Od Renesme - c.d Sebastian

Aha. Właśnie prze de mną "łowca" rozwinął skrzydła. Aha... okey.
- Demon... hah... fajne skrzydełka - powiedziałam, a ten jakby nic.
- Emm.. halo? Mówię do Ciebie! Uwolnij mnie! - próbowałam przywrócić go do żywych, ale ten nadal patrzył z rozwiniętymi skrzydłami niczym pan świata ku... kura.
- Ej! - gdy to powiedziałam wyszedł, jakby mnie nie słuchał od zawsze. Rozglądał się i po chwili wyszedł zamykając drzwi.
- Pacan... - zaczęłam się czołgać niczym dżdżownica - ja mu pokażę co to znaczy walczyć tylko sztyletami - wstałam na związane nogi i złapałam zębami swój sztylet po czym zaczęłam nimi ciąć sznury na rękach. Gdy miałam wolne ręce zrobiłam to samo z nogami i wzięłam swoje wyposażenie. Na stole leżał jakiś dziennik. Schowałam go do kieszeni i moje oczy zabłysły na czerwono.
- No to teraz się doigrałeś orełku - wyszłam wściekła i zaczęłam go szpiegować nad drzewami - byłam tak cicho, że chyba nikt by mnie nie usłyszał. Gdy ten na chwilę stanął skoczyłam na niego szybkim ruchem związałam mu skrzydła i przygwoździłam do najbliższego drzewa.
- Ostatni raz tak ze mną grałeś... - wzięłam jego miecz i wyrzuciłam gdzieś dalej - nie igra się z kimś, kto większość swojego życia przebywał z łowcami - jeden sztylet przyłożyłam mu do skrzydeł - gwałtowny ruch, a twoje skrzydełka odpadną - oblizałam się. Byłam głodna przez co byłam bardziej agresywna.
- Mhm... - mruknął.
- Może to Cię przekona - wyjęłam z kieszeni dziennik - drgnij tylko, a go rozerwę na strzępy, a przed tym go przeczytam - warknęłam przyciskając mu sztylet do szyi - nie obchodzi mnie czy jesteś demonem, łowcą, wilkołakiem czy nie wiem czym! - lekko nacięłam jego szyję - masz mi gadać czemu tak się wobec mnie zachowujesz! Nic ci nawet nie zrobiłam przed tą sytuacją - warknęłam. Faktem było to, że mam wobec niego szacunek, ale nie toleruje takich samolubnych zachowań.

Od Nathaniel - C.D Delli

- Odsyłasz wsparcie? Albo jesteś odważna, albo głupia – zaśmiałem się rozbawiony całą tą sytuacją.
Warknęła w odpowiedzi, ukazując kły. Dzisiejsza noc zaliczała się do jednej z ciekawych.
- Wy, Nefilim, nie macie co robić w wolnym czasie? Chodzicie sobie po mieście i zabijacie Podziemnych?
- Zgadłaś, to takie nasze hobby - zaśmiałem się - Za zabicie wilkołaka 10 punktów, za wampira 20 a czarownicy...
- Czemu likantropy po 10? - zdziwiła się przerywając mi
- Wiedziałem, że spytasz  - powiedziałem - Powinnaś się cieszyć, że wampiry wyżej cenię niż pół psy
- Więc? Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie - mruknęła wyczekująco
- Bo uważam, że jesteście bardziej inteligentni i pomysłowi niż likanie. Zawsze można poczuć ten dreszczyk przy polowaniu na was.
- Jesteś bardzo irytujący - powiedziała już któryś raz z kolei tej nocy.
- A ty bardzo naiwna - odrzekłem - Ale dziś jak już powiedziałem na początku naszego spotkania jestem w celach rekreacyjnych. Przyszedłem odpocząć, ale chyba nic z tego. Do następnego - rzuciłem kierując się w stronę ciemnej uliczki.
Gdy już miałem zniknąć za rokiem budynku zatrzymałem się. Spojrzałem w stronę dziewczyny, lecz jej już tam nie było.
- Do następnego - rzuciłem na koniec chowając dłonie w kurtkę. Coś czułem, że się jeszcze spotkamy.
(Della?)

Od Nathaniela - C.D Lzzy

- Wiem coś o tym - powiedziałem cicho wbijając wzrok w stolik znajdujący się przede mną.
- Tak? - zdziwiła się spoglądając na mnie
- Też miałem Parabatai - dodałem - Nazywał się Oliver, zginał z dwa lata temu. Był dla mnie bardzo ważny. Uwielbiałem chodzić z nim na misje. Podczas jednej z nich zabił go demon  w ciele człowieka. Powinienem to być ja. Nawaliłem.
- Nie mów tak - powiedziała
- On mnie osłonił - kontynuowałem - Gdyby nie on, mnie by nie było. Pamiętam do dziś ból po jego stracie, wypalająca się runa - dotknąłem dłonią miejsce, gdzie dziś znajdowała się już tylko  blizna po niej.
Spojrzałem chwilę na dziewczynę a potem skierowałem spojrzenie na osoby znajdujące się w lokalu.
- Rodziców nie znałem - dodałem po krótkiej chwili - Nigdy nie udało mi się ich znaleźć, więc nawet nie wiem co to ból po ich stracie - dodałem - Przykro mi z powodu twojej rodziny.

(Lzzy?)

Od Williama CD Nathaniela

Westchnąłem. Mam nadzieję, że słowa chłopaka się spełnią.
- Chyba powinniśmy przekazać reszcie wiadomość - mruknąłem i ruszyłem powoli przed siebie.
Nathaniel od razu zrównał się ze mną. Nie odzywaliśmy się. Jedynie jak kogoś spotykaliśmy to przekazywaliśmy wiadomość od Maryse. Kiedy skończyliśmy poszedłem do swojego pokoju. Zanim chłopak zdążył zrobić jakikolwiek ruch zamknąłem się na klucz. Chciałem być teraz sam. Musiałem sobie to wszystko przemyśleć. Usłyszałem pukanie do drzwi i głos Nathaniela jednak całkowicie go zignorowałem. Położyłem się na łóżku. Z szafki nocnej wyciągnąłem słuchawki, a z kieszeni spodni telefon. Podłączyłem je do niego. Odblokowałem komórkę i już miałem włączać jakąś playlistę kiedy ujrzałem ikonkę sms-a. Westchnąłem, ale wszedłem w nią. Moje oczy powiększyły się z zaskoczenia jak i przerażenia. Zacząłem czytać go jeszcze raz.
" Pewnie nas kojarzysz... No wiesz... Z dzieciństwa... Mamy niedokończone sprawy... Przyjdź dzisiaj o 20 na opuszczone osiedle. Sami cię potem znajdziemy. Masz być sam. Jeśli komuś o tym powiesz albo nie przyjdziesz to gorzko tego pożałujesz. Ty i twoi znajomi. Co byś powiedział na to aby ten blondynek, z którym dzisiaj byłeś podzielił los twoich rodziców? Albo ta dziewczyna? Jak jej tam było... Clary? A może oni?"
Na końcu było kilka zdjęć. Jedno Nathaniela z naszego treningu. Drugie Clary, a trzecie Aleca, Izzy i Jace'a. Nie wiedziałem co robić. Jednak jedno było pewne. Nie mogę pozwolić abyś coś się komuś stało przeze mnie i moją przeszłość. Muszę tam pójść....
~*~
Kiedy została mi godzina zacząłem się szykować. Przebrałem się tak aby było mnie trudniej wykryć. Cały na czarno z kapturem na głowie wyszedłem pół godziny przed umówionym spotkaniem. Najszybciej jak mogłem wymknąłem się z Instytutu ignorując zakaz Maryse. Szedłem szybkim krokiem w kierunku opuszczonego osiedla. Cały czas czułem na sobie czyiś wzrok... A może mam już jakieś urojenia? Ech... Nieważne...

Nathaniel?

Od Mai cd Jace'a

<klik>
- No cóż. Ciężki wybór- Popatrzyłam na chłopaka z lekkim uśmiechem pod nosem. Złapałam chłopaka za dłoń i pociągnęłam w ciemność.
***
- No to jesteśmy już na miejscu,  a teraz wyciągnij broń. No już co myślałeś, że po co cię tu zaciągnęłam Jace?- Zaśmiałam się pod nosem. Chłopak jak poprosiłam ( a raczej wymusiłam ) tak zrobił. Przygotował odpowiednią pozycję. Ja zrobiłam podobnie.
- Powiem Ci szczerze, że nie walczyłam w ludzkiej postaci od dobrych 5 lat.
- Tym bardziej  łatwiej będzie ciebie pokonać - Uśmiechnął się złowieszczo.
- Chyba śnisz. - Wykrzyknęłam.
***
Właśnie miałam wymierzyć cios kiedy jedna z moich nóg zawadziła o drugą i jakoś niefortunnie  się potknęłam i upadłam  na Jace'a,  który niczego się nie spodziewał ( do tego stopnia, że wypadła mu broń z dłoni i odleciała kilka metrów dalej) obydwoje przewróciliśmy się na krzaki, narobiłabym sobie kilkanaście siniaków gdyby nie to, że chłopak zamortyzował upadek.  Zrobiłam się cała czerwona, a chłopak zaczął się śmiać.
< Jace? XD Nie miałam weny>

Arika do Oliviera (CD)

Przez ostatni czas miałam wrażenie, że wszystkie dni są takie same. Wstaję rano, ćwiczę, idę spać. Rutyna. Zaczynało mnie to nudzić. A jednak przez ostatni tydzień sypał śnieg i nie mogłam opuścić murów Instytutu. Dlatego z ucieszyłam się, kiedy dziś rano, wyglądając przez okno, zauważyłam piękny, czysty i przejrzysty błękit nieba oraz Słońce wysoko na nim majaczące. Dlatego szybko przebrałam się w strój. Długie, czarne, ciepłe spodnie oraz bluza z długim rękawem tego samego koloru. Zza pas zatknęłam katanę, a na ramię zarzuciłam łuk. Włosy upięłam wysoko i pędząc korytarzami, wyszłam wreszcie na zewnątrz. Szczęśliwa zaczerpnęłam świeżego powietrza i ruszyłam w kierunku lasu. Uwielbiałam tam chodzić. Między innymi dlatego, że było tam niewiele ludzi. Nie lubiłam tłocznych miejsce, zawsze wolałam trzymać się na uboczu, samotnie. A nawet jeśli chciałam z kimś nawiązać lepszy kontakt, ta osoba mnie wyśmiewała i mnie zbywała.
Biegłam, trochę z trudem, przez to, że napadało naprawdę sporo śniegu, rozmyślając o wszystkim i o niczym, kiedy nagle ujrzałam między krzewami jakiś dziwny kształt. Zatrzymałam się i ostrożnie podeszłam do owego kształtu, czujnie rozglądając się na boki.
Gdy podeszłam bliżej, owym kształtem okazał się wilkołak. Martwy wilkołak. Ukucnęłam przy nim. Na jego boku widać było wielką ranę, jeszcze świeżą. Lecz to nie to było przyczyną śmierci. Z wilkołaka spuszczono całą krew. Niestety nie mogłam stwierdzić, czy to robota wampira. Nigdzie nie było śladów ugryzienia, a szyje miał rozpłataną. Nagle kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Podniosłam się szybko, wyciągając katanę.
- Cześć – powiedział nieznajomy. Zmierzyłam go wzrokiem. Po jego szklistych oczach poznałam, iż to również jest wilkołak. Je bardzo łatwo było rozpoznać – mają specyficzne, niepodobne do Przyziemnych oczy. Zmierzyłam go bacznym wzrokiem, napinając wszystkie mięśnie, kiedy ujrzałam nóż przez niego trzymany.
- Cześć – odpowiedziałam ostrożnie i lekko niepewnie.
Chłopak spojrzał na mnie, na ciało martwego wilkołaka i znów na mnie, tym razem nieco zdziwiony.
- Czy ty…?
- To nie ja – odpowiedziałam natychmiast. To było trochę niedorzeczne. Po co miałabym zabijać wilkołaka – Kiedy go zobaczyłam, już nie żył.
Chłopak spojrzał na mnie trochę niepewni, jakby nie do końca mi wierzył. Westchnęłam w duchu. Pomimo Porozumień, Podziemni dalej nam nie ufali.
- Może ty wiesz, co się tutaj stało? – spytałam ostrożnie.

<Olivier?> 

Od Olivera

  Głód zmusił mnie do opuszczenia ścian pokoju. Musiałem przejść przez jadalnię, by opuścić budowlę. Mógłbym nie wychodzić na mróz, tylko zająć miejsce przy stole i zająć się pochłanianiem jednej z licznych gotowych potraw, które tutaj się znajdowały, wypić napar z ziół, kakao i cokolwiek innego. Jednak smak tutejszego jedzenia, w niczym nie równał się z soczystością surowego, ciepłego mięsa i metalicznej krwi na języku. Już udogodnienia związane z spaniem na miękkim niczym chmurka łożu, sprawiło że powoli zapominałem kim jestem. Tęskniłem za spaniem pod gwiazdami i wiatrem przeplatającym pasma sierści, podczas dzikiej pogodni za wierzgającym jeleniem. Przekroczyłem wrota i spotkałem oślepiający blask słońca, który odbijał się od nieskazitelnie białego śniegu. Noc była moim sprzymierzeńcem, jednak nie mogłem dłużej czekać, czując narastającą pustkę w żołądku. Opuściwszy dziedziniec, puściłem się biegiem przez ośnieżone pola. Czułem, jak zastałe kości cicho chrzęszczą pod skórą i mięśniami. Dawno nie używane mięśnie, przyjemnie paliły i dodawały energii. W nozdrzach wierciła mi się woń wolnego wiatru i dzikości, z którą od dawna nie miałem styczności. Wpadłem do lasu, lawirując między nagimi drzewami i wymijając krzewy. Wypatrywałem śladów na śniegu, ale świeży śnieg przykrył stare, a żadne stado nie przechodziło przez las. Myślami byłem już w jadalni, gdzie będę musiał spożyć jedną z wielu specjalnie przygotowanych potraw, gdy pogoda posłała mi sprzyjający wiatr. Pochwyciłem woń nie dawno spuszczonej krwi i innego wilka. Z czujnością zacząłem poszukiwania. Moim celem była majacząca się na skraju lasu postać. Rozpoznałem w tej członka instytutu. Wyjąłem nóż z kieszeni. Ostrożności nigdy za wiele.
  - Cześć - moje upośledzenie w kontaktach nie pozwoliło wymyślić mi nic ambitniejszego. Byłem zaskoczony zdenerwowaniem osoby, oraz natychmiastowym przywitaniem jej. Mimo pewności, że nie jest wrogiem, postanowiłem nie zdradzać temu swojego imienia.

  Ktoś, coś? xd

Od Sebasiana CD Renesme

Nadal tak myślisz? Słodkie..... - zaśmiałem się do siebie, oglądając miecz. Badałem go palcami, jakbym pierwsyz raz w życiu go widział, a przecież jest ze mną od kilkunastu lat... Dziewczyna zaczeła się wiercić, próbując się uwolnić.Trwało to dluższą chwilę, a mnie zaczeło powoli irytować.
- Przestań się miotać - żekłem dość głośnym tonem, odwracając się do stolika na którym leżały jej sztylety. Wziąłem jeden. Ja rękojeści miał wygrawerowane zwierzęta, którym do gardeł rzucają się wampiry. Mruknąłem coś do siebie po czym oparłem się o stolik, oglądając dokłądniej broń.
- Zostaw to! - zaczeła krzyczeń, widząc ją w moich dłoniach. Cicho się zaśmiałem po czym westchnąłem.
- Ty tym walczysz? - spytałem retorycznie. -śmiechu warte. Dziewczyna zmarszczyła brwi w złości i zagryzła wargi, dusząć w sobie przekleństwa. Wypuściłem powietrze z płuc, i sięgnąłem do kieszeni, wyciągając srebrną, grawerowaną w pazury i znaki demona stelę. Gdy tylko nawiązałem z nią kontakt poprzez dotyk, zaświeciła, ale nie tak jak u łowców, ponieważ byłem pół demonem, a stela wykrywała moją nieczystą krew, więc kryształ świecił czerwonym światłem, zamiast nebieskim. Uśmiechnąlem się do siebie. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Przypuszczałam że jesteś nocnym łwocą...- powiedziałą na głos, lekko podejrzanym głosem.
Podniosłem wzrok, po czym prychnąłem w rozbawieniu. Podszedłem do wejścia i spojrzałem w górę. Zapadał zmrok. Odwróiłem się na pięcie i uniosłem głowę.
- Niezbyt trafne określenie - pokiwałem głową. Dziewczyna wyglądała na lekko zdezorientowaną.
- Mógłbyś nie mówić zagatkami? To irytujące i zarazem powoli nudne - przewróciła w irytacji oczami. Jej postawa lekko mnie rozbawiła, przez co kącik moich ust drgnął w uśmiechu.
Pokręciłem głową, nie odpowiadając dziewczynie. Już po chwili zrobiło się całkowicie ciemno. Miałem dziś zdobyć kilka broni z pobocznego instytutu tych małych szczurów, zwanych łowcami, a no cóż... jak dziewczyna się przyplątała, to niech tu siedzi, i tak się nie odwiąrze a krzykiem jedynie odstraszy zwierzęta. Wybrałem swój miecz i chwyciłem go w rękę, zakręcając nim, po czym podszedłem do wejścia.
- Siedź tu, jak chcesz możesz krzyczeć - zwróciłem się do dziewczyny, Ta coś mrukneła pod nosem, ale nie odpowiedziałem. Rozpostarłem skrzydła które nagle się pojawiły,
 https://49.media.tumblr.com/eb8cd8d91a33b4ecacecd596f6ef8c22/tumblr_n2ce62dlMG1tnjpj5o1_500.gif
 po czym wyszedłem na zewnątrz, rozglądając się, skanując teren. Dziewczyna majaczyła coś do mnie, ale jej nie słuchałem.  

Renesme?

Od Renesme - c.d Sebastian

- Fajne oczy - skrzyżowałam ręce - Teraz wiem czemu nie lubisz zdejmować kaptura - schowałam sztylety.
- Zadowolona? - mruknął - mogłabyś mnie zostawić? - spytał mamrocząc.
- Dobra dobra wyluzuj... - poszłam w swoją stronę. Usiadłam gdzieś w lesie i zaczęłam strugać figurkę z drewna.
- Nie obrazi się jak zostanę w lesie przez parę dni... - położyłam się pod drzewem, a po jakimś czasie zasnęłam.
Obudziłam się w jakimś domu przywiązana i bez swoich sztyletów. Wzrokiem przeleciałam pomieszczenie, a na jednym z kątów stał Sebastian.
- Ej! Za co mnie przywiązałeś?! - próbowałam rozwiązać liny - nic ci nie zrobiłam.
- Owszem zrobiłaś - podszedł.
- Co niby? Uratowałam ci skórę, a ty tak o mi dziękujesz... nie no fajnie.

Od Renesme - c.d Raphael

- Hej... - szturchnął mnie delikatnie - wszystko będzie dobrze - popatrzyłam na niego i na jego uśmiech.
- Słuchaj... - popatrzyłam przez okno - jeśli to ma być nasz ostatni raz... to... chce ci powiedzieć, że... -  Zaczęłam się rozglądać i skupiłam wzrok na "haku", który trzymał metalową sieć. Otarłam łzy i popatrzyłam na spinkę, która była na marynarce Raphaela. Wzięłam ją i wyciągnęłam rękę w stronę haczyka.
- Co ty robisz? - spytał.
- Nie ruszaj się - powiedziałam. Włożyłam spinkę pomiędzy zębatki, a te pękły i runęliśmy na ziemię. Wstaliśmy i oddałam mu spinkę.
- Uciekaj stąd - powiedziałam patrząc na niego.
- Nie ma mowy.
- Jeśli chcesz pomóc, to osłaniaj tyły. Muszę z kimś pomówić... - wzięłam jakieś sztylety z półki, które na rękojeści miały wzór węża. Natychmiast pobiegliśmy w stronę w którą poszli łowcy. Upadały jak muchy. Ja i Raphael współpracowaliśmy, a gdy doszliśmy do sali łowców wszyscy mieli zdziwione miny.
- J... Jak?! - krzyknął Koran. Rzuciłam się na niego i przygwoździłam do ściany.
- Sam mnie tego nauczyłeś... - przyłożyłam mu sztylet do szyi. Raphael był w trakcie walki. Popatrzyłam na niego. Od tyłu jeden łowca chciał zadać mu cios.
- Raphael uważaj! - odepchnęłam go i łowca zadał swojemu cios. Moje oczy zrobiły się czerwone jak krew.
- Możecie zrobić wszystko... zdradzić, zabić... - wyciągnęłam miecz z martwego łowcy - ale wara od mojego dowódcy - zaczęłam z nimi walczyć na miecze. Ja i Raphael poradziliśmy sobie, a gdy miałam wrócić do Korana, tego nie było. Zobaczyłam, że podłożył bombę.
- Szlag... - rzuciłam miecz o ziemię.
- Wracajmy... - Raphael poszedł przez ciała, jeden nie dobitek wyjął ostatnią fiolkę z trucizną na vampiry i nasączył swój nóż.
- Raphael nie! - odepchnęłam go, a łowca wbił mi nóż nogę po czym umarł. Upadłam na jedno kolano i wyjęłam sztylet z nogi.
- Uciekaj... - powiedziałam patrząc na niego - zaraz wszystko wybuchnie - Złapałam się za ranę - nie zdążę uciec - ledwo wstałam - i tak mam sporo ran... przy sercu, na nodze... - popatrzyłam na bombę - za 10 minut wybuchnie. Masz czas uciekaj!

Od Sebastiana CD Renesme

Dziewczyna nalegała i ciągle dopytywała o nowe rzeczy. Zaczeła mnie już to powoli irytować. Włożyłem ręce do kieszeni i pokręciłem głową w irytaji.
-No to jak masz na imię? - nalegała, zakładając ręce na pierś,
- Napewno nie jestem tym, za kogo mnie uważasz - kącik moich ust drgnął w uśmiechu, Ta przewróciła z wielką ironią oczami, po czym wymamrotała coś pod nosem kręcąc głową. Odwróciłem się do niej tyłem, i stałem tak przez chwilę. Słyszałem jak się burzy o braku wychowania i tym podobnych, co mnie rozbawiło. Odwróciłem się ponownie do dziewczyny.
- Sebastian - chrząknąłem, prostując się. 
- No w końcu! - dziewczyna podniosła głos w udawanym entuziaźmie. Ale po chwili zmarszczyła brwi. Przeszedłem na polanę, i spojrzałem w niebo. Księżyc był w pełni. Drzewa szumiał, a mrok okalał całą okolicę. Idealna pogoda dla mnie.... Wezbrałem powietrza w płuca, po czym wymuściłem je powoli.  Nagle, poczułem czyjąć obecność za sobą, zanim się odwróiłem, dziewczyna zdążyła zdją mi kaptur. Popatrzyłem w nienawiści na ową Renesmę, całymi czarnymi jak smoła oczyma. Przekleństwa pchały mi się na usta, lecz zamiast tego,szybko założyłem kaptur ponownie,

Od Raphaela CD Renesme

Nagle na sali zapanowała cisza. Łowcy wyszli, a my zostaliśmy na środku dużego pomieszczenia kilka metrów nad ziemią. Slychać było tylko przenikilwy płacz Renesme. Zmarszczyłem brwi, rozglądając się po pokoju. Dziewczyna zaczeła głośniej szlochać. Przytuliłem ją, widząc jej stan. Była roztrzęsiona. nawet gdy była ranna nie widziałem tyle bólu na jej twarzy. Objąłęm ją deliikatnie a ta złapała za rogi mojej marynarki i zanosiła się od płaczu. Zmarszczyłem brwii i rozglądnąłem się po pokoju, po czym spojrzałem na okno. Została nam jakaś godzina.... niedługo wschód słońca.. - mówiłem do siebie. Myśl myśl.... moje oczy błądziły po pokoju
- Hej... - poszturchałem Renesme. 
- Wszytsko będzoe dobrze- uśmiechnąłem się niemrawo

Od Renesme - c.d Sebastian

- Dobry jesteś... nawet aż za dobry. Słuchaj. Nie wiem za co, ale... - popatrzyłam w górę - uważaj! - natychmiast go odepchnęłam, a z drzewa wyskoczył demon. Wyrwałam z jego ręki swój sztylet i rzuciłam się na demona. Ominęłam szarżę drapieżnika i zrobiłam mu trzy cięcia. Ten wstał i ponownie na mnie skoczył. Zrobiłam wślizg i przecięłam demona na pół. Poprawiłam włosy.
- Właśnie ocaliłam Ci życie - popatrzyłam na niego i o ubranie wytarłam sztylety - nie ma za co.
- Ta... - wymamrotał.
- Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Jak masz na imię? - dopytywałam, a ten był cicho. Odwrócił się do mnie plecami i skrzyżował ręce. Wzięłam jego miecz i wyciągnęłam w jego stronę rękojeść.
- To chyba twoje - ten nie reagował - ej ocaliłam ci skórę może, byś się chociaż przedstawił? I wziął ten miecz przy okazji... Chyba, że mam go sobie wziąć... - ten natychmiast ramieniem zaczął mnie dusić.
- S...spokojnie... żartowałam... - puścił mnie i wziął miecz. Pomasowałam szyję mamrocząc coś pod nosem.
- To przedstawisz się czy nie?

Od Renesme - c.d Raphael

Patrzyłam na niego. Nie chciałam, by się narażał...
- Daj choć raz sobie pomóc - powiedział łagodniejszym tonem.
- Nie - odpowiedziałam od razu. Za dużo straciłam. Może jestem zbyt ostrożna, ale mam powody.
- Albo idziemy razem, albo nie idzie nikt - złapał mnie za nadgarstek i to dość mocno, starałam się opanować swój gniew.
- Zrozumiano? - powiedział swoim przywódczym tonem głosu.
- Na początku mnie puść... - powiedziałam, a ten prawie od razu puścił mój nadgarstek. Zaczęłam go masować - teraz możemy iść... ale tylko ty. Nikt więcej - poszłam w stronę wejścia, a Raphael za mną.
Zaczęliśmy iść długim korytarzem. Było podejrzanie cicho...
- Coś mi tu nie gra... tutaj nigdy nie jest tak pusto... - schowałam ręce do kieszeni i opuściłam głowę - Nie wybaczę sobie, jak coś ci się stanie... Masz mi nie umierać rozumiesz? - wyjęłam z kieszeni spinkę. Podeszłam do Raphaela i przypięłam mu ją do garnituru - będzie lepiej wyglądać jako przypinka do twojej marynarki...
- Ale to twoje...
- Uznaj to za prezent. Za podziękowanie za to co zrobiłeś... - lekko się uśmiechnęłam. Znaleźliśmy się w głównej sali. Była... pusta.
- Może ich tu już nie ma?
- Nie sądzę... - odpowiedziałam od razu - oni nie opuszczają domu bez zniszczenia wszystkiego co zrobili - zrobiliśmy parę kroków do przodu i wpadliśmy w pułapkę. Metalowa sieć wzięła naszą dwójkę w górę.
- A więc jednak - zaśmiał się jeden z łowców - jednak przyprowadziłaś swojego przyjaciela ze sobą... - wyszli z cienia łowcy.
- Dener nie żyje według kod...
- Był też punkt, że jeśli w ciągu dwudziestu-czterech godzin zabijemy tego, kto go zabił będziemy mogli kontynuować nasze spotkania i polowania - zaśmiali się - a to, że lubimy jak ofiary cierpią - zdjęli firanki - poczekamy na słońce, a te was spali prędzej czy później - Wyciągnęłam z rękawów sztylety, ale ktoś użył magnesu i przyciągnął do siebie. Tą osobą był...
- Koran...? - popatrzyłam na niego z łzami w oczach.
- Wybacz mi... - zniszczył moje sztylety i odszedł.
- Ty... TY POPAPRAŃCU!! - zaczęłam się szarpać z łzami - ZABIJĘ CIĘ SŁYSZYSZ?! - krzyczałam z łzami - UWOLNIĘ SIĘ STĄD I ZABIJE!! - krzyczałam próbując się uwolnić.
- Renesme! Renesme! uspokój się! - krzyczał Raphael próbując mnie uspokoić.
- Ufałam ci! - krzyknęłam do niego i oparłam głowę o siatkę, zaczęłam płakać - ufałam... - wyszeptałam - nikomu nie mogę ufać... - przełknęłam ślinę - a teraz umrzemy przez moją głupotę... - zakryłam twarz rękoma - to moja wina... tak mi przykro... przepraszam Raphael... teraz ty zginiesz prze ze mnie... Twoi stracą przywódcę i to prze ze mnie. Ujrzałam prawdę... nikomu nie mogę ufać... nikomu - nadal płakałam. Teraz właśnie pokazałam swoje wnętrze... nie wiem czemu. Po prostu nie wytrzymałam.
Ale czemu akurat Raphael musi siedzieć ze mną w jednej sieci? Czemu prze ze mnie znowu coś się dzieje?

Od Sebastiana CD Renesme

Widząc przekręty dzieczyny, przewidziałem to co kombinuje. Zaśmiałem się ponownie sam do siebie. Ta staneła w bezruchu lekko zdezorientowana, próbowała popatrzeć na mnie. Gdy tylko to zrobiła, przytknąłem jej pocniej miecz do szyi. W tym momencie, sztylet nieznajomej zabłysł nad moją głową, szybko złapałem ją za nadgarstek i podłożyłem nogę, przez co się przewróciła. Przygwoździłem ją do ziemii, kładąc kolano na jej biodro, a miecz przyciskając do gardła. unieruchamiając ją całą. Kaptur lekko mi sięobsunął, lecz nie na tyle, by mogła zobaczyć moje oczy.
- Widzę, że grasz unfair - mruknąłem, przyciskając ją oraz mocniej do ziemii.

Od Aleca CD Magnus

Zmarszczyłem brwi słysząc te słowa. Magnus miał w sumie rację, lecz to też łączy się s kulturą....
- Dobrze - kiwnąłem głową. Bane spojrzał się na mnie, jego charakerystycznym wzrokiem w niezrozumieniu. Zamknąłem oczy, ale zaraz je otworzyłem, wzdychając głęboko.
- To o czym chcesz jeszcze porozmawiać skoro nie skończyliśmy rozmowy? - poprawiłem łuk leżący na ramieniu który zzaczął powoli mnie uwierać.
- Usiąź - Magnus kiwnąłm ręką, czarując odrobinę magii na fotele. Pokiwałem przecząco głową.
- Postoję.
Bane przewrócił oczami z ironią, po czym obkręcił się i usiadł w swoim wcześnijeszym miejscu. 
Nadal zastanawiałem się skąd wie o mnie takie informacje.... Moje pełne imię prawie wyszło w niepamięć, a dodatkowo nie mówię o sobie prawie nic nikomu. Więc.... skąd? Gorączkowałe się nad tym wszytskim.
- Alexandrze..... 
Magnus wyrwał mnie z przemyślenia. Gwałtownie spojrzałem na niego.
- Nie ma sensu o tym myśleć, i tak się nie dowiesz - pokiwał głową w lekkim uśmiechu.

Od Renesme - c.d Sebastian

- Mógłbyś mnie puścić? - spytałam normalnym tonem.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - przycisnął trochę bardziej miecz do mojej szyi.
- Nie powinnam... ale jestem głodna... - słyszałam jak jego serce bije, miałam ochotę wgryźć mu się w szyję, ale się powstrzymałam.
- Cóż... to nie są tereny na których powinnaś teraz przebywać.
- Jak mnie puścisz to stąd pójdę - powiedziałam nie okazując po sobie strachu.
- Na pewno?
- Jak się pożywię to tak. W ogóle... źle chyba zaczęliśmy znajomość...
- A czemuż to? - spytał.
- Bo zawsze ja na kogoś skaczę i przykładam sztylet do szyi, a nie na odwrót - lekko się zaśmiałam - jestem Renesme - wyjęłam sztylet z rękawa i przyłożyłam mu z tyłu pleców - też jestem uzbrojona. I nie chciałabym zabijać takiego kogoś jak ty. Mało kto mnie potrafi obezwładnić. Więc...? - przełknęłam ślinę - nie jestem tu po to, by coś ci ukraść nawet Cię nie widziałam w tych okolicach - mówiłam spokojnym tonem, a ten nawet nie odpowiadał - naprawdę możesz mnie wypuścić? Ten miecz nie zasługuje na moje gardło... - wyjęłam z drugiego rękawa sztylet i obróciłam go tak, że mógł złapać rękojeść - lepiej tym. przynajmniej pomyślą, że to było samobójstwo.


Od Raphaela CD Renesme

- NIE MA MOWY - zaakentowałem każde słowo z osobna. Renesme odwróciła się do mnie i ostro spiorunowała wzrokiem.
- Akurat w tym mam dużo do powiedzenia - nie wytrzymałem. Dla mnie ważdne są wszytskie wampiry nie ma wyjątków, a kłopoty każdego z osobna są naszymi współnymi. Renesme od samego początku się temu sprzeceiwłaa a ja tego nie zauważyłem.... Zagryzłem zęby, wciągając przez nie powietrze.
- Daj choć raz sobie pomóc - dodałem, już spokojniej.
- Nie - pokręciła głową z zamiarem odejścia.
- Albo idziemy razem albo nie idzie nikt - znowu podniosłem głos, łapiąc dziewczynę dość mocno za nadgarstek.
- Zrozumiano? - w moich oczach był mętlik uczuć. Gnew, troska ale też bezradność.

Od Magnusa CD Aleca

Chłopak stał po prostu w miejscu. Był nieobecny myślami. Odłożyłem kieliszek i wstałem z fotela. Powolnym krokiem podszedłem do Aleca. Nawet tego nie zauważył. Stanąłem za nim. Nagle chłopak ocknął się i gwałtownie odwrócił w moją stronę. 
- Alexnadrze... - zacząłem mówić, lecz Alec szybko mi przerwał.
- Skąd znasz moje pełne imię?? - zmarszczył brwi, zakładając ręce na piersi i mrużąc oczy.
- No cóż... Drogi Alexandrze... Wiem o tobie więcej niż myślisz... Jednak to skąd to wiem jest nieważne... Na przykład mogę ci powiedzieć, że twoje wcześniejsze rozmyślania były błędne - powiedziałem obojętnie.
- Co? - zapytał chłopak zdezorientowany.
- Uwierz mi... Wcale nie tak trudno było odgadnąć o czym myślałeś... Miałeś wszystko wypisane na twarzy... Mogę z ciebie czytać niemalże jak z otwartej księgi... Na przykład teraz powiem ci abyś nie mylił pojęć... Posiadanie kultury, a przestrzeganie zasad i wykonywanie co ci każą, to nie to samo... - mruknąłem i odsunąłem się lekko od chłopaka, opierając się o ścianę.

Alec?

Od Sebastiana CD Renesme

Wchodząc do swojej kryjówki, rzuciłem z dość dużą siłą miecz w pobliski kąt, po czym zaśmiałem się sam do siebie. Wciągnąłem powietrze przez nozdrza. To jest to..... Tęskinłem..... mówiłem do siebie w myślach. Przeszedłem cały pokój, jeżdżąć ręką po starych, okurzonych rzeczach, zatrzymałem się na dużym, grawerowanym lustrze. Było jednak mniejsze odemnie, ze względu na mój wzrost. Włożyłem ręce do kieszeni i przyjrzałem się sobie.Jak zawsze kaptur na głowie, ledwo odsłaniający oczy, czarna, skórzana kurta i pas do broni przecinający linię bioder. Westchnąłem i odwróciłem się w stronę biurka. JEdnym ruchem zdmuchnąłme cały kurz i usiadłem przy nim, chwytając pióro w ręce, wynajdując kartkę, któa była już zżułkniała.

Nazywam się Jonathan Morgenstern. Nie to nie ten blond przygłup Jace, jestem prawdziwym synem Valentine'a. Mam dwadzieścia lat i niecny plan na przyszłość: kontynuację dzieła mego ojca. 

Uśmiechnąłem się sam do siebie.


Udało mi się omotać moją siostrę, Clary, po czym niestety udało się jej zbiec. Mam nadzieję jednak, że dzięki demonicznej krwi, która we mnie płynie, uda mi się zniszczyć ją i jej lubego. Nigdy nie lubiłem zakochanych par. Sam nie potrafię kochać. W sumie nawet tego nie pragnę. Jedynymi osobami, na których mi zależy jest Dunstan i mój ojciec. Dlatego właśnie chcę dokończyć jego dzieło, by był ze mnie dumny. A przyjaciel mi w tym pomoże....Mam nadzieję, że już jesteście tego świadomi jak wielki błąd popełniliście wdając się ze mną w jakiekolwiek kontakty a nawet czytając to.......Tak, zniszczę was. Z uśmiechem na twarzy.

Nagle usłyszałem szmer na zewnądrz. Zatrzymałem się w miejscu, gdzie skończyłem pisać i spojrzałem spod byka na wejście. Bez entuzjazmu odłożyłem pióro, poprawiłem kaptur i chwyciłem miecz, przejeżdżając po nim palcami. Ten zaświenił się i wdał charakterystyczny dźwięk. Lewy kącik ust drgnął w lekkim uśmiechu. Wychyliłem się z kryjówki, mierząc teren. Czysto. Pozornie. W tym momencie usłyszałem dźwięk, który z pewnością nie był wydany przez zwierzę. Skręciłem w bok, podążąjąc za dźwiękiem. Już po chwili ujrzałem dziewczynę, skradającą się, siedzą w krzakach. Najwyraźniej polowała. Bezszelestnie ponownie skręciłem, a już po chwili, byłem za plecami nieznajomej. Jendym sprawdnym ruchem przycisnąłem jej miecz do gardła. Ta złapała się mojej ręki próbując uwolnić uścisk.
- Nie uważasz, że nie powinnaś się tu kręcić? - wypowiedziałem to spokojnym, ale twardym i arogancim głosem, z nutką niepokoju w tonie.


Renesme?

Od Renesme - c.d Raphael

- Myślę, że to jednak choroba - wyprostował się. Postanowiłam wstać i oparłam się o drzewo. Wzięłam głęboki wdech.
- Nie sądzę... ale rozumiem... - pomyślałam i popatrzyłam w drugą stronę - mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia... - powiedziałam na głos.
- Ale nie w tym stanie... i nie sama - powiedział.
- Bo? - popatrzyłam na niego - jestem zwykłą vampirzycą, a to co się dzieje to moja sprawa. Nie będę narażać innych.
- Mo...
- Nie! - podniosłam głos i odwróciłam się w jego stronę - nie mam zamiaru, by ktoś zginął z mojego powodu! Nikt! Ty przez 70 lat... - ugryzłam się w język - nie i koniec... - odeszłam wgłąb lasu i usiadłam nad jeziorkiem. Założyłam kaptur i popatrzyłam na swoje odbicie.
- Czy to ma sens...? - zaczęłam gadać do siebie - Koran, Feren... kto następny? - wzięłam głęboki wdech - przynoszę tylko śmierć... - zamknęłam oczy i wstałam. Poszłam w stronę mojej ostatniej planowanej podróży. Pierwszy raz od wielu lat zaczęłam śpiewać.



Po drodze widziałam wspomnienia. Widziałam wszystko co działo się od początku. Z każdą minutą moje łzy spływały po policzkach. Nie obchodziła mnie już rana. Chciałam się wyśpiewać. Chciałam, by mi ulżyło...
Gdy skończyłam śpiewać znalazłam się w moim starym domu. Domu łowców. Chciałam iść, gdy nagle poczułam rękę na ramieniu.
- Raphael. Rozumiem Cię - nie popatrzyłam na niego - Pogubiłeś się. Czujesz się bezradny, bo nie możesz nad nikim zapanować. Męczą Cię papiery i to, że jesteś chory... Ale to nie jest choroba - wzięłam głęboki wdech - tylko uczucie, którego nawet ja nie rozumiem - poszłam powoli do przodu - tam zostali ostatni od Denera. Jak mi nie uwierzą, że żyje. Zabije ich sama. Własnoręcznie... - ścisnęłam rękojeść na sztylecie - zapłacą mi za to co zrobili moim bliskim... Zanim cokolwiek powiesz. Nie dbam o swoje dobro. Chce dobra innych, a jeśli ja jestem nieszczęśliwa to nawet mnie to nie obchodzi - zamknęłam oczy i poszłam w stronę bramy.  

Od Raphaela CD Rachel

- Nie, nic więcej nie ma. - dodałem po dłuższym przemyślaniu. Wprawdzie mieliśmy o wiele wiecej terenów, lecz na razie nie miałem takiego zaufania do tej dziewczyny by jje to pokazać. Cmentarz... las... podziemia pod Dumortem gdzie trzymamy żywicieli....... na wszytsko przyjdzie czas. Jak na razie, tyleinformacji powinno jej wystarczyć. Chrząknąłem.
- Ja wracam do hotelu - oznajmiłem, opierając się o duże, rozłożyste drzewo.
- Ja też, zgubię się przecież sama-- wymamrotała szybko po czym dołączyła się do mnie. W drode powrotnej nie rozmawialiśmy dużo, jedynie coś o szczurach i pyle, w który możemy się zmieniać.
~~
Weszliśmy do głónego salonu, po czym wystukałem kod, a obraz który zarazem był gigantycznym sejfem otworzył się. Wyjąłem dwie saszetki z krwią i podałem dziewczynie.
- Jak to się stało że yu się znalazłaś? i kto cię przemienił w wampira? - zadałem pytania. O każdym z tą wiem te informacje, a poznanie jej bliżej też nie zaszkodzi.

Od Aleca CD Arika

Czułem siębardzo słabo, miałem mętlik w głowie, wszytsko szumiało a przed oczami miałem ciemność. Czułem się nagi, pozbawiony mocy, run, bezbronny, czekający na bolesną śmierć. Nagle jakby ktoś zaczął mnie dusić, straiłem dech, po czym głośno jęknąłem, łapczywie próbując złapać idprobinę powietrza. Po chwili wszytsko ustało. Otworzyłem powoli oczy. Pierwsze co mi wpadło w oczy to ozdobiony sufit, skąyś mi już znany, przekręciłem lekko głową i ujrzałem szatę, bardzo blisko mnie. Z trudem podniosłem głowę wyżej. Chichy brat. Gwałtownie próbowałem wstać, okazując szacunek, jak to przystało na tak potężnych ludzi.
- Nie ruszaj się, odpoczywaj- Przemówił w moim umyśle Brat Jeremiasz. Uspokoiłem się trochę, ale spróbowałem podciągnąć na rękach, siadając na łózku W tym momencie do pokoju weszła Arika.

Od Raphaela CD Renesme

Renesme zaczeła mi dokładnie tłumaczyć co to jest miłośc.... w sumie, nigdy tego nie czułem, a nawet śmiałem się z wampirów które wszędzie razem chodziły i okazywały sobie uczucia. Jestem przywódcą, więc nawet nie powinieniem mieć nikogo, by lepiej zajmować się Dumortem. Lez to uczucie było nadwyraz dziwne. Nie umiałem nawet tego opisać.
- Ciężko t wyjaśnić - dodała w końu, gdy zobaczyła moją minę. Nie rozumiałem dokładnie tego co mówiła. Ta tylko uśmiechneła się lekko i podeszła do mnie.
- estem pewna, że ta osoba w której się zakochałeś odwzajemni uczucia prędzej czy później -odparła, kładąc rękę na moim ramieniu. Zmarszczyłem brwi.
- A ty się zakochałaś? - palnąłem bezmyślnie, a dpoiero później uznałem, że to pytanie było bardzo prywatne nawet jak na przyjaciół.
- Cóż... od jakiegoś czasu sama zadawałam sobie to pytanie - popatrzyła na mnie
 - ale... chyba tak. Od lat nie myślałam, by się zakochać. Ale zdałam sobie sprawę, że od tego nie da się uciec... to uczucie, które ma swoje dobre strony... ale czasami nie jest odwzajemniane... - jej słowa były głębokie. Widać było że mówi to szczerze.
- A ty? - dodała szybko, lekko się uśmiechając. Przekręciłem głowę wniezrozumieniu.
-Kim jest ta osoba w której się zakochałeś? - odpowiedziała wprost.
-Myślę że to jednak choroba - wyrwałem z konteksu. Nie byłem pewien tego wszystkiego. Było to nowe, a rzucanie słów na wiatr może przynieść giganyyczne kompilacje. Popatrzyłem na nią, prostując się.