Od Nathaniela - C.D Lzzy
-Hej rudzielcu- zawołałem
Odwróciła się i spojrzała w moim kierunku. Po chwili podeszła bliżej.
-Nathaniel... nie byłeś na treningu-zauważyła i przysiadła się
- Fakt, nie było mnie - uśmiechnąłem się - Byłem zajęty
- A cóż takiego było ważnego niż trening? - spojrzała się na mnie wyczekując odpowiedzi
- Spacer, czytanie książek - odpowiedziałem - Nie chciało mi się iść na ćwiczenia - dodałem
- Rozumiem - skinęła głową
- A jak tam na treningu? - zagadnąłem
- Nie pytaj - westchnęła
- Aż tak źle? - zaśmiałem się
- Znów ćwiczyłam z Williamem, koszmar...
- Źle walczy? - spytałem - Czy jest za dobry i ciągle przegrywasz? - uśmiechnąłem się
(Lzzy?)
Od Lzzy CD Nathaniel
-aż tak się narażasz?-zapytał siadając naprzeciw mnie.
-ktoś musi. nie kręci mnie polowanie z innymi ludźmi.-odparłam-nie stronię od ludzi, ale ta adrenalina i ryzyko,.. to część mnie.
Zeskoczyłam lekko ze stołka wykonując piruet i uśmiechnęłam się.
-Jutro trening. do zobaczenia-puściłam mu oczko i wyszłam.
Trening okazał się okropny, w parze z williamem. Nathaniela nie widziałam.
Wyszłam z sali i poszłam na dwór.
-hej rudzielcu- usłyszałam.
Odwróćiłam się.
Mój nowy znajomy siedział na ławce
-Nathaniel... nie byłeś na treningu-zauważyłam i przysiadłam się
[Nathaniel?]
Od Lzzy CD Wiliam
Trenowaliśmy ostro. Żadne z nas nie chciało być gorsze od drugiego.
Mieliśmy to samo pragnienie, pokonać partnera ćwiczeń.
Trening przeciągał się w nieskończoność, aż po paru chyba godzinach usłyszeliśmy gwizdek.
-baczność!
Wszyscy stanęliśmy w dwu szeregu z partnerami przed łowcą.
-na dzis koniec porannego treningu. Wieczorem lowy. Patrzyłem na was i wieczorem chce was widzieć. W tych parach co jesteście, przydzielony zostanie wam demon. Wspolpraca to podstawa! Do zobaczenia. Spocznij.
Wszyscy zaczęli sie zbierać do wyjścia.
-ta ty i wspolpraca-uslyszalam Williama.-w zyciu nie zlowimy tego potwora-dodal.
Trzask!
Zareagowalam błyskawicznie.a William masowal sobie policzek
-diablico! Psychiczna jesteś -zawołał.
-nie znasz mnie. Więc nie oceniaj, czy umiem współpracować czy nie.
-ta. No to po co wymykasz się nocami sama zamiast iść z kimś?
-bo szukam zabójców rodziny ty kmiocie!-wrzasnęłam i wybiegłam z hali ocierając łzy.
Nie poszłam na śniadanie. Zamknęłam się w mojej kwaterze. Od lat nie płakałam. On zmusil mnie do tego.
Moja rodzina... Teraz odczułam jak bardzo mi ich brakuje. Rodziców, czwórki rodzeństwa.... Nawet tego wrednego kota.
Nie miałam teraz ochoty widzieć nikogo.
Weszłam pod prysznic, by zmyć z siebie zapach potu, zmęczenia i porażki, jaką byl trening z Williamem.
By się pocieszyć usiadłam do pianina i zaczelam grać"dla Elizy" by przelać całą gorycz zatapiając się w muzyce.
(William?)
Od Delli do Nathaniel'a (CD)
Od Ariki do Jace'a (CD
Od Raphaela CD Rachel
Dobrze... - podniosłem brew tajemniczo. Stanąłem przed rozbitym lustrem i wyprostowałem się, zamykając oczy w skupieniu. W momencie gdy szkło przejeło demoniczną moc, straciłem na chwilę oddech. Odłamki uniosły się jeszcze wyżej, a ja momentalnie odwróviłem się w stronę dziewczyny. Gdy to zrobiłem, odłamki pognały w stronę dziewczyby, która zasłoniła się rękoma. Kilka centymetrów przed jej ciałem kawałki lustra zatrzynały się i z hukirm spadły na ziemię.
Ta otworzyła oczy.
-Tylko tyle?- zaśmiała się dwriąco. Odwriciłem się w jej stronę, i załozyłem ręce na pierś, podnosząc brew.
-Lepiej spórz za siebie - uśmiechnąłem się lekko. Za dziewczyną właśnie szkło się stapiało, tworząc demona.
Od Jace'a - Do Ariki (CD)
Od Katherine - Do William'a
- Co się dzieje? - zapytałam szorstkim głosem, stając obok nich z założonymi na piersiach rękoma. Jace spojrzał na mnie i wskazał na zdjęcie widoczne na monitorze.
- W hotelu DuMort zgłoszono kolejne ataki Wyklętych. - powiedział blondyn, wkładając ręce do kieszeni.
- Trzeba wysłać kogoś na sprawdzenie, nie uważasz? - zaproponowała Maryse, patrząc pytająco na Alec'a i Jace'a. Pokiwali głowami, i mieli już iść, lecz mój głos ich zatrzymał.
- Sama muszę to zobaczyć. - odparłam, zmierzając w stronę korytarza. Odwróciłam się. - To idziecie, czy nie? - dodałam, unosząc prawą brew. Bez zastanowienia ruszyli za mną i niedługo potem staliśmy przed siedzibą wampirów. Czekaliśmy, aż ich przywódca łaskawie zjawi się i pozwoli nam zobaczyć Wyklętych.
- Co tu robicie? - spytał, pojawiając się za nami. Bez wzruszenia, z poważną miną zaczęłam dokładnie go oglądać. Ocknęłam się i zabrałam za odpowiedź.
- Chcemy zobaczyć tych Wyklętych. Można? - spróbowałam przejść, jednak zatrzymał mnie ręką i delikatnie odepchnął.
- Ktoś już tutaj był w tej sprawie. Musicie zacząć się komunikować, bo źle na tym wyjdziecie. - odpowiedział czarnowłosy wampir. Po chwili zza drzwi ukazała się znajoma sylwetka. Myślałam, że zaraz oszaleję. Kto go tu wysłał i jakim prawem?! Może przyszedł sam, bez zgody Maryse. Po jego charakterku było to całkiem możliwe.
- Trudno, sama muszę to zobaczyć i ocenić. - odparłam, wzruszając ramionami. Jace oraz Alec ruszyli za mną. Wyminęłam William'a, z trudem powstrzymując się od spojrzenia na niego z pogardą, co miałam w zwyczaju.
William?
Od Nathaniela - C.D Delli
-Co tu robisz o tak późnej porze? - spytała
Podniosłem się na równe nogi i wyciągnąłem sztylet. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po tej dziewczynie.
- Nie twoja sprawa - mruknąłem nie spuszczając jej z oczu.
- Nie musisz być od razu taki nieuprzejmy - dodała podchodząc bliżej.
- Jesteś wampirem, to zrozumiałe
- Nocny Łowca? - zapytała lustrując mnie wzrokiem - Zgadłam, jak zwykle aroganccy i pewni siebie - prychnęła
- Co tutaj robisz? Nocne polowanie?
- Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie, więc nie licz, że ja odpowiem na twoje. Nocni Łowcy jak zwykle gardzą innymi i zadzierają nosa - prychnęła
- Czekałem na ciebie - powiedziałem co wymyśliłem na poczekaniu - Mam zlecenie na twoją śmierć - uśmiechnąłem się
Dziewczyna cofnęła się kilka kroków, lecz po chwili znów nabrała pewności siebie.
- Kłamiesz - odrzekła - Słyszę przyśpieszone bicie serca. Zresztą mogłabym zakraść się po cichu i nawet nie zdążyłbyś dobyć sztyletu - wskazała na ostrze, które mocno ściskałem w ręku. - Jesteś kiepskim kłamcą
- Myślałem - odparłem
- Co? - zdziwiła się nie rozumiejąc
- To odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie - sprostowałem - Chciałem pomyśleć, więc dlatego tu siedziałem. A ty co robisz w takim miejscu?
(Della?)
Od Nathaniela - Do Lzzy
- Hej - zawołała lekko się uśmiechając
Odstawiłem szklankę na blat kuchenny i chwilę się zawahałem, po czym jej odpowiedziałem.
- Kim jesteś? - zapytałem upijając mały łyk mleka
- Jestem Lzzy - odparła bawiąc się czarną bransoletką na ręce. - Nie widziałam cię tutaj nigdy - dodała
- Wczoraj przyleciałem z Londynu. Nathaniel - przedstawiłem się po czym umyłem po sobie naczynie i odstawiłem na miejsce.
Odwróciłem się do niej tyłem aby przyszykować sobie kanapkę. Trochę mi się z tym zeszło.
- Niedawno była kolacja - powiedziała
- Wiem - odparłem kierując się do wyjścia - Skoro już była to co ty tu robisz? - spojrzałem na nią zatrzymując się w połowie drogi.
(Lzzy?)
Od Delli
Odgarnęłam włosy do tyłu idąc dalej. Cały czas szłam przed siebie ,,aż zatrzymałam się przy ciemnym domu ,obok niego stała jakaś ciemna postać . Jakaś dziwna siła pchała mnie w tamtą stronę jednak ,rozsądek podpowiadał ,inaczej. Nie przejmując się zbytnio podeszłam bliżej tego tajemniczego domu , przecież jakie zagrożenie może mnie tu spotkać - pomyślałam. Kiedy doszłam do trawnika zauważyłam trochę podniszczony dom , z odpadającym tynkiem. Jednak moją uwagę przykuło coś innego a mianowicie schody z tyłu domu widoczne dalej. Na schodach siedziała jakaś postać .Ciężko mi było rozpoznać ,czy to chłopak a może dziewczyna.
Podchodząc bliżej zadałam pytanie :
-Co tu robisz o tak późnej porze?
< Ktoś dokończy?>
Od Ariki
Była noc, a wszystko spowijał mrok. Nawet księżyc z gwiazdami ukrył się za chmurami, jakby wiedział, co się dziś wydarzy...
Razem z całym Konklawe zakradaliśmy się do jednego ze starych budynków gdzieś na przedmieściach miasta. Niedawno odkryliśmy, że jest to kryjówka kilku demonów, które, zuchwałe, już zabiły kilku Przyziemnych. Po długim śledzctwie Harry - jeden już ze starszych Nocnych Łowców, przyszedł do nas z wiadomością, że wreszcie ich nzalazł. Zaczęły się przygotowywania do wyprawy. Moi rodzice prosili mnie, abym została w Instytucie, ale nie chciałam ich słuchać. Jestem już pełnoprawnym Nocnym Łowcą, a oni dalej obawiają się wypuszczać mnie na jakiekowlwiek wyprawy.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na mniejsce, otoczyliśmy budynek i w jedej chwili wkroczyliśmy do środka.... Jednak nikogo tam nie było. Spokojnie, z serafickimi ostrzami w ręku, zaczęliśmy przeszukiwać budynek. Roazdzieliliśmy się. Szłam sama, ciemnym korytarzem, kiedy usłyszałam szyderczy śmiech. W jedej chwili pobiegłam w kierunku tego dźwięku i.... zamarłam z przerażenia. Całe pomieszczenie wypełniały demony. Nefilim próbowali się bronić, ale było ich zbyt wielu. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu moich rodziców. Demony przyszpilili ich do podłogi. Chciałam im popiec na ratunek, ale nie mogłam. Demon, który nie wiadomo skąd pojawił się za mną, złapał mnie i mocno przytrzymał. Moje serafickie ostrze upadło na ziemię. I wtedy wszystko ucichło. Zobaczyłam Harry'ego podchodzącego do jednego z demonów... z uśmiechem. Podał mu Pyxis. Wszystko rozegrało się w jednej chwili. ęsta mgła, ryk, śmiech, dźwięk upadającego pudełka na ziemię. Przede mną pojawił się Azazel - jeden z potężnieszych demonów, którego moi rodzice schwytali przed kilkoma laty.
- Wreszcie - powiedział głosem, który brzmiał jak papier ścierny.
Odwrócił się do Harry'ego.
- Wywiązałeś się z umowy - uśmiechnął się.
Nocny Łowca pochylił głowę.
- Tak, Panie. Wywiązałem się. A teraz liczę na spełnienia twojej częśći umowy. Masz antidotum? - odpowiedział.
Demon się zaśmiał i w jedenj chwili zabił mężczyznę.
- Nigdy nie ufaj demoną.
Harry osunął się na ziemię i padł martwy.
Azazel spojrzał na moich rodziców.
- Wreszcie. Zemsta. Tak długo na nią czekałem.
Odwrócił się w moją stronę i stanął lekko zaskoczony, jakby dopiero teraz mnie zauważył. Może tak było...
- No proszę... Macie córkę. - zaśmiał się.
- Zostaw ją! - krzyknęła moja matka.
- Ależ nie zamierzam jej nic zrobić. Jeszcze. Mam lepszy pomysł.
Gestem nakazał demoną, aby mnie trzymały, a sam zaczął zbliżać się do moich rodziców. Powoli i w okrutny sposób ich zabił. Moja matka i ojciec krzyczeli, a ja nie mogłam tego znieść.....
Cały mój pokój wypełnił krzyk. Mój krzyk. Mój oddech był przyspieszony, ledwo mogłam oddychać. Kołdra na łóżku była poplątana. Ukryłam twarz w dłoniach i dopiero teraz zauważyłam, że płakałam. Podciąnęłam nogi pod brodę, oplotłam je rękami i ukryłam twarz pomiędzy kolanami. Do świtu płakałam.
Dopiero, kiedy pierwsze promienie słońca zajrzały do mojego pokoju, trochę się uspokoiłam. Poszłam do łazięki, wiziełam szybki prysznic i założyłam na siebie coś luźnego. Gdy przejrzałam się w lustrze, dostrzegłam, że jestem cała blada. Przemyłam twarz zimną wodą i odetchnęłam parę razy. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Wyraz twarzy moich rodziców wciąż pojawiał mi się przed oczami. I oczywiście w koszmarach, które męczą mnie noc w noc. Próbowałam już tak wielu rzeczy, aby tem przeciwdziałać i nic. Znaki energii pomagały tylko na niewyspanie. Choć przestawały powoli być skuteczne. Może Cisi Bracia by mi pomogli, ale nie chce nikomu mówić o moich koszmarach. Czasami zastanawiałam się czy nie dołączyć do Żelaznych Sióstr. Czytałam kiedyś o nich, choć muszę przyznać, że trochę mnie przerażało i ciekawiło ich życie. Jedyne, co mi pomagało to ciężkie treningi, ewentualnie muzyka. Dlatego właśnie postanowiłam dzisiaj udać się donpokoju muzycznego. Wiem, że przebywa tam niewielu Nefilim. Dlatego też zabrałam swoje zeszyst z piosenkami i wyszłam po cichu z pokoju.
Siedziałam tam do południa. Śpiewałam, dopóki gardło nie zaczęło mnie boleć. To mała cena w poróbnaniu z tym, że miałam chwilę wytchnienia. A jednak.... kiedy muzyka się skończyła i spokój się skończył. Znów wróciły wspomnienia.
- Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie? - spytałam samą siebie.
Od zawsze mam takie życie. Od zawsze byłam od innych odizolowana. Nawet w Instytucie w Paryżu, tam gdzie się wychowywałam, rozmaiwałam tylko z rodzicami. Inni Nefilim podchodzili do mnie trochę... no cóż, nieprzyjemnie. Choć nie wiem, dlaczego. Później była zdrada Harry'ego i śmierć moich rodziców. Od tego czasu zaczęły męczyć mnie koszmary. Zamknęłam się na świat jeszcze bardziej, niż przedtem.
Potrząsnęłam głową. Nie warto teraz o tym myśleć. I tak nic nie zmienię.
Jeszcze jakiś czas siedziałam w pokoju muzycznym. Zbliżał się weczór, kiedy wróciłam do pokoju. Byłam śpiąca, a jednak nie chciałam przeżywać po raz kolejny tego samego koszmaru. Niewiele myśląc wyszłam z Instytutu, zabierając uprzednio katanę i udałam się do stajni. Wzięłam karego ogiera i ruszyłam przed siebie. Wiem, że nie powinnam opuszczać Instytutu o tej porze, nikomu nic nie mówiąc, że może to być lekkomyśle, a jednak nie obaiwałam się niczego. Pędziłam jak najszybciej, oddalając się od miasta. Wiatr rozwiewał moje włosy w każdym możliwym kierunku, spagał lodowatym podmuchem moją twarz, a ja pędziłam dalej.
Zatrzymałam się dopiero nad brzegiem East River. Niedaleko znajdowały się stare, opustoszałe budynki po starych fabrykach. Było tu cicho i spokojnie. Dało się słyszeć szum wody. Usiadłam na niewielkim pomości. Pozwoliłam płynąc łzą. Siedziałam tak płacząc kilka sekund, minut, godzin, trudno to określić, kiedy usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Co cię tu sprowadza o tak późnej porze?
W mgnieniu oka wyjęłam katanę i odwróciłam się w stronę nieznajomego. Niestety nie mogłam go dobrze dostrzec, ponieważ spowijał go cień.
- Kim jesteś? - spytałam niepewnie
< Ktoś chętny, aby dokończyć?>
Od Rachel CD Raphael'a
-Chyba nikt cię nie przeszkolił.- warknął.
Spojrzałam na niego krzywo, z pogardą. Nie dziwię się, jakbym mogła zareagować na groźne zachowanie Dannyl'a, kiedy jeszcze nie byłabym wampirem.
-Trochę szacunku dla przywódcy - pokazał okazałe kły, zobaczywszy moją reakcję.
Po chwili zmarszczyłam brwi i miałam już coś powiedzieć, ale tylko zmierzyłam chłopaka wzrokiem i również oparłam się o ścianę. Ten spojrzał na mnie badawczo.
- Jeśli chodzi o szkolenie, chętnie zobaczę co potrafi nasz przywódca- z naciskiem na ostatnie słowo uśmiechnęłam się, ukazując swoje śnieżnobiałe, ostro zakończone kły.
Raphael tylko westchnął i spuścił wzrok na podłogę, na której wciąż walały się odłamki lustra. Widać było, że odjęło mu głos z wrażenia, jaki spryt i podchwytliwość we mnie drzemie.
Raphael?
[Również brak weny...]
Od Ariki do Alec'a (CD)
Jeszcze jakiś czas zostałam w bibliotece. Wyszłam z niej dopiero, kiedy skończyłam czytać książkę. Przeczytałam ją już chyba po raz setny, ale jest to moja ulubiona powieść i mogę ją czytać w nieskończoność.
Udałam się do swojego pokoju. Było dopiero południe, a ja nie miałam nic ciekawego do roboty. Wyjrzałam przez okno. Miasto tętniło życiem. Chodnikiem przed Instytutem przechodzili niczego nieświadomi przechodnie. Nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje z okna budynku, który oni widzą jako zniszczony. W końcu postanowiłam trochę poćwiczyć z nową bronią. Kilka dni temu ten pomysł wpadł mi do głowy i od tego czasu chodzi mi po głowi. Przebrałam się w stórj bojowy i udałam się do sali treningowej. Niestety nie mogłam pójść potrenować na zewnątrz. Było na to za późno. Poza tym nie było tam warunków, aby zaczynać naukę od podstaw. Gdy byłam już gotowa, udałam się do sali. I jak się okazało, była już zajęta. Trenował w niej Alec.
- Cześć. Nie przeszkadzam? - spytałam niepewnie.
Chłopak odwrócił się w moją stronę lekko zaskoczony. Podszedł do roku pomieszczenia, wziął napój, ręczkin i spytał:
- Jakiś problem?
Nie do końca byłam pewna, co odpowiedzieć.
- Ja.... ja tylko chciałam poćwiczyć - odpowiedziałam
- No cóż. Inaczej byś tu nie przyszła, prawda?
- No tak.... - spuściłam wzrok.
- Coś konkretnie chcesz trenować?
- Myślałam, aby zacząć naukę nową bronią.
- Wybrałaś już jakąś?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.
< Alec?>
Od Renesme - c.d Raphael
- Wiesz... bo... - przełknęłam ślinę przerażona - miałam koszmar...
- O czym? - spytał.
- Byłam jakąś kobietą... nie jestem pewna kim była, ale było wszystko w wiosce. Wnet wioska zaczęła się palić, a jakiś mężczyzna kazał jej uciekać. Znaczy... jej czyli mi, ale to nie byłam ja tylko... - pogubiłam się sama, ale kontynuowałam - mieli razem córkę... która.. - zagryzłam wargi. Miała tak samo na imię jak ja - wstałam - ta kobieta była wilkołakiem... natomiast ten mężczyzna... chyba był vampirem, ale nie jestem pewna... - nawet na niego nie odważyłam się spojrzeć - teraz wiem czemu łowcy mnie ścigają... jestem zagrożeniem dla was - popatrzyłam na niego śmiertelnie poważnym wzrokiem - więc jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe... - poszłam powoli w stronę wyjścia - muszę oddać się łowcom - przeszłam parę milimetrów od niego patrząc przed siebie. Wnet zobaczyłam przed sobą twarz jakiegoś mężczyzny. Pokazał mi znak wilkołaka i odszedł powoli znikając. A ten kto to był? Nie widziałam go w koszmarze...
- Czekaj... chcesz mi powiedzieć... - stanęłam.
- Nie wiem... za mało wiem, by mieć stu procentową pewność... ale jeśli to prawda... wolę nie ryzykować niebezpieczeństwa twoich vampirów - poszłam w stronę wyjścia mimo bolącej nogi. Nie patrzyłam na niego bojąc się jak wygląda jego twarz. Sama nie wiedziałam co myśleć... może naprawdę to był koszmar? A jeśli nie? Starałam się nie odwracać wzroku. Bałam się, że się na mnie zaraz rzuci... i stanie się to za 5... 4... 3... 2... 1...
Od Raphael'a CD Renesme
Od Renesme - c.d Raphael
- Dzięki... - odparłam patrząc na niego.
- Odpocznij. Zajrzę do Ciebie jutro rano - wyszedł z pokoju. Położyłam się na łóżku i zasnęłam...
Leslie Firmin
Nazwisko: Firmin
Rasa: Czarownica
Płeć: Kobieta
Wiek: 253 lata
Głos: klik
Orientacja: Heteroseksualna
Partner: Dlaczego nie? Ale dlaczego też nie kiedy indziej?
Moc: Potrafi zmienić temperaturę wszystkiego dookoła: poczynając od pogody, poprzez istoty żywe, aż po przedmioty martwe. Ponadto ma te wszystkie moce, które posiadają czarownice: między innymi nieśmiertelność oraz pobieranie energii od innych organizmów.
Charakter: Leslie…? Twardy orzech do zgryzienia. Nigdy nie wiadomo, czy jej przyjaźń nie jest fałszywa i czy akurat zwyczajnie cię nie wykorzystuje… Chociaż pomińmy tą widocznie negatywną cechę, skoro przejawia się u tej dziewczyny bardzo rzadko. Istotną informacją dotyczącą osobowości Leslie jest fakt, że to kobieta bardzo pewna siebie i nigdy nie poddająca się. Dąży do celu po trupach, jest ambitna i mimo wszystko chce dokończyć to, co zaczęła. Jest w złym nastroju, gdy coś idzie nie po jej myśli i nie zakończy się sukcesem. Lubi mieć nad wszystkim pełną kontrolę i trzymać sytuację w idealnym porządku, by być pewną, że jej działania nie będą miały zbyt wielu negatywnych konsekwencji. Owszem, potrafi podejmować ryzyko, jednak tylko w ostateczności: podczas swojego długiego już życia nauczyła się ostrożności i przemyśliwania swoich wyborów. Ciężko powiedzieć, czy będzie do ciebie przyjaźnie nastawiona… to chyba w jakiś sposób wyczuwa. Wyczuwa, czy dany człowiek jest dobry, słowny i godny zaufania – zwyczajna intuicja. Sama nie znosi być okłamywana i stara się tego nie robić, chyba że dla dobra swoich bliskich. Ciężko w takim wieku nie mieć ogromnej wiedzy, a jako pasjonatka nauki posiadła jej już naprawdę sporo. Nie lubi pouczać albo być pouczaną. Najgorsze jest jednak dostawanie rozkazów – jej duma nie pozwala na coś takiego, zazwyczaj woli, gdy ktoś ją najzwyczajniej w świecie poprosi o jakąś przysługę, którą w większości przypadków chętnie wykona.
Aparycja: Jak dobrze jest zachowywać młodość mimo wieku! Na szczęście dziewczyna zachowała całą werwę i sprawność przez te wszystkie lata. Można ją zaliczyć do osób szczupłych, jednak umięśnionych – a co za tym idzie, dosyć silnych. Zwinna i szybka, gorzej z wytrzymałością, gdyż po dłuższym biegu naprawdę się męczy. Jej włosy są naturalnie kruczoczarne, a przenikliwe oczy szarawo-niebieskie. Ubiera się zazwyczaj elegancko, czasem stawia na wygodę, ale głównie gustuje w swetrach czy krótkich spodenkach. Z powodu, że sporo strzela z łuku, często nosi przepaski na dłonie, by zbytnio nie zdzierać jej nadwrażliwej skóry.
Inne:
*Dobrze strzela z łuku; gorzej z bronią białą, jednak też coś tam potrafi.
*Jeździ konno, ma swoją klacz rasy Shire o imieniu Ava.
*Ma ponad dziesięć grubych ksiąg z zaklęciami… Trochę się ich uzbierało.
*Uwielbia noc, więc zazwyczaj nie śpi podczas jej trwania.
Historia: Leslie urodziła się w rodzinie, gdzie czarownictwo było przekazywane z pokolenia na pokolenie – nic więc dziwnego, że już od małej dziewczynki zaczęła się uczyć podstaw magii. Matka uczyła ją również rzeczy pomocnych w codziennym życiu czy je umilających, takich jak szycie bądź granie na instrumentach. Ojciec natomiast bardziej skupiał się na tym, by wychować swoją jedyną córkę jako dobrą wojowniczkę: to jemu Leslie przypisuje naukę jazdy konnej, strzelania z łuku czy treningi wytrzymałościowe. Dziewczyna zawsze bardzo lubiła się uczyć i stale łaknęła wiedzy; często uczyła się na własną rękę, chociażby hasając po lesie i poznając gatunki roślin czy zwierząt. Nigdy nie interesowała się zbytnio miłością, gdyż w jej otoczeniu nie było zbyt dużo nieśmiertelnych mężczyzn, a nie chciała kiedyś tracić miłości swojego życia, która byłaby śmiertelnikiem. Z czasem zaczęła jednak zmieniać ten pogląd, chociaż od tamtej pory nie spotkała nikogo, kto skradłby jej serce. Podczas swojego życia wiele razy zmieniała miejsce zamieszkania, gdzie pojawiały się nowe warte uwagi zjawiska wytłumaczalne za pomocą nauki, nowi ludzie i nowe przygody. Po wielu, wielu latach nauczyła się sporo z życia i stara się z niego czerpać jak najwięcej aż do dzisiaj.
Inne zdjęcia:
*
Kontakt: micasa / milena311k@gmail.com
Od Kate CD Aleca
-A kiedy będziesz tego pewna?-zapytał zirytowany.
-No nie wiem. Posiedzisz tu trochę, jak nie związany to przykuty, albo po prostu uwięziony-mruknęłam.
Ten zacisnął pięści i znowu zaczął się szarpać. Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam wielką złość. Cicho westchnęłam.
-Uspokój się...-powiedziałam-nie będę cię tak trzymać, jak w końcu się uspokoisz to zamknę cię w pokoju...może.
Alec?
Od Kate CD Williama
Will?
Od Aleca CD Kate
-Mogłaś mnie tam zostawić, nie obrazu) bym się - podniosłem głos zirytowany patrząc wścieke na kobietę.
-Byłeś zakrwawiony - stwierdzziła, kwasząc się i zakładając ręce na pierś. Przewróciłem oczami. Fakt, była to prawda, zakrswaiony, ba wykrwaiajacy się mogłem mało zdxiałać.
-Gdzie jest moja stela?- dopiero teraz zrozumia)rm,że jedyną mojs rzeczą w tym pokoju są sppdnie, które mam na sobie. Jeszcze raz sprobowalem.przerwac linę.
-Tu jej nie ma- uśmiechbeła się tajemniczo. Warknąłem, zagryzając zęby.
-Rozwiaz mnie do jasnej cholery!!!- wykrzyczałem po chwili siłowaniasię z linami. Byłem jak wściekły byk, który tylko gdy się go wypuści, pozabija wszystkic.
Od Aleca CD Claudia
W południe miałem trochę wolnego czasu. A to wszystko przez to, że w nocy uzupełniałem raporty. Poszedłem do kuchni i chwyciłem jabłko, po czym przegryzając owoc poszedłem do magazyny z bronią. Wybrałem tradycyjnie - łuk i kilka strzał, lecz także 2 sztylety, włożyłem je sobie za pasek i przykryłem koszulką. Są na 'czarną godzinę'.
***
Przecjadzając się przez las, coraz to rzadszy, słońce oślepiało mnie. Było miło i spokojnie. Usiadłem pod drzewem i zacząłem zonglować sztyletami. Nie zdazyłem się oglądnąć gdy nastał wieczór, a słońce leniwie chowało się za horyzontem. Zebrałem się i zawróciłem. Lecz musiałem pomyić drogę bo zamiast lasu, kawałek dalej była polana. Nagle, z drzewa coś spadło na mnie z krzykiem. Zdezorientowany, szybko wyswobodziłem się z pod tego czegoś, i oszołomiony chwyciłem łuk. Dopiero teraz zobaczyłem że to kobieta. Lekko poruszyła się. Widocznie także się ockneła. W nerwach napiąłem cięciwę, trzynając łuk tak, że aż koniuszki palców mi zbielały.
-Kim jesteś?- warknąłem głośno,celując strzałę w jasnowłosą kobietę.
Od Aleca CD Arika
Gdy Hodge znikną) za drzwiami, chrząknąłem. Nie wiedziałem naawet co mam teraz robić. Raporty zrobione, trening miałem rano, czytać nie mam ochoty... Właśnie! Trening! Wydałem z siebie głos. Dziewczyna spojrzała się na mnie kątem oka, ale już po chwili wróciła do lektury. Niewiele myśląx, bez pożegnania wyszedłem z bibliotwki i udałem się do pokoju po odpowiednie ciuchy. Wybrałem czarne spodenki do kolan. Z doświadczenia koszulki nie biorę, bo wiem jak to póżniej klei się do mokrej skóry.
***
Szło mi bardzo dobrze. Jedno uderzenie za drugim, i trzevie. Waliłem w worek treningowy dysząc ciężko w skupieniu. Nagle usłyszałem głos.
-Cześć, nie przeszkadzam? - odzwał się lekko dziewczęcy ton. Odwróciłem się. Była to Arika. Podszedłem do rogu salki gdzie postswiłem swoją wodę. Po czym wzisłem kilka pożądnych łyków. Odetchnąłem gkeboko i nadal dysząc odpowiedziałem
-Jakiś problem? - podszedłem do stolika i zazuciłem na siebie ręcznik.
Od Aleca CD Kate
-Mogłaś mnie tam zostawić, nie obrazu) bym się - podniosłem głos zirytowany patrząc wścieke na kobietę.
-Byłeś zakrwawiony - stwierdzziła, kwasząc się i zakładając ręce na pierś. Przewróciłem oczami. Fakt, była to prawda, zakrswaiony, ba wykrwaiajacy się mogłem mało zdxiałać.
-Gdzie jest moja stela?- dopiero teraz zrozumia)rm,że jedyną mojs rzeczą w tym pokoju są sppdnie, które mam na sobie. Jeszcze raz sprobowalem.przerwac linę.
-Tu jej nie ma- uśmiechbeła się tajemniczo. Warknąłem, zagryzając zęby.
-Rozwiaz mnie do jasnej cholery!!!- wykrzyczałem po chwili siłowaniasię z linami. Byłem jak wściekły byk, który tylko gdy się go wypuści, pozabija wszystkic.