Od Lii do Lzzy CD

-Lzzy, ja zawsze daje z siebie wszystko -posłałam dziewczynie uśmiech i spojrzałam na zegarek, na ręce. Miałam jeszcze trzy godziny, do 18. Postanowiłam szybko wpaść do kuchni. Wypiłam szklankę, soku pomarańczowego, zjadłam kanapkę z pomidorem i serem po czym wyszłam przed instytut. Siadłam na ziemi, i zaczęłam myśleć. A co jeśli, natkniemy się na moją wampirzą rodzinę?
Nie chce, ich krzywdzić a jednak w głębi czuję że tak trzeba. Moja rodzina, nie jest już moją rodziną. Sa potworami, z którymi ja muszę walczyć. Musze walczyć, i nie mogę patrzeć na to kogo znam a kogo nie.
Nagle poczułam, czyjąś dłoń na ramieniu. Uniosłam, głowę i spostrzegłam przyjazną twarz Lzzy.
-Gotowa? -zapytała z uśmiechem. Odpowiedziałam, jej tym samym.
-Jasne! Jak nigdy, wcześniej -wstałam w mgnieniu oka. Razem, z Lzzy podążyłyśmy po nasze bronie. Wzięłam łuk, i jedno ostrze. Spotkałyśmy się, przy bramie.
Chodziłyśmy, po opuszczonych domach i magazynach. Badałyśmy opustoszałe uliczki. Nie zauważyłyśmy niczego, niezwykłego. Gdy miałyśmy przechodzić, przez bramę usłyszałam błaganie. Ktoś potrzebował pomocy! Ruszyłam biegiem, w kierunku z którego dobiegał krzyk z Lzzy na ogonie. Wbiegłyśmy, gdzy istota rzuciła się na kobietę. To co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach.
-Mama... -szepnęłam, a wampirzyca o czerwonych oczach, spojrzała na mnie.
-Witaj, moja mała córeczko -zaraz po tych, gardłowych słowach, rzuciła się na mnie.
Jedynie, ostrze które trzymałam w dłoniach chroniło mnie, przed jej zębami. Lzzy, chciała zabić kobietę.
-Lzzy! Nie! To moja mama! -wycharczałam.
Lzzy?

Od Renesme - c.d Raphael

Gdy wyszedł oparłam się o oparcie łóżka ściskając kołdrę. Moje nadgarski były poranione, a regenerowały się bardzo wolno... musiały być czymś nasiąknięte. Wzięłam jakieś bandaże i zabandażowałam sobie ręce. Aż tak nie piekło jak przed chwilą. Wyjęłam spinkę mojej mamy z kieszeni i wpięłam we włosy. Walczyłam ze snem, ale w końcu usnęłam.
Obudziłam się parę godzin przed zmrokiem. Czułam się lepiej... nadgarstki nadal mnie piekły, ale czułam się na siłach. Wstałam na nogi i podeszłam na balkon. Księżyc był prawie w pełni, lekki wiatr powiewał moje włosy odsłaniając moje lewe, o mało co nie ślepe, białe oko... Zamknęłam oczy i dałam się ponieść fantazji. Odprężyłam się... zrelaksowałam czując jak wiatr mnie pieści...
- Widzę, że już ci lepiej - odparł Raphael opierając się o werandę drzwi.

Od Raphaela CD Renesne

-Nie ma sprawy- wymusiłem na sobie uśmiech. Wojna, jak to wojna, są straty. Ale ona była potrzebna. By pokazać że wampiry są potęgą i godnym przeciwnikiem. Wyprostowałem się i westchnąłem.
-Dużo się ostatnio dzieje nie?- rzuciłem, by wyrwać się z wiru swoich myśli. Dziewczyna nie odpowiedzoała tylko bardziej znarszczyła brwi. Spojrzałem na jek nadgarstki. Regeneeowa(r się wolniej niż zazwyczaj.
-Musisz odpoczywać, sen dobrze zrobi na rany,podobno jutro ma być o wiele lepiej.
Westchbąłem wstając z rogu łóżka.. Musiałem z nią poważnie poroznawia', lecz musi być sa)kowicie zdrowa. Zresztą... Nie chce  jej przesilać.