stanął obok mnie patrząc mi się w oczy i lekko unosząc kąciki ust, tak, że praktycznie nie można było stwierdzić, czy faktycznie się on uśmiecha. Lekko przekręciłam głowę, by móc lepiej na niego patrzeć, może też, że wyczytam coś z jego oczu, w których tak często znajdywałam odpowiedzi, na różne pytania.
Miałam wrażenie, że Raphael powoli się domyśla, że zaczyna dostrzegać, że ta cała kłótnia i to, co robię teraz to jedna wielka ściema, ale to tylko moje domysły. Postanowiłam dalej udawać.
-Więc widzę, że jestem wolna, w takim razie idę uratować sytuację, czyli uratuję wampirzycę, a następnie rozprawie się z wilkołakiem.- uśmiechnęłam się sztucznie po czym opuściłam pomieszczenie.
Kiedy już podałam krew wampirzycy, która została ugryziona przez wilkołaka, skierowałam się do sprawcy całego tego zamieszania.
-Koniec tej zabawy.- odparłam- Pieseczku chodź do nogi, bo nie mam dziś humoru bawić się z tobą w aportowanie.- skrzyżowałam ręce i czekałam w spokoju na jej reakcje.- Wiem, że to nie są święta Bożego Narodzenia, ale zróbmy wyjątek i przemów dziś do mnie ludzkim głosem, a może znajdę inne zastosowanie tej siekiery, niż posłużenie się ją aby podzielić cię na dwa kawałki.- uśmiechnęłam się złośliwie, do kobiety, która stała do mnie plecami. Czekałam aż w końcu przypomni sobie, jak to jest mówić, a w gratisie pokaże mi swoje oblicze.
-Zapomniałaś języka w gębie, czy co?- stawałam się coraz bardziej niecierpliwa, zbierała się we mnie złość, którą miałam zamiar na niej rozładować. Złość zebraną z kilku dobrych dni.
W końcu wydała z siebie dźwięk. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy wypełniał śmiech, który wcale nie należał do tych śmieszków dzieci z reklam. Ten śmiech był przesączony negatywnymi emocjami i wzbudzał we mnie zaniepokojenie. Miałam wrażenie, że skądś kojarzę ten psychopatyczny chichot.
-Nie wiedziałam, że będziemy mogły spotkać się w tak cudownych dla mnie warunkach.- syczała niczym mityczna Charybda na swoje ofiary.
Kiedy dowiedziałam się, że jest to wilkołaczyca, która mnie zna, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. Żaden wilkołak nie miał ze mną dobrych kontaktów, były tylko złe.
-W porządku. Właśnie straciłam nadzieję, że uda mi się z ciebie coś wyciągnąć, ale zauważyłam, że niczego oprócz pcheł nie zdobędę.
Zacisnęłam ręce na uchwycie siekiery i już kiedy miałam zabierać się za najlepsze, kobieta odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej twarz w całej okazałości i zaczynałam żałować, że miałam taką okazję. W jednej sekundzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, co doprowadziło do tępego bólu głowy. Siekiera wyślizgnęła mi się z dłoni i runęła na ziemie, kiedy momentalnie wróciłam do siebie, z ze zdenerwowaniem stwierdziłam:
-Powinnaś nie żyć.- jeszcze raz rzuciłam spojrzeniem w jej stronę
-Tak wiem- zachichotała- powinnam być martwa, ale nie jestem. To od ciebie zaczerpnęłam chęć sprawiania niespodzianek moim wrogom.- spojrzała na mnie wzgardliwie
Nagle kobieta przemieniła się w wilka, ogromnego zwierzaka sapiącego nad moją głową. Już byłam gotowa zaatakować, rozpocząć zabawę z psiakiem, aby finalnie powalić bestię, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, co zostało wykorzystane przez moją przeciwniczkę.
Powaliła mnie swoim ciałem na twardą posadzkę, wbijając we mnie swoje szpony. Próbowałam zrzucić ją z siebie w każdy możliwy sposób, kiedy połamałam jej łapę, zaryczała głośno, po czym wbiła się w moją szyję. Krzyknęłam głośno, czując jak rozszarpuję moje żyły, czując, jak jej jad wrze w moim ciele. W końcu udało mi się ją z siebie rzucić.
Pchnęłam ją na ścianę, po czym chwyciłam siekierę i zaczęłam kolejno pozbawiać ją kończyn. Kiedy dzieliła się na więcej niż dwa kawałki wpadłam w taką furię, że nie potrafiłam przestać. Jeszcze wiele razy szatkowałam jej ciało, kiedy już była martwa. Byłam cała w jej krwi, ale to w tamtej chwili mi nie przeszkadzało, nie obchodziło mnie to, że właśnie bez opamiętania macham siekierą, maltretując ciało martwego już od dobrych kilku minut wroga aby wyrzucić z siebie złość i nienawiść do samej siebie. Miałam dość gierek, ale miałam też świadomość, że nie mogę z nimi skończyć.
Nie usłyszałam nawet, jak ogromne drzwi za moimi plecami otwierają się. Po chwili usłyszałam świetnie znany mi głos.
-Hay! Hay! Uspokój się!- Raphael wyrwał mi siekierę i rzucił gdzieś w kąt.- Ona już nie żyję, słyszysz? Jest martwa.- Jego głos złagodniał, co było dziwne, bo Raphael był wściekły, wiedziałam to, że jego nienawiść tego dnia sięgała zenitu, a mimo to postanowił na chwilę o tym zapomnieć. Widział chyba w jak fatalnym jestem stanie. Stanął przede mną, chwycił za ramiona i obrócił tak, że poszatkowane ciało był po mojej lewej stronie. Nie potrafiłam oderwać od tego wzroku. Całą się trzęsłam. Moje serce miałam wrażenie, że za chwile eksploduję. Raphael chwycił delikatnie mój podbródek i skierował w swoją stronę, tak abym musiała patrzeć na niego. Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać, serce wracać do prawidłowego rytmu, zaciśnięte pięści się rozluźniły. Wracałam do siebie.
-Chodźmy stąd- odparł i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
-Idź umyć się z krwi.- stwierdził prawie niewidocznie się uśmiechając, na jego twarzy w tamtym momencie zwyciężał niepokój. Na obecną chwilę widziałam, jak Raphael zapomniał o naszych chłodnych stosunkach względem siebie i najzwyczajniej w świecie się o mnie troszczył, czego szczerze nie potrafiłam pojąć. Byłam pewna, że po tym wszystkim sam potraktował by mnie siekierą. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał.
Wiedziałam, że nie mogę zostać ani chwili dłużej w hotelu. Modliłam się aby nie zauważył ugryzienia na mojej szyi, które nie było takie widoczne, kiedy byłam utytłana we krwi, a do rany przykleiły się kosmyki moich włosów.
-Nie.- przełknęłam nerwowo ślinę- Dziękuję, ale pora już na mnie.- uciekałam od niego wzrokiem, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie potrafiłam.
-Ale Hay...- przerwałam mu, a on przymknął rozchylone usta
-Nie, niepotrzebnie tu przyszłam... pewnie chciałeś się od niej czegoś dowiedzieć, a ja ją zabiłam. Jedyne, na co się dziś przydałam to danie trochę mojej krwi. Dobra, nie przeszkadzam, uciekam.- ominęłam go modląc się o brak jakiej kol wiek niespodzianki.
Oczywiście nie było szans, że opuszczę hotel z taką dawką tojadu w moim organizmie, ale nie będę cały czas wisieć na Raphael'u. Wprosiłam się do jednego z pokoi, jakiegoś wampira, którego zahipnotyzowałam. Zdecydowałam, że kiedy odzyskam, chociaż trochę siły zadzwonię do moich braci by ci pomogli mi opuścić hotel i być jak najdalej od tego wszystkiego, nie licząc już nawet na zdobycie lekarstwa.
Rzuciłam się na łóżko, bo w tamtej chwili tylko tyle byłam w stanie zrobić, no i jeszcze nie traciłam nadziei na to, że w jakiś cudowny sposób trucizna zniknie z mojego organizmu, a Raphael nie stanie w drzwiach.
-"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..."- pomyślałam, zaciskając palce na pościeli z powodu rosnącego bólu. Musiałam niezwykle ze sobą walczyć by nie wydać z siebie jęku.
Od Raphaela CD Hayley
Ominąłem ją, wychodząc z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Nigdy bym nie pomyślał, że ona może tak sądzić. Nie jestem jakimś popaprańcem, żeby spełniać swoje seksualne marzenia z osobami które tego nie chcą. W sumie wogóle tego nie potrzebuję. Dziwki? Burdel?
Za takie coś mogłem się ostro wkurzyć. Jestem dowódcą, za takie słowa mogłaby zostać zabita. Niech się cieszy że uszła z życiem.
Szczerze? Sam czułem się wykorzystany. Manipulatorka.
Najpierw kłóci z drugą połówką, któa później umiera, a ta, próbujeusilnie pocieszyć. A tak naprawdę co? Zdobyć zaufanie by się zbliżyć. Od co. Nie wiem jaki sens ta dziewczyna widzi w tym wszystkim, ale nie będę sięnad tym rozwodził, bo nie muszę i nawet nie chcę. Jestem po prostu zły. Ale bynajmniej teraz wiem, i mam nauczkę by nie ufać takim wampirzycom. Renesme była inna.
Gdy pierwsza wyszła z hotelu, nakazałem natychmiastowe wysprzątanie pokoju, i zmienienie pościeli, a sam, noc spędziłem w biurze.
Obudził mnie alarm, jaki wzniósł Thomas na cały hotel. Dopiero się ściemniało, a słońce było jeszcze na horyzoncie, na szczęście nie brakowało mu dużo do całkowitego zachodu i pogrązenia DuMortu i okolic w ciemnościach. W końcu krzyk i alarmowanie stały się głośniejszce, a już po kilku sekundach wampir stał przedemną, zdyszany, nie mogac nic powiedzieć. Wysapywał tylko pojedyńcze niezrozumiałe słowa. Udało mi się wyłapać pojedyńcze frazy, ale ten bełkot niewiele mi mówił. Chwyiłem chłopaka za ramiona i kilka razy potrząsnąłem, by się skupił.
- Ja...wilk...wilkołak - tyle zdołałem zrozumieć. Puściłem przyjaciela z dośc dużą siłą przez co przewrócil się, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi,
Wybiegłem z pokoju, próbując sam wbadać co się dzieje, jednak nikogo nie było. Totalka cisza, jak makiem zasiał. Już chciałem wracać, uznać to za fałszywy alarm i kolejne przewidzenia chłopaka gdy usłyszałem krzyk sprzed hotelu. Momentalnie znalazłem się przy wyjściu. Zgraja wampirów gromadząca się w wielkie koło, wokół czegoś, czego nie byłem w stanie ujrzeć, nawet nie zauważyła, że tu jestem. Odchrząknąłem głeboko, i kazałem się rozsunąć, jednocześnie pytając co się stało.
Na ziemii, krwawiąc leżała jedna z młodych wampirzy, z wielką infekcią na udzie. Suknię miała rozerwaną, poplamioną od krwi, a kawałki materiału przykleiły się do paskudnej rany. Przeklnąłem w myślach. Cholerne wilkołaki. Kiedyś trzeba będzie je doszczętnie wybić, już za daleko się psuwają. Już fakt że istnieją, że żyją tu, w pobliżu nas, jest odrażający. A czyny jakich się dopuszczają są karygodne. Kątem oka ujrzałem parę świecących, młodych ślepi na skraju lasu. Wiedziałem że to sprawca ugryzienia. Bez dwóch zdań. Prawdopodobnie samotny wilk, wygnaniec, ale nie odpuszcze mu tego. Krzyknąłem donośnie, rozkazując złapać sprawcę. Żywego. Niech odpłaci za swoją rasę.
Ja się już z nim policzę.
W trakcie łapanki, kobietę przeniesion do najbradziej sterylnego pokoju w hotelu, i starano jak zwykły człowiek, przemywać rany. Podobno to trochę pomagało, chociaż sam patrzyłem na to sceptycznie.
- Przywódco! - usłyszałem nagle w środku gwar i zamieszania wokół dziewczyny. Nagle zrobiło się cicho. Podszedłem bliżej, gdy okazało się że dźwiek ten wydała ukąszona dziewczyna.
- Nic nie jest przypadkowe, a wilkołak który to zrobił poniesie karę - mój głos był srogi, taki, jaki powinien posiadać przywódca. W międzyczasie doszła do mnie wiadomość że wilk został uwięziony w lochach. Pochwaliłem Thomasa za jego oddział, choć on nie brał w tym udziału - dla zasady, w głebi duszy już widziałem te tortury kundla. Ostrzegano mnie, że mogę zostać ugryziony, oraz to, że łapanie go nie było dobrym pomysłem, bo jest tylko zagrożeniem dla nas, dla całego hotelu. Natychmiast kazałem wszystkim się zamknąć.
Im odbija, doszczętnie! Będą bronić kundla!
~~
Gdy wszedłęm do lochów byłem zly bardzo zły. Wgapiając się prosto w oczy wilka wkroczyłem do lochu w którym się znajdował.
Co te kundle sobie wyobrażają? I nie chodzi mi tu o jednego osobnika. Całe zgraje. Uważają się za lepsze, silniejsze. Uważają się za wspaniałe stworzenie, a zmiennokształtność za dar, i wyjątkową moc. Właśnie. Moc. Jaką? Ja wolałbym się zabić, niż być kundlem. Co to za wyróżnienie, zmieniać się w pchlarza i wyć do księzya jak jakiś chory psychicznie idota?. Debilizm.
My jesteśmy rasą królewską. Pożywiamy się krwią, prosto z żyły, a nie padliną. Umiemy się zachować, mieszkamy w normalnych warunkach, jak nasi gorsi podrabiańcy - ludzie. A psy? W budach. W norach, Jaskiniach. Jak nierozwinięte przygłupy. Moja złośc sięgała zeniitu, gdy jeszcze sam się napędzałem i nienawiścą do tych cuchnących stworzeń. Nie interesowało mnie już to, jakie konsekwencje mogą powstać wskutek ugryzienia, czy wypuszczenia kreatury na wolność, do hotelu. Interesowała mnie zemsta. Na całym gatunku.
W jednej chwili pies przemienił się wbrudną, prawie nagą kobietę, która zaczeła śmiać się jak psychopatka. Nie zwróciłem na to uwagi, Podszedłem do szafki, na której leżało multum sztyletów. Zza swoich pleców słyszałem tylko bełkot. Może i bym coś ztego zrozumiał, ale psów się nie słucha, ani z psami się nie gada. Przejechałem palecm po kilku sztyletach, aż w końcu zatrzymałem się na jednym - średniej wielkości, wykonanym ze srebra, dwustronnnym, naostrzonym jak brzytwa cackiem. W sumie dopiero teraz zorientowałem się, że przemiana, jakiej dokonał kundel była bezsensowna, gdyż pod postacią człowieka nie jest groźna. Tylko dlaczego nie została w wilczej postaci? Zastanawiało mnie to. No nic, moze po prostu jest głupia.
Podszedłem do dziewczyny, przewracając ją na ziemię, jednym ruchem ręki. Przejechałem sztyletem po jej ramieniu, aż ta wydała z siebie pisk bólu. Satysfakcionowało mnie to. Nie mineła chwila, gdy poczułem strzał bólu w głowie. W tym momencie też usłyszałem głos już mi znany. Głębsze skupienie pozwoliło określić mi, że rozmawia z Thomasem, a znajdują się w pokoju ugryzionej. Hayley.
KUPA TROCHEXDDDDDDDD
od Hayley CD Alec'a
od Hayley CD Raphael'a
Wtedy coś mnie uderzyło. Zaczęłam toczyć ze sobą wewnętrzną walkę. Między tym, co powinnam zrobić, a tym, co czuję, a czuć nie powinnam.
- Nie wiem za kogo mnie masz, ale na pewno nie będziesz używał mnie za środek do zaspokajania swoich seksualnych potrzeb. Chcesz dziwki? Idź do burdelu. Weź sobie ludzką, jeżeli będziesz się obawiać, że może wydać twój występek, to ją zahipnotyzujesz albo zjesz. Nie wiem, twoja sprawa, ale nie traktuj mnie w ten sposób.- Santiago nie wiedział, co się dzieje, wstał z łóżka i stanął za moimi plecami, odgarniając włosy z mojego lewego ramienia.
Od Sebastiana CD Soray
Przemierzając las myślałem nad dalszymi krokami w planie mojego ojca. Dotarłem nad strumień, gdzie usiadłem pod drzewem, w cieniu, przyglądając się szumięcej wodzie. Widziałem w niej swoje odbicie. Białe włosy, lśniąca skóra, i czarne jak bez spodki oczu. Żuciłem kamieniem w swoje odbicie, po czym wstałem. Jak ja nienawidzę słońca i ciepła. Dwie najgorsze wartości jakie mogą istnieć, a których nie mogę zmienić.
Rozłożyłem skrzydła i zacząłem biec w stronę lasu. Trochę zabawy nie zaszkodzi. Wbiłem się w powietrze, i szybując kilkanaście centymetrów nad gruntem, prawie zapomniałem o swoim planie i kolejnym kroku, gdy poczułem przeciłżenie na lewym skrzydle, a już po chwili ostro runąłem na ziemię. Poturbowany zatrzymałem się kilka metrów dalej. Odrazu wbiłem wzrok w skrzydło i miejsce z którego prawdopodobnie otrzymałem strzał.
Stała tam dziewczyna, ta sama która prędzej uprzykrzała mi życie. Byłem wściekły. Wstałem mimo lekkiego bólu, i wydałem sztylet, ciskając go o ziemię. Zagryzłem zęby i już z daleka, idąc w stronę dziewczyny, wykrzyczałem kilka zdań, ostrym, wściekłym tonem. Nagle, jak spod ziemii przedemną wyrosła inna, prawie rudowłosa dziewczyna. Nawet nie zdażyżrm zareagować gdy ten sam sztylet, wbił mi się w miejsce, powyżej serca. Adrenalina zadziałała, i chwyciłem dziewczynę za nadgarstki, mając na celu je zmiażdżyć. Lecz zacząłem opadać z sił. Jeszcze przed straceniem świadomości, zrozumiałem, że pomyliłem się co do osób, które mnoe zaatakowały. Potem już tylko jak we mgle, widziałem czarną krew spływającą po ramieniu i wilgotność bluzki.
Soray? ;p Reni atakuje!
Od Aleca CD Soray
Gdy rozmawiałem z Isabelle całkowicie zapomniałem o przybyszce. Mijalismy kolejne drzewa, i złączenia dróg aż sygnał portalu zrobił się silniejszy a moc było już czuć w powietrzu. Zacząłem czuć niepokój, oglądając się na Izzy, próbując rozgrysc jej minę. Nie widzieliśmy portalu, choć czuliśmy się tak, jakbyśmy stali przed nim, a powiewy wiatru tylko sprzyjały temu wrażeniu. Nagle usłyszałem dźwięk zza siebie. Przypominał jęk. Zacząłem.szybko szukać źródła hałasu.To prędzej spotkania dziewczyna nadeszła na ostrą gałąź, rozcinając sobie nogę. Była w "bezpiecznej odległości)" od nas, jednak dało się to zauważyć. Gdy tylko się schyliła, niemal natychmiast miałem strzałę w napiętym łuku. Demon, który stał za nią właśnie planował wbić swoje ohydne, brudne, i nasączone jadem zęby w ranną. Celnie wypuściłem strzałę w stronę kreatury, która ze świstem musneła moje palce, a po kilku sekundach wybiła się w demona, sprawiając że ten rozprysł się w pyle i dymie. Nastała chwilowa cisza, której towarzyszył porozumiewawcza wymiana skinień z siostrą, by po chwili trafić kolejne kreatury które przybywało ze strony z której przyszliśmy. Dziewczyna, która prędzej została ranną, wspiąła się na drzewo, ukrywając przed nami, a bynajmniej tak to wyglądało. Napieralismy na demony, przesuwając sië odważnie a przód, Izzy radziła sobie świetnie, wymachując swoim biczem. Oddając ostatni strzał, jednym ruchem zciągnalem dziewczynę z drzewa, nadal nabierają na resztki kreatur. Czułem jej wzrok na sobie, jak karciła mnie oczyma, paląc mnie w myślach z wściekłości.
Wymyślaj ;p
Od Raphaela CD Hayley
Coś wyrwało mnie ze snu tak że poderwalem się siadając na łóżko, z szybkim i głośnym oddechem. Byłem chroniczne zmęczony. Zaległości które powstały na skutek mojej nieobecności w hotelu mnie przerosły, a papierów było tyle, jakbym nie uzupełniał ich conajmniej przez rok. Siedzenie w biurze dzień i noc przez kilka dob nie było dobrym pomysłem. Czułem niepokój, świsty powietrza wypełniały moje płuca a ja czułem się jakby nadal brakowało mi powietrza. Przypomniały mi się chwilę sprzed przemiany, kiedy jako mały chłopiec miewałem koszmary. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, znajdującego się po drugiej stronie pokoju. Dotknąłem dłońmi zimnego parapetu. Przeszedł mnie dreszcz. Znowu głośno odetchnąłem. Ciągle czułem ten niewyjaśniony niepokój, jaki mnie zbudził. Nagle, patrząc się w pusta przestrzeń zauważyłem przełykając cień gdzieś na obrzeżach lasu, niedaleko hotelu. W głowie zapaliła mi się lampka. Przecież już tak dawno nie rozdawane krwi... Wampiry brakujące się po nocach nie zawsze coś upoluja, a to był najwyraźniej jeden z nich, oceniając po sylwetce, która wydawała się podobna do sylwetki Pisklaka który kilka dni temu dołączył do grupy. Nawet nie miałem czasu go poznać. Ani niczego nauczyć.
Przemierzając ciemny korytarz z minimalistyczny świecami po bokach które zdarzyły się nikim światłem wstawiłem po kilka torebek krwii do salonu.
Na dworze było cicho. Swierszcze powoli kończyły swoje wieczorne koncerty kładąc się spać, a na niebie można było zaobserwować nietoperza który usilnie próbował upolować ćmę. Odetchnąłem, stawiając kolejne kroki w stronę obrzeży lasu. Zawołałem Pisklaka kilka razy lecz odpowiedziało mi echo. Pewnie podążał za ofiarą w głąb lasu. Mimo wszystko skoro tu jestem dam mu ta krew, niech się wysiłe... Świeże powietrze dobrze mi zrobiło, zapomniałem częściowo o tym co zdążyło się przed kilkunastoma minutami i stałem się mniej śpiący. W lesie były chaszcze przez które nie szło się najlepiej, ale po chwili wyszedłem na w miarę oczyszczoną drogę. Szedłem przez chwile rozglądając się w poszukiwaniu Pisklaka nawołujący go. Lecz znowu odpowiedziało mi echo. Może się obraził? Różnie to bywa po przemianie. Takie osoby mają wahania nastrojów wiec nie zdziwiłbym się gdyby mu coś nie pasowało i walnął by typowego focha. w sumie nawet nie wiem czy to chłopak czy dziewczyna. Wołam po prosty pisklak. Nagle dotarła do mnie woń, której nie da się zignorować. Zapach, którego nienawidziłem najbardziej na swiecie. Drażnił moje zmysły, ładowal wściekłość i chęć zabicia. Pies. Mokry śmierdzący kundel. Oni nazywają siebie wilkołakami bodajże. Zabawne. Woń była coraz silniejsza mimo iż stałem w miejscu. Zaśmiałem się na myśl o tym ze pies chciałby mnie zaatakować. W tej chwili usłyszałem potężne wycie. Ziemia zatrzasla się a drzewa poruszyły. Moje rozmawianie zniknęło w jednej chwili. Takiego Ryku nie słyszałem nigdzie. Jakby sto psów z alfą na czele zawylo w tym samym momencie. Momentalnie zdałem sobie sprawę dlaczego księżyc świecił tak jasno. Pełnią. Punkt kulminacyjny Wilczej mocy dla wampirow chwile osłabienia. Cofnąlem się, zaczynając biec. Słyszałem łamanie gałęzi, szczęki i powykiwania łączące się w jeden wielki loskot za biegnący mną. Jak z pod ziemi przedemną wyrósł średniej wielkości wilk zasłaniając mi drogę do wyjścia z lasu. Zrobiłem szybki unik od pozorów drapieżnika, tym samy skręcając w chaszcze. Biegłem co sił, zdawajac sobie sprawę ze gdy mnie dogonia , zginę. Miałem wrażenie że to kolejny koszmar, że to wszystko fikcja. Biegłem szybko, lecz przez osłabionie spowodowane księżycem nie tak szybko jak zazwyczaj, dodatkowo szybciej się meczylem, a złapanie tchu bylo jak wbijając szpilek w gardło.
(powoli wracam z takim hujowy opem xd msm nadzieje ze się nie gniewem ze tak długo to trwało, nauka i te sprawy jak juz mowilam z matma mi ciężko xd możesz to zinterpretować jako nową historie ale też jako sen nawiązujący do poprzedniego opa)
OD Soray CD Aleca
od Hayley CD Raphael'a
-Co się dzieje?- wyszeptał, po czym moja twarz zanurzyła się w jego dłoniach, westchnęłam głośno zabierając jego ręce i zachodząc Raphael'a. Byłam za jego plecami, jednak nie na długo, bo za chwilę obrócił się w moją stronę, czułam jego przeszywające spojrzenie na moich plecach.
-Musimy porozmawiać o...- urwałam myśl, szukając innych słów do sklejenia, jakieś sensownej wypowiedzi- Czy wcześniej przed tym, jak podałam ci moją krew... czy podawali ci coś innego do picia?- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej
-Do czego zmierzasz?- stanął przede mną mrużąc oczy
-Do niczego po prostu...- ściszyłam głos
-Sugerujesz, że przyczyną tego, do czego doszło wczoraj jest moje pragnienie twojej krwi?- czułam jak na mnie patrzy, słyszałam w głosie niedowiarę-Na prawdę tak sądzisz?-warknął
-Ja po prostu chcę być pewna, co ci podali i jakie mają na ciebie wpływy, albo nie daj Boże moja krew...- spojrzałam na niego, po czym poczułam jakby ktoś uderzył mnie ciężkim tępym przedmiotem w głowę, kiedy w oczy rzuciła mi się blizna rozciągająca się po jego klatce piersiowej
-Raphael...- podeszłam do wampira usadzając go na łóżku.
-Blizna...-wymamrotałam- twoje rany nie zagoiły się całkowicie.- ze strachem w oczach spojrzałam na złego Raphael'a. Ignorował w mnie, dał mi to wyraźnie do zrozumienia. Jego twarz była odwrócona w stronę ściany, czyli tak, że widziałam tylko jego oburzony profil, wzrok zamarł mu na jednym z martwych przedmiotów. Nie zwracał uwagi na to, co mu przed chwilą powiedziałam, bo przecież uraziłam go chwilę przed tym, oskarżając go pośrednio o nadzwyczajne pragnienie mojej krwi.
Jego nogi były rozstawione szeroko, stanęłam więc pomiędzy nimi, a moje dłonie delikatnie opadły na jego torsie, wędrując po ścieżce blizny. Spojrzałam mu w oczy, podejmując próbę odczytania z nich czego kol wiek.
-Czujesz coś?- zapytałam cicho
-Oprócz twojego dotyku?- spojrzał mi na chwilę w oczy, po czym znowu wrócił wzrokiem do martwego punktu, przypominając sobie, że jest na mnie zły- Nic.- syknął
Zachowywał się, jak dziecko, ale wcale mi to nie przeszkadzało, każde dziecko wymaga opieki, chyba dziś jestem niańką rozwydrzonego bachora.
Z zachowania Raphael'a zdążyłam wywnioskować jedno, że jest zbyt zacięty i utwardzony w swoim zdaniu. W dodatku jego niezwykła upartość, będzie chciał mi udowodnić, że z łatwością panuję nad żądzą krwi. W tam tej chwili, jednak nie obchodziło mnie, czy ma niepohamowane pragnienie mojej krwi, czy nie, bo dopóki nie wypije mojej krwi, ja nie dowiem się, jakiego rodzaju jest jego blizna. Bardziej martwiły mnie właśnie ona, choć pierwsza kwestia też jest istotna. Wiedziałam, że muszę sprawdzić, czy blizna jest śladem po jakimś przeklętym ostrzu, czy po zwyczajnym i tylko potrzebuje, jakiegoś "pomocnika" (w tym przypadku mojej krwi) aby się całkowicie zregenerować. Postanowiłam powtórzyć wcześniej zastosowaną sztuczkę. Stojąc pomiędzy nogami, siedzącego na łóżku Raphael'a delikatnie obróciłam jego głowę, tak aby skazać go na mój wzrok. To była tylko kwestia czasu, kiedy nasze muskające się już usta w końcu się połączą. Nie potrafiliśmy nieskończenie trwać w tej dręczącej ciszy, w której odzywał się tylko dźwięk tykającego zegarka, przypominający nam o upływającym czasie. Nagle Raphael zmiażdżył moje usta z wyraźnym pożądaniem, przez co lekko odsunęłam się do tyłu, jednak za moment, kiedy gorączkowo odwzajemniłam pocałunek, zaczęłam napierać na jego ciało. Raphael uległ temu bez żadnego słowa sprzeciwu, tylko mruknął cicho z zadowolenia. Oboje runęliśmy na łóżko, tylko tyle, że jego umięśnione plecy znajdowały się na pogniecionej pościeli, a ja na nim nie odrywając się od jego warg. Czułam, jak uśmiecha się podczas pocałunku. Objęłam go za szyję, kiedy ssał moją dolną wargę. W końcu wsunął mi język do ust, odpłaciłam mu więc pięknym za nadobne, odszukując koniuszkiem języka jego kłów. W najmniej spodziewanym momencie oderwałam od jego ust, moje. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, rozchylił delikatnie usta, licząc, że znów zatonął w pocałunku i pomimo tego, że ja również tego pragnęłam, to pomimo tego z powodu własnych zasad musiałam zrezygnować. Usiadłam na jego podbrzuszu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Kciukiem wytarłam krew z kącików moich ust, po czym oblizałam go na jego oczach, on tylko uśmiechnął się lubieżnie przeczesując włosy. Myślałam, że raczej będzie zły, bo trochę oszukałam go podczas pocałunku.
-Ta sama sztuczka, co na gali, prawda? Przegryzłaś wargę abym napił się twojej krwi- uniósł brew, a ja zeszłam z niego stając na równe nogi, odwzajemniając uśmiech.
-Zauważyłam, że chętniej ssiesz krew z moich ust, niż bezpośrednio z żył.- odparłam
-Ciekawe dlaczego...- pomimo tego, że nie widziałam go w tamtym momencie, to z łatwością mogłam wyobrazić sobie, że na jego twarzy maluję się ten specyficzny uśmieszek.
-Wiesz, właśnie zaczęłam zastanawiać się, czy mówisz to samo swoim ludzkim ofiarom? Kiedy upajasz się w ich ustach, też całujesz się z języczkiem?- zaczęłam się z nim droczyć, a on tylko przecząco pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
-Dobra, pokaż te blizny, księciuniu... -westchnęłam podchodząc do wampira
-Sukinsyn.- warknęłam, a uśmiech, który przed chwilą był na mojej twarzy znikł w przeciągu jednej sekundy.
-Myślałem, że uważasz mnie raczej za boga- zaśmiał się, nie zwracając uwagi na moją powagę, a ja przewróciłam oczami na jego słowa.
-Nie, ty Tristian. Sukinsyn poranił cię tym samym cholerstwem, co mnie.
-To tylko blizny.- prychnął
-Nie, ty niczego nie rozumiesz. Ostrze, którym poranił twoją klatkę piersiową, należy do grupy tzw. "czarnych obiektów", co oznacza, że ostrze ma nadzwyczajne właściwości do zadawania bólu. Ja osobiście, przez całe moje życie nie spotkałam się z cierpieniem na taką skalę, a ta noc przedstawi cię właśnie temu cierpieniu, ale ja nie mam zamiaru do tego dopuścić.
-Jak masz zamiar zlikwidować te bliznę?-zmrużył oczy
-Z tego, co wiem, nie da się ich zlikwidować, ale mogę spróbować doprowadzić do sytuacji, że niczego nie poczujesz.
-Słucham dalej, więc jak to będzie wyglądać?
-Wybiorę się do wiedźmy, poproszę o jakieś zaklęcie, które ulula cię do na prawdę kamiennego snu, albo wypijesz jakieś świństwo, które przyniesie identyczny rezultat, a w czasie kiedy ty będziesz unikał tego parszywego bólu, będę nad tobą czuwać, nie powiem, że jak anioł stróż, ale coś w tym stylu.
-Nie zgadzam się.- stwierdził pewnie, wtedy poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował, ale nie dałam po sobie tego poznać. Chciałam mu pomóc, a on moim zdaniem bez żadnego istotnego powodu odrzucał ofertę mojej pomocy.
-Nie pytam cię o pozwolenie, a niby co widzisz złego w tym, że w tak neutralny sposób unikniesz ogromu cierpienia?
-Nie jestem żadnym słabeuszem, który..- przerwałam mu myśl
-Tak, jesteś skończonym idiotą. Musisz mi uwierzyć na słowo, że nie chcesz tego czuć, blizna jeszcze będzie się odzywać, przypominać o sobie przez całe twoje życie, jeszcze nie raz pokażesz, że nie straszny jest ci ból, ale tego z dzisiejszej nocy, uwierz mi, nie chcesz poczuć, a ja nie chcę patrzeć na twoje cierpienie, rozumiesz?- spojrzałam mu w oczy. Santiago milczał, odebrałam to za dobry znak, może zrozumiał, że chociaż raz dobrze jest schować dumę do kieszeni. To było by nierozważne aby na rzecz ukazania swojej odporności przed cierpieniem za cenę uczucia, które nie jest równe momentowi, kiedy całe twoje ciało płonie, jakby ktoś wrzucił je w kilku metrowe płomienie ogniska, a serce jest jakby wyrywane przez kogoś z klatki piersiowej, a temu wszystkiemu towarzyszy jeszcze więcej nieprzyjemnych uczuć, a pomieszczenie wypełniają krzyki z bólu ofiary naznaczonej ostrzem. Jest jeszcze gorzej.
W tym milczeniu wyszłam z hotelu, w celu spotkania się z czarownicą.
***
Kiedy wróciłam od razu rzuciłam spojrzenie na Raphael'a. Siedział nie ruchomo na łóżku, po jego czole spływał pot, w dodatku miał dreszcze. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się niemrawo.
-Mam nadzieję, że twoja czarownica, akurat dziś miała zjazd mioteł- zaśmiał się, ale jego wzrok wydawał się nieobecny
Nie reagowałam na jego teksty, które jego zdaniem są świetnym sposobem na odwrócenie mojej uwagi, abym nie zauważyła tego w jak fatalnym jest stanie.
-Nadal masz zamiar zgrywać bohatera?- zapytałam dotykając jego czoła- Z gorączką i dreszczami świata nie uratujesz.- odparłam obejmując go za szyję i patrząc mu w oczy.
-Nie chcę grać tu twojej matki, ale zaczyna się objawiać to cholerstwo, bądź grzeczny i się kładź. Ja zaraz podam ci to lekarstwo, mam nadzieję, że zadziała.- miałam ogromne obawy, co do tego, czy Raphel na pewno uniknie możliwie najgorszej nocy w jego życiu.
-Niestety, po ostatniej nocy powinnaś zauważyć, że wcale nie jestem grzeczny- zachichotał, pomimo tego, że pewnie czuł się już nie najlepiej.
-Zamknij się już- zaśmiałam się wyciągając z kieszeni kurtki fikuśną fiolkę, której zawartość tej nocy miała być wybawieniem dla Raphael'a. Miksturka w tym naczyniu wyglądała komicznie, przelałam ją do kieliszka na wino, a następnie usiadłam obok siedzącego pod kołdrą Raphael'a i podałam mu lekarstwo, nie odrywając od niego wzroku. W myślach modliłam się oto, że nie uderzy mu nic do głowy i uprzejmie opróżni kieliszek, ale również ogromnie zależało mi na tym, aby ta mikstura pomogła i jakoś ujarzmiła czekający go ból, lub pozbawiła go całkowicie.
(BAM BAM BAM. I CO? I G****. Wybacz. : / )
Od Raphaela CD Hayley
Gdy się przebudziłem, poczułem zmęczenie, spełnienie i... Pustkę. Nie zdążyłem nawet zorientować się gdzie jest Hay, gdy dzwięk charakterystycznych kroków, a chwilę potem, odgłos zardzewiałej, kilkuwiecznej klamki zadźwieczał mi w głowie, przeszywając ją na wylot. Jeszcze wszystko jest wzmocnione, od wczoraj. Szybko wstałem i ubrałem bokserki. Wszystko trwało chyba sekundę, gdy byłem już przy dziewczynie. Stała przy drzwiach i majstrowała coś przy nich. Ubrana była w moją koszulkę, która na niej wyglądała prawie jak krótka sukienka.
-Nie zostaniesz dłużej?- oparłem się o ścianę, która okazała się lodowatą, przez co zdałem sobie sprawę że od kilku dnu pogoda się zmieniła, a stary hotel nie ma ogrzewania- bo po co vampirom?
-Nie zostanę, i tak już za długo tu przesiedziałam - chrząkneła, błądząc wzrokiem, po chwili skupiając się na klamce. Spojrzałem przed siebie, zamyślony, w sumie nawet nie wiem czym. Nie wiedziałem co powiedzieć, podobało mi się to, co wczoraj zrobiśmy, a Hay udaje że tego nie było.
-Będziesz chciała mnie unikać?- palnąłem prosto z mostu. Dziewczyna wyprostowała się, przełykając ślinę.
-Nie, nie mam takiego zamiaru- wydusiła sztuczny uśmiech. Nie wiedziałem czy czuje się skrępowana, tym co było wczoraj, czy może czymś innym. Bo widać było po niej że się stresuje. Lecz chyba mówiła prawdę.
Uśmiechnąłem się z ognikami w oczach, po czym podszedłem do dziewczyny, ucałowałem w czoło i objąłem.
Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, ale poczułem że robie słusznie, nawet gdy to nie ma sensu.
(jezuu hujowszego opo nie moglam napisac...)
Od Aleca CD Soray
-Ładnie to tak rzucać się na obcych?- zmarszczyłem brwi. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem, chowając sztylet. Spojrzała najezioro. Byłem akurat na zwiadzie, a niedaleko wykryłem demoniczną moc,wiëc lepiej się tego pozbyć teraz, niż jak się powiększy. Kro wie może w okolicy jest portal. To by źle wróżyło. Demony z innych wymiarów mogłyby się tu przenieść, i narobić niezłego rabanu i krzywdy niewinnym ludziom.
-Już ci przeszło rzucanie się na obcych? - Kątem oka zauważyłem wypaloną runę, araczej jej część pod rękawem uzki dziewczyny. Podszedłem bliżej i bez zapytania, po prosty podwinąłem rękaw.-Runa blokady? -Skomentowałem. Ta w tym czasie zdązyła mnie już odepchnąć i zacząć puszyć się jak kot na widok psa. -Po co ci ona? Ukrywasz się przed kimś?
Od Soray
od Hayley cd Raphael'a
OD Soray CD Sebastian
- P... Pomóż mi... - wychrypiała dziewczyna. Zasłoniłam ją od słońca i pobiegłam po różne zioła lecznicze. Paprociami zakryłam skórę. Po chwili dziewczyna wyrwała się, biorąc głęboki wdech.
- Nic ci nie jest...?
- Nie...
- Kim jesteś? - spytałam.
- Wampirzyca. Renesme Darkline... Uznana za zmarłą... - jej rany się zabliźniały, a twarz miała pokiereszowaną. Połowa była spalona.
- Dzięki za pomoc... - pobiegła w stronę miasta. Wstałam i pozbierałam rzeczy.Biorąc głęboki wdech ruszyłam przed siebie. Zastanawiał mnie ten mężczyzna... Kto to był? Nie dowiem się... Nie interesuje mnie to...
Od Renesme CD Raphael
Od Isaaca CD Rochelle
-Co jest grane? CO JEST GRANE!? - Wydarłem się dysząc na cały dom. - rzucił się na mnie jakiś wielki alpha!!! Bez powodu tak o, chciał rozszarpać mi gardło!- zacząłem dyszeć, zaczynając ciężko oddychać, przeczesałem włosy. - Czy ja komuś coś złego zrobiłem?- zagryzłem zęby w rozpaczy i zamyśleniu. - Nikogo... Nigdy nie skrzywdziłem. Nawet jako człowiek. - Zawsze jestem tym poniżanym, tym nieważnym, śmieciem, w którego można rzucać wszystkim- moje ręce zacząły się trząść a przed oczyma stanął rozwścieczony zmarły ojciec. Zacząłem krzyczeć by dał mi spokój, rzucać się na kanapie. Halucynacje. Widzisłem wszystko co złe,czego się bałem, co wyowoływało u mnie przerażenje - tak działa jad alfy w ranie.
Od Sebastiana CD Soray
-A powinno- uśmiechnąłem się jadowicie. -No nic... - Ominąłem dziewczynę, popychając ją barkiem. Powoli zacząłem rozwijać skrzydła. Dziewczyna prychneła,jakby niezadowolona z mojej niewdzięczności. Momentalnie się odwróciłem.
-A więc chcesz podziękowań?- uniosła brodę w zadumie. - To ich nie dostaniesz- zaśmiałem się - kto wie może współpracujesz z tymi śmieciami próbującymi mnie zabić.
Poruszalem się swobodnie z ogromem pewności siebie, co dodawało jeszcze większej intrygi. Okrążyłem kilka razy dziewczybę, która się lekko zestresowała.
-to do widzenia, pani 'nie" - wydyszałem jej do ucha śmiejśc się. Wzbiłem się w powietrze, wzniecając kurz który na moment zajmował połowe polany, lecz gdy opadł po dziewczynie nie było już śladu.
Od Raphaela CD Hayley
Zmarszczyłem brwi. Jest obrażona? Przecież wie że chciałem dobrze. A może coż się stało na gali? Kogoś straciła? Tristan coś jej powiedział? Momentalnie przypomniałem sobie o pocałunku na gali. Instynktownie przygryzłem wargę ale tuż po chwili się opanowałem, a zamiast podniecenia tym co się stało, zalała mnie fala wstydu i pytań.
od Hayley do Raphael'a
Idę na galę po to aby między innymi zagrać Tristianowi na nerwach, a on nie potrafi pogodzić się z tym, że mnie stracił. Muszę więc wykorzystać moje wszelkie atuty myśląc o tym, jak będę wyglądać. O tym jak mój wygląd podkreśli to, jak wiele stracił oprócz potężnej pierwszej wampirzycy.
Tristian zawsze organizował eleganckie "imprezy", były w pełni kontrolowane i nie łamały żadnych praw, nawet ludzkich, jednak fakt, że tym razem miejsce gali jest mniej, że tak to powiem w znanym i mniej skrytym miejscu nieźle mnie zaniepokoił, to wcale dobrze nie wróżyło.
Stanęłam przed dwoma gorylami obstawiającymi wejście. Świetnie ich znałam przemieniłam ich w XI wieku. Już jako ludzie byli niezwykle bystrzy i skorzy do zabójstw, wampiryzm tylko u nich to wzmożył. Trisek wiedział, kogo gdzie ustawić.
Zaproszenie było kluczem do tego aby wejść, było identyfikatorem osób zaproszonych. Tych którzy liczyli na wejście bez zaproszenia albo prowadzono do Tristiana, aby sprawdzić, czy faktycznie ktoś został zaproszony, jeśli tak- brał udział w gali, jeżeli nie, wiadomo: jeżeli nie to zostawał bezpośrednio zabity. Tristian dbał o to aby wszystko, co robi było dokładnie przemyślane, aby nie było jakiś nie chcianych momentów, czy gości. Dlatego tak ważne były w tym wypadku zaproszenia.
Wobec tego niezwykle zdziwiło mnie to, że mi nie pozwolono nawet wyciągnąć zaproszenia, a od razu zostałam zaproszona do środka. To dlatego, że wszyscy wiedzieli o mojej obecności i świetnie mnie znali, dlaczego? Ludzie Tristiana, wszyscy zostali przemienieni w wampiry przeze mnie, wspólnie tworzą jedną z najsilniejszych elit wampirów na świecie. Są niezwykle uzdolnieni w mordowaniu, przecież to oczywiste, że nie przemieniałam byle kogo. Pomimo ich brutalności Tristian doprowadził do tego, że stali się wyrachowani i nadzwyczaj kulturalni, co nie wzbudzało żadnych podejrzeń w ich stronę.
Jeden z obstawiających miejsce zaproponował mi zaprowadzenie na salę główną, a może raczej nie dawał wyboru. Kiedy przemierzałam wąski korytarz pełen wampirów, ci rozstawiali się przede mną tworząc szpaler.
W moją dłoń została wepchnięta maska, a zastanawiałam się, gdzie właśnie jest dla mnie, kiedy patrzyłam, że wszyscy obecni je posiadali. Jednak w chwili, kiedy weszłam na salę byłam za bardzo zaskoczona by ukryć swoje oblicze pod maską.
Tristian, jak zawsze przeszedł samego siebie. Sala cechowała elegancja i luksus. On zawsze charakteryzował się tym, że wszystkiemu nadawał wysoki poziom. Starożytne wampiry, szykownie ubrane wypełniały salę, było ich mnóstwo, po między nimi spacerowali kelnerzy ze srebrnym tacami na których gościły kieliszki z szampanem. Pomimo obskurnej powłoki, wnętrze budynku powalało na kolana, takiego wystroju wnętrza nie spodziewałabym się nawet, gdyby urządził tę uroczystość w najbardziej prestiżowym hotelu w Nowym Yorku, a nie oszukujmy się trochę ich jest, a poziom tego miasta nie należy do najniższych.
W powietrzu unosił się delikatny zapach róż, róże to moje ulubione kwiaty. W dodatku, gdzie mój wzrok nie spoczął widziałam je w szkarłatnej barwie. W tle wampirzych rozmów słychać było muzykę, za którą odpowiedzialna była orkiestra.
Kiedy pojawiłam się na sali wszyscy zamilkli, orkiestra przestała grać, a każde spojrzenia było skierowane na mnie.
"Co? nie widzieliście tak wyjątkowo pięknej Pierwszej?"
Pomimo faktu, że jestem w obecnej chwili w centrum uwagi, wcale mnie to nie peszyło, nie widziałam ku temu powodów. Jestem otoczona, jakby moimi "dziećmi", jednak obawiałam się jednego, że w ich głowach niczego mi nie zawdzięczają, że zapomnieli o tym, że mnie zawdzięczają nieśmiertelność. Są w pełni oddani Tristianowi, jakby to on był ich stwórcą. Muszę być ostrożna.
Zaczęłam biegać wzrokiem w nadziei, że odnajdę kogoś kogo znam, albo że jednak przynajmniej jeden z moich braci, złamał obietnicę dotyczącą tego, że się tu nie pokażą, bo przecież kategorycznie im tego zabroniłam. Kiedy odwróciłam się przed moimi oczami znalazł się Tristian, jakby wyrósł spod Ziemi. Na jego twarzy malował się ten sam złowieszczy uśmieszek. Jego oczy płonęły pewnością siebie, ja również miałam wrażenie, że wznieca się we mnie ogień, ogień pogardy.
-Witaj, wyglądasz dziś nadzwyczaj olśniewająco, Hayley.- chwycił moją dłoń w celu dżentelmeńskiego gestu ucałowania jej. W chwili, kiedy poczułam, że jego usta musnęły moją rękę wyrwałam ją. Może i Tristian, pomimo upływu czasu nadal mnie pociągał, to i tak nie miałam zamiaru się z nim zabawiać.
-Ciebie również miło widzieć.- uśmiechnął się ironicznie, nieco zdziwiony. Powstrzymywałam się od komentarzy zaciskając zęby.
-Niestety, ale po tak długiej przerwie, pomimo dzisiejszego spotkanie, jak wiem również mieliśmy okazję się spotkać wcześniej. W nieco innych okolicznościach z tego, co się dowiedziałam. Tylko dowiedziałam, bo jakoś nie dane było mi to zapamiętać. - odparłam z wyraźnym sarkazmem, w odpowiedzi otrzymałam jego śmiech. Wyobrażając sobie, jak mogła wyglądać sytuacja, która wtedy w Pandemonium miała miejsce.
Na jego twarzy wymalował się tryumfalny uśmieszek- Nie pytałem cię o zgodę, bo wierzę, że również tego chciałaś, ale nie tylko zrobiłem to by znów zasmakować twoich ust, ale by wyjaśnić pewne sprawy. Teraz mam niezwykłe pragnienie pocałunkami zedrzeć z twoich warg tą szkarłatną szminkę.- powiedział to niezwykle pewnie. Ja poczułam uderzenie gorąca, chciałam go rozszarpać, stał się bezczelny. Co było jednak najdziwniejsze, jego twarz nie wyjawiała żadnych emocji.
Obok nas pojawił się kelner. Tristian z tacy zabrał dwa kieliszki, jeden wręczył mi, jednak ja odmówiłam, wtedy Tristian z powrotem odłożył na tacę dwa nietknięte kieliszki.
-Jeden taniec?- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zmierzyłam go wzrokiem- Proszę, to tylko jeden niewinny taniec.- przewróciłam oczami i wyciągnęłam moją rękę, którą subtelnie chwycił. Kiedy kierowaliśmy się na parkiet, powtórzyła się sytuacja, kiedy to nie musiałam wraz z Tristianem przepychać się przez tłum, iż tłum sam robił nam miejsce do przejścia.
Tańczyliśmy na parkiecie pośród mnóstwa innych par, które co chwilę na nas zerkały. Moja prawa dłoń była więźniem uchwytu lewej ręki Tristiana. Lewa zaś spoczywała na jego barku, jeżeli chodzi o jego prawą dłoń, ta obejmowała mnie w tali i za każdym razem, kiedy zwiększałam niewielką odległość między mną, a Tristianem ona na to nie pozwalała i jeszcze bardziej zbliżała mnie do niego. Byłam skazana na jego wzrok i może gdybym nie wiedziała, że te głębokie zielone oczy należą do Tristiana de Martel'a nie widziałabym w tym najmniejszego problemu.
-Słyszałem, że nie najlepiej przyjęłaś informację, że jestem Pierwszym, że jestem na równym poziomie z tobą i twoją rodziną- powiedział, prowadząc w tańcu. Bez przerwy unosił się dumą, jednak nie charakteryzował się tym, że puszył się, jak paw bez powodu, jego powody nie były bezpodstawne, zawsze zachowywały sens.
-Nigdy nie będziesz na naszym poziomie.- spojrzałam mu w oczy z pogardą- Zawsze będziesz tym gorszym. Kiedy to powiedziałam, nie zauważyłam, że się złości, ale poczułam. Mocniej chwycił moją rękę i przyciągnął bliżej siebie.
-Nie bądź śmieszna, kochana jeżeli uważasz, że ranga twych słów nie straciła na wartości, po tym, co mi zrobiłaś, bo jeśli masz tą złudną na dzieję, to się mylisz. Nie obchodzi mnie twoje zdanie, zresztą niedługo i tak je zmienisz, kiedy zobaczysz jaką potęgą się stałem.- usłyszałam groźbę w jego głosie. Przestałam patrzeć mu w oczy, spojrzałam w zdobiony sufit i ogromny kryształowy żyrandol unosząc głowę.
-Ty również ujrzysz moją potęgę, kiedy z mojego powodu znowu poniesiesz śmierć.- z pewnością siebie wyszeptałam mu te słowa do ucha, a on z uśmiechem unosił brodę, jakby pokazując tym mi, że nic sobie z tego nie robi. -Może przejdziemy do punktu kulminacyjnego, którym będzie pozbawienie cię życia?- warknęłam, w bonusie wysłałam mu sztuczny uśmieszek. Tristian nic sobie z tego nie robił, prychnął tylko cicho.
-Skoro mówimy o punkcie kulminacyjnym, gdzie jest twój partner?- zaczął teatralnie rozglądać się po pomieszczeniu. Ja przewróciłam oczami, zagryzając wargi.
-Nie wiem, o czym mówisz.- odparłam obojętnie
-Doskonale wiesz, o czym mówię. Nic się nie zmieniłaś, nadal pociągają cię mężczyźni, którzy dzierżą władzę.- uśmiechnął się. Tristian, kiedy go poznałam był synem króla, a później sam objął władzę zastępując ojca, teraz też wcale nie utracił władzy, a teraz sugeruje, że jestem z Raphael'em- przywódcą wampirów tutejszych wampirów. Jednak mam cichą nadzieję, że nie chodzi mu o Raphael'a, bo wtedy mógłby być w niebezpieczeństwie.
-Raphael Santiago, coś ci to mówi?- wyszeptał mi to do ucha, przerywając chwilę ciszy pomiędzy nami. Poczułam, jak przeszywają mnie dreszcze. Niewiele oddaliłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Coś ty mu zrobił?- rzuciłam mu przeszywające spojrzenie, on tylko pokazał mi wszystkie swoje zęby w złowieszczym uśmieszku.- Tristian, jeżeli coś mu zrobiłeś, wiedz, że umrzesz w niesamowitych męczarniach.- znów usłyszałam jego śmiech
-Tak się akurat złożyło, że mam do niego sprawę, chciałem się z nim spotkać, ale cóż... Sam do mnie przyszedł, nie spodziewałem się jednak, że przybędziecie osobno.- uśmiechnął się.
Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. To niemożliwe, że Raphael tu przyszedł, przecież Tristian mu nie odpuści. Co on najlepszego zrobił...
-Gdzie on jest?- chciałam wyrwać się już z uścisku Tristiana, aby móc chociaż odszukać Raphael'a wzrokiem, jednak Tristian, nie chciał mnie puścić. -Przecież nie wpuszczacie nikogo kto nie ma zaproszenia!
