od Hayley CD Raphael'a

 Od mojej nietaktowej kłótni z Raphael'em minęło kilka dobrych dni. Miałam okazję to wszystko przemyśleć... To nie jest tak, że tylko ludzi charakteryzują pochopne decyzję, decyzję irracjonalne podejmowane pod wpływem obecnego stanu emocjonalnego. Raphael może myśleć, że zrobiłam to wszystko ot tak, że ja naprawdę tak sądzę. To dobrze, że on tak sądzi, taki był cel. W tej prowokacji chodziło mi o to aby odsunąć go od siebie własnym kosztem, dla jego dobra. Wiedziałam, że moja osoba u jego boku będzie mu tylko zagrożeniem, o czym świadczyłaby noc po gali, czy też sytuację mające miejsce przed nią. Tamtej nocy, kiedy udało mi się wybawić go od tego cierpienia, kiedy siedziałam obok niego bacznie mu się przyglądając zrozumiałam, jak strasznie namieszałam mu w życiu. Nie chciałam być powodem jego cierpień. Stwierdziłam więc, że wolę aby mnie nienawidził, ale był bezpieczny, niż żebyśmy trwali w innej relacji ze świadomością z tyłu głowy, że może mu się coś stać. Nigdy bym nie powiedziała, że między mną, a Raphael'em Santiago będzie coś więcej niż obojętność. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie mnie tak obchodził.
 Nie wiem też, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z naszej kłótni wynika, że wcale nie jest, kimś komu w głowie własne przyjemności, że jest skłonny do uczuć, że coś do mnie czuję. Z jednej strony  faktycznie cieszy mnie ten fakt, bo to oznacza, że moje uczucie mają jakiś sens, ale z drugiej zaś tak sądził przed kłótnią, teraz już może przecież być inaczej, zresztą to wcale nie ma znaczenia. Odepchnęłam go od siebie. Nie mogę dopuszczać do siebie nikogo, bo gdybym uzależniła się od jego obecności, ktoś mógłby wręcz mnie zabić odsuwając go ode mnie. Musiałam, więc odsunąć go od siebie, jak najszybciej z nadzieją, że nie jestem aż tak od niego zależna.
 Dostałam wiadomość od Thomasa, że coś się dzieję w hotelu. Thomas nie był moim szpiegiem, czy po prostu informatorem z własnego wyboru, przed kłótnią poprosiłam go aby od razu powiadamiał mnie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze przed pogorszeniem się kontaktów moich i Raphael'a wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, to on mi nic nie powie, bo uważa, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi.
-Wilkołak zaatakował naszego wampira.- powiedział bezkompromisowo Thomas. Bezkompromisowo, bo go zahipnotyzowałam, więc nie miał innego wyboru niż robienie tego, co mu każe.
-Gdzie ten wampir?- zapytałam, a on poprowadził mnie do jednego z pomieszczeń, w którym była grupka mających się dobrze wampirów, oprócz tej jednej sztuki.
-Nie wygląda najlepiej...- odparłam nie tracąc jej z oczu.
-I tak też nie jest.- westchnął ciężko Thomas
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam, kiedy Raphael stanął w drzwiach. Nie widziałam go, bo stałam do nich tyłem, ale widząc reakcje pozostałych, wiedziałam, że to on.
-Hayley, chodź do mnie do gabinetu. Musimy porozmawiać.- warknął, ale tak, że ktoś kto nie wiedział o naszej kłótni nie domyślił by się, że miała ona miejsce, bo potraktował mnie swoim zimnym i oficjalnym tonem, tylko, że mi się nie chciało z nim rozmawiać. Stałam niewzruszona, nawet się do niego nie odwróciłam. Słyszałam, jak jego oddech przyśpiesza, pewnie teraz zaciska pięści... Na pewno zapłonął złością, ale wcale mnie to wtedy nie martwiło. Niezwykle łatwo jest doprowadzić do tego aby ktoś cię znienawidził, gorzej aby pokochał.
-Nie mam zamiaru się powtarzać, przecedził wściekle przez zęby, po czym chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za sobą, jak niesforne dziecko.
 Kiedy byliśmy już w jego gabinecie, pewnym ruchem trzasnął drzwiami, po czym oparł się o biurko nie przestając na mnie patrzeć. Przyznaję, jego wściekłość nieco mnie niepokoiła, ale pomimo tego zachowywałam zimną krew.
-Co to do cholery było? Po co tu przyszłaś?- jego ton był nie wiele odległy od krzyku
-Dowiedziałam się, że są kłopoty...- nie pozwolił mi skończyć
-Myślisz, że to oznacza, że bez twojej obecności się ich nie rozwiążę?- zmrużył oczy- A no tak, przecież ty uważasz, że jedyne na czym się znam to rozmiar biustu!- jego oczy płonęły ze złości.
Szczerze? Nie podobało mi się to, nie chciałam doprowadzać go do takiego stanu, ale tylko w ten sposób mogłam doprowadzić do tego aby mnie nienawidził i nie chciał w swoim życiu. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że nie może być inaczej.
-Nikt nie prosił cię o pomoc!- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko
-Może jednak warto będzie poprosić, jeżeli chcesz żeby jeden z twoi ludzi dożył jutra. Jedynie moja krew będzie w stanie odtruć jej organizm, twoja jest tylko przydatna mnie, jeśli podzielę los dzisiejszej ofiary.- zaciskałam ręce skrzyżowane na piersiach.- Wiem, jednak że nie stać cię na takie słowa, więc dziś zadziałam bez magicznych słów. Mogę już iść? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
 Raphael powoli zbliżał się do mnie, z zaciekawieniem przyglądałam się mu, co za chwilę uczyni, czy powie. Wyglądał już inaczej, płomień w jego oczach, powoli wygasał, wydawał się już nad sobą panować, był już spokojny, jakby coś zrozumiał.
-Hay, w co ty grasz?- stanął obok mnie patrząc mi się w oczy i lekko unosząc kąciki ust, tak, że praktycznie nie można było stwierdzić, czy faktycznie się on uśmiecha. Lekko przekręciłam głowę, by móc lepiej na niego patrzeć, może też, że wyczytam coś z jego oczu, w których tak często znajdywałam odpowiedzi, na różne pytania.
 Miałam wrażenie, że Raphael powoli się domyśla, że zaczyna dostrzegać, że ta cała kłótnia i to, co robię teraz to jedna wielka ściema, ale to tylko moje domysły. Postanowiłam dalej udawać.
-Więc widzę, że jestem wolna, w takim razie idę uratować sytuację, czyli uratuję wampirzycę, a następnie rozprawie się z wilkołakiem.- uśmiechnęłam się sztucznie po czym opuściłam pomieszczenie.
 Kiedy już podałam krew wampirzycy, która została ugryziona przez wilkołaka, skierowałam się do sprawcy całego tego zamieszania.
-Koniec tej zabawy.- odparłam- Pieseczku chodź do nogi, bo nie mam dziś humoru bawić się z tobą w aportowanie.- skrzyżowałam ręce i czekałam w spokoju na jej reakcje.- Wiem, że to nie są święta Bożego Narodzenia, ale zróbmy wyjątek i przemów dziś do mnie ludzkim głosem, a może znajdę inne zastosowanie tej siekiery, niż posłużenie się ją aby podzielić cię na dwa kawałki.- uśmiechnęłam się złośliwie, do kobiety, która stała do mnie plecami. Czekałam aż w końcu przypomni sobie, jak to jest mówić, a w gratisie pokaże mi swoje oblicze.
-Zapomniałaś języka w gębie, czy co?- stawałam się coraz bardziej niecierpliwa, zbierała się we mnie złość, którą miałam zamiar na niej rozładować. Złość zebraną z kilku dobrych dni.
 W końcu wydała z siebie dźwięk. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy wypełniał śmiech, który wcale nie należał do tych śmieszków dzieci z reklam. Ten śmiech był przesączony negatywnymi emocjami i wzbudzał we mnie zaniepokojenie. Miałam wrażenie, że skądś kojarzę ten psychopatyczny chichot.
-Nie wiedziałam, że będziemy mogły spotkać się w tak cudownych dla mnie warunkach.- syczała niczym mityczna Charybda na swoje ofiary.
 Kiedy dowiedziałam się, że jest to wilkołaczyca, która mnie zna, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. Żaden wilkołak nie miał ze mną dobrych kontaktów, były tylko złe.
