Od Renesme - c.d Luke

Zaczęłam biec. Las czasami jest mi przyjacielem, niestety dzisiaj zastałam go wrogo nastawionym. Gonią mnie dwa demony które nie mają ochoty zwolnić. Skoczyłam na drzewo w ostatniej chwili. Demony się zatrzymały i zaczęły oglądać wokół siebie. Wyciągnęłam sztylety i skoczyłam na nie. Przed atakiem nasączyłam sztylety śmiertelną trucizną. Demony umarły jak kaczki. Zadowolona wstałam i odeszłam powolnym krokiem. Usłyszałam, że ktoś wstaje. Odwróciłam się, a w moją stronę biegł niedobity demon. Zaczęłam ponownie uciekać. Gdyby nie to, że szybko biegam byłoby już po mnie. Na mój niefart potknęłam się o gałąź. Demon właśnie miał na mnie skoczyć i mnie zabić, gdy nagle ktoś skoczył na demona i dobił go oddając mu cios. Natychmiast schowałam się za drzewem w cieniu. Ten ktoś musiał najwyraźniej już odejść. Nie widziałam jego twarzy, więc nie wiem kim był. Niestety. A może to był łowca? A może oni mnie szukają? położyłam rękę z tyłu szyi i poczułam bliznę przez którą nie mogę dojść do równowagi emocji... 
- Kto tu jest? - usłyszałam męski głos który mi przerwał rozmyślanie. Skoczyłam cicho na gałąź na drzewie i podeszłam tak, by zobaczyć kto to. Zobaczyłam czarnoskórego mężczyznę który trzymał w ręce maczetę. Wyciągnęłam cicho sztylety z rękawów. Skoczyłam za niego i przyłożyłam mu sztylet od tyłu.
- Kim jesteś? - spytałam groźnym tonem głosu przykładając mu drugi sztylet do pleców - jak pracujesz dla łowców przysięgam nie zawaham się oddać tych cięć - warknęłam mu do ucha przyciskając sztylety.

Luke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz