od Hayley do Raphael'a

Raphael kiedy w końcu odnalazł zgubę wyszedł z mieszkania, nie wiem czy był jeszcze świadomy, że ja jestem w środku.
 Jak ja mogłam się tak zachować? Jestem tak nieprzewidywalna, że chwilami zaskakuję nawet siebie. Miałam się opanować, chociaż ten jeden jedyny raz. Czasami nie mam kontroli nad sobą, nad tym co robię, czasami boję się, że stracę kontrolę nad moimi demonami, które kryją się w moim wnętrzu...
 Pomimo wszystko wzięłam jakąś czarną skórzaną kurtkę Raphael'a i zarzuciłam ją sobie na ramiona, była na mnie sporo za duża. Kiedy wyszłam na zewnątrz uderzył mnie chłodny powiew wiatru. Rzeczywiście jest zimno. W oczy rzucił mi się Chevrolet Chevelle za którego kierownicą siedział Santiago. Złość malowała mi się na twarzy. Miałam lekko zmarszczone brwi i ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Wsiadłam z przodu na miejsce pasażera. Raphael przekręcił kluczyk w stacyjce, rozbrzmiał dźwięk silnika. Czekał na mnie.
-Dobry wybór.- stwierdził patrząc na swoją kurtkę ogrzewającą moje ciało. Już miałam coś powiedzieć, rozchyliłam lekko usta, ale po chwili znów się zamknęły. Nie przerwałam mojego milczenia.
-Chyba to ja powinienem być z lekka zdenerwowany- odparł ze stoicki spokojem, to zerkając na mnie, a następnie patrząc na drogę. Powtarzał tę czynność, jak słowa: "módl się za nami" w litanii.
-Nie, nie powinieneś być wściekły.- odparłam spokojnie, ale później mój ton drastycznie się zmienił, jednak do histerycznego krzyku miałam jeszcze kawałek drogi- Powinieneś być wściekły, powinieneś kazać zejść mi z oczu, bo... - mój głos lekko się załamał- Ja powinnam dać ci wsparcie, a zamiast tego przysparzam ci jeszcze więcej kłopotów. Dlaczego tego nie zrobisz? Dlaczego nie każesz mi spieprzać?- pytałam patrząc na Raphael'a, który już jakby bał się na mnie patrzeć.- Bo jeśli zawdzięczam to tylko i wyłącznie twej cierpliwości to jest ona naprawdę zadziwiająca.- szepnęłam pod nosem. Raphael językiem zwilżył wargi, ze skupieniem obserwowałam każdy jego ruch, chciałam wiedzieć, co powie i czy powie prawdę.
 Raphael gwałtownie zahamował. Ściągnęłam z niego wzrok i spojrzałam na drogę, szukając powodu trwającego postoju. Na drodze oświetlonej jedynie przez światłą reflektorów auta był jakiś pijany człowiek, ja to bym na niego nie patrzyła.
-Dokończymy tą rozmowę.- odparł siedzący za kierownicą wampir- Jesteśmy na miejscu.
"Pandemonium"- ten rażący napis drażnił swoim światłem, jednak pomimo to przyciągał do środka budynku.
Bez słowa wysiadłam z samochodu nie czekając na Raphael'a. Delikatnie dłonią przejechałam po tapicerce auta, podziwiając cudo, jednak nie wyrażałam głośno mojego zachwytu.
-Wchodzimy?- zapytał Raphael kręcąc kluczykami na palcu. Ja bez słowa stanęłam obok niego i lekko skinęłam głową. Jeszcze chwile staliśmy przed wejściem, Raphael wlepił wzrok w świecący napis, więc i ja postanowiłam unieść na niego wzrok, skrzyżowałam ręce, a kurtka będąca na moich ramionach zaczęła powoli się osuwać.

(Raphael?)