Od Założycielki

Cześć i czołeem wszytkim w ten deszczowy (bynajmniej u mnie) wieczór!
Jak zapewne wiecie, czy to z facebook'a, czy z innych stron, jutro trzecioklasiści gimnazjów piszą testy gimnazjalne! Chcę życzyć powodzenia wszystkim którzy także muszą pisać ten maraton!
Tak, ja też jutro piszę to COŚ! XD
A tym, którzy nie piszą testów, życzę leniuchowania w fotelu przed telewizorem lub komputerem, zajadając chrupki, i pisząc opowiadania na naszego bloga!
Pozdrawiam wszytskich!!

Od Cole CD Arika

Spojrzałem na nią, i powiedziałem dość chłodnym tonem choć to nie było zamierzone.
-Możesz zostać, ja i tak jeszcze muszę iść pobiegać. Miłego treningu -mówiąc to, zabrałem swoje rzeczy i po chwili byłem na korytarzu, zostawiając Arikę w Sali Treningowej. Dziewczyna obserwowała mnie jak trenowałem. Muszę uważać, aby nikomu się nie narażać. Nie potrzebuję wrogów. Gdy podążałem korytarzem, wpadłem na Hodga,. Który złapał mnie za ramię, gdy przechodziłem. Wyszarpnąłem się, z jego uścisku.
-O co chodzi? Śpieszę się -tak, ciągle mu nie ufam
-Cole, trochę się o ciebie martwię chłopcze. Nie możesz się tu odnaleźć? Czy mogę...
-Nie, nie możesz! -moje wybuchy zdarzają się dość, rzadko. Może to z ich powodu, wolę nie mieć przyjaciół? Uspokoiłem się zanim dodałem - To miłe ale nie potrzebuję twojej troski. Daje radę.
-Cole, nie możesz się izolować. Nie tędy droga, uwierz mi że... -nie pozwoliłem mu dokończyć. Kim on jest, aby mówić mi jak mam żyć?!
-Wiem, ale nie mogę na to nic poradzić. Mogę iść?
Skinął głową, poddając się. Czułem jednak, jego spojrzenie na sobie gdy oddalałem się w kierunku mojego pokoju.
Wchodząc, trzasnąłem drzwiami. Oparłem się o nie, głową i bezwładnie opadłem na ziemię ukrywając twarz w dłoniach. Zaraz po tym, podniosłem się i łapiąc gitarę poszedłem do pokoju, Muzycznego. To tam, najczęściej gram na gitarze. Grałem piosenkę, która zawsze mnie uspakajała. Ta piosenka działa, na mnie kojąco. Przypomniały mi się czasy, z Marcusem gdy uczył mnie obrony i walki.

Gdy skończyłem, podnosząc głowę zauważyłem Arikę. Stała z uśmiechem, w drzwiach. Podeszła i stanęła obok, po czym powiedziała coś czego nigdy nie usłyszałem od żadnej dziewczyny.
Arika?

Od Nathaniela - C.D Lzzy

Na drugi dzień miałem wyjątkowo ciężki trening. Po jego zakończeniu udałem się do swojego pokoju by się odświeżyć i przebrać w czyste ciuchy. Po południu zjawiłem się na obiedzie. W jadalni było dziś mało osób, większość miała misje i teraz byli w terenie. Po posiłku poszedłem do biblioteki pomóc Maryse z księgami tak jak mnie prosiła dziś rano. Pomogłem jej poukładać stare, zniszczone księgi. Większości z nich nie czytałem, więc postanowiłem, że przejrzę je gdy będę mieć chwilę czasu.
- To wszystkie księgi? - zapytałem odkładając tom zatytułowany ,,Demony nocy''
- Jak na razie tak, dziękuję ci Nathanielu
- Nie ma za co - powiedziałem przeciągając się by rozciągnąć nieco ręce. - Masz jeszcze jakąś robotę dla mnie?
- Nie, już wszystko zrobiłam
- OK - odpowiedziałem i wyszedłem z biblioteki. - Jak coś to chętnie ci pomogę
Dziś był piękny dzień. Świeciło słońce, więc postanowiłem wybrać się na dwór.  Spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi. Gdy wyszedłem głównym wejściem na schodach spotkałem rudowłosą dziewczynę.
- Lzzy?
Odwróciła się w moją stronę i posłała lekki uśmiech.
- Hej - zacząłem - Nie przeszkadzam?
- Siema, nie, tylko czytałam - odparła
- A co konkretnie? - zainteresowałem się siadając obok niej na schodkach
- Księgę o znakach runicznych - odpowiedziała pokazując już nieco podniszczoną  okładkę
- Pamiętam ile nad tym siedziałem, by wszystko spamiętać - zaśmiałem się - Spędziłem nad nią kilkanaście męczących godzin.
(Lzzy?)

Od Nathaniela - C.D Williama


Gdy przekazaliśmy wiadomość odnośnie spotkania pozostałym Nocnym Łowcom z instytutu ruszyliśmy w stronę pokoi. Chłopak przyspieszył i po chwili wszedł do swojej sypialni zamykając za sobą drzwi na klucz. Zapukałem, lecz nic nie odpowiedział. Chciałem dowiedzieć się czy zjawi się na spotkaniu, ale odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem i poszedłem do siebie. Gdy znudziło mi się polerowanie noży ruszyłem do biblioteki. Wziąłem jedną z ksiąg o czarownikach i usiałem na parapet zagłębiając się w lekturze. Po parunastu minutach bolały mnie plecy i szyja od niewygodnej pozycji, więc zamknąłem księgę i wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz ujrzałem jakąś postać ubraną na czarno. Nie wiedziałem kto to jest. Maryse wyraźnie zakazała wyjścia z instytutu. Patrzyłem się przez chwilę, jak postać rozgląda się po okolicy a potem znika za bramą. Zeskoczyłem z parapetu odkładając książkę na stolik przy wyjściu nie kłopocząc się z odkładaniem jej na miejsce - później to zrobię. Wyszedłem z biblioteki i ruszyłem w stronę pokoju Willa. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Nie były już zamknięte. Rozejrzałem się po pokoju, ale nikogo nie zastałem. Miałem złe przeczucia. Ruszyłem w stronę Sali Głównej. Po drodze spotkałem Maryse rozmawiającą przez telefon. Była zdenerwowana.
- Maryse - zacząłem - Chodzi o Willa
- Nie teraz - powiedziała cały czas rozmawiając przez komórkę - Zaraz będzie zebranie - dodała i odwróciła się w drugą stronę.
Z usłyszanej rozmowy wywnioskowałem, że rozmawia z kimś z Clave. To nie była przyjemna rozmowa. Zirytowany odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Przechodząc obok Sali widziałem wszystkich  zebranych Nocnych Łowców. Chciałem kogoś wezwać by pomógł mi zbadać tę sprawę, ale zaraz by zaczęli coś podejrzewać. Nie chciałem narazić siebie i Willa na gniew Clave. Przeszedłem korytarz kierując się do sali treningowej. Stamtąd  zabrałem komplet noży w tym seraficki nóż Arathiel. Narysowałem stelą runę zręczności i szybkości.

Przemknąłem przez korytarz niezauważony i wyszedłem głównym wejściem. Po kilkuset metrach znalazłem się na dachu wysokiego budynku. Stamtąd zauważyłem tę samą postać, byłem pewny, że to William. Szedłem za nim uważnie go obserwując i pilnując aby mnie nie  zauważył. Chłopak jakby przeczuwał moją obecność i co chwilę oglądał się na boki. Po kilkunastu minutach zatrzymał się na opuszczonym osiedlu. Ukryłem się za drzewami tak, że nie było mnie widać. Nie trzeba było długo czekać aż z cienia wyłoniły się trzy zakapturzone postacie. Podeszli do Willa i zagrodzili mu jakąkolwiek możliwość ucieczki.
- Czego chcecie? - powiedział stanowczo, ale ja wiedziałem ile go  kosztowało by zapanować nad drżeniem głosu.
On ich się bał a oni doskonale o tym wiedzieli. Zaśmiali się teraz i jeden z nich złapał chłopaka za kurtkę.
- Jak już napisaliśmy, mamy niedokończone sprawy - dodał mężczyzna obok.
Zaczęli gdzieś iść ciągnąć Willa ze sobą. Przekląłem i zacząłem cicho zmieniać pozycję. Teraz musiałem bardzo uważać, by mnie nie zauważyli a to było bardzo trudne, gdyż  na opuszczonym osiedlu nie znalazło się ani jedno dobre miejsce na kryjówkę nie licząc tych drzew za którymi obecnie się znajdowałem.

(Will?)

Od Renesme - c.d Raphael

Czułam gniew. Szarpałam się, przeklinałam, krzyczałam. Do czasu, gdy Raphael wyważył drzwi. Upadł na ziemię nieprzytomny. Palant wyszedł na słońce. Wnet przed sobą zobaczyłam siebie... mam halucynację przez truciznę...
- Zadowlona?! - krzyknęła - właśnie naraziłaś go na śmierć! - krzyknęła - ocknij się dziewczyno zaraz oboje zginiecie na słońcu! - otrząsnęłam się i rozejżałam się.
- Co ja robię...? - walnęłam się w policzek - przeklęta trucizna -  popatrzyłam na Raphela. Zdjęłam szybko bluzę i go przykryłam tak, że słońce nie dotykało jego skóry. Byłam w krótkim rękawku, a słońce mnie parzyło i to strasznie. Wnet usłyszałam wybuch. Natychmiast wzięłam go i próbowałam wziąć na barana, a gdy mi się to udało odbiegłam od domu łowców. Strasznie mnie wszystko piekło na rękach. Ledwo podeszłam do cienia rzucającego przez drzewo i upadłam cała we oparzeniach na rękach i na policzkach, a dom upadł i zmienił się w ruiny. Oparłam nieprzytomnego Raphaela o drzewo i przykryłam go bardziej bluzą, by promienie słoneczne go nie dotknęły. Powoli położyłam rękę na jego głowie i kciukiem go głaskałam z łzami.
- Nie pozwolę ci umrzeć słyszysz? Tym razem ja się poświęcę - zagryzłam wargę powstrzymując łzy. Chciałam płakać z powodu psychicznego jak i fizycznego. Poszłam ledwo na nogach w głąb lasu po czym wzięłam zioła i kawałki drewna. Powoli wróciłam do niego i na korze zaczęłam robić mu krem na oparzenia jakie zaznał przez słońce. Gdy wszystko razem wymieszałam wzięłam kawałek na palce i delikatnie smarowałam jego oparzenia. Lekko syczał przez sen.
- Cii... zaraz minie - powiedziałam mimo tego, że dobrze wiedziałam, że mnie nie słyszy. Gdy jego wszystkie oparzenia były pokryte maścią zdjęłam koszulkę i rozwiązałam kawałek materiału wokół rany, którą dostałam od Denera. Nie wyglądała dobrze... była bordowa wokół. Syknęłam i założyłam znowu koszulkę po czym podwinęłam spodnie, by zobaczyć ranę po sztylecie. Była świeża, więc nie wyglądała aż tak źle. Ale jeśli mam przestać walczyć z trucizną... to muszę wypalić ranę...
Spojrzałam w niebo. Nie było chmur, a słońce dawało pewnie po oczach. Powoli wystawiłam nogę sycząc, aż do rany, a gdy zaczęła się "palić" udało mi się raz krzyknąć z bólu, ale potem tylko syczałam i zaciskałam koszulkę swoimi zębami. Nie wytrzymałam i skuliłam nogę do cienia. Szybko oddychałam z bólu i zmęczenia. Popatrzyłam na ranę. Czułam ulgę znaczy, że jad się wypalił. Ulżyło mi póki nie zobaczyłam, że moja noga jest aż czerwona przez oparzenia. Oparłam się o drzewo i popatrzyłam na Raphaela, który był nadal nieprzytomny. podarłam koszulkę biorąc materiał, który wyrwałam. Wstałam i poszłam nad wodę. zanurzyłam tam nogę. Syknęłam ponownie i po chwili ją wyjęłam. Zanurzyłam materiał w wodzie, po czym wzięłam korę w kształcie miski i wypełniłam ją wodą. Wróciłam do niego i powoli wycierałam maść na jego oparzeniach. Oparzeń prawie nie było. Czułam, że robi mi się gorąco, ale ignorowałam to. Zanurzyłam ponownie materiał w wodzie i przyłożyłam mu do czoła. dałam rękę na jego policzku i delikatnie pogłaskałam. Prawie od razu oddaliłam rękę.
- Obudzisz się... ja to wiem - usiadłam koło niego i popatrzyłam przed siebie. Było mi słabo, źle się czułam, miałam wszędzie oparzenia, rany, zakażenia i chyba miałam gorączkę... ale ignorowałam to. Nie zmrużę oka dopóki się nie obudzi i nie będę pewna, że mu nic nie jest...
To moja wina i to ja to naprawię...

Od Rosaline do Nathaniela

  Błądziłam po korytarzach Instytutu i, wchodziłam do każdego pokoju. W pewnym momencie, nie mogłam już wytrzymać. Usiadłam przy ścianie, i ukryłam twarz w dłoniach. Po moich policzkach, ciekły łzy, traciłam oddech. Moje oczy zaczerwieniły się, i zerwałam się z podłogi, po czym pobiegłam do pokoju. Biegłam korytarzami, aż nagle poczułam jak spadam. Potknęłam się, i prawie się przewróciłam. Jednak nie uderzyłam twarzą w podłogę, ktoś mnie złapał.
-Dzięki -szepnęłam ocierając łzy, z twarzy aby zobaczyć kto mnie złapał. Był to chłopak którego, nigdy wcześniej nie widziałam.
-Nie ma za co. To ty, jesteś Rosaline? -zapytał.
-Tak, to ja. A ty? Kim jesteś wcześniej cię, nie widziałam... -spuściłam wzrok, wlepiając go w swoje stopy.
-Nathaniel. Miło mi cię poznać, Rosaline czy coś się stało? Dlaczego płaczesz?
-Ja.. trudno mi to ogarnąć.. to stało się tak szybko... -po moich policzkach znów spłynęły łzy. Zamknęłam oczy, i odwróciłam głowę od Nathaniela.
-Przyzwyczaisz się, zobaczysz. Wiem że może być, ci trudno. Muszę iść do zobaczenia Rosaline -odszedł ze dwa trzy kroki, a ja powiedziałam cicho.
-Rose. Mów mi Rose, do zobaczenia -odwróciłam się i pobiegłam do Biblioteki, nie chcę aby ktoś widział jak się znów rozklejam. '
Jednak, biegnąc czułam wzrok Nathaniela na swoich plecach. Wbiegłam do Biblioteki, i usiadłam przy stole. Znów po moich policzkach, pociekły ciepłe łzy a ja wyjęłam naszyjnik w kształcie serca.
-Mamo, dlaczego mnie opuściłaś...
Nathaniel?

Od Lzzy - C.D Nathaniela


Nie odpowiedziałam. Zrozumiał, że walczę z łzami.
Wzięłam głęboki oddech.
-wracamy?-Zapytał patrząc na mnie.
-tak, wracajmy.
Zapłaciliśmy za pizzę. I wyszliśmy z lokalu.
Na dworze zrobilo się troche chlodniej. Zadrżałam.
-dzięki za poświęcony czas -powiedziałam do Nathaniela.
Mruknął cos w odpowiedzi. Byl zamyślony, więc nie kontynuowałam rozmowy i również zatopilam się w myślach.
Droga do instytutu nie trwała długo.
Pożegnałam się z chlopakiem i poszłam do siebie. Wykąpałam się i poszłam spać.
Następnego dnia byla niedziela, więc nie bylo treningu. Wstalam późno w południe. zza zasłony wygladalo słońce.
Szkoda że okno mam zakratowane... Nie mogłam go otworzyć.
Ubralam się więc i wyszlam na dwór, na tereny instytutu.
Uznalam, ze bym poczytała jakąś pouczająca książkę.
W bibliotece zastałam Maryse.
-witaj-powiedziałam.
Kobieta odpowiedziała mi uśmiechem.
Przeszłam wzdłuż polek i wzięłam księgę o znakach runicznych. Uczyłam się z niej runów, ale czemu by jej nie przejrzeć znowu.
-powtórka wiedzy?zapytala Maryse.
-tak jakby-usmiechnelam się i wyszlam.
Siadlam na schodach instytutu, zagłębiając się w lekturze.

(Nathaniel?)

Od Jace'a - Do Ariki (CD)

 Spojrzałem na dziewczynę, mrużąc oczy. Może i faktycznie miała rację. W mojej głowie zaczęły się pojawiać tysiące myśli. Z zamyślenia wyrwał mnie tylko głos Alec'a.
- Jace, ona ma rację. Wampiry nie ą na tyle głupie, żeby przychodzić w to samo miejsce wiedząc, że zabiliśmy ich przywódcę i ich szukamy. - powiedział chłopak, zakładając ręce na piersi. Wszyscy rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Być może Raphael będzie coś wiedział. - odparłem po namyśle, wkładając ręce do kieszeni, z uniesioną prawą brwią.
- Skąd ta pewność? - spytała Izzy, delikatnie się uśmiechając. Wzruszyłem ramionami, patrząc na Arikę. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz zatrzymała się. Wzięła wdech.
- Może go zna. W końcu ma ponad 70 lat i jest przywódcą. - odpowiedziała dość cicho Arika, na której odpowiedź zmrużyłem brwi.
- Nie sądzę, żeby chciał nam pomóc. Raczej nie obchodzą go nasze misje. - wtrącił się Alec, unosząc w górę prawą brew w lekkim triumfie.
- Zawsze możemy poprosić Simon'a. Jeśli się orientuję, jest doradcą Raphael'a. - Isabelle spojrzała na brata z rozmarzeniem widocznym w jej oczach. Alec tylko przewrócił oczyma i spojrzał kolejno po wszystkich. Chyba byliśmy zgodni, że tam się wybierzemy. Teraz.
- No to idziemy. - mruknąłem, odwracając się na pięcie. Towarzysze ruszyli za mną, w sumie, to i tak nie mieli wyboru, a spróbować zawsze było można. Niedługo po tym znaleźliśmy się przed siedzibą wampirów, hotelem DuMort. Zmierzyłem go od dołu do góry, i otworzyłem solidne drzwi do niego prowadzące. Niestety przed wejściem zatrzymał mnie jeden z wampirów.
- Czego tu chcecie, Łowcy? - syknął, wystawiając kły.
- Ej, bez agresji. - warknąłem, wyciągając nóż seraficki. Wampir zbliżył się do mnie i syknął prosto w twarz, na co odepchnąłem go i przycisnąłem do ściany. Alec wziął mnie za ramię i od niego odepchnął, patrząc z poirytowaniem.
- Nie przyszliśmy tu się bić. - burknął chłopak, mierząc mnie zirytowanym wzrokiem.
- Chcemy tylko porozmawiać z waszym przywódcą. - powiedziała spokojnym tonem Arika. Założyłem ręce na piersi i przewróciłem oczyma.

Arika?

Od Raphaela CD Renesme

Chyba oszalałaś! - spiorunowalem ją wzrokiem, i podbiegłem, dobijając leżąćego nocnego łwocę. Ta szybko mnie odepchneła i zaczeła krzyczeć. Zostało 7 minut. Spojrzałem się na dziewczynę odpechnięty. Zmarszczyłem brwi,
-Moim obowiązkiem jest bronić swoją rasę, jeśli trzeba oddać za nie życie. - złapałem ją mocno za nadgarstek, i podciągnąłem do głóry by wstała. Ta szarpała się kilka razy i majaczyła jakieś przekleństwa. Trucizna zaczeła działać. Swietnie. Nie dość że jesteśmy w opałach bomby to w dodatku Renesme będzie mnie atakować przez truciznę, Niewiele myśląc, spojrzałem się eszcze raz na tykający zegar. 5 minut....
Przełożyłem rękę dziewczyny przez kark i wspiąłem na swoim ciele, jak najszybciej wyprowadzając z budynku. Miałem pecha. Nie zwróciłem uwagi w którą stonę snas wiezioni i teraz się zgubiłem. Niech to szlag. Opuściłem lekko Renesme na ziemię po czym zacząłem sprawdać wszytskie kąty. Znalazłem drzwi, wziąłem rozbieg i wywaliłem je z zawiasów, barkami. Czym prędzej znowu podniosłem dziewczynę i szybkim krokiem zmierzałem do wyjścia. Nagle poczułem ogromny ból, gorąco, po czym upadłem na ziemię upuszczając Renesme, i nie mogąc niczym ruszać. Po chwili stracilem świadomość.

Od Sebasiana CD Renesme

Warknąłem cicho. Dziewczyna zaczeła mnie już pożądnie denerwować. Co ona sobie myśli? Zadziera z kimś, kto jest o wiele razy potężniejszy od niej. Zabiłbym ją, gdyby nie fakt że uwielbiam krwawe bitwy i masakryczne śmierci, a wampira nie idzie tak zabić....
Ta przycisneła mi mocniej sztylet do szyi, przecinając ją lekko. Moja krew zaczeła lecieć jedną dużą kroplą, spływając po obojczyku.
-Ostatni raz tak ze mną grałeś... - w jej głosie było słychać gniew, nie żartowała.
-nie igra się z kimś, kto większość swojego życia przebywał z łowcam~- wykrzyczała mi w twarz po czym przyisneła jeden ze sztyletów do skrzydła. Chciałem już pokazać na co mnie stać, i wyrwać się, lecz nagle ta wyciągneła z kieszeni coś mi znajomego. Spojrzałem na jej rękę, spod kaptura. Dziennik. Najcenniejsza rzecz jaką miałem zaraz po mieczu. Zesztywniałem,
- drgnij tylko, a go rozerwę na strzępy, a przed tym go przeczytam -jej oczy były czerwone, nasycone gniewem. Zagryzłem zęby.
- Wlazłaś na mój teren, tyle - starałem mówić spokojnie, nie chciałem by poznała że te kilka kartek jest bardzo ważnych. Miałem tam spisy i mapy wszytsuch intytutów, opisy poszczegolnych nocnych łowców..... a najważnniejsze, moją histrorię, i prawdziwe dane.
- A teraz daj mi to - poruszyłem się, odpychając sztylet który miałem na skrzydle, wyciągając rękę do dziewczyny w kierunku dziennika,