Od Ylvyne - Do Rosaline

  Siedziałam na łóżku brązowowłosej dziewczyny. Szczerze ciekawiło mnie kim jest. W ciągu ostatniej godziny sprawy potoczyły się bardzo szybko - kilku Nefilim przyniosło ją tutaj tłumacząc Hodge'owi o jej pochodzeniu coś, nad czym nie miałam czasu ani chęci się skupić. Nie żebym była specjalnie zajętam - poprostu nie lubiłam marnować życia na takiego typu drobnostki.
  Westchnęłam przypominając sobie, jak to ja dwa lata temu przybyłam tutaj. Najpierw ciężko mi było przyswoić, że świat wychodzący spod mojego pióra istnieje naprawdę, jednak w krótce z chęcią (czego starałam się nie okazywać) przystowałam się i przywykłam do nowego trybu życia, który zdawał się być o wiele ciekawszy, niż prozaiczna codzienność.
  Teraz te dawne chwile spędzone na studiach, fotografii czy nauce zdawały się tak odległe, jakby minęły tysiące lat świetlnych. Zaś życie Nefilim - z początku fascynujące i nadzwyczajne - teraz było czymś zapełnie normalnym, choć nie ukrywajmy, naprawdę bardzo je polubiłam.
  Miałam wrażenie jakby dziewczyna się poruszyła. Zeskoczyłam jak poparzona i cofnęła się do drzwi. Bałam się bliskości drugiej osoby, bałam się śledzącego każdy krok wzroku, gardzącej oceny, a najbardziej ze wszystkiego bycia gorszym i wzgardzonym. Sięgnęłam ręką w stronę klamki, gdy usłyszałam jej głos.
  -Gdzie ja jestem?...-zdezorientowana brunetka rozejrzała się po sali, gdy jej wzrok napotkał mnie stojącą przy wyjściu.
  -W Instytucie - warknęłam , po czym z rezygnacją odsunęłam się od drzwi. Założyłam ręce na piersi i przekrzywiłam głowę. Wiedziałam, że byłam wredna i aspołeczna, ale to naprawdę silniejsze ode mnie.

Rosaline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz