Od Rosaline do Nathaniela

-Rosaline co to było?! -Hodge powtarzał to raz, za razem. W pewnym momencie straciłam cierpliwość.
-Myśli że wiem? -zapytałam lodowatym głosem, patrząc na Hodge'a za kurtyny włosów -Że wiem, jaki cudem widziałam to Monstrum zanim znalazło się tu?
Nathaniel który stał teraz obok, próbując uspokoić mnie i sprawić abym przestała się trząść patrzył na mnie z szokiem na twarzy. Kurdę czy oni tego nie widzieli?!
Ruszyłam w stronę, okna a gdy Nathaniel próbował mnie zatrzymać strzepnęłam jego dłoń z ramienia. Stanęłam przy oknie, czując na sobie wiele spojrzeń. Co ja im powiem? Że mój ojciec, przeprowadzał na mnie eksperymenty? Że chciał sprawić abym była, alarmem na Demony? Że przez to co, zrobiłam teraz dawniej zginęła moje matka? Że jestem odmieńcem, dziwadłem, mutantem? Że jako dziecko, moje dłonie rozświetlały się każdego dnia sprawiając mi ból? Że Valentine, cały czas przesiadywał u nas w domu, planując jak wykorzystać małą dziewczynkę, która nie potrafiłaby się obronić? To jak, się wtedy bałam że coś mi się stanie? Poczułam dłoń na ramieniu.
-Rose, proszę. Powiedz.. co widziałaś -jego głos. Słyszałam normalnie, jednak nie mogłam się odezwać. Ciągle przed oczami, miałam potwora.
-Nathaniel.. ja.. nie potrafię tego wyjaśnić. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Ja.. tak się bałam.. -zacisnęłam powieki, nie pozwalając aby piekące łzy spłynęły na moje policzki. Tym razem, pod moimi powiekami pojawił się ojciec i Valentine, który siedział obok. Jak kazali siadać mi, na krześle i wszczepiali coś w rękę. Jak Valentine patrzył na mnie, jak na swoją własność. Jak mój ojciec nie reagował na mój, płacz i krzyk. Jak bił mnie za każdym razem. Nie dałam rady powstrzymywać, łez które uparcie cisnęły mi się do oczu.
-Powiem, ci. Ale tylko tobie. Nikt inny, nie może przebywać w tym samym pomieszczeniu co my. Inaczej nic, nie powiem. -Nathaniel zastanawiał się przez chwilę, i skinął mi głową.
Poszliśmy, do jednego z pokoi w których bywa bardzo mało osób.
-Nathaniel... Wiele lat temu, zabiłam moją matkę tą moją zdolnością. Cały czas, do nas do domu przychodził niejaki Valentine. On zawsze, powtarzał że za nic nie mogę trafić, w ręce Nocnych Łowców. Wszczepiali mi coś pod skórę, on i mój ojciec... ja... -znów się rozpłakałam i niewiele myśląc przytuliłam się do Nathaniela. Po czym dodałam -Nathaniel, ja jestem kimś kto nie powinien istnieć. Jestem dziwadłem, które przyciąga kłopoty jak magnez..
Nathaniel patrzył na mnie, z lekki uśmiechem na twarzy ale współczuciem w oczach. Odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
(Nathaniel?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz