Pokój jest mniejszy od tego w Monachium. Widok z okna nie
jest taki piękny jak w Kopenhadze. Za to pokój jest umeblowany najlepiej. W
sumie to wszystko i tak nie miało dla mnie znaczenia. Jedyny pokój w jakim
miałam ochotę się teraz znajdować był na drugim końcu świata. W Nagoja.
Chciałabym teraz siedzieć z Yuką w moim pokoju i naśmiewać się z nowych butów
mamy. Lub innej równie nie istotnej rzeczy. Ale Yuka nie wróci. Ja więcej nie
zobaczę Instytutu w Nagoja. Więc jaka to różnica jaki jest ten pokój? W Instytucie
w Nowym Jorku przebywałam już od godziny. Pewnie zostanę tu tydzień. Może dwa.
Zrezygnowana rzuciłam torbę na łóżko. Nie ma pościeli, będę musiała później
jakiejś poszukać. Otworzyłam torbę. Niewiele rzeczy podróżowało ze mną. Głównie
pieniądze i broń zabrane jeszcze z Japonii. Oprócz tego trochę ubrań. I moja
stela. Przejechałam po niej delikatnie palcem. Była wykonana z onyksu opleciona
wężem ze srebra. Piękna. Na dnie torby znalazłam jeszcze coś od czego ścisnęło
się moje serce. Zdjęcie. Niby świstek papieru, a dla mnie tyle znaczył… Na
zdjęciu byłam ja i Yuka. Obie uśmiechnięte. Szczęśliwe. Wzdycham ciężko i
rozpakowuje broń. To solidne sztuki. Wsuwam shurikeny za pas. Obok nich ląduje
stela. Łapie jeszcze klucz. Ten wręczyła mi szefowa Instytutu kilka minut temu.
Wychodzę na zewnątrz. Przekręcam klucz. Zamek cicho klika, a ja sprawdzam czy
drzwi na pewno się zamknęły. Ruszam powoli ciemnym korytarzem. Ciekawe ile osób
tu aktualnie przebywa. Zamyślona idę korytarzem. W tym momencie na kogoś wpadłam.
- Hej, uważaj trochę!
– gani mnie jakiś męski głos
- ごめんなさい –
ups, nie ten język – chciałam powiedzieć przepraszam… - wpatruje się w chłopaka
<Ktoś? Jakiś chłopak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz