Od Cole'a do Ariki (CD)

Stałem chwilę, przed Jace'm Wpatrywał się we mnie, jakbym był samym Valentinem. Jednak, nie byłem dłużny. Zacisnąłem usta, i powiedziałem dobitnie.
-Nie. Nie wiem, czego ode mnie chce ale wiem, co zamierza zrobić -zwróciłem się do Hodge'a jednak, wciąż wpatrywałem się w oczy Jace'a. Nie było to trudne, ponieważ byliśmy tego samego wzrostu.
-Nie wierze ci Carter -głos Jace'a przesiąknięty był jadem i wrogością.
-Nie musisz -odparłem -ale jeśli chcecie go pokonać, musicie mnie tolerować.
-Spokój chłopcy -Hodge trochę nas uspokoił -Cole czego chce Valentine?
W tym momencie, podeszła do mnie Arika i już zamierzała coś powiedzieć, gdy Jace na nią spojrzał i powiedział równie nieprzyjemnym tonem.
-A ty? Pomagałaś naszemu, Cole'owi co? Jeżeli się okaże że, on jest zdrajcą ciebie kara też nie ominie! -warkną patrząc na Arikę. W nagłym przypływie, gniewu popchnąłem go. Gwałtownie, zatoczył się do tyłu.
-Zostaw ją. Poszła tam, tak. Ale nie musiała, poszła choć proponowałem jej aby została - zbliżyłem się do niego, jednocześnie zasłaniając Arikę - I nawet nie waż się, karać jej za to co sobie ubzdurałeś!
-Niezłego chłopaka, sobie znalazłaś -zakpił Jace.
Arika chciała, się odezwać. Zaprotestować ale pierwszy odezwałem się ja.
-Nie jestem jej chłopakiem. Tylko przyjacielem. To chcecie wiedzieć, czego chce Valentine czy nie? -zapytałem z uśmiechem. Musiał być cicho, inaczej nic im nie powiem.
-Mów -powiedział ciągle, mordując mnie wzrokiem.
-Więc, wiem jedynie tyle że chce zdobyć, jedną rzecz którą mogę dać mu jedynie ja. Nie powiedział mi, co to jest. Powiedział jeszcze że, niedługo się przekonam i wtedy będę taki jak Marcus. Posłuszny jemu. A jeśli, nadal będę z nim walczył skrzywdzi najważniejsza osobę w moim życiu -tu moje spojrzenie powędrowało na dziewczynę, która teraz stała obok mnie. Którą niedawno, chroniłem przed gniewem Jace'a.
-Nic więcej nie wiesz? Czy może, nie wspominał o niczym innym? -Hodge, był równie upierdliwy jak Jace. Westchnąłem. I już miałem, coś powiedzieć gdy Arika lekko poklepała mnie po ramieniu.
-Cole.. krwawisz -szepnęła zaskoczona. Nie wiedziałem o co jej chodzi, dopóki nie spojrzałem na swoje ramię. Nagle do biblioteki, wpadł jeden z Cichych Braci. Powiedział coś, telepatycznie do Hodga, a ten zmartwiony spojrzał na mnie.
-Chłopcze, czemu nie mówiłeś że to co stało się wczoraj, o mało nie pozbawiło cię życia? -Hodge, był naprawdę poruszony. Zaraz jednak dodał - co ci się stało? Cisi Bracia wykryli u ciebie geny Wilkołaka.
Otworzyłem oczy szeroko, ze zdumienia. Wilkołaka? To ukłucie, ktoś mi coś zaaplikował. Taki jak, Marcus...
Bez słowa, wyszedłem z biblioteki i szybkim krokiem ruszyłem do swojego pokoju gdzie się ubrałem. Następnie wybiegłem z pokoju, i ruszyłem do Bramy. Dopiero tam, wpadłem na Arikę.
-Cole? Gdzie ty, się wybierasz? -patrzyła na mnie, tak jakby mnie nigdy nie widziała.
-Nie mogę, tu zostać. Jeżeli któryś z ludzi Valentina zaaplikował mi geny Wilkołaka... na pewno się nim stanę -patrzyłem Arice w oczy, walcząc z tym aby jej nie powiedzieć co naprawdę do niej czuje. Jednak przed wyjściem, poza Instytut pocałowałem ją w czubek głowy. Potem bez słowa, wybiegłem przez Bramę.
Arika?

