Od Rosaline CD Ylyvie

 
 W pewnym momencie, dotarło do mnie to co powiedział mężczyzna. On znał moją matkę?
-Ty...znałeś ją? Wiesz jak wyglądała? Jak miała na imię? Czy...ona też była jedna z was?                               
-Tak, znałem ją. Miała na imię, Angela. Dołączyła do nas, dwa lata po twoim ojcu. Posiadała wiele zdolność. Nad ludzką zwinność, i szybkość, potrafiła powalić trzech przeciwników naraz.
-Jak...ona wyglądała? -zapytałam go, łamiącym się głosem - Czy wiesz, jak zmarła?
Mężczyzna, nie chciał dać mi odpowiedzi na te pytania. Patrzył na mnie, a zaraz jego uwagę zwrócił mój wisiorek w kształcie błyskawicy. Jego oczy, rozbłysły.
-Skąd to masz? -zapytał pełen entuzjazmu. Nie podobało mi się to, więc zakryłam go ręką.
-Nie wiem, ojciec mi go dał i kazał chronić za wszelką cenę. -powiedziałam lodowatym tonem, a zaraz potem dodałam bez jakich żadnych emocji -Nawet za cenę życia.
Wszyscy spojrzeli na mnie, dziwnym wzrokiem a dziewczyna która właśnie stanęła obok mnie zrobiła wielkie oczy. Jace, zerkną na nią, a ona wzruszyła ramionami. Patrzyłam mężczyźnie w oczy, aż w końcu uśmiech zmienił się. Znikł, a na jego miejsce zawitała skrzywiona mina złości. Jednak widocznie, się opanował i zwrócił się do mnie i dziewczyny której imienia za nic, nie mogłam zapamiętać.
-Ylvyne, zabierz naszą nową przyjaciółkę do tego pokoju -pokazał coś na kartce -I pamiętaj, miej ją na oku.
Dziewczyna westchnęła, i przewróciła oczami po czym powiedziała.
-Dlaczego ja? Jace, nie może? I o co chodzi, z tymi nie ujawnionymi mocami? -dopytywała się, jednak Hodge, już patrzył na mnie.
-Twoje nowe, ubrania już na ciebie czekają. Mam nadzieję że będą, pasować -posłał mi uśmiech, a dziewczyna która szła w moim kierunku zaciskała pięści z złości. Szarpnęła mnie, dając znać abym za nią poszła. Idąc rozglądałam się po sali, a wychodząc dostrzegłam spojrzenie Jace'a. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym po czym pobiegłam za Ylvyne.
 Szliśmy jakiś czas, a gdy dotarliśmy pod drzwi mojego pokoju wstrzymałam oddech. Zaczynałam się dusić, kaszlałam, brakowało mi tchu. Nagle dziewczyna się odwróciła w moją stronę, i widocznie nie chętnie kucnęła obok mnie.
-Młoda co jest? Ej, Rosaline! Co jest? -dopytywała się, a ja nie mogłam nic powiedzieć jednak resztkami sił wyksztusiłam między atakami, kaszlu.
-Tam w pokoju...tam coś jest...coś złego...czuję jego energię... -dziewczyna patrzyła na mnie, szeroko otwartymi oczami. Po czym poderwała się do góry.
-Poczekaj tu! Zaraz wracam! -krzyczała biegnąc w stronę, biblioteki.
Starałam się złapać oddech, ale nie za bardzo mi się to udawało. Nagle

Mirco Vladimorff

 http://www.quizz.biz/uploads/quizz/903596/7_76hAP.jpg
Imię: Mirco
Nazwisko: Vladimoff
Rasa:: wampir
Płeć: mężczyzna
Wiek: od 300 lat ma 17
Głos: klik
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: szuka
Moc: może odebrać ludziom zmysły takie jak wzrok słuch węch oraz niewidzialność
Charakter: Mirco jest facetem, który nigdy się nie zastanawia, nie ma wątpliwości. Jest pewnym siebie, trochę samolubnym gościem. Szczery, zjednuje sobie ludzi, lecz wybiera jedynie tych wartościowych.
Aparycja: Wysoki, bardzo szczupły chłopak z brązowymi włosami do ramion. Kolor oczu zmienny,
Inne: Gra na gitarze, śpiewa hobbystycznie. Lubi się szwendać po nocach i pić drinki dla wampirów, pracuje w barze, a czasem występuje w klubach dla śmiertelników, co przynosi mu spory zarobek.
Doświadczenie: 0
Historia: Mirco ma tylko matkę, Catalynę, której nie znosi. Jego ojciec był śmiertlenikiem, więc Cata go zostawiła. Mirco, który zawsze miał żal do swojej matki że przez nią nie ma ojca, wyprowadził się od niej. Od 200 lat zarabia sam na siebie. Nie zamieniłby tego życia na inne
Inne zdjęcia:
 https://dn3pm25xmtlyu.cloudfront.net/photos/large/827576255.jpg?1387054833&Expires=1460657866&Signature=diC8eE58LBiAj~5mpZ2-PBkK1NsvowEvVmvtgWOjn9yRHQlrmKPBceTehryFsA2FWc-GEhfTRXV-oL2J64NgV8Z2ZfHNH4DMYeuzWrQRBOopYmz4jrSnTR4m56Jsw0lixdZrDS7HjlE3W9qPuRlduZzO-CqbYd84~Ivt1jSGSTE_&Key-Pair-Id=APKAIYVGSUJFNRFZBBTA
Kontakt: Evie Black

Od Lary CD KTOŚ Z WYMIENIONYCH OSÓB

Od Lary
Jak ja nie nienawidzę swojej przeszłości, często o tym myślałam i postanowiłam zerwać całkowicie z swoją przeszłością .
Wyrzuciłam stare zdjęcia z moim byłym ,
nienawidziłam go za to co mi zrobił ( tak sobie myślałam nad tym jaki dla mnie był i jak mnie traktował)
, po chwili zastanowienia wpadłam na pomysł żeby spalić, te cholerne zdjęcia , chciałam zobaczyć jak one płoną w kominku. Ależ milo było widzieć że chociaż część dawnego życia poszło z dymem .
Później już w lepszym nastroju zaczęłam się pakować , bo także postanowiłam zmienić swoje mieszkanie bo w starym było za dużo wspomnień które mi przypominały o mim starym życiu , wpadłam na pomysł żeby spalić także mieszkanie ale jakoś coś mnie od tego czynu odwiodło , bo postanowiłam na nim chociaż trochę zarobić i to mi się udało , wystarczyło na kupno całkiem fajnego mieszkania z daleka od ludzi , jakoś przez pewien czas wolałam być sama .
Wyrzuciłam swoich kilka starych niepotrzebnych ubrań, a te co dostałam od mojego byłego, no cóż też i one poszły z dymem . Pomyśleć że ja go tak kochałam , teraz sobie zdaję sprawę że to był najgorszy błąd mojego życia , i mam nadzieję że był on ostatnim błędem .
I tak oto tymi swoimi czynami zaczęłam swoje nowe życie , zmieniłam adres , a nawet swój styl życia bo zaczęłam intensywnie ćwiczyć i szkolić się w wschodnich sztukach karate , tylko z mistrzami się kontaktowałam byli oni moimi jedynymi kontaktami z światem zewnętrznym , czasami także robiłam wypady do sklepu , ale starałam się zbyt często tego nie robić . Pomyśleć że to było takie drogie (te treningi ) ale cóż miałam pieniądze po rodzicach więc było mi łatwiej ale nie oznacza to że nie pracowałam , zawsze po treningach miałam pracę która pozwalała mi na całkiem dostanie życie , a była to praca taka że pomagałam swoim mistrzom , dawali mi pewne rabaty ale także i pieniądze na utrzymanie .

Mijały Kolejne miesiące ...

Moje treningi przyniosły efekt , jestem już całkiem inną osoba i w końcu zapomniałam o swojej przeszłości . Udało mi się osiągnąć to co sobie zaplanowałam choć było bardzo ciężko .
Teraz byłam gotowa żeby zetknąć się ponownie z światem , udało mi się także zdobyć kilka kontaktów , podobno dzięki tym osobom będę mogła rozpocząć nowe życie , także jeden z moich mistrzów doradził mi żeby trzymać się z tymi osobami , a najlepiej by było jak by udało mi się z nimi stworzyć drużynę która by razem walczyła z niebezpieczeństwami . Miałam nadzieję na szybkie poznanie tych osób .
I tak rozpoczęłam swoją wędrówkę w nieznane mi dotąd życie , pełne wrażeń i niebezpieczeństw jako łowca , na początku nie mogłam się odnaleźć w tym nowym dla mnie świecie i środowisku ale szybko się zaadoptowałam . Gdy już się przystosowałam zaczęłam szukać te osoby z mojej listy , niestety okazało się że byli na tej liście mężczyźni , pomyślałam sobie że jak będą mili nic im nie zrobię , i że ja będę także dla nich miła . Ale jak się okażą chamami zabiję ich własnymi rękoma bez żadnych skrupułów.
Otworzyłam kartkę z tymi 5 nazwiskami , a brzmiały one tak :
- Nathaniel Raines
- Alec Lightwood
- William Black
- Renesme Darkline
-Raphael Santiago
Pomyślałam sobie że dam radę z tyloma chłopakami wytrzymać , przynajmniej miałam taką nadzieję zastanawiałam się od kogoś zacząć , wybrałam się w miejsce gdzie podobno byli na łowach swoich miałam nadzieję ze ich tam spotkam .
Zabrałam swój ekwipunek i wyruszyłam na spotkanie , mając nadzieję że nie będę musiała długo szukać. kiedy dotarłam na miejsce był już zmierzch , po chwili zobaczyłam jakąś ciemną postać , podeszła do mnie ta osoba i spytała się mnie :
-Co tutaj robisz sama o tej porze ? , wyglądasz mi na łowce
-Tak jestem łowcą i szukam kogoś , może możesz mi pomóc ? zapytałam
-No mogę , odpowiedziała mi nieznajoma osoba .
-Znasz może kogoś z tej listy ? wyciągnęłam rękę z kartką

( Ktoś z wymienionych osób w liście ? )

Od Nathaniela - C.D Lzzy

- Jasne - powiedziałem - Czemu nie - odparłem
Zeszliśmy z dachu i wyszliśmy z instytutu.
Skierowaliśmy się w stronę lokalu o którym wspomniała dziewczyna.
Po drodze dużo rozmawialiśmy.
Weszliśmy do budynku w którym przebywało już parę osób.
Każdy rozmawiał i było nieco głośno.
Przeszliśmy wzdłuż stolików odnajdując dwa wolne miejsca.
Usiedliśmy i zaczęliśmy przeglądać kartę.
Po kilku minutach zdecydowaliśmy się na dużą wegetariańską pizzę.
Do picia wzięliśmy standardowo colę.
 Czekając na nasze zamówienia rozmawialiśmy o mało ważnych rzeczach.
- Ile razy byłaś na samodzielnej misji? - zapytałem bawiąc się serwetką, która znajdowała się na stoliku.
(Lzzy?)

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Wampir nagle podniósł się, tym samym podcinając sobie gardło. Z jego szyi zaczęła obficie sączyć się krew, a nóż seraficki przechwycił Chapman, dodatkowo wypalając swoją skórę. Nie było wątpliwości, że, albo wykrwawi się na śmierć, albo całkowicie się spali.
- Cholera! - krzyknąłem, podnosząc go. Alec ruszył w moją stronę. Próbowaliśmy go odratować, jednak nawet nie było o tym mowy. Ostrze wbiło się na tyle głęboko, byśmy nie byli w stanie niczego zrobić.
- Dlaczego to zrobił? - zapytała Arika, gdy wracaliśmy do Instytutu. Nic nie odpowiedziałem, szedłem z naburmuszoną miną w milczeniu. Izzy spojrzała na mnie lekko rozbawiona.
- Nie chciał wyjawić, dlaczego osusza z krwi Przyziemnych. Normalne wampiry nie robią tego w taki sposób, jak on. - odparła Isabelle, patrząc na mnie spode łba, z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Śmieszyło ją to, że ja byłem wkurzony przez to, że zawaliliśmy misję. Nagle do głowy przyszedł mi pewien całkiem sensowny pomysł.
- Być może kryło się za tym coś poważniejszego, niż tylko osuszanie z krwi Przyziemnych. - powiedziałem nagle, patrząc ze zmrużonymi oczyma na towarzyszy. Wszystkie oczy przeniosły się na mnie. Alec pokiwał głową ze zrozumieniem i uniósł brwi w lekkim zdziwieniu.
- Możliwe. Albo po prostu bał się konsekwencji za swoje czyny. - odpowiedział Alec. Zatrzymaliśmy się przed schodami do pokoju treningowego. Założyłem ręce na piersi i spojrzałem kolejno na wszystkich, w tym Arikę stojącą w wiecznym milczeniu.
- Jakieś informacje odnośnie misji? - usłyszeliśmy nagle głos za nami. Odwróciłem się. To Hodge stał w lekkim uśmiechu, trzymając drewniany kołek do treningu.
- Chapman nie żyje. - wypalił Alec, zakładając ręce na piersiach. Skarciłem go wzrokiem, lecz on zmrużył brwi w niezrozumieniu.
- Jak to się stało? - zapytał trener, z wyraźną ciekawością w głosie. Zmierzyłem go lekko podejrzliwym spojrzeniem, ale nadal zamierzałem siedzieć cicho, zupełnie jak Arika. Czekałem, aż ktoś coś odpowie.
- Kiedy Jace trzymał nóż seraficki przy jego szyi, ruszył się do przodu. Mało tego, zabrał jego ostrze i spalił sobie większość ciała. - powiedziała niespodziewanie Arika. Uniosłem prawą brew i spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Zwykle milczała.

Arika?

Od Kate Cd Alec'a

Przysłuchiwałam się ich rozmowie, gdy wspomniano iż "mam kogoś skosztować" przewróciłam oczami. W ogóle czemu on mnie tu zabrał, a nie zostawił?
-Postaram się-usłyszałam odpowiedź.
A moje zdanie? Ehh... spojrzałam na mężczyznę wrogo, a ten tylko się zaśmiał. Przekręciłam oczami i skierowała wzrok na Nocnego Łowce, który mnie tu przyniósł. Cicho westchnęłam i zaczęłam błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.
Nagle ten starszy zbliżył się do mnie, zmarszczyłam brwi.

Alec?

Od Ylvyne CD Rosaline

  - Witaj w Instytucie Rosaline Reed. Tyle lat, minęło od kąt ktoś z twojej rodziny, tu zagościł. A jednak, masz w sobie krew Nocnego Łowcy i mojego najlepszego przyjaciela. Cola Reed'a. Twoja matka była piękną kobietą. Jaka szkoda że zmarła.
  Weszłam za Rosaline i Jace'em i oparłam się o ścianę na końcu sali krzyżując ramiona na piersiach. Hodge zwołał wszystkich, którzy obecnie mieli wolny czas - nie wykonywali żadnych misji. Osobliwe, a zwłaszcza jak na niego. Może chodziło o przyjacielskie więzi między nim a nijakim Colem? W każdym razie nie podobało mi się to. Kątem oka zobaczyłam jak Jace podszedł i trzepnął mnie po głowie. Syknęłam i spojrzałam na niego wrogo.
  -Czego chcesz? - warknęłam. Chłopak widząc moją wrogą reakcję wydał dźwięk przypominający kaszlnięcie, który miał zdusić śmiech. Szczerze, teraz ja miałam ogromną ochotę wykręcić mu nadgarstek, jak to już kiedyś zrobiłam, jednak się ograniczyłam do zaciśnięcia pięści.
  -Czy kiedykolwiek przestaniesz na wszystkich patrzeć wilkiem? - westchnął teatralnie. Głośno wypuściłam powietrze z ust, jednak nie powstrzymałam się od złośliwego komentarza.
  -Może wtedy, kiedy ty przestaniesz być takim osłem.
  Nienawidziłam, gdy ktoś wypominał mi moje zachowanie. To chyba się zaczęło wtedy, kiedy poszłam do gimnazjum i zaczęto nazywać mnie dziwolągiem, gdy odkryto, że jestem schizofrenikiem po terapii. Wtedy obiecałam sobie, że już nikomu nie zaufam. Ba, nawet nie będę starać się być miła.
  -W każdym razie - zaczął po chwili milczenia - Hodge prosił, żebyś miała ją na oku - tu wskazał Rosaline, która akurat prowadziła ożywioną rozmowę z naszym, hmm, mentorem na temat swoich rodziców. Była bardzo ładna - właściwie zawsze chciałam mieć brąz włosy spływające falami po ramionach, być szczupła i wysoka. Od razu ją za to zniecierpiłam.
  -Nie jestem niczyją niańką - odparłam stanowczo. - Chcesz, to sam ją zaadoptuj.
  Obrażenie jej było satysfakcjonujące, chociaż.. miałam wrażenie, że to nie było wobec niej fair. W stosunku do mnie była naprawdę miła..
  Szybko odrzuciłam tę myśl, choć dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
  -To nie tak jak myślisz - powiedział szybko blondyn - po prostu zaprzyjaźnijcie się, czy coś, przebywajcie blisko siebie i będzie okej. - Nachylił się ku mnie. - Tak w sekrecie.. Ona ma nie ujawnione zdolności. Gdyby zostawić ją samą sobie, mogłaby poważnie nam wszystkim zaszkodzić.
  Odsunęłam się od niego i zacisnęłam zęby. Ruszyłam powłócząc nogami w stronę Rosaline. Idąc przewróciłam po drodze krzesło nie zważając na ból kostki. Przyjaźń. Też sobie wymyślili. Coś takiego nie istnieje.

Od Williama CD Katherine

Nieźle zirytowany po słowach dziewczyny ruszyłem do swojego pokoju. Zamknąłem się na klucz. Następnie rzuciłem się na łóżko. Wyciągnąłem z szafki nocnej słuchawki nauszne i odtwarzać MP4. Szybko podłączyłem je do urządzenia i nałożyłem na uszy. Puściłem jedną z playlist gdzie leciał sam rock. Dałem najgłośniej jak mogłem i zamknąłem oczy. Miałem dość wszystkiego. A najbardziej to tej dziewczyny. Sam nie wiem kiedy usnąłem.
~*~
Na następny dzień nawet nie raczyłem wyjść z pokoju. Kilka godzin przesiedziałem nic nie robiąc i co jakiś czas czytając książkę. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek. 13:28. Westchnąłem.
- Wejść! - krzyknąłem, bo nie chciało mi się wstawać.
Po chwili drzwi się otworzyły. Weszła przez nie jedna z pracownic Instytutu.
- William. Masz misje. Musicie znowu sprawdzić atak. Szczegółów dowiesz się an dole. Twoi partnerzy już czekają - powiedziała jedynie i wyszła z mojego pokoju.
Westchnąłem. Po chwili zwlekłem się z łóżka. Powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. W końcu po kilku długich minutach dotarłem na miejsce. Spojrzałem na swoich partnerów. Było ich więcej niż zwykle. Jace. Alec i... Nie no! Serio ona też musi iść?! Przede mną stała Katherine.
- Serio?! Nie możecie jej wymienić na kogoś innego? - jęknąłem patrząc się na dziewczynę.

Katherine?

Od Williama CD Lzzy

Następnego dnia wstałem dość wcześnie. Szybko załatwiłem poranną toaletę i ubrałem się w dresy. Gotowy ruszyłem na trening. Stanąłem z resztą znudzony. Po co ja mam z nimi ćwiczyć? Przecież jestem na o wiele wyższym poziomie niż reszta.
- W związku z tym, że widziałem waszą współpracę, zostaniecie w tych parach do końca następnego miesiąca - oznajmił trener.
Prychnąłem i wywróciłem oczami. Mimo wszystko ruszyłem w kierunku dziewczyny. Zaczęliśmy ćwiczyć. Po około dwóch godzinach treningu skończyliśmy. Dziewczyna odeszła niemalże od razu. Westchnąłem i wziąłem ręcznik. Wytarłem się nim szybko i wróciłem do swojego pokoju. Postanowiłem się przebrać i pójść się przejść... Może przy okazji uzupełnić zapasy papierosów... Założyłem na siebie czarne spodnie z dziurami na kolanach, koszulkę w tym samym kolorze z jakimś wzorem, a do tego także czarną skórzaną kurtkę. Nałożyłem jeszcze na głowę szarą beanie. Gotowy zabrałem portfel i wyszedłem z pokoju, a następnie z budynku. Skierowałem się na początku do kiosku. Szybko uzupełniłem zapasy. Od razu zapaliłem jednego papierosa. Ruszyłem przed siebie co chwilę się nim zaciągając i wypuszczając dym z ust. Sam nie wiem kiedy trafiłem do lasu. Kiedy byłem dość głęboko oparłem się o pierwsze lepsze drzewo. Stałem tak tam patrząc się pusto w przestrzeń. Zdążyłem wypalić już dwa papierosy i zaczynałem trzeciego. Nagle spomiędzy drzew wyłoniła się czyjaś sylwetka. Przyjrzałem się dokładniej. Lzzy. 
- A kogo tu przywiało? - zapytałem i uśmiechnąłem się złośliwie.

Lzzy? 

Od Williama CD Nathaniela

Siedziałem na łóżku nie odzywając się. Patrzyłem się tępo na ścianę. Po chwili poczułem jak łóżko obok mnie się lekko ugina. Chłopak usiadł obok mnie. Postanowiłem go zignorować.
- Każdy ma swoje problemy - usłyszałem nagle głos Nathaniela. - Nie wszystkie da się rozwiązać, ale trzeba próbować. Co tam zobaczyłeś podczas naszego treningu? - zapytał bardzo cicho chłopak.
Westchnąłem. Nadal nawet nie spojrzałem się na chłopaka. Toczyłem wewnętrzną walkę. Jedna strona mnie kazała mi abym wyrzucił stąd chłopaka bądź sam uciekł... Że nie powinienem mu o niczym mówić... Że to nie jego sprawa... Jednak była także druga strona. Ona natomiast mówiła, że może chłopak jest warty zaufania... Że właśnie najlepiej jest się wyżalić komuś nieznajomemu... Że ulży mi kiedy komuś opowiem o tym wszystkim. Siedziałem tak przez kilka minut bijąc się myślami. Po upływie dość długiego czasu druga strona mnie jednak wygrała. Jednak nadal nie patrzyłem się na chłopaka. Pusty wzrok wlepiłem w swoje ręce splecione na kolanach, które stały się nagle bardzo interesujące. Wziąłem głęboki wdech. Czas się w końcu odważyć.
- Nie wiem czy zrozumiesz moją sytuację i obawy, ale stwierdziłem, że muszę w końcu komuś o tym opowiedzieć... - zacząłem cicho mówić. - To... To wszystko zaczęło się dość dawno temu... Było to w moim dzieciństwie... Od początku życia mieszkałem z rodzicami w Idrysie. Byli oni dość szanowanymi ludźmi. Zawsze trzymali się zasad i mi też kazali to robić. Nie zważali na to, że byłem tylko dzieckiem. Jednak mimo wszystko kochałem ich. W końcu to byli moi rodzice. A potem nastał ten jeden dzień... Który zmienił całe moje dotychczasowe życie... Miałem wtedy zaledwie czternaście lat... Akurat siedziałem sam w pokoju, bo rodzice dali mi karę... Wtedy usłyszałem dziwne odgłosy z dołu... Mimo zakazu postanowiłem to sprawdzić... I to był mój błąd... Nie chciałem widzieć tego co stało się później... - wziąłem kilka krótkich oddechów nie chcąc się znowu rozpłakać i kontynuowałem. - Zszedłem na dół... Wtedy zobaczyłem ich... Jacyś Nocni Łowcy walczyli z moimi rodzicami... Było ich czwórka na dwoje... Moi rodzice mieli marne szanse... Dopiero w późniejszym czasie dowiedziałem się, że byli to członkowie kręgu... Wtedy nawet nie myślałem co robiłem... Pod wpływem impulsu zasłoniłem rodziców własnym ciałem... Kazałem zostawić ich w spokoju... Jednak tamci tylko mnie wyśmiali... Jeden z członków kręgu odciągnąłem mnie od nich... Wtedy... Oni... Oni zabili moich rodziców... I to na moich oczach!.. Wtem jeden z nich podszedł do mnie... Powiedział, że teraz czas na mnie... Już miał mnie zabić kiedy przybyli ludzie z Instytutu... Uratowali moje życie... Myślałem, że zabili tamtych ludzi... Jednak się myliłem... Dzisiaj podczas treningu... Ja... Zobaczyłem go w jednym z opuszczonych domów... Zobaczyłem tam temu Nocnego Łowce, który chciał mnie zabić... - wyszeptałem i także szeptem dodałem po chwili. - Boję się... Co teraz będzie? Czy będzie chciał mnie znaleźć i dokończyć to czego kiedyś nie zrobił? Jestem całkiem zagubiony... Nie wiem co robić...
Dopiero teraz odwróciłem niepewnie głowę i spojrzałem na chłopaka.

Nathaniel?

Od Magnusa CD Aleca

Odłożyłem napój na drewniany stolik. Rozsiadłem się w fotelu i spojrzałem na chłopaka. Lekko się wyprostował.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał chłopak i uniósł brew.
Patrzyłem się cały czas na niego, a na moje usta wkradł się uśmiech. Przechyliłem głowę lekko w bok.
- Czego ja chcę od ciebie? Oto jest pytanie - zacząłem mówić specjalnie przedłużając. - Chcę cię bliżej poznać - dopowiedziałem po chwili ciszy patrząc prosto w oczy chłopaka.
Alec spojrzał na mnie zdezorientowany. Zaśmiałem się krótko i lekko wyprostowałem się.
- Chociaż nie... Właściwie to źle to wszystko określiłem - mruknąłem. - Chcę. Ciebie - powiedziałem akcentując każde słowo.
Chłopak lekko odsunął patrząc się na mnie dziwnie. Zaśmiałem się widząc to.

Alec?

Od Raphaela CD Renesme

Postanowilem sledzic Renesme. Wstapilem do lasu, za ciemna postacią idaca kreta sciezka. Wchodzac w glab lasu coraz bardziej napelnialem sie niepokojem. Zatrzynalwm się uslysxawszy szmer z pobliskich krzakow. Spojrzalem jeszcze rax na Renesme. Oddalila sie tak. Ze ledwo bylo ja widac. Niewiele myslac sprobowalem ja dogonic. Zapominajac o niepokojacych szmerach. Ta sprawnie  omijala drzewa.Przełknąłem.ślinę.  Coś znowu wydało tem dźwięk. Nie zdążyłem.się obrócić, gdy z zaskoczenia skoczył na mnie wilk.. Wbił mi się w bok, wgryzając się głęboko w ciało. Upadłem, pod naporem kolejnego wgryzienia. Błyskawicznie reagując, tyle ile mialem sil w rękach, przywalilem demonowi. Ten zawyl i chyba go to zabolało bo odskoczył. udezylem go  z piesci  jeszcze raz, w wilczy pysk,  Ten opadl kilka metrow odemnie. Wykorzystalem to i szybko wyjalem zza paska sztet i podbieglem do zwierzecia wbijajac my bron w brzuch. Rozgladnalem sie za Renesme, lecz migdzie jej mie widzialem. Przesunelem z dosc duza sila przez brzuch wilka rozprowajac go. Wytarlem sztylet w trawę i schowalem za pas, przyspieszajac tępa. Rana mnie bolała, ale wiedzialem ze niedlugo przestanie i wszystko sie zregeneruje. Blądxiłem.między drzewami w poszukiwaniu dziewczyny. Nagle z oddali wypatrzyłem miorającego się czlowieka. Podchodzac blizej ujawniali sie kolejni lecz juz lezacy. Czlowiek ten mial dlugie, proste wlosy, i byl drobnej budowy. Nagle, jakby mniw olsnilo.
-Renesme!- wykrzyczałem i błuskawicznie do niej podbiegłem, zapominając o bólu. Rozglądnąłem się dookoła, badając teren, ale już o chwili wróciłem wzrokiem do dziewczyny. Potrząsnąłem nią a ta się wybudxiła, majacząc coś pod nosem, z czego nic nie zrozumiałem. Chwycilem dziewczyne za ręce i zaciagnąłem pod drzewo, opierając ją o nie.  Dokonałem wstępnych oględzin. Miała przebitą klatkę piersiową, z której sączyła się krew. Na poliku także miała ranę, która już się zasklepiła. Niewiele myśląc wyciągnąłem ostatnią saszetkę krwi z swojek marynarki i uchylułem.usta dziewczynie powoli wlewajac napoj do ust. Wiedzialem, ze niedlugo moge miec problemy z opanowaniem zmyslow gdyz juz od dluzszego czasu nic nie jadlem. Nie czulem tego przez duzy stres i ciagle zajecie.  Ponadto, moja rana nie zregeneruje siębez nowej dostawy krwii.
Dziewczyna zaczela sie krztusuc, a juz po chwili powoli otworzyla oczy.

(Przepraszam ze tak nieskladnie, ale poprzednie opo mi sie usunelo a drugi raz pisac to samo to nie wyszlo idealnie.....)

Od Renesme - c.d Raphael

Zacznijmy od początku... Moi rodzice byli stu procentowymi wilkołakami. Mój ojciec był niebezpieczny, więc moja matka "zakochała się" w vampirze. Nikt nie widział mojego ojca przez co wszyscy myśleli, że jestem pół na pół... Mój przybrany ojciec mnie schował, a potem poświęcił się dla mnie.
Lekko wyciągnęłam z rękawa sztylet.
Zapłaci mi za to...
- To chyba twoje - powiedział Raphael pokazując mi mój koc. Popatrzyłam na niego.
- Dzięki... - wzięłam od niego koc po czym wstałam.
- Jak on się tam znalazł?
- Spałeś. Nie chciałam Cię budzić, więc Cię przykryłam... - poszłam do pokoju i odłożyłam koc na miejsce. Schowałam do kieszeni bombki dymne.
- A ty gdzie się wybierasz? - spytał stojąc przy drzwiach.
- Nigdzie. Muszę się przejść.
- Z bombami dymnymi? - skrzyżował ręce i podniósł brew.
- Oj no... Muszę coś załatwić... - zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Dokąd? - zapytał i się zatrzymałam.
- Do moich starych znajomych.
- Nie możesz.
- Owszem mogę - popatrzyłam na niego - oni są niezależni. Nie należą do nikogo, nie są prawnymi łowcami, więc jak ich zabiję to nic nie będzie grozić ani tobie ani nikomu stąd - powiedziałam patrząc na niego ostrywm wzrokiem. Podszedł do mnie.
- Podaj mi chociaż jeden powód, bym ci pozwolił - popatrzyłam na niego i zamknęłam oczy.
- Jesteś moim przyjacielem. Moim dowódcą i kimś komu naprawdę mogłam zaufać. Jeśli go nie zabiję, to zabiję Ciebie i resztę. Za dużo osób prze ze mnie cierpiało. Pozwolenia nie potrzebuję. Dobrze wiesz, że tak czy siak pójdę - szybko go pocałowałam w policzek i pobiegłam zakończyć to, co zaczęli moi rodzice.

****
Zatrzymałam się przed ich siedzibą. Łowcy pobiegli na mnie. Po paru minutach leżeli na ziemi martwi. Moje oczy były czerwone. Stanęłam przed Denerem.
- Ej! Zakuty łbie - wyjęłam oba sztylety i ustawiłam się w pozycji bojowej - zakończymy to. Tu i teraz - moje oczy zabłysły na czerwono. Ten tylko się szyderczo uśmiechnął i wyciągnął miecz.
- Jak Cię pokonam zdradzisz nam gdzie jest twoja paczka.
- A jak ja wygram odejdziesz i nigdy nie wrócisz.
- Nie mam zamairu umierać - zaczął biec w moją strone. Od razu zrobiłam unik i zrobiłam zamach na niego. Uniknął i rzucił się na mnie, a ja zablokowałam jego cios.
- Walczysz tak samo jak twoja matka... - ponownie zaszarżował. Tym razem też zablokowałam atak.
- Zapłacisz mi za ich śmierć swoim gardłem - zrobiłam mu dwa ciosy w ręce. Dener się skrzywił, ale od razu się wyprostował i pobiegł na mnie.
Wytrąciłam z jego ręki miecz i przyłożyłam mu oba sztylety do szyji.
- To koniec - powiedziałam, a ten się zaśmiał i wyciągnął z rękawa sztylet po czym machnął mi nim przy policzku robiąc blizne. Syknęłam, a ten oddał mi cios obok serca.
- Teraz to koniec - wbił bardziej we mnie sztylet. Opadłam na kolana i zaczęłam dyszeć. Ten kucnął, a ja popatrzyłam na niego.
- To teraz umowa - uśmiechnęłam się do niego szyderczo i z wielkim bólem wyjęłam jego sztylet z klatki piersiowej i wbiłam mu go prosto w serce.
- Zapomniałeś o czymś - popatrzyłam na niego z czerwonymi oczami - jestem vampirem... mam moc regeneracji.
- Nie zdążysz się zregenerować na czas - prychnął śmiechem sycząc.
- Jak mam zginąć... to ty ze mną - wbiłam mu tak mocno sztylet, że opadł na ziemię martwy. Ledwo wstałam łapiąc się za ranę i popatrzyłam na łowców.
- Wiąże was przysięga Denera. Jak on zaginął to wy też - wszyscy wyciągnęli sztylety i się zabili. Upadłam na ziemię ze ściśniętymi oczami.
- Renesme! - krzyknął Raphael podbiegając do mnie.