-W porządku. Właśnie straciłam nadzieję, że uda mi się z ciebie coś wyciągnąć, ale zauważyłam, że niczego oprócz pcheł nie zdobędę.
 Zacisnęłam ręce na uchwycie siekiery i już kiedy miałam zabierać się za najlepsze, kobieta odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej twarz w całej okazałości i zaczynałam żałować, że miałam taką okazję. W jednej sekundzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, co doprowadziło do tępego bólu głowy. Siekiera wyślizgnęła mi się z dłoni i runęła na ziemie, kiedy momentalnie wróciłam do siebie, z ze zdenerwowaniem stwierdziłam:
-Powinnaś nie żyć.- jeszcze raz rzuciłam spojrzeniem w jej stronę
-Tak wiem- zachichotała- powinnam być martwa, ale nie jestem. To od ciebie zaczerpnęłam chęć sprawiania niespodzianek moim wrogom.- spojrzała na mnie wzgardliwie
 Nagle kobieta przemieniła się w wilka, ogromnego zwierzaka sapiącego nad moją głową. Już byłam gotowa zaatakować, rozpocząć zabawę z psiakiem, aby finalnie powalić bestię, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, co zostało wykorzystane przez moją przeciwniczkę.
 Powaliła mnie swoim ciałem na twardą posadzkę, wbijając we mnie swoje szpony. Próbowałam zrzucić ją z siebie w każdy możliwy sposób, kiedy połamałam jej łapę, zaryczała głośno, po czym wbiła się w moją szyję. Krzyknęłam głośno, czując jak rozszarpuję moje żyły, czując, jak jej jad wrze w moim ciele. W końcu udało mi się ją z siebie rzucić.
Pchnęłam ją na ścianę, po czym chwyciłam siekierę i zaczęłam kolejno pozbawiać ją kończyn. Kiedy dzieliła się na więcej niż dwa kawałki wpadłam w taką furię, że nie potrafiłam przestać. Jeszcze wiele razy szatkowałam jej ciało, kiedy już była martwa. Byłam cała w jej krwi, ale to w tamtej chwili mi nie przeszkadzało, nie obchodziło mnie to, że właśnie bez opamiętania macham siekierą, maltretując ciało martwego już od dobrych kilku minut wroga aby wyrzucić z siebie złość i nienawiść do samej siebie. Miałam dość gierek, ale miałam też świadomość, że nie mogę z nimi skończyć.
 Nie usłyszałam nawet, jak ogromne drzwi za moimi plecami otwierają się. Po chwili usłyszałam świetnie znany mi głos.
-Hay! Hay! Uspokój się!- Raphael wyrwał mi siekierę i rzucił gdzieś w kąt.- Ona już nie żyję, słyszysz? Jest martwa.- Jego głos złagodniał, co było dziwne, bo Raphael był wściekły, wiedziałam to, że jego nienawiść tego dnia sięgała zenitu, a mimo to postanowił na chwilę o tym zapomnieć. Widział chyba w jak fatalnym jestem stanie. Stanął przede mną, chwycił za ramiona i obrócił tak, że poszatkowane ciało był po mojej lewej stronie. Nie potrafiłam oderwać od tego wzroku. Całą się trzęsłam. Moje serce miałam wrażenie, że za chwile  eksploduję. Raphael chwycił delikatnie mój podbródek i skierował w swoją stronę, tak abym musiała patrzeć na niego. Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać, serce wracać do prawidłowego rytmu, zaciśnięte pięści się rozluźniły. Wracałam do siebie.
-Chodźmy stąd- odparł i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
Znalezione obrazy dla zapytania raphael santiago angry gif-Idź umyć się z krwi.- stwierdził prawie niewidocznie się uśmiechając, na jego twarzy w tamtym momencie zwyciężał niepokój. Na obecną chwilę widziałam, jak Raphael zapomniał o naszych chłodnych stosunkach względem siebie i najzwyczajniej w świecie się o mnie troszczył, czego szczerze nie potrafiłam pojąć. Byłam pewna, że po tym wszystkim sam potraktował by mnie siekierą. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał.
 Wiedziałam, że nie mogę zostać ani chwili dłużej w hotelu. Modliłam się aby nie zauważył ugryzienia na mojej szyi, które nie było takie widoczne, kiedy byłam utytłana we krwi, a do rany przykleiły się kosmyki moich włosów.
-Nie.- przełknęłam nerwowo ślinę- Dziękuję, ale pora już na mnie.- uciekałam od niego wzrokiem, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie potrafiłam.
-Ale Hay...- przerwałam mu, a on przymknął rozchylone usta
-Nie, niepotrzebnie tu przyszłam... pewnie chciałeś się od niej czegoś dowiedzieć, a ja ją zabiłam. Jedyne, na co się dziś przydałam to danie trochę mojej krwi. Dobra, nie przeszkadzam, uciekam.- ominęłam go modląc się o brak jakiej kol wiek niespodzianki.
 Oczywiście nie było szans, że opuszczę hotel z taką dawką tojadu w moim organizmie, ale nie będę cały czas wisieć na Raphael'u. Wprosiłam się do jednego z pokoi, jakiegoś wampira, którego zahipnotyzowałam. Zdecydowałam, że kiedy odzyskam, chociaż trochę siły zadzwonię do moich braci by ci pomogli mi opuścić hotel i być jak najdalej od tego wszystkiego, nie licząc już nawet na zdobycie lekarstwa.
 Rzuciłam się na łóżko, bo w tamtej chwili tylko tyle byłam w stanie zrobić, no i jeszcze nie traciłam nadziei na to, że w jakiś cudowny sposób trucizna zniknie z mojego organizmu, a Raphael nie stanie w drzwiach.
-"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..."- pomyślałam, zaciskając palce na pościeli z powodu rosnącego bólu. Musiałam niezwykle ze sobą walczyć by nie wydać z siebie jęku.

Od Raphaela CD Hayley

-Dobrze, jak chcesz, fajnie że tak myślisz - zagryzłem zęby tak, że odznaczyło się to na mojej szczęse. - Jeśli myślisz że wszystko robię dla seksu, to brawo, proszę, możesz iść - wskazałem na drzwi wiodnące do długiego korytarzu z kilkunastoma drzwiami, na któych końcu znajdowało się wyjście z hotelu. Hayley zdębiała, nie mogac wydusić z siebie ani słowa,
Ominąłem ją, wychodząc z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Nigdy bym nie pomyślał, że ona może tak sądzić. Nie jestem jakimś popaprańcem, żeby spełniać swoje seksualne marzenia z osobami które tego nie chcą. W sumie wogóle tego nie potrzebuję. Dziwki? Burdel?
Za takie coś mogłem się ostro wkurzyć. Jestem dowódcą, za takie słowa mogłaby zostać zabita. Niech się cieszy że uszła z życiem.
Szczerze? Sam czułem się wykorzystany. Manipulatorka.
Najpierw kłóci z drugą połówką, któa później umiera, a ta, próbujeusilnie pocieszyć. A tak naprawdę co? Zdobyć zaufanie by się zbliżyć. Od co. Nie wiem jaki sens ta dziewczyna widzi w tym wszystkim, ale nie będę sięnad tym rozwodził, bo nie muszę i nawet nie chcę. Jestem po prostu zły. Ale bynajmniej teraz wiem, i mam nauczkę by nie ufać takim wampirzycom. Renesme była inna.
Gdy pierwsza wyszła z hotelu, nakazałem natychmiastowe wysprzątanie pokoju, i zmienienie pościeli, a sam, noc spędziłem w biurze.
*** kilka dni później***

Obudził mnie alarm, jaki wzniósł Thomas na cały hotel. Dopiero się ściemniało, a słońce było jeszcze na horyzoncie, na szczęście nie brakowało mu dużo do całkowitego zachodu i pogrązenia DuMortu i okolic w ciemnościach. W końcu krzyk i alarmowanie stały się głośniejszce, a już po kilku sekundach wampir stał przedemną, zdyszany, nie mogac nic powiedzieć. Wysapywał tylko pojedyńcze niezrozumiałe słowa. Udało mi się wyłapać pojedyńcze frazy, ale ten bełkot niewiele mi mówił. Chwyiłem chłopaka za ramiona i kilka razy potrząsnąłem, by się skupił.
- Mówi wyraźnie, uspokój się! - podniosłem głos.
- Ja...wilk...wilkołak - tyle zdołałem zrozumieć. Puściłem przyjaciela z dośc dużą siłą przez co przewrócil się, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi,
Wybiegłem z pokoju, próbując sam wbadać co się dzieje, jednak nikogo nie było. Totalka cisza, jak makiem zasiał. Już chciałem wracać, uznać to za fałszywy alarm i kolejne przewidzenia chłopaka gdy usłyszałem krzyk sprzed hotelu. Momentalnie znalazłem się przy wyjściu. Zgraja wampirów gromadząca się w wielkie koło, wokół czegoś, czego nie byłem w stanie ujrzeć, nawet nie zauważyła, że tu jestem. Odchrząknąłem głeboko, i kazałem się rozsunąć, jednocześnie pytając co się stało.
Na ziemii, krwawiąc leżała jedna z młodych wampirzy, z wielką infekcią na udzie. Suknię miała rozerwaną, poplamioną od krwi, a kawałki materiału przykleiły się do paskudnej rany. Przeklnąłem w myślach. Cholerne wilkołaki. Kiedyś trzeba będzie je doszczętnie wybić, już za daleko się psuwają. Już fakt że istnieją, że żyją tu, w pobliżu nas, jest odrażający. A czyny jakich się dopuszczają są karygodne. Kątem oka ujrzałem parę świecących, młodych ślepi na skraju lasu. Wiedziałem że to sprawca ugryzienia. Bez dwóch zdań. Prawdopodobnie samotny wilk, wygnaniec, ale nie odpuszcze mu tego. Krzyknąłem donośnie, rozkazując złapać sprawcę. Żywego. Niech odpłaci za swoją rasę.
Ja się już z nim policzę.
W trakcie łapanki, kobietę przeniesion do najbradziej sterylnego pokoju w hotelu, i starano jak zwykły człowiek, przemywać rany. Podobno to trochę pomagało, chociaż sam patrzyłem na to sceptycznie.
- Przywódco! - usłyszałem nagle w środku gwar i zamieszania wokół dziewczyny. Nagle zrobiło się cicho. Podszedłem bliżej, gdy okazało się że dźwiek ten wydała ukąszona dziewczyna.
- Ten wilk nie chciał, to moja wina.... - wysapała. Uśmiechnąłme  się półgębkiem na myśl o głupiutkiej wampirzycy.
- Nic nie jest przypadkowe, a wilkołak który to zrobił poniesie karę - mój głos był srogi, taki, jaki powinien posiadać przywódca. W międzyczasie doszła do mnie wiadomość że wilk został uwięziony w lochach. Pochwaliłem Thomasa za jego oddział, choć on nie brał w tym udziału - dla zasady, w głebi duszy już widziałem te tortury kundla. Ostrzegano mnie, że mogę zostać ugryziony, oraz to, że łapanie go nie było dobrym pomysłem, bo jest tylko zagrożeniem dla nas, dla całego hotelu. Natychmiast kazałem wszystkim się zamknąć.
Im odbija, doszczętnie! Będą bronić kundla!
~~
Gdy wszedłęm do lochów byłem zly bardzo zły. Wgapiając się prosto w oczy wilka wkroczyłem do lochu w którym się znajdował.
http://66.media.tumblr.com/ec9396d17b0aba88afcbf962434ad7ac/tumblr_o1b4q2XIkV1s1lvwyo4_r1_250.gif
Co te kundle sobie wyobrażają? I nie chodzi mi tu o jednego osobnika. Całe zgraje. Uważają się za lepsze, silniejsze. Uważają się za wspaniałe stworzenie, a zmiennokształtność za dar, i wyjątkową moc. Właśnie. Moc. Jaką? Ja wolałbym się zabić, niż być kundlem. Co to za wyróżnienie, zmieniać się w pchlarza i wyć do księzya jak jakiś chory psychicznie idota?. Debilizm.
My jesteśmy rasą królewską. Pożywiamy się krwią, prosto z żyły, a nie padliną. Umiemy się zachować, mieszkamy w normalnych warunkach, jak nasi gorsi podrabiańcy - ludzie. A psy? W budach. W norach, Jaskiniach. Jak nierozwinięte przygłupy. Moja złośc sięgała zeniitu, gdy jeszcze sam się napędzałem i nienawiścą do tych cuchnących stworzeń. Nie interesowało mnie już to, jakie konsekwencje mogą powstać wskutek ugryzienia, czy wypuszczenia kreatury na wolność, do hotelu. Interesowała mnie zemsta. Na całym gatunku.
W jednej chwili pies przemienił się wbrudną, prawie nagą kobietę, która zaczeła śmiać się jak psychopatka. Nie zwróciłem na to uwagi, Podszedłem do szafki, na której leżało multum sztyletów. Zza swoich pleców słyszałem tylko bełkot. Może i bym coś ztego zrozumiał, ale psów się nie słucha, ani z psami się nie gada. Przejechałem palecm po kilku sztyletach, aż w końcu zatrzymałem się na jednym - średniej wielkości, wykonanym ze srebra, dwustronnnym, naostrzonym jak brzytwa cackiem. W sumie dopiero teraz zorientowałem się, że przemiana, jakiej dokonał kundel była bezsensowna, gdyż pod postacią człowieka nie jest groźna. Tylko dlaczego nie została w wilczej postaci? Zastanawiało mnie to. No nic, moze po prostu jest głupia.
Podszedłem do dziewczyny, przewracając ją na ziemię, jednym ruchem ręki. Przejechałem sztyletem po jej ramieniu, aż ta wydała z siebie pisk bólu. Satysfakcionowało mnie to. Nie mineła chwila, gdy poczułem strzał bólu w głowie. W tym momencie też usłyszałem głos już mi znany. Głębsze skupienie pozwoliło określić mi, że rozmawia z Thomasem, a znajdują się w pokoju ugryzionej. Hayley.

KUPA TROCHEXDDDDDDDD

od Hayley CD Alec'a

 Ostanie nie miałam humoru na schadzki po jakiś większych klubach, gdzie odbywają się ogromne potańcówki, niby lepiej byłoby się pożywić, ale jeśli jestem głodna to wcale nie muszę się z tym maskować, chcę się pożywić? To się pożywię, nie ma nikogo kogo mogę się obawiać w tej kwestii, czy też jakiejkolwiek innej. Lokal był stosunkową małą knajpą z kilkoma wydzielonymi miejscami do siedzenia, barem i stołem do bilardu. Wystrój był prosty jakoś szczególnie nie przyciągający, wszędzie drewniana boazeria. Prawdopodobnie nigdy więcej bym tutaj nie przyszła, gdyby nie fakt, że był to jedyny lokal osunięty od większych gromad drących się i pianych ludzi, których dziś byłabym w stanie wszystkich powybijać. Byłam naprawdę wściekła, że nie wiele wystarczyło aby urwała komuś łeb.
Powoli sączyłam drinka, niemo patrząc się na giboczącą się jedną parę na niewielkim parkiecie, a następnie na inną grupkę pianych nastolatków, nieskąpiących w alkoholu. Z czasem zaczęłam żałować, że wybrałam tak nudne miejsce. Postanowiłam, że jeżeli nic ciekawego się za chwilę nie stanie, nadzieję śliniącego się na mój widok osiłka, siedzącego w drugim końcu sali na kij od bilarda.Oparłam się łokciami o blat i obserwowałam cały lokal odliczając;
-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery...- 
-Co pani robi?- zapytał barman stojący z drugiej strony lady i przecierający szklankę
-Cii...- przytknęłam palec do ust- Odliczam ostatnie chwilę życia pewnego człowieka, proszę nie przeszkadzać, bo pana czas będę liczyć, jako następnego.- odparłam całkowicie poważnie. Barman wzruszył tylko ramionami i wrócił do swoich zajęć, a ja do swoich.
-Trzy, dwa...- odliczanie do czynności związanej z czystą przyjemnością zabicia jakiegoś napuszonego goryla znów zostało przerwane, ale tym razem nie przez wścibskiego barmana. Przez mój wyostrzony słuch usłyszałam skomlenie kundla, a tak naprawdę wycie. Oznaczało to nie mniej, jednak że gdzieś niedaleko zbiera się wataha, która nie oszukujmy się nie przepada za wampirami, a w szczególności za mną, patrząc co kiedyś tu im wyczyniłam. Podsumowując mam przesrane i spokojnie poradziłabym sobie z tą całą zakichaną psiarnią, gdyby nie fakt, że jest pełnia, co oznacza: silniejsze wilkołaki, słabsze wampiry.
-"Zachciało mi się odpoczynku od zapijaczonych ludzi"-pomyślałam wychodząc szybkim krokiem z lokalu
Wilkołaki w takim miejscu z łatwością mnie wyczują, ja ich zresztą też, ale zapach mokrego kundla to ostatni, który chce dziś poczuć. Kiedy przekroczyłam próg knajpy od razu poczułam uderzenie chłodnego powietrza, które zaczęło plątać kosmyki moich włosów. 
-"Mogłam się chociaż pożywić na tych ludziach w tej knajpie i tak prowadzili bezsensowny żywot, tak chociaż nosili by tytuł mojego jedzenia"- pomyślałam, żałując, że nie skorzystałam z możliwości pożywienia się, a przy okazji zwiększenia moich szans przy spotkaniu psiaczków.
 Przemierzałam wąskie uliczki z nadzieją, że oddalam się od watahy wilkołaków, które już miałam pewność, że szukają mnie. Nawet jeśli wilkołaki mają tutaj pakt pokoju z wampirami, to ja się w niego nie wliczam, przez to jak w poprzednich latach zmniejszyłam ich liczebność. Chociaż było zabawnie. Zemsta zawsze jest dobra, a w szczególności ta najokrutniejsza.
 Idąc zaczęłam analizować beznadziejność mojej obecnej sytuacji, która faktycznie okazała się jedną wielką sumą nieszczęść. 
-Chyba gorszego pecha mieć nie mogłam- westchnęłam cicho pod nosem, po czym za chwilę poczułam przeszywający, dosłownie przeszywający ból tuż nad sercem. Zostałam przebita strzałą, która uniemożliwiała mi ruch przytwierdzając do chłodnej ściany, w którą zresztą też się wbiła.
Znalezione obrazy dla zapytania alec shadowhunters gif-Co do cholery- syknęłam z bólu mierząc strzałę wzrokiem, a następnie zaczęłam poszukiwać jej właściciela.
-Mówiłaś coś o pechu- usłyszałam drwiący ton
-Świetnie, nie masz co robić? Więc postanowiłeś się zabawić w Robin Hood'a? - zaczęłam wyciągać z mojego ciała strzałę z grymasem, będącym skutkiem bólu towarzyszącego mi podczas wykonywania tamtej czynności.
Kiedy wyciągnęłam już to cholerstwo ze swojego ciała, rzuciłam je na bruk.
-Wiesz prawie przebiłeś mi serce- zaśmiał się z ironią obserwując łowcę. Chyba jeszcze nie wiedziałam, co właśnie dzieje się z moim organizmem. Bacznie przyglądałam się mężczyźnie, który stał niewzruszony. Nie byłam w stanie dokładnie określić jego wyglądu, było zbyt ciemno, a w pewnym momencie miałam wrażenie, jakby widziany przeze mnie obraz zaczął się rozmazywać, później przekonałam się, że to nie jest wyobrażenie, a fakt. Czułam, jak miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą gościła strzała płonie żywym ogniem, dostałam zawrotów głowy, miałam wrażenie, że to jakiś koszmar.
-Trucizna. Sprytne.- odparłam resztkami sił
-Nie jest to tojad, na twoje szczęście, ale zadaję jeszcze ciekawsze cierpienia.- nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że właśnie się uśmiecha.
-Tylko po co? Przecież wy "kolekcjonujecie" demony, a nie atrakcyjne wampirzyce- zaśmiałam się pomimo bólu ogarniającego moją głowę
-Mamy w tym mały interes, aby nie doprowadzić do złamania paktu między wampirami, a wilkołakami, a pomimo faktu, że on cię nie zobowiązuję, to gdybyś miała nawet umrzeć wybiłabyś całą populację tej rasy,- czułam, że za mną stoi pomimo całej tej dezorientacji przez ból, czułam jego obecność.
 Nie miałam już sił na żadny opryskliwy komentarz, padłam na kolana, bezsilna i nie pewna tego, co ze mną będzie. 

(CHUJOWE XD)