Od Renesme - c.d Raphael

Patrzyłam na niego. Nie chciałam, by się narażał...
- Daj choć raz sobie pomóc - powiedział łagodniejszym tonem.
- Nie - odpowiedziałam od razu. Za dużo straciłam. Może jestem zbyt ostrożna, ale mam powody.
- Albo idziemy razem, albo nie idzie nikt - złapał mnie za nadgarstek i to dość mocno, starałam się opanować swój gniew.
- Zrozumiano? - powiedział swoim przywódczym tonem głosu.
- Na początku mnie puść... - powiedziałam, a ten prawie od razu puścił mój nadgarstek. Zaczęłam go masować - teraz możemy iść... ale tylko ty. Nikt więcej - poszłam w stronę wejścia, a Raphael za mną.
Zaczęliśmy iść długim korytarzem. Było podejrzanie cicho...
- Coś mi tu nie gra... tutaj nigdy nie jest tak pusto... - schowałam ręce do kieszeni i opuściłam głowę - Nie wybaczę sobie, jak coś ci się stanie... Masz mi nie umierać rozumiesz? - wyjęłam z kieszeni spinkę. Podeszłam do Raphaela i przypięłam mu ją do garnituru - będzie lepiej wyglądać jako przypinka do twojej marynarki...
- Ale to twoje...
- Uznaj to za prezent. Za podziękowanie za to co zrobiłeś... - lekko się uśmiechnęłam. Znaleźliśmy się w głównej sali. Była... pusta.
- Może ich tu już nie ma?
- Nie sądzę... - odpowiedziałam od razu - oni nie opuszczają domu bez zniszczenia wszystkiego co zrobili - zrobiliśmy parę kroków do przodu i wpadliśmy w pułapkę. Metalowa sieć wzięła naszą dwójkę w górę.
- A więc jednak - zaśmiał się jeden z łowców - jednak przyprowadziłaś swojego przyjaciela ze sobą... - wyszli z cienia łowcy.
- Dener nie żyje według kod...
- Był też punkt, że jeśli w ciągu dwudziestu-czterech godzin zabijemy tego, kto go zabił będziemy mogli kontynuować nasze spotkania i polowania - zaśmiali się - a to, że lubimy jak ofiary cierpią - zdjęli firanki - poczekamy na słońce, a te was spali prędzej czy później - Wyciągnęłam z rękawów sztylety, ale ktoś użył magnesu i przyciągnął do siebie. Tą osobą był...
- Koran...? - popatrzyłam na niego z łzami w oczach.
- Wybacz mi... - zniszczył moje sztylety i odszedł.
- Ty... TY POPAPRAŃCU!! - zaczęłam się szarpać z łzami - ZABIJĘ CIĘ SŁYSZYSZ?! - krzyczałam z łzami - UWOLNIĘ SIĘ STĄD I ZABIJE!! - krzyczałam próbując się uwolnić.
- Renesme! Renesme! uspokój się! - krzyczał Raphael próbując mnie uspokoić.
- Ufałam ci! - krzyknęłam do niego i oparłam głowę o siatkę, zaczęłam płakać - ufałam... - wyszeptałam - nikomu nie mogę ufać... - przełknęłam ślinę - a teraz umrzemy przez moją głupotę... - zakryłam twarz rękoma - to moja wina... tak mi przykro... przepraszam Raphael... teraz ty zginiesz prze ze mnie... Twoi stracą przywódcę i to prze ze mnie. Ujrzałam prawdę... nikomu nie mogę ufać... nikomu - nadal płakałam. Teraz właśnie pokazałam swoje wnętrze... nie wiem czemu. Po prostu nie wytrzymałam.
Ale czemu akurat Raphael musi siedzieć ze mną w jednej sieci? Czemu prze ze mnie znowu coś się dzieje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz