Od Ariki


Była noc, a wszystko spowijał mrok. Nawet księżyc z gwiazdami ukrył się za chmurami, jakby wiedział, co się dziś wydarzy...
Razem z całym Konklawe zakradaliśmy się do jednego ze starych budynków gdzieś na przedmieściach miasta. Niedawno odkryliśmy, że jest to kryjówka kilku demonów, które, zuchwałe, już zabiły kilku Przyziemnych. Po długim śledzctwie Harry - jeden już ze starszych Nocnych Łowców, przyszedł do nas z wiadomością, że wreszcie ich nzalazł. Zaczęły się przygotowywania do wyprawy. Moi rodzice prosili mnie, abym została w Instytucie, ale nie chciałam ich słuchać. Jestem już pełnoprawnym Nocnym Łowcą, a oni dalej obawiają się wypuszczać mnie na jakiekowlwiek wyprawy.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na mniejsce, otoczyliśmy budynek i w jedej chwili wkroczyliśmy do środka.... Jednak nikogo tam nie było. Spokojnie, z serafickimi ostrzami w ręku, zaczęliśmy przeszukiwać budynek. Roazdzieliliśmy się. Szłam sama, ciemnym korytarzem, kiedy usłyszałam szyderczy śmiech. W jedej chwili pobiegłam w kierunku tego dźwięku i.... zamarłam z przerażenia. Całe pomieszczenie wypełniały demony. Nefilim próbowali się bronić, ale było ich zbyt wielu. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu moich rodziców. Demony przyszpilili ich do podłogi. Chciałam im popiec na ratunek, ale nie mogłam. Demon, który nie wiadomo skąd pojawił się za mną, złapał mnie i mocno przytrzymał. Moje serafickie ostrze upadło na ziemię. I wtedy wszystko ucichło. Zobaczyłam Harry'ego podchodzącego do jednego z demonów... z uśmiechem. Podał mu Pyxis. Wszystko rozegrało się w jednej chwili. ęsta mgła, ryk, śmiech, dźwięk upadającego pudełka na ziemię. Przede mną pojawił się Azazel - jeden z potężnieszych demonów, którego moi rodzice schwytali przed kilkoma laty.
- Wreszcie - powiedział głosem, który brzmiał jak papier ścierny.
Odwrócił się do Harry'ego.
- Wywiązałeś się z umowy - uśmiechnął się.
Nocny Łowca pochylił głowę.
- Tak, Panie. Wywiązałem się. A teraz liczę na spełnienia twojej częśći umowy. Masz antidotum? - odpowiedział.
Demon się zaśmiał i w jedenj chwili zabił mężczyznę.
- Nigdy nie ufaj demoną.
Harry osunął się na ziemię i padł martwy.
Azazel spojrzał na moich rodziców.
- Wreszcie. Zemsta. Tak długo na nią czekałem.
Odwrócił się w moją stronę i stanął lekko zaskoczony, jakby dopiero teraz mnie zauważył. Może tak było...
- No proszę... Macie córkę. - zaśmiał się.
- Zostaw ją! - krzyknęła moja matka.
- Ależ nie zamierzam jej nic zrobić. Jeszcze. Mam lepszy pomysł.
Gestem nakazał demoną, aby mnie trzymały, a sam zaczął zbliżać się do moich rodziców. Powoli i w okrutny sposób ich zabił. Moja matka i ojciec krzyczeli, a ja nie mogłam tego znieść.....
Cały mój pokój wypełnił krzyk. Mój krzyk. Mój oddech był przyspieszony, ledwo mogłam oddychać. Kołdra na łóżku była poplątana. Ukryłam twarz w dłoniach i dopiero teraz zauważyłam, że płakałam. Podciąnęłam nogi pod brodę, oplotłam je rękami i ukryłam twarz pomiędzy kolanami. Do świtu płakałam.
Dopiero, kiedy pierwsze promienie słońca zajrzały do mojego pokoju, trochę się uspokoiłam. Poszłam do łazięki, wiziełam szybki prysznic i założyłam na siebie coś luźnego. Gdy przejrzałam się w lustrze, dostrzegłam, że jestem cała blada. Przemyłam twarz zimną wodą i odetchnęłam parę razy. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Wyraz twarzy moich rodziców wciąż pojawiał mi się przed oczami. I oczywiście w koszmarach, które męczą mnie noc w noc. Próbowałam już tak wielu rzeczy, aby tem przeciwdziałać i nic. Znaki energii pomagały tylko na niewyspanie. Choć przestawały powoli być skuteczne. Może Cisi Bracia by mi pomogli, ale nie chce nikomu mówić o moich koszmarach. Czasami zastanawiałam się czy nie dołączyć do Żelaznych Sióstr. Czytałam kiedyś o nich, choć muszę przyznać, że trochę mnie przerażało i ciekawiło ich życie. Jedyne, co mi pomagało to ciężkie treningi, ewentualnie muzyka. Dlatego właśnie postanowiłam dzisiaj udać się donpokoju muzycznego. Wiem, że przebywa tam niewielu Nefilim. Dlatego też zabrałam swoje zeszyst z piosenkami i wyszłam po cichu z pokoju.
Siedziałam tam do południa. Śpiewałam, dopóki gardło nie zaczęło mnie boleć. To mała cena w poróbnaniu z tym, że miałam chwilę wytchnienia.  A jednak.... kiedy muzyka się skończyła i spokój się skończył. Znów wróciły wspomnienia.
- Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie? - spytałam samą siebie.
Od zawsze mam takie życie. Od zawsze byłam od innych odizolowana. Nawet w Instytucie w Paryżu, tam gdzie się wychowywałam, rozmaiwałam tylko z rodzicami. Inni Nefilim podchodzili do mnie trochę... no cóż, nieprzyjemnie. Choć nie wiem, dlaczego. Później była zdrada Harry'ego i śmierć moich rodziców. Od tego czasu zaczęły męczyć mnie koszmary. Zamknęłam się na świat jeszcze bardziej, niż przedtem.
Potrząsnęłam głową. Nie warto teraz o tym myśleć. I tak nic nie zmienię.
Jeszcze jakiś czas siedziałam w pokoju muzycznym. Zbliżał się weczór, kiedy wróciłam do pokoju. Byłam śpiąca, a jednak nie chciałam przeżywać po raz kolejny tego samego koszmaru. Niewiele myśląc wyszłam z Instytutu, zabierając uprzednio katanę i udałam się do stajni. Wzięłam karego ogiera i ruszyłam przed siebie. Wiem, że nie powinnam opuszczać Instytutu o tej porze, nikomu nic nie mówiąc, że może to być lekkomyśle, a jednak nie obaiwałam się niczego. Pędziłam jak najszybciej, oddalając się od miasta. Wiatr rozwiewał moje włosy w każdym możliwym kierunku, spagał lodowatym podmuchem moją twarz, a ja pędziłam dalej.
Zatrzymałam się dopiero nad brzegiem East River. Niedaleko znajdowały się stare, opustoszałe budynki po starych fabrykach. Było tu cicho i spokojnie. Dało się słyszeć szum wody. Usiadłam na niewielkim pomości. Pozwoliłam płynąc łzą. Siedziałam tak płacząc kilka sekund, minut, godzin, trudno to określić, kiedy usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Co cię tu sprowadza o tak późnej porze?
W mgnieniu oka wyjęłam katanę i odwróciłam się w stronę nieznajomego. Niestety nie mogłam go dobrze dostrzec, ponieważ spowijał go cień.
- Kim jesteś? - spytałam niepewnie

< Ktoś chętny, aby dokończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz