Od Alec'a CD Claudia

- Ty zostajesz - wskazałem palcem na dziewczynę. - Mam nakaz pokazania ci Instytutu - przewróciłem oczami.
- Przebierz się i meldunek za 15 minut pod biblioteką - rozkazałem
- Mógłbyś być trochę milszy - żekła z oburzeniem. Lekko się zaśmiałem po czym marszcząc brwi schyliłem się, opierając rękoma o kolana do jej poxiomu wysokości.
- A jak myślisz?
Dziewczyna nie odpowiedziała, wysz)a z sali treningowej a ja skierowałem się do swojego pokoju zmienić ubrania i wziąc szybki prysznic.

Od Alec'a CD Meghan

Jak zwykle moim obowiązkiem było napisać raport. Robiłem to niemal codziennie. Niby wyższy nocny łowca a siedzę w papierach. Takie życie. Jeżeli chcę działać zgodnie z zasadami, nie łamiąc ich po raz drugi tak jak Jace i Izzy musiałem to wykonywać. W sumie, nie była to nudna praca, lecz monotonna. Wszedłem na główną salę instutu gdzie zwykłem wypełniać dokumenty. Niestety siedział tam ojciec rozmawiając przez telefon. Po minie widziałem że nie jest mu do śmiechu. Bez słowa opuściłem salę. Wiedziałem że jak ojciec jest zły nie warto z nim zadzierać. Myślałem nad dogodnym miejscem, cichym, bez większych tłumów, gdzie mógłbym pójść i spokojnie wypełnić co trzeba. Najpierw do głowy wpadł mi gabinet ojca, ale skoro on siedzi na moim miejscu coś go skłoniło do tego. Pewnie w gabinecie przesłuchują kogoś. Idąc korytarzem, przeglądałem papiery, o mało nie uderzyłem w drzwi biblioteki gdy podniosłem głowę. Tak prztpadkowo, a jednak idealne miejsce - ciche, jedyne kto tu może być to Cichy Brat, który jednak bywa tu ostatnio bardzo rzadko. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Poszedłem między pułki książek o wyjątkowych runach - pare minut mnie nie zwabi skoro nawet tu nikogo nie ma. Otworzyłem pietwszą lepszą książkę i zagłeniłem się w lekturze. Nagle z książki wyrwał mnie dźwięk otwieranycg, starych, zardzewiałych drzwi. Do pomieszczenia weszła, młoda dziewczyna. Zmarszczyłem brwi. Nigdy jej tu nie widziałem. Przyjżałem się bliżej - miała na sobie runy, więc to nie jest demon. Dziewczyna podeszła do stolika i otworzyła książkę o runach uzdrawiania. Narysowałem stelą runę niewidzialności i podszedłem bliżej. Niestety to tylko niewidzualność - nadal można było mnie usłyszeć, a nie ukrywajmy - stara podłoga biblioteki wydawała niepokojące dźwieki. Dziewczyna szybko zamkneła książkę, widoczmie wyczuła moją obecność. Podeszem do drzwi i odzyskałem widzialność. Wyszedłem z cienia..
- Co ty tu robisz? - spytałem schodząc  po schodach z dokumentami w ręku.
-em... Nic... Przyszłam się tylko rozejrzeć - dziewczyna była przestraszona, jakny właśnie zrobiła coś złego.
- mhm - przejechałem palcem po starej książce.
- Jestem Meghan - dziewczyba podeszła do mnie bliżej i wyciągneła rękę z optymistycznym cichym okrzykiem. Spojrzałem się na nią ironicznie. Dziewczyna zauważyła to i szybko schowała rękę.
- Alec, wyższy Nocny Łowca, parabatai Jace'a - odpowiedziałem formalnie, i obróciłem się tak, że stałem naprzeciwko dziewczyny.

XD ? <alec taki poważny>

Od Lokkiego CD. Jace

-Nie przejmuj sie, byłbym zaskoczony gdyby ktoś teraz postanowił być dla mnie miły - spojrzałem na niego krótko. Po czym wsiadłem do samochodu. Nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę zbyt zajęty myślami o słowach tamtego mężczyzny.
-Mój prawdziwy ojciec... - mruknąłem sam do siebie pocierając skronie.
-Coś mówiłeś? - spojrzał na mnie zdezorientowany na co jedynie pokręciłem głową.
-Wybacz, jedynie głośno myślę. - mruknąłem. Dalszą drogę przejechaliśmy w kompletnej ciszy. Cóż, chyba jednak się nie zaprzyjaźnimy. No kto by się spodziewał...
-Zatrzymasz się tu? Wysiadłbym - poprosiłem cicho gdy przejeżdżaliśmy przez jeden z parków w pobliżu instytutu. Na dworze dawno się ściemniło. Dobrze, to idealna pora na spacer.
-Trzymaj się - rzuciłem krótko zatrzaskując za sobą drzwi, byłem na siebie zły za cały dzisiejszy dzień, za to, że w ogóle pojechałem do siedziby. Ivan Mołotow... Skąd on wiedział, że to nie mój ojciec? Będę musiał to sprawdzić.
-Ej Ty! - jakiś chłopak ustał przede mną a zza jego pleców wyłoniła się dwójka innych - Nie uczyli Cię, że po nocach się nie szwęda? - zilustrowałem wzrokiem całą trójkę. Byli ode mnie sporo więksi, dosłownie. Widać było, że mięśnie mieli bardziej wyćwiczone niż rozum.
Kurwa. Czy ten dzień może być lepszy.
-Nie szukam kłopotów - burknąłem odwracając się na pięcie.
-My też - czarnowłosy stojący po lewej wbił palce w moje ramię z łatwością przekręcając w swoją stronę. - Jace. Mówi Ci to coś? Widzieliśmy Cię z nim dzisiaj, mamy z nim nieskończone porachunki. - cała trójka uśmiechnęła się cwaniacko patrząc to na mnie to na siebie nawzajem. Czułem zbliżające się kłopoty. Jednak nie miałem przy sobie żadnej broni, nic kompletnie. Czyli dzień z serii "co dostanę to moje"
-Aha i co ja mam z tym wspólnego? - uniosłem do góry jedną brew.
-Nic - odparł blondyn, który jak do tej pory milczał. - Ale możesz mu to przekazać. - w tym momencie e mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka, niestety zbyt późno. Trzymający mnie blondyn podniósł kolano wymierzając mi cios w brzuch a jego pięść dotarła prosto na moją twarz. Nic więcej nie zarejestrowałem z mojego nosa i ust wypłynęła krew razem ze wszystkim co dzisiaj zjadłem.
Podnosiwszy się z ziemi byłem już sam. Zemdlałem? Na długo? Nie wiem. Ale bolało. Cholera, bardzo. Trzymając się jedną ręką w pasie zacząłem iść w stronę instytutu. Chociaż chodem bym tego nie nazwał.
***
Wchodząc do instytutu ogarnęła mnie złość gdy w drzwiach ujrzałem Jace'a. Fakt, że to nie była jego wina ni jak mnie w tamtej chwili nie obchodził. Chłopak rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
-Co Ci się... - zaczął, jednak przerwałem mu machnięciem ręki.
-To chyba jednak nie ja mam problemy ze znajomościami - uśmiechnąłem się lekko. - Nic mi nie jest, ale pomożesz mi dojść do medyka? - jęknąłem słabo, czując jak ponownie tracę grunt pod nogami. Poczułem jak chłopak mocno łapie mnie za ubranie i z jego pomocą doczłapałem się na górę gdzie zostałem sam z jedną z lekarek.

>Jace? XD<

Od Jace'a - C.D Lokki

- Wybacz, ym... Spieszę się. - odparłem, pomijając jej pytanie. Lokki, wchodząc do ubikacji spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawieniem. Ponagliłem go wzrokiem, jednak musiałem się jeszcze jakoś uporać z tą wampirzycą.
- Nie szkodzi, możemy spotkać się kiedy indziej. - powiedziała, uśmiechając się uwodzicielsko w moją stronę. Wręczyła mi karteczkę, po czym położyła rękę na moim ramieniu i odeszła. Przewróciłem oczyma i oparłem się o ścianę, rozwijając kartkę. ''Mój numer [...] Zadzwoń, Jace Waylandzie'' - przeczytałem w myślach. Zmrużyłem brwi zastanawiając się, skąd ona ma zna moje imię i nazwisko. No tak, w Świecie Cieni raczej dużo o mnie mówiono. Schowałem ją do kieszeni i zaczekałem na towarzysza. Po chwili wyszedł z pomieszczenia prawie dławiąc się ze śmiechu.
- A tobie co? - zapytałem, z naburmuszoną miną.
- Ale ty jesteś sztywny. - odpowiedział, a po chwili usłyszałem znów niepohamowany wybuch śmiechu z jego strony.
- Jakbym słyszał Izzy. Chyba nie znasz Alec'a, skoro tak mówisz. - odparłem wymijająco, wychodząc z budynku jako pierwszy. Chłopak poszedł za mną.
- Cholera, mogę już zdjąć ten garnitur? - zapytałem sam siebie. Lokki spojrzał na mnie i uniósł prawą brew w górę.
- Prawdopodobnie. To nie w twoim stylu, co? - dogonił mnie i szedł obok. W jednej chwili zatrzymałem się i założyłem ręce na piersi.
- Nie przyzwyczajaj się, że będę taki miły. Robię to tylko ze względu na Clave. - powiedziałem i przyspieszyłem kroku. Wszedłem w boczną uliczkę.

Lokki?

Od Lokkiego CD. Jace

-Widzisz? Znowu jesteś na mnie skazany - westchnąłem teatralne kładąc sobie dłoń na czole - Ale tym razem Twoje buty są bezpieczne. Przyznasz jednak, że barowe znajomości czasem się przydają. - uniosłem kąciki ust w górę widząc lekkie rozbawienie na jego twarzy.
-Tylko bez jakichkolwiek wygłupów - ostrzegł "tykając" mnie wymianie w klatkę piersiową. Skinąłem jedynie głową skupiając swoje myśli na mimo wszystko poważnym zadaniu. Wsiadłem do samochodu od strony pasażera, ponieważ Jace zajął miejsce kierowcy
-Mogę? - spytałem wyjmując z kieszeni paczkę papierosów.
-Tak, ale otwórz okno - skinąłem głową i wykonałem czynnosć. Po chwili zaciągałem się mocno by po kilku minutach wyrzucić peta.
-Więc skoro to co robiłeś wczoraj, to nic takiego, jak wygląda to zazwyczaj?  - spytał, natychmiast rzuciłem mu zaskoczone spojrzenie.
-To dość długie i nudne  historie - zbyłem go spoglądając za okno.
-Daleka droga przed nami. Mamy czas - uśmiechnął się lekko zerkając na mnie kątem oka
-Wiesz skądś mam te wszystkie znajomości. - tak zacząłem historię swojego życia o sercowych podbojach, alkoholu i licznych przygodach mojego naprawdę ciekawego życia.
***
-Kopyta? - Jace wybuchnął głośnym śmiechem zaciskając palce na kierownicy.
-No wiesz... Różne fetysze. - zawtórowałem mu, poprawiając włosy. Obaj mieliśmy na sobie garnitury, czułem, że zaraz to z siebie zedrę, ale nic dziwnego, siedziba główną wampirów była poważnym miejscem. - Ale próbuję się z tym wszystkim ogarnąć, nim trafiłem do instytutu miałem naprawdę wiele problemów - mruknąłem już poważnie, zerkając za okno.
-Rozumiem ale chyba wciąż je masz - zaśmiałem się słysząc ripostę. Po chwili samochód zatrzymał się przed ogromną rezydencją. Otoczona wspaniałymi ogrodami kusiła wyglądem. Wsunąłem na nos przeciwsłoneczne okulary,które idealnie komponował się z resztą stroju.
-Laluś - skwitował mnie gdy w szybie samochodu poprawialem krawat.
-Gotowy na spotkanie z diabłem? - uśmiechnął em się do niego szeroko. Kulturalnie przepuścił em chłopaka w drzwiach. Niewysoka brunetka prowadziła nas krętymi korytarzami, podłogi były  wyłożone czerwoną, pozłacaną wykładziną.
-Tutaj czeka na was Pan Evan Mołotow - rzuciła nam oschle i wydając z gardła ciche prychnięcie minęła bez słowa. Zdenerwowany szybko zdjąłem okulary i wsunąłem w kieszeń. Weszliśmy do środka gdzie czekał na nas brodaty mężczyzna o czarnych włosach sięgających mu do ramion. Podniósł się z miejsca i każdemu z nas podał rękę.
-Przyjdę od razu do rzeczy. Ostatnio ponoszę ogromne straty w ludności. Moi ludzie atakują waszych w efekcie czego zwykle giną. Niestety łatwo nas zabić, trudniej rozmnożyć. Trzeba znaleźć wyjście z tej sytuacji.
-Niewątpliwie ma pan rację. Niestety przychodzimy tu tylko z delegacją być może właśnie w tej sprawie. Lavell masz może list? - spytał Jace grzebiąc po swoich kieszeniach.
-Lavell? - spytał Mołotow - Nicholas Lavell? Syn tego kundla... Arthura i dziwki jak jej tam Agnes...? - syczał zaciskając ręce na liście, który przed chwilą mu podałem - Inteligencję odziedziczyłeś chyba po matce, że masz czelnosc tu przychodzić. Twój prawdziwy ojciec byłby zawiedziony, że spłodził tak beznadziejna istotę - mówił potokiem słów a ją miałem ochotę uderzyć go pięścią w twarz.
-My już pójdziemy - Jace pociągnął mnie za rękaw a ją opuściłem pokój.
-Nie wiem kto to był! - krzyknąłem wkurzony. - Idę do łazienki. Zaraz wrócę - obróciłem się na pięcie i ruszyłem korytarzem do przodu. W tym samym czasie zaraz po moim odejściu do mojego towarzyszą podeszła niska blondynka.
-Hej przystojniaku - uśmiechnęła się zalotnie - Może masz ochotę się bliżej poznać?

>Jace? XXDD<

Od Meghan

Wstałam wczesnym rankiem. Coś około godziny piątej. Usiadłam na łóżku rozmyślając o planach na dziś. Nic specjalnego do wykonania nie mam. Przebrałam się w luźny strój. 


Następnie ruszyłam do kuchni, przygotować coś do jedzenia. Zjadłam zwykłą kanapkę z serem. Wyszłam z mieszkania po pewnym czasie przeglądania gazet. Na korytarzach było całkiem pusto. Szłam bez celu. Tak po prostu. Nie napotkałam żadnego człowieka, a tym bardziej innej istoty. Idąc postanowiłam, iż odwiedzę bibliotekę w Instytucie. Tak więc zrobiłam.

~~*~~*~~*~~

Otwierając ogromne, drewniane drzwi zobaczyłam pomiszczenie z wysokim sufitem. Każda pułka była zapełniona książkami. Zeszłam po schodach, aby usiąść przy stoliku. Rozejrzałam się dookoła, żeby dokładnie obejrzeć każdy kąt. Cały czas nie widziałam żadnej osoby. Na blacie leżał jakiś zeszyt. Jeszcze raz upewniłam się, czy nikogo nie ma. Wzięłam szybko go i zajrzałam do środka. Poza dziwnymi znakami, nie było nic interesującego. Możliwe, że to jakiś szyfr. Nie wiem. Przewinęłam o kilka kartek. Tym razem widziałam tekst już normalnymi literami. Po jakimś czasie czytanie zaciekawiło mnie. Nie wiedziałam czego to dotyczy, jednak bardzo mi się podobało. Co kilka stron były jakieś rysunki. Na końcu był napis, którego nie zdołałam przeczytać gdyż usłyszałam rozchodzący się głos:
- Co ty tu robisz? - Echo uniemożliwiało mi rozróżnienie płci mówiącej to postaci. Odłożyłam szybko zeszyt i wstała z krzesła. Nie widziałam nigdzie tej osoby. Nie powiem, ale trochę mi przestraszył. Gdy chciałam już wyjść bez słowa, czarna sylwetka człowieka ukazała mi się pod drzwiami. Stała pod cieniem i dosyć daleko odemnie. Stałam w bezruchu przyglądając się mu. 

Ktokolwiek?