od Hayley do Raphael'a

 Usłyszałam stukot zasuwanych kotar- tak głośny jak stukot kół pociągu na rozjeździe. Z sypialni znikło bladożółte światło poranka. Raphael przecież nie znosił słońca, a jego na przekór było mnóstwo w moim domu. Poczułam drzazgę w moim ciele, jęknęłam z bólu, ale po chwili uśmiechnęłam się, że w końcu jestem w domu.
-I tobie dzień dobry, dziewczynko.- usłyszałam
-Szczerze nie wiem, co cię tu sprowadza, bo jeżeli liczysz na "dziękuję"- przerwał mi
-Nie, nie liczę.
-Więc nie wiem... a no tak uwielbiasz przyglądać się mojemu cierpieniu- zrzuciłam z siebie kołdrę. W swoim domu czułam większą swobodę, chociaż ja wszędzie potrafię rozgościć się, jak u siebie. Moje zakrwawione stopy delikatnie spoczęły na podłodze.
-Wszystko w porządku?- powiedział Raphael
-Nie udawaj, że cię to interesuje- zmierzyłam go wzrokiem, po czym skierowałam się do garderoby z której wzięłam swoje ubrania. 
-Możesz już iść do domu.- odparłam, stojąc do niego plecami
-Chyba dziewczynka nie jest dzisiaj w humorze, pomyślałrm, że chciałabyś w tym fatalnym stanie się nacieszyć i dać przyjemności swoim oczom patrząc na mnie.- zaśmiał się, a ja milczałam zawzięcie. Odwróciłam się do niego ze skrzyżowanymi rękoma i wrogo zmierzyłam go wzrokiem, kiwając przecząco głową.
-No co?- rozłożył bezradnie ręce, nadal na twarzy mając wymalowany uśmieszek.
-Pasami, przypiąłeś mnie pasami? Jak jakiegoś psychola?- podniosłam głos i opuściłam ręce wzdłuż tułowia. Jego uśmieszek zniknął
-Przestań.- przewrócił oczami- Poza tym zachowałaś się, jak psychol więc podjąłem odpowiednie do tego środki- z powrotem skrzyżowałam ręce słuchając jego wytłumaczeń, jednak nie miały one większego sensu, bo pomimo mojego zirytowania to, jednak nie była główna przyczyna mojej złości. Kontynuował- Powinnaś się cieszyć, w ten sposób zapobiegłem oszpeceniu twojej buźki.- odparł, a ja uniosłam brwi i uśmiechnęłam się.
-Czasami Raphaelu mam cię szczerze dość, mam cię ochotę wręcz zabić, ale za chwilę przypomina mi się, że bez ciebie nie ma zabawy.- uśmiechnęłam się, po czym zniknęłam za drzwiami łazienki.
 Postanowiłam pozbyć się drzazg na zawsze z mojego organizmu. Wyciągnęłam ostrze zza paska spodni, po czym rozcięłam sobie nim brzuch. 
-"Zaczynamy zabawę"- pomyślałam, biorąc głęboki wdech, a następnie włożyłam rękę w otwartą ranę w poszukiwaniu drzazgi, która siedziała cholernie głęboko. Syknęłam z bólu, zaciskając zęby. W końcu po grzebaniu w moich wnętrznościach znalazłam to czego szukałam, co za ulga pozbyć się tego cholerstwa, mogłam spokojnie wziąć prysznic. Kiedy się orzeźwiłam ubrałam się w czyste ubrania i wróciłam do sypialni.
-Dobra, kończmy tą dziadowską klątwę.- stwierdziłam szybko, ścieląc łóżko.-Mam jej szczerze dość. Muszę, więc osuszyć się z krwi, czyli wyzbyć się jej całkowicie z mojego organizmu, a następnie wypić to- wyciągnęłam niewielkiej wielkości fiolkę z szuflady szafki nocnej- Wracając, nie mam jednak żadnych urządzeń odsączających krew.- skrzywiłam się
-Myślałem, że jak torturujesz wampiry, czy nawet inne stworzenia to pozbywasz się ich krwi.- spojrzał na mnie, a ja z powrotem schowałam fiolkę.
-No tak, ale to na przykład przez nie wiem... podcinanie głównych tętnic, gardeł, sobie nie będę tego robić, nie jestem masochistką, bardziej sadystką- uśmiechnęłam się- więc Santiago, - przełknęłam ślinę i z trudnością wypowiedziałam kolejne słowa- czy mógłbyś mi pomóc pozbyć się klątwy?- spojrzałam pytająco na Raphaela po czym sama sobie odpowiedziałam- Nie, dobra to bez sensu- pokiwałam przecząco głową i opadłam na łóżko.