Od Lzzy CD Wiliam

-z chęcią -odparłam.
Trenowaliśmy ostro. Żadne z nas nie chciało być gorsze od drugiego.
Mieliśmy to samo pragnienie, pokonać partnera ćwiczeń.
Trening przeciągał się w nieskończoność, aż po paru chyba godzinach usłyszeliśmy gwizdek.
-baczność!
Wszyscy stanęliśmy w dwu szeregu z partnerami przed łowcą.
-na dzis koniec porannego treningu. Wieczorem lowy. Patrzyłem na was i wieczorem chce was widzieć. W tych parach co jesteście, przydzielony zostanie wam demon. Wspolpraca to podstawa! Do zobaczenia. Spocznij.
Wszyscy zaczęli sie zbierać do wyjścia.
-ta ty i wspolpraca-uslyszalam Williama.-w zyciu nie zlowimy tego potwora-dodal.
Trzask!
Zareagowalam błyskawicznie.a William masowal sobie policzek
-diablico! Psychiczna jesteś -zawołał.
-nie znasz mnie. Więc nie oceniaj, czy umiem współpracować czy nie.
-ta. No to po co wymykasz się nocami sama zamiast iść z kimś?
-bo szukam zabójców rodziny ty kmiocie!-wrzasnęłam i wybiegłam z hali ocierając łzy.
Nie poszłam na śniadanie. Zamknęłam się w mojej kwaterze. Od lat nie płakałam. On zmusil mnie do tego.
Moja rodzina... Teraz odczułam jak bardzo mi ich brakuje. Rodziców, czwórki rodzeństwa.... Nawet tego wrednego kota.
Nie miałam teraz ochoty widzieć nikogo.
Weszłam pod prysznic, by zmyć z siebie zapach potu, zmęczenia i porażki, jaką byl trening z Williamem.
By się pocieszyć usiadłam do pianina i zaczelam grać"dla Elizy" by przelać całą gorycz zatapiając się w muzyce.

(William?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz