Od Ariki - Opowiadanie konkursowe

Siedziałam w swoim pokoju, wyglądając przez okno w daleki krajobraz. Niestety po tygodniach duchoty nadszedł wreszcie i wyczekiwany deszcz. Dlatego teraz, choć było południe, całe miasto spowijała gęsta mgła, kryjąc wszystko, nawet najbliższe budynki, za aurą tajemniczości. Tylko nieliczne światła zdołały pokonać mgłę i przypomnieć o swoim istnieniu. Gdy spojrzało się na chodnik, można było dostrzec rozmazane, ciemne sylwetki przechodniów, którzy śpieszyli do domów, klnąc na deszcz. Westchnęłam widząc ten krajobraz. Żebym tylko ja miałam takie zmartwienia. Przyziemni tego nie wiedzą, ale w pewnym sensie są szczęściarzami, nie wiedząc o tym, co dzieje się w mroku.
                Tkwiłam u siebie w pokoju od rana, siedząc na parapecie i wyglądając na zewnątrz. Niestety ponura pogoda trochę mi się udzielała. Nie mogłam wyjść na zewnątrz, ponieważ padało i trudno by mi było trenować. Poza tym teraz w okolicy grasują demony. Nastrój dzisiejszego dnia sprawił również, iż nie miałam ochoty wychodzić gdziekolwiek, nawet na salę treningową. A jednak, trwanie w jednym miejscu od ponad trzech godzin również mi nie służy. Zeszłam więc ze swojego dotychczasowego miejsca i podeszłam do półki, gdzie trzymam różnego rodzaju papiery. Wyciągnęłam stamtąd plik kartek, gdzie znajdowały się słowa do mojej nowej piosenki. Od tak dawna nic nie pisałam. Od tak dawna nic nie śpiewałam. Niestety nie miałam ostatnio na to czasu. Noce spędzałam na patrolach, polując na demony, a za dnia trenowałam.
Usiadłam przy niewielkim stoliku, wzięłam jeden z wielu ołówków, przygotowałam miejsce pracy i…. nic. Siedziała tak może kilka sekund, minut albo może godzin, a nie mogłam nic wymyślić. Słowa nie nadchodziły, muzyka nie chciała się układać, nuty skakały we wszystkie strony. Jedynym dźwiękiem, jaki obecnie słyszałam, było moje powolne stukanie ołówkiem w blat stołu. Z każdą chwilą, kiedy nie mogłam nic wymyślić, byłam coraz bardziej sfrustrowana. Muzyka i śpiew, to jedyne, co miałam dla siebie. To jedyne, co łączyło moją przeszłość i teraźniejszość oraz przechodziło w przyszłość. Jedyne, co chodź na chwilę dawało mi wytchnienie. A teraz mojej muzyki zabrakło. Nie czułem jej w sobie i dookoła siebie. Zła na siebie opuściłam głowę na stół. Co innego mogłam zrobić? Ten dzień jest coraz gorszy. Leżąc tak w nieruchu, usłyszałam na zewnątrz czyjeś kroki oraz śmiech.
- Wybierasz się na ten bal? – powiedział jeden głos. Kobiecy. Był jedwabny i melodyjny, a korytarz niósł go echem dalej w głąb Instytutu.
- No nie wiem. – odpowiedział drugi głos. Tym razem potężny męski głos – Co to za pomysł, aby przebierać się za Podziemnych?
- Nie uważasz tego bardzo ciekawy pomysł? No wiesz…. Nie codziennie są tu jakieś bale, a co dopiero takie, na które można się przebrać – zachichotała dziewczyna entuzjastycznie.
- Bal to jedno, a przebieranie się za wampiry, to drugie. My, Nefilim, nie powinniśmy zniżać się do ich poziomu.
- Jesteś strasznie ponury. – odparowała dziewczyna – Trochę zabawy nikomu nie zaszkodziła.
Mężczyzna coś odpowiedział, jednak głosy stopniowo cichły, wraz z oddalającymi się korytarzem właścicielami owych głosów.
Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w drzwi. No tak. Zupełnie o tym zapomniałam. Bal ma się odbyć za cztery dni, a tematem przewodnim mają być wampiry. Choć mi to szczególnie nie przeszkadza, muszę przyznać, iż trochę zgadzam się z owym mężczyzną. Tematyka była niecodzienna, jeśli mogę tak rzec.
Na początku, kiedy ogłosili, że będzie coś takiego organizowane w Instytucie, nawet nie pomyślałam, że mogłabym wziąć w czymś takim udział. Nie jestem zbyt towarzyską osobą, a miejsc tłocznych unikam jak ognia. Jednak, jak się nad tym zastanowić, to w sumie, dlaczego nie? Może…. Może mogłabym wreszcie poznać kogoś, otworzyć się na innych. Porozmawiać z kimś i się pośmiać. Minęło tyle lat, kiedy ostatni raz się dobrze bawiłam, kiedy ostatni raz się śmiałam. Może właśnie to jest ten czas, aby się przełamać? A może nie…? A jeśli coś zrobię nie tak? Źle się ubiorę? Wygłupię się?
Potrząsnęłam głową, aby odpędzić ponure i nieproszone myśli. Jak to się mówi: Raz kozie śmierć. Nie mam nic do stracenia, za to dużo do zyskana.
Spojrzałam się na puste karki, na których powinny się pojawić jakiekolwiek słowa. A jednak teraz nie widziałam tam liter czy nut. Oczami wyobraźni widziałam piękną i strojną suknię. Niestety…. Nie do końca wiedziałam, jaki styl mają wampiry i co na siebie zakładają. Obecnie mamy dwudziesty pierwszy wiek, moda zmienia się co miesiąc. Ale z drugiej strony… wampiry są długowieczne. Słyszałam, że nieraz ubierają się w stylu, który był modny stulecia temu. Dlatego też postanowiłam połączyć współczesną suknię z suknią balową z poprzedniego stulecia. Zabrałam się do szkicowania wstępnego projektu mojej kreacji. Będzie to mój projekt, w pełni wykonany przeze mnie, więc pewnie nie będzie jakiś nie wiadomo jak olśniewający czy piękny, ale przynajmniej będzie mój. Po dość niedługim czasie widziałam już pierwsze zarysy mojej sukni. Piękny, głęboki dekolt, wykonany w kształcie serca bez żadnych ramiączek. Lekko zdobiony gorset, który optycznie będzie minimalnie wyszczuplał sylwetkę. A później piękna, rozkloszowana spódnica z długim trenem. Gdy wszystko było skończone, spojrzałam na moje dzieło krytycznym okiem. Naniosłam jeszcze trochę poprawek i przygotowałam się w wyjścia. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy, narzuciłam na siebie gruby, ciepły płaszcz, wzięłam jakąś parasolkę i udałam się w miasto.
                W centrum znajdował się salon krawiecki. Masa Przyziemnych go poleca, dlatego właśnie tam się udałam. Pokonanie drogi od Instytutu do salonu trochę mi zajęło. Przez mgłę parę razy skręciłam w zły zakręt, po czym trafiałam albo w złe miejsce, albo w ślepy zaułek. Zaczynało mnie to coraz bardziej irytować.
Naprawdę jestem tak beznadziejna, że nawet nie potrafię trafić w jedno miejsce? – pomyślałam.
W końcu, po licznych powrotach i błądzeniach udało mi się dotrzeć na miejsce. Choć raz w życiu miałam szczęście. W salonie nikogo nie było. Podeszłam więc do recepcji i powiedziałam, co mnie interesuje. Kobieta, mniej więcej wyglądająca na trzydziestkę, poprosiła, abym poszła do poczekalni i tam zaczekała, aż zostanę przyjęta. Tak też zrobiłam.
Po niecałych dziesięciu minutach, siedzenia i nic nie robienia, przyszedł starszy mężczyzna, na oko koło pięćdziesiątki. Włosy, choć poprzecinane siwizną, nadal zachowały gdzie nie gdzie swój dawny, czarny niczym noc, kolor. Oczy miał zielone, obleczone licznymi zmarszczkami, a uśmiech przyjazny.
Musiał mieć duże powodzenie u dam w młodości.
- W czym mogę służyć? – spytał uprzejmie, uśmiechając się przy tym wesoło.
Pokazałam mu projekt mojej sukni i przedstawiłam wszystkie szczegółu, jak powinna wyglądać.
- Jakiś konkretny kolor pani preferuje?
- Hmm… Nie zastanawiałam się nad tym.
Mężczyzna zmierzył mnie bacznym okiem, ocenił stan i porównywał.
- Na jakąś szczególną okazję jest ta suknia?
- Na bal. – odpowiedziałam
- Myślę, że ciemno-czerwony kolor będzie do pani idealnie pasował. – powiedział – A co do samego projektu. Dodał bym jakieś delikatne marszczenia na górze spódnicy, aby pięknie się układała i wyglądała, jakby kaskadą spływała na ziemię. Dzięki temu będzie się również cudownie rozkładać dookoła pani sylwetki. Co do samego trenu. Nie za długi i nie za krótki. Dekolt również bym jakoś ściągnął materiałem w bok.
- Oczywiście. – odpowiedziałam. Nie sądziłam, że z jedną suknią może być tyle zachodu
- Na kiedy pani jej potrzebuje?
- Bal jest za cztery dni.
- To dość mało czasu. Musimy również wliczyć czas na ewentualne poprawki. Hmm… - Zastanawiał się. – Da radę pani jutro przyjść na przymiarkę? Nie mam obecnie zbyt dużo klientów, więc powinienem ją dzisiaj skończyć. Jutro poprawki i za dwa dni będzie gotowa!
Uśmiechnęłam się promiennie. Od tego mężczyzny aż biły fale entuzjazmu. Widać, że szycie to jego pasja.
- Dziękuję panu bardzo. A więc do jutra. Mogę przyjść pod wieczór?
- Oczywiście, oczywiście! Zapraszam panią serdecznie!
Po krótkim pożegnaniu, udałam się na dalsze zakupy. Przed opuszczeniem salony dostałam jeszcze od Gussa – właściciela salonu – instrukcje, jakie przedmioty idealnie by pasowały do sukni.
A więc najpierw czeka mnie sklep z butami. Weszłam do niezliczonej liczby galerii i różnego rodzaju sklepów. Przymierzyłam tysiące par butów, które moim zdaniem pasowały by do mojej przyszłej kreacji. A jednak żadna para mi nie odpowiadała.
Czym ja się tak przejmuję? Przecież to tylko bal. Nikt i tak nie zwróci na mnie uwagi, więc po co mam się tak przejmować wyglądem? – pomyślałam.
Gdy już chciałam się poddać w poszukiwaniach i kupić pierwsze lepsze buty ujrzałam je. Piękne, czerwone, z delikatną siateczką, nie do końca kryjącą stopę. Obcas nie był również zbyt wysoki. Przymierzyłam je i… wiedziałam, że będą idealne.:

                                    


A więc co dalej? Przydały by mi się jakieś rękawiczki, najlepiej długie, które zakryją moje runy. Wampiry nie posiadały Znaków. Przejrzałam kilka pobliskich sklepów z rękawiczkami. W końcu zdecydowałam się na czarne rękawiczki, sięgające mi prawie do ramion. Będą dobrze komponować się z moją suknią i spełnią odpowiednio swoją rolę w ukryciu moich Znaków:




Czegoś jeszcze mi brakuje. Tylko czego? Co wampir mógłby jeszcze założyć na bal. Myśl Arika, myśl. Dzieci Nocy to wykwintne stworzenia z bardzo rozbudowaną etykietą. Co jeszcze mogliby założyć na bal? Przytoczyłam na myśl kilka wampirów, które spotkałam w życiu. Wiem! Przydałaby mi się jakaś biżuteria. Skromna, ale podpowiadająca o tym, że lepiej ze mną nie zadzierać. Lekko tajemnicza, ale budząca również grozę. Udałam się do sklepu jubilerskiego, znajdującego się po drugiej stronie od galerii, gdzie kupiłam buty. Tam przejrzałam kilka kompletów. Złote i srebrne naszyjniki. Z diamentami (na te zbytnio nie patrzyłam, bo ich cena przekraczała moje najśmielsze oczekiwania. Co ci Przyziemni w tym widzieli?), z szmaragdami, topazami, szafirami i na końcu z rubinami. Te wydawało mi się najbardziej obiecujące i kuszące, ponieważ miały kolor, kształt i to coś, czego potrzebowałam. Zdecydowałam się na naszyjnik przeplatany kilkoma rubinami i do tego para kolczyków do kompletu:


Powinnam mieć już wszystko, co posiadają wampiry. Fryzurę sama sobie jakoś ułożę. Strój mam, buty mam i drobne akcesoria również. Czy czegoś jeszcze potrzebuję, aby upodobnić się do Dzieci Nocy? Hm… Rany! Zapomniałabym! Oni są bladzi, skórę mają niczym marmur. Tylko… jak sprawić, aby moja skóra była blada, prawie biała?
Usiadłam na niewielkiej ławeczce w Central Parku. Była umieszczona pod rozłożystymi koronami drzew, a więc zła pogoda mi nie doskwierała. Zastanawiałam się nad różnymi sposobami zmienienia koloru mojej skóry. A jednak żaden sposób nie wydawał mi się dobry. Chyba nie ma żadnego kosmetyku, który sprawi, iż będę naprawdę wyglądać jak wampir.
W końcu, po nieowocnych próbach wynalezienia jakiegoś sposobu, udałam się do kilku sklepów z kostiumami. Niestety i tutaj nie uzyskałam żadnej pomocy.
                Sfrustrowana wróciłam do Instytutu. Był już późny wieczór, a jednak korytarze były pełne Nocnych Łowców. Panował większy ruch, niż zwykle. Może było to spowodowane balem, który zbliżał się nieubłaganie?
Gdy dotarłam do swojego pokoju, od razu zmęczona położyłam się na łóżko. Po całym dniu przygotowań, miałam ochotę tylko zasnąć. A jednak sen nie przychodził. Mijały kolejne godziny, a ja czułam się coraz bardziej rozbudzona. I może byłabym zła, gdyby nie to, że wymyśliłam pewne rozwiązanie, co do zmiany koloru skóry, na niezdrowy biały kolor wampira. Chociaż nie był to najlepszy pomysł i być może trochę idiotyczny, ale jedyny, na jaki wpadłam. Po cichu udałam się do kuchni i wzięłam mąkę, po czym prędzej wróciłam do pokoju. Poszperałam trochę w szafkach i wyjęłam puder i pędzelek do pudru. Wymieszałam mąkę z kosmetykiem i nałożyłam sobie trochę na rękę. Spojrzałam na nią i westchnęłam z ulgą. Pod światło naprawdę wyglądało, jakbym miała marmurowy kolor skóry. I waśnie o to mi chodziło! Zadowolona znów spróbowałam położyć się spać. I tym razem sen nadszedł…
***
Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. I znów nie miałam co robić. Wszystkie potrzebne zakupy zrobiłam dnia poprzedniego, a przymiarkę sukni mam dopiero pod wieczór.
- Następnym razem muszę myśleć bardziej przyszłościowo – powiedziałam sama do siebie.
Skoro i tak nie mam co robić, udałam się do Sali treningowej. Los był dla mnie łaskawy, ponieważ nikogo tam nie było, także wzięłam łuk, najlepszą moim zdaniem broń, i zaczęłam wystrzelać kolejne strzały.
Ćwiczyłam tak przez jakiś czas, dopóki sala stopniowo nie zaczęła się zapełniać Nefilim, którzy wpadli na ten sam pomysł, co ja. Także lekko zawiedziona opuściłam pomieszczenie.
Była dopiero dwunasta, do wieczora jeszcze kilka ładnych godzin. Chodziłam bez celu po pokoju, aż mój wzrok spoczął na niezapisanych kartkach. Może dzisiaj inspiracja przyjdzie? Szybko je wzięłam i udałam się do Sali muzycznej. Ta, choć niewielka, trochę zakurzona i lekko zaniedbana, miała w sobie pewien urok. Uwielbiałam tu przebywać i gdybym mogła, spałabym tutaj. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam wygrywać jakiś rytm. Po chwili słowa same napłynęły. Szybko je zapisałam i teraz mój głos wypełniał całą salę. I tak właśnie upłynął mi cały dzień. Choć teraz już wiem, że nie był to najlepszy pomysł, dlatego, ze później bolało mnie gardło.
                Przed godziną dziewiętnastą udałam się do salonu na przymiarkę mojej sukni. Była gotowa, tak jak Guss obiecał. Wzięłam od niego aksamitną suknię i udałam się do przebieralni, gdzie dwie pracownice pomogły mi ją włożyć. Gdy przejrzałam się w lusterku, oniemiałam. Nigdy jeszcze nie widziałam takiej sukni. To niemożliwe, aby coś takiego uszyć w jeden dzień. Choć do czegoś tak szykownego nie pasowało tylko jedno – osoba, która ją nosiła.



 Odwróciłam wzrok od lustra i wyszłam z przymierzalni. Guss zaraz podbiegł i spiął sunie w miejscach, gdzie była za luźna i pozaznaczał kilka miejsc, gdzie były potrzebne drobne poprawy. Umówiłam się, że przyjdę po odbiór sukni następnego dnia po południu.
                Droga do Instytutu nie zajęła mi wiele czasu. Nie spodziewałam się tego, iż będę się cieszyć z balu i sukienki. Kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia. Choć teraz też trochę jest. Nadal mam pewne wątpliwości czy aby na pewno powinnam tam iść. A jednak teraz nie mogłam się poddać. Nie, kiedy praktycznie wszystko było gotowe.
***
Następnego dnia obudziłam się, ku mojemu zaskoczeniu, trochę później, niż zwykle. Słońce wisiało już wysoko ponad horyzontem, a jego promienie starały się przebić przez zasłony do mojego pokoju. Podeszłam więc do okna i wyjrzałam na budzący się świat. Pogoda trochę się polepszyła. Deszczowe dni minęły i znów ustąpiły miejsca tym cieplejszym. Chociaż wilgoć dało się wczuć w dusznym powietrzu, było lepiej, niż kiedy padało.
Niespiesznie wzięłam prysznic, przebrałam się i udałam do kuchni na śniadanie. Było tam tylko dwóch Nocnych Łowców, których kojarzyłam z widzenia, jednak nie znałam ich imion. Po krótkim przywitaniu, zrobiłam sobie kilka kanapek i udałam się z nimi do swojego pokoju.
                Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się południe. Dlatego ile sił w nogach pobiegłam odebrać moją suknię. Zdyszana wpadłam do salonu, trochę spóźniona.
- Widzę, że pani naprawdę zależy na tym balu. – zaśmiał się Guss, na co ja mu odpowiedziała tylko uśmiechem. Po kolejnej przymiarce sukni i uiszczeniu wpłaty za nią udałam się w drogę powrotną do Instytutu. Dzień zapowiadał się tak samo nudno, jak ten wcześniejszy.
                Gdy wreszcie dotarłam do swojego pokoju, wyjęłam wszystkie rzeczy, kupione na bal. Zaczęłam sprawdzać czy wszystko idealnie skomponuje się z moją suknią. W pokoju miałam dość duże lustro, wiszące na ścianie, także mogłam podziwiać całą moją kreację. Wszystkie elementy świetnie do siebie pasowały, co mnie cieszyło. Muszę przyznać, że miałam trochę obaw przed tym, że coś będzie nieodpowiednie do sukni.
Zdjęłam wszystko starannie i schowałam, aby nic się nie zniszczyło. Przy okazji postanowiłam sprawdzić czy mój sposób na bladą skórę zakryje moje runy ponad dekoltem. Z nimi miałam najwięcej problemu, ponieważ suknia tego nie ukrywała. Na moje szczęście nie były widoczne. A więc pozostało mi tylko jedno – zastanowić się nad fryzurą. Może upnę je jakoś w kok? Albo zakręcę loki?
Na Anioła… Czy to wszystko musi być takie skomplikowane?
Nie sądziłam, że nawet z fryzurą mogę mieć problem. Nie sądziłam również, że aż tak wkręcę się w przygotowania do balu. Westchnęłam sfrustrowana i lekko zmęczona. Jutro jest bal, od rana będą przygotowania. A więc i fryzurą zajmę się jutro.
Wyczerpana tymi wszystkimi przygotowaniami położyłam się spać. Następnego dnia muszę wstać wcześniej, aby się odpowiednio przyszykować.
***
Nazajutrz wstałam o świcie. Szybko zerwałam się z łóżka, podbiegłam do szafy i wyjęłam z niej moją suknię, którą starannie ułożyłam na moim łóżku, aby się nie pogniotła. Bal miał się zacząć dopiero pod wieczór, lecz teraz mogę przygotować te najmniej ważne rzeczy. Gdy kupowałam wcześniej akcesoria na bal, kupiłam również kilka kosmetyków, które moim zdaniem przydadzą się. Więc teraz wyjęłam je i rozłożyłam na biurku, po kolei im się przyglądając. Były tam cienie do powiek, jakiś tusz do rzęs, krwistoczerwona szminka, jakiś puder i tym podobne rzeczy. Na co dzień nie musiałam używać tego wszystkiego. Nefilim nie dbali o takie rzeczy. A przynajmniej ja.
Gdy wszystko było ułożone i przygotowane, udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic. Gdy wyszłam, było dopiero południe, a bal miał się zacząć koło dziewiętnastej. A więc kolejne godziny nic nie robienia. Udałam się do biblioteki, po jakąś lekturę na ten czas. Zdecydowałam się na Sekret lady Audley. Krótka powieść, w sam raz na dzisiejsze popołudnie.
                Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęło się ściemniać. Lektura naprawdę mnie pochłonęła. Dlatego szybko popędziłam do mojego pokoju. Nie mam za wiele czasu na przygotowania. Co najpierw, co najpierw? Rozejrzałam się po moim pokoju. No tak! Przydało by się sprawić na początku bladość skóry. Dlatego szybko, pędzelkiem do pudru, zaczęłam się „malować”. I tak po jakiś trzydziestu minutach byłam prawie biała, choć można by raczej nazwać ten kolor marmurowym, niezdrowym i lodowatym. Dziwnie się czułam. Następnie zabrałam się za makijaż. Nie za mocny, ale podkreślający to, kim jestem. Albo raczej to, kim mam się stać. Zdecydowałam się na połączenie czarnego koloru na zewnątrz powiek i kremowego wewnątrz. Rozmyłam delikatnie granice między tymi dwoma kolorami, tworząc delikatny efekt ombre. Później tusz do rzęs, róż na kolczyki, aby jednak dodać trochę żywych kolorów skórze oraz krwistoczerwona szminka. Następnie zajęłam się włosami. Postanowiłam je lekko pofalować i puścić luzem. Z racji tej, że moje włosy sięgają mi do pasa, będą wyglądać, jakby spływały kaskadą w dół. Na górze tylko dodałam parę perłowych spinek. I wreszcie nadeszła kolej na suknię. Trochę się namęczyłam, zanim ją włożyłam. Wcześniej miałam do pomocy dwie pracownice salonu krawieckiego, teraz byłam ja sama. Ale, bo dość ciężkiej walce z gorsetem, udało mi się ją włożyć. Wygładziłam spódnice i wyrównałam jakieś drobne nierówności. Zapięłam naszyjnik, który pięknie się wpasował między obojczyki, i zapięłam kolczyki na długość sięgające mi prawie ramion. Później były rękawiczki. I na moje szczęście były idealnej długości, aby zakryć wszystkie Znaki na rękach. Na koniec zostawiłam buty. Zachwiałam się lekko, przy ich zakładaniu, ale utrzymałam równowagę i już po chwili wszystko było gotowe. Podeszłam do lustra, aby zobaczyć efekt końcowy. Wszystko do siebie pasowało idealnie, jak kolejne elementy układanki. Patrzyłam na odbicie w lustrze, jakby należało do kogoś innego, a nie do mnie.
Z tych rozmyślań wyrwał mnie szum na korytarzu. Wszyscy już szli do Sali Głównej. Wzięłam kilka głębszych oddechów i po chwili wahania, również wyszłam z pokoju i skierowałam się na miejsce balu.
                Było tam już mnóstwo Nocnych Łowców, przebranych w najróżniejszy sposób. Byli mężczyźni w eleganckich garniturach, jak i w strojach codziennych. Kobiety również miały różnego rodzaju suknie – od balowych, po zwykłe imprezowe. Sala była przygotowana w stylu pomieszczenia, w jakim mogły by mieszkać wampiry. Lekko poniszczony, szary i ponury. Przy jednej ze ścian był ustawiony stół z jedzeniem i napojami. W niektórych kontach znajdowały się krzesła, dla osób, które zmęczyły się tańcem, mogły odpocząć. Udałam się w ich kierunku. Usiadłam na jednym i wygładziłam spódnicę. Jeszcze nigdy nie byłam na takim przyjęciu i nie chciałam się zbłaźnić. Dlatego może lepiej, jeżeli przynajmniej na razie będę siedziała i udawała, że mnie tu nie ma.
***

Zabawa rozkręciła się na dobre. Wszyscy tańczyli i bawili się. Widać było, że wszystkim, choć niektórzy mieli wątpliwości, zabawa się podoba. Osoby, które przygotowały Salę Główną, ale również i osoby, które przygotowały swoje kreacje, wykonały naprawdę świetną robotę.
Właśnie zaczynała się kolejna piosenka, kiedy usłyszałam obok siebie czyjś głos:
- Zamierzasz całą zabawę przesiedzieć? – był lekko rozbawiony.
Odwróciłam się w stronę właściciela owego głosu. Był to chłopak, może mniej więcej w moim wieku. Jego włosy były kolory złota i były poukładane w każdą możliwą stronę, i pod każdym możliwym kątem. Choć to akurat przypisałam elementowi jego stroju. W jego niebiesko-brązowych oczach widać było iskierki rozbawienia. Miał na sobie lekko podniszczony strój. Twarz mi się wydawała znajoma, ale nie mogłam jej przypisać do imienia.
- Ja… - nie byłam pewna, co opowiedzieć. Że przyszłam na bal, ale od początku siedzę na krześle i patrzę, jak inni się bawią.
- Idziesz zatańczyć? – spytał
Po chwili wahania, kiwnęła głową na zgodę. Wstałam z krzesła i, szurając spódnicą po parkiecie, udałam się za nim na środek Sali. Chociaż muszę przyznać, że wolałabym tańczyć gdzieś na uboczu.
Przetańczyliśmy razem z chłopakiem jeszcze kilka tańców, po czym, chcąc znów usiąść, zastałam kolejnego Nocnego Łowcę, który chciał zatańczyć.
Nie spodziewałam się tego. Zazwyczaj ja unikam wszystkich, a wszyscy to szanują i po części unikają mnie. Ale to przecież niemożliwe, aby jedna kreacja tak wiele zmieniła.
                Zatańczyłam jeszcze z kilkoma osobami, po czym główni organizatorzy poprosili o chwilę uwagi.
- Cieszymy się, że tak liczne grono przybyło na bal organizowany przez nas. Widzę tu wiele cudownych kostiumów i mogę śmiało stwierdzić, że zawstydzilibyście nie jednego wampira. – powiedziała Marysie – Ale teraz pragniemy zaprosić was na zabawę! Wszyscy wiemy, że wampiry są szybkie, zwinne i przebiegłe. Postanowiliśmy więc ukryć gdzieś na terenie Instytutu pewien przedmiot. Będziecie musieli, za pomocą swoich umiejętności, go znaleźć. Aby trochę ułatwić wam zadanie, dodaliśmy małe podpowiedzi. Pierwsza podpowiedź brzmi: „Inspiracji dźwięk można usłyszeć tam”. Życzymy powodzenia!
Wszyscy od razu popędzili na korytarz i zastanawiali się, o jakim pomieszczeniu może mówić podpowiedź. Muszę przyznać, iż podejrzewałam pokój muzyczny, a że i tak nie miałam co robić, postanowiłam dołączyć się do zabawy.
                Nefilim biegali po całym Instytucie, śmiejąc się i uśmiechając, w poszukiwaniu kolejnych podpowiedzi. Po niecałej godzinie Nocny Łowca zwany William znalazł ów przedmiot – czerwony niczym krew klejnot.
Wszyscy się świetnie bawili. Zabawa skończyła się koło pierwszej - drugiej nad ranem. A i tak większość chciała jeszcze przedłużyć ten bal. I nic dziwnego. W Instytutach organizowano niewiele takich przyjęć, dlatego stanowiło to miłą odmianę od rutyny. Wróciłam do swojego pokoju, ledwo żywa. Ku mojemu zaskoczeniu przetańczyłam całą noc.
Zdjęłam suknię, szczęśliwa, że mogę się jej już pozbyć (po 8 godzinach każdy by miał jej dość). Szybko zmyłam z siebie makijaż, wzięłam prysznic i położyłam się spać. Długo będę odsypiać ten bal, ale warto było.
Następnego dnia wszyscy o nim mówili. Każdy był zachwycony i nie mógł się doczekać kolejnego takiego przedsięwzięcia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz