Od Renesme - c.d Raphael

Zaskoczył mnie fakt, że nie odepchnął mnie i nie nakrzyczał jakbym zabrała mu ofiarę. Wręcz przeciwnie. Delikatnie położył rękę na mich plecach. Automatycznie się do niego bardziej przytuliłam. Nie ważne, że czułam jakby zaraz miała mi odpaść noga... mogłam komuś się wyżalić. Puściłam go i otarłam łzy.
- Wracajmy... muszę opatrzyć rany... - wstałam ledwo stojąc na jednej nodze.
- Dasz radę iść? - spytał.
- Tak... chyba... - zrobiłam parę kroków kulejąc. Prawie od razu stanęłam źle na nodze i upadłam na jedno kolano. Wziął mnie na ręce.
- Zabiorę Cię do siedziby... - poszedł powoli w stronę naszej siedziby.
- Dam radę sama iść...
- Wolę nie ryzykować. Za dużo pocierpiałaś dla dobra naszej grupy - uśmiechnął się ciepło. Dalej nosił mnie do domu w ciszy.

*ok. 30 minut później*

Zaniósł mnie do salonu i położył na kanapie. Rozdarłam bardziej spodnie, by widzieć ranę. Wyglądała paskudnie. Wróć. Wyglądała fatalnie.
- Macie tutaj gazik? - spytałam. Raphael na chwilę poszedł i wrócił z apteczką. Wzięłam ją i natychmiast zaczęłam oczyszczać ranę.
- Gdzie się nauczyłaś robienie maści? - spytał.
- Nauczyła mnie taka staruszka... - wzięłam głęboki wdech - nie mam ochoty o tym rozmawiać... - wzięłam swój sztylet i otworzyłam bardziej ranę, by oczyścić ją w stu procentach.
- Ten jad jest mocniejszy... - powiedziałam - gdybyś nie zniszczył tego jadu, ich ataki działałyby na nas jak normalne ciosy dla ludzi...
- Długo będzie się regenerować? 
- Jak już wspomniałam  wystarczy to oczyścić wodą utlenioną... wystarczy mi... dwa, trzy dni - mówiłam zszywając ranę - ale jak pomogę swojej moce może nawet jutro będę mogła chodzić - patrzył na mnie stojąc koło mnie.
- Czemu to zrobiłaś? - skończyłam zszywać ranę i schowałam sprzęt do apteczki.
- Nie chciała, by twoja rodzina była w niebezpieczeństwie... nie chce, by ktoś miał tak jak ja. Wiesz o czym mówię... 
- Powiesz mi coś więcej...? - spytał spokojnym tonem.
- W sumie mogę... po tym jak mnie wygnali znalazłam się w wiosce. Przygarnęła mnie wtedy ta staruszka i mnie nauczyła właśnie korzystać z ziół. Poznałam tam... bardzo miłego faceta. Udało mu się mnie uwieść i... no cóż. Zaczęliśmy chodzić ze sobą - zamknęłam oczy ze smutnym wyrazem twarzy - ale okazało się, że był chory psychicznie... Zaczął mnie torturować batem i... - oblizałam się - i zrobił mi coś, za co zapłacił swoim życiem... - popatrzyłam na niego.
- Masz blizny po tym bacie? - spytał. Odwróciłam się i delikatnie podwinęłam koszulkę. Od razu było widać blizny.
- I to nie byle jakie... to był metalowy bat... o wiele mocniejszy niż zwykły taki z liny... - opuściłam koszulkę - wiesz... - lekko się uśmiechnęłam - dzięki za pomoc... gdyby nie ty pewnie bym tam zginęła...

Raphael?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz