Od Ariki do Jace'a (CD)

- Ja... - spojrzałam na niego i spuściłam wzrok
- Tak? - spytał, unosząc brew
- Nieważne. - odsuwam się lekko
Łatwo jest powiedzieć: "Nie przejmuj się", "To nie twoja wina", "Powinnaś o tym zapomnieć". Co noc męczą mnie koszmary. Co noc widzę śmierć moich rodziców. Noc w noc nic nie mogę zrobić. Widzę twarze rodziny w ich ostatnich chwilach. Wyrażające ból, cierpienie i smutek.
Od tamtego czasu trenuję i trenuję. Nie chcę pozwolić na to, aby w przyszłości zdarzyła się podobna sytuacja. Bo jeżeli coś takiego się wydarzy, chcę być przygotowana. I potoczyć losy tej historii inaczej. 
- Wszystko w porządku? - spyta
- Tak.
- Na pewno? - przegląda mi się bacznie.
- Tak - mówię - Jutro czeka nas długa podróż. Lepiej odpocząć. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Poradzisz sobie? - spyta, kiedy staje w progu mojego pokoju i po raz ostatni spogląda na mnie. 
Kiwam głową, a chłopak znika za drzwiami.
Do końca nocy nie zmrużyłam oka. A jednak, kiedy rano wszyscy zebraliśmy się przed bramą Instytutu, nie dałam po sobie poznać, iż jestem zmęczona.

<Jace?>

Od Renesme - c.d Raphael

Spojrzałam na niego i usiadłam. Siedzieliśmy w ciszy, a słońce miało zachodzić za... dwie godziny? Coś około. Zobaczyłam, jak Raphael zaczął kaszleć krwią. Zamarłam.
- Musimy iść - odparłam szybko i założyłam mu bluzę, a ja zostałam w krótkim rękawku. Dałam jego rękę za moją szyję, złapałam go w pasie i powoli zaczęłam z nim wstawać. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić z siebie nic poza krwią. Szłam jak najbliżej drzew, by słońce mnie nie dotknęło. Pociłam się. Wszystko mnie piekło i miałam ochotę upaść na ziemię i krzyczeć z bólu. Nie zrobiłam tego. Moja twarz była poważna i zmartwiona zarazem. Kiedy byłam w ostatnim miejscu przed lasem i widziałam ulicę jak i słońce... przeszył mnie strach. Najbliższy cień był około dziesięciu metrów stąd. Zacisnęłam zęby i zaczęłam biec ściskając bardziej Raphaela do siebie. Ludzie nie zauważyli mnie, bo biegłam szybko na tyle ile mogłam. Gdy dotarłam do cienia byłam czerwona od gorąca na twarzy, a po moich rękach leciała krew. Zaczęłam znowu iść. Po długiej chwili byłam przed hotelem. Odstawiłam Raphaela przed drzwiami i popatrzyłam na niego. Był ledwo przytomny.
- Byłeś na polowaniu i trafiłeś na stado dzikich zwierząt. Podrapali Cię, zrzucili na słońce i doznałeś ran wewnętrznych - wiedziałam, że to nie zadziała, ale nie chciałam mieć tysiąc pytań... - mnie tutaj nie było... tak będzie lepiej. Nie będziesz miał tysięcy pytań, a mnie nie oskarżą za próbę zabójstwa dowódcy - delikatnie go puściłam i opadł na ziemię w stronę drzwi. Wyglądał jakby sam tu doszedł. Zapukałam do drzwi i się schowałam. Od razu otworzyło dwóch facetów.
- Dowódco! - krzyknął jeden i go wzięli na ręce - lekarza! - zamknęli drzwi. Wspiełam się ledwo na okno, gdzie była lecznica. Od razu zajęli się nim. Ulżyło mi. Zeskoczyłam i wywaliłam się na ziemię. Patrzyłam w górę. Dach zakrywał słońce, a ja czułam się gorzej niż fatalnie. Ledwo wstałam trzymając się za lewe biodro. Próbowałam iść, ale upadłam na kolana. Całą energię jaka mi została zmarnowałam, by pomóc Raphael'owi. Upadłam nieprzytomna na trawę. Przez chwilę czułam jak szumi, a potem pustka...

Od Aleca CD Katherine

Zmarszczyłem brwi. Dlaczego akurat ona? Dlaczego wogole wybrali mi żonę? Wspomniałem kiedyś że chcę sie ustatkowac, ale powiedzialem to nie majac na mysli najblizszego czasu.... Zmarszczylem brwi.
-Czym podpadlas moim rodzicom?- wyprostowalem sie, ake nadal stakem oparty i blat, na ktorym wczesniej zatruwalem strzaly. Przeciez musi byc jakas przyczyna takiej decyzji moich rodzicow...  Ta spojrzama sie na mnie krzywo. Nie wiedzac o co mi chodzu.
-No nie wiem.....Oni znaja cie chociaz? Jakikolwiek kontakt??- wzruszylem ramionamu beznamiętnie.
-Oczywiscie ze tak. Przeciez dla nich pracuje - usmiechnela sie, a slowa wtpowiedxiane przez nia brzmialy jak cos czyscie prostego. Zmarszcxylem brwi.
-Naorawde?- niediwierzalem
-Jestem ich doradca - wzruszyla ramionami po czym zaczela rozgladac sie po pokoju, a ja nadal bylem w tym samym miejscu, gleboko pograzony w myslach.