-Wiesz... szkoda mi było na niego papieru, oczywiste było, że pokaże się tu bez zaproszenia, kazałem chłopakom udawać idiotów i go wpuścić. Dałem mu chwilę zabawy, a później się nim zajęto.- zaśmiał się
-Jeśli coś mu się stanie...- przerwał mi
-To co? Co mi zrobisz?!- podniósł głos, pierwszy raz widziałam na jego twarzy złość- Nie zabijesz mnie, bo jestem taki, jak ty, nieśmiertelny, a jeśli zechciałabyś coś zrobić, zanim byś tknęła mnie palcem wszyscy twoi bliscy byli by w kawałkach, więc nie rób rzeczy, których będziesz żałować- jeszcze bardziej skrócił dystans pomiędzy nami, jego usta delikatnie muskały moje. Byłam zaniepokojona, Tristian doskonale wiedział, co robi i że dobrze to robi, świetnie mną manipuluje.
Czułam, jak łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Nerwowo przełknęłam ślinę. Naprawdę czułam strach przed tym, co za chwilę się stanie, Tristian był nieobliczalny, nie wiedziałam, czego się dopuści. Gościł we mnie strach przed tym, co mnie czeka, a co raczej dane będzie mi przeżyć, jeżeli coś się stanie moim bliskim, złość na Raphael'a, że pomimo moich ostrzeżeń i tak je zlekceważył i oczywiście złość na Tristiana. Nie mogłam, jednak pokazać po sobie tych słabości, bo Tristian jeszcze lepiej by je wykorzystał.
-Pewnie zechciałabyś go w końcu ujrzeć. Przejdźmy więc, do głównego punktu gali- puścił moją rękę, jednak jego druga ręka nadal obejmowała mnie w talii, co uniemożliwiało mi odsunięcie się od niego nawet na odległość kroku.
-Opuścić kurtynę!- rozkazał. Wtedy dopiero dostrzegłam ogromną kurtynę na końcu sali, która opadła, ukazując moim oczom ostatnią rzecz, którą chciałam widzieć dzisiejszego wieczoru. Raphael wisiał bezwładnie na łańcuchach, które kończyły się jakby pułapkami nieniedźwiedzie, a te zaciskały ostrza na jego nadgarstkach, co uniemożliwiało mu możliwość uwolnienia się. Jego głowa opierała się o jego tors. Jego szara koszula, była rozpięta, przez co dostrzegłam, że jego klatka piersiowa była cała we krwi, pełna otwartych ran, które się nie regenerowały. Lekko uniosłam brodę do góry, ale nie aby ukazać moją siłę, ale raczej żeby powstrzymać moment ukazania moich słabości. Musiałam unieść lekko głowę, aby łzy nie uciekły z moich oczu, aby następnie dać znak swojej obecności spływając po policzkach. Miałam rzucić Tristianowi wrogie spojrzenie, bo moje oczy żarzyły się, jak dwa węgle, jednak pamiętałam o łzach, które mogą je zgasić. Poza tym, nie to jest teraz najważniejsze.
Wyrwałam się z uścisku Tristiana, a następnie pobiegłam do Raphael'a. Chciałam go uwolnić aby przerwać jego cierpienie, ale kilku wampirów zajęło mi drogę i już kiedy miałam zakończyć ich nędzny żywot, usłyszałam krzyk Tristiana:
-Nie rób tego. Tkniesz jednego z moich ludzi, a inny zabiję twego kochanka.- jego ton był nie do zniesienia
Odwróciłam się w stronę głosu Tristiana, który już był za mną i mierzył w moją klatkę piersiową ostrzem znajomego mi sztyletu.
-Pamiętasz?- Tristian przyglądał się to ostrzu, to spoglądał mi w oczy, wymiennie- To to ostrze, które pozostawiło bliznę pod twoim sercem i pomimo wampirzych umiejętności, nie pozwala o sobie zapomnieć, bo wciąż zadaję ci ból.- delikatnie przejechał mim ostrzem po klatce piersiowej, wędrując w górę, przemierzając obojczyk, szyję i zatrzymując się na brodzie, która uniosła się do góry.
-Mam dość tych zabaw. Nie unikniesz cierpień, które dla ciebie zaplanuję.- w niezwykle krótkim czasie, uniknęłam ostrza i pozbawiłam Tristiana przytomności, skręcając mu kark. A trzy wampiry, które uniemożliwiały mi dojście do Raphael'a zginęły z moich "latających noży".
-Uważam, że nie mądrym działaniem byłoby rzucać się na mnie, bo jeżeli mnie zabijecie, to zadziała, jak efekt domina, zginiecie razem ze mną, więc nie wiem... opróżnijcie barek- skierowałam się do pozostałych.
-Raphael?- chwyciłam jego twarz w ręce- Co oni ci zrobili?-zapytałam siebie, bo myślałam, że on jest już całkowicie nieprzytomny.
-Jad wilkołaka.- wymamrotał. Jad wilkołaka?- sprytnie. Jakoś się go pozbędziemy, najważniejsze jest go stąd zabrać.
-Będzie dobrze, już cię stąd zabieram- pogładziłam dłonią jego policzek.
Z grymasem spojrzałam na nadgarstki, które były zaciskane przez coś właśnie na wzór pułapek na niedźwiedzie. Wyobraziłam sobie ten ból.
Otworzyłam jedną pułapkę, przez co Raphael opadł na kolana, po chwili uwolniłam również i jego drugą rękę, przez co runął na ziemię. Podniosłam go na kolana, sama jednocześnie klęcząc, objęłam go aby mógł się również o mnie oprzeć, bo sam nie miał wystarczająco na to sił.
Zauważyłam, że wampiry obecne na całej tej cholernej zabawie, nie korciły się do tego aby schwytać mnie, ale Raphael'a, widocznie Tristian wydał im taki rozkaz, a oni pomimo tego, że doskonale wiedzieli, że z tego powodu również ich zabiję to pomimo to zbliżali się do Raphael'a, bo to jednak święty rozkaz. Tristian doskonale wiedział, że zniewolenie mnie nic nie da, ale krzywdzenie bliskich to już, co innego.
Znów, kiedy miałam się rzucić na sługusów Tristiana, ten mi to przerwał. Wróciła mu przytomność po tym, jak przed chwilą skręciłam mu kark. Spojrzałam na niego, trzymając nadal półprzytomnego Raphael'a, Tristian podniósł się z ziemi, wytrzepał z kurzu swój garniturek i jednym ruchem zatrzymał swoje pieski przy nodze.
-Cóż za żałosny widok, a jednocześnie jaki zabawny.- zaśmiał się i zaczął zmierzać w naszą stronę- Dam ci teraz tę szansę- przykucnął przed nami nawiązując ze mną kontakt wzrokowy- abyś mogła poczuć, że niby możesz wiecznie skrywać swych bliskich przez niebezpieczeństwem.- odparł oschle
Płonęłam cała od wewnątrz. Jaką ogromną ochotę go wtedy zabić, jednak to było by dla niego za dobre. Postanowiłam zrobić coś innego, poza tą całą jego idiotyczną intrygą.
Chwyciłam ponownie twarz Raphael'a w dłonie po czym postanowiłam zasmakować jego ust.
Nasze usta połączyły się w namiętnym zachłannym pocałunku. Poczułam, że Raphael jest bardziej wszystkiego świadomy, odzyskuje siły, nie całkowicie, ale każda nawet mała ich część się liczy, ale stało się tak nie dlatego, że moje pocałunki uzdrawiają, a moja krew. Wcześniej przegryzłam swoją wargę, tak aby Raphael mógł zasmakować nie tylko moich ust, ale i krwi.
Wiedziałam, że Tristian tego nie zniesie. Krzykiem wygonił nas z budynku obiecując, że jeszcze się spotkamy.
***
Raphael był nadal nieprzytomny. Zdjęłam z niego zakrwawioną koszulę, delikatnie obmyłam jego rany na klatce piersiowej i nadgarstkach, po czym je opatrzyłam ponieważ jad wilkołaka, który jeszcze nie wyszedł z jego krwiobiegu spowalniał regenerację. Nie zdążyłam się nawet przebrać, czy wziąć prysznicu, bez przerwy siedziałam przy Raphael'u czekając aż się obudzi.