Od Katherine - Do William'a (CD)

- Jeżeli oczernianie mnie sprawia ci przyjemność - to proszę. Ale nie mam zamiaru tracić czasu na bezsensowne kłótnie, bo i tak nie usłyszę od ciebie nic, co ma sens. - powiedziałam, z kamiennym wyrazem twarzy, z którego nie można było nic odczytać. Odwróciłam się i szybkim krokiem zmierzyłam z powrotem w stronę Instytutu. Tak naprawdę mój wyraz twarzy odzwierciedlał dokładnie to, co czuję - czyli nic. Nie obchodziły mnie jego problemy do mnie, chciałam tylko wykonywać swoje obowiązki, do których mnie szkolono. To, czy podobało mu się to, co robię, miałam to daleko w nosie. Po co strzępić języka dla kogoś, komu nie przemówimy to rozumu? Tak właśnie definiowałam kłótnie. Niepotrzebne i bezsensowne. Kropka, koniec. I tak każdy będzie miał swoje zdanie.
***
 Siedziałam przed ekranem monitora w Sali Głównej. Próbowałam znaleźć więcej informacji, czy podobne ataki Wyklętych miały miejsce również w Idrysie, lub Mumbaju. Lecz nic mi na ten temat nie było wiadomo, jak na razie. Musiałam koniecznie znaleźć rozwiązanie tej sprawy, bo, skoro Demony mogły wkraczać do Instytutu, nikt nie był bezpieczny. Po godzinie bezskutecznego szukania dałam sobie na razie spokój i postanowiłam własnoręcznie załatwić tę sprawę i po prostu zadzwonić do zarządców innych Instytutów. Lecz najpierw musiałam zdobyć ich numery, właśnie po to poszłam do biura Maryse. Przed tym jednak, stanął mi na drodze William.
- To tak wymigujesz się od rozmów? - zaśmiał się, zakładając ręce na piersi. Przewróciłam oczyma i zrobiłam zażenowaną minę.
- A więc słucham, o czym chcesz porozmawiać? Jeżeli jest to coś ważniejszego niż to, co mam do załatwienia, to mów. - odpowiedziałam szorstko. Schowałam telefon do kieszeni spodni, rzucając mu wymowne spojrzenie.
- ...

William?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz