od Hayley do Raphael'a

-Świetnie.- warknęłam, po czym rozejrzałam się po pokoju.- Gołąbeczki mogły pogruchać już gdzie indziej, mogli mi oszczędzić tych widoków.- przewróciłam oczami.-Nie będę bawić się w żaden psychiatryk, a to?- spojrzałam na wampiry- To może mają być moi lekarze? Pobawcie się w to z kimś innym.
"Ja to mam te szczęście. Muszę prędko znaleźć rozwiązanie tej cholernej klątwy, póki jestem sobą."- pomyślałam-"Potrzebuję jednego telefonu do brata, wierzę, że poznali rozwiązanie."
 Pasy, pasy na tych chodzących worków z krwią mają powstrzymać mnie? To, że pod klątwą się z nich nie wydostałam, nie oznacza, że teraz mi się nie uda, pod klątwą jestem mniej zaradna, bo nieświadoma. Po chwili jedna ręka była już wolna, uśmiechnęłam się do siebie. Moje instynkty były bardziej wyostrzone niż zwykle, zauważyłam, że Raphael się wybudza, lekko podniósł, głowę i rozejrzał się do pomieszczeniu, a ja znów udawałam niemrawą. Na szczęście Raphael nie mógł dojrzeć, że moja jedna ręka jest już wolna, bo siedział po drugiej stronie łóżka. Kiedy jego głowa ponownie opadła bezwładnie, wzięłam się za uwolnienie mnie całkowicie. Pod dłuższej chwili motaniny mogłam już stanąć na nogi, spojrzałam na śpiące wampiry, po czym przewróciłam oczami.
-Urocze.-westchnęłam- Śpijcie dobrze.-zamknęłam za sobą drzwi, co dziwne czułam się lepiej niż zwykle. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni i wykręciłam numer.
-No dalej.- powtarzałam nerwowo pod nosem, przekraczając próg hotelu.
-Cześć siostrzyczko!-usłyszałam ten charakterystyczny, wiecznie drażniący, ale pomimo wszystko uwielbiony głos mojego braciszka.
-W końcu, ile można- poczułam, jak drzazgi w moich plecach wędrują po organizmie niczym pies spuszczony ze smyczy, poczułam ogromny ból w brzuchu. Chyba jedna z nich wlazła mi w wątrobę. Zakryłam usta tłumiąc jęk."A już dawno mogłam się was pozbyć"-pomyślałam
- Powiedz, że masz sposób na zakończenie klątwy.
-Mam, ale nie spodoba ci się to siostrzyczko.- usłyszałam ze słuchawki, wyobraziłam sobie grymas brata
-Mów, prędko!- chwyciłam się za miejsce w którym czułam przeszywający ból, z powodu którego się skrzywiłam.
-Musisz osuszyć się z krwi. Głodówka.- podsumował, ja milczałam, iż nawet nie miałam możliwości pomyśleć o męczarniach związanych z głodówką, bo właśnie padałam z bólu na kolana. Po chwili zorientowałam się, że za mną stoi Raphael.
-Ile słyszałeś?- wymamrotałam, zaciskając powieki i rzucając telefon na chodnik
-Wystarczająco dużo, aby wiedzieć, jak pokonać klątwę na dobre.
-Świetnie, więc możesz mnie zostawić, mając czyste sumienie, bo wiesz, że istnieje z tego wyjście, więc możesz iść.- wstałam pomimo nieustającego bólu, chciałam mu pokazać, że wcale nie jestem słaba, że mnie nie docenia. Dzięki Bogu stał za mną i nie mógł ujrzeć mojej miny.
-To głodówka, wiesz co to znaczy?- zapytał z wyrzutem, krzyżując ręce na klatce
-Dam radę.- tylko tyle mogłam mu odszczekać
-Nawet jeśli, potrzymasz ogromną żądzę krwi, i wyschniesz, pozbędziesz się klątwy, co z tego? Co? Skoro będziesz musiała się pożywić,aby odzyskać siły, a nie będziesz w stanie kiwnąć palcem? Będziesz łatwym celem dla twoich wrogów.- Tu akurat Raphael miał rację, wrogowie bardzo by skorzystali na takiej kolei losu. Musiałabym to przemyśleć, wszystko każdy detal. Poproszę zapewne o pomoc rodzeństwo, o ile już nie są w mieście gotowi by mi pomóc. Chociaż mogą być też pewni, że świetnie daję sobie radę sama... W sytuacji, kiedy moi wrogowie dowiedzą się o mojej słabości, mogą atakować i aby dojść do mnie zabiją wszystkich, nie będę narażać Raphael, nawet Renatki. Ją zabiję sama, toż żarcik.
Nagle poczułam ból w klatce piersiowej, jakby ktoś przeszywał mnie nożem na wylot. Jęknęłam głośno z bólu, zaczęłam wewnętrznie krwawić, co doprowadziło do tego, że zaczęłąm okropnie kaszleć, brakło mi powietrza. Panicznie spojrzałam na moją klatkę piersiową, była w niej dziura, jakby rzeczywiście mnie coś przebiło. Później czułam się, jakby ktoś rozrywał mi mostek, jakby chciał otworzyć moją klatkę,
łamiąc przy okazji żebra, i zadając niebiański ból.
-Twoja koszulka...- wyszeptałam, patrząc na to, że jest cała w krwi.
 Miałam szczerze dość tej klątwy. Nie chciałam wracać do hotelu, ale Raphael, jak na bohatera przystało pewnie tak uczyni i przypnie mnie znów pasami do łóżka, a później jego koledzy będą karmić mnie rosołkiem, Renesme... To, że spała w pokoju, którym przebywałam było podejrzane.
-Zostaw mnie.- odparłam stanowczo, po czym znów opadłam na kolana.  Użyłam super-szybkości aby uciec z pola widzenia Raphael'a. Schowałam się przed w jakiejś ciemnej uliczce. Po czym opadłam na Ziemię. Postanowiłam przeczekać ten atak, a następnie skierować się do domu i tam zając się klątwą w pojedynkę.  Czułam się, jak za mgłą, byłam świadoma obecności bólu, ale już nie czułam nic, nie słyszałam nic, i prawie nic nie widziałam. Pusto. Mrok otaczał i wypełniał mnie jednocześnie.

(Raphael?)

Od Raphaela CD Hayley

Przewróciłem ironocznie oczami. Czy ona musi udawać takątwardą? I tak to niczego jej nie da a jedynie zraża do siebie ludzi. Od co. Choć nadal mam ochotę jej ukrucić nos, nie wiem komu wierzyć. Ostatnio Renesme dziwnie się zachowuje, nawet gdy Hayley tu nie ma. Najgorsze jest to że nie mam pojęcia jaka może być tego przyczyna. Będę musiał z nią poważnie porozmawiać. Złapałem kurtkę, która leżała na krześle, i już miałem wracać gdy zaczepiła mnie Reni. Mruknąłem do niej coś na znak że słucham i odwróciłem.się na wprost.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło - przygryzła wargę, marszcząc brwi. A ja tylko lekko się uśmiechnąłem. - No cyrki to tu były. - Usiadłem.koło niej zapominając o dziewczynie czekającej na swoją kurtkę.
-Co się stało? Ostatnio dziwnie się zachowujesz...
- Wiem. Przepraszam... Prawie zapomniałeś o mnie.... Fodatkowo problemy z Thomasem. Prawdopodobmie Koran znowu coś chce... - Odetchbeła. W tym momencie usłyszeliśmy trzask. Zerwałem się z fotelu i pobiegłem do drugiego pokoju. Na podłodze leżała Hayley krzycząc coś i wymachujśc rękoma. Wiła się. Widać było że z czymś walczy. Za mną przyszła Renesme. Krzykneła na widok dziewczyny i pobiegła po Thomasa. Ten zaraz się zjawił. Wizął dziewczyne na ręce i zaniusł do jednego z pustych łóżek w niezamieszkanym pokoju. Dziewczyna nie kontaktowała. Majaczyła coś do siebie. Konieczne było przywiązanie jej pasami, bo by sobie coś zrobiła.  Przynieśliśmy wody i krwi na zapas. Jedak nie udało się jej dać. Odpychała wszystko rękoma i wywijała się od podania posiłku. Chwilami nawet była agresywna. W końcu się poddaliśmy.Po kilkunastu minutach jak nie po godzinie powoli się uspokajała. Co jakiś czas się żucając. Tak było przez pare godzin, które spędziłem na obserwowanou opentanej. W środku nocy przyszła Renesme, dzięki czemu trochë się ożywiłem. Uśmiechnąłem się do niej niemrawo. Udsiadła mi na kolanach i wtuliła się. Już kompletnie niczego nie rozumiałem. Najpierw próbowała zabić przybysza,a teraz czeka ze mną na jej przebudzenie... Miałem mętlik w głowie, nic się nie układało. Rozsiadłem.się w fotelu w rogu pokoju, z Reni na kolanach. Przez chwilę po cichu rozmawialiśmy, lecz szybko zbrakło nam tematu jak.i siły na rozmowę. Nsatała kompletna cisza. Walczyłem jak mogłem, powieki same mi się zamykały, a ciepło bijące od Reni dodatkowo wzmagało wszystko. Walka trwała krótko, i sen wygrał walkowerem.

Takie... Nijakie :(

Od Raphaela CD Hayley

Przewróciłem ironocznie oczami. Czy ona musi udawać takątwardą? I tak to niczego jej nie da a jedynie zraża do siebie ludzi. Od co. Choć nadal mam ochotę jej ukrucić nos, nie wiem komu wierzyć. Ostatnio Renesme dziwnie się zachowuje, nawet gdy Hayley tu nie ma. Najgorsze jest to że nie mam pojęcia jaka może być tego przyczyna. Będę musiał z nią poważnie porozmawiać. Złapałem kurtkę, która leżała na krześle, i już miałem wracać gdy zaczepiła mnie Reni. Mruknąłem do niej coś na znak że słucham i odwróciłem.się na wprost.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło - przygryzła wargę, marszcząc brwi. A ja tylko lekko się uśmiechnąłem. - No cyrki to tu były. - Usiadłem.koło niej zapominając o dziewczynie czekającej na swoją kurtkę.
-Co się stało? Ostatnio dziwnie się zachowujesz...
- Wiem. Przepraszam... Prawie zapomniałeś o mnie.... Fodatkowo problemy z Thomasem. Prawdopodobmie Koran znowu coś chce... - Odetchbeła. W tym momencie usłyszeliśmy trzask. Zerwałem się z fotelu i pobiegłem do drugiego pokoju. Na podłodze leżała Hayley krzycząc coś i wymachujśc rękoma. Wiła się. Widać było że z czymś walczy. Za mną przyszła Renesme. Krzykneła na widok dziewczyny i pobiegła po Thomasa. Ten zaraz się zjawił. Wizął dziewczyne na ręce i zaniusł do jednego z pustych łóżek w niezamieszkanym pokoju. Dziewczyna nie kontaktowała. Majaczyła coś do siebie. Konieczne było przywiązanie jej pasami, bo by sobie coś zrobiła.  Przynieśliśmy wody i krei na zapas. Jed ak nie udało się jej dać. Po kilkunastu minutavh, jak nie po godzinie powoli się uspokajała. Co jakiś czas się żucając. Tak było przez pare godzin. W środku nocy przyszła Renesme, dzięki czemu trochë się orzywiłem. Siedziałem w fotelu, w rogu pokoju, z Reni na kolanach. Mijały godziny a my przez chwilę po cichu rozmawialiśmy. Później nasatała kompletna cisza. Walxzyłem jak mogłem lecz usnąłem szybko.

Takie... Nijakie :(

od Hayley do Raphael'a

-Śmieszne?-uniosłam brew- Nie wyglądałeś na rozbawionego, kiedy dawałeś sączyć krew swojej dziewczynie.- uśmiechnęłam się złośliwie, nadal mając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Nie podobało mi się zachowanie Raphael'a. Traktował nas, jak niesforne bachory. Jego dziewczyna może i taka była, ale nie ja.
-Proszę nie traktuj tak Renesme-odparł stanowczo Raph, a ja przygryzłam lekko wargi, przy okazji poczułam zaschniętą na nich krew, nie wierzyłam w to, co mówi-Ona naprawdę wiele przeszła...- przerwałam mu, miałam dość słuchania tej bez sensowej paplaniny.
-Kto z nas wiele nie przeszedł?! Będziesz trzymać ją za szkłem? Będziesz prowadził ją za rączkę przez całą wieczność? Chronił przed deszczem, zamkniesz pod kluczem?- przewróciłam oczami- Nie przeszła więcej niż my, Raphael'u. Nie rób z niej porcelanowej laleczki- odwróciłam głowę w bok- One są chociaż ładne, nie wiem, co ci się w niej spodobało.-szepnęłam patrząc się przed siebie.
-Hayley przestań- przepuścił przez zaciśnięte zęby
-Dam ci radę- odwróciłam się w jego stronę, po czym zrobiłam krok w tym kierunku, uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy- Lepiej żeby twojej ukochanej nie wpadło nic głupiego do jej główki, bo jeżeli tak się stanie, nadzieje tą jej główkę na pal niczym, jakieś świńskie mięso na szaszłyk- uśmiechnęłam się- Istoty w średniowieczu okazywały mi więcej szacunku, ale wiem dlaczego, oni wiedzieli do czego jestem zdolna, do jakich okrucieństw mogę się posunąć, może najwyższy czas znów przypomnieć światu, że potrafię zgotować niezłe piekło na Ziemi?- wzruszyłam lekko ramionami
-Hayley uspokój się. Oboje wiemy, że nie chcesz tego.- powiedział z zadziwiającym spokojem po moich słowach, które nie były bajeczką, jego ręce powoli spoczęły na moich barkach. Westchnęłam głęboko, po czym uniosłam wzrok na Raphael'a.
-To miłe, że tak o mnie myślisz- kąciki moich ust lekko się uniosły- Jednak to Raphael'u Santiago jest jednoznaczne z tym, że jeszcze mnie nie znasz, ale raczej nie masz ochoty aby mnie poznać- mrugnęłam do niego. On spojrzał na mnie z niepokojem, ale w oczach miał błysk, który, jak mniemam był symbolem pewności, że on jednak mnie zna.
-A teraz Raphael'u przynieś moją kurtkę z salonu, w innym wypadku zaczniemy z twoją Renatką skakać sobie do gardeł.- odparłam niewzruszona
-Wybierasz się gdzieś?- skrzyżował ręce
-Do domu, tam chociaż zasnę z pewnością, że nikt nie rzuci się na mnie z nożem, oskarżając mnie o bycie prostytutką.- lekko się skrzywiłam
-Nie możesz chociaż narzekać na brak wrażeń.- zaśmiał się
-Muszę w końcu zdjąć na dobre klątwę. Czar ją zawieszający zaraz straci na ważności, a wtedy uruchomi klątwę z podwójną siłą, co sprawi, że nie będę mogła ubierać lalek z Renatką, więc muszę w końcu wyjechać do Nowego Orleanu.- odparłam
-A ile jeszcze trwa czar zawieszający klątwę?- zapytał, a jego głos lekko się załamał. Raphael zmrużył brwi w zamyśleniu.
-Dokładnie? Termin ważności mija za dwa dni, to sporo czasu- skłamałam, nawet nie mam dnia, może kilka godzin- Nie mam, jednak ochoty posiadać halucynacji w waszym towarzystwie. Jak przez przypadek zabiję "laleczkę" to jeszcze pół biedy, ale ciebie...- uświadomiłam sobie to, co właśnie powiedziałam i postanowiłam odejść od tematu- W dodatku muszę pozbyć się sporych wielkości drzazg z mojego ciała, więc proszę podaj mi kurtkę.- poczułam się na chwilę, jak na pokładzie statku, jakbyśmy bujali się na oceanie, zachwiałam się na nogach. Muszę jak najszybciej wrócić do domu, nie będę znowu przeżywać klątwy w obecności Raphael'a, znowu mam być piątym kołem u wozu? Nie będę taplać się w czyjeś pomocy. O nie, nie, dziękuję. Jeszcze towarzystwo tej panienki? Chyba
wolałabym umrzeć.

(Raph?)

Od Raphaaela CD Hayley

Byłem zły. Bardzo zły. Czy one po prostu nie mogą żyć w zgodzie? Zostawiłem je na kilkanaście minut sam, a już coś się stało. To robi się chore. Spojrzałem na Hayley, wzrokiem zawodu i złości przebiłem sobie żyłę na nadgarstku, dając Remesme. Jestem starszym wampirem, moja krew sprawi że rany szybciej się sklępią. Dziewczyna wbiła się mocniej w nadgsrstek pijąc a ja tylko sicho syknąłem z bólu, oblizując usta. Rany już po chwili znikneły.
- Nie spodziewałbym się takich akcji po was - spojrzałem raz na jedną raz na drugą. - Wydawało mi się to dziecinne, że trzeba godzić 2 dorosłe wampiry. W dodatku Renesme dziwnie się zachowywała. W sumie nie tylko ona. Hayley też na początku była buntownoczką. Dodatkowo martwiło mnie to, że Remesme mogła tak pomyśleć... Panienka do łóżka? Czy ona sie wogóle słyszała? Jestem wierny. A bynajmniej tak mi się wydaje
-Po nas? - Głos oburzenks wyrwał mnie z zamyślenia. - Ja tylko piłam whiskey...
-Prowokowałaś mnie!- usłyszałem z drugiej strony. Znowu zaczeła się kłótnia i jeden wielki jarmark. Przez co jeszxze bardziej się zdenerwowałem. Mimo to starałem się tego nie pokazywać.

-Dość! - Mój głos zabrzmiał groźnie, ale zaraz zmieniłem ton. - Najlepiej będzie jak się po prostu pożegnavcie. Kobiety wymieniły między sobą zabójcze spojrzenia po czym mrukneły coś niemile do siebie. Renesme odwróciła się i wyszła bocznymi drzwiami prowadzącymi do sypialni. Głośno odetchnąłem.kręcąc głową.
Skierowałem się do drzwi głównych i idąc długim, wiktoriańskim korytarzem próbowałem uspokoić burzę w swojej głowie. Gdy dziewczyna się zatrzymsła omal na nią nie wpadłem, zamyślony.
Spojrzała się na mnoe krzywo i założyla ręce na pierś. - Co cię znowu trapi?
- Nic,  oprócz tego z dziś - zmierzyłem ją wzrokiem.
-Nie wiem co to dziś było. To jest po prostu śmieszne - obużyłem się, przewracając oczami.



Od Hayley do Raphael'a

-Nie będzie miał czasu dla takich, jak ty.- warknęła Renesme
-Dla takich, jak ja?-zachichotałam, przy czym zauważyłam, że Raphael dostrzegł nieodpowiednie zachowanie swojej dziewczyny i próbował ją uciszyć, mocniej ściskając ją za dłoń, jednak ta całkowicie wyrwała ją z uścisku- Raphael, trzymaj ją krótko, bo niby już jest wampirem, ale nadal zachowuje się, jak kundel.- dodałam, mierząc wrogo dziewczynę.- Nigdy nie zdołasz ukryć tego, kim ona była, wilkołactwo, jest o tyle śmieszne, że zawsze pozostaje po nim skaza w organizmie. Powinnaś się cieszyć, że po wilkołactwie nie została ci sierść.- zaśmiałam się, miałam dość jej zachowania, traktowałam ją, więc tym samym środkiem. Widziałam, jak dziewczyna już się gotuje, zostawiłam, więc gotujący się czajnik, czekając na moment, aż zacznie piszczeć sygnalizując mnie, że dotarła, już do wrzenia. Wyszłam z pokoju zostawiając ich samych. Renesme chciała chyba kontynuować rozmowę, jednak Raphael ją zatrzymał. Ja ponownie nalałam sobie whisky słuchając krzyków z drugiego pomieszczenia. Nabrałam whisky do ust.
-O czym rozmawialiście, co?! Może o pogodzie?- histeryzowała dziewczyna, połknęłam trunek, prawie krztusząc się ze śmiechu z powodu uwagi Renesme.
-Renesme, uspokój się.- mówił nie wytrącony z równowagi Raphael, przez uchylone drzwi widziałam, że lekko potrząsnął Renesme trzymając ją za barki. -To nie jest tak, jak myślisz.
-Skąd wiesz o czym, ja myślę. Gdybyś mi czytał w myślach to jej by tu nie było.
-A właśnie myślałem, że inaczej się zachowasz.
Dziewczyna w reakcji na jego słowa tylko cicho pisnęła, w symbolu jej rozczarowania, po czym weszła do salonu i rzuciła na mnie złośliwe spojrzenie. Odstawiłam szklankę i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, po czym lekko przekręciłam głową wpatrując się w dziewczynę. Nie miałam jakieś szatańskiej miny, byłam spokojna, pomimo wszystko.
-Przestań traktować mnie, jak koleżankę do łóżka twojego chłopaka.- w moich słowach było czuć nutkę groźby- Bo widać, co myślisz, jednak twoje stwierdzenia mijają się z prawdą, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby w końcu zaczął sprowadzać takie koleżanki, ale nie mogłabyś go za to winić, bo to tylko twoja nieumiejętność kochania i niechęć do uprawiania z nim, jak to się mówi "miłości" doprowadziłaby do tego.- odparłam złośliwie, uśmiechając się. Nie powiedziałabym tego pod obecnością Raphael'a, on przebywał jeszcze w innym pomieszczeniu, chyba musiał coś natychmiastowo przemyśleć, skoro zostawił nas same.
-Jesteś po prostu zimną suką! W dodatku dziwką!- wrzasnęła, fakt miłe to nie było, ale nie robiłam z tego wielkiego halo, jej słowa nie były wypowiadane przez pryzmat rozsądku, były nie przemyślane i wypowiedziane raczej pod wpływem roztargnienia emocjonalnego, które właśnie przechodziła.
-Może i tak... nie wiem to podlega dyskusji. Opcje drugą odrzucam całkowocie.- wzruszyłam obojętnie ramionami, moja ignorancja i obojętność jeszcze bardziej rozdrażniły dziewczynę.
Renesme zaczęła ciężko oddychać, jej klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie i szybciej niż zwykle. To oznaczało, że woda w czajniku się zagotowała, Renesme wrze. Dziewczyna szybko wyciągnęła sztylet zza paska i rzuciła się z nim na mnie, zazdrość, chora zazdrość.
-Mam blisko tysiąc lat, było postarać się o coś lepszego niż ta dziadowska brzytwa do golenia bród.- przewróciłam oczami.
Renesme obaliła mnie, co doprowadziło do tego, że ja leżałam na podłodze, a ona na mnie. Jedną ręką próbowała okiełznać dwie moje, a w drugiej dłoni trzymała sztylet miotając nim, jak Harry Potter różdżką. W tej jednej chwili dałam jej radość z nikłej nadziei, że ma przewagę, po czym przerwałam ją jednym pewnym ruchem. Moje ręce wcale nie były zniewolone, nie potrzebowałam użycia nie wiadomo, jakiej siły aby wyrwać się z jej nędznego uchwytu. Założyłam dźwignię na jej nadgarstek, którego dłoń trzymała sztylet. Ostrze po krótkim czasie wypadło pod wpływem bólu, który sprawiała jej dźwignia. Z jej ust wydobył się jęk, który próbowała stłumić. W przeciągu ułamku sekundy role były zamienione, już ja byłam górą. Dziewczyna była zdezorientowana, tego nie dało się ukryć, a ja w swoim żywiole.
-Było ze mną nie zadzierać, ostrzegałam.- uśmiechnęłam się złośliwie, po czym chwyciłam sztylet Renesme i przebiłam jednocześnie jej dwie dłonie będące nad głową, przytwierdzając je w dodatku do podłogi. Dziewczyna krzyknęła z bólu i zaczęła mnie przeklinać. Ja sycząc pokazałam Renesme kły, po czym wbiłam się w jej tętnice prezentujące się na szyi. Czułam, jak ciepły płyn wypływa mi przez kąciki ust.
-Twoja krew nie jest najsmaczniejsza, czuję w niej krew zwierzęcia, ale sam fakt, że mogłam rozerwać twoje tętnice daje mi satysfakcje.- zaśmiałam się stając na proste nogi. Próby uwolnienia się były daremne, sama nie zdoła się uwolnić, aby mogła wstać, ktoś musiałby wyciągnąć sztylet, który przytwierdzał do podłogi jej obie dłonie.
-Niech tylko się uwolnię, co ja ci zrobię!- wrzasnęła, krzywiąc się z bólu.
-Co najwyżej możesz być moim śniadaniem, ale i to będzie dla ciebie zbyt wielkim zaszczytem.- zaśmiałam się, a ta wrogo na mnie patrzyła. Jej oczy były szkliste, przesączone łzami, łzami, które powstały na skutek bólu, posiadanie wbitego sztyletu w obu dłoniach, nie jest cudownym uczuciem, nawet kiedy ma się możliwości regeneracyjne, bo te w sytuacji nie dodają otuchy iż sprawiają, że sztylet wrasta się w nasze ciało. Dodatkowo musiał przybijać ją fakt, że to jej sztylet, z którym w ciele miałam skończyć ja, a nie ona.
 Do salonu wszedł Raphael, nie widziałam go, bo stał za mną, ale słyszałam i czułam jego zapach.
-Raphael pomóż!- szarpała się bezmyślnie Renesme. Bezmyślnie, bo zamiast oszczędzić sobie bólu sama go sobie dodawała, swoimi ruchami jeszcze bardziej raniła swoje dłonie. Raphael minął mnie i delikatnie wyciągnął ostrsze, po czym pomógł powoli wstać Renesme. Zaczął oglądać jej rany, po czym zdążył dostrzec, że sztylet, który poranił ręce ukochanej to jej własność. Raphael pytająco spojrzał na mnie.
-Jakbyś ty to powiedział do każdego innego wampira: nie maż się, zaraz kuku się zagoi.- odparłam chłodno patrząc na Raphaela, a następnie mierząc wzrokiem dziewczynę
-Co tu się stało?!- Raphael nie był zadowolony. Co chwile nerwowo mierzył wzrokiem mnie i Renesme.
-Może niech twoja ukochana wyjaśni ci, to, że uważała, że jestem twoją panienką na nocną zabawę, co równa się z tym, że oskarża cię o zdradę, a i nie zapominajmy o małym szczególiku, a mianowicie o sztylecie z którym się na mnie rzuciła, a dzięki braku jej rozsądku i zdecydowaniu się na atak silniejszego od siebie wampira sztylet skończył w jej rączkach. Kto od miecza wojuje od miecza ginie.- odparłam krzyżując ręce na klatce piersiowej.

(Raphael?)

Od Raphaela CD Hayley

Sytuacja z wczoraj nie ma za dużo z tym wspólnego - oburzyłem się. Spojrzałem na Hayley zły. Ta tylko pzewróciła oczami, odwracając głowę w bok. Nastała chwila ciszy, w sumie nie wiem czy niezręczna, bo już po chwili dziewczyna odwróciła się z zabójczym uśmieszkiem.
-Co ty nie powiesz - odeszła kilka kroków, kołysząc biodrami, zadowolona. Chyba wiedziała co odpowiedzieć by mnie zniszczyć albo chociaż zgasić.  Na chwilę oderwałem wzrok od Hayley którą przez cały czas bacznie mierzyłem i zlustrowałem.drzwi w poszukiwaniu Renesme. Wytęrzenie słuchu też dużo nie dało. Najwidoczniej gdzieś wyszła i nie ma jej w pokoju obok.
- A czego niby dotyczą wszystkie twoje problemy, hmm? Bo nie powiesz że to przez "pracę"- uniosła brwi, zakładając ręce na klatke piersiową. Przestąpiłem z nogi na nogę niespokojny. Miała rację. Wszystkie moje problemy kręcą się wokół tego wydarzenia. Przygryzłem wargę w zamyśleniu. Czułem się zmieszany
 Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Więc przestań w końcu na wszystko zaprzeczać bo to i tak nic nie da - jej ton złagodniał. Podeszła do mnie kilka kroków i położyła rękę na moim ramieniu.
Ciężko odetchbąłem.kręcąc głową.
-Tego nie zmienię. - Zamknąłem.oczy i wciągnąłem.powietrze. Moje płuca wypełniły się zapachem whiskey i mojej koszulki.na Hayley.
-Właśnie, i nawet nie próbuj  - tupneła. W tej chwili do pokoju wparowała Renesme. Zlustrowała nas obu. Ukradkiem.zerkmąłem na dziewczynę obok. Była zaskoczona, lekko się przestraszyła, araczej zlękła. Ja natomiast w chwili gdy drzwi się uchyliły odskoczyłem na krok z intuicji przez co wzbudziłem dziwne podejrzenia.
- Co robicie?- Reni przerwała ciszę podchodząc do mnie i łapiąc za rękę. Odwzajemniłem.gest.
- Rozmawialiśmy - usłyszałem za siebie. To Hayley okrązała nas z ironią w oczach. Po chwili staneła naprzeciwko. - Ale skończyliśmy.
-I dobrzs - Szybko wtrąciła renesme.
- A ciebie Raphaelu, zapraszam na słówko jak będziesz miał czas.  - Skrzywiłem się. 
Czeo Hayley mogłaby chcieć? I jak zachowa się Reni...

(PRÓNBOWAŁAM SERIO. i powiem źe masakra. Posanie dlugich opek to nie dla mnie. Strasznie się meczylam. Malo z tego przyjemnosci :( 
No i jakoś dziwnie wyszło) 

Od Raphaaela CD Renesme

Idąc zamyślony korytarzem, nawet nie zauważyłem że zboczyłem z trasy - do mojego gabinetu. Chciałem pomyśleć nad tym wszystkim i dowiedzieć się więcej od Thomasa z którym zaaranżowałem spotkanie. Nagle, wpadła na mnie Renesme płacząc, wybiegła z hotelu. Nie tracąc chwili, byłem już przy niej - byłem szybszy przez czystą krew wampira. Była roztrzęsiona i majavzyła coś pod nosem, zalewając się łzami. Moje słowq do niej nie docierały.  Złapałem ją za nadgarstki, i potrząsnąłem by zwróciła na mnie uwagę.
- Co się stało? Powoedziałem spokojnie - znowu płaczesz.
-To znowu moja wina, znowu... - Zaczeła głośniej płakał a ja wtuliłem ją w siebie biorąc głęboki wdech. - Znowu problemy... Czy my nie możemy w końcu mieć spokojnego życia? Gdy dziewczyna powoli się uspokajała nie chciałem.tracić ani chwili więc odrazu przeszedłem do rzeczy.
- Co jest twoją winą? Co się stało?
-To coś atakuje osoby które mi pomogły - zachlipała. Odetchnąłem. Byłem.już zmęczony i lekko zirytowany ciągłymi.problemami i niewyhaśnionymi sytuavjami. - A mnie jakoś nic nie dopadło, a chyba ci najwięvej pomogłem - uśmiechnąłem.się niemrawo, chciałem poprawić jej humor

od Hayley do Raphael'a

Do salonu weszła średniego wzrostu brunetka, spodziewałam się czegoś innego... Nie mogłam się jakoś do niej przekonać przez to, co już o niej wiem, jednak postanowiłam zmyć grymas z mojej twarzy, choć wiele mnie to kosztowało. Miałam wrażenie, że nadal śmierdzi mokrym psem. Dziewczyna na początku mnie nie zauważyła, rzuciła się na Raphael'a, jak pies na kość. Moje żarty są nie na miejscu, ale ważne, że nie myślę głośno, prawda?
-Raphael!-krzyknęła z uśmiechem obwieszając mu się na szyi, mój wzrok spoczął, gdzie indziej.
 Kiedy w końcu Raphael mógł ponownie oddychać, dziewczyna zauważyła moją obecność, jej uśmiech od razu znikł, ale wtedy pojawił się mój. Renesme spiorunowała mnie wzrokiem, po czym nerwowo spojrzała na Raphael'a, który był deczko zdezorientowany zachowaniem swojej dziewczyny, która zabrała go na stronę.
-Kto to do cholery jest?- warknęła pokazując na mnie niegrzecznie palcem, co średnio mi się spodobało.
-Jeżeli cię to interesuje wystarczyło zapytać.- uśmiechnęłam się, opierając się jedną ręką o stolik, a w drugiej trzymałam szklankę whisky, którą przed chwilą napełniłam.
 Ze spokojem spojrzałam na niegdyś wilkołaka, a ta wręcz przeciwnie. Była nieco zawstydzona, faktem, że usłyszałam to, o czym właśnie miałam się nie dowiedzieć.
-Wcale nie podsłuchiwałam.-opróżniłam szklankę- Jestem wampirem, mam wyostrzony słuch, ty też, jednak mój wiek sprawia, że jest lepszy od twojego. Nie wiele wiesz o wampirach, ale to nie twoja wina. Tylko wampiry zdobywają kompletną wiedzę na temat swojej rasy.
-Co masz na myśli?-zmrużyła lekko oczy
-Byłaś wilkołakiem tak?- Renesme niepewnie skinęła głową- Właśnie. Wilkołaki... Nienawidzę ich, nie ukrywam tego, jednak są rzeczy za które je podziwiam. Mają podobne cechy do naszych, są niezwykle lojalni dla własnej rasy, woleli by umrzeć niż stać się jednym z nas, nawet jeśli przemiana w wampira ma uchronić wilkołaka przed śmiercią, to i tak się nie zgodzi na przemianę, chyba, że jest słabym tchórzem, który nie patrzy dalej niż za czubek własnego nosa. Wampiry mają taki komfort, że nikt nie postawi nas w takiej sytuacji, iż nie mamy możliwości przemiany w wilkołaka, wcale nie żałuję. Zapewne wiąże się to z tym, że od początków istnienia naszych ras żremy się jak tylko możemy, a kontakty inne niż kończące się dla jednego z przedstawicieli śmiercią, są niedopuszczalne i tępione, nie powinny mieć miejsca, ale teraz nie o tym.- uśmiechnęłam się nie chętnie. Spojrzałam na Renesme, zauważyłam, że zrozumiała, o co mi chodzi- Może w skrócie, chodzi mi o to, że Ty nigdy nie będziesz prawdziwym wampirem i dziwię się Renesme, że w ogóle jeszcze żyjesz... ale to pewnie dlatego, że nikt nie ma pojęcia, że w otchłani twojej historii, kryje się coś czego wilkołaki nie zdołają zaakceptować, nie wspominając już o wampirach, którzy sprawy związane z wilkołakami traktują naprawdę poważnie i są w nich niezwykle konsekwentni.- opróżniłam kolejną szklankę. Nie piłam dla przyjemności, piłam, bo to sprawia, że nie czuję tak bólu, a czułam, że drzazga wielkości pięści wrosła mi się w plecy, poprzez zadziwiająco szybkie umiejętności regeneracyjne. Zajmę się nimi, kiedy wrócę do domu.
-Grozisz mi?- warknęła robiąc kilka kroków w moją stronę. "Porywcza, ale nie tak bardzo, jak ja"- pomyślałam-"Nie ma ze mną najmniejszych szans, nie zdążyłaby mrugnąć, a pozbawiłabym ją serca z piersi"
-Skądże. Nie śmiałabym.- wzruszałam ramionami.-Ale skończmy ten temat- uśmiechnęłam się mimowolnie.-To nie najlepsze tematy na nasze pierwsze spotkanie.
-Tak, masz rację- ona również wysłała mi uśmiech, usiadła na przeciwko mnie.- Może ty opowiesz coś o sobie.- zaproponowała. Lekko rozchyliłam usta, po czym szybko je oblizałam.
-Miło, że pytasz, ale pewnie Raphael coś ci o mnie powiedział.- uśmiechnęłam się sztucznie
Nastała cisza. Dla pary była niezręczna, dla mnie raczej komfortowa. Dziewczyna spojrzała na swojego partnera z wyrzutem. Postanowiłam wybawić Raphael'a od tego spojrzenia, dla niego będę miła, ale dla niej obawiam się, że uprzejmości może mi nie wystarczyć. Nie potrafię zrozumieć jej postawy względem niego...
-Ach tak...- przygryzłam wargę- Jestem przecież nie warta niczego, nawet poznania.- spojrzałam na Raphael'a, który chyba zaczął żałować aranżacji naszego spotkania. Mi od początku wydawało to się nie najlepszym pomysłem.
-Wręcz przeciwnie, bardzo mnie interesuje kim jesteś.- powiedziała Renesme.
-"Tak, raczej interesuję cię to: kim jestem dla twojego chłopaka i dlaczego do cholery jestem w jego koszulce. Niestety nie uwolnię cię od tych nurtujących pytań, kochana"-pomyślałam.
-Zacznijmy może od tego, jak mam na imię. Warto będzie wiedzieć do kogo będziesz wysyłać pogróżki- zaśmiałam się.- Hayley. Tyle jak na razie ci wystarczy. Nie mówię o sobie zbyt wiele na pierwszym spotkaniu, a w szczególności, kiedy ktoś chcę rozmawiać na mój temat za moimi plecami.- uśmiechnęłam się do niej. Raphael'owi chyba nie podobała się nasza rozmowa, chwycił mnie za ramię i wyprowadził do innego pomieszczenia, Renesme odprowadziła nas wzrokiem.
-Dlaczego tak się zachowujesz?-zapytał z lekkim wyrzutem
-Jak? Zachowuje się tak, jak na to zasługuję. Była wilkołakiem...- przerwał mi
-Ale już nie jest.- odparł stanowczo
-Czego oczekiwałeś? Że będziemy najlepszymi przyjaciółkami?- spojrzałam mu w oczy, sam nie wiedział na co liczył.- Nie będę traktować, kogoś dobrze, kto tak mnie traktuje, a w szczególności kogoś, kto doprowadził cię do stanu gorączkowego.- odpowiedziałam podnosząc ton
(Raphael?)

OD Renesme CD Raphael


Wyszłam na dwór i usiadłam na dachu. 
To wszystko nie ma sensu... w sensie ma... Kocham Raphaela, ale... mam wrażenie, że nie jestem dla niej przeznaczona... Może... jednak powinnam...

- Renesme? - spytał, siadając koło mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu, a ten mnie objął.
- Sorki za tamtą reakcję na dole.
- Nie szkodzi - odpowiedział i popatrzył na mnie - coś się stało?
- Nie, Nie! - gwałtownie się wyprostowałam - spokojnie.
- Na pewno? - spytał.
- Tak! Spokojnie, tym razem nic z alkoholem - zaśmiałam się nerwowo.
- Ale jednak coś jest - odpowiedział, patrząc na mnie - no mów.
- Bo... - wzięłam głęboki wdech - mam wrażenie, że... - w tym momencie usłyszeliśmy kolejne krzyki. Natychmiast zeskoczyłam na dół i pobiegłam sprawdzić kto tym razem słyszał dziwne głosy. Tą osobą był mężczyzna, który pomógł mi się wydostać kiedyś z pułapki, kiedy był w trakcie zwiadu.
- Niech zgadnę...
- Mężczyzna złapał mnie od tyłu, zatkał ręką buzię i szeptał mi do ucha jakieś słowa... były dla mnie niezrozumiałe, ale myślałem, że miażdżą mi się nogi - powiedział i usiadł na łóżku. 
- Spokojnie - uklękłam - pamiętasz jak wyglądał?
- Nie widziałem jego twarzy - odparł. Pobiegłam do pokoju i przywiesiłam na ścianie tablicę. Przykleiłam do niej karteczki z imionami i zaczęłam próbować jej jakoś łączyć ze sobą.
- Te ataki nie mają sensu... - powiedziałam to siebie - nie mają ze sobą żadnego związku... chyba, że... - wzięłam swoją karteczkę i przykleiłam na środek. Zaczęłam wszystko połączyć. Moje obawy stały się prawdziwe. W tym momencie wszedł Raphael.
- Co się... - przerwał, patrząc na ścianę. Przyglądał się zapisanych prze ze mnie faktów, sznurków różnych kolorów, a szczególnie na to, że wszystkie osoby, które były atakowane pomagały mi... to ja jestem głównym problemem...
- Wiedziałam... - posmutniałam i wybiegłam z hotelu, powstrzymując łzy.

<Raphael?>

Od Raphaela CD Hayley

-W takim stanie? - Spojrzałem.spod byka i zmierzyłem dziewczynę wzrokiem.
-Wyglądasz conajmniej jakby cię dopadł wilkołak, albo gorzej - wykręciłem twarz w grymas. Poszedłem do pokoju i wyciągnąłem z szafy ciemnoszarą bluzkę.
-Wiem, będzie za duża, ale lepsze to niż poszarpana szmatka - rzuciłem bluzkę dziewczynie która krzywo na mnie spojrzała.
-Co? - Zdziwiłem się. - Spokojnie, nieużywana - lrzewróciłem ironicznie oczami a ta zachichotała.
-Zostań jeszcze. Niedługo wróci Renesme, chcę byś ją poznała - uśmiechnąłem.się.
- No dobra - dziewczyna wzruszyła lekko ramionami. Gestem zaprosiłem ją do salonu.
~~~~~~~~
-Pierwszy raz widziałam wampira z gorączką - podałem jej szklankę z krwią. Na pewno była głodna, ale jest osobą która świetnie udaje i nigdy nie przyzna się do "ludzkich" słabości. Zresztą sam byłem.już głodny
-Bywa - zbyłem.ją niechętnie dając do zrozumienia że nie chcę o tym.rozmawiać. Ta jednak miała inne plany i zaszła mnie z innej strony. Najwyraźniej nie miała zamiaru przestać.
-To jak, przestaniesz w końcu się zamartwiać tym gwałtem? - Przy ostatnim słowie coś mnie tchneło. Jakby udeżenie gorąca. Gdy już chciałem coś powiedzieć, zbyć kolejną wymówką, do pokoju weszła Renesme.

Od Aleca CD Lilianna

Gdy zobaczyłem demony, zbliżające się w naszą stronę, automatycznie kazałem.się nie ruszać Liliannie. Szybko rozpoznałem potwory. Nie były zbyt groźne, ale w grupce mogły wyrządzić krzywdę. Korzystając z chwili zawahania u demonów, doskoczyłem.do dzieeczyny i wcisnąłem jej miecz w dłonie, sam wyciągając łuk i wymierzając w jednego z demonów.
-Zabij ich!! - Krzyczałem.widząc stojącą  w bezruchu kobietę, z coekawością oglądającą miecz. Wyglądała, jakby ją ktoś zahipnotuzował i była w transie. Nie mogłem do niej dotzeć. Gdy drugi demon naparł, nie mogłem już strzelać z łuku gdyż odległość między nami była minimalna. Gdy trzeci femon naparł,wbiłem w nieho z całą moją siłą sztulet i pociągnąłem w gorę, rozcinając potwora. Jeden z demonów wił się z bólu na trawie, próbując uciec. Zaczał teź coś majaczyć pod nosem. Szybkim ruchem stravił dech i rozpłynął się w ppwietrzu.

-Co ty wyorawiasz?! - Wykrzyczałem, wyrywając miecz z rąk zahipnotyzowanej dziewczyny. Byłem zły i rozjuszony. Nigdy nie musiałem zabijać wręcz. Zawsze tylko osłaniałem. A teraz? Musiałem miemal ocietać się o pptwora by go zabić.

Od Sebastiana CD Renesme

-Pomysł? -Prychnąłem. -Ja zawsze wiem co robić. Rozglądnąłem się wokół, by sprawdzić, czy nie jest to pułapka z alarmem i za chwilę ktosś nie przyleci, by nas złapać lub uwięzić. Podejrzewam.że pułapkë stworzyli ludzie na zwierzęta, więc sama pułapka jest bardzo słaba. Tak jak ludzie. Wyciągnąłem sztylet, który zawsze trzymam przywiązany pasem do ręki, tak na wszelki wypadek, nawet jakbym został zaatakowany i uwięziony, sprawca nie wiedziałby źe mam broń. Zawsze noszę ubrania z długimi ręmawami. Zerwałem sztulet z paska i zacząłem rozcinać sznur który utrzymywał nas nad ziemią. Juz po kilku sekundach runeliśmy z hukiem na ziemię. Szybko wstałem.i otrząsnąłem się patrząc jak dziewczyna jęczy, próbując wstać.
-I po co tyle paniki? -Uśmiechnąłem.się z triumfem

Od Raphaela CD Renesme

Leniwie otworzyłem oczy, gdy słońce zachodu żegnało stary dzień. Odetchnąłem głęboko i przełknąłem ślinę próbując się przebudzić. Długo mi to trwało, zważając na to źe nie kładłem się zmęczony spać. Wziąłem szybki prusznic, ubrałem się i wyszedłem na balkon, by uchwycić resztki zachodzącego słońca. Mimo, iż jest dla mnie zabójcze, zawsze wydaje mi się niewyobrażalnoe piękne i tajemnicze. Zamknąłem oczy i pozwoliłem by moje włosy rozwiał wiatr. Już po chwilo wróciłem.fo szarej rzeczywistości przypominając sobie o problemach.
~~~~

I jak? - wszedłem do salonu, patrząc na siedzącą, lekko znudzoną Renesme bawiącą się pasmem swoich włosów. Ta odetchneła i gwałtownie wstała.
- No nic,  znowu jakieś niewytłumaczalne szepty. Tylko tym razem pluł krwią - wzruszyła ramionami jakby nigdy nic. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią z boku. -Tak lekko to przyjmujesz?
-No a jak mam reagować? -Staneła oburzona. Założyłem.ręce na klatkę piersiową i zmużyłem oczy - Nie wiem, jakoś inaczej. Bynajmniej tak mi się wydaje.
-Dobra, nieważne - przewróciła oczami,  po czym wyszła z pomieszczenia. Wtym.momencie trapiła mnie tylko jedna myśl - co ją ugryzło?

od Hayley do Raphael'a

Zaczęłam ciężko oddychać, czułam się tak, jakby przed chwilą ktoś trzymał mnie podwodą 
w celu zatopienia i w ostatniej chwili zmienił zdanie wyciągając mnie z mrocznej otchłani.
Cała się trzęsłam, emocje mną targały, gdybym próbowała się im sprzeciwić, rozerwały by mnie
na strzępy. Opierając się o ścianę, bezwłądnie osunęłam się na ziemię, chowając twarz w rękach.
Byłam kompletnie zdezorientowana przez to, co właśnie robię, przez to co myślę, przez to co czuję.
Słyszałam uderzenia w ścianę, które wyrwały mnie z zamyślenia. Wiedziałam, że nie powinnam do niego iść, nie tylko dlatego, że to do mnie niepodobne, ale głównie dlatego, że nie wiem, co się ze mną dzieje, a mur odgradzający mnie od uczuć, jakby uległ zniszczeniu. Jestem emocjonalnym wrakiem. To nie jest najlepsza z opcji, ale nie ważne, jak jest Raphael, jaka jestem ja przez pryzmat mojej jakże brutalnej historii, nie zostawię go.
Podniosłam się z podłogi, wzięłam głęboki wdech, podczas, którego przypomniały mi o swojej obecności drzazgo, które znalazły się w moich plecach z powodu przyduszenia mnie do regału przez Raphael'a.
-To mój, jak na razie najmniejszy problem- syknęłam z bólu
Stanęłam w drzwiach i spojrzałam na Raphael'a. Opierał się dwoma rękoma, jego czoło również opierało się o chłodną ścianę, na której nie można było przeoczyć wklęśnięcia, z którego rozchodziły się pęknięcia. Wampir miał mocno zaciśnięte powieki, oddychał głośno i nierównomiernie. 
-Raphael?-szepnęłam, delikatnie kładąc dłoń na jego żebrach zachodząc do niego od przodu, on nagle się wzdrygną, nie opierał się już o ścianę, stał do mnie przodem, władały nim dreszcze, a emocje pozbawiły go równowagi, wtedy wiedziałam, że ja muszę zachować stuprocentowy spokój, co by się nie działo. 
-Nie jesteś potworem, to nie twoja wina...- moja dłonie, które przed chwilą chwytały go za żebra po obu stronach jego korpusu, powoli przechodziły przez jego umięśnioną klatkę piersiową, po czym zatrzymały się na szyi.
-Mylisz się, jestem potworem, jestem tym, który skrzywdził swoją ukochaną- odparł przez zaciśnięte zęby
-Nie byłeś sobą, byłeś piany- podniosłam głos
-To mnie nie usprawiedliwia!-krzyknął zrzucając moje ręce z szyi, po czym odwrócił się do mnie plecami
 i nerwowo przeczesał włosy.
-Nie chciałeś tego, nie chciałeś jej skrzywdzić, dobrze wiesz, że nigdy byś jej nie skrzywdził, dlaczego wtedy miałoby być inaczej?-wzięłam głęboki oddech-Nie byłeś sobą, nie byłeś świadomy tego, co robisz. 
-Jestem potworem...- oparł się o ścianę plecami
-Jeżeli ktoś tu jest potworem to tylko ja. -spojrzałam mu w oczy
-Co ty mówisz?- zabrał wzrok ze ściany i wymierzył go we mnie
-Ilu ja zabiłam niewinnych ludzi, ilu zraniłam... To ja jestem prawdziwym potworem, ty nim nie jesteś.-wyszeptałam- Raphael musisz przestać tym żyć, bo to cię zniszczy-moje ręce znalazły się na jego torsie i przycisnęły go do ściany- Nie zapomnisz o tym, co zrobiłeś, ale musisz nauczyć się z tym żyć, bo jak trudne i niemożliwe ci się to wydaję, to jednak to jest możliwe i jest to jedyna opcja, która pozostawi cię przy życiu. -spojrzałam w oczy Raphael'a, jego źrenice były rozszerzone, miał dreszcze, jego twarz lśniła od potu. Położyłam dłoń na jego czole.
-Jesteś rozpalony.- w moim głosie było słychać wyraźny niepokój.-Dobrze się czujesz?
-Niezupełnie.-jego wzrok był jakby nieobecny
-Musisz się położyć.-powiedziałam stanowczo.
 Pomogłam Raphael'owi dość do własnej sypialni.
-No już, kładź się.-spojrzałam na niego pytająco, zadając sobie pytanie: dlaczego jeszcze stoi?
-Przestań, wszystko ze mną w porządku.- odparł, a ja się uśmiechnęłam
-Chyba nie lubisz, kiedy ktoś ci pomaga. Ja też za tym nie przepadam. Potraktuj to jeżeli chcesz, jako... Regulacje przeze mnie rachunku? Ty mi pomogłeś, teraz moja kolej. Nie zachowuj się, jak dziecko i się kładź.-chwyciłam go za ramię, kierując na łóżko. Raphael w milczeniu położył się na nie. Za pewne nienawidzi, jak ja tkwić bez celu, być bezużytecznym i unieruchomionym przez siły wyższe.
-Zrobię ci okład- stwierdziłam niepewnie- Masz jakieś... nie wiem ścierki?-spojrzałam na niego pytająco,
 a on pokiwał przecząco głową.
 Skierowałam się do łazienki, kiedy już w niej byłam przypomniały mi się ostatnie incydenty. Podarłam moją koszulkę
 i zrobiłam z niej okład. Resztki mojej koszulki odkrywały mi część moich żeber, a przy okazji moją pokaźną bliznę, 
ale nie zwróciłam nawet na to uwagi.
-Jak się ma książę?- zaśmiałam się wychodząc z łazienki
-Świetnie, mogę już wyjść z tej kołyski?
-Nie, jeszcze bajeczka na dobranoc.- uśmiechnęłam się na chwilę, a Raphael zachichotał. Było mi lepiej, że chociaż na chwilę o tym zapomniał, to nie działało na niego najlepiej.
-Jesteś wycieńczony tym wszystkim. Powinieneś odpocząć.- usiadłam obok niego na łóżku, po czym na czoło położyłam mu kompres, nie odrywając wzroku z jego oczu. 
-Wcale nie jest z tobą świetnie... to jest kolejny przypadek z kategorii: "Wampirom takie rzeczy się nie przytrafiają". Jeszcze gorączki tobie brakowało.-na mojej twarzy malowało się zmartwienie, którego nie potrafiłam zmyć. Przesiadłam się na fotel, nie chciałam później tworzyć Raphael'owi nieprzyjemności, gdybym budziła się obok niego, bo niefortunnie zasnęłam.
-Musisz się przespać Raphael, to nie żarty. Odpocznij, sen dobrze ci zrobi, ja będę kontrolować twój stan, 
o nic nie musisz się martwić. 
 Raphael zapierał się rękami i nogami, że nie zaśnie, sprzeciwiał się, ale w końcu zmęczenie wzięło górę, 
patrzyłam jak jego powieki powoli opadają. 
 W nocy, kilka razy zmieniałam mu opatrunek, kiedy czułam, że temperatura spada, poczułam jak kamień spada mi z serca. 
Obudziłam się nad ranem. "Świetnie, zasnęłam." Spojrzałam na Raphael'a, nadal spał. Śpiący Raphael i w pełni zdrów wywołał na mojej twarzy uśmiech. Ostatni raz dotknęłam jego czoła sprawdzając jego temperaturę.
-w porządku- szepnęłam. To było naprawdę dziwaczne. Wampir, który ma gorączkę... ale to pewnie przez to wszystko, co działo się ostatnio, ogromnie się żarł z tym problemem, to też na pewno nie dawało mu niczego dobrego.
 Zamknęłam za sobą drzwi. 
-"Już pewnie ma mnie dość, niech odpocznie w spokoju"- pomyślałam zabierając dłoń z klamki. 
-Nie ładnie tak bez pożegnania- usłyszałam zza swoich pleców, ten głos wywołał uśmiech na mojej twarzy. Odwróciłam się.
-Księciunio czuję się lepiej, więc nie będę pogarszać jego stanu swoją obecnością, uciekam.- uśmiechnęłam się

(Raphael?)

Od Renesme CD Sebastian

- Jasne... - mruknęłam - to wszystko wyjaśnia.
- Mianowicie? - spytał.
- Nic, nic... - schowałam fioleczkę do kieszeni i popatrzyłam na niego. Ten pomachał skrzydłami.
- No i?
- Co?
- "Cześć, jestem pół demonem, który ma skrzydła i zabije nimi wszystkich" - mruknęłam - no schowaj je, byś wyglądał jak człowiek.
- Dobra, dobra... - mruknął niechętnie i je schował. 
- No. Potem będzie na mnie - mruknęłam - w ogóle... zostawiłam coś u ciebie - mruknęłam.
- Co?
- Mój sztylet - odpowiedziałam - wiem, że go nie masz przy sobie, bo bym go wyczuła.
- Dobra... załatwmy to szybko - zaczęliśmy iść jakąś inną drogą. Nagle złapaliśmy się w pułapkę. Jego broń wypadła, a my polecieliśmy w górę. Wisieliśmy nad ziemią, a sieć była tak mała, że się aż ściskaliśmy plecami.
- BRAWO! Podobno znasz te tereny! - krzyknęłam.
- Musiało być nie dawno powieszone! - krzyknął. 
- Grr... - warknęłam - no to jaki masz pomysł?

<Sebastian?>

OD Renesme CD Raphael


Oparłam się o ścianę budynku, patrząc na pełnię. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Ostatnio... naprawdę coś ze mną jest nie halo. Ze mną... to trochę mało powiedziane. Ostatni tydzień... był dla mnie za spokojny. Teraz już wiem czemu... czemu mam wrażenie, że... że to moja wina? Może... może zamiast Raphaela, powinnam odejść... ja? A jeśli... 
Zsunęłam się po ścianie na ziemie.


Jeśli to prze ze mnie są te ostatnie ataki? Czasem ktoś odchodzi, czasem przychodzi... może teraz moja kolej na... opuszczenie tego miejsca? 
Wstałam i weszłam do środka. Stanęłam przed drzwiami swojego pokoju. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do niego, szukając czegoś. Weszłam pod łóżko i wyjęłam ze skrzyni srebrny sztylet. ścisnęłam go w dłoni. Obiecałam sobie, że nigdy go nie tknę... 
Natychmiast go schowałam odsyłając myśli. W tym momencie wszedł Raphael.

- No i?
- Za mało wiem... - powiedział mi czego dowiedział się od Thomasa. 
- Czyli ktoś tu jest...
- Na to wygląda.
- Zostanę dzisiaj na warcie.
- Renesme...

- Postanowione - skarciłam go wzrokiem i wyszłam z pokoju. Usiadłam w salonie i rozpłynęłam w rozmyślaniu. Od razu przypomniałam sobie wspomnienie sprzed tygodnia. Pomachałam głową, aczkolwiek po chwili przestałam, pozwalając tym wspomnieniom wpłynąć we mnie. Wzięłam głęboki wdech, zamykając oczy. Faktem było to, że to było przerażające, ale... patrząc na inne strony, było to całkiem przyjemne... 
Nie. Renesme, gdybyś to powiedziała przy Raphaelu to by cię zabił!
W tym momencie usłyszałam krzyki z jakiegoś pokoju. Natychmiast wstałam i pobiegłam do tego pokoju. W tym pokoju był mężczyzna, który pomógł mi wyzdrowieć. 

- Co się stało? - spytałam, patrząc na przerażonego wampira.

- Ktoś tu był. Mówił jakieś dziwne słowa... miałem wrażenie, że krztuszę się własną krwią... - powiedział przerażonym tonem. Wyjęłam z kieszeni saszetkę z krwią i mu dałam, by się uspokoił. Wyszłam z pokoju. Spędziłam w salonie cały dzień...

<Raphael?>

Od Raphaaela CD Hayley

Moje oczy drżały, a źrenice się rozszeżyły. Hayley unikała mojego wzroku jak tylko mogła lecz nie dałem za wygraną. Złapałem ją za ppdbródek i uniosłem go, tak że nie miała wyjścia i musiała na mnie spojrzeć. Nawiązaliśmy kontakt oczami, tak, że jakby ktoś teraz miałby go zerwać, wybiłby nas z rytmu i prawdopodobnie noe pamiętalobyśmy co się stało.
-To że podarłaś kartę z mojej dokumentacji nie zmieni przeszłości - mówiłem powoli i ze spokojem, utrzymując dziewczynę w kontakcie wzrokowym.
-Zrobiłem to. Zgwałciłem osobę, którą kocham. Ona nie chciała tego. Pamiętam strach w jej oczach i to, jak patrzyła na mnie jak na potwora. - Przełknąłem ślinę. -Była przerażona. A ja byłem tym potworem. -Przejechałem dziewczynie palcem po policzku i złapałem twarz w dłonie.
- Skrzywdziłem kogoś kogo kocham, zrobiłem coś, co jest gorsze od śmierci - odetchnąłem głęboko i zamknąłem.oczy - A ona mi wybaczyła - miałem szkliste oczy.  Przełknąłem ślinę, i powoli opuściłem dłone, które przedtem spoczyłwały na policzkach zaskoczonej dziewczyny. Byłem rozemocionowany. Odetchnąłem głęboko i przeczesałem włosy starając się opanować emocje. Gdy czułem że rośnie we mnie napoęcie, wybiegłem.z biura. Znam siebie. Wiem co bym zrobił. Agresja jest moją wielką wadą, która uaktualnia się w skrajnych sytuacjach. Zacisnąłem zęby, i mocno uderzyłem w ścianę.  Jestem pptworem. Nawet jak mi wybaczyła. To wszystko wróciło.

od Hayley do Raphael'a

Przejrzałam ogromną część dokumentów, jednak nic nie było warte mojej uwagi, żadna sytuacja nie była podoba to tej, która miała miejsce nie dawno. Jeżeli jednak natrafiło się coś, co miało jedną wspólną cechę, kolejna natychmiast skreślała całą sprawę. Zaintrygowała mnie jedna szara teczka, która praktycznie rozrywała się pod wpływem znacznej ilości dokumentacji. Delikatnie wzięłam ją do rąk i dokładnie ją obejrzałam."Raphael Santiago"- przeczytałam w myślach, po czym spojrzałam na zaczytanego w drugiej części wampira. W prawdzie wiedziałam już wystarczająco dużo o Raphael'u z moich źródeł, jednak dokumenty archiwalne, to całkiem coś innego.
"Raphael jest najstarszym synem Guadalupe Santiago, miał kilku młodszych braci, z którymi mieszkał w Meksyku, zanim rodzina przeprowadziła się do Nowego Jorku. Rzadko widywał ojca, który uderzył go w Zacarecas..."
-Zabiłeś ojca, bo cię bił.- stwierdziłam głośno nie podnosząc nosa z papierów. Nie wiele trzeba było czasu abym czuła oddech wampira na szyi. Raphael stał za mną.
-To nie twoja sprawa.- warknął
-A co z twoimi braćmi?- odwróciłam się do niego twarzą, teczka z informacjami o wampirze delikatnie muskała jego tors, nie byłam świadoma, że stoi tak blisko mnie. Raphael twardo milczał, jednak to milczenie było wystarczająco odpowiedzią na moje pytanie.
-Wybacz, przykro mi...- spuściłam wzrok. Wiem, co to stracić bliskich w chwili, kiedy są najbardziej potrzebni, wiem co to znaczy być poniżanym przez bliskich ci ludzi.
-Nie potrzebuję twojej łaski.- czułam na sobie jego spojrzenie, ale słowa, które wypowiedział wcale mnie nie przekonywały. Ton jego głosu wcale nie pasował to tematu jego wypowiedzi.
-Nie udzielam ci mojej łaski.-spojrzałam mu w oczy i przeszyły mnie dreszcze.
-Czy Renesme... ona wie, że jesteś tu ze mną w celu dowiedzenia się, kto stoi za tym mordem i klątwą?
-Kto?-chciał uciec od tematu, udając głupiego.
-Renesme? Twoja dziewczyna, nie potrafię zrozumieć waszego związku.- zmrużyłam oczy czytając dokumentację, którą Raph próbował mi wyrwać, jednak mu się nie udało. - Ona była wilkołakiem, a ty nienawidzisz wilkołaków, szczerze nienawidzisz wilkołaków i to bardziej niż tradycyjny wampir, a jednak... Ona została przemieniona w wampira, za twoją zasługą, jak mogłeś ją pokochać? Nie mogę uwierzyć, że chodzi o miłość. Słyszałam o tobie, paliłeś całe watahy żywcem, nie zważałeś na nikogo, nawet na dzieci, a tym czasem przywódca klanu wampirów w Nowym Jorku, Raphael Santiago, postrach wilkołaków, bierze sobie za partnerkę kundla.- nie chciałam być dla niego złośliwa, po prostu chciałam mu uświadomić czego się dopuścił.
-Nie masz prawa tak o niej mówić!- warknął wrogo przypierając mnie do regału, zrobił to z taką siłą, że nie tylko kilka książek upadło na ziemię, ale jedna z półek całkowicie się połamała, a dość sporej wielkości drzazgi wbiły mi się w plecy. W dodatku cała dokumentacja Raphael'a wypadła mi z rąk, a pod wpływem znacznej ilość kartek, teczka rozerwała się, a kartki rozproszyły się po całym pomieszczeniu.
-Założę się, że jeszcze przed przemianą sam ją tak nazywałeś- nie dawałam za wygraną, jednak nie chciałam dopuścić do kolejnej kłótni, Raphael ma już dość wrażeń, jednak jeżeli nie zamknie i nie uświadomi sobie pewnych sytuacji, nie może liczyć, że problemów będzie coraz mniej.
-Wybacz Raphael, ale nie potrafię zrozumieć, jak...- zawahałam się na chwile, przygryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy-Jak można zgwałcić własną dziewczynę?- poczułam, jak jego mięśnie się rozluźniają, ucisk staje się słabszy- I nie chodzi mi o to, jak ty mogłeś się tego dopuścić, tylko o to co ona zrobiła... Przecież byliście już parą, spotykaliście się, co oznaczało, że się kochaliście. Akt, którego się dopuściłeś nawet nie patrząc na to, że byłeś pod wpływem alkoholu potwierdzał tylko fakt, że ona cię pociąga, że jest dla ciebie atrakcyjna. Jak ona mogła cię oskarżyć o gwałt?- Raphael puścił mnie z uścisku, a ja nie przestawałam wpatrywać mu się w oczy, które już nie paliły się złością, jakby ostygły- Oskarżyła cię o gwałt, bo czuła do ciebie wstręt Raphael'u, bo nie chciała się z tobą kochać, czego szczerze nie rozumiem, nie tylko z powodu, że była twoją dziewczyną...- Nie łatwo było mi to mu powiedzieć, jednak musi znać prawdę, jeżeli nadal by jej nie znał, nie mógłby prawidłowo funkcjonować, a tego nie chcę. Już jedna bliska mu osoba go zraniła, teraz rani go kolejna, nie może brać cudzych win na swoje barki.
-Raphael? Uważasz, że złamałeś zasadę, że nie możesz już być przywódcą, bo zraniłeś wampirzycę, to nie ty ją zraniłeś, to ona zraniła ciebie, oskarżając o gwałt chłopaka, który szczerze ją kochał...- zaczęłam szukać w rozrzuconych papierach wzmianki o tym nieszczęsnym gwałcie. Kiedy w końcu ją znalazłam porwałam ją na oczach Raphael'a nie wyrażał sprzeciwu, jakby zrozumiał to co przed chwilą mu powiedziałam, oznaczało to też jednoznacznie, że się ze mną zgodził. Atmosfera była naprawdę dziwna, pomimo tego, co mówiłam Raphael był zadziwiająco wyrozumiały, słuchał mnie uważnie i widać było, że również ze zrozumieniem. Ja sama zachowywałam się co najmniej dziwnie. Nie byłam dla niego ani opryskliwa, ani nie stosowałam wobec niego złośliwych uwag, a podczas poznania takich informacji, mogłabym, ja jednak potraktowałam go tak, jak kogoś mi bliskiego...
-Nie chcę niszczyć tego, co jest między wami przez pewnie, jak myślisz "kilka bezsensownych słów", jednak taka jest prawda. Nie mogłeś jej zgwałcić, byłeś przecież jej chłopakiem w tamtej chwili również, nie mogła wybrać, teraz jesteś moim chłopakiem, a teraz nie, bo kiedy się do mnie dobierasz jesteś nikim, obcym knurem, który złapał mnie w ciemnej uliczce i maca mnie niezwykle się przy tym śliniąc. Nie, ona powinna być świadoma faktu, że jeżeli jesteś jej parterem to jesteś nim cały czas, i powinna wiedzieć, że to ty jesteś wszystkim, czego pragnie, że akceptuje ciebie w całości, a nie wybiera z ciebie tylko to, co jej się podoba, nie na tym polega miłość... A no tak, pewnie myślisz sobie: "Co ty możesz wiedzieć o miłości?" Ośmielę się powiedzieć, że wiem więcej niż Renesme.- spojrzałam mu na chwile w oczy, po czym opuściłam wzrok.
-Wcale tak nie myślę- odparł. Znowu poczułam na sobie jego spojrzenie, jednak bałam się na niego spojrzeć, obawiałam się tego, że zarzuci na mnie płachtę swojej nienawiści i wpisze mnie do listy swoich wrogów. Nie bałam się tego, że będzie chciał mnie zniszczyć, jak wroga, ja po prostu wolałam go, jako kogoś innego.
-Przepraszam Raphaelu...- ściszyłam głos.- Nie chciałam abyśmy tak spędzili razem czas. Nie chciałam znowu stać się w twoich oczach... ty już dobrze wiesz kim.-  zabrałam swoją kurtkę z krzesła.
-Ona po prostu na ciebie nie zasługuje- szepnęłam modląc się w myślach o to, że Raphael tego nie usłyszał, po czym, rzuciłam się do wyjścia. Nie chcący zaczepiłam o bark wampira swoim własnym. Nie chciałam nawet na niego spojrzeć przez obawy, a co dopiero jego dotknąć. Wstrząsnął mną dreszcz, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Na to abym kierując się do drzwi nie dotknęła Raphael'a nie pozwoliła mi wielkość pomieszczenia.
 Nagle poczułam uścisk w nadgarstku, to Raphael chwycił go mocno, po czym szybkim ruchem pociągnął do siebie, co sprawiło, że znów staliśmy do siebie twarzą w twarz. Niczym podczas naszego pierwszego spotkania. Mój wzrok spoczął spokojnie na jego torsie, nie śniło mi się patrzeć mu w oczy, iż znów pojawił się strach, że nie będę mogła przestać w nie patrzeć. Raphael jednak nie dawał za wygraną, chwycił mnie za podbródek i delikatnie uniósł do góry nie dając wyboru, nasze spojrzenia się spotkały, czekałam na słowa Raphael'a, które rozebrzmieją się po pomieszczeniu i zapewne rozkażą mi wyjść i nigdy nie wracać...

(Raphael? Przepraszam za to gunfo.)

Od Lillianny cd. Alec'a

Westchnęłam, zmęczona, i powoli zsunęłam nogi przez krawędź łóżka. Spojrzałam na zegarek. 4:35. Miałam nadzieję, że Alec miał naprawdę jakieś fantastyczne wieści, skoro budził mnie o tak wczesnej porze. Szybko wykąpałam się, ubrałam i wzięłam na drogę coś do jedzenia, po czym udałam się do metra.
***
Nocny Łowca czekał na mnie skryty w cieniu, przez co niemal go nie minęłam. Uśmiechnął się delikatnie na przywitanie, chociaż drżały mu kąciki ust ze zdenerwowania. Uniosłam brew, zdziwiona.
- Hej, wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku - mruknął, nie patrząc mi w oczy. - Musiałem zajrzeć do Zakazanej Księgi, żeby znaleźć tego twojego demona.
Podrapałam się pod brodą i starałam się ukryć uśmiech.
- Właściwie to dlaczego te księgi są takie zakazane? Wszystko dla lud... - kiedy mężczyzna spojrzał na mnie spod byka, zamilkłam i zrozumiałam, że naprawdę nie czuł się najlepiej z tym, co musiał zrobić.
- Nieistotne. Trzymaj - podał mi telefon, na którym było wyświetlone zdjęcie strony Księgi, na której widniała podobizna mojego oprawcy. Wydęłam wargi i spojrzałam na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- No co? - Alec wykręcił palce, zdenerwowany i zniecierpliwiony.
- Nie znam się na łacinie, bystrzaku.
Westchnął nerwowo, zabrał mi komórkę i zaczął swoimi słowami opowiadać o demonie;
- Jest bardzo potężny, typem wodno-lądowy, nie przepada za opuszczaniem terenów bagiennych. Jego ataki często mylone są z napadami krokodyli, to głównie z powodu podobnego ułożenia zębów w szczęce. Zazwyczaj nie tropi ofiar, atakuje przypadkowe obiekty. Potrafi się porozumiewać w różnych językach, chociaż zmuszenie go do rozmowy jest niebywale trudne.
Kopnęłam kępkę trawy, coraz bardziej zdezorientowana.
- Skoro tak bardzo lubuje się w terenach błotnistych, to dlaczego postanowił pospacerować w centrum Nowego Jorku? To nielogiczne.
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem.
- W moim świecie mało co jest logiczne - szarpnęłam za włosy, a w odpowiedzi na moje burzliwe emocje zerwał się delikatny wiatr. Alec widząc moją reakcję cicho westchnął. - Prawda jest taka, że nie mam pojęcia, dlaczego coś takiego się dzieje, ale na pewno da się to jakoś wytłumaczyć.
- Mniej czy bardziej logicznie?! - krzyknęłam, sfrustrowana. Po mojej lewej stronie usłyszałam dziwny skrzek i odruchowo odwróciłam głowę w tamtą stronę, jednak nic nie zauważyłam. Zapewne byłam już przewrażliwiona.
- Posłuchaj, twoje absurdalne wybuchy w niczym nam nie pomogą -  oburzył się chłopak. Za nami coś trzasnęło, jednak nie zwracałam na to uwagi. - Po pierwsze, muszę o wszystkim powiedzieć mojej rodzinie, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.
- Przecież jeszcze wczoraj obiecywałeś mi coś innego.
- Nie każ mi sprzeciwiać się swojej naturze. Już i tak potwornie czuję się w związku z tą całą sytuacją z Księgą! - nagle zamarł, jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. - Nie ruszaj się. Najwyraźniej znów mamy towarzystwo.
< Alec? Wybacz, że takie słabe, ale pisane na szybko ;/ >