Od Ariki do Cole'a (CD)

Spojrzałam na dziewczynę lekko zakłopotana. Ukryłam twarz za kurtyną włosów, aby nie dojrzała rumieńca wpływającego na moje policzki i szybko się podniosłam. Cole po chwili ociągania i po jeszcze chwilowym i krótkim napadzie śmiechu, poszedł w moje ślady i również wstał.
- Nic się nie stało - powiedziałam - O co chodzi?
- Hodge chce wszystkich widzieć w bibliotece. Chce omówić wydarzenia poprzedniej nocy. No i oczywiście oczekuje waszej obecności. - odpowiedziała obojętnie. Jeszcze chwilę patrzyła na nas z wyrazem twarzy, którego nie umiałam odczytać, po czym najwyraźniej znudzona, wyszła z pokoju. 
- Na to wygląda, że nie dadzą ci odpocząć - powiedziałam smutno, spoglądając na chłopaka.
- Nie szkodzi. Nie przeszkadza mi to.
- A najgorsze w tym wszystkim jest to, że pomimo walki z Valentine'em, oskarżają cię o...
- Spokojnie. To nic takiego. - przerwał mi chłopak z uśmiechem. 
Również się uśmiechnęłam. Po krótkiej wymianie zdanie, pożegnałam się z Cole'em i poszłam do siebie. Chciałabym się jeszcze trochę odświeżyć przed zebraniem. Resztki wspomnień z poprzedniej nocy migają mi jeszcze przed oczami. Staram się o nich zapomnień pod prysznicem, ale to nic nie daje. Obawiam się tego, co będzie na zebraniu. Co może zrobić Hodge?
Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się ponurych myśli. Szybko założyłam czysty strój i upięłam mokre włosy w warkocz. Spóźniona pobiegłam do biblioteki.
-... I nie wiesz, czego od ciebie chciał? - zdążyłam usłyszeć, kiedy przekroczyłam rób ogromnej sali. 
To przemawiał Jace z płonącym wzrokiem. Pytanie, jak się dobrze domyślałam, było skierowane do Cole'a.
- Trochę czasu z nim spędziłeś na pogaduszkach. Wątpię, że ci nie zdradził, po co mu jesteś potrzebny. Co czekaliście na ciasteczka i herbatkę, aby to omówić.
- Jace - upomniał chłopaka Hodge twardym głosem, lecz Jace'a to w ogóle nie wzruszyło.
- Cole, chłopcze, powiedz nam. Wiesz co chce zrobić Valentine? I wiesz, czego dokładnie od ciebie chce?

<Cole?>

Od Sebastiana CD Rachel

-porozmawiać? Nie ma o czym.- zacząłem wstawać, zbierając się do wyjścia. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie  na krześle, wzdychając.
-Wszystkie drzwi są pozamykane ba klucz - powiedziała zadowolona , nie ma sensu...- nie dokończyła.  Zacząłem szarpać klamkę. Nie widząc skutku, rozpędziłem się i z całej siły uderztłem barkiem w drzwi. Te ani drgneły.
-Serio?- dzwieczyna wyglądała na znudzoną i pewną siebie. Próbowałem jeszcze kilka razy, ale drzwi były nieeuszone. Przeklnąkem pod nosem, zmęczony wysyłkiem, dysząc.
-To o czym chcesz pogada'?- warlnąłem nieprzyjemnym tonem.

Od Sebastiana CD Renesme

Zaśmiałem się, odwracając do dziewczyny. Naprawdę myślała że tak po prostu jej powiem? Tak po prostu? Zwyczajnie?
-Wróżki mi podarowały - wzruszyłem ramionami, rozglądając się w którą stronę iść dalej. Dziewczyna zatrzymała się, zakładając ręce na klatkę piersiową.
-Serio?- zmieżyła mnie wzrokiem, pogardliwie. Zacząłem się śmiać, przyspieszając tępa aż doszliśmy do szerokiego kanionu. W dole rósł las, a korony drzew szumiały pod nami, tworząc morze zieleni.
-Jestem dla ciebie jedną wielką  tajemnicą - zamachałem jej przed twarzą, szczerząc się ironicznie.-Dokładnie o tym wiesz.