od Hayley do Raphael'a

Wyjście Raphael'a było, co najmniej dziwne. Nie spodziewałam się tego, że ot tak bez żadnego "ale", czy co najmniej małej sprzeczki opuści moje mieszkanie wygłaszając tyrady na temat tego, że nie mam prawa mówić mu, co ma robić. Miałam obawy, co do prawdy jego deklaracji związanej z faktem, że nie ukażę się na gali, oficjalnie jednak zachowywałam spokój, bo przecież nie jest skończonym idiotą, nie zdecyduje się na pójście na pewną śmierć.
 Idę na galę po to aby między innymi zagrać Tristianowi na nerwach, a on nie potrafi pogodzić się z tym, że mnie stracił. Muszę więc wykorzystać moje wszelkie atuty myśląc o tym, jak będę wyglądać. O tym jak mój wygląd podkreśli to, jak wiele stracił oprócz potężnej pierwszej wampirzycy.
 Tristian zawsze organizował eleganckie "imprezy", były w pełni kontrolowane i nie łamały żadnych praw, nawet ludzkich, jednak fakt, że tym razem miejsce gali jest mniej, że tak to powiem w znanym i mniej skrytym miejscu nieźle mnie zaniepokoił, to wcale dobrze nie wróżyło.
Stanęłam przed dwoma gorylami obstawiającymi wejście. Świetnie ich znałam przemieniłam ich w XI wieku. Już jako ludzie byli niezwykle bystrzy i skorzy do zabójstw, wampiryzm tylko u nich to wzmożył. Trisek wiedział, kogo gdzie ustawić.
Zaproszenie było kluczem do tego aby wejść, było identyfikatorem osób zaproszonych. Tych którzy liczyli na wejście bez zaproszenia albo prowadzono do Tristiana, aby sprawdzić, czy faktycznie ktoś został zaproszony, jeśli tak- brał udział w gali, jeżeli nie, wiadomo: jeżeli nie to zostawał bezpośrednio zabity. Tristian dbał o to aby wszystko, co robi było dokładnie przemyślane, aby nie było jakiś nie chcianych momentów, czy gości. Dlatego tak ważne były w tym wypadku zaproszenia.
 Wobec tego niezwykle zdziwiło mnie to, że mi nie pozwolono nawet wyciągnąć zaproszenia, a od razu zostałam zaproszona do środka. To dlatego, że wszyscy wiedzieli o mojej obecności i świetnie mnie znali, dlaczego? Ludzie Tristiana, wszyscy zostali przemienieni w wampiry przeze mnie, wspólnie tworzą jedną z najsilniejszych elit wampirów na świecie. Są niezwykle uzdolnieni w mordowaniu, przecież to oczywiste, że nie przemieniałam byle kogo. Pomimo ich brutalności Tristian doprowadził do tego, że stali się wyrachowani i nadzwyczaj kulturalni, co nie wzbudzało żadnych podejrzeń w ich stronę.
 Jeden z obstawiających miejsce zaproponował mi zaprowadzenie na salę główną, a może raczej nie dawał wyboru. Kiedy przemierzałam wąski korytarz pełen wampirów, ci rozstawiali się przede mną tworząc szpaler.
W moją dłoń została wepchnięta maska, a zastanawiałam się, gdzie właśnie jest dla mnie, kiedy patrzyłam, że wszyscy obecni je posiadali. Jednak w chwili, kiedy weszłam na salę byłam za bardzo zaskoczona by ukryć swoje oblicze pod maską.
 Tristian, jak zawsze przeszedł samego siebie. Sala cechowała elegancja i luksus. On zawsze charakteryzował się tym, że wszystkiemu nadawał wysoki poziom. Starożytne wampiry, szykownie ubrane wypełniały salę, było ich mnóstwo, po między nimi spacerowali kelnerzy ze srebrnym tacami na których gościły kieliszki z szampanem. Pomimo obskurnej powłoki, wnętrze budynku powalało na kolana, takiego wystroju wnętrza nie spodziewałabym się nawet, gdyby urządził tę uroczystość w najbardziej prestiżowym hotelu w Nowym Yorku, a nie oszukujmy się trochę ich jest, a poziom tego miasta nie należy do najniższych.
 W powietrzu unosił się delikatny zapach róż, róże to moje ulubione kwiaty. W dodatku, gdzie mój wzrok nie spoczął widziałam je w szkarłatnej barwie. W tle wampirzych rozmów słychać było muzykę, za którą odpowiedzialna była orkiestra.
 Kiedy pojawiłam się na sali wszyscy zamilkli, orkiestra przestała grać, a każde spojrzenia było skierowane na mnie.
"Co? nie widzieliście tak wyjątkowo pięknej Pierwszej?"
Pomimo faktu, że jestem w obecnej chwili w centrum uwagi, wcale mnie to nie peszyło, nie widziałam ku temu powodów. Jestem otoczona, jakby moimi "dziećmi", jednak obawiałam się jednego, że w ich głowach niczego mi nie zawdzięczają, że zapomnieli o tym, że mnie zawdzięczają nieśmiertelność. Są w pełni oddani Tristianowi, jakby to on był ich stwórcą. Muszę być ostrożna.
 Zaczęłam biegać wzrokiem w nadziei, że odnajdę kogoś kogo znam, albo że jednak przynajmniej jeden z moich braci, złamał obietnicę dotyczącą tego, że się tu nie pokażą, bo przecież kategorycznie im tego zabroniłam. Kiedy odwróciłam się przed moimi oczami znalazł się Tristian, jakby wyrósł spod Ziemi. Na jego twarzy malował się ten sam złowieszczy uśmieszek. Jego oczy płonęły pewnością siebie, ja również miałam wrażenie, że wznieca się we mnie ogień, ogień pogardy.
-Witaj, wyglądasz dziś nadzwyczaj olśniewająco, Hayley.- chwycił moją dłoń w celu dżentelmeńskiego gestu ucałowania jej. W chwili, kiedy poczułam, że jego usta musnęły moją rękę wyrwałam ją. Może i Tristian, pomimo upływu czasu nadal mnie pociągał, to i tak nie miałam zamiaru się z nim zabawiać.
-Ciebie również miło widzieć.- uśmiechnął się ironicznie, nieco zdziwiony. Powstrzymywałam się od komentarzy zaciskając zęby.
-Niestety, ale po tak długiej przerwie, pomimo dzisiejszego spotkanie, jak wiem również mieliśmy okazję się spotkać wcześniej. W nieco innych okolicznościach z tego, co się dowiedziałam. Tylko dowiedziałam, bo jakoś nie dane było mi to zapamiętać. - odparłam z wyraźnym sarkazmem, w odpowiedzi otrzymałam jego śmiech. Wyobrażając sobie, jak mogła wyglądać sytuacja, która wtedy w Pandemonium miała miejsce.
Na jego twarzy wymalował się tryumfalny uśmieszek- Nie pytałem cię o zgodę, bo wierzę, że również tego chciałaś, ale nie tylko zrobiłem to by znów zasmakować twoich ust, ale by wyjaśnić pewne sprawy. Teraz mam niezwykłe pragnienie pocałunkami zedrzeć z twoich warg tą szkarłatną szminkę.- powiedział to niezwykle pewnie. Ja poczułam uderzenie gorąca, chciałam go rozszarpać, stał się bezczelny. Co było jednak najdziwniejsze, jego twarz nie wyjawiała żadnych emocji.
Obok nas pojawił się kelner. Tristian z tacy zabrał dwa kieliszki, jeden wręczył mi, jednak ja odmówiłam, wtedy Tristian z powrotem  odłożył na tacę dwa nietknięte kieliszki.
-Jeden taniec?- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zmierzyłam go wzrokiem- Proszę, to tylko jeden niewinny taniec.- przewróciłam oczami i wyciągnęłam moją rękę, którą subtelnie chwycił. Kiedy kierowaliśmy się na parkiet, powtórzyła się sytuacja, kiedy to nie musiałam wraz z Tristianem przepychać się przez tłum, iż tłum sam robił nam miejsce do przejścia.
 Tańczyliśmy na parkiecie pośród mnóstwa innych par, które co chwilę na nas zerkały. Moja prawa dłoń była więźniem uchwytu  lewej ręki Tristiana. Lewa zaś spoczywała na jego barku, jeżeli chodzi o jego prawą dłoń, ta obejmowała mnie w tali i za każdym razem, kiedy zwiększałam niewielką odległość między mną, a Tristianem ona na to nie pozwalała i jeszcze bardziej zbliżała mnie do niego. Byłam skazana na jego wzrok i może gdybym nie wiedziała, że te głębokie zielone oczy należą do Tristiana de Martel'a nie widziałabym w tym najmniejszego problemu.
-Słyszałem, że nie najlepiej przyjęłaś informację, że jestem Pierwszym, że jestem na równym poziomie z tobą i twoją rodziną- powiedział, prowadząc w tańcu. Bez przerwy unosił się dumą, jednak nie charakteryzował się tym, że puszył się, jak paw bez powodu, jego powody nie były bezpodstawne, zawsze zachowywały sens.
-Nigdy nie będziesz na naszym poziomie.- spojrzałam mu w oczy z pogardą- Zawsze będziesz tym gorszym. Kiedy to powiedziałam, nie zauważyłam, że się złości, ale poczułam. Mocniej chwycił moją rękę i przyciągnął bliżej siebie.
-Nie bądź śmieszna, kochana jeżeli uważasz, że ranga twych słów nie straciła na wartości, po tym, co mi zrobiłaś, bo jeśli masz tą złudną na dzieję, to się mylisz. Nie obchodzi mnie twoje zdanie, zresztą niedługo i tak je zmienisz, kiedy zobaczysz jaką potęgą się stałem.- usłyszałam groźbę w jego głosie. Przestałam patrzeć mu w oczy, spojrzałam w zdobiony sufit i ogromny kryształowy żyrandol unosząc głowę.
-Ty również ujrzysz moją potęgę, kiedy z mojego powodu znowu poniesiesz śmierć.- z pewnością siebie wyszeptałam mu te słowa do ucha, a on z uśmiechem unosił brodę, jakby pokazując tym mi, że nic sobie z tego nie robi. -Może przejdziemy do punktu kulminacyjnego, którym będzie pozbawienie cię życia?- warknęłam, w bonusie wysłałam mu sztuczny uśmieszek. Tristian nic sobie z tego nie robił, prychnął tylko cicho.
-Skoro mówimy o punkcie kulminacyjnym, gdzie jest twój partner?- zaczął teatralnie rozglądać się po pomieszczeniu. Ja przewróciłam oczami, zagryzając wargi.
-Nie wiem, o czym mówisz.- odparłam obojętnie
-Doskonale wiesz, o czym mówię. Nic się nie zmieniłaś, nadal pociągają cię mężczyźni, którzy dzierżą władzę.- uśmiechnął się. Tristian, kiedy go poznałam był synem króla, a później sam objął władzę zastępując ojca, teraz też wcale nie utracił władzy, a teraz sugeruje, że jestem z Raphael'em- przywódcą wampirów tutejszych wampirów. Jednak mam cichą nadzieję, że nie chodzi mu o Raphael'a, bo wtedy mógłby być w niebezpieczeństwie.
-Raphael Santiago, coś ci to mówi?- wyszeptał mi to do ucha, przerywając chwilę ciszy pomiędzy nami. Poczułam, jak przeszywają mnie dreszcze. Niewiele oddaliłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Coś ty mu zrobił?- rzuciłam mu przeszywające spojrzenie, on tylko pokazał mi wszystkie swoje zęby w złowieszczym uśmieszku.- Tristian, jeżeli coś mu zrobiłeś, wiedz, że umrzesz w niesamowitych męczarniach.- znów usłyszałam jego śmiech
-Tak się akurat złożyło, że mam do niego sprawę, chciałem się z nim spotkać, ale cóż... Sam do mnie przyszedł, nie spodziewałem się jednak, że przybędziecie osobno.- uśmiechnął się.
 Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. To niemożliwe, że Raphael tu przyszedł, przecież Tristian mu nie odpuści. Co on najlepszego zrobił...
-Gdzie on jest?- chciałam wyrwać się już z uścisku Tristiana, aby móc chociaż odszukać Raphael'a wzrokiem, jednak Tristian, nie chciał mnie puścić. -Przecież nie wpuszczacie nikogo kto nie ma zaproszenia!
-Wiesz... szkoda mi było na niego papieru, oczywiste było, że pokaże się tu bez zaproszenia, kazałem chłopakom udawać idiotów i go wpuścić. Dałem mu chwilę zabawy, a później się nim zajęto.- zaśmiał się
-Jeśli coś mu się stanie...- przerwał mi
-To co? Co mi zrobisz?!- podniósł głos, pierwszy raz widziałam na jego twarzy złość- Nie zabijesz mnie, bo jestem taki, jak ty, nieśmiertelny, a jeśli zechciałabyś coś zrobić, zanim byś tknęła mnie palcem wszyscy twoi bliscy byli by w kawałkach, więc nie rób rzeczy, których będziesz żałować- jeszcze bardziej skrócił dystans pomiędzy nami, jego usta delikatnie muskały moje. Byłam zaniepokojona, Tristian doskonale wiedział, co robi i że dobrze to robi, świetnie mną manipuluje.
Czułam, jak łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Nerwowo przełknęłam ślinę. Naprawdę czułam strach przed tym, co za chwilę się stanie, Tristian był nieobliczalny, nie wiedziałam, czego się dopuści. Gościł we mnie strach przed tym, co mnie czeka, a co raczej dane będzie mi przeżyć, jeżeli coś się stanie moim bliskim, złość na Raphael'a, że pomimo moich ostrzeżeń i tak je zlekceważył i oczywiście złość na Tristiana. Nie mogłam, jednak pokazać po sobie tych słabości, bo Tristian jeszcze lepiej  by je wykorzystał.
-Pewnie zechciałabyś go w końcu ujrzeć. Przejdźmy więc, do głównego punktu gali- puścił moją rękę, jednak jego druga ręka nadal obejmowała mnie w talii, co uniemożliwiało mi odsunięcie się od niego nawet na odległość kroku.
-Opuścić kurtynę!- rozkazał. Wtedy dopiero dostrzegłam ogromną kurtynę na końcu sali, która opadła, ukazując moim oczom ostatnią rzecz, którą chciałam widzieć dzisiejszego wieczoru. Raphael wisiał bezwładnie na łańcuchach, które kończyły się jakby pułapkami nieniedźwiedzie, a te zaciskały ostrza na jego nadgarstkach, co uniemożliwiało mu możliwość uwolnienia się. Jego głowa opierała się o jego tors. Jego szara koszula, była rozpięta, przez co dostrzegłam, że jego klatka piersiowa była cała we krwi, pełna otwartych ran, które się nie regenerowały. Lekko uniosłam brodę do góry, ale nie aby ukazać moją siłę, ale raczej żeby powstrzymać moment ukazania moich słabości. Musiałam unieść lekko głowę, aby łzy nie uciekły z moich oczu, aby następnie dać znak swojej obecności spływając po policzkach. Miałam rzucić Tristianowi wrogie spojrzenie, bo moje oczy żarzyły się, jak dwa węgle, jednak pamiętałam o łzach, które mogą je zgasić. Poza tym, nie to jest teraz najważniejsze.
 Wyrwałam się z uścisku Tristiana, a następnie pobiegłam do Raphael'a. Chciałam go uwolnić aby przerwać jego cierpienie, ale kilku wampirów zajęło mi drogę i już kiedy miałam zakończyć ich nędzny żywot, usłyszałam krzyk Tristiana:
-Nie rób tego. Tkniesz jednego z moich ludzi, a inny zabiję twego kochanka.- jego ton był nie do zniesienia
Odwróciłam się w stronę głosu Tristiana, który już był za mną i mierzył w moją klatkę piersiową ostrzem znajomego mi sztyletu.
-Pamiętasz?- Tristian przyglądał się to ostrzu, to spoglądał mi w oczy, wymiennie- To to ostrze, które pozostawiło bliznę pod twoim sercem i pomimo wampirzych umiejętności, nie pozwala o sobie zapomnieć, bo wciąż zadaję ci ból.- delikatnie przejechał mim ostrzem po klatce piersiowej, wędrując w górę, przemierzając obojczyk, szyję i zatrzymując się na brodzie, która uniosła się do góry.
-Mam dość tych zabaw. Nie unikniesz cierpień, które dla ciebie zaplanuję.- w niezwykle krótkim czasie, uniknęłam ostrza i pozbawiłam Tristiana przytomności, skręcając mu kark. A trzy wampiry, które uniemożliwiały mi dojście do Raphael'a zginęły z moich "latających noży".
-Uważam, że nie mądrym działaniem byłoby rzucać się na mnie, bo jeżeli mnie zabijecie, to zadziała, jak efekt domina, zginiecie razem ze mną, więc nie wiem... opróżnijcie barek- skierowałam się do pozostałych.
-Raphael?- chwyciłam jego twarz w ręce- Co oni ci zrobili?-zapytałam siebie, bo myślałam, że on jest już całkowicie nieprzytomny.
-Jad wilkołaka.- wymamrotał. Jad wilkołaka?- sprytnie. Jakoś się go pozbędziemy, najważniejsze jest go stąd zabrać.
-Będzie dobrze, już cię stąd zabieram- pogładziłam dłonią jego policzek.
Z grymasem spojrzałam na nadgarstki, które były zaciskane przez coś właśnie na wzór pułapek na niedźwiedzie. Wyobraziłam sobie ten ból.
Otworzyłam jedną pułapkę, przez co Raphael opadł na kolana, po chwili uwolniłam również i jego drugą rękę, przez co runął na ziemię. Podniosłam go na kolana, sama jednocześnie klęcząc, objęłam go aby mógł się również o mnie oprzeć, bo sam nie miał wystarczająco na to sił.
Zauważyłam, że wampiry obecne na całej tej cholernej zabawie, nie korciły się do tego aby schwytać mnie, ale Raphael'a, widocznie Tristian wydał im taki rozkaz, a oni pomimo tego, że doskonale wiedzieli, że z tego powodu również ich zabiję to pomimo to zbliżali się do Raphael'a, bo to jednak święty rozkaz. Tristian doskonale wiedział, że zniewolenie mnie nic nie da, ale krzywdzenie bliskich to już, co innego.
 Znów, kiedy miałam się rzucić na sługusów Tristiana, ten mi to przerwał. Wróciła mu przytomność po tym, jak przed chwilą skręciłam mu kark. Spojrzałam na niego, trzymając nadal półprzytomnego Raphael'a, Tristian podniósł się z ziemi, wytrzepał z kurzu swój garniturek i jednym ruchem zatrzymał swoje pieski przy nodze.
-Cóż za żałosny widok, a jednocześnie jaki zabawny.- zaśmiał się i zaczął zmierzać w naszą stronę- Dam ci teraz tę szansę- przykucnął przed nami nawiązując ze mną kontakt wzrokowy- abyś mogła poczuć, że niby możesz wiecznie skrywać swych bliskich przez niebezpieczeństwem.- odparł oschle
Płonęłam cała od wewnątrz. Jaką ogromną ochotę go wtedy zabić, jednak to było by dla niego za dobre. Postanowiłam zrobić coś innego, poza tą całą jego idiotyczną intrygą.
 Chwyciłam ponownie twarz Raphael'a w dłonie po czym postanowiłam zasmakować jego ust.
Nasze usta połączyły się w namiętnym zachłannym pocałunku. Poczułam, że Raphael jest bardziej wszystkiego świadomy, odzyskuje siły, nie całkowicie, ale każda nawet mała ich część się liczy, ale stało się tak nie dlatego, że moje pocałunki uzdrawiają, a moja krew. Wcześniej przegryzłam swoją wargę, tak aby Raphael mógł zasmakować nie tylko moich ust, ale i krwi.
 Wiedziałam, że Tristian tego nie zniesie. Krzykiem wygonił nas z budynku obiecując, że jeszcze się spotkamy.
 ***
Raphael był nadal nieprzytomny. Zdjęłam z niego zakrwawioną koszulę, delikatnie obmyłam jego rany na klatce piersiowej i nadgarstkach, po czym je opatrzyłam ponieważ jad wilkołaka, który jeszcze nie wyszedł z jego krwiobiegu spowalniał regenerację. Nie zdążyłam się nawet przebrać, czy wziąć prysznicu, bez przerwy siedziałam przy Raphael'u czekając aż się obudzi.