Od Raphaela CD Hayley

Gdy się przebudziłem, poczułem zmęczenie, spełnienie i... Pustkę. Nie zdążyłem nawet zorientować się gdzie jest Hay, gdy dzwięk charakterystycznych kroków, a chwilę potem, odgłos zardzewiałej, kilkuwiecznej klamki zadźwieczał mi w głowie, przeszywając ją na wylot. Jeszcze wszystko jest wzmocnione, od wczoraj.  Szybko wstałem i ubrałem bokserki. Wszystko trwało chyba sekundę, gdy byłem już przy dziewczynie. Stała przy drzwiach i majstrowała coś przy nich. Ubrana była w moją koszulkę, która na niej wyglądała prawie jak krótka sukienka.
-Nie zostaniesz dłużej?- oparłem się o ścianę, która okazała się lodowatą, przez co zdałem sobie sprawę że od kilku dnu pogoda się zmieniła, a stary hotel nie ma ogrzewania- bo po co vampirom?
-Nie zostanę, i tak już za długo tu przesiedziałam - chrząkneła, błądząc wzrokiem, po chwili skupiając się na klamce. Spojrzałem przed siebie, zamyślony, w sumie nawet nie wiem czym.  Nie wiedziałem co powiedzieć, podobało mi się to, co wczoraj zrobiśmy, a Hay udaje że tego nie było.
-Będziesz chciała mnie unikać?- palnąłem prosto z mostu. Dziewczyna wyprostowała się, przełykając ślinę.
-Nie, nie mam takiego zamiaru- wydusiła sztuczny uśmiech. Nie wiedziałem czy czuje się skrępowana, tym co było wczoraj, czy może czymś innym. Bo widać było po niej że się stresuje. Lecz chyba mówiła prawdę.
Uśmiechnąłem się z ognikami w oczach, po czym podszedłem do dziewczyny, ucałowałem w czoło i objąłem.
Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem, ale poczułem że robie słusznie, nawet gdy to nie ma sensu.

(jezuu hujowszego opo nie moglam napisac...)

Od Aleca CD Soray

-Spokojnie... - Wysapałem. Zżuciłem dziewczynę z siebie, przytrzymując sztylet w powietrzu, by nie zostać zranionym.
-Ładnie to tak rzucać się na obcych?- zmarszczyłem brwi. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem, chowając sztylet. Spojrzała najezioro. Byłem akurat na zwiadzie, a niedaleko wykryłem demoniczną moc,wiëc lepiej się tego pozbyć teraz, niż jak się powiększy. Kro wie może w okolicy jest portal. To by źle wróżyło. Demony  z innych wymiarów mogłyby się tu przenieść, i narobić niezłego rabanu i krzywdy niewinnym ludziom.
-Już ci przeszło rzucanie się na obcych? - Kątem oka zauważyłem wypaloną runę, araczej jej część pod rękawem uzki dziewczyny. Podszedłem bliżej i bez zapytania, po prosty podwinąłem rękaw.-Runa blokady? -Skomentowałem. Ta w tym czasie zdązyła mnie już odepchnąć i zacząć puszyć się jak kot na widok psa. -Po co ci ona? Ukrywasz się przed kimś?

Soy?

Od Soray

Poszłam nad jakąś sadzawkę i usiadłam blisko wody. Woda była spokojna. Dzień jak to dzień, był cichy. Powietrzem zawiałam lekki wiatr, który poukładał moje spięte włosy. Z nudów zaczęłam puszczać kaczki. Za każdym razem przyglądałam się pierścieniom na tafli. Popatrzyłam w bok widząc wspomnienie...
- Soy chcesz to Cię nauczę puszczać kaczki.
- Od dzieciństwa nie potrafię i pewnie nie będę. I miałeś nie nazywać mnie Soy!
- Lubisz to zdrobnienie. Ja potrafię wszystko. Na początek rozpuść włosy.
- A co to ma do rzeczy?
- To działa jak metafora. Jak masz spięte to jesteś w sobie zamknięta, a kocham moją ryzykantkę.

Rozwiałam wspomnienia, opierając głowę o ręce, które były położone na nogach. Wtedy usłyszałam nadepnięcie na gałąź. Wskoczyłam na jedno z drzew i się przyczaiłam. Zobaczyłam mężczyznę, który się rozglądał wokół. Cicho skoczyłam za niego i końcem miecza.
- Jeden ruch, a zginiesz.

<Alec?>


od Hayley cd Raphael'a

Nasze serca pompowały ogromne ilości adrenaliny, co w połączeniu z innymi uczuciami płynącymi z naszej aktualnej sytuacji było mieszanką wybuchową. Trudno nazwać uczucie, które nami zawładnęło. Moje całe ciało niezwykle go pragnęło, czułam, że nie tylko ja mam takie uczucia. Zadawany mi ból rósł, ale razem z nim ogromna przyjemność, co wszystko sumowało się w niewyobrażalną rozkosz. Raphael pochylił się nade mną zamykając zachłannym pocałunkiem moje rozchylone usta, które podczas intensywnych doznać nie były w stanie złapać tchu.
Korzystając z sytuacji zepchnęłam go z siebie przejmując inicjatywę. 
-Teraz to ja jestem górą- wyszeptałam ze zwycięskim uśmieszkiem, mierząc wzrokiem nagiego Raphael'a, który w ubraniu niezwykle mnie pociągał, ale jego nagość była nieporównywalna. Widziałam zdziwienie wymalowane na jego twarzy. Podniósł się, tak, że siedziałam mu wygodnie na kolanach, uniósł mój podbródek i szybkim ruchem przywarł do moich warg. Kiedy zasmakowałam jego ust i pragnęłam większej ilości pocałunków, od się od nich odkleił. Chwycił mnie mocno za biodra i spojrzał mi z tryumfalnym spojrzeniem w oczy, po czym nachylił się do mojego ucha, ja cierpliwie czekałam na jego kolejny ruch. 
-Wybacz, ale tutaj rządzę ja- wyszeptał mi do ucha, po czym delikatnie je przegryzł, po moim ciele rozeszły się dreszcze. Przy okazji zdążyłam ujrzeć jego chytry uśmieszek, który wysłał mi patrząc w oczy, W jego oczach, które już podczas naszego pierwszego spotkania mnie zahipnotyzowały widziałam dwie tańczące iskry, iskry nie zaspokojonego pożądania. W tamtej chwili nie wiedziałam, co za chwile postanowi zrobić. Wydaję mi się, że byłam tak zajęta tą całą sytuacją, że nawet nie słuchałam tego, co do mnie mówi. 
Jak obiecał tak się stało, znowu przejął nade mną władzę. Nawet nie zauważyłam, kiedy ściągnął mnie z łóżka przytrzaskując mnie do chłodnej ściany plecami, naciskał na mnie całym swoim ciałem. Nie byłam świadoma tego, że to ten moment zapoczątkował jego powtórną dominację nad moim ciałem, nade mną. Mógł zrobić ze mną co tylko chciał, w dodatku sama mu na to pozwalałam. Nie miałam nic przeciwko jego brutalności, jeszcze bardziej mnie ona podniecała. Czułam jego oddech na mojej szyi, czekałam na moment kiedy zacznie ją całować i po chwili tak się stało. Zagubiliśmy się w pocałunkach, nasze ręce wędrowały wszędzie, po całym ciele. Niespodziewanie Raphael chwycił mnie pewnym ruchem za biodra i posadził na biurku aby następnie brutalnie rozchylić moje nogi. Szybkim i agresywnym ruchem wszedł we mnie. Nie spodziewałam się tego, z moich ust wymknął się jęk rozkoszy, który od razu zdecydowałam się stłumić. Ruchy Raphael'a były tak energiczne, że po chwili nóżki biurka się załamały, jednak nie zwracaliśmy na to uwagi. Nie przywiązywaliśmy też wagi do tego, że całe pomieszczenie wypełniają nasze jęki, nie było niczego poza nami. Byliśmy tak pochłonięci sobą, że nie akceptowaliśmy informacji o obecności, czego kol wiek niż nas samych. 
Odchyliłam lekko głowę do tyłu zamykając oczy, cała ta sytuacja doprowadzała do tego, że przy otwartych oczach, czułam się tak, jakby były zamknięte, ja po prostu odpływałam pod wpływem doznań. Nagle poczułam, jak jego dłoń łapię mnie za tył głowy i przyciąga do siebie, jednocześnie kciukiem rozchylając dolną wargę. Chwycił mnie mocniej za włosy, pod wpływem czego podniosłam się z łokci, a następnie, kiedy dał mi więcej przestrzeni odsuwając się od biurka, stanęłam na proste nogi. Nie stałam długo, Raphael nie miał zamiaru, czekać na to aż nasze rozpalone ciała ostygną, nie miał zamiaru dawać mi chwili wytchnienia. Z powrotem pchnął mnie na łóżko.Powoli przejechał po mojej szyi językiem, od podstawy aż do linii żuchwy. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz przyjemności.
Przywarł do moich ust, nasze języki omijały ostre kły w tym erotycznym tańcu. Nagle rozproszona pocałunkami, oderwałam się od jego ust aby wybrzmiał z nich cichy jęk, spowodowany tym, że Raphael, znów rozproszył mnie falą pocałunków, aby wykorzystując element zaskoczenia wejść we mnie, po czym za chwilę wyjść. Na jego twarzy pojawił się bezwstydny uśmieszek, na widok mojej reakcji, na którą za pewne jakże liczył. Jego usta zmieniły położenie zeszły niżej na szyję, którą zaczął pieścić robiąc okrężne ruchy językiem, nagle poczułam ugryzienie, które wybawiło z mojego gardła cichy jęk. Cały czas się ze mną droczył, za każdym razem, kiedy pragnęłam więcej, on przestawał. Spojrzał mi w oczy, po czym, jego wzrok zaczął wędrować niżej za jego ręką. Na jego twarzy pojawił się lubieżnym uśmieszek. Czułam, jak twardnieją mi sutki, kiedy na nie patrzy. Zaczął delikatnie muskać moje piersi językiem, by za chwilę zacisnąć na nich kły lub po prostu nie zrobić nic. Kiedy ujrzał moją bliznę rozciągającą się pod sercem, delikatnie przejechał po niej palcem kilka razy. Czasami zadawał mi ból, mocno ściskając całe moje piersi, czy gryząc je. Kiedy znów zaczął je namiętnie całować z moich ust wyrwało się ciche mruknięcie.
Nagle chwycił mnie za nogi i przyciągnął bliżej siebie, nadziewając mnie na swoją męskość, zacisnęłam wargi, aby nie wydać z siebie okrzyku. Całym moim ciałem wstrząsną dreszcz bólu wymieszanego z przyjemnością. Jego ręce zaciskały się na udach, nie pozwalając mojemu ciału oddalić się od niego na milimetr. Jego ruchy stawały się szybsze i bardziej agresywne, każda część mojego ciała płonęła z podniecenia. Zacisnęłam pięści na po ścieli, a kiedy wyraźniej przyśpieszył wygięłam się w łuk uwydatniając mój biust. Położył dłoń między moimi piersiami i przesunął nią w dół, jakby chciał jeszcze bardziej zbliżyć nasze ciała. Próbowałam jakoś powstrzymać jęki wydzierając się z moich ust, jednak to nie podlegało już mojej kontroli, miałam wrażenie, że nie mam już kontroli nad niczym, nawet nad własnym ciałem. Roskosz, którą zadawał mi Raphael była tak ogromna, że jednocześnie pragnęłam aby nigdy się nie zakończyła, a z drugiej strony chciałam odepchnąć go do siebie . Raphael wbijając się w moją szyję, przydusił mnie jednocześnie całym swoim ciałem w materac łóżka. Jego ruchy nabrały takiej siły i brutalności, że aby to wszystko odreagować, przez czysty przypadek, moje ręce powędrowały na jego plecy pozostawiając za sobą ślady krwi.
Po paru chwilach, dla nas jednocześnie tak długie i krótkie, doszłam, a niewiele później on. Z mojego gardła wydobył się chrapliwy okrzyk, który w połowie został ujarzmiony pocałunkiem, podczas którego czułam, że Raphael się uśmiecha. Moje nogi drżały mi od przyjemności, jaką przed chwilą jeszcze odczuwałam. Oboje zaczęliśmy opanowywać swoje spazmatyczne oddechy, jednak jak się oboje przekonaliśmy, nie jest to wcale takie proste. 
-Musimy kiedyś to powtórzyć- odparł maltretując moją dolną wargę. Ja zaczęłam bawić się kosmykami jego włosów. Oparł się o moje czoło i spojrzał mi w oczy, nie wiem, co sobie pomyślał w tam tej chwili, ale ja byłam przerażona, czego w żadnym stopniu nie pozwoliłam po sobie poznać. 
Zaczęło przerażać mnie to, jak on na mnie działa. Byłam wygłodniała, pragnęłam jego dotyku, ust, ciała tak bardzo, niczym narkoman pragnie ulubionego narkotyku, miałam wrażenie, że się od niego uzależniłam.
Miałam gęsią skórkę, kompletnie nie wiedziałam, czego chcę. Cudownie byłoby pozostać obok niego, aby rano obudzić się w jego ramionach, jednak nie mogę, definitywnie nie mam do tego prawa. Nie mogę pozwolić sobie na żadne uczucia, w dodatku on musiałby, jakieś posiadać. Dla niego to po prostu zabawa, też chyba będę musiała to zignorować. Moje uczucia do niego są równoznaczne z niebezpieczeństwem skierowanym w jego stronę- ten argument uważam za najważniejszy. Zaczęłam zastanawiać się, co ja właśnie do cholery zrobiłam. 
Wzięłam zimny prysznic, po czym w jego koszulce przekroczyłam drzwi pokoju. Skierowałam się do drzwi prowadzących na korytarz, z myślą, że już śpi, bo wyraźnie sprawiał takie wrażenie, jednak tylko kiedy, nadusiłam klamkę usłyszałam jego głos.
(?)

OD Soray CD Sebastian

Odwróciłam się i poszłam przed siebie na polanę. Tam zobaczyłam jakieś spalone i pokiereszowane... I chyba oddychało. Pobiegłam do ciała. Sprawdziłam puls... Oddycha...
- P... Pomóż mi... - wychrypiała dziewczyna. Zasłoniłam ją od słońca i pobiegłam po różne zioła lecznicze. Paprociami zakryłam skórę. Po chwili dziewczyna wyrwała się, biorąc głęboki wdech.
- Nic ci nie jest...?
- Nie...
 - Kim jesteś? - spytałam.
- Wampirzyca. Renesme Darkline... Uznana za zmarłą... - jej rany się zabliźniały, a twarz miała pokiereszowaną. Połowa była spalona.
- Dzięki za pomoc... - pobiegła w stronę miasta. Wstałam i pozbierałam rzeczy.Biorąc głęboki wdech ruszyłam przed siebie. Zastanawiał mnie ten mężczyzna... Kto to był? Nie dowiem się... Nie interesuje mnie to...

Od Renesme CD Raphael

Poszłam w głąb lasu... Głód... Pali... Muszę się pożywić...
Znalazłam człowieka... Jego krew kusiła. Minął moment, a moje kły już były w jego karku, a ja czułam jak pragnienie maleje. Uspokoiłam oddech i rzuciłam martwe ciało. Założyłam kaptur i poszłam do miasta. W sklepie była maska... Kupiłam ją i założyłam na siebie.
Nikt mnie nie może poznać...
Dead Star.
Martwa gwiazda. Idealnie...

***

Minęło sporo czasu... Cały czas go śledziłam, poznawałam. Jak rozmawiał z Hayley, poszedł z nią... Jak miała za cel zabicia mnie... Wredna.
Włamałam się do biura Raphaela i dokładnie przestudiowałam jego dziennik. Nic... Zapomniał o mnie... Od tak. Nawet nie sprawdził czy przeżyłam...bUdało mi się... Będzie z kimś kto jest dla niego. Ja nie jestem... Mimo to chowam do niego urazę...
Niegdyś osoba, którą kochałam. Dzisiaj powód, dla którego mam ochotę go zabić.
Otwieranie drzwi...
- Ej! - po jego tonie wybiegłam z jego pokoju przez okno. Zaczął biec za mną. Przyspieszyłam i zniknęłam w krzakach.
- Gdzie jesteś?! - warknął. Zaczęłam się śmiać uwodzicielsko.
- Tu... Tam... Wszędzie...
- Pokaż się!
- I tak nie ujrzysz tego co chcesz - odpowiedziałam, siedząc na drzewie - na górze - moja maska ujawniała tylko moje oczy. Włosy były obcięte na krótko, a kaptur zasłaniał ich kolor.
- Kim jesteś?
- Dead Star - bawiłam się sztyletem.
- Kto Cię wysłał?! Valentine?!
- Pudło.
- Ostrzegam Cię...
- Tak, tak jesteś dowódcą wampirów, potężny i wrażliwy na słońce, a dodatkowo zakochany w Hayley.
- Skąd wiesz o...
- Szpieguje Cię... Od zawsze...
- Osz ty mała... - wskoczył w moją stronę, a ja skoczyłam dalej, a potem zdjęłam kaptur. Rzuciłam w niego płaszczem, zakrywając mu pole widzenia i uciekłam do kryjówki w lesie. Założyłam drugi płaszcz, zdjęłam maskę i popatrzyłam w lustro. Niegdyś piękna, gładka skóra... Teraz zniszczona i spalona...
Oko na zdjęcie... Ja i Raphael...
Rzuciłam w zdjęcie sztyletem.

<Raphael? Nie dowiesz się, że to ona, a przynajmniej nie teraz ;3>

Od Isaaca CD Rochelle

-Co jest grane? CO JEST GRANE!? - Wydarłem się dysząc na cały dom. - rzucił się na mnie jakiś wielki alpha!!!  Bez powodu tak o, chciał rozszarpać mi gardło!- zacząłem dyszeć, zaczynając ciężko oddychać, przeczesałem włosy. - Czy ja komuś coś złego zrobiłem?- zagryzłem zęby w rozpaczy i zamyśleniu. - Nikogo... Nigdy nie skrzywdziłem. Nawet jako człowiek. - Zawsze jestem tym poniżanym, tym nieważnym, śmieciem, w którego można rzucać wszystkim- moje ręce zacząły się trząść a przed oczyma stanął rozwścieczony zmarły ojciec. Zacząłem krzyczeć by dał mi spokój, rzucać się na kanapie. Halucynacje. Widzisłem wszystko co złe,czego się bałem, co wyowoływało u mnie przerażenje - tak działa jad alfy w ranie.

Od Sebastiana CD Soray

-A powinno- uśmiechnąłem się jadowicie. -No nic... - Ominąłem dziewczynę, popychając ją barkiem. Powoli zacząłem rozwijać skrzydła. Dziewczyna prychneła,jakby niezadowolona z mojej niewdzięczności. Momentalnie się odwróciłem.
-A więc chcesz podziękowań?- uniosła brodę w zadumie. - To ich nie dostaniesz- zaśmiałem się - kto wie może współpracujesz z tymi śmieciami próbującymi mnie zabić.
Poruszalem się swobodnie z ogromem pewności siebie, co dodawało jeszcze większej intrygi. Okrążyłem kilka razy dziewczybę, która się lekko zestresowała.
-to do widzenia, pani 'nie" - wydyszałem jej do ucha śmiejśc się. Wzbiłem się w powietrze, wzniecając kurz który na moment zajmował połowe polany, lecz gdy opadł po dziewczynie nie było już śladu.

Od Raphaela CD Hayley

Poczułem tępy ból przeszywający moje ciało jak trzynaście sztyletów regularnie wbijających się we mnie. Wydałem z siebie głośny jęk i lekko się wygiąłem jakby chcąc uniknąc wrażenia wbijajżcego się w plecy noża. Momentalnie poczułem na swojej klatce piersiowej zimną rękę, która przytrzymała mnie ma swoim miejscu. Pod naporem zimna, przeszył mnie dreszcz skutkujący gęsią skórką. Byłem półgoły. Gdy szmery w głowie lekko ucichły a ja mogłem się skupić, rozpoznałem właściciela zimnych palców. To Hayley siedziała na fotelu, z kamienną miną wpatrując się w jeden punkt zaraz za  leżącym mną.  Odruchowo spojrzałem w tamtą stronę lecz ujrzałem nic innego jak pustkę. Nie było tam nic interesującego.
Zmarszczyłem brwi. Jest obrażona? Przecież wie że chciałem dobrze. A może coż się stało na gali? Kogoś straciła? Tristan coś jej powiedział? Momentalnie przypomniałem sobie o pocałunku na gali.  Instynktownie przygryzłem wargę ale tuż po chwili się opanowałem, a zamiast podniecenia tym co się stało, zalała mnie fala wstydu i pytań.

od Hayley do Raphael'a

Wyjście Raphael'a było, co najmniej dziwne. Nie spodziewałam się tego, że ot tak bez żadnego "ale", czy co najmniej małej sprzeczki opuści moje mieszkanie wygłaszając tyrady na temat tego, że nie mam prawa mówić mu, co ma robić. Miałam obawy, co do prawdy jego deklaracji związanej z faktem, że nie ukażę się na gali, oficjalnie jednak zachowywałam spokój, bo przecież nie jest skończonym idiotą, nie zdecyduje się na pójście na pewną śmierć.
 Idę na galę po to aby między innymi zagrać Tristianowi na nerwach, a on nie potrafi pogodzić się z tym, że mnie stracił. Muszę więc wykorzystać moje wszelkie atuty myśląc o tym, jak będę wyglądać. O tym jak mój wygląd podkreśli to, jak wiele stracił oprócz potężnej pierwszej wampirzycy.
 Tristian zawsze organizował eleganckie "imprezy", były w pełni kontrolowane i nie łamały żadnych praw, nawet ludzkich, jednak fakt, że tym razem miejsce gali jest mniej, że tak to powiem w znanym i mniej skrytym miejscu nieźle mnie zaniepokoił, to wcale dobrze nie wróżyło.
Stanęłam przed dwoma gorylami obstawiającymi wejście. Świetnie ich znałam przemieniłam ich w XI wieku. Już jako ludzie byli niezwykle bystrzy i skorzy do zabójstw, wampiryzm tylko u nich to wzmożył. Trisek wiedział, kogo gdzie ustawić.
Zaproszenie było kluczem do tego aby wejść, było identyfikatorem osób zaproszonych. Tych którzy liczyli na wejście bez zaproszenia albo prowadzono do Tristiana, aby sprawdzić, czy faktycznie ktoś został zaproszony, jeśli tak- brał udział w gali, jeżeli nie, wiadomo: jeżeli nie to zostawał bezpośrednio zabity. Tristian dbał o to aby wszystko, co robi było dokładnie przemyślane, aby nie było jakiś nie chcianych momentów, czy gości. Dlatego tak ważne były w tym wypadku zaproszenia.
 Wobec tego niezwykle zdziwiło mnie to, że mi nie pozwolono nawet wyciągnąć zaproszenia, a od razu zostałam zaproszona do środka. To dlatego, że wszyscy wiedzieli o mojej obecności i świetnie mnie znali, dlaczego? Ludzie Tristiana, wszyscy zostali przemienieni w wampiry przeze mnie, wspólnie tworzą jedną z najsilniejszych elit wampirów na świecie. Są niezwykle uzdolnieni w mordowaniu, przecież to oczywiste, że nie przemieniałam byle kogo. Pomimo ich brutalności Tristian doprowadził do tego, że stali się wyrachowani i nadzwyczaj kulturalni, co nie wzbudzało żadnych podejrzeń w ich stronę.
 Jeden z obstawiających miejsce zaproponował mi zaprowadzenie na salę główną, a może raczej nie dawał wyboru. Kiedy przemierzałam wąski korytarz pełen wampirów, ci rozstawiali się przede mną tworząc szpaler.
W moją dłoń została wepchnięta maska, a zastanawiałam się, gdzie właśnie jest dla mnie, kiedy patrzyłam, że wszyscy obecni je posiadali. Jednak w chwili, kiedy weszłam na salę byłam za bardzo zaskoczona by ukryć swoje oblicze pod maską.
 Tristian, jak zawsze przeszedł samego siebie. Sala cechowała elegancja i luksus. On zawsze charakteryzował się tym, że wszystkiemu nadawał wysoki poziom. Starożytne wampiry, szykownie ubrane wypełniały salę, było ich mnóstwo, po między nimi spacerowali kelnerzy ze srebrnym tacami na których gościły kieliszki z szampanem. Pomimo obskurnej powłoki, wnętrze budynku powalało na kolana, takiego wystroju wnętrza nie spodziewałabym się nawet, gdyby urządził tę uroczystość w najbardziej prestiżowym hotelu w Nowym Yorku, a nie oszukujmy się trochę ich jest, a poziom tego miasta nie należy do najniższych.
 W powietrzu unosił się delikatny zapach róż, róże to moje ulubione kwiaty. W dodatku, gdzie mój wzrok nie spoczął widziałam je w szkarłatnej barwie. W tle wampirzych rozmów słychać było muzykę, za którą odpowiedzialna była orkiestra.
 Kiedy pojawiłam się na sali wszyscy zamilkli, orkiestra przestała grać, a każde spojrzenia było skierowane na mnie.
"Co? nie widzieliście tak wyjątkowo pięknej Pierwszej?"
Pomimo faktu, że jestem w obecnej chwili w centrum uwagi, wcale mnie to nie peszyło, nie widziałam ku temu powodów. Jestem otoczona, jakby moimi "dziećmi", jednak obawiałam się jednego, że w ich głowach niczego mi nie zawdzięczają, że zapomnieli o tym, że mnie zawdzięczają nieśmiertelność. Są w pełni oddani Tristianowi, jakby to on był ich stwórcą. Muszę być ostrożna.
 Zaczęłam biegać wzrokiem w nadziei, że odnajdę kogoś kogo znam, albo że jednak przynajmniej jeden z moich braci, złamał obietnicę dotyczącą tego, że się tu nie pokażą, bo przecież kategorycznie im tego zabroniłam. Kiedy odwróciłam się przed moimi oczami znalazł się Tristian, jakby wyrósł spod Ziemi. Na jego twarzy malował się ten sam złowieszczy uśmieszek. Jego oczy płonęły pewnością siebie, ja również miałam wrażenie, że wznieca się we mnie ogień, ogień pogardy.
-Witaj, wyglądasz dziś nadzwyczaj olśniewająco, Hayley.- chwycił moją dłoń w celu dżentelmeńskiego gestu ucałowania jej. W chwili, kiedy poczułam, że jego usta musnęły moją rękę wyrwałam ją. Może i Tristian, pomimo upływu czasu nadal mnie pociągał, to i tak nie miałam zamiaru się z nim zabawiać.
-Ciebie również miło widzieć.- uśmiechnął się ironicznie, nieco zdziwiony. Powstrzymywałam się od komentarzy zaciskając zęby.
-Niestety, ale po tak długiej przerwie, pomimo dzisiejszego spotkanie, jak wiem również mieliśmy okazję się spotkać wcześniej. W nieco innych okolicznościach z tego, co się dowiedziałam. Tylko dowiedziałam, bo jakoś nie dane było mi to zapamiętać. - odparłam z wyraźnym sarkazmem, w odpowiedzi otrzymałam jego śmiech. Wyobrażając sobie, jak mogła wyglądać sytuacja, która wtedy w Pandemonium miała miejsce.
Na jego twarzy wymalował się tryumfalny uśmieszek- Nie pytałem cię o zgodę, bo wierzę, że również tego chciałaś, ale nie tylko zrobiłem to by znów zasmakować twoich ust, ale by wyjaśnić pewne sprawy. Teraz mam niezwykłe pragnienie pocałunkami zedrzeć z twoich warg tą szkarłatną szminkę.- powiedział to niezwykle pewnie. Ja poczułam uderzenie gorąca, chciałam go rozszarpać, stał się bezczelny. Co było jednak najdziwniejsze, jego twarz nie wyjawiała żadnych emocji.
Obok nas pojawił się kelner. Tristian z tacy zabrał dwa kieliszki, jeden wręczył mi, jednak ja odmówiłam, wtedy Tristian z powrotem  odłożył na tacę dwa nietknięte kieliszki.
-Jeden taniec?- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zmierzyłam go wzrokiem- Proszę, to tylko jeden niewinny taniec.- przewróciłam oczami i wyciągnęłam moją rękę, którą subtelnie chwycił. Kiedy kierowaliśmy się na parkiet, powtórzyła się sytuacja, kiedy to nie musiałam wraz z Tristianem przepychać się przez tłum, iż tłum sam robił nam miejsce do przejścia.
 Tańczyliśmy na parkiecie pośród mnóstwa innych par, które co chwilę na nas zerkały. Moja prawa dłoń była więźniem uchwytu  lewej ręki Tristiana. Lewa zaś spoczywała na jego barku, jeżeli chodzi o jego prawą dłoń, ta obejmowała mnie w tali i za każdym razem, kiedy zwiększałam niewielką odległość między mną, a Tristianem ona na to nie pozwalała i jeszcze bardziej zbliżała mnie do niego. Byłam skazana na jego wzrok i może gdybym nie wiedziała, że te głębokie zielone oczy należą do Tristiana de Martel'a nie widziałabym w tym najmniejszego problemu.
-Słyszałem, że nie najlepiej przyjęłaś informację, że jestem Pierwszym, że jestem na równym poziomie z tobą i twoją rodziną- powiedział, prowadząc w tańcu. Bez przerwy unosił się dumą, jednak nie charakteryzował się tym, że puszył się, jak paw bez powodu, jego powody nie były bezpodstawne, zawsze zachowywały sens.
-Nigdy nie będziesz na naszym poziomie.- spojrzałam mu w oczy z pogardą- Zawsze będziesz tym gorszym. Kiedy to powiedziałam, nie zauważyłam, że się złości, ale poczułam. Mocniej chwycił moją rękę i przyciągnął bliżej siebie.
-Nie bądź śmieszna, kochana jeżeli uważasz, że ranga twych słów nie straciła na wartości, po tym, co mi zrobiłaś, bo jeśli masz tą złudną na dzieję, to się mylisz. Nie obchodzi mnie twoje zdanie, zresztą niedługo i tak je zmienisz, kiedy zobaczysz jaką potęgą się stałem.- usłyszałam groźbę w jego głosie. Przestałam patrzeć mu w oczy, spojrzałam w zdobiony sufit i ogromny kryształowy żyrandol unosząc głowę.
-Ty również ujrzysz moją potęgę, kiedy z mojego powodu znowu poniesiesz śmierć.- z pewnością siebie wyszeptałam mu te słowa do ucha, a on z uśmiechem unosił brodę, jakby pokazując tym mi, że nic sobie z tego nie robi. -Może przejdziemy do punktu kulminacyjnego, którym będzie pozbawienie cię życia?- warknęłam, w bonusie wysłałam mu sztuczny uśmieszek. Tristian nic sobie z tego nie robił, prychnął tylko cicho.
-Skoro mówimy o punkcie kulminacyjnym, gdzie jest twój partner?- zaczął teatralnie rozglądać się po pomieszczeniu. Ja przewróciłam oczami, zagryzając wargi.
-Nie wiem, o czym mówisz.- odparłam obojętnie
-Doskonale wiesz, o czym mówię. Nic się nie zmieniłaś, nadal pociągają cię mężczyźni, którzy dzierżą władzę.- uśmiechnął się. Tristian, kiedy go poznałam był synem króla, a później sam objął władzę zastępując ojca, teraz też wcale nie utracił władzy, a teraz sugeruje, że jestem z Raphael'em- przywódcą wampirów tutejszych wampirów. Jednak mam cichą nadzieję, że nie chodzi mu o Raphael'a, bo wtedy mógłby być w niebezpieczeństwie.
-Raphael Santiago, coś ci to mówi?- wyszeptał mi to do ucha, przerywając chwilę ciszy pomiędzy nami. Poczułam, jak przeszywają mnie dreszcze. Niewiele oddaliłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Coś ty mu zrobił?- rzuciłam mu przeszywające spojrzenie, on tylko pokazał mi wszystkie swoje zęby w złowieszczym uśmieszku.- Tristian, jeżeli coś mu zrobiłeś, wiedz, że umrzesz w niesamowitych męczarniach.- znów usłyszałam jego śmiech
-Tak się akurat złożyło, że mam do niego sprawę, chciałem się z nim spotkać, ale cóż... Sam do mnie przyszedł, nie spodziewałem się jednak, że przybędziecie osobno.- uśmiechnął się.
 Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. To niemożliwe, że Raphael tu przyszedł, przecież Tristian mu nie odpuści. Co on najlepszego zrobił...
-Gdzie on jest?- chciałam wyrwać się już z uścisku Tristiana, aby móc chociaż odszukać Raphael'a wzrokiem, jednak Tristian, nie chciał mnie puścić. -Przecież nie wpuszczacie nikogo kto nie ma zaproszenia!
-Wiesz... szkoda mi było na niego papieru, oczywiste było, że pokaże się tu bez zaproszenia, kazałem chłopakom udawać idiotów i go wpuścić. Dałem mu chwilę zabawy, a później się nim zajęto.- zaśmiał się
-Jeśli coś mu się stanie...- przerwał mi
-To co? Co mi zrobisz?!- podniósł głos, pierwszy raz widziałam na jego twarzy złość- Nie zabijesz mnie, bo jestem taki, jak ty, nieśmiertelny, a jeśli zechciałabyś coś zrobić, zanim byś tknęła mnie palcem wszyscy twoi bliscy byli by w kawałkach, więc nie rób rzeczy, których będziesz żałować- jeszcze bardziej skrócił dystans pomiędzy nami, jego usta delikatnie muskały moje. Byłam zaniepokojona, Tristian doskonale wiedział, co robi i że dobrze to robi, świetnie mną manipuluje.
Czułam, jak łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Nerwowo przełknęłam ślinę. Naprawdę czułam strach przed tym, co za chwilę się stanie, Tristian był nieobliczalny, nie wiedziałam, czego się dopuści. Gościł we mnie strach przed tym, co mnie czeka, a co raczej dane będzie mi przeżyć, jeżeli coś się stanie moim bliskim, złość na Raphael'a, że pomimo moich ostrzeżeń i tak je zlekceważył i oczywiście złość na Tristiana. Nie mogłam, jednak pokazać po sobie tych słabości, bo Tristian jeszcze lepiej  by je wykorzystał.
-Pewnie zechciałabyś go w końcu ujrzeć. Przejdźmy więc, do głównego punktu gali- puścił moją rękę, jednak jego druga ręka nadal obejmowała mnie w talii, co uniemożliwiało mi odsunięcie się od niego nawet na odległość kroku.
-Opuścić kurtynę!- rozkazał. Wtedy dopiero dostrzegłam ogromną kurtynę na końcu sali, która opadła, ukazując moim oczom ostatnią rzecz, którą chciałam widzieć dzisiejszego wieczoru. Raphael wisiał bezwładnie na łańcuchach, które kończyły się jakby pułapkami nieniedźwiedzie, a te zaciskały ostrza na jego nadgarstkach, co uniemożliwiało mu możliwość uwolnienia się. Jego głowa opierała się o jego tors. Jego szara koszula, była rozpięta, przez co dostrzegłam, że jego klatka piersiowa była cała we krwi, pełna otwartych ran, które się nie regenerowały. Lekko uniosłam brodę do góry, ale nie aby ukazać moją siłę, ale raczej żeby powstrzymać moment ukazania moich słabości. Musiałam unieść lekko głowę, aby łzy nie uciekły z moich oczu, aby następnie dać znak swojej obecności spływając po policzkach. Miałam rzucić Tristianowi wrogie spojrzenie, bo moje oczy żarzyły się, jak dwa węgle, jednak pamiętałam o łzach, które mogą je zgasić. Poza tym, nie to jest teraz najważniejsze.
 Wyrwałam się z uścisku Tristiana, a następnie pobiegłam do Raphael'a. Chciałam go uwolnić aby przerwać jego cierpienie, ale kilku wampirów zajęło mi drogę i już kiedy miałam zakończyć ich nędzny żywot, usłyszałam krzyk Tristiana:
-Nie rób tego. Tkniesz jednego z moich ludzi, a inny zabiję twego kochanka.- jego ton był nie do zniesienia
Odwróciłam się w stronę głosu Tristiana, który już był za mną i mierzył w moją klatkę piersiową ostrzem znajomego mi sztyletu.
-Pamiętasz?- Tristian przyglądał się to ostrzu, to spoglądał mi w oczy, wymiennie- To to ostrze, które pozostawiło bliznę pod twoim sercem i pomimo wampirzych umiejętności, nie pozwala o sobie zapomnieć, bo wciąż zadaję ci ból.- delikatnie przejechał mim ostrzem po klatce piersiowej, wędrując w górę, przemierzając obojczyk, szyję i zatrzymując się na brodzie, która uniosła się do góry.
-Mam dość tych zabaw. Nie unikniesz cierpień, które dla ciebie zaplanuję.- w niezwykle krótkim czasie, uniknęłam ostrza i pozbawiłam Tristiana przytomności, skręcając mu kark. A trzy wampiry, które uniemożliwiały mi dojście do Raphael'a zginęły z moich "latających noży".
-Uważam, że nie mądrym działaniem byłoby rzucać się na mnie, bo jeżeli mnie zabijecie, to zadziała, jak efekt domina, zginiecie razem ze mną, więc nie wiem... opróżnijcie barek- skierowałam się do pozostałych.
-Raphael?- chwyciłam jego twarz w ręce- Co oni ci zrobili?-zapytałam siebie, bo myślałam, że on jest już całkowicie nieprzytomny.
-Jad wilkołaka.- wymamrotał. Jad wilkołaka?- sprytnie. Jakoś się go pozbędziemy, najważniejsze jest go stąd zabrać.
-Będzie dobrze, już cię stąd zabieram- pogładziłam dłonią jego policzek.
Z grymasem spojrzałam na nadgarstki, które były zaciskane przez coś właśnie na wzór pułapek na niedźwiedzie. Wyobraziłam sobie ten ból.
Otworzyłam jedną pułapkę, przez co Raphael opadł na kolana, po chwili uwolniłam również i jego drugą rękę, przez co runął na ziemię. Podniosłam go na kolana, sama jednocześnie klęcząc, objęłam go aby mógł się również o mnie oprzeć, bo sam nie miał wystarczająco na to sił.
Zauważyłam, że wampiry obecne na całej tej cholernej zabawie, nie korciły się do tego aby schwytać mnie, ale Raphael'a, widocznie Tristian wydał im taki rozkaz, a oni pomimo tego, że doskonale wiedzieli, że z tego powodu również ich zabiję to pomimo to zbliżali się do Raphael'a, bo to jednak święty rozkaz. Tristian doskonale wiedział, że zniewolenie mnie nic nie da, ale krzywdzenie bliskich to już, co innego.
 Znów, kiedy miałam się rzucić na sługusów Tristiana, ten mi to przerwał. Wróciła mu przytomność po tym, jak przed chwilą skręciłam mu kark. Spojrzałam na niego, trzymając nadal półprzytomnego Raphael'a, Tristian podniósł się z ziemi, wytrzepał z kurzu swój garniturek i jednym ruchem zatrzymał swoje pieski przy nodze.
-Cóż za żałosny widok, a jednocześnie jaki zabawny.- zaśmiał się i zaczął zmierzać w naszą stronę- Dam ci teraz tę szansę- przykucnął przed nami nawiązując ze mną kontakt wzrokowy- abyś mogła poczuć, że niby możesz wiecznie skrywać swych bliskich przez niebezpieczeństwem.- odparł oschle
Płonęłam cała od wewnątrz. Jaką ogromną ochotę go wtedy zabić, jednak to było by dla niego za dobre. Postanowiłam zrobić coś innego, poza tą całą jego idiotyczną intrygą.
 Chwyciłam ponownie twarz Raphael'a w dłonie po czym postanowiłam zasmakować jego ust.
Nasze usta połączyły się w namiętnym zachłannym pocałunku. Poczułam, że Raphael jest bardziej wszystkiego świadomy, odzyskuje siły, nie całkowicie, ale każda nawet mała ich część się liczy, ale stało się tak nie dlatego, że moje pocałunki uzdrawiają, a moja krew. Wcześniej przegryzłam swoją wargę, tak aby Raphael mógł zasmakować nie tylko moich ust, ale i krwi.
 Wiedziałam, że Tristian tego nie zniesie. Krzykiem wygonił nas z budynku obiecując, że jeszcze się spotkamy.
 ***
Raphael był nadal nieprzytomny. Zdjęłam z niego zakrwawioną koszulę, delikatnie obmyłam jego rany na klatce piersiowej i nadgarstkach, po czym je opatrzyłam ponieważ jad wilkołaka, który jeszcze nie wyszedł z jego krwiobiegu spowalniał regenerację. Nie zdążyłam się nawet przebrać, czy wziąć prysznicu, bez przerwy siedziałam przy Raphael'u czekając aż się obudzi.



Od Soray CD Sebastian

Spojrzałam w stronę mężczyzny, który wypuścił strzałę w jego stronę. Stanęłam przed "Panem lasu"
- A ty to kto? - wyjęłam pistolet z pasa.
- Nie wtrącaj się mała, tylko się posuń.
- Phy i czego jeszcze może herbatki? - ten natychmiast we mnie strzelił, a ja wyciągając rękę złapałam ją, zanim ta we mnie trafiła.
- Niezła próba - fuknęłam - moja kolej - pobiegłam na niego i przeciełam jego nożem krtań, a potem wbiłam mu nóż w jego czuły punkt, a ten padł martwy. Skierowałam wzrok na chłopaka, który dostał strzałą.
- Pfff... Głupia dzie..
- Cicho bądź. Jesteś zatruty - wyjęłam z torby apteczkę. Trzeba Cię opatrzeć. Porwałam jego koszulkę i wyjęłam strzałę.
- Aaau... - syknęłam - będzie trzeba ci to zszyć... - założyłam mu słuchawki na uszy, a ten wciąż patrzył na mnie krzywo - jaki lubisz styl muzyki? 
- Co Cię to interesuje? - prychnął. Dam sobie radę.
- Serio? - włożyłam mu palce do rany, a ten wyglądał, jakby się powstrzymywał od krzyku.
- Ty zarozumiała...
- Ta, ta walniesz mnie jak Cię opatrzę - włączyłam muzykę, a ten słuchał, jakby zadowolony... Chociaż nie wiem sama o czym myślał. Wyjęłam igłe i nitkę, a potem mu zszyłam ranę w dwie sekundy. 
- Zrobione - popatrzyłam na strzałę i przyjżałam się grotowi. Miał kształt stożka... Mało kto takie robi...
- Nie interesuje Cię kim jestem? - spytał po chwili.
- Nie
- Jak mam na imię?
- Nie
- Skąd jestem?
- Nie.
- Inreresuje Cię cokolwiek o mnie? 
- Nie - odpowiedziałam.


Od Sebastiana CD Soray

-Naprawdę sądzisz źe przyniosę ci jakieś papiery?- popatrzyłem na nią lotościwie po czym zacxąłem.się śmiać do rozpuku. -Śmieszna jesteś - spowazniałem.po chwili. Ta tylko spojrzała na mnie pogardliwie i zaczeła wstawać.
-Daj dowody a pójdę - powiedziała twardo. Nie spodziewałem się takoego tonu przy takich chucherku. Warknąłem

-Czy to do ciebie nie dociera? Po prostu wypierdalaj, nogi za pas i już cie tu nie ma!
Wymachiwałem ostrzem serafickim. -Ohoho... - Prychbeła. Miałem już się na nią żucić, kiedy poczułem ból w okolicy żeber. W tym samym momencie ujzalem przyczajonego chlopaka w krzakach, który właśnie wypuścił we mnie strzałę.
Pieprzona dziewczyna.

Od Raphaela CD Hayley

W połowie tłumaczeń Hay, jak to może być niebezpiecznie na gali Tristana,się wyłączyłem zatapiając w myślach. Zastanawiałem się tylko jak wtopić się w tłum i pomyszkować na gali, dodatkowo tak by Hayley mnie nie zauważyła.
-Zrozumiano? Proszę- zdążyłem wyłapać tylko te słowa, gdy kończyła rozmawiać.
-Tak, tak - pokiwałem głową, zaciskając wargi. Byłem jeszcze chwilę u dziewczyny, ale zmyłem się jak najszybciej było to możliwe, i tak, by nie wzbudzać podejżeń.
Gdy wszedłem do hotelu, wpadłem na Thomasa który akurat rozmawiał z kimś przez telefon.
-Cojest?- żuciłem gdy schował rzecz do kieszeni.
-Nic specialnego, nasi rozrabiają. Pokiwałem ironicznie głową jednocześnie wykzywiając usta w uśmiech. Dobrze że chociaż nie lenią się i idą polować.
-A jeszcze jedno!- sprawuj kontrolę gdy mnie nie będzie - jak zawsze. Uśmiechnąłem się. Thomas był na wagę złota. Uczynny, lojalny, wspaniały przyjaciel.
###
Stojąc przed szafą miałem.większy dylemat noż kobieta szykująca się na dyskotekę. Wprawdzie wszystkie moje ubrania to marynarki, jednak każdej z nich coś brakowało. Kombinowałem, musiałem znaleść coś eleganckiego na galę. W końcu po około dziesiëciu minutach zdecydowałem się na czarną marynarkę, szarą koszulę a dodatkiem była czerwona róża włożona w kieszeń na sercu. -Chyba jest dobrze- pomyślałem. Miałem tylko nadzieję że Hay nie rozpozna mojego samochodu, którego zaparkowałem na tyłach, zapleczu miejsca gali. Byłem.tu.pierwszy raz, adres był dziwny i w sumie trochę pobłłdziłem.aż w końcu postawiłem.na GPS. I słusznie. Okazało się że krążyłem wokoło, gdyż gala odbywa się w miejscu mocno zamaskowanym. W sumie nie rozumiałem.po co. Chyba tylko żeby zapewnić odrobinę adrenaliny gościom.
***
Gdy wszedłem na salę, nawet mnie nie zauważono. Sprawdzającemu zaproszenia wcisnąłem.kit że jestem.osobą towarzyszącą a partnerka jest w toalecie. Gala była spokojna, większość wampirów cicho rozmawiała. Podszedłem do barku by zamöeić wodę z cytryną i miętą. Trzevba wtopić się w tłum. Pijąc, zauważyłem.wchodzącą do lokalu Hayley i omało się nie zaksztusiłem. Momentalnie odwróviłem.się plecami udając że po prostu siedzę przy barze i rozmawiam z kelnerem. Chyba nie jestem taki charakterstyczny by mnie rozpoznać po plecach.

(moje opo tez gowno xdd ake realizuj planna gale :3)

OD Soray CD Sebastian

- Twierdzisz, że Neflim są tu niemile widziani? - skrzyżowałam ręce, unosząc brew i patrząc na niego. Widziałam, że na jego boku była przywieszona broń, której używają Nocni Łowcy. Popatrzył na mnie kątem oka.
- Jakiś problem? - spytał.
- Bardziej zastanawia mnie to, jakim cudem, skoro sam masz ich broń - wskazałam na broń, wciąż zamyślona.
- Nie twój interes.
-  Czemu? - zapadła cisza. Gościu cały czas nie odrywał ode mnie wzroku, jakby miał zaraz zaatakować.
- Już tłumaczyłem. Nie lubię Nocnych łowców na swoich terenach - powiedział po długiej ciszy.
- Z całym szacunkiem, ale jak dasz mi jakieś papiery lub coś co udowadnia to co mówisz, to wtedy mogę sobie iść - podeszłam do niego i popatrzyłam na jego twarz. Ten milczał, najwyraźniej niezadowolony moimi słowami. Welp... nie wybiera się jutrzejszego dnia. Cofnęłam się od niego i usiadłam na ziemi.
- No czekam - powiedziałam, patrząc na niego.

<Seba? xD>

Od Sebastiana CD Soray

-Mrocznie- spojrzałem spod byka, na stroszącą się jak kot przed psem dziewczynę. Wyglądała zabawnie. Gdy tylko usłyszała moje słowa, zmarszczyła brwi i usilnie próbowała znaleść w myślach jakąś suchą ripostę. Lecz nie dałem jej myśleć.
- Lepiej mi powiedz co robisz ma moim terytorium? - Podniosłem jedną brew. Zawiał wiatr, rozwiewając nam włosu, subtelnie z nimi tańcxąc.
- Z tego co wiem okolice Brooklynu nie mają jakiś terytoriów - skrzywiła się. W sumie racja, przechodzą tędy przechodni ale owq dziewczyna nie wydawała mi się normalna. Wyczuwałem już z daleka krew nefilim. Pchnąłem ją lekko w tył, a sam.oparłem się o drzewo, stojące po prawej stronie. Chyba to była sosna.
-po co się tu kręcisz?- zmieniłem.głos na prawie że warknięcie. Nocni łowcy tu nie są mile widziani, a bynajmniej przezemnie.
-Więc? - Ponagliłem po chwili ciszy.
-Po co tu jestes?

od Hayley do Raphael'a

Poczułam nagłe uderzenie gorąca. Pewne rzeczy wróciły do mojej głowy, a inne nabrały sensu.
-Cholera...- powiedziałam mimowolnie i cicho, jednak nie wystarczająco cicho aby Raphael nie mógł tego usłyszeć.
Znalezione obrazy dla zapytania hayley took with jackson gif-Co?-zmrużył oczy- Wiesz coś?- rzucił na mnie piorunujące spojrzenie. Mogłam brnąć w kłamstwo, jednak nie miałam na to sił.
-Oczywiście, że wiem. Tristian i ja byliśmy...- przerwał mi
-Tak wiem, blisko- przewróciłam oczami, kiedy usłyszałam jego drażniący ton
-Nie to miałam na myśli,
ale to już nieistotne. Znam Tristiana wystarczająco dobrze.- odparłam
-Więc może w końcu mnie oświecisz?- wstał z fotelu, jakby nie mógł już dłużej bezczynnie siedzieć, jakby ciekawość rozdzierała go od środka
-Nie, po prostu wolę abyś trwał w niewiedzy. To będzie dla ciebie lepsze niż usłyszenie prawdy.- powiedziałam, wstając z kanapy i kierując się do innego pomieszczenia, dając tym jasno do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać. Kiedy zaczepiliśmy się barkami Raphael chwycił mój nadgarstek.
-Dokąd idziesz? Nie skończyliśmy rozmowy.- powiedział chłodno, a jego słowa były jakby wysączone w złości, jednak nie skrajnej.
-Ja właśnie ją zakończyłam, Raphaelu- odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc mu w oczy, po czym wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, wędrując do sypialni.
 Raphael szedł za mną jak cień, co nie było dla mnie komfortową sytuacją, bo robił to ponieważ chciał wyciągnąć ode mnie odpowiedzi, których ja nie chciałam wyjawić.
-Raphael- spojrzałam na niego wcześniej zatrzymując się i odwracając w jego stronę- Idź do hotelu, odpocznij.- próbowałam jakoś go zbyć.
-Hayley, musisz mi powiedzieć, dlaczego Renesme dostała to zaproszenie.- złość i determinacja odkrycia prawdy była niezwykle słyszalna w jego słowach. Westchnęłam głośno, zachowując spokój.
-W porządku, jednak nie spodoba ci się ta prawda.- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.- Kiedy byłam z Tristianem wiele rzeczy robiliśmy razem, naszych wrogów również eliminowaliśmy wspólnie. On zawsze mnie wspierał, w każdej sytuacji. W pewnym czasie odkryłam ród wilkołaków, którego jeden z członków doprowadził do śmierci jednego z moich braci, kiedy byliśmy jeszcze ludźmi. Nie trudno domyślić się, że planowałam zemstę. Postanowiłam wybić cały ten ród, nie zważając na żadnego potomka. Tristian też miał zamiar mścić się na wilkołakach należących do tego samego rodu, zaraz po tym, kiedy zamordowali jego rodzinę, dodatkowo jako że był traktowany jako członek naszej rodziny postanowił pomóc mi w realizacji zemsty, która nie była przewidziana na krótki okres czasu, bo ród był ogromny i rozsiany po całym świecie, jednak jego to nie zniechęciło, płonął chęcią krwi, tak samo jak ja. Jak się później okazało, dodatkowym powodem, że Tristian zdecydował się mi pomóc był fakt, że się we mnie zakochał, jednak to nieważne.- "Nie ważne jeżeli chodzi o sytuację dotyczącą Renesme"- Kiedy dowiedziałam się, że ostatni z rodu znajduję się tu, w Nowym Jorku niezwłocznie tu przyjechałam by zakończyć to, co zaczęłam.  
-Dobra, ale co ma związanego z tym Renesme?- spojrzał na mnie, a ja przełknęłam nerwowo ślinę.
-Renesme... - nabrałam powietrza w płuca, po czym się go pozbyłam.- Renesme była ostatnim z rodu wilkołaków, którego część była odpowiedzialna za śmierć mojego brata i rodziców Tristiana.- Raphael był jakby bledszy. Po chwili jednak próbował wrócić do siebie, by nie pokazać mi swojego zdziwienia.
-Przyjechałaś tu by... by zabić Renesme?- rzucił na mnie chłodnym spojrzeniem
-Tak,w sumie nie tylko ja... ale kiedy znalazłam się na miejscu sprawy się pokomplikowały, zresztą to już nie istotne. Renesme i tak nie żyję, ja jej nie zabiłam.- odparłam spokojnie. Ten spokój drażnił Raphael'a, nie chciał dawać tego po sobie poznać, jednak nie ważne, jak głęboko by to chował ogromnie denerwowało go, to z jakim spokojem stwierdzam, że chciałam ją zabić, a następnie mówię, że to wcale nie jest ważne, bo ona jest martwa.
-Dlaczego więc dostała to zaproszenie od Tristiana? On jest pewien, że ona nadal żyje?- próbował zapomnieć o tym, co przed chwilą powiedziałam. Raphael usiadł na łóżku, po czym patrzył mi się prosto w oczy, by mieć pewność, że nie będę próbować kłamać. Jego spojrzenie posiadało w sobie nutkę wyrzutu, za coś miał do mnie pretensje, jednak jego oczy posiadały w sobie większą ilość emocji, które nie były klarowne.
-Nie, nie...- na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas- Tristian to żmija, jedna z najbardziej jadowitych jaką znam. Doskonale, wie, że Renesme nie żyje, dowiedział się pewnie o tym szybciej niż ja i niebiańsko by się cieszył, gdyby to jeszcze jej krew była na jego rękach - "o ile tak nie jest, na prawdę"- Tym zaproszeniem chcę sobie z was zakpić, bardziej chcę wzbudzić złość w tobie. Po pierwsze na galę pełną pradawnych i jednych z ważniejszych wampirów nie zaprasza ciebie, Przywódcy tutejszych wampirów i w dodatku urządza krwawą jatkę na twoim terytorium bez żadnego pozwolenia. Nie miałbyś w sumie innego wyboru inaczej zrównał by wszystkich twoich ludzi razem z tobą z ziemią. Musisz zauważyć, że Tristian prowokuje cię na każdym kroku. W dodatku zależy mu na tym aby usłyszeć, od ciebie pewne słowa.
-Ciekawe co? Mam mu powiedzieć, że niezłe z niego ciacho?- prychnął śmiechem, Raphael próbował wrócić do siebie, maskując wcześniejsze reakcje.
-Nie, raczej zechce usłyszeć z twoich ust usłyszeć, że Renesme  jest martwa, by móc ponownie rozkoszować się tym faktem, być może zechciał by zakpić jeszcze z okoliczności jej śmierci.- Raphael zamilkł po moich słowach, jednak dokładnie tak by było. Znam Tristiana, jak własną kieszeń, jego spryt jeżeli chodzi o krzywdzenie innych, poniżanie, tortury fizyczne i psychiczne są zdumiewający, jednak nic dziwnego w końcu uczył się tego ode mnie.
 To co przed chwilą powiedziałam Raphael'owi, to nie są najważniejsze powody dla których Tristian chcę obecności Raphael'a, tak na prawdę, to te powody to błahostki w porównaniu do faktycznych. Tristianowi chodzi o uzyskanie tego czego ode mnie chcę lub w innym przypadku o zemstę, a wie, że moim słabym punktem są bliscy, do których już nie zalicza się tylko i wyłącznie moje rodzeństwo, ale i Raphael. Tristian ze chcę go skrzywdzić, przyprzeć do ściany, jedyne o, co się nie martwię to to, że Tristian go nie zabiję, woli rozkoszować się cudzym cierpieniem, nie preferuje szybkiej śmierci. Nie jestem pewna, czy wtedy w Pandemonium nie specjalnie sprowokował Raphael'a, po to, aby potwierdzić swoje przypuszczenia jego dotyczące, które Santiago potwierdził wyciągając mnie z tarapatów. Potwierdził tym myśl Tristiana, że coś dla mnie znaczy, co nie wyjdzie mu to na dobre.
-Santiago, posłuchaj. Nie ważne, o co mu chodzi, ty i tak nie dasz mu tej przyjemności i nie pójdziesz na tą cholerną galę, choćbym musiała cię zahipnotyzować. Zostajesz tu, a ja idę sama. Musisz mi zaufać, że tak będzie lepiej- moje słowa nie składały się na prośbę, to był rozkaz, w którym słychać było zmartwienie, nie chciałam aby Raphael się narażał. Tam będzie mnóstwo wampirzych sługusów Tristiana, którzy mają po setki lat, co oznacza, że są znacznie od niego silniejsi i zabiją go na kiwnięcie palca.

(Raph?) Ja nie mogę... co za porażka, przepraszam za to guwno. Na prawdę chciałam napisać dobrze.

Od Soray

Ruszyłam w stronę lasu, patrząc przed siebie. Słuchawki widniały, a moja twarz wyglądała jak wyżygana. Miałam wory pod oczami, spierzchnięte usta i... Trochę straciłam na wadze. W tle leciała mi jakaś nuta. Ręce w kieszeni, a las grał jak zawsze. Wyjęłam z kieszeni zdjęcie Greogry'ego i je podarłaml, wyrzucając do jakiejś dziury. Wnet od tyłu ktoś mi zatkał ręka usta i przyłożył sztylet do szyi.
- A ty to kto? - usłyszałam męski głos. Wyjęłam nóż z kieszeni i przyłożyłam do jego brzucha, a potem ugryzłam go, by cofnął rękę.
- Kimś, kogo nie powinieneś atakować.


<Sebastian>

Od Raphaaela CD Hayley

Rozsiadłem się na kanapie poddenerowany.
-Pamiętasz jak wtedy się upiłem? Rozbiłem butelkę a następnego dnia obudziłem się a ty byłaś przy mnie - zmarszczyłem brwi. -Tamta noc ciągle mi się przypominała, coś mi nie grało, nie pasowało.... - Spojrzałem na dziewczynę która się wyprostowała próbując zachowywać naturalnie. Obserwując jej zachowanie przymrużyłem oczy - To byłaś ty prawda? - Wstałem. Ta zmierzyla mnie wzrokiem, a jej twarz wykzywiał grymas niezrozumienia.
-Myślałem że to był sen, ale układając wszystko w kupkę, doszedłem do wniosku że to nieprawda. Śniła mi się Renesme, mówiła, że mam żyć spokojnie, nie martwić się... I o niej zapomnieć - popatrzyłem na Hay. - Tylko że ona nigdy by nie powiedziała że mam zapomnieć.  - Odchrząknąłem. - Czy ty mnie zahipnotyzowałaś? - W gruncis rzeczy było to bardzo logiczne pytanie, w końcu jest pierwszym ale mój głos nie był przekonujący.
- A skąd niby takie podejrzenia! Niby po co miałabym to robić - wzruszyła ramionami oburzona -  już mówiłam ci że jej nie lubiłam więc i nie mieszałam się w wasze sprawy. - Dodała. Jakoś nie mogłem uwieżyć jej w te słowa, ale teraz moją uwagę zwróciło coś innego. Podszedłem do komody i chwyciłem zapieczętowany list zaadresowany do Hayley. Ta momentalnie wydała z siebie niemt krzyk i już była przy mnie.
- Spokojnie - zaśmiałem.się z jej reakcji. -Pod drzwiami hotelu też był taki, adresowany do Renesme - spojrzałem spod byka.

Hujowe tak bardzo

Od Rochelle do Isaac'a

Przeskoczyłam wszystkie stopnie schodów i gdy znalazłam się pod moimi drzwiami sięgnęłam do kieszeni w kurtce i wyjęłam klucze, które ze zgrzytem przekręciłam w drzwiach. Wchodząc do mieszkania, zapaliłam światło, które swym chłodnym odcieniem oświetlało korytarzyk. Zrzuciłam z ulgą buty i skierowałam się do łazienki, by  napuścić wody do wanny. Nie marzyłam o niczym innym niż o kąpieli i lampce białego wina, które wyjęłam  z barku w salonie. Wchodząc z powrotem do łazienki zaciągnęłam sporo powietrza do płuc i od razu dotarł do mnie przyjemny, lekki różany zapach. W pomieszczeniu panował półmrok, rozświetlały go jedynie niewinne płomyki świeczek.  Zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam się w ciepłej wodzie, rozkoszując się zaczerpniętym w usta winem, które rozlało mi się po gardle. Delikatnie poruszałam stopami, powodując niewielkie falowanie wody. Gęsta piana otulała moje ciało. Przymknęłam oczy, ciesząc się tą chwilą ukojenia. Mijały sekundy za sekundami i zlewały się w minuty. Cykanie zegara zastępował szmer poruszającej się wody. Otworzyłam oczy, gdy do mych uszu dobiegł drażniący dźwięk dzwonka i pukania do drzwi. Chciałam to zignorować, bo któż ma zachciankę najścia mnie, co dopiero w nocy. Przez myśl przeszło mi, że może Jeremi zechciał tu wtargnąć. Przykryłam się ręcznikiem i osuszyłam skórę, po czym naciągnęłam na siebie czarne spodnie i szarą koszulkę. Odrzuciłam włosy do tyłu i poszłam otworzyć drzwi. W progu stał chłopak z rozczochranymi włosami, którego spotkałam wcześniej. Jak widać nie udało mu się umrzeć w ciasnej, ciemnej uliczce z roztrzaskaną butelką i zalaną krwią ręką, słaby i mało oryginalny sposób na pozbawienie się życia, mógł się bardziej postarać, ale różne są gusty.
Wbiłam swój wzrok w jego oczy, które wskazywały na wszechogarniający go niepokój i zdenerwowanie. Po jego ciele rozchodziły się dreszcze. Oparłam rękę o futrynę i ściągnęłam do siebie brwi, marszcząc przy tym czoło, spojrzałam pytająco.
-Isaac? O co chodzi?- Chłopak jakby bardziej oprzytomniał.
Wpuść mnie, błagam.- Powiedział nerwowo.

http://i907.photobucket.com/albums/ac277/GhostInTheWell/PG_Lee%20Wesson/LeE17-1.gif
-Proszę.- Usta wygięłam w uśmiech i zrobiłam krok do tyłu, by wpuścić go do środka.- Rozgość się.- Wskazałam na kanapę. Sięgnęłam po swój kieliszek i dolałam do niego wina.- Wina?- Isaac przecząco pokręcił głową.- Nie to nie, jak cię napadnie na nie ochota, daj znać. A może chcesz coś mocniejszego?- Znowu pokręcił głową.- Dobra, to co cię tak gryzie? Tylko nie mazgaj się.
Poderwał się z kanapy jak poparzony i zaczął krążyć po salonie, jakby chciał wydeptać jakąś dróżkę. Zauważyłam rysujące się na jego twarzy zmęczenie, którego ja nie odczuwałam, bo moje potrzeby snu stały się minimalne. Mimo tego nadal były widoczne dreszcze , które przeszywały jego ciało.
- W kundla mi się tu nie przemieniaj.
Złapałam go za barki i skierowałam, lekko mówiąc na kanapę. Usiadłam w fotelu naprzeciw niego. Zapanowała cisza.
-Powiesz mi wreszcie, co jest do cholery grane?- Zaczerpnęłam kolejny łyk wina, znowu patrząc mu prosto w oczy.

<Isaac?>