Od Williama CD Katherine

Po wydarzeniach z rana mój humor był na granicach wybuchnięcia. Chodziłem bez celu po Instytucie. Niemalże warczałem, na każdą osobę, która odważyła się do mnie odezwać. W pewnym momencie przystanąłem na przejściu do pokoi obok schodów i oparłem się o szklaną barierkę. Obserwowałem pustym wzrokiem pracę ludzi w Instytucie. Nagle do moich uszu doszła pewna rozmowa. Przysłuchałem się dokładniej skupiając na niej. Dowiedziałem się, że były kolejne ataki Wyklętych. Ten był w hotelu DuMort. Niemalże od razu stwierdziłem, że pójdę to sprawdzić. W sumie to powinienem zapytać o pozwolenie... Ale po co? Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem przed siebie z zamiarem wymknięcia się z Instytutu. Po chwili szedłem już ulicami miasta z ostrzem schowanym pod kurtką. Na wszelki wypadek zabrałem je po cichu. Droga do hotelu nie była długa. Już po około dziesięciu minutach byłem na miejscu. Przed budynkiem stał przywódca wampirów, Raphael. Kiedy mnie zauważył szybko znalazł się obok mnie.
- Pewnie wysłali cię z Instytutu w sprawie tych Wyklętych? - zapytał... a może raczej stwierdził.
- Noo... Tak jakby - mruknąłem.
- Dobrze, wchodź - powiedział jedynie.
Powoli ruszyłem za wampirem do środka budynku. Na szczęście nie zadawał wielu pytań.
~*~
W końcu skończyłem sprawdzać tych całych Wyklętych. Miałem już wychodzić z hotelu kiedy Raphael kazał mi zaczekać. Podobnież wyczuł czyjąś obecność przed budynkiem. Szybko ulotnił się. Minęło kilka minut i zaczęło mnie już irytować to bezczynne stanie.
- Ktoś już tutaj był w tej sprawie. Musicie zacząć się komunikować, bo źle na tym wyjdziecie - usłyszałem nagle kawałek rozmowy. To na pewno był głos Raphaela.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Pewnie ludzie wysłani z Instytutu przybyli w końcu. No cóż... za późno. Załatwiłem to za nich dużo szybciej. Po chwili wyszedłem zza drzwi. Rozejrzałem się po otoczeniu. Przede mną stali Jace, Alec i tamta marudna dziewczyna z rana.
- Trudno, sama muszę to zobaczyć i ocenić - powiedziała szorstko i wzruszyła ramionami.
Ruszyła przed siebie omijając mnie z obojętnością wymalowaną na twarzy. Chłopcy od razu ruszyli za nią. Boże... Jak oni mogą słuchać się tej marudy? Prychnąłem. Po chwili postanowiłem, że skoro i tak nie mam nic lepszego do roboty to poczekam na tą wielmożną księżniczkę, która musi wszystko zrobić po swojemu. Zobaczymy czy było tam coś co tylko ona mogła odkryć. Raczej wątpię.
~*~
Stałem znudzony pod hotelem. Opierałem się o ścianę, a w mojej ręce spoczywał papieros. Był to już któryś tam z kolei... kto by to liczył? Zaciągnąłem się. Nagle drzwi się uchyliły. No w końcu raczyli wyjść! Wyrzuciłem papierosa na ziemię i zgasiłem go butem. Odepchnąłem się od ściany i podszedłem do dziewczyny.
- No i co> Wielmożna księżniczka odkryła coś czego absolutnie nikt inny nie dałby rady się dowiedzieć? - zaśmiałem się szorstko.

Katherine?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz