-Mity... - przewróciłem.oczami. W sumie, to co powiedziala dziewczyna było prawdą. Chciałem się ustatkować, lecz jak na razie nie było na to czasu. Walki z demonami przybierały na sile, pojawoalo się ich coraz to więcej, drużyna mnie potrzebowała. W takich sytuacjach nie ma co liczyć na związki.
-Z nimi trzeba uważać - zacząłem bez entuzjazmu. Nieznajoma popatrzyła na mnie, nie wiedxąv o co chodzi.
-Większości, a nawet wszystkie z tych dziewczn interesuje tytuł. Przejęcie nazwiska Lightwood'ów. - wyjąłem strzałę z ko)czanu i założyłem na łuk Nie kontynuując już temamu. Weszliśmy pomiędzy stare kontenery.Była to jedyna droga, która była w miarę normalna i bezpieczna.
-Po co to robisz?- spojrzała na łuk spode łba krzywiąc się. Szedłem z przodu i rozglądałem się w ciszy. Odwróviłem głowę i żekłem przez ramię.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
Od Aleca CD Katherine
Od Nathaniela - C.D Lzzy
- Nie, nic - pokręciła głową - Tak mi się tylko powiedziało
- Bo wiesz, jak chcesz to mogę skoczyć z tego budynku, zapewniam cię, że to będzie coś niespodziewanego - powiedziałem.
- Aż tak to nie - zaśmiała się zaciągając się dymem po raz kolejny - Palisz? - spytała po chwili
- Nie - zaprzeczyłem - Nie przepadam za tym - dodałem
- Często tu przychodzisz? - spojrzała się na mnie wyczekując odpowiedzi.
- Tutaj jestem dopiero z czwarty raz - przyznałem - Ale w Londynie potrafiłem spędzać na dachu długie godziny. Cisza, spokój, można pozbierać myśli, chociaż sama o tym wiesz - uśmiechnąłem się wpatrując w jasne gwiazdy na czarnym niebie.
(Lzzy?)
Od Cole CD Arika
.Szósta rano, a ja już byłem na nogach. Ok, szybki prysznic, znoszony czarny dres, granatowe adidasy, zbiec do kuchni wziąć kanapkę, i czas zaczynać. Od poniedziałku, do Piątku codziennie wstaję wcześnie, biegam, potem idę na salę treningową więc około ósmej, zwykle udaje mi się przejść cały dzienny trening. Właśnie wychodziłem z kuchni, gdy wpadłem na jakąś dziewczynę. Nie poznawałem, jej ale to mogło być skutkiem tego że rzadko bywam w Instytucie. Dziewczyna miała długie, ciemne włosy związane wysoko w kucyka. Popatrzyłem na dziewczynę, po czym tylko kiwnąłem głową na powitanie i wsadziłem, pozostałą połowę kanapki z serem i pomidorem do ust przechodząc obok.
Wychodząc przed Instytut, czułem na sobie spojrzenie Hodga, który zerkał na mnie przez drzwi które, miałem zamknąć. Zamiast tego, jednak odkręciłem lekko głowę w jego stronę, i kiwnąłem nią na powitanie z kamienną twarzą. Nie mogłem, zobaczyć nic więcej bo właśnie zmierzałem do bramy gdy zatrzymał mnie Jace.
-Carter, znów idziesz biegać? -zapytał stojąc obok, a nawet na mnie nie spojrzał. Wiedziałem że to nie, przez złośliwość. Ja zasługuję na takie traktowanie, zamykam się w sobie z każdym dniem. Czekał. A ja stałem tam, bez słowa aż w pewnym momencie udało mi się powiedzieć jedno słowo.
-Tak -mój głos był ostry jak moja, broń biała którą miałem pod bluzą. Nidy się z nią nie roztaję, i często się przydaje.
Jace skinął mi głową, i wszedł do środka a ja ruszyłem przed siebie. To są moje spotkania, z innymi Nocnymi Łowcami. Kilka słów, i każde z nas idzie w swoją stronę. Biegnąć już 5 kilometr, mijałem sklep. Postanowiłem że zatrzymam, się na chwilę i wejdę do środka po wodę. Jak na taką wczesną godzinę, było tłoczno jednak jak zawsze, gdy biegnę ludzie odsuwali się na boki. Gdy zatrzymałem się, na kolejny krótki postój usłyszałem krzyk...nie to nie krzyk...to był wrzask, i błaganie o pomoc. Momentalnie, moje zmysły się wyostrzyły. Zamknąłem oczy, i skupiłem się na miejscu gdzie chcę się przenieść.
Po kilku minutach, stałem za Demonem który wcielił się najwyraźniej, w ojca małej dziewczynki która stała teraz w ciemnym, zaułku cała posiniaczona. I w tej, chwili powróciły wszystkie wspomnienia z moich młodzieńczych lat. Nie Carter, nie czas na takie wspominki! Skupiłem się, aby być cicho. Widziałem że dziewczyna mnie widzi, więc ruchem ręki kazałem jej uciekać jak najdalej, a ona tylko pokiwała głową i uciekła. Zająłem się Demonem, w ciele Przyziemnego a teraz musze uciekać do Instytutu.
Około siódmej trzydzieści, byłem już w sali treningowej i ćwiczyłem mój nowy atak, podwójna śruba w powietrzu z wykopem. Gdy kolejny raz, udało mi się powalić Manekiny podszedłem do ławeczki, na której zostawiłem wodę, bluzę i podkoszulkę. Nagle usłyszałem, kobiecy głos.
-Cześć. Niezłe triki -obejrzałem się przez ramie. To była ta sama, dziewczyna na stołówce. Posłała mi szeroki uśmiech.
-Cześć jestem Cole Carver, ale mów mi Carver..
Arika?
Od Williama CD Kate
Lara Christ
M O C
Runa celności
~
C H A R A K T E R
Lara ma inne osoby za nic , uważa się ze jest pępkiem świata , I uważa inne osoby za nic , nie szanuje innych osób , w szczególności nie lubi chłopaków bo ma Z nimi złe wspomnienia, dla kobiet jest raczej miła , stara się być sympatyczną i miła osoba mimo swoich wad , chociaż często walczy z sobą, bo nie wie co chce od życia
~
A P A R Y C J A
Ma tatuaż na plecach, i bliznę
~
H I S T O R I A
Zostawiła swoją przeszłość za sobą i nie chce o niej pamiętać i nikomu o niej nie mówi , została łowcą bo tego zapragnęła , bo chciała zmienić całkowicie swoje życie , wolała zacząć walczyć, zauważyła ze kocha ryzyko.
Doświadczenie: 0/Kontakt: Shepard G-mail :
erthiel.z.elondir@gmail.com
Od Logan
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
A w rzeczywistości to spadłem z drzewa. Tak, z drzewa. Gałąź się połamała, a ja wylądowałem na twardej ziemi, która była pokryta suchą trawą. Gdy spadałem uderzyłem ciałem o parę gałęzi, co spowodowało ogromny ból na ciele. Przez chwilę leżałem na ziemi jęcząc z bólu, próbując sobie uświadomić co się właśnie stało. Gdy mój umysł przyswoił już upadek z drzewa, trzeba było sobie odpowiedzieć na nowe pytanie. Skąd się tu wziąłem? Otworzyłem oczy i się podniosłem. Było już jasno, a ja miałem podarte ubranie i cały w błocie. Do tego byłem podrapany i miałem rany, z których już na szczęście krew nie leciała.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem jakiś głos, jednak strasznie stłumiony. Normalnie to bym się już połamał, ale dzięki wilkołakowi w tej chwili odczuwam ogromny ból. Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na rozmówce, ale w tej chwili kilka gałezi spadło na moją głowę. Usłyszałem tupot stóp, a po chwili ktoś zaczął zdejmować ze mnie drewno,
- Jeszcze... Żyje... - wesytchnąłem, a mój głos się strasznie łamał. Osoba pomogła mi wstać, chociaż nie czułem swoich nóg.
- Jak się nazywasz? - głos nadal był stłumiony, przez co nie mogłem odróżnić płci, do tego widziałem jak przez mgłe. Na szczęście osoba była blisko i pomagała mi się utrzymać na nogach, dzięki czemu zrozumiałem jej pytanie.
- Logan - odparłem, chociaż nie byłem pewny tego, aby wydawać swoje imię. - A ty? - spojrzałem w oczy tego kogoś.
<Ktoś?>
Od Katherine - Do Alec'a (CD)
- Co tak długo? - zapytał, mrużąc brwi. Wzruszyłam ramionami i pokazałam na fiolkę z czerwonym płynem, wyjmując ją z kieszeni.
- Długo byłoby, gdybyś musiał czekać godzinę. To było zaledwie pięć minut. - odpowiedziałam, chowając butelkę z powrotem do kieszeni.
- Załatwiłaś wszystko? Możemy wracać? - zaczął się rozglądać. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak Alec jest wysoki. Przerastał mnie o co najmniej dwadzieścia centymetrów, jeżeli nie więcej. Cóż mogłam z tym zrobić, kobiety a mężczyźni to dwa różne światy.
- Tak. - odparłam krótko. W trakcie powrotu przypomniałam sobie, o co miałam go zapytać. Jednak, wahałam się przez chwilę.
- Dziewczyny w Idrysie biją się o ciebie, dosłownie. - zaczęłam, wolno. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdziwiony, mrużąc brwi.
- Ach tak? - uniósł prawą brew, w niedowierzaniu.
- Podobno chcesz się ustatkować. - powiedziałam, patrząc na niego lekko rozbawiona. Wydawał się o niczym nie wiedzieć.
Alec?
Od Ariki do Jace’a (CD)
Od Arki do Alec’a (CD)
Od Jace'a - Do Mai (CD)
- Powiedzmy. - odparła udawanym, twardym głosem. Uniosłem prawą brew w zdziwieniu, i pokiwałem głową, nie dowierzając.
- Wybrałaś najgorsze możliwe miejsce. - burknąłem, przez co wyraźnie ją zniechęciłem. - Ale... - specjalnie przerwałem, by zobaczyć jej reakcję. Odwróciła się. - Mi też się nudzi. - zakończyłem w końcu, wywołując mimowolny uśmiech na twarzy dziewczyny.
- To co chcesz robić? - zapytała. Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
- To TY tu przyszłaś. Liczyłem, że będziesz mieć coś w zanadrzu. - uśmiechnąłem się lekko chytrze, wyjmując ostrze. Przejechałem po nim palcem i zacząłem przerzucać z ręki do ręki.
Maia?
Brak weny, i'm sorry :c
Od Katherine - Do William'a (CD)
- Poznaj najpierw czyjąś historię, a potem oceniaj. - dodałam, i tym razem to ja odwróciłam się na pięcie. Zniknęłam za drzwiami biura Maryse, aby załatwić sprawy odnośnie Wyklętych. Wzięłam numery i zadzwoniłam, aby dowiedzieć się, czy ataki takie, jak w Nowojorskim Instytucie miały miejsce również w innych Instytutach. Jeden taki zdarzył się w Paryżu, lecz nie wykryto nic podejrzanego, prócz tego, że owy demon miał krew Fearie.
William?
Od Raphaela CD Renesme
Renesme wyszła z pokoju, zaraz po tym gdy Bane nawiedził pomieszczenie. Zmarszczyłem brwi.
-Coś się stało?- spytałem lekko zaskoczony.
-Nie nic - Magnus poliwał głową po czym zrobił typową dla siebie minę. To wszystko wydawało się dziwne. Obaj wygladali jakby cos się stało gdy spałem. Moze się pokłocili? Albo Magnus powiedzia) coś dziewczynie o jej przeszłości? Nie miałem pojęcia. Westchnąłem
- pójdę do Renesme - oznajmiłem po czym wolnym, lekko chwiejnym, krokiem wyszedłem z pokoju. Rozglądnąłem się. Koryatrz był dosyć długi i ciemny. Na ścianach były zawieszone kotary w kolorze zasuszonej krwii, a przez środek biegł długi dosc szeroki dywan we wzorki. Podobało mi się to, czułem się jak w DuMorcie. Nagle ułyszałem szlochanie. Odwróciłem się w tamtą stronę marszcząc brwi.
W jednym z rogu stała Renesme, oparta głową o ścianę. Twarz miała zakrytą długimi, brązowymi włosami, przez co nie można było wywnioskować jej stanu. Podszedłem bliżej. Nadal byłem trochę słaby, lecz krew dodała mi energii
-Coś się stało?- spytałem, odgarniając wlosy z jej twarzy tak, bym mógł zobaczyć oczy. -Magnus coś złego ci powiedzial, tak? -zmarszczyłwm brwi oblizując spierzchniętą wargę.
Od Jace'a - Do Ariki (CD)
- Jace Wayland. Dawno cię nie widziałem. - zaśmiał się jeden z nich. Stał on na czele wszystkich, dlatego do głowy przyszła mi myśl, że to był ich szef, którego poszukiwaliśmy.
- Serio? Bo ja ciebie nigdy. - odparłem, wyciągając nóż seraficki. Przechyliłem głowę na bok, przez co kości w niej strzeliły. Jeden z nich się odsunął.
- Mylisz się. Byłeś młody, gdy to się stało. - powiedział, przechadzając się obok mnie. Mierzyłem go wzrokiem przez cały czas, nie spuszczałem go ani chwilę z pola widzenia.
- James Chapman? - zapytałem, gdy doszło do mnie, że jednak mamy misję do załatwienia. Założyłem ręce na piersi i rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie, gdy już się zatrzymał. Sarkastyczny uśmiech zawisł na jego twarzy.
- A więc jednak pamiętasz! - uśmieszek nie znikał z jego twarzy. - Pamiętasz to. - dodał, po czym skinął głową do swoich ludzi, którzy chcieli złapać mnie za ręce, lecz wyczułem, gdy podchodzili i wbiłem w jednego z nich sztylet.
- Co pamiętam?! - krzyknąłem zły. Ten wystawił kły, patrząc na martwego wampira. Kiedy spojrzałem na miejsce, gdzie stała Arika, nie było jej. Zlustrowałem z pogardą ludzi tego całego Jamesa. Tam też jej nie było.
- Kiedy twój ojciec... - nie dokończył, bo Izzy złapała go za rękę swoim wężocosiem (XD) i rzuciła o ziemię. Reszta wampirów wystawiła kły i zaczęli warczeć. Obejrzałem się w tył. Stała tam Arika, Alec i Isabelle.
Arika?
Od Renesme - c.d Raphael
- Ty byłaś nieprzytomna.
- A ty zmarnowałeś bez sensu swoją energię - popatrzyłam na niego groźnym, ale lekko martwiącym się wzrokiem - wybudziłabym się prędzej czy później.
- Nie spodziewałem się, że tyle energi użyje - powiedział. Sięgnęłam do troby i wyjęłam dwie saszetki z krwią. Usiadłam na kanapie i dałam mu saszetkę. Wziął ją od razu i zaczął pić. Zrobiłam to samo.
- Gdzie Magnus? - spytał.
- Poszedł do innego pokoju. Chyba zaraz wróci... - wzięłam głęboki wdech.
- Czy...
- Nie - przerwałam mu wiedząc o co spyta - nic mi nie jest.... - tak naprawdę przepełniało mnie uczucie zwane wyrzuty sumienia. Nie powinnam go tam zabierać... siedziałby spokojnie w swoim biurze i w domu ze swoimi...
- Renesme? - machnął mi ręką przed oczami i się obudziłam ze swoich przemyśleń.
- Wybacz... nie mogę się skupić... za dużo się dzieje jak na jeden dzień... - zakryłam twarz rękoma.
- Nie dziwię ci się. Ale będzie dobrze - lekko się uśmiechnął. Nie byłam tego pewna...
Wnet do pokoju wszedł Magnus. Popatrzyłam na niego. Sama wyszłam z pokoju wściekła na siebie. Uderzyłam odruchowo w ścianę. Oparłam czoło o ścianę i zaczęłam dyszeć. Ja już nic nie wiem... nie wiem kim jestem. Nie wiem co robić.
Nie wiem nawet co czuję.... ból, strach, gniew, nienawiść? A może wszystko naraz? Rozsypuje się z każdą sekundą...
Od Raphaela CD Renesme
Zdązyłem tylko jeszcze raz sojrzeć na dziewczynę, gdy odpłynąłem w wymuszony sen. Czułem się jak w hipnozie, nie mogąc się ruszać, być pozbawionym ciała. W pustce.
Nagle odzyskałem dech, a tym samym przytomność. Zacząłem się dusić i łapczywie chwytać powietrze. Spojrzałem w bok. Siedziała tam, lekkko zdziwiona Renesme.
-Co tu robisz?- spytałem dysząc ciężko, i przełykając ślinę. Nie pamiętałem nic. Rozgladnalem się po pokoju. Dom Magnusa. I wszystko było jasne. Podciagnalem się na rękach siadając na łozku probujac uspokoic dech.
-Dobrze się czujesz?- spytałem, próbując wstać. Czułem się niemrawo, nie miałem zbyt wiele sił, ale wstałem, nie zdradzając po sobie osłabionego organizmu. Nie wiedziałem że Renesme była tak trudna do wybudzenia, zazwyczaj takie sytuacje nie zabierały mi zbyt wiele energii
Ba. Były banalne.
Od Renesme - c.d Raphael
- Gdzie... - wstałam patrząc na nich.
- U mnie w domu - odparł Magnus. Skierowałam wzrok na Raphaela. Kołysał się na boki jakby miał zaraz opaść.
- Raphael! - gwałtownie wstałam i zanim upadł podtrzymałam go dając jego rękę zza moją szyję. Położyłam go na kanapie i usiadłam koło niego.
- Co mu się stało...? - spytałam nie odwracając wzroku od nieprzytomnego Raphaela.
- Cóż... byłaś nieprzytomna. Przez długi czas. Raphael chciał, bym cię uleczył, ale nie chciało mi się wykorzystywać energii więc...
- Więc ci zaproponował, byś wziął od niego... - przerwałam mu i złapałam się za głowę przypominając sobie co się stało. Wstałam i podeszłam do drzwi i wyszłam z pokoju spadając przy ścianie obok drzwi.
- Wariatka... kretynka! - krzyknęłam sobie w myślach. Z pokoju wyszedł Magnus i usiadł naprzeciw mnie.
- Martwisz się o niego - zaczął - inaczej, byś nie miała teraz wyrzutów sumienia - popatrzyłam na niego.
- Co to zmienia? - spytałam podnosząc wzrok - Jakie ma to znaczenie, czy się o niego martwię czy nie? - przybliżył się i popatrzył w moje oczy po czym przybliżył usta do mojego ucha.
- Kochasz go prawda? - gdy mi to wyszeptał do ucha natymiast się wyprostowałam.
- Nawet o tym nie myślałam. Już od pewnego czasu nie myślałam o tym odkąd... - ugryzłam się w język. Oddalił się ode mnie i prychnął śmiechem zamykając powieki. Jego makijaż z każdą sekundą, był coraz bardziej odrarzający.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - wstał i poszedł do jakiegoś innego pokoju. Wstałam i usiadłam w pokoju w którym leżał Raphael. Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozmyślać.
- Renesme pamiętasz co się działo - mówiłam do siebie w myslach - Nie powinnaś tego robić... ale spójrz. Od wielu lat nie myślałaś o tym, by się zakochać. Może...
- Nie - odpowiedziałam swoim myślą - nie mam zamiaru... - Nagle prze de mną stanął mój ojciec.
- Twoim pytaniem nie powinno, być czy powinnaś. Twoje pytanie powinno brzmieć, czemu się boisz? - popatrzyłam na niego, a ten zniknął. Wzięłam głęboki wdech. Było mi głupio, że powiedziałam do niego zrobnieniem... jak się obudzi będę musiała go przeprosić...
A o rozmowie z Magnusem nawet mu nie wspomnę.