Od Alec'a CD Live

Gdy już wszyscy się ustawili, pokazałem im dzisiejszą broń. Na ich twarzach malowało się zdziwienie, lecz wykonali rozkaz. Rozproszyli się w dwójkach po dużej instytutowej sali treningowej i czekali na polecenia.
- Najpierw rozgrzać sié - zakomenderowałem i pokazałem jak. - A z kim ja mam być?- przerwała mi dziewczyna, którą dzień wcześniej wygoniłem z lasu.
- Skoro nie masz pary jesyeś ze mną - odetchnąłem, cały mokry, popijając wodę.
- Mastépne ćwiczenie to ciosy- zakomwnderowałem. Być najwyższym jednak ma swoje plusy łatwo każdego zobavzyć i samym zwracajá na ciebie dużą uwagę.
Z zamyślenia wyrwała mnie Live, która właśnie uderzyła mnie w ramię.

Od Lokiego CD. Williama

Zignorowałem jego uwagi, to nie był dobry moment na kłótnie, coś innego przyciągnęło moją uwagę. Maź, na trawie. To niemożliwe, że należała właśnie do tamtego stworzenia. Po prostu nie. Znałem ją, tylko... skąd?
-Długo będziesz się nad tym modlić? - kobiecy głos dotarł do moich uszu, przez co poderwałem się z zajmowanego chwilę temu miejsca. Zbyłem ją krótkim spojrzeniem i ruszyłem w stronę instytutu. Zdecydowanie muszę to komuś pokazać.Schowałem brudną chusteczkę do kieszeni, zastanawiając się po co właściwie kazali mi tam iść, odpuściłem sobie jakiekolwiek rozmyślania i pobiegłem we wskazane miejsce. Tak, to było coś czego potrzebowałem. Świeże powietrze, i trochę ruchu, nigdzie nie minąłem chłopaka, pewnie dlatego, że sam wybrałem inną, dłuższą drogę. Na miejsce dotarłem w kilkanaście minut z zamiarem pójścia do biblioteki, gdzie musiałem natknąć się na Williama. Westchnąłem ciężko czując, że wypełniona uczuciami strona mojego ja chce wydostać się na zewnątrz i okazać wdzięczność chłopakowi.
-Dzięki, wiesz, za dzisiaj - mruknąłem nieco obojętnie mierząc go krótkim spojrzeniem, po czym zatopiłem się w regałach z książkami.

>William? Wybacz, że krótkie 8\<

Od Williama CD Lokkiego

Zaśmiałem się gorzko.
- Boże... Z kim ja muszę pracować. Dałeś się podejść jak jakieś dziecko - prychnąłem.
Nie zwracając uwagi na to czy chłopak ma zamiar coś odpowiedzieć czy nie zacząłem biec za postacią. W między czasie szybko wyciągnąłem stelę i wypaliłem sobie na ramieniu runę Heightened Speed. Od razu poczułem jak zacząłem przyspieszać. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Byłem coraz bliżej demona. Wyciągnąłem swoje ostrze i po chwili wbiłem je w niego. Może i potrafił wykiwać niektórych oraz tworzyć zasadzki, ale co do tego czy potrafiłby zrobić coś jeszcze mógłbym się kłócić. Westchnąłem. To była dość łatwa robota. No i po co był mi tutaj ten chłopak?! Doskonale dałem sobie radę sam. Już powolnym krokiem wróciłem na miejsce gdzie zostawiłem mniemanego Lokkiego. Na moje nieszczęście nadal tam był. Prychnąłem i oparłem się o najbliższe drzewo. Sięgnąłem do kieszeni skąd wyciągnąłem paczkę papierosów. Wziąłem jednego, a resztę schowałem. Podpaliłem go od zapalniczki, którą zawsze nosiłem przy sobie. Zaciągnąłem się i po chwili wypuściłem z ust kłęby dymu. Minęło kilka minut zanim skończyłem rzucając go na ziemię i gasząc za pomocą buta. Spojrzałem na chłopaka.
- Wracamy do Instytutu - powiedziałem oschle i ruszyłem przed siebie nie przejmując się zbytnio tym czy Lokki poszedł za mną czy nie.

Lokki?

Od Lokkiego CD. Jace


Bezsenność. Cały czas to samo. Przekręcałem się z boku na bok, w duchu przeklinając swój aktualny stan. Rzuciłem pogardliwe spojrzenie zegarkowi na szafce nocnej, wskazywał 00:00. Cały instytut pogrążony był już we śnie, gdy na zewnątrz nadal toczyło się życie. Czemu by się nie zabawić? W końcu i tak nikt nie zauważy jak wychodzę.  Nie przekonując się dalej, wyślizgnąłem się z łóżka i poszedłem do łazienki.
-Eh,  Lavell, jak Ty to robisz, że nawet nie ogolony i przemęczony jesteś tak zabójczo seksowny? -  mruknąłem cicho przesuwając palcem po linii swojej szczęki. Nie ma to jak wysoka samoocena. Po odbyciu rutynowych czynności przyszedł czas na ubiór. Wsunąłem na nogi, czarne, przylegające spodnie  do tego czarny, luźny pod koszulek i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Do tego idealnie pasowały białe buty i srebrny nieśmiertelnik, z którym i tak się nie rozstawałem. Wyjście o tej godzinie bez wiedzy osób trzecich, okazało się łatwiejsze niż myślałem. Po kilkunastu minutach, przemierzał ulice miasta w poszukiwaniu czystej rozrywki.
***
"Alay" to idealne miejsce na spędzenie długiej nocy. Tam więc poszedłem. Muzyka skutecznie zagłuszała wszystkie myśli więc zaraz po wejściu zdecydowanym krokiem ruszyłem do baru.
-Co mogę podać? - spytał (jak wskazywała plakietka przyczepiona do kamizelki) Logan, pracujący tam barman.
- Tequilla Sunrise - oblizałem instynktownie wargi, wracając wzrokiem do chłopaka - Kotku, czy za szczery uśmiech dostanę Twój numer telefonu? - poruszałem charakterystycznie brwiami ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów. Nie odpowiedział, ale czułem na sobie jego wzrok, gdy tylko odwróciłem się w stronę tłumu. Nie powiem, spodobało mi się to. Zadzwonię do niego, niedługo. Wzrokiem jeszcze raz powędrowałem do chłopaka Był wyższym ode mnie blondynem o jasnych, zielonych oczach. Pod przylegającą do ciała białą bluzką widziałem zarysy mięśni. To chyba jednak udana noc. Podsunął mi pod nos szklankę, do której faktycznie przyczepiona była mała karteczka z cyframi. Puściłem mu oczko i odszedłem bez słowa szukając sobie dogodnego miejsca, do obserwowania innych. Barman kilkukrotnie podchodził do mojego stolika przynosząc kolejne porcje alkoholu, które powoli zaczynały uderzać mi do głowy, jutro tego pożałuję, teraz właściwie przyszedłem tu po to, żeby się upić. I właśnie w tym idealnym momencie, ktoś postanowił się do mnie dosiąść.
-Cześć - mruknąłem tylko, nie zawracając sobie głowy ową osobą.

>Jace? XD<

Od Live - Do Alec'a (CD)



 Przewróciłam oczyma i poszłam za chłopakiem. Bądź, co bądź, lecz był raczej wyższej hierarchii, niż ja i musiałam posłuchać. Podczas, gdy szliśmy, nie odważyłam się nawet na niego spojrzeć. Kiedy doszliśmy do Instytutu pospiesznie zmyłam się mu z drogi i pobiegłam do pokoju. Przez większość nocy walczyłam z bezsennością, bezskutecznie próbując usnąć. Dopiero nad ranem mój umysł przypomniał sobie, że jednak muszę spać. Łącznie przespałam godzinę. Wow, byłam wyspana jak nigdy... [...]
 Z trudem wstałam, szczególnie, że dzisiaj mieliśmy mieć treningi i musiałam wstać o 6:00, aby jakoś wyrobić się na 7:00. Niechętnie podniosłam się tak wygodnego akurat rano, łóżka i zmierzyłam w stronę łazienki. Wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy oraz zrobiłam delikatny, codzienny makijaż, następnie próbowałam wybrać coś z szafy. Spojrzałam w stronę okna. Niebo było bezchmurne, słońce już prawie wstało i nad ziemią unosiła się delikatna mgła. Co to oznaczało? Miało być strasznie ciepło. Więc wzięłam coś, w czym dobrze będzie mi się trenować.                                        
Zabrałam też skórzaną kurtkę na wypadek, gdyby było chłodniej, w końcu to ranek. Wyszłam z pokoju i zmierzyłam w stronę jadalni. O dziwo, dużo ludzi już się po niej krzątało, a na samym jej końcu znalazłam jedyne wolne miejsce. Szybko prześlizgnęłam się przez tłum i wzięłam ze stołu jabłko oraz coś do picia, po tym wyszłam z zatłoczonego pomieszczenia gdzieś, gdzie będę miała spokój. Zjadłam moje ''śniadanie'' i poczekałam na ławce obok sali treningowej na resztę osób. Kiedy wszyscy się już zjawili, czekaliśmy tylko na Hodge'a, który miał poprowadzić zajęcia. Zamiast niego przyszedł Alec.
- Hodge'a nie ma, ale jestem ja. Ustawiać się, nie będę więcej przedłużał. - powiedział, po czym każdy wziął swój sztylet.
- Nie, wasz dzisiejszy sprzęt jest tam. - odparł, wskazując na drewniane kijki. Uniosłam prawą brew, ale, jak i reszta wykonaliśmy zadanie. Chłopak wytłumaczył nam wszystko, po czym podzieliliśmy się w pary. Tylko ja zostałam sama, bo yhh, co by tu tłumaczyć, nikt za mną nie przepada przez moją... odmienność... Podszedł do mnie Alec.
- Mam ćwiczyć sama? - zapytałam cicho, przyglądając się uważnie, jak manewruje swoją bronią, a raczej... kijkiem.
- Nie, będziesz ćwiczyć ze mną. - odpowiedział stanowczo. Pokiwałam głową.

Alec?

Od Alec'a CD Izzy\Jace

No nie sądzę - spojrzałem nad podekscytowqną Izzy. Powinna spełnić obowiązki, w końcu przejeła je w moim imieniu.
- W takim razie ja uzupełnię raport - przytalnąłem i zabrałem papiery - a wy idzcie. Jace krzywo się na mnie spojrzał a Izzy tylko przekręciła oczami.
- No ale Alec.... Przecież...- przerwałem-
-Mogłabyś choć raz być odpowiedzialna Izzy?- spojrzałem prosto w oczy siostrze i machnąłem rękoma na znak oburzenia - Idzcie już walczyć z demonami i ratować świat.

Od Lokiego CD. Williama

Dzień zaczął się jak każdy inny. W nocy nie mogłem spać a rano walczyłem z sennością. Zakryłem oczy ręką czując jak promienie słoneczne docierają na moją twarz. Jakaś kobieta uporczywie próbowała dobić się do moich drzwi, wymawiając nieszczególnie zrozumiałe dla mnie na tę chwilę słowa.
-Był atak. Idziesz tam, Twój partner będzie czekał przy zbrojowni - oświadczyła, znikając niemal natychmiast po tych słowach. Nie protestowałem, fakt. Wolałem iść tam sam, ale to nie był dobry moment na moje zachcianki. Wbiegłem do łazienki, myjąc jedynie twarz, zęby i przeczesując włosy. Zrzucając z siebie bokserki i luźną czarną koszulkę założyłem przylegający biały podkoszulek, czarne podarte spodnie, luźniejsze żeby było mi wygodniej biegać oraz jasną, jeansową kamizelkę.
-Lokki, Ty nawet jak się nie starasz wyglądasz bosko - posłałem swojemu lustrzanemu odbiciu nieco cyniczny uśmieszek. Zgodnie z zaleceniami pobiegłem we wskazane miejsce. Faktycznie. Chłopak, mniej więcej mojego wzrostu, brązowe włosy, ah. Zresztą nieważne.
-Lokki - wyciągnąłem do niego rękę odzianą w czarną, skórzaną rękawiczkę bez palców.
- William. Nie będziesz mi potrzebny - rzucił oschle, obdarowywując mnie krótkim spojrzeniem. Poirytowany wypuściłem powietrze z płuc. To będzie długi i ciężki wieczór.
-Gdzie idziemy? - spytałem lekko marszcząc brwi. Chłopak nie odezwał się do mnie ani słowem, nie żeby mnie to interesowało.
-Park, parę ulic dalej. Mam nadzieję, że się nie zmęczysz - wyszczerzył zęby patrząc na mnie.
-Mam nadzieję, że mnie dogonisz - wyprzedziłem go uśmiechając się lekko. Nie trwało to długo, po kilkunastu minutach biegliśmy wzdłuż ścieżki prowadzącej przez park.
-Tam - szturchnąłem lekko towarzysza w bok wskazując miejsce niedaleko nas. Na trawie widniała wielka, czarna plama, czegoś. Nachyliłem się by sprawdzić czym ona jest.
-Uważaj! - zdążyłem zarejestrować głos Willa i uchylić się przed atakiem, którego nawet nie widziałem.
-Co to kurwa miało być?! - krzyknąłem zdenerwowany patrząc na uciekającą postać.

>>William? Takie nie wiem co 8l <<