Od Raphaaela CD Renesme

-Przestań Renesme - odsunąłem się od niej, speszony. Ta zroniła minę, jakby niedowierzała. - Wiem co zrobiłem, a takich rzeczy się nie wybacza. - Zmarszczyłem brwi. - To jest nawet gorsze od śmierci - odetchnąłem. - ja sobie nigdy nie wybaczę. - A teraz oddaj mi co moje, i zapomnij. - Władzę obejmie Thomas, zawsze był moim najleprzym przyjacielem i wspólnikiem. - Chwyciłem torbę z ręki zapłakanej Renesme. Pocałowałem ją w czoło i wytarłem łzy - a ty musisz przestać się mazać i spróbować żyć. - Uśmiechnąłem.się na pożegnanie, po czym odszedłem, zatapiając się w ciemnościach lasu, zostswiając za sobą roztrzęsioną dziewczynę

Od Aleca CD Lilianna

-Chyba nie przeszkadzam, co? - Wyciągnąłem.się na całą długość, ziewając. -Nie, nie przeszkadzasz, a noc mineła cudownie - starsza kobieta uśmiechneła się swoim promiennym i ciepłym.uśmmiechem. Gdy skierowałem wzrok na lili, zmarszczyłem brwi. Siedziała jak nieprzytomna, zapatrzona w ścianę, pogrążona w myślach. Podszedłem.do niej i tknąłem w ramię - żyjesz? Uśmiechnąłem.się widząc jej rozkojarzenie. - Będziemy się zbierać. - Wstałem, i poprawiłem małe sztylery przy pasie. Dziewczyna wyglądała tak jakbym wypowiedział jakąś karę albo coś gorszego. Co mnie zdziwiło. Przecueż jeszcze wczoraj wieczorem chcisła stąd jak najpirędzej uciec.... Ateraz? Nie rozumiałem tego. Powędrowałem do głównego pokoju i rozglódnąłem.się za moimi rzeczami. Łuk, strzały, i skórzana kurtka czekały na mnie w trzech różnych kątach pomieszczenia. Gdy juz wszystko na siebie włożyłem, posieszyłem Lili, ktkta niechętmje wygramoliła się z domu staruszki. Ucałowałem wiedźmë w pomarszczony policzek i pożegnałem się.
~~~
-Co zamieżasz teraz robić? - Spyrałem niechętnie, kiedy wkroczyliśmy na główną drogę do miasta.

Od Raphaaela CD Hayley

Wiesz.... Jateż mam swoje obowiązki, nie mogę ciągle uganiać się za dziwnymi klątwami - skrzywiłem się. Było to prawdą, w biurze leżał stos dokumentow, wampiry ne są zadowolone z tego że nie ma mnie w DuMorcie, a jeszcze łapią podejżenia bo nie chcë im nic mówić. -Ale pomogę ci, jeśli będziesz tego potrzebowała - uśmiechbąłem się. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia uszcxęśliwionej, raczej przybitej, pogrążonej w myślach. -Ej agdzie ta zabójczyni? - Podniosłem brew. - Sprawiałaś wrażenie zupełnie innej - wzruszyłem ramionami nie czekając na odpoeiedź. Kiedy ją poznałem, była wielką buntowniczką, pełną woli walki, i chęcią mordu. A teraz? Jest inną osobą. A bynajmniej sprawia takie wrażenie. Możliwe też że to przez klątwę, która ją osłabiła i po prostu nie ma siły pokazać prawdziwe "ja". Z zamyślenia wyrwało mnie odchrząknięcie dziewczyny. Stałateraz przed drzwiami, w oczekującej pozie, nadal w ręczniku.
-Hm? - Zmarszczyłem brwu nie wiedzłc o co jej chodzi.
-Mogłabym gdzieś się przebrać? - Spytała lekko zawstydzona. Zerwałem się z łóżka speszony - Jasne, ale... Poczekaj sekundę. Spojrzałem na swoją przemoczoną bluzkę. Podszedłem do szafy i  jednym szybkim ruchem zmieniłem ją na czystą, brudną układając na krześle. - Możesz się przebrać tutaj, ja już wychodzę - minąłem ją w drzwiach.
Usiadłem na podłodze, opierając o nią głowę, w zamyśleniu. I co ja mam terwz zrobić? Powinienem pomóc tej wampirzycy... Lecz nawet nie wiem jak to odcxarować, a wampiry są coraz bardziej pdejrzliwe.... Jedtem.do tyłu z raportami, i jeszcze nie wiem co ze sobł zrobić w stosunku do Renesme... Zamknąłem.oczy, przełykając ślinę. To wszystko jest takie trudne... A nic nie wskazuje na to by miało się skończyć....

Hayley? Przepraszam że "krótkie" ale jestem przyzwyczajona do opowiadań tej długoścu XD

Od Renesme - c.d Raphael

Słysząc to, że Raphael odszedł z torbą natychmiast wyrwałam się z pokoju i pobiegłam na dwór. Znając go pobiegł do lasu.
- Raphael! - krzyknęłam, widząc go jak idzie. Odwrócił się, a ja rzuciłam się na niego z łzami i przytuliłam.
- Renesme...
- Nie możesz odejść! - krzyknęłam powstrzymując łzy - nie be ze mnie!
- Ranesme...
- NIE ROZUMIESZ?! - popatrzyłam na niego z łzami - Kocham Cię i to, że złamałeś zasady nie znaczy, że masz odchodzić!
- Ale Renesme... - przerwałam mu pocałunkiem. W tym momencie łzy spłynęły mi po policzkach. Wzięłam jego torbę.
- Wiem, że jesteś uparty... - wytarłam łzy na daremno, bo znowu mi spłynęły - ale nie pozwolę ci odejść. Nikt nie wie. To będzie nasz sekret Raphael. Proszę... wróćmy do domu. zapomnijmy o tamtej sytuacji. Wiem, że będziesz się obwiniał, ale ja mimo tego co zrobiłeś... kocham cię. Nie pozwolę ci odejść, a na pewno nie be ze mnie - położyłam rękę na jego klatce piersiowej - znienawidziłabym Cię jakbyś mnie zabił. Ale... tamto jestem w stanie ci wybaczyć... Tylko musisz wybaczyć sobie - przytuliłam go, a na moich policzkach iskrzyły łzy.

<Raphael? Wiem krótkie, ale dopiero wróciłam XP>

Od Lillianny do Alec'a

Patrzyłam, jak powieki mężczyzny stopniowo opadają, a ciało wiotczeje. Zdążyłam dokładnie zarejestrować moment, w którym zmęczenie owładnęło jego potężnym ciałem. Nawet nie wstał z fotela, nie poszedł na łóżko, być może po prostu nie zdążył. Śmieszna sprawa. Chłop jak dąb, a nie potrafił oprzeć się potrzebom ciała. Chwilę przyglądałam się, jak jego klatka piersiowa leniwie unosi się i opada, w rytm powolnego oddechu czarnowłosego. Wciąż stałam bez ruchu, jednak nie minęło kilka sekund, a już poczułam, jak moje nogi mimowolnie wykonują kilka cichych, ostrożnych kroków w kierunku mężczyzny. Chwyciłam ręcznie robiony pled leżący na łóżku i przykryłam nim Alec'a. Najwyraźniej nawyki wyniesione z sierocińca zwyciężyły.
Obróciłam cię na palcach, słuchając cichego wzdychania, i rozejrzałam się dokładniej po domku. Wydawał się być niesamowicie przytulny, ciepły.. bezpieczny. Jednak mimo wszystko nie potrafiłam poczuć się tam w pełni swobodnie, a już na pewno nie zamierzałam tam zasypiać. Nie po tym, co przytrafiło mi się w nocy. Wciąż czułam adrenalinę krążącą w moich żyłach, która chyba jako jedyna utrzymywała mnie przy zachowaniu świadomości. Ruszyłam w kierunku tuneli zasłoniętych jedynie przez koce z niezliczoną ilością frędzli, starając się nie myśleć o wydarzeniach ubiegłej nocy, co wcale nie było takie proste. Teraz, przechadzając się w ciszy i zanurzając palce w błogiej chwili samotności, miałam ochotę jedynie się rozpłakać. Siły stopniowo mnie opuszczały, byłam głodna jak wilk, w dodatku czułam się po raz tysięczny w życiu, jakbym znowu była w tym pieprzonym sierocińcu, wyglądając przez okno z wyschniętymi już łzami na policzkach i nadzieją, że ktoś zechce wziąć mnie do miejsca, w którym już nigdy nie będę musiała chodzić z pustym żołądkiem.
Nikt nigdy nie przyszedł.
Niestety, w tym świecie jesteśmy skazani jedynie na siebie.
Potrząsając głową, wściekła, że znów czułam nieprzyjemne ukłucia na policzkach i wilgotność oczu, pomknęłam w stronę korytarza na palcach. Na jego końcu- och, chwała Niebiosom!- znalazłam cały bufet rozmaitych dziwnych składników. Grzyby zanurzone w podejrzanej substancji, kurze łapki, setki przypraw. Domyślałam się, że te wszystkie dziwne rzeczy służyły do skomplikowanych zaklęć, których wolałam na języku nie poczuć. Wchodząc głębiej do pomieszczenia znalazłam w końcu coś w miarę normalnego, mianowicie- barani udziec na rożnie, pieczywo, masło, różne (jadalne!) rośliny. Przynajmniej wszystko wyglądało, jakby się nadawało do zjedzenia. W mgnieniu oka zrobiłam sobie cały stos rozmaitych kanapek, patrząc z zachwyceniem na produkty i szczęśliwa czułam, że w końcu porządnie się najem. Wcinając już chyba czwartą porcję, postanowiłam zrobić coś jeszcze mojemu wybawcy-oprawcy. Tylko w taki sposób mogłam mu podziękować za bezinteresowne uratowanie życia. Kiedy sama zjadłam, zaniosłam na tacy stos kanapek dla Alec'a, który wciąż drzemał w najlepsze z głową przechyloną pod dziwnym kątem na oparciu fotela. Rozglądając się, szukając następnego zajęcia, mimochodem spojrzałam w okno i zamarłam ze zdziwienia. Było już zupełnie jasno. Prędko wyjęłam komórkę- godzina 9- i zadzwoniłam do szefa z informacją, że dzisiaj nie stawię się w pracy z powodu wypadku koleżanki. Trochę pomarudził, ale w końcu się zgodził.
Najchętniej wróciłabym do domu i wyspała się za wszystkie czasu, a później może.. Zapisałabym się do zakładu psychiatrycznego. Naprawdę, czułam, że dzisiejsza noc porządnie odbije się na moim zdrowiu psychicznym. Wciąż czułam na karku gorący oddech potwora, szelest jego obrzydliwego ciała, uścisk macki w pasie. Musiałam się wykąpać. Koniecznie.
Zmierzając w kolejny korytarz na poszukiwania łazienki, albo chociaż jakiegoś stawu, czegokolwiek, trafiłam do tunelu ozdobionego licznymi malunkami, koralami, niezliczonymi łapaczami snów w najróżniejszych kolorach. Wszystko to wyglądało jak rodem wyjęte z bajki, a ja naprawdę (nie po raz pierwszy zresztą) zaczęłam się zastanawiać, jak mocno musiałam oberwać w głowę, czy to nie jest sen, czy oby na pewno nie umarłam. Szłam dalej przed siebie, aż usłyszałam cichy śpiew, coś jakby.. kołysanka? Szaleństwo. Kiedy zobaczyłam, jak na korytarz wypadł długi, smukły cień, niemal nie zaczęłam krzyczeć. Zdążyłam się tylko odwrócić, przerażona, kiedy za plecami usłyszałam delikatny, rozbawiony głos;
- Spokojnie, czego ty jesteś taka strachliwa, dziecino.
Odwróciłam się z uniesioną wysoko brwią i dziko rozbieganymi oczami.
- Przepraszam. Chyba trochę za dużo dzisiaj już przeszłam, to tyle - po chwili namysłu dodałam speszona. - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście, zapraszam - wskazała dłonią na otwarte pomieszczenie, w którym płonęło miniaturowe ognisko. Na ścianach tańczyły kolorowe cienie, które wydawały się być żywe. W rogu leżał stos koców, a na nim zauważyłam dużego, czarnego psa z żółtymi ślepiami. Ściany wyglądały, jakby zostały wydrążone w drewnie, nawet pachniało tu wilgocią. Niepewnie usiadłam na podłodze.
- No więc... - wzięłam w dłoń garść srebrzystego piasku, którym usłana była podłoga. - Na początek ciekawi mnie kilka spraw - starając się wyglądać nonszalancko, położyłam dłonie za plecami i oparłam się na rękach. - Dlaczego żyjesz w ten sposób? Spotkałam kilka czarownic i wszystkie żyły.. współcześnie, niezależnie od swojego wieku.
Uśmiechnęła się, w jej srebrnym oku zauważyłam podejrzany błysk.
- Każdy ma inne gusta, czyż nie?
To nie była odpowiedź na moje pytanie. Nie zamierzałam jej jednak o tym mówić, szczególnie, że najwyraźniej unikała wyjaśnień.. Nie chciałam ryzykować. Byłam na jej podwórku, cholernie magicznym i starym podwórku, a jedyna osoba, która mogła mnie uratować, spała w najlepsze. Zanim się jednak zorientowałam, poruszyłam temat, który tak naprawdę mnie interesował.
- Racja. A.. Dlaczego zadałaś akurat takie pytanie? Po tym jak mnie uzdrowiłaś - czarownica westchnęła, zupełnie, jakby się tego spodziewała, jednak tym razem nie zamierzałam odpuszczać. Wyprostowałam się i założyłam ręce na kolana, przyjmując błagalny ton. - Proszę, odpowiedz. Nie powiem, trochę się wystraszyłam, szczególnie, że wydawałaś się być usatysfakcjonowana tym, co usłyszałaś.
Zatarła dłonie, posypał się z nich srebrny proszek, który leniwie wirował w powietrzu, zapełniając niezręczną ciszę. W końcu Catarina zdecydowała się przemówić;
- Nie zakładałam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Przypominałaś mi osobę z mojej przeszłości.
Ponownie uniosłam brew, zbita z tropu.
- Kogo?
- Twoją matkę.
Serce chyba na chwilę mi stanęło, kiedy usłyszałam ten jeden, jedyny wyraz. Chciałam zapytać w tej chwili o tysiące rzeczy, tyle spraw omówić. Jak wyglądała, gdzie mieszka, dlaczego mnie oddała, czym się interesowała. Już miałam na końcu języka jedno z wielu pytań, kiedy nagle kotara się uchyliła i do pokoju wetknęła się czarna, znajoma głowa.
- Dzień dobry. Jak wam minęła noc? - starałam się nie ukazać zawodu z powodu straconej możliwości poznania chociaż namiastki mojej rodzicielki i uniosłam kąciki ust w uśmiechu.
< Alec? Przepraszam, że takie słabe, kompletnie nie miałam pomysłu.:( >

od Hayley do Raphael'a

-Dobre pytanie.- odparłam wycierając krew z twarzy ręką.- Dzięki, że przybyłeś na czas, chociaż z pewnością sam żałujesz swojej umiejętności wpadania w samą porę, bo gdyby nie ona tańczyłbyś zapewne za niedługo nad moimi zwłokami.- spojrzałam na niego, widać było, że wszystko jeszcze w nim buzuję.
-Hej, w porządku?-zmierzyłam go wzrokiem
-Jasne, oprócz tego, że niedawno odbyła się rzeź z niewyjaśnionych powodów, a tysiącletnia wampirzyca jest chora, cholera wie na co? A w dodatku własna łazienka zaczęła mnie dusić, to tak wszystko jest świetnie.- 'nie chora, spoczywa na mnie klątwa', poprawiłam go w myślach, po czym znów przeanalizowałam jego wypowiedź.
-Czekaj, czekaj...- zmrużyłam oczy- Kiedy byłeś obok mnie miałeś również problemy z oddychaniem?- spojrzałam na niego pytająco
-Tak, już wiem, co czułaś...- lekko się skrzywił
-Nie jest dobrze...- byłam zaniepokojona tym, co się stało, jeszcze bardziej. Raphael również spojrzał na mnie z niepokojem.
-Co masz na myśli, mówiąc "nie jest dobrze"?- spojrzał mi w oczy.
-Wiesz...- wzięłam głęboki oddech- Teraz trochę o klątwach...
 Zdążyliśmy zauważyć, że klątwa spoczywa głównie na moich barkach, ale to, że ty też poczułeś dotyk tej klątwy, może oznaczać to, że jest ona poważniejsza niż mi się wydawało. Z reguły rzucana klątwa, jest ograniczona do np. jednej postaci w tym przypadku do mnie, czyli, że tylko ja ją odczuwam, te wszystkie bóle, zawroty głowy, osłabienie, duszności, z czasem na pewno będzie ciekawiej.- na mojej twarzy pojawił się grymas- Czasami w odbierane przeze mnie bodźce, klątwa wtrąca swoje trzy grosze, czyli na przykład widzę, coś czego nie ma, słyszę coś lub czuję coś, co w rzeczywistości nie istnieje... Często w ten sposób osoba rzucająca klątwę, stara się zdezorientować swoją ofiarę, czyli miesza jej rzeczywistość z fikcją, halucynacje przenoszą ofiarę na przykład do przeszłości, do jakiejś sytuacji stresogennej dla niej, czy przywołuje ludzi, którzy wpędzali, czy nadal wpędzają ofiarę w skrajne emocje. W ten sposób osoba na której barkach spoczywa klątwa jest zachwiana psychicznie, zdarzało się, że kiedy właśnie doszło do tego stadium, ofiara niby widząc osobę z przeszłości, która na przykład dawno nie żyje, chciała ją zabić, to zabijała wtedy osobę z rzeczywistości. Podam przykład na nas, będzie jaśniej. Więc, ja jestem poddana klątwie, jak teraz zresztą i widzę na przykład ludzi, którzy już dawno są przeze mnie wyeliminowani, ale ja ich widzę i czuję przed nimi strach, więc chcę ich zabić. A np. patrząc właśnie na Ciebie widzę zagrożenie z mojej przeszłości i nie wiem, że faktycznie jesteś to ty Raphael'u i pragnę cię zabić, i zabijam cię. Dopiero po jakimś czasie, kiedy wrócę do siebie uświadamiam sobie, że to byłeś ty, a nie ktoś tam, kogo przywołała mi klątwa, jednak jest już za późno. Znam przykłady, że przez klątwę rzucaną z zazdrości, bo ktoś nie spełnił się w miłości, przeklinał daną parę i wtedy ukochana zabijała swojego ukochanego, kompletnie nie wiedząc, że to był on... Kiedy dziewczyna wracała do siebie i widziała martwego wybranka serce z reguły sama popełniała samobójstwo, wtedy osoba, która rzuciła klątwa piekła dwie pieczenie na jednym ogniu, są też jednak halucynacje przywołujące przyjemne chwile i ludzi, ale to nie ważne, odbiegam od tematu, wybacz.
 Wracając do tego, że klątwa na ciebie wpływa, nie w pełni, ale jednak wpływa. To może oznaczać to, że klątwa jest tak silna, że nie pozwala  nikomu na to aby mi pomógł, karcąc go na przykład dusznościami, jak ciebie. Mogła bym też przypuszczać, że twoja łazienka, jest przeklęta, bo są przypadki w których przeklina się pomieszczenia, czy nawet cały budynek, stąd biorą się tak zwane "nawiedzone domy"... Ale przeklęcie łazienki odpada, rzeź nie odbyła się w twojej łazience, a ja wcale nie czuję się cudownie poza nią, w sypialni jest to samo, oprócz zaniku napadu zabójczych duszności i wylewu wewnętrznego i to pewnie nie na długo... Tak, klątwa ogranicza się do mnie, patrzmy na to logicznie...
-Ja nie mogę patrzeć logicznie, to ty nieźle znasz się na klątwach z tego, co słyszę...- wzruszył ramionami
-Ok, więc posłuchaj, klątwa niestety jest ograniczona do mnie, tylko jest tak potężna, że chwyta za gardła tych, którzy chcą mi pomóc lub się do mnie zbliżają, ale nie cały czas. Przecież wcześniej siedziałeś obok mnie, ponadto podejrzewam, że kiedy zemdlałam pod twoimi drzwiami, wniosłeś mnie do środka, prawda?- spojrzałam na Raphael'a, a on skinął głową- Właśnie, więc o jakie momenty dokładnie tu chodzi...-chwile milczałam w zamyśleniu, ale nagle mi się coś przypomniało- Widziałeś napis na ścianie w łazience?- spojrzałam na niego wymownie
-Nie, nie było tam nic, oprócz twojej kałuży krwi.
-Świetnie, zaczynają się halucynacje- powiedziałam pod nosem, poczułam ostry ból głowy, chwyciłam się za skronie, a Raphael spojrzał na mnie z niepokojem, nie chciałam już go denerwować i pomimo bólu głowy, pisku w uszach i uczuciu jakby ktoś łamał mi żebra, udawałam, że wszystko, jest w porządku.
-Czyli nie jest dane mi wziąć prysznic?- zaśmiałam się, patrząc na ręcznik we krwi, którym się okryłam, a następnie na Raphael'a, którego koszulka również była wysączona krwią.- Nie dość, że zawracam ci głowę moją nieznośną osobą, to w dodatku, brudzę ci ubrania...
-Spokojnie przyśle ci rachunek- zaśmiał się, a ja się uśmiechnęłam. Na chwile oderwaliśmy się od tej całej chorej sytuacji, ale za chwile powróciliśmy na Ziemię.
-I co teraz będzie?- zapytałam przytrzymując okrywający mnie ręcznik. Ponownie poczułam się nie najlepiej, starałam się to ignorować, pomimo wszystko... Ogromnie podziwiałam postawę Raphael'a na pewno traktuję mnie z obowiązku, przecież jest przywódcą, odpowiada za społeczeństwo wampirów, jednak wydaję mi się, że gdyby chciał, wyrzucił by mnie na zbity pysk, ma do tego podstawy, więc nie zdziwiło by mnie to, gdyby to zrobił, jednak on tego nie zrobił, nie jestem pewna dlaczego? Jednak mam kilka przykładów, może potrzebuję ode mnie jakiś przydatnych informacji, albo czeka na lepszą chwile by zabić mnie własnymi rękoma.

(Raph? Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że powraca Twój styl ^^)