Od Aleca CD Katherine

-Mity... - przewróciłem.oczami. W sumie, to co powiedziala dziewczyna było prawdą. Chciałem się ustatkować, lecz jak na razie nie było na to czasu. Walki z demonami przybierały na sile, pojawoalo się ich coraz to więcej, drużyna mnie potrzebowała. W takich sytuacjach nie ma co liczyć na związki.
-Z nimi trzeba uważać - zacząłem bez entuzjazmu. Nieznajoma popatrzyła na mnie, nie wiedxąv o co chodzi.
-Większości, a nawet wszystkie z tych dziewczn interesuje tytuł. Przejęcie nazwiska Lightwood'ów. - wyjąłem strzałę z ko)czanu i założyłem na łuk Nie kontynuując już temamu. Weszliśmy pomiędzy stare kontenery.Była to jedyna droga, która była w miarę normalna i bezpieczna.
-Po co to robisz?- spojrzała na łuk spode łba krzywiąc się. Szedłem z przodu i rozglądałem się w ciszy. Odwróviłem głowę i żekłem przez ramię.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.

Od Nathaniela - C.D Lzzy

- Co masz na myśli? - zapytałem spoglądając na nią z zainteresowaniem
- Nie, nic - pokręciła głową  - Tak mi się tylko powiedziało
- Bo wiesz, jak chcesz to mogę skoczyć z tego budynku, zapewniam cię, że to będzie coś niespodziewanego - powiedziałem.
- Aż tak to nie - zaśmiała się zaciągając się dymem  po raz kolejny - Palisz? - spytała po chwili
- Nie - zaprzeczyłem - Nie przepadam za tym - dodałem
- Często tu przychodzisz? - spojrzała się na mnie wyczekując odpowiedzi.
- Tutaj jestem dopiero z czwarty raz - przyznałem - Ale w Londynie potrafiłem spędzać na dachu  długie godziny. Cisza, spokój, można pozbierać myśli, chociaż sama o tym wiesz - uśmiechnąłem się wpatrując w jasne gwiazdy na czarnym niebie.
(Lzzy?)

Od Cole CD Arika

.Szósta rano, a ja już byłem na nogach. Ok, szybki prysznic, znoszony czarny dres, granatowe adidasy, zbiec do kuchni wziąć kanapkę, i czas zaczynać. Od poniedziałku, do Piątku codziennie wstaję wcześnie, biegam, potem idę na salę treningową więc około ósmej, zwykle udaje mi się przejść cały dzienny trening. Właśnie wychodziłem z kuchni, gdy wpadłem na jakąś dziewczynę. Nie poznawałem, jej ale to mogło być skutkiem tego że rzadko bywam w Instytucie. Dziewczyna miała długie, ciemne włosy związane wysoko w kucyka. Popatrzyłem na dziewczynę, po czym tylko kiwnąłem głową na powitanie i wsadziłem, pozostałą połowę kanapki z serem i pomidorem do ust przechodząc obok.
Wychodząc przed Instytut, czułem na sobie spojrzenie Hodga, który zerkał na mnie przez drzwi które, miałem zamknąć. Zamiast tego, jednak odkręciłem lekko głowę w jego stronę, i kiwnąłem nią na powitanie z kamienną twarzą. Nie mogłem, zobaczyć nic więcej bo właśnie zmierzałem do bramy gdy zatrzymał mnie Jace.
-Carter, znów idziesz biegać? -zapytał stojąc obok, a nawet na mnie nie spojrzał. Wiedziałem że to nie, przez złośliwość. Ja zasługuję na takie traktowanie, zamykam się w sobie z każdym dniem. Czekał. A ja stałem tam, bez słowa aż w pewnym momencie udało mi się powiedzieć jedno słowo.
-Tak -mój głos był ostry jak moja, broń biała którą miałem pod bluzą. Nidy się z nią nie roztaję, i często się przydaje.
Jace skinął mi głową, i wszedł do środka a ja ruszyłem przed siebie. To są moje spotkania, z innymi Nocnymi Łowcami. Kilka słów, i każde z nas idzie w swoją stronę. Biegnąć już 5 kilometr, mijałem sklep. Postanowiłem że zatrzymam, się na chwilę i wejdę do środka po wodę. Jak na taką wczesną godzinę, było tłoczno jednak jak zawsze, gdy biegnę ludzie odsuwali się na boki. Gdy zatrzymałem się, na kolejny krótki postój usłyszałem krzyk...nie to nie krzyk...to był wrzask, i błaganie o pomoc. Momentalnie, moje zmysły się wyostrzyły. Zamknąłem oczy, i skupiłem się na miejscu gdzie chcę się przenieść.
Po kilku minutach, stałem za Demonem który wcielił się najwyraźniej, w ojca małej dziewczynki która stała teraz w ciemnym, zaułku cała posiniaczona. I w tej, chwili powróciły wszystkie wspomnienia z moich młodzieńczych lat. Nie Carter, nie czas na takie wspominki! Skupiłem się, aby być cicho. Widziałem że dziewczyna mnie widzi, więc ruchem ręki kazałem jej uciekać jak najdalej, a ona tylko pokiwała głową i uciekła. Zająłem się Demonem, w ciele Przyziemnego a teraz musze uciekać do Instytutu.
Około siódmej trzydzieści, byłem już w sali treningowej i ćwiczyłem mój nowy atak, podwójna śruba w powietrzu z wykopem. Gdy kolejny raz, udało mi się powalić Manekiny podszedłem do ławeczki, na której zostawiłem wodę, bluzę i podkoszulkę. Nagle usłyszałem, kobiecy głos.
-Cześć. Niezłe triki -obejrzałem się przez ramie. To była ta sama, dziewczyna na stołówce. Posłała mi szeroki uśmiech.
-Cześć jestem Cole Carver, ale mów mi Carver..
Arika?

Od Williama CD Kate

- Nie, nic mi nie jest. Jednak z tobą wręcz przeciwnie - powiedziałem patrząc na dziewczynę.
- Chodzi ci o tą ranę? To nic takiego - mruknęła.
- Ja tam bym sądził wręcz przeciwnie... Jednak jeżeli chcesz aby ci się jakieś paskudne zakażenie wdało bądź chciałabyś się wykrwawić to okej. Droga wolna. Nie moja sprawa - uśmiechnąłem się pod nosem i uniosłem ręce do góry w geście, że się nie wtrącam.
Dziewczyna wywróciła oczami i prychnęła.
- Chociaż... Skoro pomogłaś zająć mi się tym demonem to przydałoby się odwdzięczyć - mruknąłem pod nosem.
Po chwili zacząłem grzebać w kieszeniach. Były tam najróżniejsze rzeczy niemalże, na każdą sytuację. Jednak teraz potrzebowałem tylko tej jednej... Mam! Wyciągnąłem z kieszeni bandaż. Rzuciłem go wampirzycy. Lekko zdezorientowana chwyciła go zanim zdążył ją walnąć. Spojrzała na mnie pytająco.
- Przemyj sobie tą ranę i owiń bandażem. Zaraz za nami jest strumyk. A no i powiem ci, że ta rana tak szybko ci się na zagoi. To, że jesteś wampirem nie przyspieszy tego aż tak bardzo - uśmiechnąłem się pod nosem.

Kate?

Lara Christ

http://meljeanbrook.com/wp-content/uploads/2012/09/linda-hamilton-1024x689.jpg
~ 23 lata ~ Głos ~ Hetero

M O C
Runa celności
~
C H A R A K T E R
Lara ma inne osoby za nic , uważa się ze jest pępkiem świata , I uważa inne osoby za nic , nie szanuje innych osób , w szczególności nie lubi chłopaków bo ma Z nimi złe wspomnienia, dla kobiet jest raczej miła , stara się być sympatyczną i miła osoba mimo swoich wad , chociaż często walczy z sobą, bo nie wie co chce od życia
~
A P A R Y C J A
Ma tatuaż na plecach, i bliznę
~
H I S T O R I A
Zostawiła swoją przeszłość za sobą i nie chce o niej pamiętać i nikomu o niej nie mówi , została łowcą bo tego zapragnęła , bo chciała zmienić całkowicie swoje życie , wolała zacząć walczyć, zauważyła ze kocha ryzyko.
Doświadczenie: 0/Kontakt: Shepard G-mail :
erthiel.z.elondir@gmail.com

Od Logan

Machałem beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał się zwyczajną rośliną. Zacząłem rozmyślać jak to jest nią być. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją. Polubiłem ten kwiat.
- Tak samo jak ja nie lubisz być głodny – odparłem z uśmiechem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłem się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłem sobie wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zacząłem sobie na nowo wyszywać wzory na ręce, wyciągając czerwoną mulinę, którą sobie ozdobiłem skórę kilka dni temu. Teraz jedyne co zostało mi po tym, to czerwone ślady z krwią, która spływała po mojej skórze. Przez głód nawet nie nawlekłem nici na igłę, więc tylko ją schowałem do kieszeni i zeskoczyłem z cegieł i się rozejrzałem.
- Głodny jestem – powiedziałem smutno patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Akurat w tym momencie ujrzałem parę czerwonych oczu. Na ich widok uśmiechnąłem się radośnie. – Jedzonko! – krzyknąłem uradowany i w ciągu jednej sekundy spod płaszcza wyciągnąłem dwa sztylety, a z krzaków wyskoczył biały tygrys w czarne plamy. Wystarczyło skoczyć i przejechać mu nożami po grzbiecie. Z raz zaczęła lecieć krew, która skapywała na zieloną trawę. Chciałem kontynuować zabawę, jednak ta dziwna mięsożerna roślinka chwyciła moje śniadanie korzeniami. Zwierzę zaczęło się szamotać, a roślina już mu połamała tylną łapę, a przednią oderwała od ciała. Gdy na to patrzyłem, jednocześnie posmutniałem i się zdenerwowałem. – Miałeś się ze mną bawić! – krzyknąłem oburzony, po czym skoczyłem na roślinę tnąc jej wszystkie kończyny nie zwracając uwagi na pół martwe zwierzę. Zacząłem się śmiać. – Trzymaj się! Trzymaj się! – krzyknąłem rozbawiony, gdy kwiat przestał się ruszać, gdy tylko podciąłem mu wszystkie korzenie. Stracił nawet kolorek. – Bez krwi to nie to samo – odparłem trochę smutny i podszedłem do tygrysa. – Trzymaj się! – powtórzyłam i wydłubałem mu oczka, które po chwili zjadłem z rozkoszą. Mój brzuch domagał się więcej, więc zacząłem ciąć kotka na kawałeczki. Krew się lała wszędzie, a jego mięso było wokół mnie. Było takie soczyste, ta woń krwi… Od razu poczułem się o wiele lepiej, a do tego zabawa była udana. Wstałem i wróciłem na murek. Zacząłem iść po nim, ale na rękach. Zamknąłem oczy i szedłem prosto przed siebie, nie zwracając na to, że byłem całkowicie ubrudzony krwią, jak i pewnie śmierdziałem surowym mięsem. Po chwili poczułem jak moje palce o coś się wplątują i nagle zacząłem spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałem czyjś jęk. Musiałem na kimś wylądować.
A w rzeczywistości to spadłem z drzewa. Tak, z drzewa. Gałąź się połamała, a ja wylądowałem na twardej ziemi, która była pokryta suchą trawą. Gdy spadałem uderzyłem ciałem o parę gałęzi, co spowodowało ogromny ból na ciele. Przez chwilę leżałem na ziemi jęcząc z bólu, próbując sobie uświadomić co się właśnie stało. Gdy mój umysł przyswoił już upadek z drzewa, trzeba było sobie odpowiedzieć na nowe pytanie. Skąd się tu wziąłem? Otworzyłem oczy i się podniosłem. Było już jasno, a ja miałem podarte ubranie i cały w błocie. Do tego byłem podrapany i miałem rany, z których już na szczęście krew nie leciała.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem jakiś głos, jednak strasznie stłumiony. Normalnie to bym się już połamał, ale dzięki wilkołakowi w tej chwili odczuwam ogromny ból. Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na rozmówce, ale w tej chwili kilka gałezi spadło na moją głowę. Usłyszałem tupot stóp, a po chwili ktoś zaczął zdejmować ze mnie drewno,
- Jeszcze... Żyje... - wesytchnąłem, a mój głos się strasznie łamał. Osoba pomogła mi wstać, chociaż nie czułem swoich nóg.
- Jak się nazywasz? - głos nadal był stłumiony, przez co nie mogłem odróżnić płci, do tego widziałem jak przez mgłe. Na szczęście osoba była blisko i pomagała mi się utrzymać na nogach, dzięki czemu zrozumiałem jej pytanie.
- Logan - odparłem, chociaż nie byłem pewny tego, aby wydawać swoje imię. - A ty? - spojrzałem w oczy tego kogoś.

<Ktoś?>

Od Katherine - Do Alec'a (CD)

 Spojrzałam na uciekającego chłopaka. Alec. Hmm, wydawał się być interesujący. Przede wszystkim inny niż reszta łowców, których spotkałam. Ale otrząsnęłam się i powróciłam do pracy. Zaraz... Co ja miałam zrobić? Zdrowy rozsądek podpowiadał mi wziąć próbkę krwi Wyklętego, by sprawdzić, czy jest taka sama jak tego, który napadł na Instytut. Szybko i sprawnie zrobiłam to, chowając fiolkę z krwią do kieszeni. Nie wiadomo, co jeszcze mogło się tu kryć, wiec wyszłam przed restaurację, rozglądając się. Było czysto. W oddali dostrzegłam znajomą już postać. Chłopak podszedł do mnie, z rękoma założonymi na piersi.
- Co tak długo? - zapytał, mrużąc brwi. Wzruszyłam ramionami i pokazałam na fiolkę z czerwonym płynem, wyjmując ją z kieszeni.
- Długo byłoby, gdybyś musiał czekać godzinę. To było zaledwie pięć minut. - odpowiedziałam, chowając butelkę z powrotem do kieszeni.
- Załatwiłaś wszystko? Możemy wracać? - zaczął się rozglądać. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak Alec jest wysoki. Przerastał mnie o co najmniej dwadzieścia centymetrów, jeżeli nie więcej. Cóż mogłam z tym zrobić, kobiety a mężczyźni to dwa różne światy.
- Tak. - odparłam krótko. W trakcie powrotu przypomniałam sobie, o co miałam go zapytać. Jednak, wahałam się przez chwilę.
- Dziewczyny w Idrysie biją się o ciebie, dosłownie. - zaczęłam, wolno. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdziwiony, mrużąc brwi.
- Ach tak? - uniósł prawą brew, w niedowierzaniu.
- Podobno chcesz się ustatkować. - powiedziałam, patrząc na niego lekko rozbawiona. Wydawał się o niczym nie wiedzieć.

Alec?

Od Ariki do Jace’a (CD)


- Nie radzę wam się zbliżać, wampiry. – powiedziała groźnie Isabelle, mierząc wszystkich wzrokiem.
- Myślisz, że się was boimy? Inaczej byśmy tu nie przychodzili – warknął Chapman
- Przyszliście tutaj, bo jesteście na tyle tępi, że wierzycie, iż wyjdziecie z tego żywi – rzucił od niechcenia Jace
Wampiry w odpowiedzi warknęły, ukazując swoje kły, i ruszyły w naszą stronę. Wyjęłam katanę i uskoczyłam przed pierwszym wampirem, który biegł w moją stronę. Szybko odwróciłam się w jego stronę i spróbowałam podciąć mu nogi. Niestety był za szybki i uniknął tego, sam posyłając mnie kilka metrów dalej. Upadłam twardo na ziemię i przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wtedy ujrzałam nad sobą wampira, uśmiechającego się parszywie. Już chciał zadać cios, kiedy odturlałam się i jednym, zgrabnym i zwinnym krokiem wstałam z ziemi. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, kiedy ten z niesamowitą prędkością ruszył na mnie. Gdy był dostatecznie blisko, uskoczyłam w bok, zadając przy tym cios mieczem. Trafiłam idealnie w serce. Wampir wydał ostatni jęk zaskoczenia i padł na ziemię. Spojrzałam w kierunku pozostałych. Powoli rozprawili się ze wszystkimi wampirami. Izzy przytrzymywała jednego swoim biczem z elektrum za kostę, aby nie uciekł, a Alec zadał ostateczny cios. Rozejrzałam się za Jace’em. Stał nad leżącym na ziemi Chapmanem. Przyciskał go butem do ziemi, a serafickie ostrze trzymał mu na gardle. W jego oczach płonęła czysta złość.
- Jace? – podszedł do niego Alec, z wyraźną troską wymalowaną na twarzy.
- Gadaj natychmiast, po co ci krew Przyziemnych! – warknął chłopak.
Wampir w odpowiedzi się tylko zaśmiał.


<Jace?>

Od Arki do Alec’a (CD)


Patrzyłam, jak chłopak odchodzi, kończąc ostatnią z kanapek. Gdy już skończyłam , posprzątałam i pozmywałam po sobie, po czym udałam się do swojego pokoju. Byłam zupełnie wyczerpana po całym dniu treningu, dlatego od razu, jak wróciłam do siebie, położyłam się spać.
Następnego dnia było już prawie południe, kiedy się obudziłam. Szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam się szykować. Jeszcze nigdy nie spałam do tak późnej pory!
Szybko założyłam na siebie strój treningowy i pobiegłam do Sali treningowej. Jak na ten czas była pusta. Podeszłam więc do ściany, na której był umocowany kij do kendo i zaczęłam sobie przypominać podstawy. Kroki, ciosy, ułożenie ciała. Wszystko.


<Alec?>

Od Jace'a - Do Mai (CD)

- Masz jakieś problemy? - zapytałem, zakładając ręce na piersi. Oparłem się o poręcz mostu, oczekując na odpowiedź. Ta jedynie pokiwała głową. - Nie wiem... Nudzi ci się? - dodałem, mrużąc brwi.
- Powiedzmy. - odparła udawanym, twardym głosem. Uniosłem prawą brew w zdziwieniu, i pokiwałem głową, nie dowierzając.
- Wybrałaś najgorsze możliwe miejsce. - burknąłem, przez co wyraźnie ją zniechęciłem. - Ale... - specjalnie przerwałem, by zobaczyć jej reakcję. Odwróciła się. - Mi też się nudzi. - zakończyłem w końcu, wywołując mimowolny uśmiech na twarzy dziewczyny.
- To co chcesz robić? - zapytała. Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
- To TY tu przyszłaś. Liczyłem, że będziesz mieć coś w zanadrzu. - uśmiechnąłem się lekko chytrze, wyjmując ostrze. Przejechałem po nim palcem i zacząłem przerzucać z ręki do ręki.

Maia?
Brak weny, i'm sorry :c

Od Katherine - Do William'a (CD)

- Zgadza się, masz rację. - powiedziałam, kiwając głową w zrozumieniu. Założyłam ręce na piersi, a chłopak odwrócił się, mrużąc brwi. Był wyraźnie zaskoczony moją reakcją, spojrzał na mnie badawczo i otworzył usta, aby coś powiedzieć. Ja jednak mu przerwałam.
- Poznaj najpierw czyjąś historię, a potem oceniaj. - dodałam, i tym razem to ja odwróciłam się na pięcie. Zniknęłam za drzwiami biura Maryse, aby załatwić sprawy odnośnie Wyklętych. Wzięłam numery i zadzwoniłam, aby dowiedzieć się, czy ataki takie, jak w Nowojorskim Instytucie miały miejsce również w innych Instytutach. Jeden taki zdarzył się w Paryżu, lecz nie wykryto nic podejrzanego, prócz tego, że owy demon miał krew Fearie.
***
 Po całym dniu wróciłam do swojego pokoju. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w wygodne ciuchy do spania i opadłam na łóżko. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer mojej mamy. W końcu odebrała! Cieszyłam się jak dziecko, póki nie usłyszałam mdłego Wybacz, Katherine, jestem zajęta. Zadzwoń jutro. Mój entuzjazm opadł momentalnie. Jutro oznaczało... nigdy? Zawsze słyszałam to samo. ''Jestem zajęta''. Odłożyłam komórkę na szafkę nocną i przykryłam się kocem. Moją głowę zajęło rozmyślanie, czy inni rodzice są... tacy sami? Tacy sami jak moi. Wiecznie zapracowani, nie mający nawet pięciu minut na porozmawianie z córką. Właściwie to... Mogłam ich nazwać rodzicami? A oni mnie córką? Nie łączyło nas zupełnie nic prócz tego, że moja matka mnie urodziła. Tyle. Resztą zajmowali się trenerzy, służba i opiekunka. Nie zaznałam chwili, żeby porozmawiali ze mną jak normalni rodzice. Ciągle tylko praca, praca, obowiązki... Usnęłam, nad tym myśląc.

William?

Od Raphaela CD Renesme

Renesme wyszła z pokoju, zaraz po tym gdy Bane nawiedził pomieszczenie. Zmarszczyłem brwi.
-Coś się stało?- spytałem lekko zaskoczony.
-Nie nic - Magnus poliwał głową po czym zrobił typową dla siebie minę. To wszystko wydawało się dziwne. Obaj wygladali jakby cos się stało gdy spałem. Moze się pokłocili? Albo Magnus powiedzia) coś dziewczynie o jej przeszłości? Nie miałem pojęcia.  Westchnąłem
- pójdę do Renesme  - oznajmiłem po czym wolnym, lekko chwiejnym, krokiem wyszedłem z pokoju. Rozglądnąłem się. Koryatrz był dosyć długi i ciemny. Na ścianach były zawieszone  kotary w kolorze zasuszonej krwii, a przez środek biegł długi dosc szeroki dywan we wzorki. Podobało mi się to, czułem się jak w DuMorcie. Nagle ułyszałem szlochanie. Odwróciłem się w tamtą stronę marszcząc brwi.
W jednym z rogu stała Renesme, oparta głową o ścianę. Twarz miała zakrytą długimi, brązowymi włosami, przez co nie można było wywnioskować jej stanu. Podszedłem bliżej. Nadal byłem trochę słaby, lecz krew dodała mi energii
-Coś się stało?- spytałem,  odgarniając wlosy z jej twarzy tak, bym mógł zobaczyć oczy. -Magnus coś złego ci powiedzial, tak? -zmarszczyłwm brwi oblizując spierzchniętą wargę.

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

- Jace, Arika. Idźcie go o to zapytać. My poszukamy jeszcze kilku informacji spróbujemy skontaktować się z wampirami i Łowcami z pobliskich Instytutów. - powiedziała Izzy, patrząc pytająco na Alec'a. Ten pokiwał głową i założył ręce na piersi. Dałem znak głową Arice, aby poszła za mną. Szybkim krokiem pokierowaliśmy się w stronę drzwi, jednak kiedy wyszliśmy na zewnątrz, spotkała nas niespodzianka. Przed Instytutem stała grupka wampirów, w tym ten, z którego wyciągnęliśmy kilka informacji.
- Jace Wayland. Dawno cię nie widziałem. - zaśmiał się jeden z nich. Stał on na czele wszystkich, dlatego do głowy przyszła mi myśl, że to był ich szef, którego poszukiwaliśmy.
- Serio? Bo ja ciebie nigdy. - odparłem, wyciągając nóż seraficki. Przechyliłem głowę na bok, przez co kości w niej strzeliły. Jeden z nich się odsunął.
- Mylisz się. Byłeś młody, gdy to się stało. - powiedział, przechadzając się obok mnie. Mierzyłem go wzrokiem przez cały czas, nie spuszczałem go ani chwilę z pola widzenia.
- James Chapman? - zapytałem, gdy doszło do mnie, że jednak mamy misję do załatwienia. Założyłem ręce na piersi i rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie, gdy już się zatrzymał. Sarkastyczny uśmiech zawisł na jego twarzy.
- A więc jednak pamiętasz! - uśmieszek nie znikał z jego twarzy. - Pamiętasz to. - dodał, po czym skinął głową do swoich ludzi, którzy chcieli złapać mnie za ręce, lecz wyczułem, gdy podchodzili i wbiłem w jednego z nich sztylet.
- Co pamiętam?! - krzyknąłem zły. Ten wystawił kły, patrząc na martwego wampira. Kiedy spojrzałem na miejsce, gdzie stała Arika, nie było jej. Zlustrowałem z pogardą ludzi tego całego Jamesa. Tam też jej nie było.
- Kiedy twój ojciec... - nie dokończył, bo Izzy złapała go za rękę swoim wężocosiem (XD) i rzuciła o ziemię. Reszta wampirów wystawiła kły i zaczęli warczeć. Obejrzałem się w tył. Stała tam Arika, Alec i Isabelle.

Arika?

Od Renesme - c.d Raphael

- To ja powinam o to spytać - wstałam i wzięłam torbę.
- Ty byłaś nieprzytomna.
- A ty zmarnowałeś bez sensu swoją energię - popatrzyłam na niego groźnym, ale lekko martwiącym się wzrokiem - wybudziłabym się prędzej czy później.
- Nie spodziewałem się, że tyle energi użyje - powiedział. Sięgnęłam do troby i wyjęłam dwie saszetki z krwią. Usiadłam na kanapie i dałam mu saszetkę. Wziął ją od razu i zaczął pić. Zrobiłam to samo.
- Gdzie Magnus? - spytał.
- Poszedł do innego pokoju. Chyba zaraz wróci... - wzięłam głęboki wdech.
- Czy...
- Nie - przerwałam mu wiedząc o co spyta - nic mi nie jest.... - tak naprawdę przepełniało mnie uczucie zwane wyrzuty sumienia. Nie powinnam go tam zabierać... siedziałby spokojnie w swoim biurze i w domu ze swoimi...
- Renesme? - machnął mi ręką przed oczami i się obudziłam ze swoich przemyśleń.
- Wybacz... nie mogę się skupić... za dużo się dzieje jak na jeden dzień... - zakryłam twarz rękoma.
- Nie dziwię ci się. Ale będzie dobrze - lekko się uśmiechnął. Nie byłam tego pewna...
Wnet do pokoju wszedł Magnus. Popatrzyłam na niego. Sama wyszłam z pokoju wściekła na siebie. Uderzyłam odruchowo w ścianę. Oparłam czoło o ścianę i zaczęłam dyszeć. Ja już nic nie wiem... nie wiem kim jestem. Nie wiem co robić.
Nie wiem nawet co czuję.... ból, strach, gniew, nienawiść? A może wszystko naraz? Rozsypuje się z każdą sekundą...


Od Raphaela CD Renesme

Zdązyłem tylko jeszcze raz sojrzeć na dziewczynę, gdy odpłynąłem w wymuszony sen. Czułem się jak w hipnozie, nie mogąc się ruszać, być pozbawionym ciała. W pustce.
Nagle odzyskałem dech, a tym samym przytomność. Zacząłem się dusić i łapczywie chwytać powietrze. Spojrzałem w bok. Siedziała tam, lekkko zdziwiona Renesme.
-Co tu robisz?- spytałem dysząc ciężko, i przełykając ślinę. Nie pamiętałem nic. Rozgladnalem się po pokoju. Dom Magnusa. I wszystko było jasne. Podciagnalem się na rękach siadając na łozku probujac uspokoic dech.
-Dobrze się czujesz?- spytałem, próbując wstać. Czułem się niemrawo, nie miałem zbyt wiele sił, ale wstałem, nie zdradzając po sobie osłabionego organizmu. Nie wiedziałem że Renesme była tak trudna do wybudzenia, zazwyczaj takie sytuacje nie zabierały mi zbyt wiele energii
Ba. Były banalne.

Od Renesme - c.d Raphael

Obudziłam się zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieję...
- Gdzie... - wstałam patrząc na nich.
- U mnie w domu - odparł Magnus. Skierowałam wzrok na Raphaela. Kołysał się na boki jakby miał zaraz opaść.
- Raphael! - gwałtownie wstałam i zanim upadł podtrzymałam go dając jego rękę zza moją szyję. Położyłam go na kanapie i usiadłam koło niego.
- Co mu się stało...? - spytałam nie odwracając wzroku od nieprzytomnego Raphaela.
- Cóż... byłaś nieprzytomna. Przez długi czas. Raphael chciał, bym cię uleczył, ale nie chciało mi się wykorzystywać energii więc...
- Więc ci zaproponował, byś wziął od niego... - przerwałam mu i złapałam się za głowę przypominając sobie co się stało. Wstałam i podeszłam do drzwi i wyszłam z pokoju spadając przy ścianie obok drzwi.
- Wariatka... kretynka! - krzyknęłam sobie w myślach. Z pokoju wyszedł Magnus i usiadł naprzeciw mnie.
- Martwisz się o niego - zaczął - inaczej, byś nie miała teraz wyrzutów sumienia - popatrzyłam na niego.
- Co to zmienia? - spytałam podnosząc wzrok - Jakie ma to znaczenie, czy się o niego martwię czy nie? - przybliżył się i popatrzył w moje oczy po czym przybliżył usta do mojego ucha.
- Kochasz go prawda? - gdy mi to wyszeptał do ucha natymiast się wyprostowałam.
- Nawet o tym nie myślałam. Już od pewnego czasu nie myślałam o tym odkąd... - ugryzłam się w język. Oddalił się ode mnie i prychnął śmiechem zamykając powieki. Jego makijaż z każdą sekundą, był coraz bardziej odrarzający.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - wstał i poszedł do jakiegoś innego pokoju. Wstałam i usiadłam w pokoju w którym leżał Raphael. Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozmyślać.
- Renesme pamiętasz co się działo - mówiłam do siebie w myslach - Nie powinnaś tego robić... ale spójrz. Od wielu lat nie myślałaś o tym, by się zakochać. Może...
- Nie - odpowiedziałam swoim myślą - nie mam zamiaru... - Nagle prze de mną stanął mój ojciec.
- Twoim pytaniem nie powinno, być czy powinnaś. Twoje pytanie powinno brzmieć, czemu się boisz? - popatrzyłam na niego, a ten zniknął. Wzięłam głęboki wdech. Było mi głupio, że powiedziałam do niego zrobnieniem... jak się obudzi będę musiała go przeprosić...
A o rozmowie z Magnusem nawet mu nie wspomnę.

Od ALeca CD Katherine

- Jesteś cała? - spytałem retoryznie, zakłądając łuk na ramię i podchodząć do dziewczyny. Nie znałem jej, musiała być nowa, lecz z tego co widziałem, wlaczyła całkiem nieźle. Miała ciemne, brązowe , lśniące włosy które falowały przy każdym ruchu. Wyciągnąłem do niej rękę , by pomóc wstać. Wtedy zauważyłem kolejny szczegół. Jej oczy były inne, niż tych których znam. Opróbcz Jace;a nikt nie wyróżniał się kolorem oczu, jednak ona miała je czarne, jak dwa iskżące się węgielki. Złapała mnie za rękę a ja lekko pociągnąłem ku górze. Otrzepała się, i zadyszała dosyć ciężko ze zmęczenia. Zdziwiłem się, bo gdy leżała, wydawała się wysoka, lecz gdy stała sięgała mi do klatki piersiowej. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka przy mnie. 
- Zmywamy się - powiedziałem pośmiesznie po oględzinach. Wyłamałem drzwi i wszedłem wszybkim krokiem w korytarz prowadzący do wyjścia.
-E-ej! - poczułem lekkie szarpnięie za tył skórzanej kurtki.
- Jak mam się wogołe do ciebie zwracać? - powiedziala pospiesznie marszcząc brwi.
- Alec - powiedziałem, z nutką tajemniczośc, po czym wybiegłem z budynku.

Od Aleca CD Kate

Spojrzałem na nią ironicznie.
- Nie widisz siebie? - wstałem i załążyłem ręce na pierś. Ta zmarszczyła brwi.
- Jesteś ranna - dodałem. 
- Nikt nie kazał ci mnie zabierać do instytutu!- nagle wybuchła, ale zaraz potem było schychać jęki bólu.
- Lepiej się połóż, później na mnie nakrzyczysz - przewróciłem ironiczie oczami. W tym momenicie do pokoju wszedł Hodge.
- Wampir? - zdziwił się, stając w drzwiach. - Myślałem... - odwróciłem się do niego, ten widzą moją minę zamilkł.
- Zajmiesz się ją? Nie wiem co mam robić, poza normalnym opatrunkiem - dodałem.
Hodge podszedł do nadal złej dziewczyny, po czym zmierzył ją wzrokiem.
- Jak tak dalej pójdzie, to ta mała cię skosztuje - zaśmiał się. Spojrzałem na niego krzywo, nie wiedząc o co chodzi. Miał dziś dziwny humor, żartować w takiej sytuacji? No ale jednak jest nauczycielem..... Zignorowałem jego uwagę.
- Wyleczysz ją? - spytałem. - Nie chcę mieć problemów z Clave - oblizałem usta.

Od Aleca CD Magnus

- I jak Izzy? Misja zakończona pomyślnie?  - zagadałem, wchodząc do głównej sali, w któryej naradzali się Clary, Izzy i Jace. Ostatnio nawet spooro mieliśmy ataków.
- Chyba jest jakiś wyciek - skrzywił się Jace.
- Portale? - podniosłem brew, zakładając ręce na pierś. Nagle zadzwonił telefon, wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem w ekran. Nieznany numer. Zmarszczyłem brwi. Nie byłem pewnien kto to może być. Odwróciłem się na piecie i wyszedłem z holu, wchodząc do najbliższego, pustego pokoju,
- Halo? - powiedziałem niepwenie w słuchawkę.
-Witaj Alec'u. Z tej strony Magnus. Może zechciałbyś iść kiedyś na drinka? - zabrzmiało w odpowiedzi. Jego głos był jak zwykle intrygujący. Straciłem dech, aż mnie zatkało. Ponownie
- Ammm... - wymamrotałem po dłuższej chwili. - Teraz nie mogę - dodałem, otrząsając się, i prostując.
- A dziś wieczorem? - jego głos był jakby proszący, z nadzieją.
Przełknąłem ślinę.
- Okay - dopowiedziałem, szybko się rozłączają, widząc nadchodzącą Izzy,

Od Alec'a CD Arika

Zdziwiłem się trochę. Arika miałą większy apedtyt odemnie, jadła więcej, a ja przecież jestem wyższy i "mocniejszej budowy". Zmarszczyłem brwi. Ja zawsze najem się jednym kawałkiem... ona trzema. Nic nie mówiąc, wstałem z krzesła, lekko speszony.
- Gdzie idziesz? - spytała gdzy wychodziłem z kuchni.
Odwróciem się i stanąłem bokiem, prostując się, po czym powiedziałem dość poważnym tonem:
- Ćwiczyć, idę po łuk a potem na trening.

Od Raphaela CD Rachel

Przewróiłem ironicznie oczami gdy dziewczyna opuściła pokój. Jej zachwowanie było conajmniej aroganckie. Jako ktoś nowy w DuMorcie, miała bardzo wysokie ego. Zmarszczyłem brwi, nie miałem czasu teraz o tym myśleć, papiery na mnie czekały, a później jeszcze zajżeć do Simona.
~~
Wśród sterty dokumentów i raportów, które uznałem za zbędne, znalazłem jedno zaproszenie do klubu, na jakiś pokaz oraz kilka innych dość ciekawych rzeczy. Oczywiście, że wszytsko wyrzułem. Jako szanownany przywódca nawet nie powinnem myśleć o tego typu zapawach. Zresztą, ani trochę mnie to nie kręciło. Wolałem pograć sobie na pianinie, lub po prostu spacerować po hotelu, Uznawałem to za o wiele ciekawsze niż szlajanie się po knajpach, i nie promowałem tego wśród wampirów, lecz wiadomo, młodzi, i tak nie będą się do końca słuchać. 
Gdy skończyłem robić pożąadki z papierami, był już środek dnia. Idealna pora na to, by odpocząć.
Wziąłem szybką, zimną kąpiel, po czym w końcu, po półtorej doby bez snu, w końcu mogłęm zmrużyć oko, bez problemów, i zbędnych spraw.
~~
Obudziło mnie pukanie do drzwi, było dość mocne, i reularne. Przełknąłem ślinę i odetchnąłem głęboko. Szybko wcąnąłem czarną, przylegająą do ciała bluzkę, i spodnie, również w tym kolorze. Po czym otworzy;lem drzwi, za nimi stała Rachel.
- Coś się stało? -