- Nie radzę wam się zbliżać, wampiry. – powiedziała groźnie
Isabelle, mierząc wszystkich wzrokiem.
- Myślisz, że się was boimy? Inaczej byśmy tu nie
przychodzili – warknął Chapman
- Przyszliście tutaj, bo jesteście na tyle tępi, że
wierzycie, iż wyjdziecie z tego żywi – rzucił od niechcenia Jace
Wampiry w odpowiedzi warknęły, ukazując swoje kły, i ruszyły
w naszą stronę. Wyjęłam katanę i uskoczyłam przed pierwszym wampirem, który
biegł w moją stronę. Szybko odwróciłam się w jego stronę i spróbowałam podciąć
mu nogi. Niestety był za szybki i uniknął tego, sam posyłając mnie kilka metrów
dalej. Upadłam twardo na ziemię i przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wtedy
ujrzałam nad sobą wampira, uśmiechającego się parszywie. Już chciał zadać cios,
kiedy odturlałam się i jednym, zgrabnym i zwinnym krokiem wstałam z ziemi.
Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, kiedy ten z niesamowitą prędkością
ruszył na mnie. Gdy był dostatecznie blisko, uskoczyłam w bok, zadając przy tym
cios mieczem. Trafiłam idealnie w serce. Wampir wydał ostatni jęk zaskoczenia i
padł na ziemię. Spojrzałam w kierunku pozostałych. Powoli rozprawili się ze
wszystkimi wampirami. Izzy przytrzymywała jednego swoim biczem z elektrum za
kostę, aby nie uciekł, a Alec zadał ostateczny cios. Rozejrzałam się za
Jace’em. Stał nad leżącym na ziemi Chapmanem. Przyciskał go butem do ziemi, a
serafickie ostrze trzymał mu na gardle. W jego oczach płonęła czysta złość.
- Jace? – podszedł do niego Alec, z wyraźną troską
wymalowaną na twarzy.
- Gadaj natychmiast, po co ci krew Przyziemnych! – warknął
chłopak.
Wampir w odpowiedzi się tylko zaśmiał.
<Jace?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz