Od Williama CD Lzzy

Po słowach dziewczyny tak trochę mnie wmurowało. Całkowicie straciłem panowanie nad swoim ciałem. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu ani nic powiedzieć. Jedynie patrzyłem się tępo na to jak wybiega z sali ocierając łzy. Nie wiedziałem zbytnio co powinienem teraz zrobić. Byłem przyzwyczajony do tego, że praktycznie nikt się tutaj ze mną nie zadaje. A co dopiero opowiadania mi co przeżył? Nigdy. Do tego wykrzyczała mi to prosto w twarz. Nagle otrząsnąłem się z oszołomienia. Boże... Nie wiem co się ze mną dzieje. Chyba pierwszy raz poczułem wyrzuty sumienia. Chciałem je jakoś uciszyć jednak nie mogłem. Westchnąłem. Chyba czas być miłym chociaż ten jeden raz w życiu. Może jak ją przeproszę to ucichną te głosy w mojej głowie? Wywróciłem oczami. Powolnym krokiem ruszyłem na poszukiwania pokoju dziewczyny. Po kilku minutach odnalazłem go. Zza drzwi pokoju Lzzy słychać było pewną melodię. Kojarzyłem ją skądś jednak teraz nie mogłem sobie przypomnieć skąd. W sumie to nawet nie wiedziałem, że Lzzy gra na pianinie. Boże... Czego ja się dziwię? Przecież praktycznie nic o niej nie wiem... Tak samo ona o mnie. Po chwili zapukałem do drzwi. Melodia momentalnie ucichła. Zaraz potem drzwi uchyliły się lekko. Dziewczyna widząc mnie chciała od razu zamknąć. Jednak nie ma tak łatwo. Przytrzymałem ręką drzwi uniemożliwiając tym samym zatrzaśnięcie ich.
- Stój! Mam coś do powiedzenia! - krzyknąłem.
- Czyżby? Niby co? A zresztą co mnie to obchodzi. Idź stąd i zostaw mnie w spokoju - warknęła. 
Siłowaliśmy się chwilę między sobą. Ona próbowała zamknąć drzwi, a ja je otwierałem. Po kilku minutach dała za wygraną i puściła je.
- No dobra. Mów szybko i spadaj. Nie chcę marnować na ciebie więcej czasu niż to konieczne - warknęła.
 - To nie ty tu tracisz czas tylko ja. Więc siedź przez chwilę cicho i słuchaj uważnie co mam do powiedzenia. Drugi raz nie powtórzę - mruknąłem i dodałem po chwili. - Przepraszam.
- To tyle? To spadaj.
- Boże... Dobra. Spokojnie. Złość piękności szkodzi.
- Odczep się ode mnie.
- Nie. Chociaż dobra. Chciałem chodź raz stać się miły. Od razu mówię, że nie przyzwyczaj się  do tego. Po prostu wiem przez co przeszłaś - mruknąłem i odwróciłem się na pięcie z zamiarem odejścia.
- A niby skąd wiesz przez co przeszłam?! - krzyknęła za mną.
- Kurwa! Bo sam przeszedłem przez coś podobnego! - krzyknąłem zirytowany i zaraz kontynuowałem. - Tyle, że moją rodzinę zabili ludzie Valentine'a! Na moich oczach! Mnie też by zabili jakby nie Instytut! Miałem zaledwie jebane czternaście lat! Teraz jesteś zadowolona?! To chciałaś usłyszeć?!
Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie szybkim krokiem. Od razu skierowałem się do wyjścia z Instytutu. Musiałem ochłonąć.

Lzzy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz