Valentina McLove

Imię: Valentina, jednak nie znosi jak się tak do niej zwraca. Akceptuje swój pseudonim, Val. Ale zgadza się, aby mówiona na nią Ruda, Wiewórka, czy też Rudzielec.
Nazwisko: McLove
Rasa: Nocny Łowca
Płeć: Valentina jest w stu procentach kobietą.
Wiek: Val jest, dość młoda. Ma zaledwie, 21 lat a już wie że chce się poświęcić, dla ratowania Przyziemnych przed demonami.
Głos: klik
Orientacja: Heteroseksualna
Partner: Że co? Ona w parze z kimś innym? Nie raczej nie, ponieważ dziewczyna jest dość nieprzystępna. Jej charakter każdego, zniechęcał ale może tu, znajdzie kogoś kto nie zrezygnuje i będzie walczył o jej na wpół mroczne serce.
Moc: Elektryczność. Nie jest to, dość silna moc. Nie można, nią zabić a jedynie uniemożliwić ruch kończyn. Nieraz jest możliwość ze serce stanie, ale to na chwilę a po tym zaraz, znów narząd zaczyna pracować. Poza tym, zna się doskonale na magii run. W jej domu były bardzo często używane, więc dziewczyna dużo się nauczyła.
Charakter: Valentina, jest specyficzna. Jej uczucia są ukrywane przed światem po maską, uśmiechniętej i radosnej dziewczyny. Tak naprawdę, dość często cierpi ona na depresję. Jest typem, samotnika często też się jąka i ma częste wybuchy gniewu. Jest wrażliwa, jednak w sytuacji zagrożenia potrafi, zachować zimną krew. Zanim, dołączyła tu mówiono o niej jak o chłopaku. Jej mottem, jest jedno zdanie z piosenki którą napisała sama. ,,Wszystko mogę, nic nie muszę". Od dziecka, trzyma się tej zasady. Nie pozwala, aby ktoś wtrącał się w jej życie z butami. Jednym słowem Valentina jest kimś z kim nie warto zadzierać.
Aparycja: Val ma długie, kręcone włosy w rudym kolorze. Gdy stoi pod światłem, wydaje się że na jej głowie szaleją prawdziwe ogniste języki. Ma niebieskie oczy, co jest dość niezwykłe ponieważ mało ludzi o rudym kolorze włosów posiada ten kolor oczu. Jej żeby są równe, i śnieżno białe. Ma 150 cm wzrostu, jest dość wysportowana i szczupła. Jej zgrabne nogi, od lat przyciągają uwagę, mężczyzn. Ma śniadą cerę, przez co światło księżyca daje jej niezwykły wygląd. 
Inne: 
-Val gra na gitarze elektrycznej, akustycznej i klasycznej.
-Pisze piosenki.
-Ma niezwykły głos, który jej dawni przyjaciele nazywali anielskim.
-Dziewczyna od dziecka, trenowała sztuki walki jak i szermierkę.
-Doskonale posługuje się, bronią białą jak i palna.
Doświadczenie: 0
Historia: Dziewczyna od dziecka, była przygotowywana do tego dnia. Dnia swoich 20 urodzin. Zawsze wiedziała, ze jest Nocnym Łowcą. Ćwiczyła, walczyła na manekinach, ojciec zabierał ją do wampirów i czarowników aby zrobili coś z jej charakterem. Jednak, okazało się to zbyt wielkim wyzwaniem dla każdego z nich. Jej rodzice, byli zrozpaczeni podczas gdy Valentina coraz bardziej zamykała się w sobie. W wieku 17 lat, przefarbowała się na czarno, i nosiła brązowe soczewki. Gdy przeprowadzili się do Nowego Jorku Od razu poczuła, obecność Nocnych Łowców. Jednego z nich, spotkała osobiście jednak nie był zbyt rozmowny, więc podążyła za nim do Instytutu. W dniu swoich, 18 urodzin ciągle trenowała. Tylko że ciężej, i więcej. Gdy skończyła 20 wiosen, ojciec zaprowadził ją pod bramę Instytutu. Hodge, dawny przyjaciel jej ojca, nie był przekonany jednak ją przyjął zastrzegając że nie potrzebuje tu kogoś kto nie potrafi, walczyć w grupie. Ona tylko, pokiwała głową i niemal natychmiast wpadła na jednego z Nocnych Łowców, po czym wyminęła go i zamknęła się w pokoju. Nie wyszła pożegnać się z ojcem. Starała się, nie przywiązywać do rodziców bo wiedziała że, gdy przybędzie do Instytutu zacznie zupełnie nowe życie. I nie myliła się.
Kontakt:
Horwse- ValentinaMe

Od Ariki do Cole'a (CD)

- Puść mnie! Oszalałeś?! - wyrywałam się i wyrywałam. Widziałam, jak Cole upada na ziemię.
- On jest po stronie Valentine'a! - warknął Jace
- CO?! Ty nie wiesz, o czym mówisz!
- Posłuchaj. Nie wiem, jakich głupot ci naopowiadał, ale...
- Głupot?! To ja wysłałam list do Konklawe o pomoc! A nie o przybycie, aby zabić jednego z naszych. Do tego po naszej stronie! - wyrywałam się dalej - Puść mnie ty patentowany idioto.
Nie panowałam już nad sobą. Byłam wściekła. To nie Cole'a powinni atakować, tylko Valentine'a.
- Nie jestem patentowanym idiotą - mruknął pod nosem, jednak tak, abym usłyszała. Gniew dalej mi się kotłował w żyłach. Byłam zła na wszystkich tu obecnych.
- Brak patentu nie dowodzi inteligencji - odparowałam - Posłuchaj. Valentine czegoś od niego chce, choć nie wiemy czego. Cole przybył tu, by ratować brata. Ale chciał walczyć z Valentine'em. On jest niewinny! Nic złego nie zrobił! I jeżeli trzeba, będę zeznawać przed Radą z Mieczem Anioła - powiedziałąm, coraz bardziej podnosząc głos. - A wy lepiej byście zrobili, gdybyście zaatakowali prawdziwego wroga, a nie jednego ze swoich.
I właśnie, jak na zawołanie, wyszedł z sąsiedniego pokoju. Uzbrojony. Wraz z kilkoma innymi Nefilim. Zapewne to ci sami, którzy przed laty walczyli razem z nim w Kręgu. 
Jace zesztywniał, ale mnie puścił i wyjąć serafickie ostrze. Ja zaś sięgnęłam po katanę, którą w całym tym zamieszaniu upuściłam. W pomieszczeniu słychać było szmer wypowiadanych imion aniołów, a zaraz potem całe pomieszczenie zabłysło. Zaczęła się walka, ale ja podbiegłam do Cole'a. Narysowałam mu kilka iratze oraz runów na uzupełnienie krwi. To na razie musi starczyć.

<Cole?>

Od Cola do Ariki (CD)

Patrzyłem przerażony. Przecież kazałem jej uciekać! Dyskretnie się rozejrzałem, i nagle w oczy poraziło mnie światło odbijające się od, broni białej. Podczas, gdy Valentine skupiał uwagę, na Arice ja niepostrzeżenie przemknąłem się, do broni. Złapałem za rączkę, pierwszego lepszego ostrza i jednym ruchem powaliłem, kilku z wampirów. Pozostali, właśnie się odwrócili.
-Cole, więc jednak trenowałeś co? -głos Valentina, przedarł się przez ciszę. Jednak, co się może wydawać dziwne nie patrzyłem na niego. Wiedziałem że może mnie zabić, ale moja uwaga była poświęcona Arice.
-Daj jej odejść Valentine! Zrobię to czego chcesz, ale ona ma zostać wypuszczona. -patrzyłem teraz, mu prosto w oczy. Zaraz dodałem -To czego chcesz?
-Cole, nie! Nie zgadzaj się! -słyszałem jej krzyk. Nie zwracałem na nią uwagi.
Valentine stał na przeciwko, mnie. Spojrzał mi w oczy, i jego głos rozniósł się po pomieszczeniu.
-Chce ciebie Cole. Jeżeli zasilisz moje szeregi,twoja dziewczyna zostanie wypuszczona -posłał mi uśmieszek.
-Ona nie jest moją, dziewczyną. To tylko przyjaciółka. Mogę z nią pogadać? Sam? -Valentine pokiwał głową, i wyszedł zostawiając mnie z Ariką samych. Stała tam, i patrzyła na mnie podczas gdy ja, zaciekawiony patrzyłem na łańcuszek na jej szyi który odbijał światło z lamp które były powieszone na suficie. Gdy podniosłem, wzrok dostrzegłem w oczach Ariki błysk. Starała się powstrzymać łzy. Zrobiła krok, w moją stronę. Szła coraz szybciej, a gdy stała na tyle blisko abym mógł jej dotknąć, delikatnie dotknąłem jej twarzy. Spojrzała na mnie błagalnie.
-Cole, przecież nie musisz... -zaczęła jednak gwałtownie jej przewałem.
-Musze. To jedyne wyjście. A tak właściwie -zabrałem dłoń z tej twarzy -dlaczego nie uciekłaś?
-Nie mogłam, pozwolić abyś zginął. Po prostu nie mogłam.
-Ale teraz, pozwolisz. Pozwolisz abym zginął. I.. -nie skończyłem zdania, bo strzała świsnęła mi koło ucha.
Zwróciłem, się w stronę skąd owa strzała pochodziła. Stał tam Jace, i kilkoro innych których nie kojarzyłem. Krzyk Jace'a rozniósł się po pokoju. Dziewczyna, która stała obok już celowała we mnie, kolejną strzałą.
-A jednak Hodge, miał rację! Sądziłem że to tylko, jakieś żarty a jednak nie -Jace był pewien, tego co mówił. Ciekawe co Hodge mu nagadał.
-Ale...Jace, o co ci chodzi? -Arika zapytała tak samo, zdziwiona jak ja.
-Arika, odsuń się od niego. Cole jest po stronie, Valentina! -skinął głową, dziewczynie a ta wypuściła strzałę, która trafiła mnie w ramie. Ugrzęzła na dobre, skrzywiłem się. Z rany, obficie ciekła krew zabawiając mi koszulkę.
-Cole! -Arika, znów przeżywała to samo. Znów jestem ranny. Widziałem jak Jace, podbiega do niej i odciąga w stronę wyjścia. Straciłem ostrość obrazu, słyszałem tylko szumy. Potem zapadłem się w ciemność...
Arika?

Od Rachel CD Sebastiana

-Czy ty próbujesz mi coś udowodnić?- zmrużył oczy, podnosząc się z ziemii, po uniku. Ja wyprostowałam się gwałtownie i przełknełam ślinę. Przeszedł mnie krótki deszcz starchu, który on mógł wyczuć po moich oczach. Ale odrzuciłam te emocje tak szybko, jak przybyły.
-Może...-wyciągnęłam drugi sztylet i ustawiłam się w pozycji gotowej do ataku. Odwaga i zawziętość nie dały mi przegrać.
-Nie igraj z ogniem... - przewrócił oczami, z skwarzoną miną i  rozczarowaniem. Wyczułam, że udaje. Chwyciłam mocniej rękojeść, po czym ruszyłam. Zrobił unik a sztybley wbił się w ścianę.
-To nie ja psuję to pomieszczenie....- przypomniał ironicznie. Zdenerwował mnie jeszcze bardziej, po czym zaszarżowałam. Po raz drugi nie udało mi się, a on korzystając z chwili, przygwoździł mnie do ściany, unieruchamiając.
-Jak już powiedziałem....
-Nie igraj z ogniem - przerwałam mu z ironią w głosie. Lecz po chwili zmrużyłam oczy i skwitowałam.
-Ale ja lubię ryzyko - zaśmiałam się. W tym momencie ja wykorzystałam szanse. Dwa sztylety wbiły mu się w brzuch, osunął się po mnie na ziemię, łapiąc powietrze. Takiego ruchu się nie spodziewał.
- A teraz zarządzam przerwę, w której wylądujesz za drzwiami.- nachyliłam się bliżej jego twarzy, na której malowało się oburzenie i ból.- Nie wiem, czy Raphael i inne wampiry z DuMortu będą zachwycone widokiem skulonego z bólu nocnego łowcy na korytarzu.
Odwróciłam się i spojrzałam za okno. Była pełnia księżyca, środek nocy. Poczułam ukucie w sercu, ale nie takie, które zabija- poczucie sumienia. Nie mogłam go tak zostawić. Zadałam mu rany i muszę zadbać o to, aby wyzdrowiał. Ale jeśli będę wciąż wychodzić z hotelu, to Raphael będzie mógł coś podejrzewać.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na chłopaka. Leżał nieruchomo na podłodze. Nie oddychał.
- Hej! Obudź się! Słyszysz mnie? - zapytała z przewrażliwieniem w głosie.

Sebastian?

Od Sebastiana CD Renesme

W życiu!!- wykrzycza)em. Alfa zbliżał się niebezpiecznie szybko. Był rozwścieczony. Z pyska lały mu się litry śliny i innej nieokreślonej substancji.
-Uciekaj-!!- ponagliła, biegnąc w stronę alfy. Niewiele myśląc żuciłem się, przewracając dziewczynę, gdy potwór chciał skoczyć. Chybił.
-Jesteś idiotką!!- krzyczałem przez wściekłe warczenie Alfy. Przeciągnąłem kawałek dziewczynę, gdy ten znowu zaatakował. Rzucił się z pazurami, ale chybił. Zanim udało mu się odwrócić, zdążyłem ją przeciągną' kawałek dalej nad urwisko. 
-Zostaw mnie!- wykrzyczała próbując si3 wyszarpać. Co chwilę zerkałem na monstrum które dopadała furia.
-Zamknij się i choć raz mnie posłuchaj!- wykrzyczałem jej do ucha, po czym przuciągnąłem do siebie, obejmując w brzuchu, po czym rozpostarłem skrzydła. W tym monencie alfa zaatakował znowu. Obiąłem nas skrzydłami i żuciłem się w przepaść. W jednym momencie było słychać szum wody, a już niecałą sekundę później z imperem, jak pocisk wlecieliśny w głębiny. Rozpostarłem skrzydła i machałem nimi pod wodą, a już po chwili byliśnt na powierzchbi, wzbijając się w powietrze. Renesne się nie odzywała, ksztusząc wodą. Już po chwili zobaczyliśny niepozornie wyglądający pokryty trawą ląd.
Z impetem wylądowaliśmy, poturbowani, gdyż nie udało mi się dobrze wylądować. Oboje dyszeliśmy jak po wielkim wysiłku. Nastała cisza, w której słychać było tylko nasz oddech. Lecz już po chwili ciszę przerwał głos.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zmarszxzyła brwu, patrząx na mnie.
-Nie lubię gdy przeciwnik sam skazuhe się na śmierć. - zamknąłem oczy, dysząc.
odwróciłem się w jej strobę, marszcząc czoło. -Jesteś walnięta - podsumowałem.

Od Renesme - c.d Sebastian

Uciekaliśmy jak jeleń przed niedźwiedziem. To było dziwne. Ale nie chce znowu być wilkołakiem. Niedawno się przyzwyczaiłam, by być Wampirem!
- Biegnij! Biegnij! - krzyknął Sebastian. Popatrzyłam na drzewa.
- Mam pomysł. Leć! - wskoczyłam na drzewo i zaczęłam skakać po drzewach. Sebastian leciał nade mną. Samotny Alfa nie odpuszczał.
- Dobra! Zaraz powinien... - Alfa wpadł w metalową sieć. Zeskoczyłam i popatrzyłam na wilkołaka. Sebastian wylądował koło mnie.
- A ty tu czego? Nie odleciałeś? - podniosłam brew - przynajmniej nie będziesz się mną męczyć... - wzięłam głęboki wdech i zaczęłam odchodzić, gdy nagle sieć się zerwała. Alfa wkurzony zaczął biec szybciej.
- W NOGI! - złapałam go za nadgarstek i zaczęliśmy biec. Puściłam go i ponownie biegliśmy w głąb lasu. Dotarliśmy nad przepaść.
- Leć!
- Co? - spytał niezrozumiale.
- LEĆ! Możesz przelecieć przez ten wąwóz! - wyjęłam sztylety.
- Zwariowałaś?!
- Tak - oblizałam się i szykowałam na atak.

Od Renesme - c.d Raphael

- Gadaj! - uderzył mnie mocniej próbując ze mnie wyciągnąć miejsce hotelu. Trzymałam język za zębami i tylko tłumiłam w sobie ból
- Koran mamy współrzędne! - powiedział jakiś łowca. Wyprostowałam się. Ale jak...? Nic im nie powiedziałam!
- No i widzisz... nawet bez Ciebie potrafimy odnaleźć to co chcemy - uśmiechnął się szyderczo. Złapałam go nogami i przybliżyłam do siebie.
- Kto? - warknęłam. Ten przejechał mi sztyletem przy lewym oku. Puściłam go.
- Przygotować się! Zaraz zaczną go ewakuować! - zamknął mnie, a ja zaczęłam wisieć w bezruchu jakby martwa. I co ja mam zrobić? Jak wrócę pomyślą, że ich zdradziłam, a jak nie wydostanę się stąd umrę... ale jak się wydostanę będę mieć szansę, by uratować Raphaela.
- Ej! - krzyknęłam - potrzebuje krwi! Inaczej nic wam nie powiem, bo umrę z wycieńczenia! - po pięciu minutach przynieśli mi saszetki z krwią. Napiłam się i opatrzyli mi oko opatrunkiem. Natychmiast ich skopałam po czym nogami wzięłam jednego z nich sztylety i rozcięłam sznury zębami. Upadłam na ziemię ledwo żywa, ale wstałam i pobiegłam w stronę domu.

********

Kulejąc ledwo dobiegłam na miejsce. Wszyscy się ewakuowali. Rozglądałam się i...
- Raphael! - krzyknęłam i podbiegłam do nich, ale nie chcieli mnie wpuścić.
- To Ty zdradziłaś im naszą pozycję! - krzyknął jakiś nowy. Pierwsze go widzę.
- Ja nie... - otarłam ręce od sznurów - nic mu nie jest?
- A co cię to obchodzi?! Zdradziłaś nas! - krzyknął i poszli. 
- Zapłacą mi za to... - wypożyczyłam od kogoś sztylety i pobiegłam w stronę łowców. Pobiegłam w ich stronę. Jedynie co mogłam zrobić to powalić niektórych. Wnet od tyłu ktoś na mnie skoczył, ale...
- Thomas?! Co ty tu robisz przecież...
- Znam Cię na tyle, że na pewno byś nie zdradziła naszej lokalizacji - odbił jakiegoś - musimy mieć kreta - ledwo się trzymałam na nogach, ale musiałam walczyć.
- Moment...
- Ten nowy! - krzyknęliśmy razem i odbiliśmy kolejną szarżę. 
- Idź do niego! - krzyknęłam - On Cię potrzebuje! TERAZ!
- Ale...
- Ten gościu może go zabić!
- Renesme...
- IDŹ! - Thomas natychmiast odepchnął łowcę i pobiegł w stronę Raphaela. Byłam zmęczona, głodna i osłabiona.
Ale muszę walczyć... dla nich...
Walczyłam przez dobre czterdzieści minut. Kupiłam im czas. 
Dostałam w czymś w głowę i upadłam.
- Zobaczymy, czy dowódca odda się w zamian za nią... - potem zobaczyłam pustkę.
- N...nie... Raphael... - wyszeptałam próbując wstać, ale nie miałam sił... 

Od Sebastiana CD Rachel

Czy ty próbujesz mi coś udowodnić?- zmrużyłem oczy, podbosząc się z ziemii, po uniku. Ta wyprostowała się gwałtownie i przełkneła ślinę. W jej oczach przenkneła drobina strachu lecz w tej samej sekundzie w której się pojawiła, znikneła. 
-Może...-wuciągbeła drugi sztylet i ustawiła się w pozycji gotowej do ataku.
-Nie igraj z ogniem... - przewrócułem oczami, z skwarzoną miną, udawanym rozczarowaniem. Ta chwyciła mocniej rękojeść, po czym ruszyła. Zrobiłem unik a sztyler wbił się w ścianę.
-To nie ja psuję to pomieszcznie....- prztpomniałem ironicznie. Dziewczyna zdenerwowała się jeszxze bardziej, po czym zaszarżowała. Pp raz drugi nie udało jej się, a ja kożystając z chwili, przyfwoždziłem ją do ściany, unieruchamiając.
-Jak już powiedziałem....
-Nie iraj z ogniem - dziewczyna mi przerwała z ironią w głosie, dokańczakąc zdanie. Lecz po chwili zmrurzyła oczy i skwitowała.
-Ale ja lubię ryzyko - zaśmiała się. W tym momencie poczyłem ból. Dwa sztylety wbiły mi się w brzuch, osunąłem się po dziewczynie na ziemię, łapoąc powierrze. Takiego ruchu się nie spodziewałem.

Od Isaac'a CD Lii

Zawsze jesteś taka niecierpliwa?- skwitowałem, marszcząc brwi, oglądając swoje paznokcie.
Ta przewróciła oczami i odetchneła głeboko, zmęczona, wycierając si3 ręcznikiem. Po chwili staneła w lekkim rozkroku i założyła ręce na pierś.
-A wogóle jak tu wszedłeś?- zmarszczyła brwi z niezrozumieniem. Popatrzyłem na nią z lekką ironią.
-Tylne wyjście - powoedzoziałem ze znudzeniem. Li zmieniła pozę, na mniej 'grožną' po czym ponagliła pytanie.
-Jakiej rasy jesteś? -
Popatrzyłem na nią, a zarwz potem na swoje paznokcie. Jednym lekkim machnięciem ręki ostre jak brzytwy pazury pokazały się, a moje oczy zaświeciły na jaskrawy kolor.
-Mam się dalej przemieniać, czy już zgadłaś?- zapytałem z ironią w głosie.